Jakubina (Raczkowa Czuba) – wejście zimą

Jakubina jest drugim co do wysokości szczytem Tatr Zachodnich, położonym na ciekawej Grani Otargańców. Zimą zdobywana jest dość rzadko, głównie ze względu na sezonowe zamknięcie słowackich szlaków. Mimo to, dziś udaję się tam od polskiej strony, po drodze wchodząc również na Trzydniowiański, Kończysty i Jarząbczy Wierch.

Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.

To wycieczka, na którą od dłuższego czasu miałem sporą ochotę. Wynikało to poniekąd z niedosytu po zeszłorocznym, zimowym wypadzie na Jarząbczy Wierch, gdzie w pewnej chwili musiałem podjąć decyzję: zajrzeć na Jakubinę albo iść dalej granią do Wołowca. Wtedy padło na to drugie, jednak wiedziałem już, że kiedyś wrócę, by zrealizować także tę pierwszą opcję.

Apetyt podsycił też jesienny wyjazd na Otargańce. To bardzo ładna, pełna ciekawych szczytów grań, w skład której wchodzi między innymi Jakubina. A skoro podobała mi się bez śniegu, to byłem pewny, że spodoba również w wersji zimowej. Wyjazd był więc tylko kwestią czasu, mocno związaną z oczekiwaniem na dobrą pogodę.

Jakubina zimą – co warto wiedzieć

Zacznijmy od nazwy, bo tak na dobrą sprawę, to funkcjonują dwie i ciężko mi stwierdzić, która jest bardziej popularna. Słowacy mówią na ten szczyt Jakubina. Polską nazwą jest Raczkowa Czuba, ale w praktyce, bardzo często spotyka się też to pierwsze określenie. Ja sam również skłaniam się ku Jakubinie i to właśnie tą nazwą będę się posługiwał w niniejszym tekście.

Szczyt mierzy 2194 metry i leży na bocznej grani Tatr Zachodnich, w masywie tak zwanych Otargańców. Znajduje się w całości na Słowacji, choć dość blisko granicy z Polską (dystans to jakieś 800 metrów). Pod względem wysokości jest drugim, zaraz po Bystrej, szczytem w Tatrach Zachodnich. Przez wierzchołek poprowadzono oznaczony na zielono szlak turystyczny.

Na Jakubinę najłatwiej dostać się od południa, startując z parkingu przy Wąskiej Dolinie i wchodząc przez Grań Otargańców wspomnianym zielonym szlakiem. Drugą z opcji jest trasa od strony Polskiej, przez Kończysty i Jarząbczy Wierch – trochę dłuższa, choć wymagająca pokonania zbliżonej sumy podejść. Generalnie, szczyt nie należy do tych najbardziej popularnych, więc nawet w pogodne weekendy można tam znaleźć trochę spokoju.

A co z zimą? Tu niestety pojawia się problem, bo zgodnie z regulaminem TANAP-u, słowackie szlaki powyżej schronisk są wtedy zamknięte. Więc oficjalnie nie można, choć w praktyce ludzie i tak czasem chodzą. Te przygraniczne szczyty, takie jak właśnie Jakubina czy opisana niedawno Bystra są odwiedzane dość regularnie.

Nie zachęcam, nie odradzam, jedynie piszę, jak wygląda sytuacja. Trzeba mieć tylko świadomość, że idąc na Jakubinę zimą, ponosi się dwa rodzaje ryzyka. Po pierwsze, można dostać mandat (choć szczerze mówiąc wątpię, by ktoś tam kiedykolwiek czekał na szczycie lub przy granicy), a po drugie, w razie ewentualnego wypadku może nie zadziałać ubezpieczenie. Akcje ratunkowe na Słowacji są płatne, a przy świadomym złamaniu przepisów może być problem z wypłatą pieniędzy z polisy.

Załóżmy jednak, że chcemy iść, znamy zasady i je akceptujemy. Co wtedy? Najlepiej iść od strony polskiej, startując z Doliny Chochołowskiej i poruszając się szlakami przez Trzydniowiański Wierch, Kończysty Wierch oraz Jarząbczy Wierch. Dojście na szczyt powinno wtedy zając około 6 godzin oraz wymagać pokonania niecałych 1450 metrów podejść. Konkretne wartości będą oczywiście zależeć od kondycji i panujących danego dnia warunków.

Idąc na Jakubinę w zimie, należy mieć na uwadze zagrożenie lawinowe. Choć trasa w większości prowadzi w miarę bezpiecznymi graniami, jest też kilka niepewnych miejsc, więc warto czytać aktualne komunikaty TOPR-u oraz posiadać wiedzę dotyczącą zimowej turystyki.

Co do przetarcia szlaków, dużo zależy od historii warunków pogodowych. Przy dłuższych okresach sprzyjającej aury, ślad może być na całej długości trasy. W innych wypadkach, może pojawić się konieczność przecierania szlaku, szczególnie na odcinkach za Kończystym Wierchem.

Wybierając na taką wycieczkę, koniecznie należy być wyposażonym w raki, stuptuty oraz czekan turystyczny. O innych, bardziej podstawowych rzeczach typu latarka, telefon czy odpowiednie ubrania, pewnie przypominać nie trzeba.

Jakubina w zimie – relacja z wejścia

Dojazd na Siwą Polanę

Tak, jak przeważnie, dziś też stawiam na autobusy. Z Krakowa wyruszam kursem o 5:50, co pozwala mi się dostać na Zakopanego w okolicach godziny 8:00. Mimo całkiem ładnej pogody, ludzi na pokładzie nie zbyt wielu.

Na dworcu przesiadam się do czekającego już busika kursującego do Doliny Kościeliskiej i Chochołowskiej. Na odjazd czekam parę minut, do celu jadę kolejnych kilkanaście. Wysiadam na ostatnim przystanku, praktycznie tuż przy wejściu do parku narodowego.

Przejście przez Dolinę Chochołowską

Płacę 6 złotych za bilet, mijam szlaban i ruszam przez Siwą Polanę. Przede mną długi, niemal sześciokilometrowy odcinek zielonego szlaku. Całkiem ładny, ale jeśli pokonuje się go co najmniej kilka razy w roku, to szybko staje się też dość nudny. Ale cóż, podobnie, jak w przypadku drogi nad Morskie Oko, jest to niezbędny wstęp, by dostać się w te ciekawsze miejsca.

Siwa Polana w zimie
Przejście przez Siwą Polanę.

Mijam gęsto zabudowaną polanę, potem wchodzę do lasu i zbliżam się do płynącego dnem doliny Chochołowskiego Potoku. Cały czas poruszam się wygodną, szeroką drogą o minimalnym nachyleniu. Mimo wczesnej pory, na szlaku jest już sporo ludzi. Co chwilę kogoś wyprzedzam, starając się trzymać dość żwawe tempo i pokonać ten odcinek możliwe szybko.

Dolina Chochołowska w zimie
Dolina Chochołowska to jedno z niewielu miejsc w polskich Tatrach, po których można poruszać się na rowerze.

Idąc przez Dolinę Chochołowską, mijam parę polanek, miejsc do odpoczynku, ciekawych formacji skalnych, a także odejścia różnych szlaków. Dość blisko jej wylotu startuje Droga pod Reglami, parę kilometrów dalej Ścieżka pod Reglami, a chwilę później dwie inne trasy: czarna w stronę Siwej Przełęczy (zimą raczej niepolecana, ze względu na zagrożenie lawinowe) oraz żółta na Iwaniacką Przełęcz.

Idąc jeszcze klika kolejnych minut docieram do tego skrzyżowania, na które czekałem. Na jednym z drzew po lewej stronie drogi zauważam czerwoną kropkę, oznaczającą początek jednej z tras na Trzydniowiański Wierch. Tu opuszczam Dolinę Chochołowską i zaczynam ciekawszą, choć również trochę trudniejszą część wycieczki.

Zimowy szlak na Trzydniowiański Wierch

Przez chwilę poruszam się lasem, potem wychodzę na otwarty teren jakiejś niewielkiej dolinki, wciśniętej między opadające z Trzydniowiańskiego Wierchu grzbiety. Szlak zaczyna się wznosić, początkowo łagodnie, choć kawałek dalej widzę już podejście o znacznie większym nachyleniu.

Czerwony szlak na Trzydniowiański Wierch
Krótki, leśny odcinek na początku czerwonego szlaku.
Trzydniowiański Wierch z Doliny Chochołowskiej
Tu już po wyjściu na otwarty teren.

Idę kawałek po dobrze przetartej ścieżce ponad dnem dolinki, po czym docieram do szerokiego żlebu Krowiniec, dobrze widocznego na powyższym zdjęciu. Tam nachylenie szlaku rośnie, a ja zaczynam długie, męczące podejście. To chyba jedno z najbardziej wymagających, jakie znam w tej części Tatr.

Trzydniowiański Wierch od Doliny Chochołowskiej
Początek stromego podejścia w żlebie Krowiniec.

Z minut na minuty robi się coraz stromiej. Z poprzednich zim pamiętam, że tym żlebem idzie dość długo. Dziś, pewnie ze względu na gorszą sytuację lawinową, przebieg trasy jest nieco inny. Ze żlebu dość szybko skręca ona w lewo, między drzewa, a potem prowadzi już zgodnie z letnią wersją trasy.

W lesie nie jest jednak łatwiej. Wręcz przeciwnie – niektóre odcinku są jeszcze bardziej strome, a po dłuższej chwili takiej wspinaczki, nawet ktoś z niezłą kondycją może się poczuć zmęczony.

Szlak na Trzydniowiański Wierch zimą
Leśny, najbardziej wymagający odcinek szlaku na Trzydniowiański Wierch.

W końcu, po dłuższej chwili intensywnego nabierania wysokości, ścieżka łagodnieje. Między drzewami podchodzę jeszcze kawałek, potem coraz częściej trafiam w teren częściowo otwarty, z niezłym widokiem na ciągnącą się równolegle do tej trasy grań Ornaków.

Trzydniowiański Wierch, wejście w zimie
Po trudnym podejściu szlak w końcu łagodnieje i coraz częściej prowadzi w otwartym terenie.

Na kolejnych odcinkach dookoła pojawia się jeszcze trochę roślinności, jednak generalnie jest ona rzadsza i przybiera mniej okazałe formy. Potem zostaje już tylko kosodrzewina, a ja trafiam na łagodną grań, którą przebędę resztę drogi na szczyt.

Trzydniowiański Wierch, wejście zimą
Czerwony szlak po wejściu na grań Trzydniowiańskiego Wierchu.

W oddali widzę już wierzchołek, jednak zanim tam trafię, muszę jeszcze pokonać kilka nietrudnych spiętrzeń tego grzbietu. Nie jest to szczególnie forsujące, wymaga tylko trochę czasu. W końcu wdrapuję się na ostatnie z nich i docieram pod szczytową tabliczkę Trzydniowiańskiego.

Trzydniowiański Wierch w zimie
W drodze na główny wierzchołek.
Trzydniowiański Wierch zimą
Na Trzydniowiańskim Wierchu. W tle dobrze widoczny masyw zamkniętego dla turystów Kominiarskiego Wierchu.

Czubik i Kończysty Wierch

Przez szczyt przechodzę praktycznie bez zatrzymania. Jest tu trochę ludzi, ja nie potrzebuję przerwy, a przede mną jeszcze sporo drogi, więc po prostu ruszam dalej bez zbędnych postojów.

Schodzę ze szczytu na płytką przełączkę, po czym zaczynam podejście na drugi z wierzchołków Trzydniowiańskiego Wierchu. Ten jest o parę metrów wyższy, jednak z jakiegoś powodu na główny uznaje się ten pierwszy, bardziej wysunięty na północ.

Za drugim z wierzchołków ponownie się nieco obniżam, a następnie zaczynam zbliżać do Czubika. To kolejne spiętrzenie tej grani, które letnia wersja szlaku omija, trawersując po zachodnim zboczu. Dziś, w warunkach zimowych i przy niezbyt stabilnej pokrywie śnieżnej, bezpieczniej jest jednak nadłożyć trochę trasy i pójść górą, trochę bliżej wierzchołka.

Kończysty Wierch, wejście w zimie
Przejście w stronę Czubika.
Kończysty Wierch, wejście zimą
Czubik oraz dwa różne warianty przejścia. Przy wyższym poziomie zagrożenia lawinowego, bezpieczniej jest iść tym wyższym lub nawet przejść przez wierzchołek.

Ostrożnie pokonuję trawers, a za Czubikiem zaczynam nietrwające zbyt długo zejście na Dudową Przełęcz. Potem znów do góry, tym razem stromiej i z większą różnicą wysokości. Zaczyna się trwające 20-30 minut podejście na Kończysty Wierch, podczas którego do pokonania będę miał około 180 metrów przewyższenia.

Kończysty Wierch zimą
Zejście na Dudową Przełęcz, a dalej również podejście na Kończysty Wierch.

Wejście na Kończysty Wierch trochę się ciągnie, jednak nie jest aż tak wymagające, jak wcześniejsza wspinaczka na Trzydniowiański. W końcu docieram na wierzchołek, gdzie spotykam kolejną grupę turystów. W tym miejscu znajduje się także skrzyżowaniem z czerwonym szlakiem. Skręcając w lewo można ruszyć w stronę Starorobociańskiego Wierchu, w prawo idzie się na Jarząbczy Wierch.

Pierwsza z tych tras chyba zawsze cieszy się większą popularnością. Droga na szczyt jest wyraźnie przetarta, widać też wielu idących nią ludzi. Na Jarząbczy śladów jest znacznie mniej, a sama grań sprawia wrażenie trudniejszej.

Kończysty Wierch w zimie
Umiarkowanie strome podejście na Kończysty Wierch.
Jarząbczy Wierch i Jakubina
Jakubina i Jarząbczy Wierch oglądane z wierzchołka Kończystego Wierchu.

Jarząbczy Wierch – przejście granią od Kończystego Wierchu

Na Kończystym Wierchu też nie zatrzymuję się zbyt długo. Skręcam w prawo i ruszam w kierunku pięknej grani prowadzącej stąd w stronę Jarząbczego Wierchu. Zaczynam zejście na Jarząbczą Przełęcz, jednak chwilę później robię postój, by w końcu założyć raki. To tej pory całkiem nieźle szło mi się bez nich, jednak tutejsza grani zaraz zrobi się lekko eksponowania. Lepiej zawczasu zmniejszyć szansę na ewentualne błędy.

Podczas „uzbrajania” butów spotykam wracającego ze szczytu turystę. Wymieniamy parę zdań, z których dowiaduję się między innymi, że droga na Jakubinę jest chyba nieprzetarta. Potem każdy z nas ruszą w swoją stronę.

Jarząbczy Wierch, wejście zimą
Zejście w stronę Jarząbczej Przełęczy.

Grań, którą się poruszam wygląda na wąską i z obu stron eksponowaną, jednak nie sprawia mi się większych problemów. Ślad jest założony, śnieg dobrze trzyma, a miejsca jest wbrew pozorom wystarczająco.

Po chwili schodzenia docieram na przełęcz, po czym zaczynam odzyskiwanie wysokości. Przede mną krótkie podejście na Kopę Prawdy – niewielkie wypiętrzenie w grani pomiędzy Kończystym a Jarząbczym Wierchem. Nie jest trudne, choć stroma końcówką może wymagać postawienia kilku większych kroków.

Jarząbczy Wierch, wejście w zimie
W drodze na Kopę Prawy.

Za Kopą znów trochę schodzę, a następnie zaczynam długie podejście w stronę szczytu Jarząbczego Wierchu. Do pokonania jest trochę ponad 100 metrów różnicy poziomów, po miejscami wąskiej, lekko przepaścistej grani. Te niewielkie trudności rekompensują jednak świetne widoki, które można podziwiać na opisywanym odcinku.

W pewnym miejscu grań się rozszerza, a ślady prowadzą dwoma wariantami – jeden bliżej Doliny Jarząbczej, drugi Zadniej Raczkowej Doliny. Tu wybieram tę pierwszą wersję, choć moim zdaniem, ich trudność i poziom bezpieczeństwa są zbliżone.

Kawałek dalej opcje się łączą i już wspólnie prowadzą na szczyt. Choć nie – nie do końca na szczyt, tylko pod szczytową tabliczkę. A na Jarząbczym Wierchu to jednak nie to samo, bo zdobycie wierzchołka wymaga podejścia jeszcze kilkudziesięciu metrów na południe, czego pewnie część wchodzących tu turystów nie robi.

Jarząbczy Wierch zimą
Przejście granią na Jarząbczy Wierch.
Jarząbczy Wierch w zimie
Końcowa, nieco stroma część podejścia.

Ze wierzchołka, a także z okolic tabliczki znajdującej się na głównej grani Tatr Zachodnich, roztacza się ciekawy widok na sporo okolicznych szczytów. Są także… ślady na Jakubinę. Wbrew temu, co mówił spotkany na grani turysta, ktoś zdążył już przetrzeć tę trasę. W tej chwili widzę dwa ślady w stronę szczytu oraz jeden powrotny. Sam robię tu krótką przerwę, a następnie dokładam swój.

Jarząbczy Wierch
Na Jarząbczym Wierchu, a konkretnie przy tabliczce kilkadziesiąt metrów od głównego wierzchołka.

Zimowe wejście na Jakubinę

Szczerze mówiąc, warunki po tej stronie zboczą są dziś dalekie od idealnych. Z jednej strony nawisy, z drugiej stromy, pokryty śniegiem stok, który z paru miejscach będzie trzeba przeciąć poniżej grani. Do tego silnie świecące słońce i dodatnie temperatury, które pogarszają sytuację lawinową. Większą część tego odcinka da się pokonać bezpiecznie, ale czy całość? Tego raczej nikt mi nie zagwarantuję.

Jakubina, wejście zimą
Grań pomiędzy Jarząbczym Wierchem a Jakubiną.

Sprawnie i bez żadnych trudności schodzę na nienazwaną przełęcz jakieś 40 metrów poniżej Jarząbczego Wierchu, po czym zaczynam podejście w stronę Jakubiny. Cały odcinek pomiędzy szczytami ma około 800 metrów długości, a jego pokonanie zajmuje nieco ponad pół godziny. Oczywiście latem, bo zimą to różnie bywa.

Kawałek za przełęczą docieram do pierwszego z niefajnych miejsc. Tu muszę albo trawersować po ośnieżonym zboczu, albo podejść blisko nawisu. Wybieram to pierwsze, sprawnie przemykam po miękkim śniegu i chwile później znów jestem w bardziej przyjaznym terenie.

Grań się rozszerza i przez dłuższą chwilę nie sprawia problemów. Potem docieram do skałek, gdzie znów mam wybór: górą przy nawisach albo trawers. Ślady prowadzą trawersem, a ja nie wiem, co czeka mnie u góry, więc sam też decyduję się na obejście. Choć z perspektyw czasu, wiem już, że przejście ściśle granią było możliwe i pewnie nieco bezpieczniejsze.

Po drugim trawersie znów jest łatwiej, lecz robi się też nieco stromiej. Kontynuuję podejście, przy kolejnych okazjach starając się już unikać jakichkolwiek zejść na pochyłe zbocze.

Jakubina, wejście w zimie
Umiarkowanie strome podejście na Jakubinę.

W pewnej chwili dostrzegam wracającą ze szczytu turystkę. To ona odpowiada za jednej z prowadzących tam śladów. Kawałek dalej mijamy się, wymieniając krótkie pozdrowienie. Stąd na wierzchołek nie mam już daleko.

Raczkowa Czuba, wejście zimą
Jeden z ostatnich odcinków przez szczytem.

Nim tam jednak dotrę, decyduję się zrobić kilka odstępstw od założonego śladu. Znów chodzi oczywiście o unikanie trawersów po rozmiękczonej słońcem pokrywie. Potem grań staje się coraz bardziej płaska, a ja widzę już jej kulminację. Parę minut później stoję na szczycie Jakubiny.

Jakubina zimą
Jakubina – tabliczka z nazwą szczytu i jego wysokością.

Wierzchołek mam dziś tylko dla siebie. Najbliżsi ludzie są pewnie około kilometr dalej, gdzieś pod szczytem Jarząbczego Wierchu. Świetne uczucie i niewątpliwa zaleta chodzenia po Tatrach zimą.

Widoki z wierzchołka z pewnością mogą się podobać, a dobra pogoda pozwala mi oglądać panoramę we wszystkich możliwych kierunkach. Gdyby nie czekająca mnie długa droga powrotna oraz coraz mocniej grzejące słońce (a co za tym idzie, pogarszająca się sytuacja lawinowa), chętnie spędziłbym tu nawet i godzinę.

Jakubina w zimie
Widok z stronę Starorobociańskiego Wierchu. W oddali da się też dostrzec sporo szczytów Tatr Wysokich.
Jakubina, widoki
Tuż obok widać Bystrą i Niżną Bystrą (zwaną też Zadnią Kopą). W dole ciągnie się Dolina Raczkowa.
Raczkowa Czuba, widoki
Po drugiej stronie ładnie prezentuje się grań Barańca, Rohacze oraz sporo innych szczytów słowackiej części Tatr Zachodnich.

Jakubina – zejście ze szczytu

Ostatecznie, zadowalam się kilkunastoma minutami. Potem zakładam plecak, biorę do ręki czekan i zaczynam powrót w kierunku Jarząbczego Wierchu. W dół idę tą samą trasą, starając się trzymać w miarę ściśle grani i unikać trawersów. Odstępstwa robię tylko w dwóch miejscach, dokładnie tych samych, co przy wchodzeniu na szczyt. Nie są długie, ale i tak pokonuję je możliwe szybko.

Otargańce zimą
Zejście z Jakubiny w stronę Jarząbczego Wierchu.

Sprawnie docieram na przełęcz, potem przez chwilę podchodzę na Jarząbczy Wierch. Tam robię chwilę przerwy na jedzenie, a następnie skręcam w prawo i zaczynam przejście czerwonym szlakiem.

Schodzę z wierzchołka pokonując parę bardziej stromych fragmentów. Za nimi trafiam na miejscami wąską, nieco eksponowaną grań, która przez Kopę Prawdy prowadzi mnie na Kończysty Wierch. Gdzieś po drodze wyprzedzam kilka innych osób, również zmierzających w stronę Kończystego.

Grań Jakubina - Jarząbczy Wierch zimą
Zejście z Jarząbczego Wierchu, czyli pełen zimowego uroku fragment głównej grani Tatr Zachodnich.
Grań Jarząbczy Wierch - Kończysty Wierch
Tu jestem już za Jarząbczą Przełęczą.

Zejście do Doliny Chochołowskiej

Na Kończystym tłumy. Tu kończą się wszelkie trudności, gdzieś ulatnia się ekscytacja związana ze zdobywaniem rzadko odwiedzanych miejsc. Wracam na dobrze przetarte szlaki, między ludzi co chwilę chodzących w obie strony.

Szczyt mijam bez postoju, skręcam na zielony szlak i zaczynam zejście po umiarkowanie pochyłym zboczu. Poruszam się z dala od głównej ścieżki, w miękkim śniegu, który przyjemnie wyhamowuje moje kroki. Chwilę później jestem już na Dudowej Przełęczy, skąd ruszam w stronę Czubika.

Kończysty Wierch zimą, zejście
Zejście z Kończystego Wierchu na Dudową Przełęcz.

Przez Czubik ponownie przechodzę górą, choć dziś większość osób wybiera już dolną wersję, zgodną z letnim przebiegiem tego szlaku. Dalej czeka mnie krótkie zejście, a następnie droga przez dwa wierzchołki Trzydniowiańskiego Wierchu. Z tego miejsca mogę też obejrzeć drugi ze szlaków prowadzący na ten szczyt (z Doliny Jarząbczej). Choć zimą nie jest on zalecany, na zboczu da się dostrzec jakieś pojedyncze ślady butów i nart. Nie widać jednak żadnego podchodzącego człowieka. Wszyscy, zresztą dość słusznie, wybierają dziś wersję od północy, przez grzbiet Kulawiec.

Trzydniowiański Wierch w zimowych warunkach
Przejście pomiędzy wierzchołkami Trzydniowiańskiego Wierchu.

Mijam główny wierzchołek, po czym przez dłuższą chwilę schodzę szeroką granią. W pewnej chwili zaczyna pojawiać się roślinność, potem szlak obija w prawo i kieruje mnie do pierwszego zalesionego fragmentu.

Trzydniowiański Wierch, zejście
Zejście z widokiem na Kominiarski Wierch.

W lesie dość szybko robi się stromo. To ten najtrudniejszy odcinek, który rano dał mi trochę popalić. Na szczęście, schodzi się nim bez większego wysiłku, szczególnie mając na nogach raki.

Gdy leśny odcinek się kończy, szlak kieruje mnie to żlebu Krowiniec, którym pokonuję resztę tego zejścia. Potem jeszcze chwila nietrudnego terenu i czerwony szlak dobiega końca, łącząc się z Doliną Chochołowską.

Zejście z Trzydniowiańskiego Wierchu
Zejście przez Krowiniec w stronę Doliny Chochołowskiej.

Skręcam w prawo i zielonym szlakiem ruszam w dół doliny. Przede mną 6 kilometrów w tłumie, po szerokiej, utwardzanej drodze. Nic ciekawego, ale to niewielka cena za to, co dane mi było przeżywać kilka godzin wcześniej.

Dolina Kościeliska w zimie
Powrót przez Dolinę Chochołowską – miejsce niewątpliwie pełne uroku, ale też wielu innych turystów.

Powrót

W końcu udaje mi się dotrzeć na parking i opuścić teren parku narodowego. Czekam chwilę na busa, wsiadam, potem znów czekam – tym razem na odjazd. Ruszamy zgodnie z rozkładem, kilkanaście minut później jestem już w centrum Zakopanego, gdzie przesiadam się na autobus do Krakowa.

Niestety, niedzielny powrót zamienia się w drogowy koszmar. Zakopianka w wielu miejscach się korkuje, wszystko idzie 2 razy wolniej niż normalnie. Jedziemy dobre 4 godziny, co sprawia, że w domu jestem dopiero około 20:00.

Wejście na Jakubinę zimą – podsumowanie wycieczki

To był długi, męczący, ale z pewnością godny zapamiętania dzień. Udało się bezpiecznie zdobyć wymarzony szczyt, pooglądać mnóstwo ładnych krajobrazów oraz spędzić trochę czasu w ulubionych górach. Nawet konieczność wczesnego wstawania i ciągnący się w nieskończoność powrót nie zmieni mojego zdania, że zdecydowanie było warto.

Pod względem trudności, nie uważam, by była to jakaś szczególnie wymagająca wycieczka. Technicznie bez problemu, ekspozycje niewielkie, w dodatku wszystkie wykorzystywane przeze mnie szlaki były już przetarte. Ot, zwykłe chodzenie po śniegu, tyle, że na dość duże odległości.

Wraz z tym przejściem, zamyka się moja lista zimowych celów na ten rok. Wszystko zakończyło się sukcesem, udało się nawet zrobić parę ponadprogramowych wycieczek. Czy to więc koniec wyjazdów? Oczywiście, że nie! Sezon wciąż trwa, zatem będę szukał kolejnych okazji i realizował inne pomysły, których w Tatrach raczej prędko mi nie braknie.

A tu jeszcze mapka z zaznaczoną dzisiejszą trasą:

2 komentarze

Skomentuj Szymon Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *