Turbacz – wejście zimą

Pora na kolejną zimową wycieczkę. Tym razem w Gorce, by przy świetnej pogodzie i dobrze przygotowanych szlakach zdobyć najwyższy szczyt tego pasma – mierzący 1310 metrów n.p.m. Turbacz. Zapraszam na relację tego przejścia.

Turbacz był pierwszym szczytem, jaki zdobyłem zimą. Idąc tam parę lat temu z Martyną, byliśmy raczej początkującymi turystami. Pamiętam, że miałem wtedy na sobie jakieś zwykłe, jeansowe spodnie oraz co prawda wysokie, ale nie mające wiele wspólnego z wodoodpornością buty. O stuptutach nawet nie słyszałem.

Wystarczyło parę minut w głębszym śniegu i wszystko to było mokre. Na szczęście, większość trasy była przetarta, a i pogoda tego dnia dopisywała. Obyło się więc bez pakowania w kłopoty. Szczyt zdobyliśmy, ale i wniosków do wyciągania było sporo.

Teraz, 4 zimy później, postanawiamy wrócić na Turbacz i ponownie przejść się tymi samymi szlakami. Tym razem chcemy to jednak zrobić lepiej. Mamy więcej sprzętu, lepszą formę, sporo doświadczenia. Znamy prognozy pogody i raporty o stanie szlaków. Powinno być więc bezpiecznie i bez żadnych negatywnych zaskoczeń.

Turbacz – szlaki i inne przydatne informacje

Turbacz jest najwyższym szczytem Gorców. Mierzy 1310 metrów i znajduje się w środku tego pasma, nieco po zachodniej stronie. Ze względu na bliskość wielu miast, mnogość szlaków oraz duże schronisko w pobliżu wierzchołka, góra cieszy się ogromną popularnością wśród turystów o różnym poziomie zaawansowania.

Przez sam szczyt przebiega tylko jedna trasa turystyczna. To oznaczony na czerwono Główny Szlak Beskidzki, będący bezsprzecznie najpopularniejszym szlakiem długodystansowym w Polsce (jego długość wynosi około 500 km – piszę „około”, ponieważ w zależności od źródła, podawane wartości różnią się nawet o kilkanaście kilometrów). Na wierzchołku góry można znaleźć krzyż, kamienny obelisk oraz parę tablic i ławek. Widoki są ciekawe, choć częściowo przesłonięte przez las.

Szlaków na Turbacz jest jednak o wiele więcej. Parę minut od szczytu znajduje się bowiem wspomniane już schronisko, które jest jednym z najważniejszych węzłów turystycznych regionu. W ciągu 3-4 godzin można tu dojść z kilkunastu różnych miejscowości położonych na południu, północy lub zachodzie Gorców. Opcji dostania się na szczyt jest więc na prawdę dużo.

Z tego powodu, Turbacz odwiedza naprawdę masa ludzi. Wchodzą tu piechotą, wbiegają, wjeżdżają na rowerach lub, gdy spadnie śnieg, na nartach biegowych. Turystyczna infrastruktura jest w bardzo dobrym stanie, a w pogodne dni, na najpopularniejszych szlakach spotkać można setki osób.

Do najkrótszych i notujących największą frekwencję tras należą oznaczone na żółto i zielono podejścia z Nowego Targu (a pisząc konkretniej, to z położonego na północy miasta osiedla Oleksówki). I to właśnie te szlaki mamy zamiar dziś odwiedzić.

Tu jeszcze parę słów o zimowych warunkach na Turbaczu. Choć szczyt nie jest szczególnie wysoki, potrafi tu spaść na prawdę sporo śniegu. Wartości powyżej metra raczej nie będą zaskoczeniem. Na szczęście, te bardziej popularne szlaki są dość szybko przecierane nawet po dużych opadach. Część tras jest wręcz odśnieżanych przy pomocy ciężkiego sprzętu.

Zagrożenie lawinowe raczej nie występuje. W kwestii przydatnego sprzętu, na pewno warto mieć ze sobą stuptuty. Czasem mogą przydać się raki / raczki, choć z tego, co obserwuję, większość osób w Beskidach ich nie ma, przez co czasem męczą się na śliskich zejściach. Sporą popularnością cieszą się natomiast kijki trekkingowe.

Turbacz zimą – relacja z wejścia

Dojazd i dojście do szlaku

Górę chcemy zdobywać od strony Nowego Targu. Około 6-tej wsiadamy więc w pierwszy lepszy autobus jadący w kierunku Zakopanego i przez mniej więcej półtorej godziny nudzimy się w umiarkowanie zatłoczonym pojeździe.

Wysiadamy na nowotarskim dworcu i od razu udajemy na północ. Klucząc wąskimi uliczkami, po przeważnie nieodśnieżonych chodnikach, przechodzimy najpierw przez rynek, a następnie docieramy w okolice rzeki Czarny Dunajec.

Nowy Targ zimą
Świt nad brzegiem Czarnego Dunajca w Nowym Targu.

Na drugi brzeg przechodzimy po długiej kładce. Chwilę później docieramy do ronda, gdzie skręcamy w lewo i kontynuujemy marsz na północ po ciągnącej się w nieskończoność ulicy Kowaniec. Pewnie można by ten odcinek przejechać lokalną komunikacją miejską, bo od czasu do czasu mijały nas żółte autobusy, ale cóż – chodzenie jest fajniejsze :)

Po około pół godzinie docieramy pod osiedlowy kościół, gdzie trafiamy na oznaczenia zielonego szlaku. Mijamy go i idziemy przed siebie jeszcze jakieś 200 metrów. Tam, tuż za pętlą autobusową odnajdujemy tabliczki i symbole początkowe szlaków na Turbacz.

Nowy Targ, szlaki
Początek dwóch szlaków na Turbacz na osiedlu Oleksówki. Dojście tu z dworca autobusowego zajęło nam niemal godzinę.

Żółtym szlakiem na Turbacz

Do podchodzenia wybieramy trasę koloru żółtego. Ruszamy w kierunku wyznaczonym przez drogowskaz. Dość szybko zaczyna się marsz pod górkę, choć ciągle jesteśmy jeszcze w otoczeniu licznych domków i pensjonatów. Dopiero po kolejnych kilkuset metrach przy drodze zaczynają przeważać drzewa.

Początek żółtego szlaku na Turbacz.

Kawałek dalej docieramy do granicy lasu. Mijamy małą kapliczkę i zaczynamy podejście. Tu chwila przerwy, by ubrać stuptuty. Szlak co prawda wygląda na nieźle przetarty, ale na pewno nie zaszkodzą. Raki póki co zbędne – śnieg jest dość świeży, więc zapewnia wystarczającą przyczepność.

Idziemy przez chwilę typową drogą gruntową, w leśnym, pozbawionym widoków terenie. Po paru minutach docieramy na pierwszą z polan. Tych na Turbaczu jest całkiem sporo, a niektóre oferują bardzo fajne widoki na Tatry i inne pasma.

Przejście przy jednej z licznie występujących na szlaku polan.

Choć Nowy Targ został w dole za nami, ciągle zdarza się trafiać na jakieś pojedyncze zabudowania. W większości są to niewielkie, drewniane domki letniskowe. Przy niektórych życie toczy się nawet w ten mroźny, styczniowy poranek.

Kolejnych kilkadziesiąt minut jest mieszaniną przejść leśnymi, szerokimi drogami oraz przez różnej wielkości polany. Tu jakiś dokładniejszy opis chyba nie ma większego sensu, więc po prostu zamieszczę parę zdjęć.

Turbacz, polany
Widok na okoliczne pagórki z jednej z polan.
Turbacz, żółty szlak
Kolejne przejście przez bardziej otwartą przestrzeń.
Tutaj z kolei zalesiony fragment.

W pewnej chwili pieszy żółty szlak łączy się czerwonym rowerowym. Dalej prowadzą po nieźle odświeżonej (czasem lepiej niż chodniki w Nowym Targu) drodze o niewielkim nachyleniu.

Turbacz, żółty szlak zimą
Droga wspólna dla szlaku pieszego i rowerowego.

Po pewnym czasie schodzimy z drogi i zbaczamy w węższą, bardziej stromą ścieżkę. Ten kawałek wymaga nieco więcej wysiłku, ale nie jest zbyt długi. Nadal nie musimy się również martwić o przyczepność butów. Jak tak dalej pójdzie, to raki poleżą w plecaku przez całą wycieczkę.

Z czasem las rzednie, a my trafiamy pomiędzy ponad dwumetrowe zaspy. Pewnie ze względu na ukształtowanie terenu tego śniegu nie ma tam aż tyle, ale i tak zimowy krajobraz robi wrażenie.

Turbacz, szlak żółty
Marsz po wciętej w śnieżne zaspy drodze.

Niedługo później dochodzimy do skrzyżowania z czarnym szlakiem, prowadzącym z Klikuszowej. On się tu kończy, a my skręcamy w prawo i po szerokiej nartostradzie zmierzamy dalej w stronę szczytu. Widać go już całkiem dobrze, a według miniętego chwilę temu drogowskazu, zostało nam jeszcze około godziny marszu.

Turbacz, szlaki w zimie
Nartostrada w kierunku szczytu. W tle widać już zalesiony wierzchołek Turbacza.

Do tej pory nie spotykaliśmy zbyt wielu innych turystów. Teraz jednak ruch zaczął się na dobre. Część idzie piechotą, inni poruszają się na nartach. Ci ostatni mają na Turbaczu naprawdę niezłe warunki do uprawiania swojego hobby. W pewnym momencie minęliśmy nawet traktor z pługiem do odśnieżania tutejszych dróg.

Teren po lewej stronie jest cały czas otwarty, jednak gorczańskie szczyty nie należą do szczególnie okazałych. O wiele większe wrażenie robią Tatry, które z czasem coraz częściej przebijają się przez las po stronie prawej. W pewnym momencie udaje nam się nawet dostrzec dwa unoszące się nad nimi balony.

Turbacz, widok na Tatry
Balony nad Tatrami. Kiedyś widziałem je również z bliższa podczas zimowego wchodzenia na Rysy.
Turbacz, Tatry
Możliwość oglądania dziesiątek tatrzańskich szczytów to jeden z najlepszych widoków, jakie oferuje Turbacz.

Poruszając się tą łatwą, niemal płaską drogą mijamy jeszcze kaplicę poświęconą Matce Bożej Królowej Gorców, a następnie docieramy na kolejną polanę ze świetnymi widokami: Długie Młaki. Tu znajduje się również skrzyżowanie z kilkoma szlakami biegnącymi na Turbacz od południa. Jednym z nich mamy zamiar później schodzić na dół.

Kaplica Matki Bożej Królowej Gorców
Kaplica Matki Bożej Królowej Gorców.

Na kolejnym odcinku trasy żółta, zielona i niebieska biegną już razem. Dalej jest to ta sama, szeroka nartostrada, którą poruszamy się jeszcze przez kilkanaście minut. Jej nachylenie zaczyna jednak stopniowo rosnąć.

Turbacz, krzyż żołnierzy AK
Krzyż poświęcony żołnierzom AK, na który trafiamy przy nartostradzie.

W pewnej chwili wszystkie trzy szlaki schodzą z głównej drogi. Narysowane na drzewach strzałki kierują nas do lasu, na krótkie, choć dosyć strome podejście.

Turbacz, podejście do schroniska
Leśne, nieco strome podejście tuż przed dojściem do schroniska.

Parę minut później docieramy pod duży, kilkupiętrowy budynek schroniska PTTK Turbacz. Zarówno w środku, jak i na zewnątrz krzątają się dziesiątki osób. Część spożywa zakupione tutaj posiłki i napoje, reszta po prostu odpoczywa przed dalszą wędrówką.

Turbacz, schronisko
Schronisko na Turbaczu.
Turbacz w zimie
Świetny widok na Tatry z tarasu schroniska. Warto zwrócić też uwagę na mnogość krzyżujących się tu szlaków.

Nie zostajemy tu na długo. Praktycznie od razu przeskakujemy na czerwony szlak i zaczynamy ostatnie podejście na szczyt. Choć słowo „podejście” to jednak za dużo powiedziane – ścieżka jest łagodna i prowadzi nas przez kilka minut rzadkim, zniszczonym wiatrem lasem. Największym wyzwaniem jest tu konieczność mijania się z innymi, schodzącymi na dół osobami.

Turbacz, czerwony szlak zimą
Czerwony szlak spod schroniska na szczyt Turbacza.

Chwilę później stoimy już na wierzchołku. Trafiamy tam na kilkumetrowy obelisk z nazwą szczytu, jego wysokością oraz współrzędnymi geograficznymi. Jest również metalowy krzyż z flagą Polski, a także tablica informacyjna i kilka zasypanych śniegiem ławek.

Turbacz zimą
Szczyt Turbacza w zimowych warunkach.

Co do widoków, są całkiem niezłe, choć ciężko znaleźć miejsce, gdzie nie byłyby choć częściowo przesłonięte drzewami. Największe wrażenie robią na pewno Tatry, choć Babia Góra oraz położone nieco dalej Pilsko też mogą się podobać.

Turbacz, widoki
Turbacz – widok na Tatry.
Turbacz, widoki ze szczytu
Ze szczytu dobrze widać też Babią Górę i kilka mniejszych szczytów po zachodniej stronie.

Turbacz – Nowy Targ, zejście zielonym szlakiem

Spędzamy na szczycie dłuższą chwilę, a następnie decydujemy się schodzić. Do schroniska wracamy czerwonym szlakiem – tym samym, którym wchodziliśmy tu przed chwilą. I po raz kolejny, wielokrotnie musimy mijać się z licznymi turystami, biegaczami i narciarzami.

Turbacz, szczyt w zimie
Początek drogi powrotnej do schroniska.

Pod budynkiem też robimy sobie chwilę przerwy. Można coś przekąsić, jeszcze raz pooglądać Tatry, a także odzyskać utracony komfort cieplny, bo na szczycie trochę wiało, a niezbyt chciało nam się sięgać po dodatkowe ubrania.

W końcu ruszamy dalej. Z okolic budynku schodzimy przez las do nartostrady, a następnie idziemy w stronę polany Długie Młaki. Tam, przy szlakowskazach odbijamy w lewo i zaczynamy schodzić w dół przez polanę.

Polana Długie Młaki. widoki
Zejście w stronę polany Długie Młaki.
Turbacz, polana Długie Młaki
Skrzyżowanie szlaków na Długich Młakach.

Za polaną na chwilę wchodzimy do lasu, by jednak zaraz potem odwiedzić kolejne polanki. Później znikamy między drzewami na nieco dłużej. Na tym odcinku mijamy się z na prawdę wieloma wychodzącymi do góry ludźmi.

Turbacz, szlaki zimą
Tu szlaki czarny, zielony i niebieski prowadzą jeszcze razem.

Na kolejnym etapie znów do lasu, dłuższa chwila bez widoków, a następnie ponowna wizyta w otwartym terenie. Tym razem docieramy na Bukowinę Waksmundzką – mało wybitny szczyt, położony na jednym z odchodzących od Turbacza grzbietów.

Na Bukowinie znajduje się kolejne rozdroże. Nasz zielony szlak zostaje sam, pozostałe skręcają na południowy-wschód. Skręcamy w prawo i chwilę później znów mamy okazję okazję podziwiać świetną panoramę pełną tatrzańskich szczytów.

Bukowina Waksmundzka
Bukowina Waksmundzka – skrzyżowanie szlaków.
Turbacz, zielony szlak
Kolejna okazja do podziwiania Tatr.

Na polanie znajduje się sporo niewielkich domków. Te jednak nie wyglądają na zamieszkane – pewnie życie tu toczy się głównie w letnim sezonie. Łatwo jednak zauważyć, że w całym masywie Turbacza takich niewielkich chatek jest bardzo dużo.

Co dalej? Lasy, polany – i tak na zmianę. Cały czas po wygodnej, wyraźnie przetartej ścieżce, cały czas w dół. W porównaniu do szlaku żółtego, tu jest nieco stromiej. Ale skoro oba szlaki kończą się w tym samym miejscu, a zielony jest krótszy, sytuacja jest jak najbardziej zrozumiała.

Typowy dla zielonego szlaku fragment.
Ścieżka na całej długości okazała się dobrze przetarta. Tego dnia nie było potrzeby sięgać po raki.

Z jednej z polan zauważamy przed sobą wzgórze ze stokiem narciarskim. Pamiętam, że to właśnie w okolicach tego wyciągu kończyło się zejście. Nie wydaje się już daleko.

Turbacz, zielony szlak zimą
Zejście z widokiem na stok narciarski na Czarnotówce.

Kocówka zejścia jest najbardziej strona. Szlak na tym odcinku prowadzi już niemal wyłącznie lasem, a wystające czasem spod śniegu kamienie zmuszają do wzmożonej ostrożności. Ostatecznie, udaje się jednak dotrzeć na dół bez wywrotek ani innych problemów.

Turbacz, szlak zielony
Końcowy fragment zejścia zielonym szlakiem.

Na granicy zalesionego terenu przechodzimy jeszcze przez potok Wielki Kowaniec. Kolejne etapy to już długi powrót wśród nowotarskich zabudowań. Najpierw przy wspomnianym wcześniej stoku narciarskim, a później przez osiedle Oleksówki.

Wielki Kowaniec
Potok Wielki Kowaniec.
Nowy Targ, Oleksówki
Przejście przez osiedle Oleksówki.

Wraca zapach smogu, a poboczem ruchliwej, słabo odświeżonej drogi nie idzie się zbyt przyjemnie. Postanawiamy jednak, że i teraz odcinek do dworca pokonamy na piechotę, jednak wiemy już, że ta ciekawa część wyjazdu właśnie dobiegła końca.

Powrót

W końcu docieramy pod kościół, do skrzyżowania z ulicą Kowaniec. To ta długa, ciągnąca się jakieś 3 kilometry w stronę centrum miasta. Skręcamy i idziemy. Po pewnym czasie dochodzimy do Czarnego Dunajca, później na rynek, a wreszcie i na dworzec.

Niestety, autobus do Krakowa odjechał w momencie naszego wejścia na teren budynku, jednak nie martwimy się tym zbyt mocno. Kursy do stolicy Małopolski jeżdżą stąd średnio co 20 minut.

Czekamy chwilę i faktycznie, coś z napisem „Kraków” znów pojawia się na dworcu. Co prawda mamy dziś koniec długiego weekendu, ale wyrobiliśmy się dość szybko, więc chyba unikniemy godzin szczytu. Wsiadamy, kupujemy bilety i po chwili jesteśmy już w drodze do domu.

Podsumowanie wycieczki

Zimowy powrót na Turbacz odbył się bez żadnych problemów. Dziś byliśmy bardziej doświadczeni, lepiej przygotowani, a i warunki na szlakach były zdecydowanie sprzyjające do uprawiania pieszej turystyki. Spędziliśmy tu parę naprawdę miłych godzin.

Myślę, że Turbacz to całkiem dobra góra, by zacząć swoje zimowe wędrówki. Szlaki są nieźle oznaczone, dojazd dobry (no, pomijając sporą odległość od dworca, ale przecież zawsze można ją pokonać komunikacją miejską albo przyjechać tu własnym autem), widoki ciekawe, a i nigdy nie jest się zbyt daleko cywilizacji i innych ludzi. My kiedyś sporo się tu nauczyliśmy, a przy okazji załapali bakcyla do dalszych, zimowych przygód.

Turbacz to jednak miejsce nie tylko dla początkujących. Górę da się zdobywać na wiele sposobów, po gęstej sieci szlaków. Można tu wracać nawet kilkanaście razy i każda wycieczka będzie czymś innym. Nie bez powodu jest to jeden z najpopularniejszych małopolskich szczytów, na który pewnie i ja nie raz jeszcze wrócę.

Mapa dzisiejszego przejścia (bez dojść z Nowego Targu).

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *