Turbacz – wejście od Koninek (plus szlak przez Kopieniec, Wierch Spalone i Turbaczyk)
Duża liczba tras prowadzących na Turbacz sprawia, że tę górę można zdobyć nawet na kilkanaście różnych sposobów. Dziś udajemy się tam od strony północnej, niebieskim szlakiem z Koninek. Później, już po zdobyciu najwyższego szczytu Gorców, odwiedzamy jeszcze szlak zielony, prowadzący przez Kopieniec, Wierch Spalone oraz Turbaczyk.
Turbacz to jedna z najczęściej zdobywanych przeze mnie gór. Jednak w przeciwieństwie do innych, regularnie odwiedzanych szczytów, tam niemal zawsze dostaję się inną drogą. Wchodziłem już trasami od Nowego Targu, Rabki Zdrój i Rzek, teraz pora na jedną z pozostałych opcji, niemal w całości prowadzącą przez tereny Gorczańskiego Parku Narodowego.
Turbacz – podstawowe informacje
Szczyt mierzy 1310 metrów i jest najwyższym szczytem Gorców, położonym mniej więcej w centrum pasma. Od dawna cieszy się sporą popularnością wśród turystów, którzy przez cały rok licznie odwiedzają zarówno wierzchołek góry, jak i położone niedaleko schronisko.
Pod budynkiem znajduje się duży węzeł szlaków turystycznych. Prowadzą tu trasy ze wszystkich kierunków, o różnej długości, atrakcyjności i popularności. Przez sam szczyt przebiega co prawda tylko jeden szlak (czerwony, znany też jako Główny Szlak Beskidzki), jednak biorąc pod uwagę ogrom innych tras w pobliżu, łatwo dojść do wniosku, że Turbacz można zdobyć nawet kilkunastoma różnymi sposobami.
Góra jest zresztą odwiedzana nie tylko przez pieszych turystów. Sporo tu biegaczy, rowerzystów, a zimą także narciarzy. Niestety, ze względu na tę popularność, szczyt oraz większość okolicznych szlaków będzie przeważanie dość zatłoczona. Spokoju lepiej poszukać z innej części Gorców.
Co znajdziemy na wierzchołku? Przede wszystkim niezłe widoki na okolicę – przy dobrej przejrzystości powietrza świetnie widać między innymi Tatry, Pieniny, Podhale, Jezioro Czorsztyńskie oraz wiele innych szczytów w różnych pasmach Beskidów. W kwestii architektury mamy charakterystyczny obelisk, kilkumetrowy krzyż, tablicę informacyjną oraz parę drewnianych ławek i stolików.
W tym tekście skupię się na szlaku prowadzącym na Turbacz z Konienek. Jest oznaczony kolorem niebieskim, a jego przejście (licząc od parkingu przy wejściu do parku narodowego do szczytu) zajmuje około 3 godzin. Do miejsca startu można wrócić tą samą trasą albo którymś z sąsiednich grzbietów po wschodniej lub zachodniej stronie. My wybraliśmy wariant wschodni, wiodący przez Kopieniec, Wierch Spalone oraz Turbaczyk. Cała trasa wyliczona była na mniej więcej 6 godzin oraz prawie 1000 metrów podejść. Jej przebieg oraz profil wysokościowy można zobaczyć na mapie poniżej.
Turbacz od Koninek – relacja z wejścia
Dojazd i parking
Na tę wycieczkę wyruszamy z Krakowa, własnym samochodem. Opuszczamy nasze osiedle, niedługo potem wskakujemy na Zakopiankę i jedziemy nią aż do Lubnia. Tam skręcamy na Mszanę Dolną, a w okolicach centrum tej miejscowości odbijamy na południe. Lokalną drogą docieramy aż pod masyw Gorców, do przysiółka Koninki, stanowiącego z kolei część wsi Poręba Wielka. Auto zostawiamy na dużym parkingu przed wejściem do Gorczańskiego Parku Narodowego. Niestety, postój jest płatny i kosztuje aż 20 złotych za dobę.
Wejście na Turbacz – niebieski szlak od Koninek
Po opłaceniu parkingu zabieramy plecaki i ruszamy w stronę wejścia. Chwilę później, przy asfaltowej drodze mijamy kasę, w której pobierane są kolejne opłaty, tym razem za wstęp na teren parku. Dziś jest ona jednak zamknięta – wygląda na to, że w miesiącach zimowych (kwiecień chyba można jeszcze za taki uznać) wchodzi się za darmo.
Na dalszym odcinku wciąż idziemy drogą, tuż przy potoku Koninka. W pewnej chwili przechodzimy przez drewnianą bramę z tabliczką graniczną parku, później – po drugiej stronie strumienia – mamy okazję przyjrzeć się zabudowaniom na polanie Hucisko, gdzie znajduje się między innymi ośrodek wypoczynkowy oraz stacja narciarska.
Wkrótce asfalt się kończy, a my skręcamy w lewo, na brukowaną ścieżkę, delikatnie pnącą się do góry. W tej okolicy od niebieskiego szlaku odchodzi parę innych tras. Nie są to jednak „standardowe” szlaki PTTK, tylko lokalne ścieżki edukacyjne. Mimo innego oznaczenia, również są ciekawe i warte odwiedzania. Fragmentem jednej z nich będziemy zresztą schodzić w końcowym etapie tej wycieczki.
Teraz wciąż trzymamy się koloru niebieskiego. Idziemy po kamieniach, chwilę później trafiając na polanę Oberówkę, gdzie znajduje się ogrodzona baza namiotowa. Tuż za nią wchodzimy do lasu, a pod nogami pojawia się trochę śniegu pochodzącego z niedawnych opadów.
Po szerokiej drodze idziemy jeszcze tylko przez chwilę. Potem odbijamy w prawo i zaczynamy wspinać się po stromym zboczu. Tu znika śnieg, jednak pojawia się nieco błota i korzeni. W poruszaniu się pomagają drewniane stopnie, które ustawiono się na niektórych fragmentach podejścia.
Odcinek jest dość męczący, jednak pozwala nam na szybkie zdobywanie pionowych metrów. Krajobraz dookoła jest ładny, choć nie przedstawia zbyt wielu widoków na okolicę – niemal bez przerwy poruszamy się po umiarkowanie gęstym lesie, tylko od czasu do czasu odwiedzając jakiś niewielkie polany. Na tych ostatnich mamy okazję obserwować tegoroczne krokusy, choć nie są to jeszcze jakieś szczególnie imponujące okazy.
W pewnej chwili docieramy na teren dawnego rezerwatu „Turbacz”, obecnie będącego częścią większego, ściśle chronionego terenu w Gorczańskim Parku Narodowym. Za tabliczką dalej nabieramy wysokości, tu poruszając się już nie po zboczu, lecz szczytem ciągnącego się w górę grzbietu.
Im wyżej, tym więcej śniegu pojawia się pod naszymi stopami. Niektóre odcinki są dość śliskie, co budzi pewne obawy związane z późniejszym zejściem. Póki co, nie myślimy o tym zbyt wiele i po prostu kontynuujemy podejście.
Wkrótce krajobraz nieco się zmienia. Wychodzimy z lasu, po czym przechodzimy przez polanę Średnie. Przez parę minut maszerujemy jej lewą stroną, aż znów znikamy gdzieś między drzewami. Tam czeka nas kolejna seria niezbyt wymagających podejść.
Po przejściu około kilometra ponownie docieramy na otwartą przestrzeń. Stąd mamy już całkiem fajne widoki za plecami. W górnej części polanki jest też skrzyżowanie szlaków, gdzie do „naszej” niebieskiej trasy dołącza kolor zielony. To właśnie nim mamy zamiar wracać w drugiej części opisywanej wycieczki.
Powyżej tego miejsca idziemy jeszcze chwilę między drzewami, aż docieramy na Czoło Turbacza – lokalne, mało wybitne spiętrzenie, znajdujące się tuż przez zejściem na Halę Turbacz. Przez szczyt przechodzimy dość szybko, natomiast droga środkiem hali zajmuje już trochę czasu. Nie ma się jednak co spieszyć – polana jest bardzo ładna, a do tego oferuje świetne widoki na wiele okolicznych szczytów.
W południowo-zachodniej części Hali Turbacz znajduje się drewniany ołtarz, krzyż oraz tablica pamiątkowa poświęcona Janowi Pawłowi II, który odprawił tu kiedyś mszę dla pasterzy i turystów. Chwilę wcześniej trafiamy również na skrzyżowanie z żółtym szlakiem, który prowadzi na Turbacz z Rzek.
Po przejściu przez halę wchodzimy na szeroką drogę, która w ciągu paru minut doprowadza nas pod schronisko. Tam nie ma już żadnych trudności, jest za to tłum ludzi, którzy odpoczywają pod budynkiem. My znajdujemy jakieś wolne miejsce na tarasie schroniska, skąd roztacza się jeden z najlepszych widoków na Tatry, jakie można podziwiać w tej okolicy.
Po paru minutach przerwy wracamy do marszu i ruszamy w stronę szczytu. Mijamy budynek, po czym przeskakujemy na czerwony szlak. Ponownie wchodzimy do lasu, tym razem niezbyt gęstego. Poruszamy się w terenie w miarę płaskim, od czasu do czasu prezentującym nam jakieś widoki dookoła. Po drodze mijamy sporo innych turystów, którzy właśnie wracają ze szczytu.
Pokonawszy około pół kilometra docieramy na wierzchołek, gdzie znajduje się charakterystyczny, kamienny obelisk, metalowy krzyż oraz trochę standardowej infrastruktury typu tablice, stoły i ławki. Bez większego problemu znajdujemy jakieś wolne miejsce, siadamy i robimy kolejny postój, tym razem połączony z uzupełnianiem płynów i kalorii.
Powrót na skrzyżowanie pod Czołem Turbacza
Nie siedzimy zbyt długo. Oboje dobrze znamy ten szczyt, poza tym szybko zaczyna robić się zimno. Niezbyt chce się nam zakładać na chwilę dodatkowe ubrania, więc po prostu obieramy kurs na schronisko i wracamy tą samą drogą. Parę minut później znów jesteśmy pod budynkiem, który tym razem omijamy bez zatrzymania.
Za schroniskiem idziemy chwilę drogą, po czym skręcamy na Halę Turbacz. Przechodzimy większość jej długości, ciesząc się tym być może najładniejszym odcinkiem niebieskiego szlaku, a następnie odbijamy na północ i podchodzimy kawałek na Czoło Turbacza.
Z Czoła Turbacza schodzimy kawałek przez las, po czym trafiamy na niewielką polanę, gdzie znajduje się wspomniane jakiś czas temu skrzyżowanie z zielonym szlakiem. Tu rozstajemy się z trasą niebieską i skręcamy w prawo, by uniknąć wracania do Koninek tą samą drogą.
Zielonym szlakiem przez Kopieniec, Wierch Spalone i Turbaczyk
Wracamy do lasu i praktycznie od razu zaczynamy wytracanie wysokości. Początkowo nachylenie ścieżki nie jest duże, jednak z czasem wzrasta i ze względu na brak uzbrojenia butów w raki lub raczki, sprawia nam trochę problemów. Schodzimy powoli, często bokiem ścieżki, by uniknąć najbardziej wychodzonych i śliskich miejsc.
Po ciągnącej się trochę walce ze śliską ścieżką docieramy na jakąś (chyba) nienazwaną przełęcz, po czym zaczynamy podchodzić w stronę Kopieńca – jednego z kilku nieszczególnie wybitnych szczytów na tym grzbiecie. Tu mamy już ekspozycję południową, więc śniegu jest mniej i idzie się znacznie łatwiej.
Ten szlak nie jest aż popularny, jak niebieska trasa, którą wchodziliśmy z Koninek na Turbacz. Jest spokojniej, z mniejszą liczbą ludzi dookoła i śladów na ścieżce. Możemy więc trochę pospacerować w ciszy, dookoła mając ładny las, który właśnie budzi się to życia po dobiegającym końca okresie zimowym.
Na szczyt Kopieńca jednak nie docieramy. Sam wierzchołek znajduje się gdzieś po lewej stronie ścieżki, między gęsto rosnącymi drzewami. Szlak mija go nieco od wschodu, jednak nie wiem, czy jest sens zbaczać z wytyczonej ścieżki. Pewnie niezbyt (a jako, że jesteśmy na terenie parku narodowego, to nieszczególnie można to robić), więc po prostu idziemy dalej, trzymając się oznaczeń zielonej trasy.
Minąwszy Kopieniec znów trochę schodzimy, borykając się z trudami pokrytej śniegiem, nieco stromej ścieżki. Wytracamy kilkadziesiąt metrów, po czym odzyskujemy je w drodze na Wierch Spalone. Tu sytuacja jest niemal identyczna: pochodzimy zalesionym zboczem, a szlak nieznacznie mija wierzchołek. Choć tym razem nie udaje mi się dostrzec żadnej tabliczki informującej o przebywaniu na jakimś wyróżnionym szczycie.
Zejście z wierchu jest krótsze niż wcześniej, a także bardziej łagodne. Po drodze mijamy kilka polanek, na których ponownie trafiamy na wczesnowiosenne krokusy. Potem ruszamy w kierunku Turbaczyka, który również nie wymaga męczącego podchodzenia.
Na kolejnym odcinku idziemy chwilę leśną ścieżką, po czym wychodzimy na całkiem sporą polanę Turbaczyk, znajdującą się pod szczytem o tej samej nazwie. W tym miejscu jest ona pochylona ku wschodowi oraz oferuje całkiem fajne widoki w tamtym kierunku.
W pewnym momencie skręcamy ku górze polany i podchodzimy na jej szczyt, gdzie trafiamy na kilka ławek, stolików oraz tablicę informacyjną z opisem tego miejsca. Tutaj zaczyna się również ścieżka edukacyjna (też oznaczona kolorem zielonym), którą zamierzamy wracać na parking w Koninkach.
Zejście Turbaczyk – Koninki (zielona ścieżka edukacyjna)
Po paru minutach marszu w dół polany wracamy do lasu i idziemy kawałek prosto. Dość szybko docieramy do miejsca, gdzie ścieżka edukacyjna oddziela się od zielonego szlaku i odbija w lewo. Za tym zakrętem zaczynamy zejście częściowo prowadzące po drewnianych stopniach.
W ładnym otoczeniu sprawnie wytracamy wysokość, przez co wydaje nam się, że do Koninek dotrzemy dość szybko. Wkrótce sytuacja się jednak zmienia. Szlak zaczyna piąć się ku górze i to przez dłuższą chwilę. Nic trudnego, ale i tak musimy nieco zwolnić.
Później znów ruszamy w dół. Czasem idziemy gruntową ścieżką, kiedy indziej po schodkach znanych już z wcześniejszych odcinków. Tu obywa się bez niespodziewanych podejść, a cały odcinek szybko przypada nam do gustu. Jak widać, w Gorcach nie tylko szlaki są godne uwagi. Pomniejsze, słabiej znane ścieżki dydaktyczne też mają wiele do zaoferowania.
W pewnej chwili ze zbocza wschodzimy na utwardzaną drogę, gdzie skręcamy w lewo. Po kilku kolejnych minutach jesteśmy już przy skrzyżowaniu z niebieskim szlakiem, który mijaliśmy parę godzin wcześniej zaczynając wycieczkę na Turbacz.
Na rozdrożu ostro skręcamy w prawo i po szerokiej, kamienistej ścieżce szybko docieramy do asfaltu. Ten odcinek też znamy już z porannego przejścia. Idziemy kawałek przy potoku, opuszczamy teren parku i ruszamy w stronę parkingu, gdzie stoi nasz samochód. Chwilę później jesteśmy już w drodze powrotnej do Krakowa.
Turbacz od Koninek – podsumowanie wycieczki
Turbacz. Niby już dobrze znany, a jak się okazuje, wciąż istnieje sporo szlaków, którymi można zdobyć go w inny sposób. Dziś poznałem dwa nowe i oba uważam za dość ciekawe. Nie są zbyt długie, prowadzą przez ładny teren, a gdy startuje się z parkingu z Koninkach można zupełnie ominąć tereny zabudowane. W sumie, to właśnie takie szlaki lubię najbardziej – od razu blisko przyrody, bez chodzenia po miastach i wsiach. Nie żeby w tych drugich nie było nic ciekawego, ale jeśli jadę w góry, to chcę po prostu chodzić po górach.
Niestety, są i wady. Po pierwsze drogi parking, po drugie spora liczba ludzi na szlakach. Turbacz jest bardzo popularną górą i jak wspomniałem w jednym z pierwszych rozdziałów – spokoju raczej tu nie zaznamy. Mimo wszystko, ja jestem z tej trasy zadowolony i uważam ją za całkiem fajny sposób na aktywne spędzenie paru godzin.