Bystra zimą (plus Błyszcz i Pyszniańska Przełęcz)
Bystra to najwyższy szczyt Tatr Zachodnich, położony tuż za granicą polsko-słowacką. Łatwy technicznie, ale dość wymagający kondycyjnie, szczególnie przy wchodzeniu od polskiej strony. W ramach dzisiejszej wycieczki zdobywam go zimą, przy okazji odwiedzając pobliską Pyszniańską Przełęcz.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Ach, Bystra… Ileż ja się naczekałem na zdobycie jej zimą. Po raz pierwszy chciałem tam zawitać już 2 sezony temu, przy okazji wejścia na Starorobociański Wierch. Było jednak dość ciepło i nie miałem zbyt dużego zaufania do leżącego na tamtych zboczach śniegu. Odpuściłem.
W następnym sezonie za Bystrą zabierałem się dwukrotnie. Najpierw jednak przerzuciłem się na jakiś inny, nieco trudniejszy szczyt, a później, praktycznie tuż przed wyjazdem przyszły pandemiczne ograniczenia i zamknięcie Tatr. Szczyt musiał więc poczekać na kolejną zimę.
Teraz mamy początek 2021 roku i całkiem fajne okno pogodowe na horyzoncie. Co prawda dni wciąż są niemal najkrótsze z możliwych, ale przy dobrej formie i odpowiednio wczesnym wejściu na szlak, wycieczka ma szanse się udać. Postanawiam spróbować, nieśmiało myśląc również o położonej kawałek dalej Pyszniańskiej Przełęczy. O ile starczy dnia, o ile pozwolą warunki.
Bystra i Pyszniańska Przełęcz zimą – co warto wiedzieć
Bystra mierzy 2248 metrów i jak można wyczytać ze wstępu, jest najwyższa na terenie Tatr Zachodnich. Wierzchołek znajduje się na terenie Słowacji, kilkaset metrów od głównej grani i mniej więcej w środku całego pasma. Ze szczytu roztaczają się świetne widoki praktycznie we wszystkich kierunek.
Na Bystrą można wejść dwoma szlakami: żółtym od południa i niebieskim od północy. Jest również nieoficjalna, choć dość wyraźna ścieżka prowadząca tu z niewybitnego wierzchołka pobliskiego Błyszcza. Wszystkie wersje są łatwe, choć ze względu na duże odległości i przewyższenia, dość wymagające kondycyjnie.
Zimą, sytuacja trochę się zmienia. Po pierwsze, zamykany jest południowy szlak na ten szczyt. Północny oficjalnie też (można jedynie dojść do położonego trochę bliżej Błyszcza), ale ze względu na niewielką odległość od granicy zakaz jest raczej czysto teoretyczny.
Druga rzecz: przebieg szlaków. Ze względu na zagrożenie lawinowe, na Bystrą w zimie idzie się inaczej, co w tym przypadku oznacza również dłużej. Czarny szlak przez Starorobociańską Dolinę oraz niebieski od Bystrego Karbu są o tej porze roku dość niebezpieczne i raczej nieużywane. Najlepszą wersją jest więc wejście przez Iwaniacką Przełęcz (gdzie można dostać się od Doliny Kościeliskiej bądź Chochołowskiej), grań Ornaku, Siwy Zwornik oraz przełęcz Bystry Karb. Z tej ostatniej wchodzi się najpierw na Błyszcza, a następnie przechodzi grzbietem góry na wierzchołek Bystrej.
Ta wycieczka jest dość długa i tylko w jedną stronę zajmuje około 6-7 godzin. Przy krótkich, zimowych dniach, niemal pewne jest rozpoczynanie lub kończenie wycieczki po ciemku. Na szczęście, zimą jest to w Tatrach legalne.
Ze względu na duże odległości i zagrożenie lawinowe, Bystra zimą nie jest odwiedzana zbyt regularnie. Potrzeba kilku dni dobrej pogody oraz sprzyjających warunków śniegowych, by szlak stał się przetarty i w miarę bezpieczny.
Z Pyszniańską Przełęczą sytuacja jest jeszcze trudniejsza. W zimie (legalnie) można się tam dostać tylko przez Błyszcz, co czyni wycieczkę szalenie długą i – ze względu na konieczność wracania tą samą drogą – raczej niepraktyczną. Śmiało mogę więc napisać, że Pyszniańską Przełęcz zimą odwiedzają naprawdę nieliczni.
Wybierając się w zimie na Bystrą, Błyszcz lub nawet Pyszniańską Przełęcz, warto być gotowym na solidną wyrypę w nierzadko dość ciężkich warunkach. Przez sporą ilość czasu będziemy się poruszać po graniach, gdzie nie ma co liczyć na jakąkolwiek osłonę przez wiatrem. W przypadku gorszej pogody realne jest również ryzyko pobłądzenia, a do najbliższego schroniska zawsze będzie dość daleko.
Koniecznie należy mieć raki, stuptuty, czekan turystyczny oraz sprawdzoną w zimie odzież. Nie zaszkodzi również kask czy lawinowe ABC, choć w praktyce, to ostatnie nie znajdują się zbyt często na wyposażeniu turystów. O latarce, telefonie, folii NRC, czy odpowiednim zapasie żywności raczej nie muszę przypominać. Na wycieczkę warto wybierać się przy dobrej, stabilnej pogodzie i przy niskim stopniu zagrożenia lawinowego.
Aha, jeszcze jedno. Przez pewną część wycieczki będziemy poruszać się terenem przygranicznym. Nie zaszkodzi więc wykupić dodatkowe ubezpieczenie, by uniknąć wysokich opłat za ewentualną akcję ratunkową. Ostrzegam również przed wypadkami na wierzchołku, gdyż w świetle słowackiego prawa, zimą jest on dla turystów niedostępny, co może utrudnić wypłatę środków z polisy (są wyjątki, na przykład Alpenverein, ale to warto już samodzielnie doczytać przed zakupem).
Wejście na Bystrą w zimie – relacja z wycieczki
Dojazd z Krakowa do Kir
Dziś, dla odmiany, samochodem. Bo gdybym chciał polegać wyłącznie na autobusach, to taka wycieczka raczej nie miałaby szans na powodzenie. A przynajmniej nie początkiem stycznia i przy mocno zredukowanej przez epidemię siatce połączeń.
Dzień przed wyjazdem wrzucam na Facebooka posta z pytaniem o miejsce w aucie (te górskie grupki to naprawdę świetna sprawa!) i dość szybko dostaję parę odpowiedzi. Wymieniam parę wiadomości, chwilę później jesteśmy już umówieni. Start o 3:50, w Kirach niecałe 2 godziny później.
W niedzielę wstaję o 2:40. Środek nocy, a do tego jestem świeżo po sobotnim wyjeździe. Ale cóż, jak się ma pasję, to można znieść naprawdę sporo niewygód. Odeśpię w tygodniu.
Jem jakieś małe śniadanie, pakuję przygotowane wieczorem jedzenie oraz resztę niezbędnych rzeczy. Potem wychodzę z domu i ruszam w umówione miejsce. Samochód pojawia się w miarę punktualnie, więc dosiadam się do reszty ekipy i w bardzo fajnej atmosferze zmierzamy w stronę Tatr.
W Kirach jesteśmy około 5:30. Zostawiamy auto na jednym z parkinów, a potem się rozdzielamy. Ja na Bystrą, reszta na Czerwone Wierchy, które również mogą być świetnym celem na zimowe przejście.
Dolina Kościeliska i wejście na Iwaniacką Przełęcz
Do wschodu słońca mam jeszcze niemal 2 godziny. Wchodzę do doliny i mijam nieczynne o tej porze kasy. Później zaczynam długie, dobrze znane mi przejście wzdłuż brzegu Kirowej Wody. Mimo ciemności, nie decyduję się na włączenie czołówki. Śnieg odbija wystarczająco dużo światła, bo szło mi się całkiem komfortowo.
Po kolei mijam odejścia różnych szlaków turystycznych: Ścieżka nad Reglami, Ciemniak, Polana Stoły, Wąwóz Kraków, licznie jaskinie, na końcu również Smreczyński Staw. Opcji nie brakuje, a sporo z tych tras jest naprawdę ciekawa i godna polecenia turystom na różnym poziomie zaawansowania.
Po nieco ponad godzinie marszu docieram pod schronisko na Hali Ornak. W środku świecą się jakieś światła, ale na zewnątrz jest kompletnie pusto. Miła odmiana dla tej, przeważnie mocno zatłoczonej okolicy.
Przy schronisku robię sobie chwilę przerwy. Jest jeszcze dość ciemno, więc nie spieszy mi się z wchodzeniem na grań. Mam czas coś zjeść, wypić, porobić parę zdjęć i rozejrzeć po okolicy. Z Hali Ornak dobrze widać już masyw Bystrej. Wygląda świetnie, choć muszę przyznać, ze wydaje się wręcz przerażająco daleko. Poniższe zdjęcie nie oddaje niestety ani jednej z tych rzeczy.
Po kilkunastu minutach zaczyna mi być zimno. Dzień będzie ładny, ale dość mroźny (tak do -15 na szczytach), więc lepiej nie zatrzymywać się na zbyt długo. Zabieram plecak i ruszam w dalszą drogę po startującym w tym miejscu, żółtym szlaku.
Celem najbliższego etapu jest dojście na Iwaniacką Przełęcz, położoną pomiędzy granią Ornaku a Kominiarskim Wierchem. Z Doliny Kościeliskiej zajmuje to nieco ponad godzinę. Alternatywą byłoby wejście od Doliny Chochołowskiej, co trwa jakieś pół godziny więcej.
Idę chwilę skrajem polany, następnie przechodzę przez mostek nad Pyszniańskim Potokiem. Tu wracają wspomnienia związane z pewną, wcale nie tak dawną wycieczką, która po kilku zbiegach okoliczności i niekoniecznie najlepszych decyzjach, kończyła się właśnie u wylotu Pyszniańskiej Doliny. Dziś tę ledwo widoczną, zapewne nieprzetartą ścieżkę tylko mijam, po czym kontynuuję marsz w stronę Iwaniackiej Przełęczy.
Za polaną zaczyna się las oraz umiarkowanie strome podejście. Tu poruszam się jeszcze bez raków. Idzie się całkiem wygodnie, a poranne zmęczenie i obawy o spadek formy po wczorajszym wyjeździe gdzieś się ulatniają.
Na tym leśnym odcinku zmienia się stosunkowo niewiele. Po prostu cierpliwie podchodzę, od czasu do czasu zdając sobie sprawę, że nachylenie szlaku znów trochę wzrosło.
Znacznie ciekawiej wygląda sytuacja za moimi plecami, gdzie nad główną granią Tatr Zachodnich zaczyna się wschód słońca. Dziś nie zobaczę go co prawda w pełnej krasie, ale i tak da się nacieszyć wzrok paroma odcieniami czerwieni, żółci i błękitu.
W końcówce żółty szlak parę razy zmienia kierunek, po czym wyprowadza mnie na niewielką polanę z zestawem drogowskazów. Znajduję się teraz na wysokości 1459 metrów, pomiędzy Ornakami a niedostępnym dla turystów Kominiarskim Wierchem.
Do tej pory, na szlaku spotkałem tylko jedną osobę, która trzyma mniej więcej podobne do mojego tempo i przeważnie znajduje się kilkadziesiąt metrów z przodu. Wcześniej widziałem też kilka czołówek na grani. Nie jestem tu więc pierwszy, choć zastanawiam się, ile z tych osób również zmierza ku Bystrej. Mam pewne obawy o przetarcie szlaku, ale szczerze mówiąc, jestem dziś psychicznie gotowy na trochę przecierania. Po prostu dojdę dokąd się da, później najwyżej odpuszczę. Nie pierwszy, a pewnie i nie ostatni raz.
Zimą przez Grań Ornaku
Na przełęczy ubieram raki, po czym skręcam w lewo i zmieniam kolor szlaku na zielony. Jego pierwszy fragment prowadzi jeszcze chwilę przez las, potem dominuje przysypania śniegiem kosówka.
Przez dłuższą chwilę podchodzę wzdłuż zbocza, szybko nabierając wysokości. Tu bywa już dość stromo, więc warto zadbać o odpowiednie rozłożenie sił. Dookoła mam też coraz więcej śniegu. Ponad szczytami pojawiają się pierwsze promienie słońca, więc jest szansa, że zaraz zrobi się nieco cieplej. Choć z drugiej strony, na grani może też trochę wiać.
W pewnej chwili zbocze łagodnieje, a ścieżka ze wschodniej strony masywu wchodzi na jego szeroką grań. Kawałek dalej mam już naprawdę ładne widoki na dziesiątki okolicznych szczytów. Jest także Bystra, która wciąż wydaje się dość odległa, choć już nie tak nieosiągalna, jak z okolic położonego w dolinie schroniska.
Grań stopniowo się zwęża. Przechodzę przez pierwszy z wierzchołków grani: Suchy Wierch Ornaczański, po czym schodzę na płytką Wyżnią Ornaczańską Przełęcz, znajdującą się tylko parę metrów poniżej szczytu. Za nią zaczynam niedługie, łagodne podejście na Ornak.
Szczyt Ornaku obchodzę z lewej strony, tuż poniżej kamienistego wierzchołka. Potem ruszam w dół, na Ornaczańską Przełęcz, położoną wyraźnie głębiej niż poprzednia.
W pobliżu przełęczy spotykam parę wracających turystów. Zapytani skąd idą, opowiedzieli o spaniu na grani i podzielili się informacją o przetartej trasie na Bystrą. Czyli jednak: parę dni dobrej pogody i komuś udało się tam dotrzeć. Szybko nabieram pewności, że sam też stanę dziś na jej szczycie.
Teraz kontynuuję jednak przejście przez grań Ornaku. Następny na trasie jest Zadni Ornak, do którego podchodzę przez parę minut, po czym staję przed wyborem dalszej trasy. Ścieżka się rozdziela: jeden wariant obchodzi skalisty wierzchołek od lewej strony, inny od prawej. Sam decyduję się na coś jeszcze innego, moim zdaniem o wiele ciekawszego. Idę po prostu przez środek, wdrapując się na wszystkie kamienne kopki, jakie tylko trafiły się po drodze. Fakt, kosztowało to trochę więcej sił, ale czego to człowiek nie zrobi dla chwili dobrej zabawy.
Za skałkami wracam na szlak i zaczynam zejście na położoną niedaleko przełęcz Kotłowe Siodło. Dalej znajduje się Kotłowa Czubka, będąca ostatnim z wierzchołków tej grani. Wejście na nią jest dość szybkie, a sam szczyt jest mało wybitny i łagodnie zaokrąglony.
Na Kołowej Czubce robię parę minut przerwy na uzupełnienie kalorii, po czym ruszam dalej w stronę Siwej Przełęczy. Tu również zejście jest szybkie i pozbawione trudności, więc melduję się tam po maksymalnie kilku minutach. Przełęcz zajmuje już paru innych turystów, prawdopodobnie tych samych, których widziałem wcześniej z czołówkami na grani.
Tu dostrzegam również, że przetarty jest czarny szlak, który prowadzi na Siwą Przełęcz od Starorobociańskiej Doliny. Przeważnie, nie jest on zbyt często używany zimą, jednak dziś warunki na zachodnim zboczy Ornaku wyglądają całkiem dobrze. Nie ma wiele śniegu, a to, co nie zostało zdmuchnięte przez szalejący niedawno halny, wydaje się nieźle związane. Zapamiętuję ten fakt i całkiem poważnie rozważam skorzystanie z tej trasy w drodze powrotnej.
Siwy Zwornik i Bystry Karb
Minąwszy Siwą Przełęcz zaczynam podejście w stronę Siwego Zwornika. Nie jest długie, ale miejscami eksponowane. Szlak mocno się tu zwęża i zbliża do urwistych Siwych Turni po prawej stronie. Upadek raczej mi nie grozi, bardziej realne jest zsunięcie się w lewo, do Pyszniańskiej Doliny.
Chwilę później grań się rozszerza oraz staje trochę bardziej stroma. Stąd do szczytu już niedaleko, choć tak na prawdę, szlak nie prowadzi na sam wierzchołek. Mija go w pewnej odległości od lewej strony, wiodąc mnie w stronę tutejszego skrzyżowania szlaków. Sam odbijam jednak nieco w prawo, by „zaliczyć” i tę górę.
Z Siwego Zwornika można ruszyć w kierunku Bystrej, na Starorobociański Wierch albo zejść do słowackiej Doliny Gaborowej. Ta ostatnia trasa jest jednak zimą zamknięta.
Patrząc z tego miejsca, Bystra nie wydaje się już tak odległym szczytem. Leży jakieś 2 kilometry dalej, a prowadząca tam ścieżka wciąż jest nieźle przetarta. Co więcej, przede mną szczyt atakuje też kilka innych osób.
Po krótkim postoju kontynuuję wędrówkę po dość płaskim, choć miejscami lekko eksponowanym odcinku grani. Schodzę na pobliską, płytką przełęcz Liliowy Karb, po czym zaczynam przejście przez Liliowe Turnie. Ten odcinek jest bardzo ciekawy, choć także trochę niebezpieczny ze względu na strome trawersy i urwiska po lewej stronie szlaku.
Po kilku niewielkich zejściach i podejściach docieram w okolice Bystrego Karbu (często spotykana jest także nazwa Banista Przełęcz). Trafiam tu na drogowskaz, który pokazuje różne możliwości kontynuowania wycieczki. W lecie można stąd zejść do Doliny Gaborowej, iść czerwonym szlakiem na Błyszcz albo trawestować zbocze Bystrej po niebieskiej trasie, która wyprowadza turystę bezpośrednio na szczyt. To oczywiście w warunkach letnich, bo zimą opcja jest właściwie tylko jedna: po zboczu na Błyszcza, a później granią ku Bystrej.
Wejście na Bystrą zimą
Mijam przełęcz i od razu kieruję się ku zboczu. Podejście dość szybko staje się strome i nieco wymagające. Śniegu po tej stronie góry nie ma jednak zbyt dużo. Miejscami wciąż widzę wystające skały.
Wspinam się niewielkimi zakosami szybko nabierając wysokości oraz wyprzedzając kilku Słowaków. Przede mną już tylko jednak osoba, której raczej nie uda mi się dogonić (nie jest to zresztą moim celem, idę po prostu swoim tempem). Z czasem zboczę staje się węższe, a wydeptana ścieżka zbliża do jego krawędzi.
Po pewnym czasie stok łagodnieje i przebiera formę szerokiej grani. Gdzieś po lewej stronie zauważam słupek graniczny, który znaczy zupełnie niewybitny szczyt Błyszcza. Po co więc wyróżniono to miejsce? Powodem jest główna grań Tatr Zachodnich, która omija Bystrą i łączy z nią jej północną granią.
Z Błyszcza można się również dostać na położoną ponad kilometr dalej Pyszniańską Przełęcz. Co zaskakujące, widzę nawet pojedynczy ślad prowadzący w jej kierunku. Tu zapada więc ostateczna decyzja, że po zdobyciu Bystrej, podejdę też w tamto miejsce.
Tymczasem, kontynuuję podejście w stronę mojego głównego celu. Ponad Błyszczem grań się zwęża i po obu stromach staje nieco stroma. Ścieżka prowadzi w pobliżu jej ostrza, trochę po stronie wspomnianej już parę razy Doliny Gaborowej. Pogoda jest dobra, do celu zostało naprawdę niewiele. W tym roku już nic nie obierze mi tego szczytu!
Choć z daleka grań wydaje się niemal pozioma, w rzeczywistości, pomiędzy dwoma wierzchołkami jest niemal 100 metrów różnicy. Podejście trochę więc trwa i miejscami zmusza do wzmożonego wysiłku. W końcu jednak docieram na szczyt, gdzie mogę cieszyć się fantastyczną panoramą dookoła.
Bystra! Trochę przyszło mi na nią poczekać, ale gdy w końcu tu jestem, satysfakcja jest całkiem spora. Tak naprawdę, wejście nie było szczególnie trudne – to zwykłe „chodzenie po śniegu”, tyle że wymagające niezłej kondycji i odpowiedniego okna pogodowego. Dziś, oprócz mnie, weszło tu co najmniej kilkanaście innych osób.
Byłem już tu kiedyś, ale dziś po raz pierwszy mogę coś z tego szczytu zobaczyć. Wcześniej, jakieś parę lat temu, zdobywałem Bystrą jesienią, przy deszczu ze śniegiem i gęstych chmurach szczelnie przykrywających wierzchołek. No cóż, wtedy jeszcze niezbyt znałem się na górskich prognozach pogody i dobieraniu tras pod panujące warunki.
Teraz jest po prostu pięknie. Ze szczytu widzę mnóstwo szczytów Tatr Zachodnich i Wysokich, kilka dolin, oraz 3 granie ciągnące się stąd w różnych kierunkach. Jedną z nich szedłem przed chwilą od Błyszcza, po drugiej prowadzi słowacki, zamknięty (i nieprzetarty) obecnie szlak, a trzecia wiedzie przez Niżna Bystrą i Jeżową bez żadnej wytyczonej ścieżki.
Na szczycie spędzam kilkanaście minut, sporo rozmawiając ze słowackim turystą, który dotarł tu niewiele przede mną. Później dochodzi kilku jego znajomych, dalej wspina się jeszcze jedna grupa. Mi powoli zaczyna być zimno, więc z przyjemnością zwolnię trochę miejsca na szczycie i ruszę ku następnemu celowi.
Pyszniańska Przełęcz w zimie – przejście od Błyszcza
Zawracam i schodzę ze szczytu tą samą granią, która niedawno tu wchodziłem. Wymijam parę osób i kieruję się w stronę położonego jakieś 90 metrów niżej Błyszcza. Po przejściu kilkuset metrów jestem już przy słupku granicznym, gdzie odbijam w prawo i ruszam w dół zbocza.
Droga na Pyszniańską Przełęcz jest dość oczywista, ale długa (1,3 kilometra) i wymagająca obniżenia się prawie 400 metrów. Przy nieprzetartej trasie może to być dość trudne zadanie. Dziś na przełęcz wiedzie pojedynczy ślad, co trochę pomoże mi w dotarciu do celu.
Początek jest najbardziej stromy i wymaga sporo ostrożności, by nie stracić przyczepności i nie zjechać w dół zbocza. Pomagają raki i czekan, a po kilku minutach jestem już w łatwiejszym terenie. To znaczy, mniej pochyłym, bo pojawia się inna trudność w postaci głębokiego śniegu. Ślad jest co prawda założony, lecz miejscami i tak zapadam się w puchu niemal po kolana.
Idę w pobliżu grani, trzymając się kilka metrów od jej ostrza. Po lewej mam niezłe urwiska, zdarzają się też sporych rozmiarów nawisy. Zbocze po drugiej stronie jest łagodniejsze, choć i tak jest się gdzie zsuwać. Przy słabiej związanym śniegu nie czułbym się tu zbyt pewnie.
Droga ciągnie się przez dłuższy czas, a to tego okazuje być bardziej męcząca, niż się spodziewałem. Głęboki śnieg spowalnia marsz i nie nastraja zbyt optymistycznie do drogi powrotnej. To jednak problem na później. Teraz chcę po prostu dostać się do przełęczy.
Grań w końcu łagodnieje, a teren dookoła wyraźnie się poszerza. W końcu docieram na szeroką, dobrze mi znaną przełęcz. Byłem tu całkiem niedawno, choć w zupełnie innych warunkach. Dzisiejszy klimat jest o wiele bardziej surowy i sprawia mi jeszcze więcej frajdy. Dookoła nie ma kompletnie nikogo, a teren sprawia wrażenie surowego pustkowia. Zimą dociera tu naprawdę niewiele osób.
Na przełęczy stykają się dwa szlaki turystyczne. Jednym właśnie zszedłem, drugi prowadzi od Słowacji przez Kamienistą Dolinę i podobnie jak większość tamtejszych szlaków, jest zamykany na okres zimowy. Kiedyś istniał również trzeci szlak, prowadzący przez Dolinę Pyszniańską, jednak później zlikwidowano go ze względu na ochronę przyrody.
Z Pyszniańskiej Przełęczy mam świetny widok na dwie wspomniane przed chwilą doliny, szczyt Kamienistej, masyw Bystrej, Ornaki, także parę innych górek. Najbardziej podoba mi się jednak tutejszy spokój oraz poczucie dotarcia w miejsce dość trudno dostępne w obecnej porze roku.
Powrót na Błyszcz i zejście na Siwą Przełęcz
No dobra, pora wracać, bo styczniowe dni są krótkie, a ja łażę już niemal 6 godzin. Żegnam się więc z tym cudownym miejscem i zaczynam marsz w stronę prowadzącej na Błyszcza grani. Wiem, że będzie to prawdopodobnie najcięższy fragment całej tej wycieczki.
Dość szybko docieram do głębszego śniegu, potem zaczynam mozolne nabieranie wysokości. Idzie powoli i faktycznie, trochę walczę z tym podejściem. W myślach dzielę je na etapy, zdarza mi się też robić krótkie przerwy. Dopiero w domu dotrze do mnie, że cała dzisiejsza trasa ma niemal 2200 metrów pod górę. Jak na zimowe warunki, całkiem sporo.
Zaliczam kolejne spiętrzenia, z minuty na minutę zbliżając się do celu. W końcu docieram do tego bardziej stromego odcinka i pokonuję go ze wzmożoną ostrożnością. Chwilę później jestem już na Błyszczu, z powrotem w łatwiejszym terenie.
Skręcam w prawo i zaczynam zejście na Bystry Karb. Tu idzie szybko, praktycznie bez żadnych problemów. Po drodze mijam jeszcze kilka osób zmierzających najprawdopodobniej na Bystrą (bo przecież nie na Pyszniańską Przełęcz?)
Z przełęczy odbijam lekko w lewo i zaczynam przejście przez Liliowe Turnie. Ten sam wariant co wcześniej, tyle że teraz każde, nawet niewielkie podejście jest już dość męczące. Na Siwy Zwornik dochodzę jednak dość sprawnie, a po drodze mam okazję obserwować parę kozic stojących dosłownie kilka metrów od szlaku. Tych ostatnich jest tu zresztą niemało, bo idąc na szczyt widziałem całe stado dość swobodnie biegające w poprzek masywu Bystrej.
Mijam Siwy Zwornik, na którym odpoczywa kilkunastu turystów, po czym zaczynam schodzić w kierunku Siwej Przełęczy. Początek jest dość stromy, potem robi się łagodniej, ale też węziej. Kilkukrotnie muszę tu wyprzedzać wolniejsze osoby albo wymijać się z podchodzącymi turystami. Końcówka jest już bezproblemowa. Parę minut później jestem na Siwej Przełęczy, gdzie muszę podjąć decyzję co do dalszego zejścia.
Do wyboru są trzy opcje: ta sama, co rano (czyli Ornaki i zejście do Kościeliskiej), Ornaki i zejście do Chochołowskiej (nieco dłużej, ale zawsze to coś innego), albo powrót przez Starorobociańską Dolinę. Ta ostatnia opcja jest z pewnością najszybsza, ale zimą bywa niebezpieczna ze względu na schodzące z Ornaków lawiny.
Jak jednak widać na powyższym zdjęciu, na zboczu nie ma dziś zbyt wiele śniegu, a sama ścieżka jest wyraźnie przetarta i używana przez turystów. Zauważyłem to rano, widzę również teraz, więc i ja chętnie skorzystam z okazji do skrócenia drogi powrotnej.
Starorobociańska Dolina zimą – zejście do Doliny Chochołowskiej
Odbijam w lewo przy drogowskazie i ruszam w dół zbocza Kotłowej Czubki. Początkowo dość łagodnie, potem odrobinę stromiej, kierując się do jednego ze żlebów opadających z masywu Oranków w stronę Starorobociańskiej Doliny.
Przez dłuższą chwilę schodzę umiarkowanie stromym żlebem, później ścieżka znów łagodnieje i sprowadza mnie w górne partie Starorobociańskiej Doliny.
Docierając do podstawy zbocza stopniowo skręcam w prawo i wchodzę na teren zalesiony. Przez jakiś czas poruszam się wśród różnego rodzaju drzew, czasem odwiedzając też jakieś polanki.
Później znów wracam w bardziej otwarty teren i kontynuuję zejście w kierunku połączenia z Doliną Chochołowską. Cały ten odcinek jest dość długi, choć całkiem ładny i niesprawiający trudności.
Pod koniec często zbliżam się do Starorobociańskiego Potoku, który wykorzystuje też do uzupełnienia prawie pustych termosów. Nie jest to co prawda picie najwyższej jakości, ale lepsze takie niż żadne.
W pewnej chwili czarny szlak łączy się z żółtą trasą, która schodzi w to miejsce od Iwaniackiej Przełęczy. Ciągną się jeszcze kilkaset metrów razem, po czym docierają do szerokiej drogi prowadzącej dnem Doliny Chochołowskiej.
Tu kończy się „przygodowa” część tego wyjazdu. Zostaje mi jakieś 5 kilometrów dreptania do Siwej Polany, w tłumie innych, wracających z wycieczek turystów. Niezbyt ciekawy odcinek, zapewne dobrze znany wszystkim, którzy celują w dotarcie zimą do miejsc pokroju Bystrej czy Pyszniańskiej Przełęczy.
Powrót
Przy parkingu jestem trochę po 15:30, czyli dobre 10 godzin od rozpoczęcia wycieczki. Siadam na pobliskim płotku i cierpliwie czekam na jakiś busik. Stąd nie jeżdżą niestety aż tak często, jak z Kuźnic czy Palenicy.
Pojazd pojawia się kilkanaście minut później. Wsiadam, zajmuję miejsce, niedługo później jesteśmy już w drodze. W Zakopanem czeka mnie jeszcze przesiadka na kurs do Krakowa, a potem już tylko ponad dwugodzinny powrót umiarkowanie zakorkowaną Zakopianką.
Bystra i Pyszniańska Przełęcz zimą – podsumowanie wejścia
No i się udało! Od pomysłu do realizacji minęły 2 sezony, ale w końcu dostałem szansę, by wdrapać się na ten szczyt i wykorzystałem ją w stu procentach. Zdobyłem Bystrą w zimie, przy okazji dotarłem też w jedno z rzadziej odwiedzanych miejsc. Myślę, że satysfakcja z tej wycieczki będzie mi towarzyszyć jeszcze przez długi czas.
Podchodząc jednak bardziej obiektywnie, nie było to nic szczególnie trudnego. Tak jak wspominałem wcześniej – zwykłe „chodzenie po śniegu”. Jeśli ktoś ma odpowiednią formę i trafi na sprzyjające warunki, też pewnie da radę. Technicznych wyzwań nie tu więcej więcej niż na Starorobociańskim Wierchu, Jarząbczym Wierchu czy nawet Wołowcu. Jest po prostu zauważalnie dalej.
Z Pyszniańską Przełęczą sytuacja jest analogiczna. Też dość łatwo, ale odległości i przewyższenia nawet większe (o ile korzystamy z legalnych tras), przez co maleje szansa na zastanie przetartego szlaku oraz rosną wyzwania kondycyjne. To wszystka sprawia, że przeważnie jest tam pusto, a mnie dotarcie do tego miejsca cieszy nie mniej niż stanięcie na wierzchołku Bystrej.
Mimo niewielkich trudności, uznaję tę wycieczkę za dość ekstremalną. Patrząc na dane z map, przeszedłem niemal 30 kilometrów, zrobiłem około 2200 metrów podejść i byłem w drodze przez jakieś 10 godzin (czasy teoretyczne to mniej więcej 13). To wszystko początkiem stycznia, w warunkach co prawda dość dobrych, ale wciąż w pełni zimowych. Padło tu kilka osobistych rekordów, co jeszcze bardziej podnosi radość z udanego przejścia.
Patrząc na ostatnie 2 tygodnie, nie mógłbym sobie wymarzyć lepszego rozpoczęcia tego sezonu. Zimowe cele padają jeden za drugim, a każda wycieczka kończy się pełnym sukcesem. Niestety, zbliża się spore załamanie pogody, co pewnie zablokuje mi Tatry na pewien czas. Mam jednak nadzieję, że Bystrej się nie skończy i dostanę jeszcze parę okazji, by nieźle wyszaleć się w zimowych Tatrach.
Super blog, czytając czułam się jakbym była tam z Panem.
Gratuluję i życzę wielu wspaniałych wypraw.
Bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam!
Mamy ledwo połowę stycznia a Ty już masz prawie wszystkie cele zimowe! :) zasuwasz nieźle, gratki Bystrej!
Była pogoda, to należało skorzystać ;)
Faktycznie, tatrzańskie cele na tę zimę już w większości zrobione, ale bez obaw – jest już całkiem spora lista rezerwowa, za którą też chętnie bym się zabrał.
a nie dało się zejść z Pysznianskiej bezpośrednio do Kościeliskiej?
Ten stary szlak jest w coraz gorszym stanie. Dużo wiatrołomów i gęstej roślinności. Nie jest łatwo się przez to przebić w sezonie bez śniegu, zimą pewnie jeszcze gorzej.
Doskonały opis wędrówki. Opowiada Pan w bardzo obrazowy sposób co pozwala przenieść się czytelnikowi w górski świat. Zdjęcia dopełniają całości.
Doceniam również dbałość w przytaczaniu nazw geograficznych i opisie zdjęć. Pozdrawiam
Dziękuję bardzo za miłe słowa.
Pozdrawiam i w przyszłości zapraszam ponownie po więcej górsko-zimowych relacji.
Cześć! Korzystam z Twojej klasyfikacji szlaków aby stopniowo lepiej poznawać Tatry – zaliczyłem wszystkie szczyty ** i część ***. Jest mi ona drogowskazem i bardzo dziekuje za tak profesjonalne opracowanie. To może głupie pytanie ale czy wchodząc na słowacką stronę Tatr, nie obawiałeś się konsekwencji zakazu poruszania sie tam?
Hej, dzięki za miłe słowa. Tylko miej proszę na uwadze, że to jest dość subiektywna klasyfikacja, a zimą bardzo dużą rolę odgrywają warunki. Więc czasem, jeśli źle trafisz, to *** może się okazać trudniejsze niż ****.
A co do tego zakazu, to nie – tam się o nic nie obawiałem. Pomiędzy Błyszczem a Bystrą jest tylko krótki odcinek grani, ludzie tam normalnie chodzą. Co innego, jakbym szedł na Bystrą od strony słowackiej.