Dolina Strążyska zimą (plus wodospad Siklawica)
Zimowe Tatry wcale nie muszą być trudne. Jest wiele miejsc, gdzie poradzi sobie praktycznie każdy, bez względu na kondycję czy górskie doświadczenie. Pod takie wycieczki świetnie nadają się na przykład położone w pobliżu Zakopanego dolinki reglowe. Jedną z nich jest dość popularna wśród turystów Dolina Strążyska.
Obok opisanej w innym tekście Doliny Lejowej, Strążyska to kolejne z miejsc, których w polskich Tatrach nie miałem jeszcze okazji odwiedzić. Łatwa, krótka, często dość zatłoczona. W przeszłości niezbyt mnie do niej ciągnęło. Teraz jednak postanowiłem dać jej szansę i zawitać tam zimą, przy okazji nadrabiania zaległości oraz odwiedzania innych, położonych w pobliżu atrakcji.
Dolina Strążyska zimą – podstawowe informacje
Dolina Strążyska to jedna z tak zwanych dolin reglowych, czyli ciągnących się między niewielkimi, zalesionymi pagórkami w północnej części Tatr. W pobliżu Zakopanego jest ich kilka, a Strążyska należy do tych najbardziej popularnych.
Dolina ma długość trzech kilometrów. Jej wylot znajduje się przy Drodze pod Reglami, a górna część w okolicy stromej, północnej ściany Giewontu. Przez większość doliny poprowadzono szlak turystyczny, najpierw koloru czerwonego, później żółtego. Przejście trasy zajmuje niecałą godzinę i wiąże się z pokonaniem około 225 metrów przewyższenia.
Idąc po czerwonym szlaku, turyści poruszają się wygodną, szeroką drogą, z rzadka wykorzystywaną również przez samochody (obsługa bufetu w dolinie). Prowadzi ona brzegiem Strążyskiego Potoku, w większości w zalesionym terenie. Trasa oznaczona na żółto to już typowo leśna, wyraźnie węższa ścieżka.
Do atrakcji Doliny Strążyskiej zaliczyć można 23-metrowy wodospad Siklawicę, Polanę Strążyską z bufetem (herbaciarnią) i kilkoma nieźle zachowanymi szałasami, budynek leśniczówki TPN-u, płynący dnem doliny strumień oraz świetny widok na Giewont, który roztacza się z końcowej części szlaku. Na jednej z mijanych skał wisi także tablica upamiętniająca czeskiego pisarza Edwarda Jelinka – miłośnika Tatr i działacza na rzecz przyjaźni polsko – czeskiej.
Na położonej w dolinie Polanie Strążyskiej znajduje się skrzyżowanie kilku szlaków turystycznych. W poprzek przechodzi czarna trasa Ścieżki nad Reglami, a czerwony szlak skręca tu w stronę Giewontu.
Do Doliny Strążyskiej da się dojechać własnym samochodem lub popularną w tej okolicy komunikacją publiczną. Auto można zostawić na jednym z kilku parkingów położonych przy wylocie doliny. Dla osób zakwaterowanych w południowej części Zakopanego warta rozważenia może być również opcja dojścia tu na piechotę.
Wybierając się do Doliny Strążyskiej zimą, raczej nie należy spodziewać się większych trudności. Trasa wciąż będzie tłumnie odwiedzana i dobrze przetarta. Nieco problemów może tylko sprawić śliskie podłoże, więc warto zaopatrzyć się w raczki lub chociaż antypoślizgowe nakładki na buty. Trzeba też pamiętać, że zimą czerwony szlak na Giewont jest powyżej Przełęczy w Grzybowcu zamknięty ze względu na ochronę przyrody.
Dolina Strążyska w zimie – relacja z przejścia
Dojazd i dojście do szlaku
Dla mnie, przejście przez Dolinę Strążyską będzie ostatnim, niejako bonusowym etapem innej wycieczki. Głównym planem tego dnia było odwiedzenie położonej kawałek dalej Doliny Lejowej oraz zimowa eksploracja paru jaskiń Doliny Kościeliskiej: Mylnej, Obłazkowej i Raptawickiej. A jako, że po tym wszystkim zostało mi trochę wolnego czasu, to postanowiłem podejść też do Strążyskiej.
Po dotarciu do Kir, skręcam na Drogę pod Reglami i przez pewien czas idę nią za wschód. W trakcie tego niezbyt wymagającego przejścia mijam wylotu kilku innych dolin reglowych: Staników Żleb, Małej Łąki oraz Za Bramką. Wszystkie są znacznie mniej popularne od opisywanej tutaj Doliny Strążyskiej, co jednak nie znaczy, że mniej ciekawe.
Droga z Kir do parkingów pod Doliną Strążyską zajmuje mi (dość szybkim tempem) około 1 godziny i 10 minut. Szczerze mówiąc, nie jest zbyt ciekawa, szczególnie gdy zna się ją już dość dobrze. Bardziej polecam więc opcję bezpośredniego dojazdu.
Czerwonym szlakiem przez Dolinę Strążyską
Na teren doliny wchodzę parę minut po czternastej, gdy kasy parku narodowego zostały już zamknięte. Mijam drewniane, wykonane w nowoczesnym stylu budki, potem jeszcze kilka tablic informujących o atrakcjach i obowiązujących tu zasadach (głównie zakazach).
Mimo późnej pory, na drodze wciąż są tłumy niewiele odbiegające od tego, co można zastać w Dolinie Kościeliskiej czy Chochołowskiej. No, ale mamy weekend i ferie, więc w sumie można się było spodziewać.
Od samego początku, przy czerwonym szlaku płynie Strążyski Potok. Ładny, dość spokojny, o dnie usianym wieloma kamieniami – ot, typowy, tatrzański strumyk. Po paru minutach przecinam go krótkim, drewnianym mostkiem. Potem taka sytuacja powtórzy się jeszcze kilka razy.
Po obu stronach drogi znajdują się zalesione, niezbyt wysokie pagórki. Polany należą do rzadkości i w zasadzie, możemy tu spotkać tylko dwie. Pierwsza, nosząca nawę Młyniska, znajduje się po prawej stronie szlaku, kilkaset metrów od wejścia do doliny. Na jej terenie stoi leśniczówką TPN-u oraz jakiś starszy, drewniany budynek. Drugą z polan – Strążyską, odwiedzę dopiero pod koniec tego przejścia.
Idąc dalej, mijam ogrodzenie polany, a później jeszcze pewien odcinek równo zasadzonych drzew. Potem trafiam już w bardziej naturalne otoczenie, gdzie widoki robią się coraz ciekawsze. W oddali całkiem nieźle widać już Giewont, choć dziś jego kopuła szczytowa znajduje się pod warstwą gęstych chmur.
Choć nachylenie drogi nie jest zbyt duże, regularnie pnie się ona pod górę, o czym przypominają spotykane od czasu do czasu spiętrzenia Strążyskiego Potoku. Największe dochodzą do nawet kilku metrów wysokości.
Kontynuuję marsz przez las, wypatrując po drodze kolejnych atrakcji. Jedna z nich pojawia się po prawej stronie szlaku i ma formę metalowej tablicy pamiątkowej oraz podobizny Edwarda Jelinka. Umieszczono ją pod koniec XIX wieku, na cześć czeskiego pisarza, działacza na rzecz przyjaźni polsko – czeskiej oraz miłośnika Tatr.
Kolejny odcinek to znów marsz szeroką, prowadzącą przez las drogą. W niektórych miejscach pnie się ona nieco bardziej pod górę, co chętnie wykorzystują dzieci zjeżdżające tędy na sankach albo i bez ich pomocy.
Po następnych kilkuset metrach w końcu docieram do Polany Strążyskiej, będącej najbardziej obleganym miejscem w dolinie. Turyści gromadzą się głównie w okolicach tutejszego bufetu, przy licznych ławkach i stołach. Wielu spaceruje też po polanie w pobliżu zabytkowych szałasów i porozrzucanych gdzieniegdzie skałek.
Przy dobrej pogodzie z polany rozciąga się świetny widok na pobliski Giewont, którego wierzchołek znajduje się ponad 800 metrów wyżej, a stroma, północna ściana robi wrażenie nawet na bardziej doświadczonych turystach.
Na polanie znajdują się także dwa skrzyżowania szlaków – jedno na jej północnym krańcu, drugie bardziej na południu. Pierwsze daje okazję do skrętu na Ścieżkę nad Reglami, a latem również do wejścia na Giewont. Zimą, czerwony szlak powyżej Przełęczy w Grzybowcu jest jednak zamknięty.
Drugie skrzyżowanie to także możliwość odbicia na Ścieżkę nad Reglami (tu w stronę Kuźnic) albo krótkie podejście w stronę wodospadu Siklawica. Dziś decyduję się na ten drugi wariant.
Wodospad Siklawica zimą
Opuszczam wygodną, szeroką drogę i zamieniam ją na mniejszą, usianą kamieniami i korzeniami ścieżkę. Część z tego jest oczywiście pod śniegiem, ale i tak trzeba uważać o wiele bardziej niż do tej pory.
Przechodzę przez kolejny, tym razem dość wąski mostek i zaczynam podchodzić dróżką poprowadzoną po prawej stronie Strążyskiego Potoku. Pod górę idę nią kilka minut, zagłębiając się w coraz gęstszy las. Tu ruch turystyczny trochę maleje, ale i tak mam koło siebie sporo innych osób.
Końcówka trasy jest nieco bardziej stroma i w wielu miejscach mocno wyślizgana. Przez chwilę rozważam nawet wyciągnięcie raków z plecaka, ale ostatecznie, lenistwo zwycięża. To przecież tylko chwila, a w razie czego, do ziemi nie mam tu zbyt daleko.
Idę jeszcze minutę lub dwie i docieram do żółtej kropki znaczącej koniec szlaku. Dalej znajduje się niemal pionowa, 13-metrowej wysokości ściana z częściowo zamarzniętym wodospadem. Ponad nią jest też drugie, nieco niższe spiętrzenie, które jednak trudniej dostrzec z tej pozycji. Razem tworzą wodospad Siklawicę, którego nazwa nawiązuję do bardziej znanej Siklawy z Doliny Pięciu Stawów.
Powrót
Spędziwszy kilka minut przy wodospadzie decyduję się wracać. Niestety, do wyboru mam tylko jedną opcję – tą, którą właśnie tu przyszedłem. Podobnie będzie zresztą z całym dzisiejszym powrotem przez Dolinę Strążyską.
Po chwili schodzenia leśną ścieżką znów jestem na Polanie Strążyskiej. Teraz mijam ją bez zatrzymania i ruszam w dół wygodną, choć miejscami śliską drogą.
Trasa przejścia jest dokładnie taka sama, co wcześniej, więc raczej nie ma sensu rozpisywać się o szczegółach. Po prostu schodzę, ciesząc się kończącym, dobrze spędzonym dniem w górach. U wylotu doliny jestem po około 20 minutach szybkiego marszu.
Ok, pora wracać do domu. Muszę się stąd jakoś dostać do dworca, ale szczerze mówiąc, niezbyt chce mi się czekać na autobus (według wiszącego w pobliżu wyjścia rozkładu, kursy są co około godzinę). Postanawiam więc wrócić do centrum piechotą. To przecież tylko 3, może 4 kilometry.
Po dotarciu na dworzec procedura jest już standardowa, przećwiczona grubo ponad 100 razy. Czekam chwilę na autobus do Krakowa, kupuję bilet i zajmuję jakieś wolne miejsce. Potem, przez ponad 2 godziny nudzę się w fotelu, mając nadzieję, że dziś, jakimś cudem, korki na Zakopiance będą mniejsze niż zwykle.
Dolina Strążyska zimą – podsumowanie
To był całkiem fajny wypad, podczas którego udało mi się odwiedzić parę nowych, nieznanych wcześniej miejsc. Najpierw Dolna Lejowa, potem kilka nowych zakamarków z jaskiniach Doliny Kościeliskiej, teraz jeszcze Dolina Strążyska.
Fajnie tu, choć szczerze mówiąc, nigdy nie będzie to moja ulubiona dolina. Jest dość krótka, pozbawiona jakichkolwiek trudności, a do tego pełna turystów. Nie do końca mój klimat, którego nie zrównoważy nawet kilka zalet, które Dolina Strążyska niewątpliwie posiada. Jeśli chodzi o dolinki reglowe, wolę inne miejsca (jak choćby Dolina Białego, Dolina ku Dziurze czy też dzisiejsza Dolina Lejowa), a wśród dolin najbardziej popularnych, dostępnych dla absolutnie każdego, ciężko będzie pobić Dolinę Kościeliską czy Dolinę Suchej Wody.
Strążyską polecam więc głównie tym, którzy szukają czegoś łatwego, na niedługi spacer i niespecjalnie przeszkadza im tłok na szlaku. Ewentualnie dla osób, które chcą iść na Giewont inaczej niż z Kuźnic (to tylko w lecie) lub po prostu, tak jak ja, wcześniej tu nie były i chcą same przekonać się, jak wygląda to miejsce.