Zadni Kościelec i Mylna Przełęcz zimą (drogi, trudności, zdjęcia)

Zadni Kościelec jest jednym z najłatwiejszych i najbardziej popularnych szczytów, które można zdobyć na udostępnionym dla taterników terenie. Jakiś czas temu byłem tam w warunkach letnich, teraz wracam zimą, zdobywając przy okazji położoną niedaleko Mylną Przełęcz. Co się zmieniło i czy faktycznie w zimie jest dużo trudniej?

Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.

Po zimowym przejściu większości szlaków w polskiej części Tatr, coraz częściej zaczynam się rozglądać za kolejnymi celami. Tu, podobnie jak w przypadku klasycznych, letnich wycieczek, oczywistym kierunkiem wydaje się zejście ze znakowanych ścieżek.

W zeszłym roku zrobiłem to po raz pierwszy, zdobywając Żółtą Przełęcz i Żółtą Turnie, w tym sezonie rozwijam pomysł i odwiedzam kolejne tego typu miejsca. Nie tak dawno byłem na Niżnich Rysach, później na Kołowej Czubie i Zawratowej Turni. Dziś kolej na Zadni Kościelec oraz Mylną Przełęcz.

Oba miejsca znam już z letnich wejść. Nie są trudne, choć kompletnie nie wiem, czego spodziewać się tam w zimie. Jadę więc z dużą dawką niepewności, ale i ekscytacji zawsze związanej z pozaszlakową działalnością.

Zimą na Zadni Kościelec i Mylną Przełęcz – podstawowe informacje

Zadni Kościelec leży w polskiej części Tatr Wysokich, pomiędzy Doliną Czarną Gąsienicową a Doliną Zieloną Gąsienicową. Szczyt wznosi się na 2162 metry, co czyni go nieznacznie wyższym od swojego bardziej popularnego sąsiada.

Na Zadni Kościelec nie prowadzą żadne szlaki turystyczne, jednak szczyt leży na terenie udostępnionym do uprawiania taternictwa powierzchniowego. Oznacza to, że po zgłoszeniu wycieczki w tak zwanej Książce Wyjść Taternickich można się tam wybrać w pełni legalnie.

Masyw Kościelców jest zresztą bardzo często odwiedzany przez taterników. Na ścianach obu szczytów znajduje się mnóstwo dróg wspinaczkowych o różnym poziomie trudności, dużą popularnością cieszy się także Grań Kościelców, zazwyczaj pokonywana od Mylnej Przełęczy do szczytu Kościelca.

Najprostsza, prowadząca na Zadni Kościelec droga wiedzie przez Kościelcową Przełęcz i ma wycenę 0+. W praktyce oznacza to konieczność używania rąk do wspinaczki, choć w terenie niezbyt stromym oraz oferującym dużą dowolność wyboru chwytów i stopni. Zresztą, na Zadnim Kościelcu taki odcinek jest tylko jeden, bezpośrednio przed wejściem na wierzchołek. Reszta to po prostu chodzenie pod górę.

Pod względem orientacji, szczyt nie należy do trudnych. Moment zejścia ze szlaku jest dość oczywisty, podobnie jak przebieg podejścia na Kościelcową Przełęcz. Odrobinę problemów może tylko sprawić trafienie z tej ostatniej na wierzchołek, choć z drugiej strony, nawet najprostszy, kilkuzdaniowy odpis powinien rozjaśnić sprawę.

Powyższa ocena dotyczy oczywiście warunków letnich. Zimą ciężko jest jednoznacznie sklasyfikować trudności. Sporo zależy od ilości śniegu, jego rozłożenia na grani i zboczach oraz stopnia związania z pokrywą. Są dni, że wejście będzie dość łatwe, kiedy indziej może być wręcz niemożliwe albo bardzo ryzykowne ze względu na sytuację lawinową. Wejście opisane w tym artykule odbyło się przy dobrych, w miarę bezpiecznych warunkach. Przez większość zimowych sezonu są one jednak mniej sprzyjające.

Mylna Przełęcz również znajduje się w masywie Kościelców, około 150 metrów na południe od opisanego przed chwilą Zadniego Kościelca. Posiada dwa siodła, położone na wysokości 2096 oraz 2104 metry. Głównym jest to niższe, północne.

Wejście na Mylną Przełęcz stanowi popularną wśród taterników drogę dojściową do Grani Kościelców. Jest dość łatwe orientacyjnie, a jego wycena to coś pomiędzy 0+ a I. Wszystkie bardziej wymagające miejsca skumulowane są na ostatnim etapie stromego podejścia.

Zimowe trudności będą oczywiście zależeć o panujących danego dnia warunków. Może się jednak zdarzyć, że będzie… łatwiej. Dlaczego? Głównie ze względu na pokrywę śnieżną, która może złagodzić stromą końcówkę. Tak właśnie było podczas opisywanej tu wycieczki. Trudności spadły więc do wyceny 0, sprawiając, że przy wejściu na główne siodło przełęczy używanie rąk stało się zbędne.

Co do wyposażenia, ciężko będzie mi ułożyć uniwersalną listę. W warunkach, w których ja tam byłem wystarczyły raki koszykowe i jeden czekan turystyczny (plus kask, ale ten niemal zawsze warto mieć na pozaszlakowych wycieczkach). Nie dam jednak gwarancji, że innym też to wystarczy. Czasem lepiej będzie mieć dwa czekany, a stosowanie asekuracji będzie konieczne, by trzymać ryzyko w akceptowalnym przedziale. Zima to zima – każdy dzień jest inny. Choć myślę, że jeśli ktoś na poważnie rozważa wybranie się w opisywane tutaj miejsca, to i już dawno miał się okazję o tym przekonać.

Zadni Kościelec i Mylna Przełęcz zimą – relacja z wycieczki

Dojazd do Brzezin

Dzień przez wyjazdem, przez jedną z Facebookowych grup, udało mi się dogadać z inną ekipą, która też wybierała się w Tatry z Krakowa. Umówiliśmy się na około 3:15, gdzieś w pobliżu mojego osiedla. Wcześnie, nawet dużo wcześniej niż potrzebowałem, ale i tak była to znacznie lepsza opcja niż standardowy dojazd autobusem.

Wstaję o 2:10, ogarniam parę rzeczy, pakuję plecak i ruszam na przystanek. O ustalonej porze dosiadam się do reszty, po czym razem jedziemy w stronę Tatr. Pierwotnie, chcieliśmy dostać się do Kuźnic, jednak potem zmieniliśmy destynację na Brzeziny. Czemu? Głównie ze względu na parking – jest tańszy i bliżej wejścia na szlak. Sam wariant dojścia na Halę Gąsienicową był nam tego dnia obojętny.

Czarny szlak z Brzezin na Halę Gąsienicową

Na miejscu jesteśmy tuż przed piątą. Niby zmierzamy w tym samym kierunku, ale ze względu na różnice w tempie marszu decydujemy się rozdzielić. Dalej poruszam się więc samodzielnie. Reszta i tak nie wraca potem do Krakowa, więc transport powrotny tak czy siak musiałbym sam wykombinować.

O tak wczesnej porze kasa przy wejściu jest jeszcze nieczynna. Przechodzę więc obok i ruszam za oznaczeniami czarnego szlaku. Prowadzi on przez Dolinę Suchej Wody i szczerze mówiąc, jest najmniej ciekawym wariantem dojścia na Halę Gąsienicową.

Pod nogami od początku mam szeroką, utwardzaną drogę. Oprócz szlaku turystycznego, prowadzi tędy trasa zaopatrzeniowa dla schroniska Murowaniec. Jest przejezdna dla niemal każdego, choć trochę uterenowionego samochodu, co dość dobrze pokazuje, jakich trudności można się tu spodziewać.

Po przejściu pierwszych kilkuset metrów trafiam do lasu, którym prowadzi znaczna większość drogi do Murowańca. Odcinków, gdzie widać coś więcej jest naprawdę niewiele i znajdują się raczej pod koniec trasy. Zresztą, teraz i tak jest jeszcze dość ciemno, więc wiele bym pewnie nie zobaczył. Jeśli kogoś interesuje dokładniejszy opis tego szlaku, zapraszam do tekstu o przejściu Doliny Suchej Wody zimą.

Szlak z Brzezin zimą
Jeden z pojedynczych, nie w pełni zalesionych odcinków na czarnym szlaku z Brzezin na Halę Gąsienicową.

Dojście pod Przełęcz Karb

Podejście do schroniska zajmuje mi jakąś godziną i 20 minut. Byłoby szybciej, ale cóż – śliska nawierzchnia nie pozwalała się zbytnio rozpędzić. Narzekanie jest jednak nie na miejscu – i tak dotarłem tu bardzo wcześnie, a na wycieczkę mam znacznie więcej czasu, niż potrzebowałbym nawet w mocno pesymistycznym scenariuszu.

Schronisko Murowaniec w zimie
Schronisko Murowaniec.

Pod schroniskiem, do wycieczek szykuje się już parę innych osób. To pierwsi turyści, których spotykam tego dnia. Ja sam nie mam zamiaru robić tu przerwy, więc po prostu mijam budynek i ruszam dalej, skręcając na szlak prowadzący wgłąb Doliny Gąsienicowej, a dalej również na Świnicką Przełęcz.

Trasa, która z lecie znakowana jest czarnymi i żółtymi symbolami, na pierwszym odcinku jest dość płaska i niesprawiająca wielu problemów. Poza lekko śliskim podłożem (na szczęście już nie tak, jak na drodze w Brzezin), idzie się tędy całkiem nieźle, co pozwala mi się dość szybko dostać w okolice wyciągu narciarskiego na Kasprowy Wierch.

Dolina Gąsienicowa zimą
Zimowe przejście przez Dolinę Gąsienicową.

W okolicy wyciągu znajduje się skrzyżowanie szlaków. Żółty skręca w stronę Kasprowego Wierchu, czarny ciągnie się dalej ku Świnickiej Przełęczy. Ja zostaję na czarnym, choć tak na dobrą sprawę, to żadnych oznaczeń tutaj nie widać. Jest tylko wydeptana ścieżka, mniej więcej zgodna z letnim przebiegiem tego szlaku.

Idąc dalej wgłąb doliny mijam zamarzniętą taflę Zielonego Stawu Gąsienicowego. Niedługo za nim zauważam kolejne rozdroże, gdzie startuje niebieski szlak w stronę przełęczy Karb. Tu rozstaję się z trasą czarną i odbijam w lewo.

Dolina Zielona Gąsienicowa w zimie
Podczas marszu przez Dolinę Zieloną Gąsienicową mam już całkiem dobry widok na moje dzisiejsze cele.

Na tym odcinku coraz bardziej zbliżam się do masywu Kościelców. Widzę Mylną Przełęcz, podwójny wierzchołek Zadniego Kościelca, Kościelcową Przełęcz, a także ośnieżone zbocze, którym będę się na nią wspinał. Stąd nie mam jeszcze stuprocentowej pewności, ale wydaje mi się, że prowadzące tam drogi są choć częściowo przetarte.

Drogi na Zadni Kościelec i Mylną Przełęcz
Drogi na Zadni Kościelec i Mylną Przełęcz (przebieg orientacyjny, szczegóły mogą się nieco różnić, szczególnie na podejściach zboczami).

Do tej pory szlak był dość płaski. Z czasem zaczyna się jednak nieco wznosić. Im bliżej Karbu, tym stromiej, choć nie ma tu odcinka, który określiłbym jako trudny, bądź wymagający pomagania sobie rękami.

Karb od Zielonego Stawu
Podejście na przełęcz Karb od strony Zielonego Stawu Gąsienicowego.

Zbliżając się do masywu, nabieram pewności, że ta taternicka ścieżka wzdłuż zachodniej ściany jest dziś przetarta. Ja też zaraz będę tam skręcał. Nie widzę większego sensu we wchodzeniu na sam Karb, skoro i tak potem będę musiał wytracić trochę wysokości. Lepiej od razu zacząć podchodzić do ściany. Niech tylko znajdę odpowiednie miejsce…

Wejście na Kościelcową Przełęcz

W końcu podejmuję decyzję o skręcie. Choć raczej nie była ona moim w pełni niezależnym wyborem. Zauważyłem po prostu jakieś inne ślady, za którymi postanowiłem podążać. W pierwszej kolejności zależało mi na dotarciu do wystających spod śniegu kamieni, po których chciałem się później dostać bliżej ściany.

Odejście pod Zadni Kościelec
Moment zejścia z niebieskiego szlaku oraz droga pod ścianę Kościelca.

Do kamieni idzie się całkiem nieźle, po odbiciu do góry już trochę gorzej. Pokrywa śnieżna lekko się zapada, więc co parę kroków moja noga ląduje gdzieś pomiędzy kamieniami. Trzeba uważać, bo o kontuzję w takich warunkach nietrudno.

Ściany Kościelca
Kamienie, między którymi podchodzę bliżej ściany.

Po dotarciu do stromych, widocznych na powyższym zdjęciu skał, skręcam w prawo i idę kawałek po przetartej ścieżce. Na tym etapie zaczynam już wypatrywać miejsca, gdzie będę odbijał na Kościelcową Przełęcz. W sumie, nie jest to trudne. Trzeba po prostu dojść do końca bloków tworzących zachodnią ścianę Kościelca, a następnie skierować się na strome zbocze, również prowadzące w pobliżu skalistej ściany tej góry.

Droga na Kościelcową Przełęcz
Dalsza droga pod ścianą Kościelca oraz moje miejsce odbicia na Kościelcową Przełęcz. Alternatywnie, można się tu również poruszać bliżej tych pionowych skałek.

Miejsce, w którym decyduję się skręcić jest oznaczone wysokim, kamiennym kopczykiem. Choć na dobrą sprawę, to odbić można też trochę wcześniej albo kawałek dalej – większej różnicy nie ma.

Podejście praktycznie od razu robi się strome. Podchodzę powoli, uważając na dwa rodzaje miejsc. Pierwsze to takie, gdzie nogi zapadają się w nie do końca zmrożony śniegu, natomiast drugie mają tego śniegu mało, jednak znajduje się on na śliskich płytach. Generalnie, lepiej jest się tu trzymać prawej strony, gdzie zamiast płyt znajdują się odcinki z trawkami.

Podejście na Kościelcową Przełęcz zimą
Początek stromego podejścia na Kościelcową Przełęcz.
Podejście na Kościelcową Przełęcz w zimie
To już trochę wyżej. Podczas wspinaczki lepiej trzymać się bliżej prawej strony zbocza.

Mozolnie zdobywam wysokość, jednak nie trafiam na nic szczególnie wymagającego. Szybko nabieram pewności, że na Kościelcową Przełęcz raczej uda mi się dostać. A co dalej? Okaże się już niedługo.

Podczas podejścia zauważam parę innych, prowadzących tędy śladów. Są jednak stare i częściowo zasypane, więc chodzenie po nich praktycznie nic mi nie daje.

Droga na Kościelcową Przełęcz zimą
Coraz bliżej do przełęczy.

Podejście trochę się ciągnie, ale krajobraz niewiele się tu zmienia. Po lewej mam stromą ścianę Kościelca, po prawej usiane kamieniami zbocza Zadniego Kościelca. Idę w pewnej odległości od ściany, nierzadko po wystających spod śniegu trawkach. W warunkach letnich, ten odcinek można przejść po wyraźnie wychodzonych zakosach.

Pod samą przełęczą robi się trochę stromiej. Tu staję przed wyborem: podchodzić po zaśnieżonym stoku, albo dojść do skałek po lewej stronie i dostać się nimi trochę ponad przełęcz. Ta druga opcja wydaje mi się nieco bezpieczniejsza, więc decyduję się wspiąć po kamieniach. Nie jest to szczególnie trudne, ale i tak końcówkę tej drogi oceniam na bardziej wymagającą niż latem.

Po paru kolejnych minutach jestem już kilka metrów nad Kościelcową Przełęczą. Stamtąd schodzę na siodło i robię chwilę przerwy przed ruszeniem w stronę szczytu. Przy okazji, mogę podziwiać wąską, wyglądającą na bardzo stromą grań, którą z przełęczy można dostać się na wierzchołek Kościelca.

Kościelcowa Przełęcz zimą
Grań prowadząca na Kościelec oglądana z Kościelcowej Przełęczy.

Zadni Kościelec zimą – droga od Kościelcowej Przełęczy

Na wierzchołek Zadniego Kościelca mogę się stąd dostać na parę sposobów. Po pierwsze, mogę iść ściśle granią, co ma wycenę II i przy moich umiejętnościach zdecydowanie odpada. Po drugie, da się iść granią, ale obejść to dwójkowe miejsce. Zostaje wtedy wycena I. Latem (no dobra, jesienią, ale nie było tu wtedy śniegu) się tak bawiłem, dziś stawiam jednak na bezpieczeństwo i wybieram trzecią opcję: całkowite obejście grani od strony Doliny Zielonej Gąsienicowej.

Ta droga powinna mi zająć jakieś 5, maksymalnie 10 minut. Teraz widzę nawet pojedyncze ślady kogoś, kto także decydował się na ten wariant. Po krótkim postoju odbijam więc prawo i zaczynam odchodzić graniowe skałki.

Kościelcowa Przełęcz w zimie
Droga na Zadni Kościelec – wariant z obejściem grani.

Choć odcinek jest lekko eksponowany, nie sprawia mi praktycznie żadnych trudności. Ślady przez moment prowadzą w miarę poziomo, potem zaczynają się wznosić do góry. Tu na moment tracę pewność – to już na szczyt, czy dopiero jakieś dojście do grani po obejściu pierwszych trudności? Postanawiam jednak sprawdzić, trzymając się założenia, że zawsze mogę zawrócić.

Droga na Zadni Kościelec zimą
Przejście lekko eksponowanym zboczem poniżej grani Zadniego Kościelca. W tle mam całkiem niezły widok na Niebieską oraz Zawratową Turnię.
Droga na Zadni Kościelec w zimie
Odbicie w stronę wierzchołka. Tu należy się kierować w stroną krótkiego, niezbyt stromego żlebu.

Wątpliwości szybko się rozwiewają. Tak, to już szczyt, dobrze pamiętam to podejście. Bez śniegu wydawało mi się nieco bardziej strome, ale może to tylko kwestia większego obycia z takim terenem.

Wejście na Zadni Kościelec zimą
Ostatnie podejście pomiędzy wierzchołki Zadniego Kościelca.

Krótki żleb wyprowadza mnie pomiędzy dwa, położone blisko siebie wierzchołki. Nie wiem, który jest wyższy, więc wejdę oczywiście na oba. Jako pierwszy, postanawiam zdobyć ten południowy, który wydaje się nieco łatwiejszy. Daję radę się tam dostać bez żadnej pomocy rąk. Chwilę później przechodzę też na północny, co wymaga odrobinę większej sprawności (parę pojedynczych metrów o wycenie 0+).

A więc, udało się! Zadni Kościelec zdobyty zimą i tak na dobrą sprawę, nie było to jakoś szczególnie trudne. Poziom zbliżony do wejścia letniego, choć warto pamiętać, że dzisiejsze warunki są dość dobre, a ślad założony był niemal na wszystkich odcinkach.

Zadni Kościelec zimą
Widok z Zadniego Kościelca w stronę Kościelca. Jest około ósmej, na tamtym szczycie nie ma jeszcze nikogo.
Zadni Kościelec w zimie
Spojrzenie w kierunku Orlej Perci.
Grań Świnicy
Wschodnia grań Świnicy, na który da się zauważyć (od lewej) Zawratową Turnię, Niebieską Turnię, Gąsienicową Turnię, a także główny i taternicki wierzchołek Świnicy.
Zadni Kościelec, widoki
Na północnym – zachodzie widzę Dolinę Zieloną Gąsienicową, a w oddali między innymi Giewont, Kasprowy Wierch i Czerwone Wierchy.

Zejście z Zadniego Kościelca

Po spędzeniu kilku miłych chwil na wierzchołku (w sumie to na dwóch wierzchołkach) postanawiam schodzić. Ostrożnie dostaję się do żlebu, potem zaczynam się obniżać do miejsca, gdzie da się skręcić. Stamtąd ruszam ku Kościelcowej Przełęczy po własnych śladach prowadzących poniżej grani.

Zadni Kościelec, zejście
Zejście tym krótkim żlebem między wierzchołkami.
Zimowe wejście na Zadni Kościelec
Powrót na Kościelcową Przełęcz.

Wracam właściwie tą samą drogą, z jednym tylko odstępstwem. Pod koniec, z czystej ciekawości, wchodzę na grań i to nią pokonuję ostatnie metry. Jest odrobinę trudniej, muszę sobie nieco pomóc rękami, ale przy okazji mam z tego trochę frajdy.

Na przełęczy robię krótki postój, po czym skręcam w lewo i zaczynam zejście. Tym razem wybieram wariant ze stromym zboczem, bez pchania się na skałki. Nie jest źle, choć oczywiście trzeba mocno uważać, bo ewentualnie poślizgnięcie trudno byłoby w takim terenie wyhamować.

Kawałek dalej zbocze staje się nieco łagodniejsze. Schodzę szybko, bez większych problemów, znów trzymając się trawek – tam, gdzie to oczywiście możliwe. Tylko na paru odcinkach czuję, że pod cienką warstwą śniegu mam tę niefajną, gładką skałę.

Zejście z Kościelcowej Przełęczy
Zejście z Kościelcowej Przełęczy.

Po kilkunastu minutach jestem już pod ścianą, przy wydeptanej ścieżce między Karem a Mylną Przełęczą. W tym miejscu spotykam dwóch innych pozaszlakowców, którzy też udają się na Zadni Kościelec. Chwilę gadamy, pokazuję im drogę na szczyt oraz opisuję warunki na podejściu. Potem skręcam w lewo i ruszam ku drugiemu z moich dzisiejszych celów.

Wejście na Mylną Przełęcz zimą

Dalsza droga wciąż jest przetarta, choć śladów nie ma wiele. Najbliższy odcinek nie jest szczególnie wymagający. Idę w poprzek zbocza, pod stromymi ścianami Zadniego Kościelca. Choć tak na dobrą sprawę, zimą bezpieczniej jest pokonywać ten fragment w płaskim terenie poniżej ściany. Problem w tym, że przy dzisiejszym śniegu byłoby to o wiele bardziej forsujące niż skorzystanie z już istniejącego śladu. A, że poziom zagrożenia lawinowego nie jest wysoki („niska dwójka”), to decyzja nie jest trudna.

Droga na Mylną Przełęcz zimą
Droga na Mylną Przełęcz, fragment tuż za zejściem z Kościelcowej Przełęczy.

Na kolejnym odcinku ścieżka nieco się obniża, by ominąć strome składki w ścianie po lewej stronie. Potem znów do góry, na pierwsze, nieco bardziej wymagające podejście.

Droga na Mylną Przełęcz w zimie
Kolejny kawałek z obejściem kilku skałek oraz skrętem na podejście po lewej stronie.

Za zakrętem nadal trzymam się blisko ściany Zadniego Kościelca. Gdzieś w tym miejscu zaczynam się też zbliżać do innej pary, która ruszyła na Mylną Przełęcz przede mną. Ich tempo jest jednak dość wolne, więc wyprzedzenie jest pewnie tylko kwestią czasu.

Wejście na Mylną Przełęcz zimą
Łatwe odcinki za mną, teraz będzie już głównie pod górę.

Po chwili intensywnej wspinaczki, droga nieco łagodnieje i oddala się od ściany. Skręcam lekko w prawo, obierając kurs na zbocze znajdujące się za kolejną grupą skałek. Tu w końcu wyprzedzam wspomnianą przed chwilą dwójkę.

Wejście na Mylną Przełęcz w zimie
Nieco łagodniejszy odcinek drogi.
Zimowe wejście na Mylną Przełęcz
Tu trzeba przejść za skałki, a potem odbić w lewo, do góry.

Za skałkami zaczyna się kolejna stromizna. Ślady prowadzą tu zakosami, których z sumie nie potrzebuję, ale i tak korzystam, by uniknąć zakładania nowego śladu w zapadającej się pokrywie.

Zimowa droga na Mylną Przełęcz
Przełęcz już widać, trzeba tylko pokonać ostatnie strome podejście.

Stopniowo zbliżam się do przełęczy. Tu rośnie niepewność przed tym, co czeka mnie na ostatnim odcinku. Latem jest on stromy i według niektórych wyceniany na I (dla mnie to bardziej coś pomiędzy 0+ a I). Jak będzie zimą? Czy w ogóle uda mi się tam wejść? Okazuję się, że… trudności gdzieś zniknęły. Śnieg ładnie wygładził to zbocze i zmniejszył jego nachylenie. Końcówkę pokonuje więc bez problemu, ani razu nie musząc pomagać sobie rękami, czy wbijać w pokrywę dziobu czekana.

Stoję teraz na głównym siodle Mylnej Przełęczy, podziwiając rozciągające się z niej widoki. Największe wrażenie robi oczywiście grań po obu stronach, a także północna ściana Świnicy.

Po krótkim postoju postanawiam przemieścić się na drugie siodło, położone nieco wyżej i odgrodzone kilkumetrową skałką. Można po mniej przejść górą albo przetrawersować od strony Doliny Zielonej Gąsienicowej. Dziś decyduję się na rozwiązanie pośrednie, początkowo idąc bokiem, a potem już ściśle granią. Szczerze mówiąc, to chyba najbardziej wymagający odcinek całej jest wycieczki (nieobowiązkowy dla kogoś, kto chce jedynie „zaliczyć” tę przełęcz).

Mylna Przełęcz w zimie
Na pierwszym planie skałka rozdzielająca siodła przełęcz, dalej grań Zawratowej Turni. W prawej części zdjęcia widać też Niebieską Turnię.

Po przedostaniu się na drugie siodło Mylnej Przełęczy mam nieco lepszy widok na grań prowadzącą w stronę Zadniego Kościelca. Jestem także blisko wejścia na grań Zawratowej Turni, którą miałem okazję przejść w zeszłym roku. Stąd widzę nawet, że prowadzą na nią jakieś ślady, jednak ich przebieg nieco różni się od znanego mi, letniego wariantu.

Mylna Przełęcz zimą
Widok na Zadni Kościelec z południowego siodła Mylnej Przełęczy.
Na Mylnej Przełęczy zimą
Stromy początek grani prowadzącej w stronę Zawratowej Turni.
Mylna Przełęcz, widoki
A tutaj jeszcze fragment Orlej Perci.

W tym miejscu robię kolejną, kilkuminutową przerwę, po czym wracam na główne siodło. Trawa to chwilę, a gdy uda mi się tam dotrzeć, zaczynam rozmowę z jednym z członków wyprzedzonej niedawno ekipy. Okazuje się, że są to wspinacze, zamierzający pokonać dziś całą Grań Kościelców. Cóż, może za parę lat takie przejścia będą też w moim zasięgu. Póki co, musi mi wystarczyć wizyta na samej przełęczy.

Zejście do Doliny Zielonej Gąsienicowej

Ze względu na wiejący dziś, umiarkowanie silny wiatr, dość szybko podejmuję decyzję o zejściu. Powrót będzie po tej samej trasie co wejście, docelowo gdzieś w pobliże przełęczy Karb.

Obracam się w stronę Doliny Zielonej Gąsienicowej i ruszam w dół. Sprawnie wytracam wysokość, a miękki śnieg, który niezbyt pomagał w drodze do góry, teraz przyjemnie wyhamowuje moje kroki.

Mylna Przełęcz, zejście
Zejście z Mylnej Przełęczy.

Pokonuję największą stromiznę, potem odbijam w prawo i zmierzam w stronę skałek opadających z Zadniego Kościelca. Tam schodzę jeszcze kawałek, a następnie trafiam w miejsce, gdzie trzeba odzyskać trochę wysokości.

Zejście z Mylnej Przełęczy
Powrót pod ścianą Zadniego Kościelca.

W pewnej chwili docieram do miejsca, gdzie droga z Mylnej Przełęczy spotyka się z tą prowadzącą z Kościelcowej Przełęczy. Tu idę nadal prosto, pokonując jeszcze niedługi odcinek w stronę Karbu.

Wkrótce jestem już przy tym kamiennym zboczu, którym kilka godzin wcześniej podchodziłem pod ścianę. Odbijam w lewo i zaczynam umiarkowanie strome zejście. Niestety, w paru miejscach dane jest mi przypomnieć sobie o zapadającym się śniegu między głazami. Czasem noga potrafi wpaść nawet po kolano.

Zejście do Zielonej Doliny Gąsienicowej
Zejście po pełnym kamieni zboczu.
Zielona Dolina Gąsienicowa
Lada chwila będę już na w miarę płaskim terenie.

Po kilku minutach docieram do podstawy zbocza. To inne miejsce, niż to, w którym wcześniej schodziłem ze szlaku, jednak nie ma to teraz większego znaczenia. Skręcam w prawo i ruszam przez siebie z zamiarem dotarcia do turystycznej ścieżki. Gdy ją znajduję, zatrzymuję się na moment, by ściągnąć kask oraz przypiąć czekan do plecaka. Raki póki co zostają, ale resztę raczej się już nie przyda.

Ok, wróciłem do szlaku. Tyle, że on ma w zimie więcej niż jeden wariant. Tworzą się skróty, obejścia, swoje dokładają też skiturowcy swobodnie poruszający się po okolicy. W efekcie, cała dolina jest pocięta dziesiątkami, jak nie setkami różnych śladów.

Sam też ulegam pokusie, by szybciej dostać się do schroniska. Idę więc za śladami prowadzącymi bliżej zbocza Małego Kościelca. Gdy one się kończą, podążam za lekko utwardzonym odciskiem nart. Początkowo idzie dobrze, ale w końcu zaczynam żałować tej decyzji. Sporo tu kosówki, w której od czasu do czasu lądują moje nogi. Czasem potykam się wręcz co kilka kroków. Rośnie zmęczenie, a ja zaczynam szukać wygodnej opcji, by dostać się do normalnego szlaku.

Dolina Gąsienicowa w zimie
Jakiś mój improwizowany wariant powrotu na Halę Gąsienicową.

Ostatecznie się udaje, ale dopiero w miejscu, które i tak leży dość blisko schroniska. Trochę przekombinowałem. Trudno, będzie wniosek na przyszłość.

Powrót do Kuźnic

Po przejściu kilkuset metrów trafiam z rozdroże, gdzie mogę albo iść w stronę Murowańca, albo od razu skręcić w stronę Kuźnic. Wybieram to drogie, co wymusza jeszcze chwilę podejścia, po którym trafiam na znaną z pięknych widoków Halą Gąsienicową.

Przechodzę przez Halę, mijając trochę tutejszych zabudowań, a następnie zaczynam kolejne podejście. Gdy dobiega końca, docieram na dość płaską Królową Rówień. Za nią jest jeszcze chwila w dół, a potem kolejne skrzyżowanie, gdzie do wyboru są dwa warianty zejścia do Kuźnic.

Szlak przez Królowa Rówień
Dojście do Przełęczy między Kopami.

Dziś wybieram wariant przez Boczań, prowadzący niebieskim szlakiem. Skręcam w prawo i zaczynam schodzić długim, łagodnie nachylonym grzbietem. W pewnej chwili pojawia się las, którym pokonuję resztę tego szlaku. Odcinek jest łatwy, choć dziś okropnie oblodzony. Niestety, nie chce mi się zakładać ściągniętych w okolicy schroniska raków, co przypłacam efektowną wywrotką i podrapaną dłonią.

W Kuźnicach jestem około 11:40. Wcześnie, nawet bardzo. Gdyby nie mocno grzejące słońce i coraz bardziej rozmiękczona pokrywa, pewnie zdecydowałbym jeszcze dorzucić coś do tej wycieczki. Ale w takich warunkach? Szkoda się męczyć, nie warto ryzykować. Wrócę kiedy indziej.

A póki co, wsiadam w busik, czekam chwilę na odjazd i przemieszczam się do Zakopanego. Tam kolejny przestój, potem przesiadka na kurs do Krakowa i w miarę sprawny powrót do domu.

Zadni Kościelec i Mylna Przełęcz w zimie – podsumowanie

Choć oba te miejsca już kiedyś zdobyłem, fajnie było je poznać w zimowej odsłonie. A ponieważ udało mi się trafić na całkiem niezłe warunki, to wejście nie sprawiło jakichś większych problemów. Część trasy okazała się nawet łatwiejsza niż latem.

Tak w sumie, to dla mnie było to jedno z najbardziej satysfakcjonujących przejść tego sezonu. Tatry zimą, Tatry poza szlakiem – moje dwa ulubione motywy połączone podczas jednej wycieczki. Mam nadzieję, że nie po raz ostatni. Nie wiem, czy uda się jeszcze w tym roku, ale kiedyś, wraz z rozwojem umiejętności, na pewno jeszcze do tej koncepcji wrócę.

4 komentarze

Skomentuj Michał Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *