Mylna Przełęcz i Zawratowa Turnia – opis wejścia, trudności, zdjęcia
Zawratowa Turnia to mierzący 2247 metrów szczyt pomiędzy Przełęczą Zawrat a Świnicą. Bez większych problemów można ją zdobyć wchodząc tam w kilkanaście minut od Zawratu. Jednak istnieje też druga, trudniejsza i znacznie ciekawsza trasa, prowadząca z Mylnej Przełęczy. I to jej poświęcony będzie niniejszy artykuł.
Relacja z (innej) wycieczki na ten szczyt dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Chęć odwiedzenia Mylnej Przełęczy pojawiła się u mnie już w zeszłym roku. To bardzo popularne wśród taterników miejsce, którzy zaczynają tam przejście efektowniej Grani Kościelców. Początkowo, miało się skończyć wyłącznie na przełęczy – na „spacerek” ku Kościelcowi mam jeszcze zdecydowanie za małe umiejętności.
Z czasem dotarło do mnie jednak, że z Mylnej Przełęczy można też ruszyć na południe. Po innej grani, prowadzącej ku Zawratowej Turni. Wariant co prawda mniej popularny, ale za to leżący w moim zasięgu. Przewodniki i internetowe opisy mówiły o wycenie I (czyli nieco trudno) – takiej, z którą miałem do tej pory do czynienia wyłącznie na krótkich, pojedynczych odcinkach. Czy jestem gotowy na więcej? Chętnie sprawdzę, a to chyba jedna z lepszych ku temu okazji.
O Mylnej Przełęczy i Zawratowej Turni
Mylna Przełęcz leży po południowej stronie Zadniego Kościelca. Posiada dwa siodła o wysokościach 2096 oraz 2104 metry. W tego niższego startuje popularna droga przez Grań Kościelców. Na przełęcz najłatwiej dostać się po zachodnim zboczu, ścieżką prowadzącą od Karbu. Jej przebieg jest dość oczywisty, a trudności sięgają wyceny 0+ (choć niektóre źródła podają też I na ostatnich metrach tuż pod przełęczą). Inne drogi są znacznie trudniejsze i mają charakter wspinaczkowy.
Zawratowa Turnia to z kolei mierzący 2247 metry wierzchołek, leżący na wschodniej grani Świnicy, w bliskim sąsiedztwie licznie odwiedzanej przełęczy Zawrat. Na Turnię prowadzą zarówno drogi wspinaczkowe, jak i – nazwijmy to – „turystyczne”, dostępne dla nieco bardziej wprawionych górołazów i raczej niewymagające asekuracji. Najłatwiej jest od Zawratu (0+), nieco trudniej drogą z Mylnej Przełęczy (I).
Przejście odcinka Mylna Przełęcz – Zawratowa Turnia zajmuje około 40 – 60 minut. Droga, poza pierwszymi metrami, prowadzi dość ściśle granią i wymaga pokonania jej paru spiętrzeń. W paru miejscach występuje też umiarkowana ekspozycja. Tych trudniejszych, wycenionych na I miejsc jest kilka (tak ze 3?), reszta to niesprawiające większych problemów odcinki o charakterze 0+ lub 0.
Zarówno Zawratowa Turnia, jak i Mylna Przełęcz znajdują się na terenie udostępnionym do uprawiania taternictwa. Można więc taką wycieczkę zrobić zupełnie legalnie, uprzednio wpisując się do Książki Wyjść Taternickich dostępnej w schronisku lub jej internetowego odpowiednika. Po ukończeniu przejścia należy oczywiście pamiętać o wykreśleniu wpisu i zgłoszeniu powrotu.
Co zabrać ze sobą na taką wycieczkę? Tu sporo zależeć będzie od panujących warunków i oceny własnych umiejętności. Latem, przy suchej skale, teren „jedynkowy” z reguły nie wymaga asekuracji. Sam miałem tylko kask i wygodne buty z przyczepną podeszwą. Wzięcie liny i innego sprzętu do asekuracji nie będzie jednak przesadą – na pewno lepiej dźwigać nieco więcej niż wpakować w trudny teren i musieć zbyt wiele ryzykować.
Zawratowa Turnia od Mylnej Przełęczy – relacja z wycieczki
Dojazd do Kuźnic
Cały wyjazd zamierzam oprzeć o komunikację publiczną. Chcę też być w górach możliwie wcześnie, więc stawiam na jeden z pierwszych, odjeżdżających z Krakowa autobusów. Wstaję o 3:20, zabieram co potrzebne i ruszam na dworzec. Startujemy około 4:40. Przez kolejne 2 godziny próbuję się jeszcze trochę zdrzemnąć, ale niestety, wychodzi z tego niewiele.
W Zakopanem jesteśmy trochę przed siódmą. Wysiadam, zmieniam stanowisko i wchodzę do podstawionego już busika do Kuźnic. Chwila czekania i jedziemy dalej. Niedługo później jestem w okolicach dolnej stacji kolejki na Kasprowy Wierch. Kupuję bilet do parku i wchodzę na szlak.
Niebieskim szlakiem na Halę Gąsienicową
Z dwóch dostępnych tras wybieram wejście przez Boczań. Wersja ani lepsza, ani gorsza – ot, taka spontaniczna decyzja. W tym wariancie bardziej stromo będzie na początku, później nachylenie trochę spadnie. Żółtym szlakiem prze Jaworzynkę byłoby na odwrót.
Wkraczam w zalesiony teren i podchodzę parę minut do rozdroża szlaków. Zielony idzie dalej na Nosalową Przełęcz, „mój” niebieski skręca w prawo. Tam czekają mnie kolejne podejścia po szerokiej, leśnej ścieżce. Zaliczam parę zakrętów, a także jeden bardziej płaski odcinek. Później las rzednie, a ja wychodzę na Skupniów Upłaz – długi, łagodnie nachylony grzbiet, który w końcu doprowadza mnie w okolicę Przełęczy Między Kopami.
Na przełęczy łączą się oba szlaki, które prowadzą w to miejsce z Kuźnic. Żółty znika, dalej ciągnie się już tylko niebieski. Podchodzę jeszcze kawałek, później zaczynam przejście przez Królową Rówień, gdzie po raz pierwszy dostrzegam piękne dwutysięczniki otaczające Dolinę Gąsienicową. Pod koniec ścieżka nurkuje w dół i sprowadza mnie na Halę Gąsienicową, w okolice schroniska Murowaniec.
Szlak na Przełęcz Karb
Pod samo schronisko jednak nie docieram. Mijam odgałęzienie niebieskiego szlaku i zmierzam bezpośrednio do skrzyżowania tras, które znajduje się kawałek dalej. Tam skręcam w lewo, nadal podążając za kolorem niebieskim.
Idę chwilę przez las, który później zastępuje coraz niższa kosówka. Po paru minutach poruszam się już w otwartym terenie, po zboczu Małego Kościelca, mając przez oczami świetny widok na między innymi Kościelec, Żółtą Turnię oraz kawałek Orlej Perci.
Przez większą część tego odcinka ścieżka jest łagodnie nachylona i podejście nie sprawia praktycznie żadnego problemu. Trochę wysiłku czeka mnie jedynie przed samym stawem. Trwa to parę minut, po których docieram nad jego brzeg. Mimo wczesnej pory, jest tu już wielu innych turystów.
Robię krótką przerwę, a następnie skręcam w prawo, po raz pierwszy zmieniając dziś kolor szlaku. Przez najbliższe kilkadziesiąt minut będę podążał za czarnymi oznaczeniami, które wyprowadzą mnie na Przełęcz Karb, leżącą na północ od robiącego spore wrażenie szczytu Kościelca.
Pierwszy odcinek prowadzi kamiennym chodnikiem, pośród niskich krzewów kosodrzewiny. Na kolejnym przechodzę przez niewielkie rumowisko, a potem zaczynam wspinać zakosami po wschodnim zboczu Małego Kościelca.
Ścieżka jest stroma, wymuszając na turystach wolne tempo i liczne postoje, co daje mi parę okazji do wyprzedzania. W końcu wychodzę ze skalistego otoczenia, idąc jeszcze chwilę wśród trawek i kosówki. Później docieram na grań Małego Kościelca, gdzie skręcam w lewo i pokonuję ostatni odcinek w stronę Karbu. Ścieżka prowadzi głównie w dół, czasem po kamiennych blokach i w niewielkiej ekspozycji. Na przełęcz docieram parę minut później.
Wejście na Mylną Przełęcz
Na Karbie czarny szlak łączy się z niebieskim, który prowadzi w to miejsce z okolic Zielonego Stawu Gąsienicowego po dłuższym, choć mniej wymagającym wariancie. Dalsza wspinaczka na Kościelec odbywa się już po wyłącznie czarnych oznaczeniach.
Mnie, w tym miejscu, znakowane trasy przestają interesować. Odpinam kask od plecaka, zakładam na głowę i wchodzę na wyraźną ścieżkę, wytyczoną tuż przy znaku ostrzegającym przed… schodzeniem ze szlaku. Tą drogą można dotrzeć w 3 miejsca: na Kościelcową Przełęcz, na Mylną Przełęcz oraz na nieistniejący już szlak łączący Karb ze Świnicką Przełęcz. Dziś interesuje mnie druga opcją. Pierwszą zwiedzałem poprzedniej jesieni, na trzecią jeszcze przyjdzie pora.
Trasa jest wyraźna i początkowo pozbawiona jakichkolwiek trudności. Prowadzi wśród trawek i niewielkich kamieni po płaskim, a nawet lekko obniżającym się terenie. W ten sposób docieram pod pierwsze skały tworzące zachodnią ścianę Kościelca.
Idąc krótką chwilę przy skałkach, docieram do rozdroża. Jedna ścieżka odbija lekko w lewo (i pod górę), druga nieznacznie w prawo. Chcąc dojść na Mylną Przełęcz, muszę wybrać wariant po lewej. Drugi to wspomniany przed chwilą, stary szlak z Karbu na Świnicką Przełęcz.
Przez krótką chwilę pochodzę w łatwym, trawiastym terenie. Potem, dla odmiany, muszę trochę zejść wciąż trzymając się blisko skalistej ściany. Na dole znajduje się kolejne rozdroże, choć już nie tak widoczne, jak to wcześniejsze. Idąc w lewo, kierowałbym się na Kościelcową Przełęcz, więc opuszczam wyraźną ścieżkę i kieruję na rumowisko. Tu pomocne w orientacji mogą być pojawiające się od czasu do czasu kopczyki.
Odcinek jest niezbyt przyjemny, trzeba bardziej uważać na uciekające spod nóg kamulce. Przechodzę ten fragment nieco na skos, kontynuując nabieranie wysokości, a następnie zbliżając do ścian Zadniego Kościelca. Pod koniec, przed dotarciem pod skały, ponownie muszę zejść nieco w dół.
Przy skałach skręcam w lewo. Teraz mam pod nogami przyjemniejsze trawki, po których zaczynam dość stromą wspinaczkę. Początkowo trzymam się blisko ściany, potem odbijam nieco w prawo. Dobrym punktem orientacyjnym jest trójkątna skała na Mylnej Strażnicy. Patrząc z miejsca, w którym się znajduję, muszą obejść ją od prawej strony.
Podchodząc wyżej, znów trafiam na rumowisko. Zwalniam, zwiększam ostrożność i jakoś prę do góry, po drodze wyprzedzając dwójkę wspinaczy, którzy też zmierzają w stronę Mylnej Przełęczy.
Teraz, gdy Mylna Strażnica jest już po mojej lewej stronie, kontynuuję podejście w niezbyt trudnym, głównie trawiastym terenie. W parę minut docieram do skałek, które opadają tu bezpośrednio z przełęczy. To już ostatni etap tego podejścia. Przy okazji najtrudniejszy – wycena według większości źródeł to 0+, choć niektóre podają też I.
Podchodzę pod skałę, patrzę w górę i bez większych problemów wytyczam sobie linię przejścia. Z pewnością jest więcej niż jedna, choć ten „mój” wariant chyba sam się narzuca. Mija kilka kolejnych minut i stoję już na północnym siodle przełęczy.
Na przełęczy urządzam sobie kolejną przerwę. Jem, piję, oglądam dalszą trasę. Znam to miejsce wyłącznie ze zdjęć. Nie wiem, jak dokładnie mam pokonać pewne trudności. Jedynie, co odszukałem w sieci i przewodnikach, to krótkie, pozbawione szczegółów opisy. Będzie trzeba sprawdzić samemu.
Zawratowa Turnia od Mylnej Przełęczy – przejście granią
W pierwszej kolejności muszę dostać się na południowe siodło przełęczy. Od północnego, na którym się teraz znajduję, oddziela go niewielki, mało wybitny wierzchołek. Najłatwiej przejść przez niego górą, w umiarkowanej ekspozycji.
Przechodząc przez wierzchołek mam dobry podgląd na resztę trasy. Nie wygląda źle, choć wiem, że wejście na tę grań nie należy do łatwych. Na dalszym etapie też jest kilka stromych fragmentów, choć nie wiem jeszcze z jakimi dokładnie trudnościami będą się one wiązać.
Stoję na południowym siodle. Przed sobą mam stromą, kilkumetrową ścianką i wąską półkę przebiegającą pod nią z lewej strony. Półka jest eksponowana, ale po wejściu na nią okazuje się, że nie aż tak, jak myślałem. Jest na tyle szeroko, że przechodzę po niej bez obaw.
Na półeczce jest też w miarę wyraźna ścieżka, która pokazuje mi, jak daleko mam dojść. Gdy ślad się kończy, spoglądam w praco i zaczynam oglądać skałę. To moment, którego chyba najbardziej się obawiałem (pewnie dlatego, że po prostu nie wiedziałem, co mnie czeka dalej). Stopnie i chwyty nie są zbyt duże, ale nawet osobie z minimalnym doświadczeniem wspinaczkowym nie będzie trudno wyznaczyć sposób przejścia.
Wykonuję parę ruchów i docieram do połowy skałki, gdzie mogę odpocząć i zastanowić nad dalszą drogą. Ta jest już łatwiejsza. Parę kolejnych kroków, niewielka pomoc rąk i stoję na grani.
Trudności na chwilę znikają. Teraz po prostu idę po trawkach i płytach w nieco eksponowanym terenie. Warto się czasem obrócić i spojrzeć na świetnie prezentującą się grań Zadniego Kościelca.
Wkrótce docieram do kolejnych trudności. Zgodnie z sugestią przewodnika (WHP) nie szukam pozornie łatwiejszych odejść, lecz trzymam dość ściśle grani. Ta bywa jednak wymagająca i czasem zmusza do zastanowienia się chwilę nad wyborem dalszej trasy.
Po wspięciu się na pokazany powyżej próg, docieram w teren pełen pochyłych płyt przetykanych trawkami. Nic szczególnie wymagającego, choć trzeba trochę uważać.
Dalszy odcinek ukazuje mi piękną, skalistą grań. Od pewnego momentu także stromą i dość wymagającą. Już samo wejście na nią sprawia mi trochę problemów. Po spędzeniu paru minut na oględzinach, decyduję się zrobić drobne obejście z prawej strony i dopiero potem kontynuować przejście ściśle granią.
Nie jest to łatwe zadanie, ale sprawia mi mnóstwo frajdy. Skała jest sucha, nie ma tu luźnych kamieni i drobnej kruszyzny. Trudności dochodzą do I i z moimi obecnymi umiejętnościami, to właśnie taki teren daje mi najwięcej przyjemności. Trzeba kombinować, używać nieco siły, ale zdecydowanie nie jest to jeszcze wspinanie dla zaawansowanych.
Powyżej tego trudniejszego fragmentu grań robi się bardziej płaska i znacznie łatwiejsza. Ręce mogą odpocząć, trzeba po prostu iść po trawkach w stronę szczytu. Ten widzę już w odległości kilkudziesięciu metrów.
W końcu docieram na wierzchołek, zauważając, że mam go w całości dla siebie. Ciężko jednak nazwać tę okolicę odludną. W pobliżu mam tłumy na Świnicy i Zawracie, sporo osób wędruje też Orlą Percią.
Widoki ze szczytu mogą podobać. Dobrze widać oba Kościelce, grań Orlej, Świnicę, Dolinę Pięciu Stawów oraz sporo słowackich szczytów. Mi jednak najbardziej podoba się Niebieska Turnia, wciąż wyraźnie okaleczona obrywem sprzed paru lat.
Siedzę na szczycie, wcinam jedzonko i podziwiam widoki. W pewnej chwili słyszę nadlatujący śmigłowiec. W sumie nic dziwnego – Sokół lata nawet kilka razy dziennie, szczególnie w pogodne dni sezonu letniego. Z tym, że ten helikopter leci jakby w moją stronę. Zbliża coraz bardziej i bardziej, aż zaczynam się zastanawiać, o co może chodzić. W końcu jednak zawisł w okolicy Niebieskiej Turni, obejrzał ją dokładnie z kilku stron i… odleciał. Tyle. Żadnej akcji, desantu, wciągania kogoś potrzebującego pomocy. Powisieli chwilę i polecieli dalej. Być może chodziło o coś związanego ze śmiertelnym wypadkiem, który zdarzył się w tej okolicy kilka dni wcześniej.
Zejście Zawratowa Turnia – Zawrat
Po zaliczeniu dłuższej przerwy dochodzę do wniosku, że trzeba ruszać dalej. Wiem, że zejście na Zawrat jest krótkie, oczywiste i nie powinno sprawić problemu. Trudności dochodzą ponoć do 0+. Ok, sprawdźmy to w praktyce.
Zaczynam obniżać się w stronę przełęczy po trawiastej nawierzchni urozmaiconej pojedynczymi kamieniami. Później liczba kamieni wzrasta, podobnie zresztą jak ich rozmiary. Da się nawet dostrzec jakąś ścieżkę pośrodku tego wszystkiego, ale szczerze mówiąc, nie jest szczególnie potrzebna.
Kawałek dalej skały rosną jeszcze bardziej. W kilku miejscach muszę nawet się obrócić i zejść korzystając z pomocy rąk. To właśnie te wspominane w opisach „zero plusy”. Nic trudnego, powiedziałbym nawet, że bardzo miłe urozmaicenie.
Chwilę później czeka mnie przejście przez rumowisko. Do wyboru mam wiele wariantów, jeden z nich oznaczono kopczykami. Idę więc na łatwiznę, kierując się na kamienne kupki i kontynuuję wytracanie wysokości.
Minąwszy rumowisko widzę już Zawrat i liczną grupę przesiadujących tam ludzi. Część z nich zauważa również mnie, jednak nie wydają się szczególnie zainteresowani. Końcówka zejścia na przełęcz jest nieco krucha i także oferuje kilka wariantów do wyboru. Na dole pojawiam się po kilku minutach.
Z Zawratu nad brzeg Czarnego Stawu Gąsienicowego
Na przełęczy spędzam chwilę, wymieniając przy okazji parę zdań z napotkanym turystą, który akurat szykował się do przejścia Orlej Perci. Później wracam na szlak i kieruję się w dół zgodnie z niebieskimi oznaczeniami.
Obniżam się nieco i po wygodnym chodniku trawersuję strome zbocze. Po lewej stronie dostrzegam wykutą w skale kapliczkę – dobrze znaną atrakcję tej popularnej przełęczy.
Kawałek dalej pojawiają się łańcuchy, a wraz z nimi zatory powodowane przez nieco mniej wprawionych turystów. Ok, nie problem, i tak zamierzałem schodzić bez ich dotykania. Zresztą od paru lat konsekwentnie stosuję zasadę, że jeśli nie muszę, to żelastwa nie tykam. I przeważnie, faktycznie nie jest to konieczne.
Przy łańcuchach spędzam trochę czasu, choć mija on głównie na przepuszczaniu podchodzących do góry ludzi. O tej porze jest ich zdecydowanie więcej niż turystów kończących wycieczkę. W pewnej chwili trafiam też na ciekawy odcinek z trzema klamrami zabezpieczającymi eksponowane miejsce.
Poniżej jest jeszcze kilka następnych łańcuchów, a później teren robi się łatwiejszy. Po wyraźnej, oferującej ładne widoki ścieżce schodzę dłuższą chwilę najpierw do skrzyżowania szlaków przy Zmarzłym Stawie, a później jeszcze niżej, aż do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Zejście jest dość długie, w pewnej chwili robi się nawet nieco monotonne, ale cóż – tak to już z tymi zejściami bywa.
Dalsza Trasa i powrót do domu
Po obejściu Czarnego Stawu znajduję się w miejscu, z którego zaczynałem podchodzić na Przełęcz Karb. Powinienem teraz odbić na północ i ruszyć w kierunku Hali Gąsienicowej, ale ostatecznie decyduję się na coś innego. Skręcam w kierunku Karbu, a potem zaczynam wspinać się tam po raz drugi. Mam jeszcze sporo czasu i sił, więc spróbuję przejść się starym szlakiem Karb – Świnicka Przełęcz.
Dopiero potem, po zaliczeniu tej dodatkowej atrakcji trafiam na Halę i ruszam z powrotem w kierunku Kuźnic. Nieco zmęczony podchodzę na Przełęcz Między Kopami, a później żółtym szlakiem zaczynam powrót na parking pod kolejną na Kasprowy. Rano było przez Boczań, więc teraz dla odmiany przejdę się Jaworzynką.
Początek jest nieco stromy, prowadzi głównie lasem i nie oferuje jakichś fenomenalnych widoków. Idzie się jednak miło, szczególnie, że w głowie wciąż mam obrazy z pokonanej właśnie trasy. Później teren robi się łatwiejszy i bardziej wygodny dla moich odrobinę zajechanych nóg. Po kolejnych kilkunastu minutach docieram do Kuźnic, gdzie bez problemu łapię busa najpierw do Zakopanego, a później, też bez większych komplikacji, wygodne połączenie do Krakowa.
Mylna Przełęcz i Zawratowa Turna – podsumowanie wycieczki
W stosunku do poprzedniego roku, ta wycieczka była pewnego rodzaju podniesieniem poprzeczki. Do tej pory raczej nie wychodziłem poza trasy o wycenach 0+. Dziś było parę trudniejszych, wycenianych na I odcinków. Wbrew lekkim obawom, nie sprawiły mi jednak wielu kłopotów. Pokonywałem je z przyjemnością, ciesząc się z obcowania ze skałą i nabierając ochoty na więcej.
Wiem też, że to „więcej” pojawi się już niedługo. Sezon w pełni, a po deszczowym czerwcu i lipcu, kolejne tygodnie powinny pozwolić na więcej wyjazdów. Pomysłów na kolejne trasy mam całe mnóstwo, więc pozostaje tylko trzymać kciuki za dobrą pogodę i brak problemów z urlopami.
Na koniec jeszcze parę słów do osób, które mogą być zainteresowane powtórzeniem takiego przejścia. Na pewno jest to nie lada przygoda, jednak ostrzegam, że raczej nie dla początkujących. O ile orientacja w terenie nie sprawia większych trudności, to z pewnością wymagane jest trochę obycia z ekspozycją i poruszaniu się w nieubezpieczonym trenie z użyciem rąk. Bez tego wycieczka może być nie tylko mocno stresująca, ale i zwyczajnie niebezpieczna.
Jeśli jednak ktoś posiada odpowiednie umiejętności i wie na co się pisze, to takie przejście powinno dać mu mnóstwo frajdy. To naprawdę fajny teren, a do tego niezbyt często odwiedzany. Po dotarciu na Mylną Przełęcz, większość osób skręca w lewo. Okazuje się jednak, że pójście w prawo też może być ciekawym przeżyciem.
Czy możesz wkleić tę trasę w postaci GPX lub jakoś inaczej zobrazowaną na mapie satelitarnej?
Niestety, nie dysponuję śladem GPS. Próbowałem kiedyś nagrywać, ale w Tatrach ślady wychodziły mi z tak niską dokładnością, że ich przydatność była zerowa.
Próbowaliśmy wczoraj po zrobieniu Zadniego Koscielca, bez asekuracji, ale zrezygnowaliśmy w połowie, gdzieś tam pod tym wielkim stromym progiem, próbowałem z prawej, ale było wilgotno i strasznie nerwowo , teren wyglada na dużo trudniejszy jak na Zadnim Kościelcu, mimo, ze tam przechodziłem bez asekuracji ten odcinek III przy uskoku, pozdrawiam
Na pewno trafiłeś w dobry wariant? Tam nie ma nic za III. Najtrudniejsze technicznie miejsce jest zaraz za Mylną Przełęczą.
Wiele ludzi robiło już tę drogę bez asekuracji, na YT jest nawet film z zimowego przejścia w tym stylu.
Tym bardziej po usunięciu komentarza stwierdzam, ze ta trasa jest zle opisana i wprowadzasz ludzi w błąd
Paweł, żadne merytoryczne komentarze nie są usuwane.
Wymagają jedynie mojego zatwierdzenia ze względu na to, że bez tego pojawiałaby się masa spamu od botów, które zalewają komentarze linkami do różnych stron.
Czasem zatwierdzam od razu, kiedy indziej mnie nie ma online, więc wymaga to trochę czasu.
Twój wcześniejszy komentarz jest już zatwierdzony, napisałem też do niego odpowiedź.
Pozdrawiam!
Ok dziękuje i przepraszam za nieodpowiedni osąd, tam za dużo wariantów nie ma moim zdaniem choć dużego doświadczenia nie mam, od mylnej przełęczy wlazłem na gran, wtedy delikatnie w lewo trawa i wspin po prawej stronie, później ten łatwiejszy odcinek grani i zaczęły się schody,
Próbowałem podchodzić z prawej jak mówiłeś, ale wyglądało to mega ryzykownie, ale było trochę mokro, na pewno tam jeszcze wrócę, pozdrawiam
Pamiętam, że jedna z tamtejszych płyt była dość gładka, choć nie brakowało chwytów. Przy mokrej skale sytuacja mogła być jednak mniej przyjemna…
Ostatnio też się zdecydowałem na tą wycieczkę . Co do trasy i odnośnie do komentarza kolegi Pawła , to przy tym drugim miejscu za „I” też miałem lekkie problemy , musiałem się zastanowić i odpalić jeszcze raz Twoje zdjęcie . :D też na początku chciałem pokonać ten próg trochę za bardzo po prawej stronie . Po zastanowieniu się na tym , w rzeczywistości to nie było aż tak trudne jak się wydawało . Trasa faktycznie lekko trudniejsza , ale chwytów jest sporo i też mi przyniosło sporo frajdy , chociaż to mogło wyniknąć z tego że, raczej też trzymałem się trudność „0+”, ale w końcu trzeba poprzeczkę podnieść oczywiście z głową. Pozdro i czekam na kolejne relacje :D