Świnica zimą

Po zimowym wejściu na Zawrat tydzień wcześniej, nie miałem jakiegoś wielkiego parcia, żeby znowu jechać w Tatry. Myślałem o czymś łatwiejszym, najlepiej do zrobienia razem z Martyną. Ale prognozy na weekend szykowały się idealne (lawinowa „jedynka”, niezbyt silny wiatr, małe zachmurzenie, dość zimno, ale jeszcze znośnie), więc postanowiłem skorzystać. Wiedziałem, że najtrudniejsze będzie wstawanie w środku nocy, a potem już z górki (to znaczy, w sumie pod górkę, ale przyjemność z tej zabawy będzie coraz większa).

Cele „Projektu Świnica” były następujące:

  • wejść na taternicki wierzchołek Świnicy zimą (to akurat dość oczywiste)
  • zdobyć kolejne doświadczenia w używaniu sprzętu zimowego (raki, czekan) w Tatrach
  • przećwiczyć rozkładanie sił przy dłuższych bardziej wymagających trasach (bez szaleństw na podejściach!)
  • przećwiczyć odpowiednie jedzenie i picie na trasie (na końcu chcę czuć, że mam jeszcze siły na kolejne parę godzin chodzenia)

Logistyka i sprzęt

Plan

Jednodniowy wypad solo w Tatry praktycznie zawsze oznacza dla mnie bardzo wczesne wstawanie, dojazd z Krakowa do Zakopanego autobusem, kilka – kilkanaście godzin pobytu na miejscu i powrót w ten sam sposobem wieczorem (czasem nawet późnym wieczorem). To dość wymagające wycieczki, więc zawsze staram się, żeby dzień przed i dzień po takiej akcji były luźniejsze (dobrze zjeść, wyspać się, robić mniej wymagające treningi albo w ogóle je odpuścić).

Według Mapy Turystycznej, trasa z Kuźnic przez Kasprowy na Świnicę i powrót tą samą drogą ma zająć niecałe 9,5 godziny. Wiedziałem, że prawdopodobnie trochę zetnę ten czas, więc nie trzeba wstawać ekstremalnie wcześnie.

Niezależnie od dnia tygodnia, pierwszy autobus jedzie do Zakopanego o 4:00, potem jest 4:45, pomiędzy 5:00 a 6:00 jedzie kilka, a od 6-tej już regularnie nawet co 15, 20 minut. Postanowiłem, tak jak tydzień wcześniej, wyjechać o 5:50, co oznacza pobudkę w okolicach 4:15 – nawet nie tak źle, nie trzeba będzie tego jakoś szczególnie odsypiać. W tym wariancie na miejscu powinienem być około 8-mej, potem tylko bus do Kuźnic i w okolicach 8:30 powinno się udać wejść na szlak.

Nawet zakładając parę drobnych komplikacji i przerw podczas wędrówki (takie założenie lepiej zawsze zrobić) powinno się udać skończyć przed zachodem słońca, a potem bez problemu wrócić do Krakowa (autobusy jeżdżą regularnie do 21:00, albo nawet później).

Sprzęt – co zabrać na Świnicę zimą

Z rzeczy najważniejszych, to oczywiście raki, czekan i buty. No to po kolei:

  • raki: klasyczne koszykowe CT Nuptse EVO
  • czekan: kolejny tatrzański klasyk CT Alpin Tour
  • buty: sprawdzone, ciepłe i całkiem dobrze działające z moimi rakami Quechua Forclaz 500 Warm (z Decathlona, zaskakująco dobre w swojej cenie)

Ubrania:

  • grube skarpetki i drugie na zapas
  • zwykła bawełniana bielizna, bo nawet nie mam termoaktywnej, a bawełniana i tak mi nie sprawia nigdy problemów
  • spodnie z odrobiną polaru od środka
  • stuptuty Quechua (Decatlon)
  • koszulka techniczna z jakiegoś biegu
  • zwykła, niezbyt gruba bluza
  • kurtka zimowa z jakiejś sieciówki, firma nieznana, model raczej nie dedykowany w góry, ale nigdy nie narzekałem w niej na zimno czy wiatr. Myślę, że do odczuwanej temperatury -30 można jej ufać
  • czapka wełniana
  • 2 buffy
  • cienkie polarowe rękawiczki (takie za parę złotych z Decathlona, do 0 stopni można z nich spokojnie chodzić)
  • grube rękawice narciarskie (to na większe mrozy)
  • plecak 20 litrów

Ponadto:

  • folia NRC
  • latarka czołowa z pełną baterią
  • telefon z pełną baterią, wgranymi mapami i wbudowanym modułem GPS
  • dodatkowe pieniądze (wiadomo)

Prowiant:

  • około 3 litry płynów (różne: izotoniki, woda z rozpuszczonymi elektrolitami, zwykła woda)
  • kilka bułek
  • parę bananów
  • batonik
  • trochę orzechów
  • 1 tabletka z elektrolitami na zapas

Generalnie jedzenia biorę tyle, żeby móc jeść co około 30-40 minut i dostarczać ze 300 kcal na godzinę.

Relacja

Dojazd do Zakopanego i Kuźnic

Pobudka poszła zgodnie z planem o 4:15, nawet bez chęci do olania tego wszystkiego i wrócenia do łóżka. Jedzenie miałem zrobione już dzień wcześniej, więc została tylko szybka wizyta w łazience i pakowanie. Wyjście z domu tuż przed 5-tą pozwoliło dotrzeć na dworzec w około 40 minut i bez problemu zająć miejsce w autobusie.

Droga do Zakopanego dłuży się zawsze, ale na szczęście o tak wczesnej porze raczej nie zdarzają się korki. O 8-mej jestem na miejscu, gdzie szybko przechodzę na miejsce odjazdu busów do Kuźnic i wsiadam. Parę minut czekania, chwila jazdy i można zaczynać wędrówkę.

Kuźnice – Kasprowy Wierch

Wchodzę na teren parku narodowego około 8:15, płacę standardowe 5 zł i rozpoczynam podejście na Kasprowy. Warunki są dobre – nie wieje, prawie nie ma chmur, temperatura jest jak najbardziej znośna. Ludzi mało, a jak już, to przeważnie na nartach.

Do Myślenickich Turni docieram szybko i bez żadnych problemów. Dopiero wyżej zaczyna się trudniejsze podejście. Nieco zwalniam, żeby się nie zajechać. Myślałem, że gdzieś na tym etapie będę musiał założyć raki, ale póki co śnieg jest na tyle dobry, że ich nie potrzebuję.

Wyjście nad linię lasu oznacza początek zmagań z wiatrem. Według prognozy miało go praktycznie nie być, jednak w rzeczywistości trochę wieje, a porywy bywają nieprzyjemnie zimne. Zakładam pierwszego buffa w roli chustki osłaniającej nos i usta. Pomaga.

Zimowe podejście na Kasprowy przy lawinowej „jedynce” nie jest moim zdaniem bardziej wymagające niż letnie. Tylko w jednym miejscu trafiam na strome zbocze, którym przy odrobinie nieuwagi można zjechać w dół. Wyjmuję więc czekan do asekuracji i powoli przechodzę. Pewnie obyłoby się i bez sprzętu, ale ostrożności nigdy za wiele. Wyżej jest kilka bardziej stromych odcinków, gdzie przydałoby się mieć raki, jednak mogę całkiem komfortowo iść. Postanawiam ubrać je dopiero na szczycie, do którego mam coraz bliżej.

To było jedyne nieco bardziej wymagające miejsce podczas podejścia na Kasprowy

Wraz ze zbliżaniem się do wierzchołka nasila się wiatr i gęstość chmur. Widoczność spada coraz bardziej. W takich warunkach docieram na szczyt. W stronę Giewontu i Zakopanego jest nawet przejrzyście, ale Tatry Wysokie są w większości w chmurach. Widać jednak, że są one w ruchu i za jakiś czas powinny przejść.

Pod szczytem już sporo chmur
A na szczycie nie widać już praktycznie nic

Kasprowy Wierch – Świnicka Przełęcz

Na Kasprowym robię parę minut przerwy na wizytę w toalecie i zjedzenie czegoś w spokoju (podchodząc, posilałem się w marszu). Mija kilkanaście minut i ruszam dalej. Po zejściu na Suchą Przełęcz pod Kasprowym zaczyna coraz mocniej wiać. Jest zimno, odczuwalna pewnie poniżej -20, więc chowam się za jakąś zaspą i wyciągam grubsze rękawiczki. Przy okazji ubieram raki – dalej będą już niezbędne.

W okolicy Beskidu pojawiają się pierwsze trudności wymagające asekuracji czekanem. Na szczęście, od jakiegoś czasu mam go już w ręce. Zejście z tego lokalnego wierzchołka nie jest trudne, ale wymaga trochę ostrożności na pokrytych śniegiem kamieniach.

Niestety, ani chmury, ani wiatr nie ustępują. Widoczność jest średnia (kilkaset metrów), a zimny wiatr sprawia, że muszę wyciągać drugiego buffa, zwinąć parę razy i ubrać tak, żeby szczelnie osłaniał nos i usta. Oddycha się teraz nieco ciężej, ale jest cieplej i poczucie komfortu rośnie. W palce u rąk też póki co ciepło, więc można bez obaw iść dalej.

Przed Świnicką Przełęczą czeka mnie jeszcze przejście przy Skrajnej i Pośredniej Turni. W dzisiejszych warunkach nie ma tam nic szczególnie trudnego, a same podejścia są przyjemnie rozgrzewające. Potem muszę jeszcze zejść kawałek i po kilkunastu minutach jestem na przełęczy.

W drodze na Świnicką Przełęcz

Świnica Przełęcz – Świnica

Z Kasprowego na Świnicę idzie tego dnia dość sporo osób. Część robi dłuższą przerwę właśnie na przełęczy. Sam też zatrzymuję się na chwilę w jakimś (choć trochę) osłoniętym od wiatru miejscu, żeby zjeść ostatnią porcję przed atakiem na szczyt.

Przy okazji przyglądam się zejściu z przełęczy w stronę Doliny Gąsienicowej. Końcowy fragment wygląda na bardzo stromą ścianę, ale widać, że parę osób już tamtędy wchodziło / schodziło. Jest też wyrzeźbiony w śniegu „zaczep” na linę, której pewnie ktoś używał do asekuracji przy zejściu. Sam liny nie mam, ale nie wygląda to tak strasznie. W najgorszym razie (upadek i zjazd w dół), też nie tam nic szczególnie groźnego, zbocze się łagodnie wypłaszcza, więc… zaczyna mnie kusić ta droga powrotu. Podobnie uważa mój chwilowy towarzysz wędrówki, z którym schodziłem z Pośredniej Turni. No cóż, widocznie dla niektórych trudny teren = fajny teren.

Decyzję odkładam jednak na później i kontynuuję podejście na Świnicę. W tym momencie nie wiem za bardzo, czego się tam spodziewać. Byłem na szczycie 2 razy latem, ale wiem, że zimowy wariant podejścia jest inny. W dodatku ciągle są chmury, więc przed sobą widzę jedynie najbliższy kawałek szlaku.

Okazuje się, że nie ma tam jakichś bardzo trudnych odcinków. Podejście jest strome, więc idę powoli, żeby trzymać tętno na znośnym poziomie. Od czasu do czasu zdarza się jakiś trawers wymagający większej ostrożności i pomocy czekana. W pewnym momencie rozpoczyna się mozolna wspinaczka po stromej rynnie (nie wiem, czy dobrze nazywam tę formację, ale jest ostro do góry po zbitym śniegu ze skałami po bokach), która ciągnie się niemal pod sam szczyt. Dla wielu osób ten odcinek jest męczący i robią częste przerwy. Sam też momentami zwalniam albo wręcz przystaje na parę sekund.

W międzyczasie przestaje wiać i powoli rozchodzą się chmury. Nie, to nie do końca prawda – po prostu wyszedłem pod nie! Ale genialne widoki! Najpierw zauważam w oddali słowacki Krywań, potem parę innych szczytów. Nigdy wcześniej nie widziałem aż tylu chmur pod sobą. Jestem zachwycony, robię zdjęcie za zdjęciem, choć wiem, że fotografując pod słońce i tak większość wyjdzie kiepsko. W końcu widzę i szczyt Świnicy. Najpierw główny wierzchołek, potem taternicki. Zostało całkiem niedużo drogi. Spokojnie dam radę podejść naraz.

Strome podejście przed szczytem
Główny wierzchołek Świnicy
Szczyty ponad chmurami, na żywo oczywiście wygląda to o wiele lepiej niż na robionym pod słońce zdjęciu

Świnica – wierzchołek taternicki

Po niecałych 4 godzinach marszu staję na szczycie. Według mapy miało to zająć lekko ponad 5 godzin, ale szło się dobrze, więc nawet pomimo paru przerw, udało się ściąć więcej niż godzinę. Fajnie, czas mam dobry, czyli mogę posiedzieć tu trochę dłużej. Szczególnie, że prawie całkiem przestało wiać.

Oprócz mnie jest tu około 20 osób. Trochę małych grupek, trochę „solistów”, ale większość to uczestnicy kursów taternickich. Mają kaski i liny, a parę osób wygląda na przewodników (jeden z nich nawet podał mi rękę i się przywitał – w sumie nie wiem czemu ;) ). Są też ludzie, którzy wspinają się z wierzchołka taternickiego na główny. Szczerze mówiąc, idąc tu zastanawiałem się, jak ten odcinek będzie wyglądać. Jeśli nie tak ciężko, być może sam bym spróbował się dostać na główny szczyt. Widzę jednak, że jest ciężko – faktycznie przydałaby się lina i umiejętność jej dobrego używania, a najlepiej również partner do asekuracji. Odpuszczam, być może dałbym radę, ale w tym momencie uważam to za zbędne ryzyko. No i musiałbym trochę odczekać w kolejce do wejścia, więc tym bardziej czuję się zniechęcony.

Warunki na górze są zaskakująco dobre, więc znów coś zjadam, piję i podziwiam widoki. Robię parę zdjęć, proszę też kogoś aby zrobił zdjęcie mi. Zamieniam parę zdań z innymi turystami. Ale wkrótce widzę, że znów nadciągają chmury, więc powoli pora się zbierać.

Widoki z wierzchołka taternickiego
Grupa nieco bardziej zaawansowanych turystów wspinająca się na główny wierzchołek
Obowiązkowe zdjęcie na szczycie

Świnica – Świnicka Przełęcz

Zejście okazuje się zdecydowanie łatwiejsze niż wejście. Szybko wytracam wysokość, uważając jedynie, żeby nie poślizgnąć się w wyżej wspomnianej „rynnie” czy na trawersach. Pod drodze ktoś pyta, czy da radę wejść na szczyt „bez dziaby” (czekana). Myślę, że lepiej go mieć, ale tego dnia warunki były na tyle dobre, że daję mu twierdzącą odpowiedź. Raki ma w porządku, kije też są, więc powinno się udać.

Na przełęcz schodzę w około pół godziny. Szybko, ale też nie było się po co zatrzymywać. Przede mną decyzja o drodze powrotnej. Plan zakładał zejście przez Kasprowy, ale ta ścianka i czarny szlak do Murowańca dalej kusi…

Zejście ze Świnicy. W tle droga w kierunku Kasprowego (przez Pośrednią Turnię). Na dole widać, jak ktoś wspina się na Świnicką Przełęcz stromym podejściem

Świnicka Przełęcz – Murowaniec – Kuźnice

Podchodzę do przepaści. Nie wygląda źle, widzę też, że ktoś tamtędy schodzi, a także inną osobę, która zaraz rozpocznie to podejście. Już wiem, że decyzja zapadła. Olać Kasprowy, schodzę tędy. Będzie fajnie, no i przyda mi się doświadczenie w takim terenie.

Szukam miejsca, gdzie można dobrze wbić czekan. Wbijam. Siedzi pewnie, śnieg tego dnia jest mocno zbity i godny zaufania. Teraz tylko obrót twarzą do zbocza i pewnie wbicie raków. Na szczęście, nie mam z tym żadnych trudności. Cała operacja okazała się łatwiejsza niż sobie ją wyobrażałem. W śniegu było już nawet sporo takich małych stopni wybitych przez raki innych turystów.

Ok, jestem przodem do zbocza, obie nogi stoją pewnie, czekan wbity. Mam 3 solidne punkty podparcia, więc teraz tylko powoli schodzić tak, żeby mieć zawsze 2 oraz być blisko ściany. W sumie nic trudnego. Z początku robię to nieco nieufanie i powoli, potem jest coraz łatwiej. Wbijam czekan coraz niżej, odpowiednio stawiam kroki. Jednocześnie ściana staje się łagodniejsza. W końcu mogę się obrócić i zacząć schodzić tyłem do niej. Wygląda na to, że najtrudniejsze za mną.

Strome podejście na Świnicą Przełęcz (dla mnie w sumie zejście stamtąd)

Potem faktycznie nie ma już nic wymagającego. Zejście w stronę Murowańca robi się jeszcze bardziej płaskie, można się rozluźnić i przestać myśleć o tym, jak postawić krok, żeby było bezpiecznie. W międzyczasie rozchodzą się chmury. Być może, jakbym ruszył godzinę czy półtorej później, to nie miałbym żadnych problemów z widocznością (a może też i wiatrem) w drodze na Świnicę. Ale cóż, to właśnie przykład nieprzewidywalności pogody w tych górach. Prognozy swoje, rzeczywistość swoje.

Pod Kasprowym (a konkretnie pod wyciągiem na Kasprowy od strony Hali Gąsienicowej) pełno narciarzy i turystów, którzy zapuścili się tu z okolic schroniska. To by było na tyle, jeśli chodzi o wysokogórski klimat. Zostaje mi jakieś półtorej godziny drogi do Kuźnic. W tym czasie mam okazję podziwiać panoramę Tatr Wysokich (gdzie szczególne wrażenie robi piramida Kościelca), a potem jeszcze okrytą chmurami Dolinę Jaworzynki. Wracam jednak nie przez nią, lecz niebieskim szlakiem przez Boczań i kończę w Kuźnicach parę minut po 15-stej.

W drodze do Murowańca. Dobrze widać piramidę Kościelca oraz Świnicę w prawym górnym rogu
Widok na Dolinę Jaworzynki z Przełęczy między Kopami

Powrót do Krakowa

Powrót z Kuźnic na dworzec w Zakopane nigdy nie jest trudny. Złapanie busa to kwestia paru minut nawet poza głównym sezonem. Sama jazda to też chwila. Po dotarciu na dworzec, wysiadam i idę na stanowisko z którego odjeżdżają autobusy do Krakowa. Zauważam, że jeden (jakieś 100 metrów ode mnie) akurat rusza, więc powtórka sprzed tygodnia – zaczynam biec w jego kierunku i macham do kierowcy. Nie mam nic do stracenia, najwyżej mnie oleje. Pojazd jednak zatrzymuje się i zostaję wpuszczony na pokład bez komentarza, że „on tak nie może się zatrzymywać” (co mnie spotkało tydzień wcześniej). Są nawet wolne miejsca siedzące, więc powrót – choć trwający ponad 2,5 godziny – jest całkiem komfortowy.

Podsumowanie

To był mój najambitniejszy do tej pory zimowy wypad w Tatry. Zdobyłem kawał fajnej góry i zrealizowałem wszystkie założenia dotyczące rozkładu sił i „zarządzania zmęczeniem”. Na końcu trasy nie czułem się jakoś bardzo zmęczony, nie chciało mi się jeść, pić tylko trochę (albo może lepiej z tym nie przesadzać w autobusie, bo ciężko o toaletę).

Co więcej, trasę wyliczoną na 9,5 godziny zrobiłem w niecałe 7, przez cały czas w ogóle nie myśląc o czasie i robiąc parę dłuższych przerw. Pozostaje mi się cieszyć z dobrej formy i z optymizmem planować kolejne projekty, które być może uda mi się zrealizować w Tatrach jeszcze tej zimy.

14 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *