Orla Perć – opis szlaku, trudności, sporo zdjęć

Orla Perć – tatrzańska legenda, uchodząca za najtrudniejszy szlak turystyczny w Polsce. Długi, pełen sztucznych ułatwień oraz mrożących krew w żyłach przepaści. To piękna trasa, dla wielu stanowiąca spełnienie górskich marzeń, ale i miejsce będące świadkiem licznych tragedii. W tym tekście zamieszczam jej dokładny opis oraz z bogatą w zdjęcia relację z przejścia.

Gdyby mnie spytać o ulubiony szlak w Tatrach, bez wahania wskażę właśnie „Orlą”. Kiedyś długo była poza moim zasięgiem, a jej pierwsze przejście dostarczyło mi mnóstwa pozytywnych emocji. Mierzyłem się z niespotykanymi dotąd trudnościami, oglądałem fantastyczne panoramy, spotykałem wielu ciekawych ludzi. Z Orlej Perci zostało mi sporo miłych wspomnień, więc co jakiś czas chętnie na nią wracam. Dziś wybieram się tam już po raz czwarty.

Orla Perć – podstawowe informacje o szlaku

Szlak otwarto już w 1906 roku, choć wtedy miał on nieco inną formę niż ta, która przetrwała do dziś. Oryginalnie, Orla Perć prowadziła między Polaną pod Wołoszynem a Zawratem. Później fragment w okolicach Wołoszyna stał się rezerwatem, a trasę skrócono do odcinka między przełęczami Zawrat i Krzyżne. W kolejnych latach dochodziło do drobnych korekt trasy, a od 2007 roku odcinek Zawrat – Kozi Wierch stał się jednokierunkowy.

Orla Perć w całości znajduje się po polskiej stronie Tatr i przebiega w rejonie dość długiej, wschodniej grani Świnicy. Celowo piszę jednak „w rejonie”, ponieważ szlak nie ma typowo graniowego charakteru i omija największe trudności, trawersując gdzieś po zboczach poniżej.

Na dzień dzisiejszy, Orla Perć uchodzi za najtrudniejszy szlak turystyczny w Tatrach. Trasa w wielu miejscach jest silnie eksponowana oraz ubezpieczona setkami metrów łańcuchów, kilkudziesięcioma klamrami oraz dwoma drabinkami. Jej pokonanie jest również sporym wyzwaniem kondycyjnym. Wliczając czas potrzebny na dojście i powrót, cała wycieczka przeważnie liczy dobre kilkanaście godzin. Z kolei przejście samej Orlej Perci (bez szlaków dojściowych) szacowane jest na około 6 godzin, przy założeniu dobrych, letnich warunków oraz formy wystarczającej do bezproblemowego pokonania co najmniej 2000 metrów podejść.

Nie trzeba oczywiście porywać się od razu na całość. Z „Orlą” krzyżuje się kilka innych szlaków, które można wykorzystać do wcześniejszego zejścia z trasy lub wejścia na nią w dogodnym momencie. Są to:

Warto mieć jednak na uwadze, że większość z tych szlaków też najeżonych jest licznymi trudnościami, a schodzenie nimi w trudnych warunkach (na przykład przy załamaniu pogody) może być dość niebezpieczne.

Dość popularne jest pokonywanie Orlej Perci fragmentami, często w dwóch lub trzech odcinkach. Przejście całości uchodzi natomiast za dość trudne i jest przeznaczone wyłącznie dla tych bardziej zaawansowanych turystów.

Ze względu na techniczne trudności oraz eksponowany teren, na Orlej Perci regularnie dochodzi do licznych wypadków, w tym również śmiertelnych. Od czasu otwarcia szlaku na początku XX wieku, życie traciło tu już około 150 osób. Warto więc nie przeceniać własnych możliwości, a na wędrówkę wybierać się jedynie przy dobrej pogodnie oraz z odpowiednim wyposażeniem.

W tym ostatnim, oprócz standardowo zabieranych w góry rzeczy, powinien znaleźć się również kask wspinaczkowy. W ostatnich czasach popularne staje się również używanie na Orlą Perć uprzęży i via ferratowej lonży. Osobiście nie uważam tego jednak za najlepszy pomysł, głównie ze względu na zatory, które powoduje stosowanie takiego sprzętu oraz fakt, że łańcuchy nie są przeważnie poprowadzone w sposób, który umożliwi bezpieczne zadziałanie lonży.

Orla Perć – opis trasy i relacja z przejścia

Dojazd do Kuźnic

Tym razem padło na autobus. Ten najwcześniejszy, ruszający z Krakowa o 4:40. Z łóżka zrywam się o 3:15, ogarniam co trzeba i piechotą ruszam na dworzec. Kupuję bilet, wsiadam, czekam chwilę na odjazd. Potem przez jakieś 2 godziny jedziemy w stronę Zakopanego.

Pod Tatrami czeka mnie przesiadka. Busy do Kuźnic kursują od samego rana, ale z nieco innego miejsca niż to, gdzie wysiadłem. Muszę więc tam podejść jakieś 100 czy 200 metrów. Zajmuję jedno z ostatnich miejsc, parę minut później jestem już w drodze. W Kuźnicach melduję się tuż przed 7:00. Poszło całkiem sprawnie.

Dojście na Halę Gąsienicową

Podchodzę do kasy, chwilę stoję w kolejce i kupuję bilet wstępu do parku narodowego. Później muszę podjąć decyzję co do szlaku, którym dostanę się na Halę Gąsienicową. Do wyboru mam niebieski przez Boczań albo żółty przez Dolinę Jaworzynkę. Czas przejścia jest podobny, więc wybór nie ma większego znaczenia. Ostatecznie, pada na Jaworzynkę – ostatnio jakoś bardziej mi się podoba.

Początek jest łatwy. Wchodzę do lasu i idę chwilę wzdłuż potoku również noszącego nazwę Jaworzynka. Później trafiam na otwarty teren i przez jakiś czas maszeruję przy płaskiej polanie z kilkoma zabytkowymi szałasami. Ta także została nazwana Jaworzynka.

Dolina Jaworzynka
Poranne przejście przy Polanie Jaworzynce.

Za polaną znów wchodzę między drzewa i zaczynam podchodzić delikatnie wnoszącą się ścieżką. Niedługo później docieram do miejsca odpoczynku z drewnianym stołem i ławkami. Mijam je, po czym zgodnie z kierunkiem szlaku odbijam w prawo.

Tu zaczyna się bardziej strome podejście, wytyczone po zboczu Małej Królowej Kopy. Ścieżka prowadzi początkowo lasem, później przez chwilę prezentuje widok na skaliste zbocza Zawratu Kasprowego.

Dolina Jaworzynka, żółty szlak
Nieco bardziej stromy odcinek żółtego szlaku.

Podchodzę tak kilka minut, stopniowo wznosząc się ponad dno doliny. Później szlak skręca i kieruje mnie głębiej między drzewa, na wąską, wciąż dość stromą ścieżkę, czasem oferującą ciekawe widoki na północną stronę.

Szlak w końcu doprowadza mnie na Przełęcz Między Kopami, gdzie dociera również druga trasa z Kuźnic. Tu zmieniam kolor na niebieski i ruszam dalej w stronę Hali Gąsienicowej.

Przełęcz Między Kopami
Przełęcz Między Kopami. W tle niezły widok na Giewont.

Przez chwilę podchodzę jeszcze po szerokiej, wygodnej ścieżce. Później trafiam na płaską i rozległą Królową Rówień, gdzie pojawiają się pierwsze widoki na pełne pięknych szczytów otoczenie Doliny Gąsienicowej.

Szlak na Halę Gąsienicową
Niebieskim szlakiem w stronę Hali Gąsienicowej.

Za Królową Równią zaczyna się zejście, które po kilku minutach marszu doprowadza mnie na Halę Gąsienicową. Piękne miejsce, niewątpliwie warte zatrzymania się i zrobienia kilku zdjęć.

Hala Gąsienicowa
Wejście na Halę Gąsienicową.

Na hali niebieski szlak rozdziela się na dwa warianty: jeden prowadzi w stronę schroniska PTTK Murowaniec, drugi omija je i zmierza ku położonemu trochę dalej na południe skrzyżowaniu szlaków. Dziś decyduję się na drugą z opcji.

Czarny Staw Gąsienicowy

Tak właściwie, to skrzyżowania są dwa. Na pierwszym zaczyna się czarny szlak prowadzący przez Dolinę Zieloną Gąsienicową na Świnicką Przełęcz, na drugim kolor niebieski spotyka się z żółtym, który ciągnie się tu od Krzyżnego w stronę Kasprowego Wierchu. Docieram do drugiego rozdroża i nadal trzymając się niebieskiej trasy, skręcam na południe, ku Czarnemu Stawowi Gąsienicowemu.

Szlak nad Czarny Staw Gąsienicowy
Skręt w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego.

Szlak wiedzie chwilę wśród wysokiej kosówki, później na moment wchodzi do lasu. Opuszczam go parę minut później, mając przed oczami parę ciekawych szczytów stanowiących bezpośrednie otoczenie doliny. Po lewej stronie mam ładny widok na Żółtą Turnię, natomiast po prawej ciągnie się grań Małego Kościelca.

Niebieski szlak przebiega tu zboczem Małego Kościelca, w pewnej wysokości ponad dnem doliny. Praktycznie cały odcinek jest dość płaski i pozbawiony trudności. Jedynie pod koniec muszę trochę podejść ponad taflę jeziora, a później obniżyć niemal do jej poziomu.

Czarny Staw Gąsienicowy, dojście
Tuż przed dotarciem nad taflę Czarnego Stawu. W tle widoczna piramida Kościelca.

Niebieskim Szlakiem na Zawrat

Nad stawem urządzam sobie parę minut przerwy, po czym ruszam po niebieskim szlaku dalej, w stronę Zawratu. Idę chwilę blisko północnego brzegu, następnie zaczynam odchodzić wschodni. Kamienny chodnik prowadzi tu bardzo blisko wody, co sprawia, że czasem, na przykład po paru dniach ulewnego deszczu, szlak jest podtopiony. Dziś nie mam jednak z tym odcinkiem żadnych problemów.

Czarny Staw Gąsienicowy
Niebieski szlak nad brzegiem Czarnego Stawu Gąsienicowego. Stąd dobrze widać zarówno Kościelec, jak i Zadni Kościelec (po jego lewej stronie).

Z czasem ścieżka zaczyna się wznosić i oddalać od stawu. Mija jego południowy brzeg, po czym zmierza dalej ku masywom Małego Koziego Wierchu i Koziego Wierchu. Tam teren robi się bardziej wymagający. Zaczynają się podejścia, a na niektórych, pojedynczych odcinkach konieczna może być pomoc rąk.

Dłuższą chwilę podchodzę przy skałkach, później docieram do rozdroża szlaków. Niebieski wiedzie dalej na Zawrat, żółty skręca w stronę Koziej Dolinki, skąd można wejść na Kozią Przełęcz, Zadni Granat lub do Żlebu Kulczyńskiego.

Szlak na Zawrat
Szlak na Zawrat – okolice skrzyżowania niebieskiego i żółtego szlaku.

Mijam skrzyżowanie i nadal trzymając się koloru niebieskiego zaczynam podchodzić do Zawratowego Żlebu, którzy opada w tę stronę z przełęczy. To nim prowadzi zimowa wersja tego szlaku. Teraz skręcam jednak ku skałkom, które wznoszą się po lewej stronie nad jego płytkim dnem.

Niebieski szlak na Zawrat
Podejście w stronę Zawratowego Żlebu.
Zawrat od Czarnego Stawu
Wejście na skałki po lewej stronie żlebu.

Robi się stromo, ponownie muszę sięgać po pomoc rąk. Wkrótce pojawiają się pierwsze łańcuchy, które ubezpieczają lekko eksponowane odcinki trasy. Kawałek dalej, w ścianie znajdują się również 3 klamry, która pomagają w przejściu wąskiego fragmentu szlaku.

Zawrat, klamry
Jeden z najtrudniejszych odcinków szlaku na Zawrat.

Za klamrami czeka też parę innych atrakcji. Bywa stromo i z niewielkimi ekspozycjami, ale generalnie nie jest to jakoś szczególnie wymagający teren. A na pewno nie trudniejszy od Orlej Perci, którą będę się za niedługo poruszał.

Zawrat, trudności
Kolejna seria łańcuchów w drodze na przełęcz Zawrat.

Sztuczne ułatwienia ciągną się już niemal do samej przełęczy. Znikają dopiero tuż pod koniec, gdzie szlak wchodzi do żlebu i prowadzi do góry jego lewą stroną w nieco kruchym terenie. Patrząc na skały po prawej, można dostrzec wykutą w nich, niewielką kapliczkę.

Docieram na przełęcz i decyduję się na parę minut odpoczynku. Właśnie pobiłem swój rekord wejścia na Zawrat – od Kuźnic zajęło mi to niecałe 2,5 godziny. Obawiam się nawet, czy nie było to przesadą i zbyt lekkomyślnym trwonieniem sił. Wciąż czuję się jednak dobrze, więc nie myślę zbyt długo o potencjalnych problemach, które mogą pojawić się na dalszej trasie. Pora na jedzonko i oglądanie ładnych widoków, które roztaczają się stąd praktycznie ze wszystkich kierunkach.

Orla Perć – odcinek od Zawratu do Koziej Przełęczy

Orla Perć zaczyna się po mojej lewej stronie, zaraz za tabliczką informującą o jednokierunkowym przebiegu szlaku. Po przerwie mijam ją i zaczynam marsz w stronę trzech widocznych na poniższym zdjęciu wierzchołków. Dwie pierwsze (chyba) nie zostały nazwane, ostatnim jest szczyt Małego Koziego Wierchu.

Mały Kozi Wierch
Zawrat – początek Orlej Perci. Za znakiem widoczny fragment grani Małego Koziego Wierchu.

Do pierwszego z wierzchołków zbliżam się od prawej strony. Z trawiastej ścieżki szybko wchodzę na skały, gdzie już po chwili pojawiają się pierwsze łańcuchy. Wychodzę na szczyt, niedługo później drugi, a później zbliżam do wierzchołka Małego Koziego Wierchu. Tu również występują liczne łańcuchy, choć sam teren nie jest jeszcze szczególnie wymagający.

Mały Kozi Wierch, łańcuchy
Ubezpieczone łańcuchami podejście w stronę Małego Koziego Wierchu.
Mały Kozi Wierch, Orla Perć
Na Małym Kozim Wierchu.

Za wierzchołkiem czeka mnie zejście na Zmarzłą Przełączkę Wyżnią. Dość strome i ubezpieczone licznymi łańcuchami. To już nieco trudniejszy fragment, co sprawia, że trafiam tu na pierwszy konkretniejszy zator. Obejść tego nie sposób, więc zanim ruszę dalej, mija dobrych kilka minut.

Ze Zmarzłej Przełączki Wyżniej, na stronę północną opada żleb Honoratka. Orla Perć prowadzi przez chwilę jego prawą, dość eksponowaną stroną. Później zaczynam nieco łatwiejszy trawers Zmarzłych Czub, trochę poniżej postrzępionej grani.

Zmarzła Przełączka Wyżnia
Przejście Żlebem Honoratka, tuż poniżej Zmarzłej Przełączki Wyżniej.

Na grań i tak wchodzę. Mam tam po pokonania kilka skośnych, dość gładkich płyt, które również ubezpieczono łańcuchami. Z tego miejsca rozciąga się bardzo fajny widok na strome ściany Zamarłej Turni.

Zmarzłe Czuby
Łańcuchy na grani Zmarzłych Czub.
Zmarzłe Czuby, Orla Perć
Z grani mam świetny widok na strome ściany Zamarłej Turni oraz położony nieco dalej Kozi Wierch.

Za granią czeka mnie ubezpieczone żelastwem zejście, potem jeszcze chwila trawersowania, a następnie docieram na Zmarzłą Przełęcz z charakterystycznym „Chłopkiem” – samotną, pionową skałką o wysokości kilku metrów.

Zmarzła Przełęcz, Chłopek
Charakterystyczny, stojący kamień na Zmarzłej Przełęczy.

Schodzę z przełęczy, obchodzę Zamarłą Turnię od północy, a następnie zaczynam nabierać wysokości po łańcuchach i klamrach. Wkrótce docieram na wypłaszczenie kończące się przepaścią. Spoglądam w dół i widzę tę legendarną, kilkumetrową drabinkę, dla wielu będącą symbolem Orlej Perci.

Zamarła Turnia, obejście
Obejście Zamarłej Turni.
Zamarła Turnia, klamry i łańcuchy
Kilka klamer i łańcuchów na skałach Zamarłej Turni.
Kozia Przełęcz, drabinka
Słynna drabinka nad Kozią Przełęczą.

Zanim jednak mogę dotknąć szczebli owej drabinki, muszę swoje odczekać w kilkuosobowej kolejce. W międzyczasie mogę się porozglądać po okolicy, szukając dla tej drabinki jakiejś alternatywy. Niestety – tutejsze ściany są zbyt strome, by było to możliwe dla kogoś kto nie jest naprawdę zaawansowanym wspinaczem. Choć z drugiej strony, wiem, że drabinkę faktycznie da się obejść, ale wymaga to zacznie wcześniejszego skręcenia w lewo, ku Koziej Przełęczy.

Obracam się i powoli schodzę w dół. Ze względu na staje mocowania, drabina lekko się chwieje, co niektórym może dostarczyć dodatkowych nerwów. Konstrukcja jest jednak bezpieczna i regularnie sprawdzana przez TOPR, więc nie ma się co obawiać korzystanie z tej wiekowej, choć wciąż niezłej jakości atrakcji.

Poniżej drabinki znajduje się jeszcze kilka odcinków łańcuchów oraz klamry ubezpieczające zejście po gładkiej płycie. To ostatnie miejsce uchodzi za jedno z trudniejszych na całym szlaku. Wymaga bowiem użycia sporej siły przy trzymaniu się łańcucha i ostrożnego schodzenia po stromej, pozbawionej stopni skale.

Drabinka na Orlej Perci
Drabinka oraz dalszy ciąg zejścia na Kozią Przełęcz widziany z podejścia na Kozie Czuby.

Orla Perć – odcinek od Koziej Przełęczy do Koziego Wierchu

Na wąskiej, ciasnej przełęczy raczej nie ma się co zatrzymywać. Tłok tu spory, a widoki mocno ograniczone przez wysokie skały po obu stronach. Poza ruszać dalej.

Z Koziej Przełęczy szlak przez chwilę schodzi na południową stronę, ku Pustej Dolince. Ten odcinek również ubezpieczony jest łańcuchami i trzyma się lewej strony kruchego żlebu. Później zaczyna wspinać na skałki, po czym skręca ku klamrom prowadzącym na ścianę Kozich Czub.

Kozia Przełęcz
Podejście na Kozie Czuby. W tle po lewej stronie widać zejście z Zamarłej Turni na Kozią Przełęcz.

Ponad klamrami czeka na mnie jeszcze sporo łańcuchów, które już w nie aż tak trudnym terenie prowadzą na grań Kozich Czub. Fragment niewątpliwie ciekawy, urozmaicony, ale też nieco wymagający kondycyjnie.

Kozie Czuby, Orla Perć
Pełne sztucznych ułatwień podejście na Kozie Czuby.

Przez chwilę przechadzam się po grani Kozich Czub, po czym podchodzę jeszcze trochę do góry. Oczywiście, znów przewijają się tutaj łańcuchy i zamontowane w skałach klamerki.

Kawałek dalej docieram do stromego, wąskiego kominka, który z Kozich Czub nurkuje ostro w dół, ku Zmarzłej Przełęczy. To kolejne z miejsc, które można by wpisać na listę najtrudniejszych na całej „Orlej”. Najpierw, w eksponowanym terenie, trzeba się jakoś dostać do sztucznych ułatwień, a potem przy ich pomocy zejść niemal pionowo w dół. Przyda się nieco siły, warto też uważać na gładką skałę.

Kozie Czuby, klamry i łańcuchy
Strome i dość ciężkie zejście z Kozich Czub.
Kozie Czuby
A tak wygląda to miejsce od drugiej strony przełęczy.

Po zejściu na Kozią Przełęcz Wyżnią rozpoczyna się podejście na Kozi Wierch. Strome, dość długie i potrafiące zmęczyć. Pewnie nie będzie też zaskoczeniem, jak napiszę, że w wielu miejscach pojawiają się tu łańcuchy i klamry.

Kozi Wierch od Koziej Przełęczy
Strome podejście na Kozi Wierch.

Stromizna nagle kończy się, a ja zauważam wokół siebie tłum ludzi przesiadujących na wierzchołku. To miejsce zawsze jest mocno zatłoczone, nie tylko ze względu na niezłe widoki, ale i stosunkowo łatwe podejście od strony Doliny Pięciu Stawów.

Mierzący 2291 szczyt jest najwyższym punktem na Orlej Perci, a także najwyższym szczytem Polski, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko te, które w całości znajdują się na terytorium naszego kraju. Miejsce to można również uznać za (mniej więcej) środek Orlej Perci, jak również punkt, gdzie „najgorsze” już za nami. Kolejne fragmenty faktycznie będą już nieco łatwiejsze.

Kozi Wierch, widoki
Widoki z Koziego Wierchu w stronę Zawratu i Świnicy (to ten najwyższy, dwuwierzchołkowy szczyt na środku zdjęcia).
Widoki z Koziego Wierchu
Widok w stronę Doliny Pięciu Stawów.

Orla Perć – odcinek od Koziego Wierchu do Skrajnego Granatu

Ze względu na moją lekką niechęć do tłumów postanawiam nie robić przerwy na tym szczycie i od razu rozpoczynam zejście. Zgodnie z tym, co napisałem już w poprzednich akapitach, ten odcinek nie należy do wymagających. Klamry i łańcuchy znikają, a ręce będą miały trochę czasu na odpoczynek.

Mimo małych trudności technicznych, nie warto jednak rozluźniać uwagi. Zejście z wierzchołka Koziego Wierchu jest kruche i w wielu miejscach nietrudno o poślizgnięcie na sypkim podłożu. Trzeba też uważać na luźne kamienie, potencjalnie strącane przez innych turystów.

Schodząc ze szczytu śledziłem dwa kolory: czerwień Orlej Perci oraz znakowaną na czarno trasę do Doliny Pięciu Stawów. Wkrótce jednak szlaki się rozdzielają, co sprawia również, że w okolicy robi się mniej tłoczno. Wiele osób kończy zresztą w tym miejscu swoją przygodę z „Orlą”, resztę pozostawiając na kolejny dzień lub inną wycieczkę.

Kozi Wierch, Orla Perć
Nieco kruche zejście z Koziego Wierchu.

Na dalszym odcinku poruszam się po wygodnym chodniku trawersując Kozi Mur – grań ciągnącą się pomiędzy Kozim Wierchem a Buczynową Strażnicą. Ścieżka przez pewien czas jest płaska, dopiero później wznosząc się nieco bardziej do góry. Kilka razy pojawia się też konieczność użycia rąk.

Po krótkim podejściu szlak wyprowadza mnie w okolice Buczynowej Strażnicy, której wierzchołek znajduje się kilka, może kilkanaście metrów od znakowanej trasy. Choć nie ma to większego znaczenia, ciężko mi sobie odmówić tej ponadprogramowej atrakcji, więc poświęcam dodatkową minutę na jej zdobycie. Później wracam na szlak i w lekko eksponowanym ternie docieram na wąską Przełączkę nad Buczynową Dolinką.

Przełączka nad Buczynową Dolinką
Przełączka nad Buczynową Dolinką.

Na przełączce Orla Perć skręca w lewo i przez jakiś czas prowadzi dnem Żlebu Kulczyńskiego. Ten jest dość stromy, miejscami kruchy i z pewnością wymagający sporej uwagi. Akurat tutaj nie ma co liczyć na żadną pomoc ze strony metalowych ułatwień.

Żleb Kulczyńskiego
Zejście Żlebem Kulczyńskiego.

Po chwili schodzenia dnem, szlak zbacza do prawej strony żlebu i przez chwilę prowadzi po tamtejszych skałkach. Potem opuszcza żleb i po niezbyt trudnej ścieżce prowadzi w stronę Czarnego Mniszka – niewielkiej turni, pod którą znajduje się wąski, stromy komin.

Czarny Mniszek
Przejście w stronę Czarnego Mniszka.

Wspinam się po ubezpieczonym klamrami i łańcuchem kominie, po czym przez chwilę trawersuję grań Czarnych Ścian. Ten odcinek znów należy do niezbyt wymagających.

Minąwszy Czarne Ściany dostaję się na Zadnią Sieczkową Przełączkę, za którą zaczyna się wygodne podejście na Zadni Granat. Praktycznie na sam szczyt można dostać się po kamiennych chodniku.

Zadni Granat
Zadnia Sieczkowa Przełączka i łatwe podejście na Zadni Granat.

Na Zadnim Granacie znów trafiam na kilkunastoosobowy tłumek, więc nie mam zamiaru zostawać tu zbyt długo. Szczyt jest jednak całkiem fajnym punktem widokowym, z którego można podziwiać przebyte już fragmenty „Orlej” oraz większość tego, co czeka na dalszej drodze.

Zadni Granat, widoki
Widok z Zadniego Granatu w stronę przełęczy Krzyżne.
Zadni Granat, Orla Perć
Spojrzenie za siebie, na przebyty już odcinek szlaku.

Z wierzchołka schodzę po nieszczególnie trudnych skałkach, a następnie kieruję się w stronę Pośredniego Granatu, mijając jeszcze po drodze Pośrednią Sieczkową Przełączkę.

Pośredni Granat
Początek zejścia z Zadniego Granatu. Nieco dalej widać już wygodną ścieżkę wprowadzającą na Pośredni Granat.

Przechodzę przez wierzchołek, po czym zaczynam kolejne zejście, tym razem ku Skrajnej Sieczkowej Przełączce. Te fragment jest już nieco bardziej wymagający. Idę po miejscami stromych skałkach, czasem korzystając w pomocy rąk. Przed dotarciem na przełączkę muszę też przedostać się przez około metrowej szerokości szczelinę. To kolejne „kultowe” miejsce na Orlej Perci.

Pod nogami mam kilka metrów przepaści, nad którą wisi pojedynczy łańcuch. Miejsce mogę przejść dużym krokiem korzystając z jego pomocy, przeskoczyć (nic szczególnie ryzykownego, choć wymaga nieco pewności siebie i suchej skały) albo obejść dołem, schodząc kilka dodatkowych metrów. Sam decyduję się na skok.

Skrajny Granat
Skrajny Granat widziany z Pośredniego.
Skrajny Granat, szczelina
Słynna szczelina pomiędzy Pośrednim a Skrajnym Granatem. Zdjęcie wykonane z obejścia poniżej.

Minąwszy przełączkę zaczynam trwające kilka minut podejście na Skrajny Granat. Dość łatwe, często prowadzące po wygodnie ułożonych stopniach. Chwilę później docieram na szczyt, gdzie urządzam sobie krótką przerwę na uzupełnienie kalorii.

Orla Perć – odcinek od Skrajnego Granatu do Krzyżnego

Zaczynam zejście ze Skrajnego i praktycznie od razu trafiam na kolejną serię łańcuchów. Od minięcia Koziego Wierchu nie było ich za wiele, ale teraz trudności wracają na dobre.

W pierwszej kolejności muszę przejść przez kilka dość gładkich i momentami eksponowanych płyt. Później szlak prowadzi po krętej ścieżce, która choć łatwiejsza technicznie, też wymaga sporo uwagi. Wszystko to ze względu na kruchy teren, pełen mniejszych i większych kamieni.

Skrajny Granat, zejście do Granackiej Przełęczy
Łańcuchy na zejściu ze Skrajnego Granatu.

Nim jednak dostanę się na Granacką Przełęcz, czeka mnie jeszcze jedno, dość nieprzyjemne miejsce. Muszę zejść krótkim i płytkim żlebem, w którym pełno drobnego, uciekającego spod nóg żwiru. Ten fragment również ubezpieczony jest kilkoma łańcuchami.

Na przełęczy skręcam w lewo i zaczynam schodzić prawą krawędzią opadającego stąd żlebu. Trwa to krótką chwilę, po której opuszczam żleb wąską, eksponowaną ścieżką, która trawersuje ściany Owczych Turniczek.

Granacka Przełęcz
Ubezpieczone łańcuchami zejście z Granackiej Przełęczy.

Kawałek dalej ubezpieczenia (tylko na moment znikają), a przede mną wyrasta druga z występujących na Orlej Perci drabinek. Tą idzie się jednak do góry i raczej nie wiąże się z jakimiś większymi trudnościami.

Orle Turniczki, drabinka
Druga drabinka, wyprowadzająca na Orlą Przełączkę Niżnią.

Ponad drabinką czeka Orla Przełączka Niżnia, a za nią trawers strzelistej turni nazwanej Orlą Basztą. Obchodzę ją od południa i kawałek dalej docieram do wąskiego, stromego kominka pełnego klamer i łańcuchów. To kolejne z dość wymagających miejsc na Orlej Perci.

Pościel Jasińskiego
Stromy kominek ze sztucznymi ułatwieniami. W tle przełęcz Pościel Jasińskiego.

Po udanym zejściu trafiam na szeroką, pełną trawek przełęcz noszącą nazwę Pościel Jasińskiego. Idę przez chwilę wygodną ścieżką, po czym trafiam na kolejny wymagający fragment – trawersując Buczynowe Czuby najpierw muszę trochę się obniżyć, z później pokonać kilka gładkich płyt nad przepaścią. Tu również pełno jest sztucznych ułatwień.

Buczynowe Czuby, trawers
Eksponowany trawers Buczynowych Czub.

Z czasem teren robi się łatwiejszy. Mijam kilka postrzępionych skałek, momentami przechadzam się po wygodnej, wydeptanej w trawie ścieżce. Docieram na Przełęcz Nowickiego, a później ruszam dalej w kierunku Wielkiej Buczynowej Turni.

Wielka Buczynowa Turnia
Przełęcz Nowickiego oraz Wielka Buczynowa Turnia.

Idąc w kierunku turni mijam parę ciekawych, postrzępionych skałek, a później zaczynam ją obchodzić od południa. Tu odcinki nieco trudniejsze (zejścia z łańcuchami) przeplatają się z wygodnymi ścieżkami wśród trawek.

Wielka Buczynowa Turnia, Orla Perć
Niezbyt trudny marsz w kierunku Wielkiej Buczynowej Turni.
Trawers Wielkiej Buczynowej Turni
Ominiecie turni od południa.

Minąwszy Wielką Buczynową Turnię schodzę jeszcze trochę poniżej Buczynowej Przełęczy, po czym zaczynam wspinaczkę w opadającym z niej żlebie. Oczywiście, znów w towarzystwie łańcuchów i dość stromo do góry.

Buczynowa Przełęcz
Wspinaczka w żlebie pod Buczynową Przełęczą.

Na samą przełęcz nie docieram. W pewnej chwili odbijam w prawo, a dalszy fragment podchodzenia odbywa się po ścianie Małej Buczynowej Turni.

Łańcuchy ciągną się spory kawałek. Później znikają, a ja przez chwilę przechadzam się wyłożonym kamieniami chodnikiem poniżej grani. W końcu ku niej skręcam i wdrapuję na szczyt Małej Buczynowej Turni.

Mała Buczynowa Turnia
Mała Buczynowa Turnia.

Schodząc z turni dobrze widzę już metę, czyli szeroką, otoczoną trawkami Przełęcz Krzyżne. Zostało mi do niej kilka, może kilkanaście minut marszu. Jednak najpierw muszę jeszcze obejść dwie niewielkie kulminacje grani. Pierwszą jest turnia Ptak, drugą Kopa nad Krzyżnem. Szlak Orlej Perci omija je obie od południa, prowadząc mnie po niesprawiającej problemów, w miarę równej ścieżce. Łańcuchów już nie ma, rąk używam okazjonalnie.

Ptak, trawers
Trawers pod turnią Ptak.

Omijam Ptaka, przechodzę przez Przełączkę pod Ptakiem, w końcu szeroką ścieżką trawersuję Kopę. Później trafiam na Krzyżne, gdzie przesiaduje parę osób, które albo właśnie skończyły przejście Orlej Perci, albo dostały się tutaj żółtym szlakiem od strony Doliny Pańszczycy (trasa do Doliny Pięciu Stawów jest obecnie w trakcie krótkiego remontu).

Przełęcz Krzyżne
Wejście na Przełęcz Krzyżne.

No i udało się! Czwarte w życiu przejście „Orlej” zakończone sukcesem, choć niestety nie udało się mi pobić poprzedniego rekordu. Chciałem złamać 3 godziny i 30 minut, ostateczny czas był bliższy wartości 3:45. Trochę szkoda, ale część winy łatwo mi zrzucić na liczne zatory na szlaku. Myślę, że z tego powodu straciłem dziś dobre pół godziny.

Zejście z przełęczy Krzyżne

Odpoczywam kilku minut, po czym skręcam w stronę Doliny Pańszczycy i zaczynam zejście. Początek jest nieco stromy oraz kruchy, więc wymaga niemniej ostrożności niż niektóre fragmenty ukończonej właśnie Orlej Perci.

Krzyżne, zejście do Doliny Pańszczycy
Zejście z Krzyżnego w stronę Doliny Pańszczycy.

Marsz w dół zbocza trochę się ciągnie, choć nie przysparza mi żadnych trudności technicznych. Później ścieżka łagodnieje i zaczyna prowadzić po kamiennym chodniku przez malowniczo położną dolinkę.

Pańszczyca to raczej spokojne miejsce. Leży na uboczy, w górnej części ma tylko jeden, dość długi szlak. Tłoku nie ma tu chyba nigdy – większość okolicznego ruchu turystycznego koncentruje się w okolicy położonej nieco dalej Dolinie Gąsienicowej.

Im niżej schodzę, tym bardziej płaska staje się ścieżka. Nie znaczy to jednak, że wszystkie podejścia już za mną. Jedno czeka mnie jeszcze w okolicach Wielkiej Kopki, a drugiej na grzbiecie Żółtej Turni, kawałek za minięciem Czerwonego Stawu.

Dolina Pańszczyca
Żółtym szlakiem przez Dolinę Pańszczycę.
Czerwony Staw
Przejście przy Czerwonym Stawie.

Po wdrapaniu się na zbocze skręcam w stronę Hali Gąsienicowej i ponownie zaczynam schodzić. Na tym etapie poruszam się głównie gruntową ścieżką prowadzącą pośród niskiej kosówki.

Las Gąsienicowy
Przejście zboczem Żółtej Turni. W tle widać położony w okolicach schroniska Las Gąsienicowy.

W drodze do Murowańca przecinam jeszcze ładnie położony potok z kilkoma niewielkimi spiętrzeniami, później idę chwilę przez Las Gąsienicowy. Tam żółty szlak najpierw łączy się z kolorem zielonym, a następnie również z czarnym. W końcówce wspólnie prowadzą mnie pod otoczone setkami turystów schronisko.

Las Gąsienicowy, potok
Przejście przez strumień spływający ze zboczy Żółtej Turni.

Droga do Kuźnic

Mijam budynek i docieram do niebieskiego szlaku. Tam odbijam na północ i zaczynam przejście przez Halę Gąsienicową, a następnie pokonuję niedługie podejście prowadzące w stronę Królowej Równi. Przeważnie jestem tu już dość zmęczony i mam serdecznie dość każdego nabieranego metra. Dziś idzie jednak dość dobrze, co sprawa mi niemałą radość. To tu dostrzegam realną szansę, by całą tę wycieczkę zamknąć poniżej 9 godzin (cóż, robię tę trasę nie po raz pierwszy, więc mam ochotę podejść do tego trochę bardziej „na sportowo”).

Przechodzę przez Rówień, po czym schodzę kawałek ku Przełęczy Między Kopami. Tu do wyboru mam dwie prowadzące do Kuźnic drogi. Decyduję się na tę samą wersję co rano, czyli Dolinę Jaworzynkę. Skręcam w lewo i na jakiś czas znikam między drzewami.

Przez kilkanaście, może dwadzieścia-parę minut schodzę zboczami Małej Królowej Kopy. W końcu docieram na dno doliny, a szlak przykleja się do płynącego nią potoku. Stąd już bez większych wyzwań docieram do Kuźnic, kończąc przejście z czasem około 8 godzin i 45 minut.

Dolina Jaworzynka, szlak
Powrót przez Dolinę Jaworzynkę.

Powrót do domu

Wciąż jest dość wcześnie, więc nie brakuje podstawionych na parkingu busików. Wsiadam do pierwszego z nich, chwilę czekam, a później jadę kilka minut w stronę Zakopanego.

Pojazd opuszczam na ostatnim przystanku, z którego kieruję się na teren dworca autobusowego. Wchodząc tam zauważam, że kurs do Krakowa właśnie startuje. Pech czy szczęście? Okaże się już za chwilę. Macham do kierowcy, a ten… zatrzymuje się i otwiera drzwi. A więc szczęście. Przesiadka poszła sprawnie, podobnie jak powrót Zakopianką. W tygodniu raczej nie ma tu kilkugodzinnych korków.

Podsumowanie i trochę przemyśleń

Ostatni raz całą Orlą Perć przeszedłem 3 lata temu, w wakacje 2017 roku. Dziś, po tej trwającej trochę przerwie, pokonałem ją po raz czwarty. Bardzo fajnie było wrócić na ulubiony szlak, choć muszę też przyznać, że trochę się on zmienił.

Gdy byłem tu ostatnio, kasku nie miał praktycznie nikt. Obecnie, znaczna większość turystów ten sprzęt posiada i wydaje się być bardziej świadoma czyhających zagrożeń. Choć z drugiej strony, może to tylko część górskiej mody.

Inna związana ze sprzętem rzecz to lonże i uprzęże. Niektórzy traktują Orlą Perć jak via ferratę, przypinając się na łańcuchach i innych metalowych ułatwieniach. Swoje zdanie na ten temat już wyraziłem, teraz zwracam tylko uwagę na coś, czegoś przy wcześniejszych przejściach „Orlej” nie zauważyłem ani razu.

Nie sposób pominąć też spory wzrost liczby turystów. Choć słyszałem i czytałem o różnych zatorach w Tatrach, sam miałem szczęście na nie nie trafiać. Wystarczyło wyruszyć odpowiednio wcześnie i o kolejkach nie było mowy. A teraz? Przy dzisiejszym przejściu nie pomógł nawet środek tygodnia, wczesny autobus i bardzo szybkie wejście na Zawrat (niecałe 2,5 godziny z Kuźnic).

Konsekwencje większego ruchu nie kończą się jednak na blokowaniu łańcuchów. Mam wrażenie, że zmieniła się też „klimat” tego szlaku. Mało kto się przywita, ciężej wdać się w spontaniczną pogawędkę, nie mówiąc już o rzeczach pokroju dzielenia się z kimś jedzeniem na szczycie. Doświadczałem tego w przeszłości, dziś trasa nie miała już tego uroku. Trochę szkoda.

I jeszcze jedno: zmieniłem się także ja. Mam lepszą formę, większe doświadczenie oraz umiejętności. Pierwsze przejście Orlej Perci było dla mnie sporym sukcesem, wręcz pewnego rodzaju przełomem w górach. Teraz mam za sobą „gorsze rzeczy”. O przejściu tego szlaku nie myślę już w kontekście ambitnego wyzwania, a raczej sentymentalnego powrotu lub wręcz areny do robienia czegoś więcej: może szybciej, może nie korzystać z łańcuchów, może przejść kawałek zimą?

Nie piszę tego oczywiście po to, by się czymkolwiek chwalić albo deprecjonować trudności tego szlaku. Chodzi raczej o moją własną perspektywę i to, jak zmieniło ją dobre 100 wizyt w górach (nie tylko Tatrach), które miały miejsce między tym a wcześniejszym przejściem Orlej Perci.

Bo „Orla” dla mnie to jedno, ale bardziej obiektywnie patrząc, to wciąż najtrudniejszy z polskich szlaków, pełen zagrożeń i regularnie pochłaniający ludzie życia. W każdych warunkach należy podchodzić do niego z odpowiednim respektem, być wypoczętym i dobrze przygotowanym.

Myślę też, że nie warto zabierać się za niego zbyt wcześnie. Lepiej schodzić najpierw inne trasy, okiełznać lęki, zebrać doświadczenie i poczekać na odpowiednie warunki. Wtedy na pewno się zrewanżuje, dostarczając mnóstwa frajdy i satysfakcji z przejścia tej – co by nie było – tatrzańskiej legendy.

Mapa pokonanej trasy:

13 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *