Tatry zimą – podsumowanie sezonu 2020
Niestety, ta zima skończyła się trochę za szybko. Z powodu globalnej epidemii, na parę tygodni przed nadejściem wiosny, Tatry zostały zamknięte. Kilku pomysłów nie udało się więc zrealizować. Mimo to, i tak przeżyłem fantastyczny, pełny wrażeń sezon. Pora podsumować minione wydarzenia i pomyśleć o planach na przyszłość.
13 marca. W roku 2020, to ten dzień można uznać za zakończenie zimowego sezonu w Tatrach. To wtedy władze parku podjęły decyzję o zamknięciu go dla turystów. Decyzja kontrowersyjna, ale ze względu na szalejącego po świecie koronawirusa, mająca jakieś tam uzasadnienie.
Dla mnie był to dość ciężki dzień. Prognozy na nadchodzący weekend były wręcz idealne do zdobycia jakiegoś ambitnego szczytu. Myślałem o Bystrej, za którą zabierałem się już drugi rok z rzędu. Niestety, i tym razem się nie udało.
Nie ma się jednak co załamywać. Bo przecież, to i tak był rewelacyjny sezon. W Tatry pojechałem aż 9 razy, odwiedzając kilkanaście różnych miejsc. Wiele z nich odwiedziłem po raz pierwszy zimą, niektóre wręcz po raz pierwszy w ogóle. Miałem okazję zmierzyć się z paroma nowymi sytuacja, zdobyć sporo doświadczenia i nauczyć rzeczy, które na pewno zaprocentują w przyszłości. Niewątpliwie, będzie co wspominać!
Zimowe wycieczki w Tatry – sezon 2020
Kasprowy Wierch – nieudane wejście [29.12]
Sezon chciałem zacząć jeszcze w grudniu. A właściwie chcieliśmy, bo na tę trasę wybrałem się z moją partnerką Martyną. Celem było niezbyt wymagające wejście na Kasprowy Wierch z Kuźnic.
Nie udało się. Ta z pozoru łatwa górka okazała się tego dnia nie do zdobycia. Pogoda była o wiele gorsza niż na prognozach, a śniegu leżało tyle, że przetorowanie nawet kilku metrów wiązało się z ogromnym wysiłkiem. Zawróciliśmy w około 3/4 trasy.
Link do relacji: Zimowe wejście na Kasprowy – wycof z powodu trudnych warunków
Ścieżka nad Reglami [03.01]
Okazja na rewanż przyszła już parę dni później. Pogoda się poprawiła, a wybrany cel również nie należał do szczególnie ambitnych. Nigdy wcześniej nie przeszedłem w całości Ścieżki nad Reglami, więc stwierdziłem, że może warto by wybrać się tam w zimie. Przy okazji odwiedziłem pobliską Sarnią Skałę oraz wodospad Siklawica.
Relacja z wycieczki: Ścieżka nad Reglami zimą
Małołączniak przez Kobylarzowy Żleb [12.01]
Po rozgrzewce przyszedł czas na pierwszy z listy ambitniejszych celów. Podejście niebieskim szlakiem na Małołączniak uchodzi za umiarkowanie trudne i nie jest aż tak popularne, jak inne prowadzące tam szlaki. Zimą była to dla mnie zupełna niewiadoma. Wiedziałem tylko, że należy tam mocno uważać na lawiny, więc z wyjazdem zaczekałem na jakiś bardziej bezpieczny dzień.
Było świetnie, choć faktycznie, nie jest to trasa dla początkujących. Żleb przypomniał mi, jak potrafi być stromy, łańcuchy leżały gdzieś pod śniegiem, a pojedyncze ślady były częściowo zasypane. Czyli generalnie, kupa fajnej zabawy z pięknymi widokami na szczycie.
Relacja: Małołączniak zimą – niebieski szlak przez Kobylarzowy Żleb
Krzyżne [14.01]
Dobre warunki trwały, więc 2 dni później postanowiłem zaatakować przełęcz Krzyżne. Tu również nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać. Zimą nie jest to zbyt popularne miejsce. Szlak jest długi, miejscami strony i zagrożony lawinami.
Oj, ta wycieczka mocno dała mi popalić. Już dojście do Doliny Pańszczycy wiązało się z częstym zapadaniem w miękkim śniegu. Później ślady się urywały i przez większość trasy musiałem samodzielnie wytyczać szlak. Było sporo satysfakcji, ale i trochę trudniejszych psychicznie momentów. Z dużą pewnością, byłem też jedyną osobą, która tego dnia zdobyła przełęcz.
Relacja: Przełęcz Krzyżne zimą – szlak, trudności, zdjęcia
Kozia Przełęcz [18.01]
Parę dni przerwy i znów wyjazd w Tatry! Tym razem na Kozią Przełęcz, która zapewniła mi parę ekstremalnych doznań w roku 2019. Teraz chciałem tam wejść od drugiej strony, która latem uchodzi za jeszcze trudniejszą.
W rzeczywistości, nie było wcale tak źle. Zimą droga od Doliny Pięciu Stawów okazała się prostsza niż ta z Koziej Dolinki. Musiałem oczywiście pokonać kilka stromizn i trudniejszych fragmentów, ale zdecydowanie było watro. Zimowe widoki z tej przełęczy są po prostu przepiękne.
Droga w dół ponownie dostarczyła mnóstwa emocji. Jest bardzo stromo i trzeba mocno uważać, by nie zlecieć. Przez dłuższą chwilą musiałem poruszać się twarzą do żlebu. Generalnie, było to jednak przyjemniejsze przeżycie niż rok wcześniej. Pewnie kwestia doświadczenia i obycia z trudnościami.
Relacja z wycieczki: Kozia Przełęcz – zimą od obu stron (szlaki, zdjęcia, opis trudności)
Skrajny Granat [18.01]
Schodząc z Koziej Przełęczy podjąłem decyzję o rozszerzeniu wycieczki o inny cel, który bardzo chciałem tej zimy zdobyć. Miałem zapas czasu, widziałem wchodzących i schodzących ludzi, więc uznałem, że na lepszą okazję mogę już nie trafić.
Powiem tak: to najtrudniejsze z miejsc, jakie odwiedziłem do tej pory zimą. I nawet nie dlatego, że jakoś szczególnie dało mi popalić. Wszystko poszło gładko, ale po prostu obiektywnie oceniam tej szczyt jako bardzo wymagający. Wiele jest miejsc stromych, bardzo eksponowanych i narażonych na lawiny. Do tego sam przebieg trasy też nie należy do najprostszych.
Relacja: Skrajny Granat zimą – opis wejścia, trudności, zdjęcia z trasy
Żółta Turnia i Żółta Przełęcz [21.01]
Styczniowe okno pogodowe trwało na prawdę długo. Po paru dniach znów udało mi się wyrwać w Tatry. Teraz padło na coś spoza wcześniej zaplanowanej listy celów. O istnieniu Żółtej Przełęczy dowiedziałem się podczas poprzedniej wycieczki. Miejsce zaciekawiło mnie jednak na tyle, że postanowiłem się tam przejść już przy najbliższej okazji. Plan zakładał również wejście na pobliską Żółtą Turnię – oczywiście, jeśli warunki pozwolą.
To moja pierwsza pozaszlakowa wycieczka zimą. Niby nietrudna, bo w skali taternickiej jest to zwykłe „0”, jednak dla mnie była czymś zupełnie nowym. Nieznane miejsce, brak śladów, konieczność radzenia sobie samemu. Piękna rzecz i przy okazji sporo nabytego doświadczenia.
Relacja: Żółta Przełęcz i Żółta Turnia zimą – droga, trudności, zdjęcia
Czarny Staw Gąsienicowy i Kasprowy Wierch [21.01]
Schodząc z Żółtej Przełęczy postanowiłem wykorzystać pozostały czas na odwiedzenie Kasprowego Wierchu. Tym razem pogoda była świetna, a śniegu niewiele. To musiało się udać.
Relacja: Czarny Staw Gąsienicowy i Kasprowy Wierch – wejście zimą
Dolina Chochołowska, Kościeliska i okoliczne atrakcje [08.02]
Styczniowe okienko w końcu się zamknęło, a pogoda zmieniła na mniej przyjazną. Spadło sporo śniegu, co podwyższyło poziom zagrożenia lawinowego. Po drodze trafił się jednak jeden słoneczny weekend, który postanowiłem wykorzystać na odwiedzenie kilku łatwiejszych miejsc.
W ciągu jednego dnia odwiedziłem Dolinę Chochołowską, Kościeliską, Smreczyński Staw, Wąwóz Kraków i Polanę Stoły. Z tej wycieczki w pamięci zostały mi szczególnie wąwóz (zimą dość trudny w okolicach jaskimi Smocza Jama) oraz zakładanie śladu na szczyt polany. Było nieco męcząco.
Relacje:
Dolina Chochołowska zimą – szlak, warunki, zdjęcia
Dolina Kościeliska i Smreczyński Staw zimą
Wąwóz Kraków zimą – szlak, trudności, sporo zdjęć
Polana Stoły – wejście zimą
Rusinowa Polana i Gęsia Szyja [09.02]
Powyższe było opisem soboty. Po tamtym, prawie 40-kilometrowym spacerze, wróciłem do Krakowa, przespałem się parę godzin i… znów pojechałem w Tatry. Cóż, to już chyba uzależnienie.
Tego dnia pochodziłem nieco po reglowych pagórkach. Startując z Palenicy wszedłem na Rusinową Polanę, by później przez Gęsią Szyję, Rówień Waksmundzką i Psią Trawkę dotrzeć do Cyrhli. Ot, taki lekki, kilkugodzinny spacerek.
Relacja: Rusinowa Polana i Gęsia Szyja zimą (plus Rówień Waksmundzka i Psia Trawka)
Droga pod Reglami i parę krótkich dolinek [09.02]
Co potem? Przejście „z buta” do centrum Zakopanego i kolejny spacer po łatwych szlakach. Wybór pada na Drogę pod Reglami oraz jej dwa niedługie odgałęzienia: Dolinę ku Dziurze oraz Dolinę za Bramką. Te dwie ostatnie robią na nie całkiem miłe wrażenie. Okazuje się, że nawet niepozorne, reglowe dolinki mogą skrywać wiele fajnych atrakcji.
Relacja: Droga pod Reglami zimą (plus Dolina ku Dziurze i Dolina za Bramką)
Jarząbczy Wierch – Łopata – Wołowiec [10.03]
Na kolejny wyjazd przyszło mi czekać ponad miesiąc. Wcześniejsze parę tygodni to niemal non stop kiepska pogoda, nie pozwalająca na ambitniejsze działania. W końcu jednak udało się dopaść jakiś obiecujący dzień.
Nie obyło się jednak bez problemów. Pierwsze kilka godzin to niskie chmury i chodzenie po cudzych śladach w gęstej mgle. Parę razy o mało się nie wycofałem. Warto było jednak przeć dalej. Do dojściu do Kończystego Wierchu pogoda się poprawiła i pozwoliła podziwiać fantastyczne panoramy Tatr Zachodnich. Radości z wycieczki nie zmniejszyło nawet pęknięcie raka gdzieś w połowie trasy.
Relacja: Jarząbczy Wierch zimą (plus przejście granią do Wołowca)
Plany na kolejną zimę i najbliższą przyszłość
Niestety, na tym musiało się skończyć. Dwa dni po powrocie z Jarząbczego zapadła decyzja o zamknięciu TPN do odwołania. Z realizacją kolejnych zimowych celów będę więc musiał poczekać prawie rok (o ile sytuacja z wirusem zdąży się przez ten rok unormować, bo póki co, z dnia na dzień jest wyłącznie gorzej).
Tak na dobrą sprawę, to większość tatrzańskich szlaków po polskiej stronie mam już przedreptanych. Z fajnych celów, które wydają się w moim zasięgu, zostają Bystra, Błyszcz, a może i Pyszniańska Przełęcz. To długie wycieczki, wymagające bardzo dobrych warunków, ale do zrobienia. Chętnie zajrzałbym również do paru jaskiń w Dolinie Kościeliskiej: Mylnej, Raptawickiej i Obłazkowej. Oprócz tego, nie byłem jeszcze paru reglowych dolinkach, które chętnie odwiedziłbym przy jakiejś okazji.
A poza tym? Zostają takie cele jak Orla Perć, Żleb Kulczyńskiego czy Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem. To już jednak zupełnie inny poziom trudności, wymagający sprzętu wspinaczkowego i większych umiejętności niż moje. Chętnie zajrzałbym tam kiedyś, ale raczej nie nastąpi to kolejnej zimy.
No dobra, zimę mamy za sobą, więc pora skupić się na innych celach. Tylko jakich? Bo w obecnej sytuacji branża turystyczna praktycznie nie istnieje, a wiele górskich szlaków pozostaje zamkniętych. Nawet zwykłe wychodzenie z domu nie jest zbyt mile widziane.
Dla mnie wyjściem z sytuacji jest rower. Tego na szczęście jeszcze nikt nie zabronił, więc coraz intensywniej buduję formę pod nadchodzące miesiące. Jeżdżę praktycznie w każdy dzień, gdy pogoda pozwala zrobić choć 20-30 kilometrów. Dwukrotnie przekroczyłem już 100. Nie było źle, więc kto wie, może w tym sezonie jakieś dłuższe, rowerowe wypady zaczną się już wczesną wiosną?