Wysoka – wejście od Wagi (opis drogi, trudności, sporo zdjęć)
Wysoka to piękny, dwuwierzchołkowy szczyt położony w pobliżu Rysów. Ze względu na ciekawą drogę i fantastyczne widoki ze szczytu, stanowi górskie marzenie wielu chodzących poza szlakami osób. Od niedawna był i moim. W końcu się udało, więc zapraszam na relację z wejścia tam popularną drogą od Przełęczy Waga.
Od poprzedniego wyjazdu w Tatry minął niecały tydzień. Poprzedni weekend wykorzystałem wręcz do granic możliwości, lecz i na ten szykuje się niezła pogoda. Pomysłów mamy mnóstwo, więc nie wahamy się długo – zbieramy zespół i ruszamy na Wysoką.
Tym razem ma być jednak nieco ciężej. Droga jest mniej oczywista, trudności większe. Mimo to czujemy się gotowi. Wszyscy mamy dobrą formę i coraz większe doświadczenie, więc na Słowację ruszamy podekscytowani i pełni optymizmu.
Wysoka – informacje o szczycie
Wysoka położona jest na Słowacji, w południowo-wschodniej części Tatr. Posiada dwa wierzchołki, mniej więcej równej wysokości. Na jednym z nich, przez długi czas uznawanym za główny, znajduje się niewielki, metalowy krzyż. Drugi, położony kawałek dalej, na szczycie ma przytwierdzony metalowy czekan. Od niedawna to właśnie on uchodzi za minimalnie wyższy. Z obu rozpościera się rewelacyjny widok w praktycznie każdym kierunku.
Nieco kontrowersji budzi wysokość szczytu. Jedne źródła podają 2559 metrów, inne 2547, są też pomiary wykazujące na 2560. Na szczytowej tabliczce znajduje się jednak wartość 2547,2 metrów n.p.m., więc to niej będę się dalej trzymał.
Na Wysoką nie prowadzą żadne szlaki turystyczne. Istnieją jednak dwie nietrudne drogi, które od dawna cieszące się sporą popularnością wśród tatrzańskich pozaszlakowców. Pierwsza prowadzi przez Dolinę Złomisk, druga od Przełęczy Waga.
W tym tekście skupię się na trasie od Wagi, nazywanej też Drogą przez Pazdury. Nie jest trudna, jej oficjalna wycena wynosi 0+. Z drugiej strony, znam też w Tatrach mnóstwo znacznie łatwiejszych „zero plusów”. Czas wejścia od przełęczy wynosi około półtorej godziny. Co ciekawe, na drodze znajduje się trochę klamer i łańcuchów, założonych kiedyś przez Towarzystwo Tatrzańskie ze względu na dużą popularność szczytu.
Z głównego wierzchołka (tego z krzyżem), w kilkanaście minut można dostać się na drugi, nieco mniej popularny. Przejście tam jest już jednak trudniejsze, bardziej strome i moim zdaniem bliższe wycenie I niż 0+.
Uwaga: według przepisów TANAP-u, Drogą przez Pazdury można się wspinać jedynie w towarzystwie uprawnionego przewodnika. Samodzielne wejście wiąże się z ryzykiem otrzymania mandatu (nawet do 300 euro, choć najczęściej nie więcej niż 30) i cofnięcia z trasy. Poza szlakiem nie obowiązuje też większość polis ubezpieczeniowych, więc rachunek za ewentualną akcję ratunkową może być naprawdę wysoki.
W kwestii bezpieczeństwa, koniecznie należy mieć ze sobą kask. W żlebie opadającym z Przełączki w Wysokiej jest krucho, często spadają kamienie. Ze względu na kilka stromych odcinków i pojawiające się czasem ekspozycje, część zespołów zabiera także linę i sprzęt do asekuracji.
Wejście na Wysoką – relacja z wycieczki
Dojazd w okolice Szczyrbskiego Jeziora
Podobnie, jak przy wejściu na Kieżmarski Szczyt, dziś też na Słowację jedziemy samochodem. Tym razem w trzyosobowym gronie i nieco wcześniej, ze względu na zapowiadane popołudniu burze. Wstępny plan zakłada zdobycie szczytu już około 9:00.
Spod mojego bloku ruszamy parę minut przed 2:00. Opuszczamy Kraków, Zakopianką kierujemy się w okolice Rabki Zdrój, skąd zabieramy jeszcze jedną osobę. Później jedziemy do Nowego Targu, gdzie skręcamy ku polsko-słowackiej granicy w Jurgowie.
Będąc już u naszych południowych sąsiadów, jedziemy jeszcze chwilę prosto, aż do skrętu za Tatrzańską Polanką. Po tak zwanej Drodze Wolności objeżdżamy większą część Tatr Wysokich, kierując się na miejscowość Szczyrbskie Jezioro.
Do niej samej jednak nie docieramy. Kawałek wcześniej skręcamy w prawo, jadąc na parking przy niebieskim szlaku. W pobliżu znajduje się też przystanek kolejki elektrycznej, którą w to miejsce mogą dotrzeć osoby niezmotoryzowane. Miejsca dla samochodów jest dużo, staje się po prostu na poboczu tej ciągnącej się około 1,5 kilometra drogi. Postój kosztuje 6 euro za dzień.
Niebieskim szlakiem przez Dolinę Mięguszowiecką
Gdy wysiadamy, jest jeszcze ciemno. Choć nie aż tak, by konieczne było wyciąganie latarek z plecaka. Przez parę minut się zbieramy, a później ruszamy na północ w stronę wejścia na niebieski szlak.
Na oznaczenia trafiamy przy pobliskim zakręcie, gdzie startuje 4-kilometrowa, asfaltowa droga do schroniska nad Popradzkim Stawem. Można to miejsce uznać za słowacki odpowiednik naszego Morskiego Oka, choć na szczęście, dojście w to miejsce zajmuje ponad dwukrotnie mniej czasu.
Przez jakieś 30-40 minut po prostu idziemy tą lekko wznoszącą się drogą, obserwując powoli rozjaśniające się niebo. Póki co bezchmurne, zwiastujące ładną pogodę przynajmniej w pierwszej części dnia.
W końcu docieramy w okolice jeziora. Widzimy jego taflę pomiędzy drzewami, jednak nie decydujemy się zejść ani nad brzeg, ani do schroniska. Skręcamy zgodnie z niebieskimi oznaczeniami i wchodzimy na leśną, trochę kamienistą ścieżkę.
Przy skręcie zauważamy „plecaki” przygotowane dla nosiczów. Tym terminem nazywa się tatrzańskich tragarzy, którzy o własnych siłach wnoszą zaopatrzenie do niedostępnych drogami schronisk. Jak ktoś chce i czuje się na siłach, może samemu zabrać jeden z ładunków. Po dostarczeniu go do Chaty pod Rysami, w podziękowaniu otrzyma symboliczną herbatę.
Ścieżka szybko zamienia się w typowy dla tatrzańskich szlaków, kamienny chodnik. Idziemy nim wśród drzew, powoli nabierając wysokość. Z czasem roślinność się zmienia, w okolicy zaczyna dominować kosówka.
Podchodząc przez Dolinę Mięguszowiecką mamy okazję oglądać pierwsze promienie słońca oświetlające skaliste wierzchołki położonej na zachód od nas Grani Baszt. W ogóle, okolica robi się coraz ładniejsza i stopniowo prezentuje nam więcej okazałych dwutysięczników.
W pewnej chwili docieramy do skrzyżowania szlaków. Niebieski wiedzie dalej w stronę Koprowego Wierchu, a zaczynający się tu czerwony prowadzi na cieszące się ogromną popularnością Rysy.
Wejście na Przełęcz Waga
Skręcamy na czerwony. Nadal poruszamy się po kamiennym chodniku, który z czasem robi się coraz bardziej stromy. Po przecięciu Żabiego Potoku, zaczynają się zakosy, którymi będziemy podchodzić przez kolejnych kilkadziesiąt minut. Od czas do czasu dostępne są skróty, które po wydeptanej ścieżce pozwalają ścinać niektóre fragmenty chodnika.
Kosówka powoli zanika, zostają tylko trawki i kamienie. Bardzo dużo kamieni. Tam też na chwilę robi się bardziej płasko. Niedługo później docieramy w okolice Żabich Stawów Mięguszowieckich – dwóch malowniczo położonych jeziorek, otoczonych paroma ciekawymi szczytami.
Nad stawami podchodzimy jeszcze kawałek, po czym docieramy pod krótki odcinek ze sztucznymi ubezpieczeniami. To tu znajdują się kontrowersyjne, czasem wyśmiewane schodki. Oprócz nich widzimy krótkie, metalowe drabinki oraz trochę łańcuchów przy szerokiej, tylko minimalnie eksponowanej ścieżce. Bez większego problemu można to przejść bez dotykania metalowych elementów.
Minąwszy sztuczne ułatwienia, znów mamy to samo, co wcześniej: wygodny chodnik, zakosy i umiarkowanie strome podejście. Nim w kilka, może kilkanaście minut docieramy do tablicy z napisem „Wolne Królestwo Rysów”. Kawałek dalej przechodzimy pod bramą z kolorowymi chorągiewkami i wkraczamy w pełne specyficznego humoru otoczenie Chaty pod Rysami.
Na schroniskowym tarasie urządzamy sobie chwilę przerwy. Jemy, rozmawiamy z innymi, sam korzystam też z tutejszej, kultowej już toalety. Znajduje się o dwie minuty marszu dalej (dojście brązowym szlakiem) i przez przeszkloną ścianę oferuje fantastyczny widok na Dolinę Mięguszowiecką.
Po zakończonym postoju ruszamy dalej w kierunku Przełęczy Waga. Stąd jest już naprawdę niedaleko. Znów chodnik, znów szerokie zakosy. Mija parę minut i stoimy na przełęczy, gotowi do zejścia ze szlaku.
Wysoka – wejście od Przełęczy Waga (Droga przez Pazdury)
Nim zacznę opis, wrzucę jeszcze dwa zdjęcia z ogólnym zarysem drogi. Starałem się, by był możliwie dokładny, choć istnieje szansa, że jej optymalny przebieg nieco się różni. Czasem dostępnych jest też kilka wariantów przejścia.
Zakładamy kaski i ruszamy w stronę opadającej na przełęcz grani Ciężkiego Szczytu. Choć przewodniki mówią o trzymaniu się jej ściśle, szybko odkrywany, że łatwiej obejść ją prawą stroną. Tam też natrafiamy na kilka kamiennych kopczyków.
Później warto jednak dostać się na tę grań. Ściany robią się strome, przejścia wąskie, więc górą faktycznie będzie łatwiej. Odnajdujemy jakiś dogodny wariant i wchodzimy. Potem idziemy jeszcze chwilę w stronę Ciężkiego Szczytu, stopniowo skręcając coraz bardziej w prawo.
Ze względu na dużą popularność drogi, w wielu miejscach idziemy po prostu wyraźnie wydeptaną ścieżką. Oprócz tego, z zasięgu wzroku mamy wiele pomagających w orientacji kopczyków. Przejście pod Kogutka nie sprawia większych problemów, trudności wynoszą tu 0, w pojedynczych miejscach 0+.
W pewnym momencie docieramy w okolicę rynny, którą będziemy zaraz wchodzić na przełączkę. Pod nią znajduje się jeszcze kilka klamer i łańcuchów. Dla mnie to pierwszy raz, gdy trafiam na sztuczne ułatwienia poza szlakiem. Wiem jednak, że takich miejsc jest w Tatrach Słowackich o wiele więcej.
Chwilę później zaczynamy przejście rynną. Jest bardzo stroma, wąska i ubezpieczona długim łańcuchem. Stopni i chwytów nie brakuje, ale nie zawsze znajdzie się miejsce, by wygodnie postawić nogę. To bez wątpienia jeden z najtrudniejszych odcinków drogi. Początkowo, chcę go pokonać bez dotykania łańcucha, później jednak tracę pewność, że jest to rozsądne.
Wspinaczka trwa parę minut, dostarczając przy tym mnóstwa emocji. W końcu stajemy na niewielkiej przełączce, robiąc tu chwilę przerwy. No, to było ciekawe! Pod względem trudności, poziom porównywalny do tych najbardziej wymagających fragmentów Orlej Perci (choć jednak mniej eksponowany niż słynna drabinka).
Kolejny odcinek wymaga zejścia z przełączki do wyraźnie widocznej ścieżki. Wariantów jest wiele, a teren nieco kruchy. Po dostaniu się na dół ruszamy mniej więcej poziomo, trawersując zachodnie zbocze Ciężkiego Szczytu.
Droga na tym odcinku nie sprawia trudności. Z orientacją też nie ma problemów – kopczyków jest wiele i wydaje mi się, że również tu tworzą parę możliwych wariantów trasy.
Następnym punktem orientacyjnym jest żleb opadający z Przełęczy pod Wysoką, która rozdziela Ciężki Szczyt i Wysoką. Jest kruchy, choć przejście przez niego nie jest zbyt wymagające.
Za żlebem należy trochę podejść. Po raz kolejny można sobie wybrać dogodny wariant, idąc za którąś z kopczykowanych ścieżek. Ważne jest tylko, by nabierać wysokości i iść dalej wzdłuż południowo-zachodniego zbocza.
W pewnej chwili docieramy na wąski taras noszący nazwę Ławica. Idziemy nim przez moment, powoli docierając do dużego żlebu opadającego z Przełączki w Wysokiej. Później skręcamy w lewo i zaczynamy podejście owym żlebem.
Tu łatwy odcinek dobiega końca. Czeka nas długa, wymagająca sporej ostrożności wspinaczka. Żleb jest stromy i kruchy, a każda znajdująca się wyżej osoba stanowi zagrożenie związane z możliwością zrzucania mniejszych i większych kamieni. Myślę, że w takim miejscu posiadanie kasku jest absolutną koniecznością.
Ciężko stwierdzić, która część żlebu lepiej nadaje się do podejścia. Przewodniki wspominają o środkowej, mi miejscami lepiej idzie się prawą. Potrafię też przejść do lewej krawędzi, gdy tylko stwierdzę, że tamtejsza skała wygląda na mniej kruchą.
Wspinaczka trochę trwa, pod koniec jest nawet nieco stromiej. Wreszcie docieramy pod charakterystyczny głaz, który przez cały czas mieliśmy nad głowami. Tu mamy do wyboru: skręcić w lewo i iść na północno-zachodni wierzchołek albo kontynuować podejście aż na przełączkę, gdzie prowadzi dalsza droga na wierzchołek południowo-wschodni.
W tym momencie wybieramy skręt w lewo. Tam czeka na nas dość gładka, pochyła płyta. Widzimy też kolejne sztuczne ułatwienia w postaci kilku klamer. Pierwsze są bardzo wąskie i służą głównie do stawiania na nich nóg, później mamy też długi kawałek metalu, którego można przytrzymać się przechodząc w poprzek płyty.
Po przejściu przez płytę jesteśmy już prawie na szczycie. Idziemy jeszcze kawałek prosto, w dogodnym momencie skręcamy w prawo i pokonujemy ostatnie głazy. Chwilę później siedzimy już na górze w towarzystwie dwóch innych ekip. Niestety, są to zespoły prowadzone przez przewodników, którzy nie patrzą na nas zbyt przychylnym wzrokiem.
Siadamy gdzieś na uboczu i robimy chwilę przerwy obserwując okolice. Wiele osób twierdzi, że Wysoka ma najpiękniejszą panoramę w Tatrach. I nawet jeśli nie jest to prawda, to ciężko nie zgodzić się, że widoki są w ścisłej czołówce. Potężne, skaliste dwutysięczniki otaczają nas praktycznie ze wszystkich stron. Bez trudu rozpoznaję te, na których już byłem oraz parę innych, które póki co pozostają jedynie w strefie marzeń.
Po krótkim pobycie na tym szczycie postanawiamy przejść na drugi wierzchołek i tam urządzić sobie dłuższą przerwę. W tym celu cofamy się na płytę z klamrami i ostrożnie schodzimy do jej podstawy. Później wracamy do żlebu i kontynuujemy nim podejście na Przełączkę w Wysokiej.
Bez wątpienia jest to najtrudniejszy odcinek całej dzisiejszej drogi. Końcówka żlebu jest bardzo stroma, trochę krucha i miejscami pozbawiona wygodnych półek, gdzie dałoby się postawić całą nogę. Moim zdaniem, śmiało można by dać temu odcinkowi wycenę I.
Na przełączce od razu robi się łatwiej. Idziemy parę metrów w stronę drugiego z wierzchołków, później obchodzimy go gładką, skośną płytą od lewej strony. Z daleka wydawała się śliska i niebezpieczna, w rzeczywistości (przy suchej skale) nie sprawiła nam żadnych problemów.
Za płytą docieramy pod stromą, popękaną ściankę, na którą musimy się wspiąć. Ta również z daleka wygląda groźnie, a na miejscu pokazuje nam parę dogodnych wariantów przejścia. Trudniej jest za to na górze tej ścianki, gdzie należy podejść parę metrów w prawo, na najbliższe skałki. Teren jest przepaścisty, więc co wrażliwsi mogą rozważyć pokonanie tego trójkątnego „daszku” okrakiem.
Po wejściu ponad ściankę ponownie skręcamy w prawo i idziemy jeszcze chwilę wśród dużych bloków skalnych. Parę z nich wymaga pomocy rąk, są też odcinki z umiarkowaną ekspozycją. Niedługo później stoimy już na drugim z wierzchołków Wysokiej.
Przez krótką chwilę jesteśmy tu sami, potem przychodzi kolejna ekipa z przewodnikiem. Eh, chyba nie mamy dziś szczęścia do miłej atmosfery na szczytach. Mimo to, siadamy sobie w pewnej odległości od nich i robimy obiecany postój.
Zejście z Wysokiej
Po chwili odpoczynku i nacieszeniu się widokami zaczynamy powrót. Przechodzimy po głazach, później schodzimy na stromą ściankę. Tam czeka nas parę metrów przejścia jej szczytem, a następnie ostrożne zejście w dół.
W następnej kolejności obchodzimy wierzchołek pochyłą płytą, a później docieramy w okolicę Przełączki w Wysokiej. Tu czeka nas kolejny postój, tym razem nieplanowany. Jeden z przewodników założył tam stanowisko i powoli opuszcza swoich klientów na linie. Nie chcemy wchodzić im w drogę, zresztą schodzenie tym żlebem w parę osób naraz nie byłoby zbyt bezpieczne.
Kilka, może nawet kilkanaście minut później żleb jest pusty. Nadchodzi nasza kolej, którą bez wahania wykorzystujemy. Schodzimy powoli i bardzo ostrożnie, uważając nie tylko na to, by nie spaść, ale i nie zrzucić kamieni na osoby znajdujące się niżej. O to ostatnie nietrudno, bo mniejsze i większe okruchy leżą dosłownie wszędzie.
Schodząc, zauważamy, że z pierwszego wierzchołka do żlebu wchodzi jeszcze jeden zespół. Niedobrze, zaraz zrobi się tu tłoczno. Powstaje dylemat: lepiej schodzić jako pierwsi i mieć nad sobą więcej ludzi czy poczekać, godząc się z tym, że znacznie wolniejsze ekipy z przewodnikami będą nas ciągle blokować.
Wybieramy to pierwsze. Przy skrzyżowaniu dróg wyprzedzamy inne zespoły i kontynuujemy drogę w dół kruchego żlebu. Idzie nam całkiem sprawnie, choć kilka momentów było nerwowych. Co parę minut z góry leciały kamienie, a zaraz za nimi ostrzegacze okrzyki. Jedyne, co zostawało w takiej sytuacji, to przywarcie do ściany i nadzieja, że pocisk przeleci bokiem – na wypatrzenie go i unik nie zawsze było na tyle czasu.
Po wyjściu ze żlebu spotykamy polsko-słowacką parę zmierzającą na szczyt. No, w końcu ktoś, kto idzie samodzielnie i z kim można normalnie pogadać. Udzielamy im trochę porad co do drogi i ruszamy dalej w stronę Przełączki pod Kogutkiem.
Pokonujemy wąską Ławicę, potem za kopczykami schodzimy w stronę żlebu opadającego z Przełęczy pod Wysoką. Przechodzimy przez niego w jednym z łatwiejszych miejsc, a następnie idziemy kawałek w miarę płaską ścieżką. Docieramy pod przełączkę i zaczynamy niedługie podejście.
Za przełączką czeka nas strome zejście w ubezpieczonej łańcuchem rynnie. I tu pojawia się niemałe zaskoczenie, bo o ile wcześniej to miejsce wydawało mi się ciężkie, to teraz, w teoretycznie trudniejszym zejściu, radzę sobie bez najmniejszych problemów. Poruszam się szybko, bez wahania wyszukuję kolejne stopnie, a tego łańcucha nawet nie dotykam. Zaskakujące, jak szybko człowiek może oswoić się z otaczającymi go trudnościami.
Końcówka jest już łatwiejsza. Bez trudu odnajdujemy kopczyki, które prowadzą nas wzdłuż ściany Ciężkiego Szczytu na jedną z jego grani, opadającą w kierunku Wagi.
Docieramy tam w parę minut, skręcamy i ruszamy ku przełęczy. Tym razem próbujemy dostać się tam bez obejść, trzymając się bardziej ściśle grani. Do pewnego momentu jest dość łatwo, lecz samo zejście z niej wymaga pokonania stromego progu. Jakoś udaje się go przejść, choć faktycznie, znacznie łatwiej obejść ten kawałek od strony Chaty pod Rysami.
Powrót po szlakach w okolice Szczyrbskiego Jeziora
Na przełęczy mamy tłumy i duży ruch w obu kierunkach czerwonego szlaku. Ściągamy kaski i praktycznie od razu schodzimy w stronę schroniska. Je również mijamy bez postoju, kontynuując drogę w dół, do Doliny Mięguszowieckiej.
Po chwili maszerowania kamiennym chodnikiem docieramy do fragmentu z łańcuchami, drabinkami i metalowymi podestami. Zgodnie z przewidywaniami, w paru miejscach zdążyły się już potworzyć kolejki. Zatłoczone odcinki obchodzimy z dala od żelastwa i ruszamy dalej po prowadzących w dół zakosach.
Niedługo później trochę wytchnienia daje nam fragment przy Żabich Stawach. Tam jest bardziej płasko, a krajobraz z rewelacyjnym widokiem na Grań Baszt potrafi zrobić wrażenie.
Później znów zakosy i ciągnące się dość długo zejście w dół doliny. W końcu docieramy do skrzyżowania szlaków i przeskakujemy na niebieski, którym ruszamy w stronę Popradzkiego Stawu. Dookoła pojawia się coraz więcej kosówki, a później i trochę wyższej roślinności.
Dotarłszy do asfaltu, skręcamy w prawo i ruszamy w stronę parkingu. Stąd mamy już tylko 4 kilometry spokojnego dreptania, które zajmuje nam trochę ponad pół godziny. Na tym odcinku często oglądamy się za siebie, podziwiając szczyty, które rano były jeszcze skryte w ciemnościach.
Droga do domu
Odszukujemy nasz samochód w gąszczu innych zaparkowanych pojazdów, pakujemy sprzęt do środka, a po chwili sami zajmujemy miejsca. Przy wyjeździe płacimy 6 euro i ruszamy w stronę głównej drogi. Tam odbijamy na wschód, zaczynając objazd słowackiej części Tatr Wysokich.
W okolicach Tatrzańskiej Polanki odbijamy na północ, mijamy Tatry Zachodnie i kierujemy ku granicy w Jurgowie. Stamtąd jedziemy na Nowy Targ, a później Rabkę Zdrój, gdzie zostawiamy jedną osobę z ekipy. Dalej, w stronę Krakowa poruszamy się już we dwójkę. Jest sobota, okolice 15:00, więc korki na Zakopiance są minimalne. Powrót przebiega praktycznie bez problemów.
Wysoka – podsumowanie wejścia
Myślę, że było to jedno z moich bardziej emocjonujących przejść. Świetna trasa, ciekawe trudności, piękny szczyt z fantastycznymi widokami. Do tego oczywiście fajna ekipa, z którą chętnie wybrałbym się gdzieś jeszcze. Bez wątpienia, bardzo udana wycieczka, którą zapamiętam na długo. Jedyne, co bym zmienił, to atmosfera na wierzchołku, bo jednak naburmuszeni słowaccy przewodnicy z klientami to niekoniecznie najmilsze towarzystwo.
Komu polecam Wysoką? Po pierwsze osobom, które zdają sobie sprawę z panujących na terenie TANAP-u przepisów i godzą się z ewentualnymi konsekwencjami ich naginania. Szczyt jest popularny wśród przewodników, a straż parku czasem pilnuje prowadzących na niego dróg (choć częściej tej od Doliny Złomisk).
Druga rzecz to posiadane doświadczenie. Zdecydowanie, nie jest to góra dla początkujących! Konieczne jest sporo tatrzańskiego doświadczenia, również na długich drogach pozaszlakowych. Idąc na Wysoką od Przełęczy Waga trzeba posiadać niezłą kondycję, dobrze znać trasę oraz mieć obycie z ekspozycją, kruszyzną oraz stromymi, nieubezpieczonymi niczym odcinkami. Bez tego, łatwo będzie wpakować się w ryzykowny, być może nawet zagrażający życiu teren.
Wow, jaka malownicza trasa, uwielbiam takie klimaty :) z utęsknieniem czekam już na chłodniejsze dni :)
Jak patrzy się na takie zdjęcia, to człowiek natychmiast chce się pakować i wyruszać na szlak :) Pozdrawiamy!
Pewnie jechałeś w sobotę, w weekendy zawsze jest więcej chętnych na takie pozaszlakowe góry z przewodnikami.
A poza tym popełniłeś błąd taktyczny, jeśli tylko prognozy są ok, to lepiej takie góry planować zdobywać po południu, najlepiej być na szczycie ok. 13-14, wtedy jest jeszcze sporo czasu na zejście, a jednocześnie ryzyko spotkania z przewodnikami czy strażnikami dużo mniejsze. Przewodnicy z reguły ruszają jak najwcześniej rano, żeby już przed południem schodzić z klientami.
Masz rację w obu przypadkach. Weekend plus wyjście wcześnie rano.
Co do pierwszego, to byłem w pełni świadom, że jest większa szansa na spotkanie kogoś, kogo wolałbym się omijać.
Ale drugie nieco zaskoczyło, bo celowo wyruszyliśmy bardzo wcześnie, by być przed innymi. A jednak inni zrobili dokładnie to samo.
Po tym co napisałeś i sam teraz zrozumiałem, przestaję się dziwić ludziom, których kiedyś widziałem, jak wczesnym popułudniem pchali się na Batyżowiecką Próbę pod Gerlachem. Teraz już wiem, że to była dla nich najlepsza pora!
Cześć, skąd czerpiesz informacje o tym gdzie jest najwięcej strażników? I jakie są najbardziej prawdopodobne miejsca ich spotkania? Przy zejściu ze szlaku, na trasie, na szczycie? Dopiero zaczynam, więc ostatnią wycieczkę na Kieżmarski trochę się niepotrzebnie stresowałem. Szukałem informacji na jakichś forach ale bez większego sukcesu znalezienia konkretnych informacji. Może to się rozchodzi pocztą pantoflową w schroniskach wieczorami :) No i ciekawe czy te wyższe mandaty zostały już wprowadzone..
Hmm, nie ma statystyk gdzie, kto i jak często pilnuje. Ale są pewne ogólne zasady, że częściej obstawiane są rezerwaty, drogi popularne wśród przewodników oraz zejścia ze szlaku leżące blisko schronisk. Można też po prostu mieć pecha i trafić na dzień, gdzie dużo pracowników parku jest w terenie (bo na przykład mają akcję liczenia kozic).
Jak idziesz poza szlak, to weź sobie kilkadziesiąt euro do portfela i uznaj tę kasę za już straconą – szkoda nerwów na patrzenie non stop przez ramię.
Gratuluje odwagi i szczęścia. Spotkanie słowackich przewodników mogło skończyć się dla Ciebie tragicznie. Mnóstwo Polaków zginęło przez ich złośliwość i chciwość.
E, bez przesady z tymi przewodnikami. Niektórzy są niemili, ale większość neutralna. Wiem, że było parę pojedynczych zatargów, ale szansa na taki obrót sprawy jest naprawdę mała. Mi osobiście nigdy żaden nawet złego słowa nie powiedział.
Co masz na myśli mówiąc zginęli?
Hej, a ile czasu zajęło wejście z Przełęczy Waga na Wysoka , a ile zejście ?
Oj, nie pamiętam dokładnie, więc to co napiszę, może się trochę różnić od rzeczywistości.
Ale wydaje mi się, że to było coś około 1,5h do góry i około 1h w dół. Do tego jeszcze trochę przerwy na każdym z wierzchołków i 10-15 minut na przejście między nimi.
Hej, a mam pytanko, Michał, a czy trasa na Wysoką przez Rysy od polskiej strony brałeś pod uwagę, czy już kondycyjnie za duża wyrypa?
Sam nie brałem, bo od Słowacji szybciej i wygodniej, ale wiem, że sporo osób tak chodzi. Kondycyjnie faktycznie jest ciężej, ale w 13-15h pewnie się da wyrobić od Palenicy do Palenicy.
I gratuluję zdobycia Korony Tatr
Dzięki! :)
Wspaniała trasa.nie wiedziałem że jest tak blisko Chaty pod Rysami.gdy zdobędę więcej doświadczenia z żoną to na pewno się na nią wybierzemy.
Pozostaje mi tylko życzyć Wam powodzenia! :)
Cześć, mam pytanie czy ten żleb którym podchodzi się na Wysoką jest dużo trudniejszy i stromszy niż np. Rysy z polskiej strony?