Kieżmarski Szczyt – wejście przez Dolinę Huncowską
Położony na Słowacji Kieżmarski Szczyt to popularny cel pozaszlakowych wycieczek wśród zdobywców Wielkiej Korony Tatr oraz wszystkich tych, którzy pragną wejść gdzieś „wyżej niż Rysy”. Na wierzchołek prowadzi kilka dróg, niektóre z nich są dość proste. Podczas tego wyjazdu wchodzimy tam od Tatrzańskiej Łomnicy, przez Dolinę Huncowską i Huncowską Przełęcz.
Sporo ostatnio pisałem o chodzeniu poza szlakiem w polskiej części Tatr, teraz dla odmiany będzie Słowacja. Wszak tam potencjalnych celów jest o wiele, wiele więcej. A więc ruszajmy, tym razem na Kieżmarski Szczyt!
Choć na początku przyznam jeszcze, że ta wycieczka nie była moim pomysłem. „Kieżmar” był marzeniem kolegi i to on organizował wyjazd, ale bądźmy szczerzy – mnie do takich pomysłów nie trzeba zbyt długo przekonywać.
Kieżmarski Szczyt – parę przydatnych informacji
Kieżmarski Szczyt leży w południowo-wschodniej części Tatr Słowackich, w pobliżu miejscowości Tatrzańska Łomnica. Mierzy 2556 (według niektórych źródeł 2558) metrów wysokości i należy do tego samego masywu, co ciesząca się wielką popularnością Łomnica. Z tą ostatnią łączy go zresztą Grań Wideł, uważana za jedną z najpiękniejszych w Tatrach.
Ze względu na swoją wysokość, szczyt należy do tak zwanej Wielkiej Korony Tatr (WKT) – grupy słowackich szczytów, wznoszących się powyżej 8000 stóp. Ten fakt, w połączeniu z niewielkimi trudnościami technicznymi, czyni go bardzo popularnym celem wśród fanów pozaszlakowych wycieczek.
Na wierzchołek prowadzą aż 4 nietrudne, dostępne dla sprawnych turystów drogi:
- z Huncowskiej Doliny, przez Huncowską Przełęcz
- z Łomnickiej Doliny, przez Huncowską Przełęcz
- zboczem Huncowskiego Szczytu, przez Huncowską Przełęcz
- od Rakuskiej Przełęczy, granią przez Mały Kieżmarski Szczyt
Każda z nich cechuje się trudnościami na poziomie 0+, czyli raczej niewykraczającymi poza to, co spotykane jest na „normalnych” szlakach. My decydujemy się na tę pierwszą opcję, uchodzącą też za najpopularniejszą. Jest dość długa, ale bardzo łatwa orientacyjnie i kopczykowana.
Wchodząc na Kieżmarski Szczyt od Tatrzańskiej Łomnicy warto nastawić się na jakieś 10-12 godzin wymagającego marszu, podczas których pokona się co najmniej 1800 metrów przewyższenia. Choć z drugiej strony – jeśli ktoś ma ochotę, to sporą część trasy można sobie skrócić wjeżdżając i/lub zjeżdżając kolejką na wysokość Łomnickiego Stawu.
Na koniec jeszcze parę słów o legalności wejścia oraz ubezpieczeniu. Jako, że Kieżmarski Szczyt znajduje się poza siecią szlaków turystycznych, po opisanej tu trasie można na niego wejść jedynie w towarzystwie licencjonowanego przewodnika górskiego. W przeciwnym wypadku można narazić się na złapanie przez strażnika TANAP-u, cofnięcie z trasy i mandat o wysokości przekraczającej nawet 300 euro (teoretycznie, bo w praktyce, poza rezerwatami rzadko zdarza się więcej niż 20 – 30).
Kwestia ubezpieczenia wiąże się natomiast z poprzednim akapitem. Jeśli idziemy z przewodnikiem, warto mieć polisę (kosztuje dosłownie parę złotych za dzień), jeśli samemu – ona najprawdopodobniej nic nie da. Większość regulaminów posiada zapis zwalniający ubezpieczyciela z wypłaty świadczenia przy celowym łamaniu przepisów. Miłym wyjątkiem jest Alpenverein, które sprawdzi się nawet przy wypadkach poza szlakiem (być może są też inne polisy tego typu, ale zgłębiałem tematu aż tak dokładnie).
Wejście na Kieżmarski Szczyt – relacja z wycieczki
Dojazd do Tatrzańskiej Łomnicy
Dziś ekipa liczy aż 4 osoby. Kierowca jedzie z Częstochowy, pozostała trójka dosiada się w Krakowie. Z małopolskiej stolicy wyruszamy około 2:40 i kierujemy się dalej na południe. Szybko wskakujemy na Zakopiankę i trzymamy się jej do Nowego Targu. Tam skręcamy na Jurgów, niedługo później przekraczając granicę polsko-słowacką.
Przejeżdżamy przez Zdziar, później Tatrzańską Kotlinę. Za nią odbijamy na południowy-zachód i zaczynamy przemieszczać się w stronę Tatrzańskiej Łomnicy. Do tego popularnego, położonego u podnóża gór miasteczka docieramy parę minut później.
Teraz musimy znaleźć jakieś miejsce do parkowania. Jest ich sporo, więc wybieramy to najbliżej szlaku. O dziwo, wcale nie jest to najlepszy wybór. Później dowiadujemy się, że nieco wyżej, przy dolnej stacji wyciągu na Bukovą Horę, znajduje się duży, bezpłatny parking. Ten nasz nie dość, że kosztuje 6 euro, to jeszcze wymaga nieco dłuższego podejścia. No nic, człowiek najlepiej uczy się na własnych błędach.
Podejście do Łomnickiego Stawu
Zostawiamy samochód i ruszamy na poszukiwanie zielonych oznaczeń. Trafiamy na nie już po drugiej stornie ulicy, w pobliskim parku. Idziemy chwilę alejkami, później mijamy jeszcze parę budynków i wchodzimy do lasu.
Tam udaje nam się na chwilę zgubić szlak. Wybieramy jakiś niby-skrót przez zarośniętą ścieżkę i męczymy się na niej parę minut. Wiemy jednak, że kierunek jest dobry, ktoś tędy chodzi, więc pewnie zaraz trasy się połączą. I faktycznie, chwilę później znów trafiamy na zielone oznaczenia.
Wychodzimy z lasu i dostajemy świetną okazję, by móc przez chwilę podziwiać masyw Łomnicy i Kieżmarskiego Szczytu. Stąd prezentują się na prawdę nieźle.
Na następnym odcinku mamy trochę asfaltu, którym podchodzimy pod stację kolejki kursującej do Łomnickiego Stawu. Teraz jest tu jeszcze spokojnie, po południu ruch będzie naprawdę spory.
Za stacją schodzimy z utwardzanej drogi i zaczynamy trochę bardziej strome podejście. Początkowo idziemy przy trasie kolejki, później przechodzimy przez niewielki las, a dalej wspinamy się po kamienistej ścieżce wśród kosodrzewiny.
Po dłuższej chwili tego trochę wymagającego podejścia docieramy do skrzyżowania z Magistralą Tatrzańską – oznaczonym na czerwoną szlakiem prowadzącym głównie u podnóża słowackiej części Tatr. Tu skręcamy w lewo i idziemy jeszcze kawałek w stronę Łomnickiego Stawu. Po drodze mijamy niewielkie schronisko noszą nazwę Skalnatá Chata.
W okolicy Łomnickiego Stawu znajduje się mnóstwo turystycznej infrastruktury. Popularnej, choć nieco psującej górski klimat tego, co by nie było, pięknego miejsca. Są stacje kolejek, restauracje, ścieżki spacerowe, mnóstwo ławek do odpoczynku, a nawet plac zabaw dla dzieci.
Czerwonym szlakiem po Magistrali Tatrzańskiej
Po trwającej chwilę przerwie ruszamy w dalszą drogę. Wracamy na Magistralę i kierujemy się na północ, ku Rakuskiej Przełęczy. Nie chcemy jej jednak dziś zdobywać, ale tylko podejść czerwonym szlakiem na wysokość Doliny Huncowskiej.
Po kamiennym chodniku zaczynamy szybko nabierać wysokość. Później ścieżka przykleja się do południowo-wschodniego zbocza Huncowskiego Szczytu i przez ponad kilometr prowadzi niemal poziomo. W oddali widzimy już Rakuską Przełęcz oraz położoną kawałek od niej Rakuską Czubę.
Chwilę po obejściu zbocza Huncowskiego Szczytu, po lewej stronie mamy już Dolinę Huncowską. To tamtędy prowadzić będzie nasza dalsza droga. Jej schemat zaznaczyłem na zdjęciu poniżej.
Wejście na Huncowską Przełęcz
Moment zejścia ze szlaku nie jest jakoś wyraźnie oznaczony. A przynajmniej nam nie udało się zauważyć ani żadnych kopczyków, ani wyraźnej ścieżki. Idziemy więc dalej w stronę przełęczy, licząc, że w końcu coś się pojawi. Wraz z upływem czasu i nabijanych metrów dociera do nas, że jeśli jakiś skręt miał tu być, to pewnie znajdował się niżej. W tym momencie po prostu skręcamy w stronę doliny i zaczynamy iść zboczem w kierunku żlebu opadającego z Huncowskiej Przełęczy.
Niby nie ma tu nic trudnego, lecz idzie się średnio. Pod nogami mamy na przemian pochyłe trawki i skalne rumowiska. Zdecydowanie lepszą opcją jest wejście w dolinę niżej, zanim Magistrala zacznie się wznosić i prowadzić zakosami ku Rakuskiej Przełęczy.
Choć wiemy, że najwygodniejszym wyjściem byłoby teraz powrót na dno doliny, trochę żal nam zdobytej wysokości. Idziemy więc zboczem tak daleko, jak to ma sens, kierując się w miejsce, gdzie obie wersje trasy powinny się łączyć. I faktycznie, w pewnej chwili trafiamy na jakąś wydeptaną w trawie ścieżkę. Nie jest zbyt wyraźna, ale pojawiające się później kopczyki potwierdzają, że to dobry wariant.
W stronę żlebu poruszamy się po trawkach oraz większych i mniejszych kamieniach. Stopniowo robi się stromiej, co wymusza zwolnienie tempa marszu. Później pojawia się największa trudność tego żlebu – ogromna ilość uciekającego spod nóg piargu. Jest naprawdę krucho i trzeba bardzo uważać, by nie stracić równowagi albo wręcz nie zjechać parę metrów w dół.
Droga w pobliżu przełęczy lekko zakręca w lewo i jeszcze bardziej zwiększa nachylenie. Teren wciąż jest łatwy, raczej niewymagający korzystania z rąk, ale ta wszechobecna kruszyna sprawia, że podejście wymaga mnóstwo skupienia.
W końcówce kamieni jest już mniej. Skała jest bardziej lita, momentami idziemy nawet po trawkach. Chwilę później wychodzimy na przełęcz, która oferuje nam niezłe widoki na sąsiednie szczyty: Kieżmarski oraz Huncowski. Po drugiej stronie jest też inny żleb, którym można się tu dostać od Doliny Łomnickiej.
Kieżmarski Szczyt od Huncowskiej Przełęczy
Po kilku minutach przerwy ruszamy w dalszą drogą. Kolejnym etapem jest dojście na Wyżnią Kieżmarską Przełęcz. Najłatwiejsza wersja trasy prowadzi w pewnej odległości od grani, obchodząc jej trudności od strony Doliny Huncowskiej.
Skręcamy i idziemy, starając się wyszukiwać dogodne warianty przejść kolejnych odcinków. Czasem trafiamy na ścieżkę z kopczykami, kiedy indziej kombinujemy samodzielnie, trafiając z miejsca, których wycena jest już bliższa I, a nie podawanemu przez przewodniki 0+. Akceptujemy to i bawimy się całkiem dobrze.
Dość ciężko byłoby mi dokładnie opisać drogę na przełęcz. Teren jest w miarę jednorodny, brakuje punktów charakterystycznych. Nie oznacza to jednak, że orientacja jest trudna. Wręcz przeciwnie – możliwych wariantów jest mnóstwo, a i trzymanie się tej kopczykowanej ścieżki nie powinno sprawiać problemów.
Po pewnym czasie docieramy na niewielką przełęcz położoną pomiędzy Kieżmarskim Szczytem a Małym Kieżmarskim Szczytem. Ten drugi położony jest dosłownie tuż obok, jednak decydujemy, że w pierwszej kolejności udamy się ku naszemu głównemu celowi.
Skręcamy w lewo i ruszamy ku wierzchołkowi. Tu znowu obchodzimy grań, choć tym razem lewą stroną. Droga jest oczywista, czasem prowadzi po wydeptanej w trawkach ścieżce.
Ścieżka z czasem robi się bardziej stroma, choć jej trudności nie rosną. Po paru minutach docieramy na skalisty, nieco eksponowany wierzchołek. Tu grań rozgałęzia się na dwie części. Są mniej więcej równej wysokości, więc przez moment nie wiemy, gdzie znajduje się najwyższy punkt. Później jednak dociera do nas, że należy podejść jeszcze kawałek w stronę Łomnicy.
Obniżamy się trochę, obchodzimy jeden głaz w eksponowanym terenie, po czym wracamy na grań i chwilę później jesteśmy już pod szczytową tabliczką. Tu ma ona formę metalowej skrzynki, gdzie znajdujemy batonik oraz… kluczyki od Skody. Czasem w takich miejscach pojawia się też zeszyt, do którego można się wpisać jako zdobywca góry. Trafiliśmy na taki podczas wejścia na Lodowy Szczyt, dziś jednak nie było tu nic poza tymi dwoma rzeczami.
Na wierzchołku siedzimy naprawdę długo. Jedzenie, robienie zdjęć, podziwianie widoków i rozmowy z innymi turystami zajmują nad grubo ponad godzinę. Myślę jednak, że był to bardzo miło spędzony czas i gdyby nie powoli tworzące się na południu chmury, to posiedzielibyśmy nawet dłużej.
Wejście na Mały Kieżmarski Szczyt
W końcu jednak zbieramy swoje rzeczy i zaczynamy zejście. Najpierw chwila postrzępioną granią, później już łatwiej, po skałkach i trawkach w stronę Wyżniej Kieżmarskiej Przełęczy. Nic szczególnie wymagającego – mija parę minut i jesteśmy pomiędzy wierzchołkami.
Teraz chcemy wejść jeszcze na Mały Kieżmarski Szczyt. Ruszamy w górę po stromych, choć nie sprawiających problemów skałkach. Po raz kolejny nie trzymamy się grani, lecz obchodzimy ją łagodniejszym zboczem. Wkrótce stoimy już na wierzchołku. Choć tak naprawdę, to nie będąc pewnym, który kamień jest najwyższy, dla pewności wszedłem aż na 3 różne – ot tak, na wszelki wypadek.
Na Małym Kieżmarskim spędzamy tylko chwilę. Chmur coraz więcej, a i widoki nie różnią się wiele od tych oglądanych z sąsiedniego szczytu. Robimy trochę zdjęć, wymieniamy parę zdań z napotkanymi Słowakami i wracamy na przełęcz.
Zejście do Doliny Huncowskiej
Z Wyżniej Kieżmarskiej Przełęczy ruszamy w dół, obchodząc największe graniowe trudności od strony Doliny Huncowskiej. Znów nie trzymamy się ściśle ścieżki, wybierając wariant przejścia zgodnie z własnym uznaniem. Ciężko się zgubić, a razie trafienia na jakieś większe trudności zawsze można się wrócić i zejść nieco niżej.
Na przełęczy praktycznie od razu skręcamy w lewo i zaczynamy zejście tym nieprzyjemnym, kruchym żlebem. Powoli, bardzo ostrożnie i zachowując od siebie spore odstępy. W pewnej chwili decydujemy się nawet schodzić różnymi stronami żlebu, aby zmniejszyć ryzyko oberwania zrzuconym przez kogoś kamieniem.
Droga w dół trochę się ciągnie i męczy nas bardziej psychicznie niż fizycznie. W końcu jednak zbocze łagodnieje, a kamienie stają trochę pewniejsze. Zaczynamy odbijać w prawo i kierować w stronę dna doliny. Pod nogami coraz częściej mamy większe, bardziej stabilne głazy oraz zielone trawki.
Zmierzając do Magistrali poruszamy się po trochę zarośniętej, od czasu do czasu kopczykowanej ścieżce. W pewnej chwili ślad się jednak urywa, więc resztę trasy pokonujemy już według własnego uznania, pakując się na sporych rozmiarów głazowisko. Parę minut później jesteśmy już przy czerwonym szlaku, gdzie czekamy na nieco wolniejszą resztę zespołu.
Zejście do Tatrzańskiej Łomnicy
Oczekiwanie trochę się przeciąga. Nagle dostrzegam jednak dwie znajomo wyglądające osoby w okolicy zbocza Huncowskiego Szczytu. Oj, niedobrze! Zeszli jeszcze niżej niż my i pewnie myślą, że idziemy już w stronę Łomnickiego Stawu. No cóż, trzeba ruszyć w pościg, bo oni też wydają się nerwowo podbiegać, myśląc, że mają do nas sporą stratę.
Pogoń trwa kilka, może kilkanaście minut. W końcu ich jednak dopadamy, łącząc obie części grupy. Chwilę odpoczywamy, po czym resztę magistrali pokonujemy już spokojnym tempem.
Minąwszy okolice Łomnickiego Stawu idziemy jeszcze trochę czerwonym szlakiem. Przy najbliższym skrzyżowaniu zmieniamy kolor na zielony i zaczynamy zejście w stronę Tatrzańskiej Łomnicy. Jest średnio strome, nawet całkiem przyjemne. To ta sama trasa, co rano, choć teraz na jednym z odcinków decydujemy się na jakiś nieoficjalny skrót w pobliżu trasy kolejki.
Po minięciu kolejnego budynku należącego do infrastruktury tutejszych kolek i wyciągów, trafiamy asfalt. I tu, dość niespodziewanie, musimy zachować sporą czujność. Okazuje się, że jedną z miejscowych atrakcji jest zjazd czymś w rodzaju napędzanego grawitacją go-karta. Bywa, że mija nas nawet parę takich pojazdów na minutę.
W końcówce mamy jeszcze chwilę przejścia lasem, a później dochodzimy do parku, gdzie ostatecznie schodzimy ze szlaku i kierujemy w stronę parkingu.
Powrót do domu
Pakujemy plecaki do bagażnika, wsiadamy i ruszamy na północny-wschód. Chwilę potem opuszczamy Tatrzańską Łomnicę, następnie pokonując jeszcze parę innych górskich miejscowości.
Granicę przekraczamy w Jurgowie, potem jedziemy w stronę Nowego Targu. Tam bezproblemowa jazda dobiega końca. Pojawiają się słynne korki na Zakopiance, które wydłużają powrót o godzinę, może nawet półtorej. W końcu jakoś dojeżdżamy do Krakowa, gdzie wysiadamy w dogodnym dla kierowcy miejscu. On sam jedzie jeszcze dalej w kierunku Częstochowy.
Kieżmarski Szczyt – podsumowanie wycieczki
Mimo konieczności wstania o 1:40 i męczącego powrotu, było warto. I to bardzo warto. Właśnie zdobyłem swój drugi najwyższy szczyt w życiu i to po ciekawej, pełnej świetnych widoków trasie. Jestem pewny, że o trudach dojazdu szybko zapomnę, a wspomnienia z górskiej wędrówki pozostaną na długo.
Tą wycieczką kończę zresztą niesamowity, pełen emocji weekend. Wliczając piątkowy urlop, przez 3 dni sporo włóczyłem się po Tatrach, zdobywając szczytu i odwiedzając miejsca, o których kiedyś mogłem wyłącznie pomarzyć. Oj, przyznam, że ostatnio bardzo podoba mi się kierunek mojego górskiego rozwoju. Kto wie, czy za rok lub dwa nie będę myślał w ten sposób o rzeczach, które dziś, z różnych przyczyn wydają się daleko poza moim zasięgiem.
Czy polecam innym wejście na Kieżmarski Szczyt? Z jednej strony oczywiście – dla odpowiednio przygotowanych będzie to świetna górska przygoda. Opisana tu droga jest dość łatwa i nie sprawia trudności orientacyjnych. To jednej z prostszych szczytów należących do tak zwanej Wielkiej Korony Tatr, będący z zasięgu każdego sprawnego turysty, który posiada już trochę pozaszlakowego doświadczenia.
Z drugiej jednak strony, nie powinienem nikogo zachęcać do takiej wycieczki. Na tę górę, po tej trasie można wejść tylko z wynajętym przewodnikiem. Każdy inny łamie parkowe przepisy, ryzykując mandat, cofnięcie z trasy, unieważnieni ubezpieczenia oraz inne nieprzyjemności. Warto więc być tych wszystkich ryzyk świadomym i dopiero w oparciu o nie podjąć decyzję o ewentualnym wejściu.
Cała seria świetnych wpisów, powoli robi się niezła lista szczytów, z pewnością z wielu skorzystam. Dzięki, szczególnie za zdjęcia z przybliżoną trasą, oszczędza to wiele czasu na szukanie. Powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga.
Dzięki!
Szczytów będzie jeszcze więcej, plany są ambitne i długoterminowe. Potrzeba tylko wolnych dni dobrej pogody.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia na własnych wycieczkach.
Swietne opisy tras z b.dobrymi zdjęciami! Gratuluję.
Jak z Tymi Parkowymi Strażnikami jest obecnie w Słowacji? Gdzie najczęściej stoją ? W tym roku miałeś z nimi do czynienia ?
Tak w sumie, to nigdy nie miałem z nimi do czynienia. Na trasach, które robiłem szanse na ich spotkanie są bardzo małe – trzeba by mieć po prostu pecha.
Z tego co wiem, strażnika TANAP-u najprędzej spotkasz na terenie rezerwatu (np. Tatry Bielskie) albo przy popularnych wśród przewodników trasach (Gerlach, Łomnica), gdzie łatwo im się dostać. W tym ostatnim przypadku mam na myśli zejścia ze szlaku w okolicach schronisk albo kolejek.
Schodząc z Kieżmarskiego i bedąc ponownie na Huncovskej Przełęczy trzeba było wejść na grzbiet Huncovskeho (max. 10 min), stąmtąd wprost po zboczu (0, 0+) zejść w stronę Skalnego Plesa (ok. 1h15min-1h30min). Dużo prościej niż tym usypującym się żlebem, a i bylibyście bliżej Skalnego Plesa, nie trzeba było znów obchodzić Huncovskeho magistralą.
Inna sprawa, że w ogóle ciekawiej jest zrobić pętelkę od Rakuskiej Przełęczy po grani do Małego Kieżmarskiego (1h30min, 0+, jedno-dwa miejsca nieco problematyczne z I), a później zejść przez Huncovską Przełęcz i Huncovsky do Skalnatego Plesa. Dużo ciekawiej i omija się ten nieszczęsny i kruchy żleb.
Hej, dzięki za dużo szczegółowych informacji. W sumie, to teraz już to wszystko wiem. Jednak podczas wycieczki reszta ekipy nie miała już ochoty na Huncowski Szczyt, ani schodzenie inną trasą niż znana.
Gdybym miał iść tam jeszcze raz to zrobiłbym to pewnie w sposób, jaki opisujesz.
Pozdrawiam!
Oczywiście, to nie jest żaden zarzut, czy pretensja do Ciebie, bo każdy wybiera drogi jakie mu pasują. Natomiast to bardziej informacja dla czytelników Twojej strony na przyszłość. Może dla kogoś te dodatkowe informacje okażą się przydatne. ;) Pozdrawiam!
Jasne, zgadzam się, że to są wartościowe i przydatne dla innych informację. A takie zawsze są tu mile widziane.
Sam być może kiedyś te drogi opiszę dokładniej. Bo póki co większość pozaszlakowych szczytów zdobywam najprostszymi drogami, ale pewnie wraz z rozwojem umiejętności to się będzie zmieniać.
Hejak Marcin masz może jakieś dokłądne opisy przejscia drogi graniąna Mł Kieżmarski?
No właśnie, znalazłem tylko jeden film z przejścia i opis zejścia, po jakiejś „trudnej płycie”. Jestem ciekawy, bo chciałbym granią wejść na górę
Ta płyta jest ponoć za I. Widziałem gdzieś jej zdjęcia, przy suchej skale nie powinna być jakoś bardzo wymagająca.
I tak dokładnie jest :) Dziś udało mi się wejść na Kieżmarski właśnie granią od Rakuskiej przełęczy. Ta 'płyta’ przy podchodzeniu faktycznie nie jest bardzo wymagająca :)
Piękna lektura. Bardzo dobra robota. Tylko pogratulować. Już widzę, że na pewno będę z niej korzystał nie tylko do zakończenia WKT ale również na inne drogi.
Dzięki za uznanie! Póki co, całego WKT jeszcze u mnie nie ma, ale jest plan, żeby w 2021 roku spróbować skończyć tę Koronę, a także dorzucić sporo innych ciekawych dróg i szczytów.
Ile czasu zajęła Ci cała wycieczka Tatrzańska Łomnica -Kieżmarski- Tatrzańska Łomnica? Choć tak orientacyjnie ;)
Na tej wycieczce byliśmy w parę osób i szło to bardzo powoli. Całość zajęła powyżej 11 godzin. Myślę jednak, że jakby się szło sprawnie i bez dużych przerw, to można bez problemu ogarnąć w około 9.
Michał twoje pozaszlakowe wejścia stanowią główną inspirację dla mojego pozaszlakowego (raczkującego jeszcze) rozwoju Świetne opisy i zdjęcia oraz lekkie pióro – czyta się z wielką przyjemnością. Świetna robota.
Dzięki! Pozdrawiam i życzę powodzenia we własnych przejściach, a także zapraszam już niedługo po kolejne treści ;)
Michał zrobiliśmy już „z Tobą” Łomnicę, Staroleśny i Kończystą. Super masz te opisy i zdjęcia z umieszczonymi na nich drogami (plus filmy- są bardzo dydaktyczne ;)) . Duża pomoc dla wszystkich.
Dzięki za to.
Grzegorz
Również dziękuję, cieszy mnie, że się przydaje.
Pozdrawiam i powodzenia na kolejnych przejściach!