Mięguszowiecki Szczyt Czarny i Czarnostawańska Przełęcz – wejście od Przełęczy pod Chłopkiem
Mięguszowiecki Szczyt Czarny to jeden z trzech dominujących nad Morskim Okiem „Mięguszy”. Choć niedostępny znakowanym szlakiem, przy dobrych warunkach może go zdobyć praktycznie każdy, nieco bardziej doświadczony turysta. W minionym tygodniu wszedłem tam po raz drugi, odwiedzając przy okazji położoną w pobliżu Czarnostawiańską Przełęcz.
Oryginalnie, na Czarnego Mięgusza miałem jechać już parę dni wcześniej. Wyszło jednak tak, że w ostatniej chwili zmieniłem plany i zdecydowałem się na długą, dość wymagającą kondycyjnie pętlę przez Rohatkę, Czerwoną Ławkę i Lodową Przełęcz. Chciałem maksymalnie wykorzystać dobre warunki pogodowe i uważam, że tamta zmiana miała sens.
Dobre warunki jednak wciąż trwały. Cały następny tydzień miał sprzyjać wędrówkom, więc wziąłem kolejny szybki urlop i w czwartek pojechałem realizować odłożony na przyszłość plan.
Mięguszowiecki Szczyt Czarny i Czarnostawiańska Przełęcz – informacje praktyczne
Mięguszowiecki Szczyt Czarny mierzy 2410 metrów n.p.m. i jest czwartym pod względem wysokości szczytem Polski. Wyższe są tylko Rysy (polski wierzchołek – 2499 m), Mięguszowiecki Szczyt Wielki (2438) i Niżnie Rysy (2430). Leży na granicy polsko-słowackiej i jest najdalej na południe wysuniętym szczytem ze wszystkich trzech Mięguszy. Od północy (a konkretniej od północnego-zachodu) ogranicza do Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem, a od południa Czarnostawiańska Przełęcz.
Na szczyt Czarnego Mięgusza nie prowadzą żadne szlaki turystyczne. Mimo to, odwiedzany jest dość często przez co bardziej zaawansowanych turystów. Wielu wręcz poleca go jako dobry cel na pierwszą, pozaszlakową wycieczkę. I choć sam nie do końca się z tym zgadzam, nie mogę zaprzeczyć, że najprostsza z prowadzących tam tras jest dość krótka i nie posiada zbyt wielu trudności. Jedynym problemem może być orientacja w terenie (więcej o tym napiszę w relacji z mojego wejścia).
Mięguszowiecki Szczyt Czarny leży na terenie udostępnionym do uprawiania taternictwa, więc po wpisaniu się do książki wyjść (w schronisku lub online) można do zdobyć w pełni legalnie. Jest tu jednak pewien haczyk. Zgodne z prawem będzie tylko wejście od strony polskiej lub granią przebiegającą wzdłuż granicy.
Natomiast trasa najłatwiejsza, prowadząca z Przełęczy pod Chłopkiem oraz opisywana w niniejszym artykule, prowadzi w większości po stronie słowackiej, a tamtejsze przepisy już na taką wycieczkę nie pozwalają. W praktyce, ta droga jest jednak uznawana za przygraniczną i raczej nikt tam mandatów rozdawać nie będzie.
Powyższe rodzi jednak dwa kolejne problemy:
- czy skoro droga prowadzi po stronie słowackiej, to należy wpisywać się w książce wyjść taternickich, która służy do rejestrowania działań na terenie TPN? Ja osobiście wpisuję, bo uznaję, że nie zaszkodzi, a w razie ewentualnego nieszczęścia mogłoby mi pomóc. Po prostu zamieszczam numer drogi według przewodnika (tutaj będzie to np. WHP-922) albo nie wnikając w szczegóły wariantu pisze, że idę na MSC od Przełęczy pod Chłopkiem.
- czy skoro będzie się poza szlakiem na Słowacji, co jest złamaniem regulaminu tamtejszego parku, to przy ewentualnej akcji ratunkowej zadziała ubezpieczenie? Owszem, można udawać, że spadło się z grani, ale załóżmy, że bierzemy pod uwagę prawdziwy wariant. Niektórzy ubezpieczyciele mogą tu robić problemy i warto dobrze doczytać regulamin polisy (bo jednak zakładam, że na taką przygraniczną „wspinaczkę” wartą ją wykupić).
Ok, zostawimy już kontrowersje i skupmy się na samym wejściu. Jakich trudności należy się spodziewać? Idąc najprostszą trasą – niewielkich (wycena 0+), przy czym zaznaczam, że słowa „niewielkich” używam w kontekście dobrych warunków pogodowych i osób posiadających już sporo doświadczenia w Tatrach Wysokich. Jest podobnie jak przy samym podejściu na Przełęcz pod Chłopkiem, tyle że bez łańcuchów i kolorowych symboli szlaku turystycznego. Droga zajmie około 20-30 minut. Sprzęt do wspinaczki nie będzie potrzebny, choć warto zabrać kask.
Dobra, było o Mięguszu, a w tytule artykułu mamy jeszcze Czarnostawiańską Przełęcz. Ta znajduje się kawałek dalej na południe, pomiędzy Mięguszowieckim Szczytem Czarnym a Hińczową Turnią. Dość szybko można się tam dostać ze szczytu, schodząc granią przez około 10-15 minut.
Trudności tej drogi (WHP-931) również zostały wycenione na 0+. Tu jest jednak nieco inaczej niż przy wchodzeniu na Czarnego Mięgusza. Najpierw przez chwilę idziemy ściśle po niezbyt szerokiej grani, później schodzimy po szerokim zboczu na przełęcz. I o ile to zejście jest prościutkie, to dla osób wrażliwych na ekspozycję, grań może stanowić wyzwanie. Parę miejsc na pewno wymaga tam wzmożonej ostrożności.
Przełęcz pod Chłopkiem, Czarny Mięgusz i Czarnostawiańska Przełęcz – relacja z wejścia
Dojazd do Palenicy Białczańskiej
Dziś stawiam na autobus, a mówiąc konkretniej, na kurs startujący z Krakowa o 4:40 (ten pierwszy nie będący kosztującym 49 zł Flixbusem). Na dworzec docieram trochę przed czasem, czekam parę minut, a następnie wsiadam na pokład niezbyt zatłoczonego autokaru.
Do Zakopanego dojeżdżamy około 6:30. Busik na Morskie Oko już czeka, w środku parę miejsc jest zajętych, więc mam nadzieję, że podobnie jak w minioną niedzielę, za chwilę wyruszymy. Nic z tego – kierowca odjechał dopiero kilkanaście minut po 7-mej. Na tej trasie zleciało kolejne pół godziny. Ostatecznie, na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego wszedłem dopiero około 7:45.
Dojście nad Czarny Staw pod Rysami
No cóż, pierwszy etap wycieczki nie był szczególnie porywający. Z Palenicy nad Morskie Oko prowadzi jakieś 9 km asfaltowej drogi, słynącej z tłumów i końskich zaprzęgów. Dziś, na szczęście, obyło się bez tych atrakcji: tłumy odstraszył środek tygodnia i wczesna pora, dorożki – brak chętnych.
Na dojście do schroniska zeszło mi około 1 godziny i 20 minut. Całkiem żwawo – z czasu „szlakowego” ściąłem już dobrą godzinę. Ale prawdą jest też, że trochę spieszyć się muszę. Mam jakieś 10 godzin światła, co przy trzymaniu się standardowych czasów przejść, oznaczałoby powrót po zmroku. Nie, żeby było to coś strasznego, bo akurat po asfalcie mogę sobie bez problemu dreptać z czołówką, ale wolałbym tego uniknąć (raz, że teoretycznie nie wolno, dwa – może być coraz ciężej o busy do Zakopanego).
Chcąc wędrować poza szlakiem, powinienem zarejestrować swoje przejście w książce wyjść taternickiej (zakładając, że jednak wejście na MSC od Słowacji warto rejestrować). Mógłbym to zrobić teraz, na pierwszym piętrze schroniska, jednak wybrałem inny sposób: wersję online tej książki, dostępną na stronie wspinanie.tpn.pl. Od wycieczki na Zadni Kościelec zostałem fanem tego rozwiązania i teraz już zwyczajnie nie chce mi się tracić czasu na chodzenie po schroniskach.
Swój wpis wysłałem już wczoraj, więc teraz po prostu mijam budynek i od razu schodzę nad taflę Morskiego Oka. Idę kilkanaście minut wzdłuż jeziora, a następnie zaczynam podejście nad Czarny Staw pod Rysami. Tu można się trochę zmęczyć. Szlak jest dość stromy, a poza tym, po paru godzinach dreptania po płaskim, trzeba przestawić organizm na nieco inny rodzaj wysiłku.
Zielonym szlakiem na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem
Nad Czarnym Stawem robię sobie kilka minut przerwy, a następnie skręcam w prawo i po zielonym szlaku zaczynam podejście ku Przełęczy pod Chłopkiem. Ta trasa uchodzi za jedną z najtrudniejszych w Tatrach. Byłem tu już parę lat temu i szczególnie dużego wrażenia na mnie nie zrobiła. Czy i tym razem tak będzie? Przekonam się w ciągu najbliższych dwóch godzin, bo mniej więcej tyle zajmuje jej przejście.
Wysiłek czeka mnie od samego początku. Nie bez powodu zakładane tu, średnie tempo wynosi poniżej 1 km/h. Jest stromo i do tego bez wielu okazji na odpoczynek.
Przechodzę przez kilka porozrzucanych głazów, a następnie po kamiennym chodniku zaczynam strome podejście wśród kosodrzewiny. Już po paru minutach muszę pierwszy raz używać rąk – do przejścia są wysokie na kilkadziesiąt centymetrów, dość gładkie skalne stopnie.
Po chwili męczącego podejścia trafiam na wypłaszczenie, za którym czeka mnie przejście przez niewielkie rumowisko. Dalej znów chodnik, kosodrzewina i umiarkowanie wymagający marsz w stronę Kazalnicy – jednej z najsłynniejszych ścian na terenie Tatr, będącej areną wielu legendarnych wspinaczek.
Na horyzoncie pojawiają się kolejne trudności. Do pokonania jest szeroki żleb po dnie którego spływa woda. Stromizna nie jest duża, ale przy wilgotnej skale można mieć nieco problemów. Ja decyduję się pochodzić przy prawej, suchej ścianie żlebu, omijając jego dno.
Nad żlebem znajduje się tak zwany Bandzioch. To pospolita nazwa Mięguszowieckiego Kotła – kotła lodowcowego leżącego u podnóży Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego i Pośredniego. Ten odcinek znów jest dość łatwy, więc można trochę odpocząć przed tym, co na szlaku będzie dziać się za chwilę.
Ścieżka skręca i zaczyna się podejście na Kazalnicę. Z początku chodnikiem lub ścieżką między kamieniami, później coraz częściej po skałach. Są duże głazy, pochyłe płyty i odrobina kruszyzny. Robi się coraz ciekawiej, od czasu do czasu trzeba używać rąk.
Wkrótce pakuję się w teren, gdzie rąk używam już regularnie. Tempo oczywiście siada, ale za to rośnie ilość frajdy z takiego podejścia. A dobrze wiem, że zaraz będzie jeszcze lepiej.
Za jednym z takich bardziej wymagających odcinków szlak skręca w prawo, a ja trafiam na wąską półkę położoną blisko przepaści. Dla bezpieczeństwa wstawiono tu parę klamer, których można się przytrzymać podczas przejścia. To właśnie to miejsce często jest symbolem szlaku na Przełęcz pod Chłopkiem. Orla Perć ma swoją drabinkę, tutaj są klamry nad przepaścią z Morskim Okiem w tle.
Przechodzę to miejsce bez większych stresów. Miałem założenie, by zrobić cały szlak bez korzystania z metalowych ułatwień i szczerze mówiąc, nie pamiętałem zbyt dobrze tego fragmentu. Myślałem, że półka może być węższa, a bez łapania klamer naprawdę niebezpiecznie. Okazało się jednak inaczej – w dobrych warunkach i przy suchej skale można się spokojnie obyć bez nich.
Za klamrami znajduje się jeszcze parę łańcuchów. To nowość dodana tu w ubiegłym roku, gdy w ramach poprawiania bezpieczeństwa umieszczono na szlaku parę dodatkowych ułatwień. Pamiętam, że na park spadła wtedy niewielka fala krytyki, choć nie tak dużej, jak przy słynnych schodach na słowackim szlaku na Rysy.
Dochodzę do końca półki i zaczynam wspinać na kolejne głazy. To bardzo fajny odcinek, z dużą ilością litej skały i fajnych, w miarę pewnych chwytów.
Mija parę minut i docieram do kolejnego z trudnych momentów. Ściana jest stroma i dość gładka. Turystom w jej pokonaniu pomagają klamry. Kiedyś były trzy, niedawno dodano jeszcze jedną, w dolnej części skalnej rynny. Dla mnie, chcącego przejść bez korzystania z żelastwa, to najtrudniejszy do tej pory odcinek. Poruszam się wolno, ostrożnie wyszukując chwytów i stopni, jednak ostatecznie pokonuję ściankę bez większych problemów.
Powyżej rynny do przejścia czeka jeszcze parę innych głazów, jednak nie sprawiają już one takich trudności. Później znów pojawia się chodnik i niezbyt trudną ścieżką wśród rudych trawek kieruję się na samą górę Kazalnicy.
To miejsce oferuje świetną panoramę na stronę wschodnią. Można usiąść i odpocząć, podziwiając Morskie Oko, Czarny Staw oraz wiele szczytów otaczających oba jeziora.
Ja przystaję tylko na moment, a później ruszam granią w stronę ściany Czarnego Mięgusza. Nie jest zbyt szeroka, a po obu stronach występuje umiarkowana ekspozycja. Wskazana jest więc wzmożona ostrożność, ale też przejście tędy nie powinno sprawić jakiegoś szczególnego dyskomfortu.
Gdy grań się kończy, szlak zakręca w prawo i rozpoczyna się ostatni fragment podejścia na przełęcz. Czeka mnie przejście tak zwaną Galeryjką – wąskim i eksponowanym trawersem, prowadzącym skośnie w górę po północnej ścianie Czarnego Szczytu.
Galeryjka oferuje mi całą gamę atrakcji. Jest dość wąsko, są przepaście, jest trochę wspinaczki, momentami bywa też krucho. Nie ma za to żadnych sztucznych ułatwień, trzeba polegać wyłącznie na własnych umiejętnościach. Co wrażliwsi (szczególnie na te urwiska po prawej) mogą się tu czuć naprawdę niekomfortowo. Ja mam to szczęście, że lęku wysokości nie posiadam (a przynajmniej niezbyt duży), więc nie robi to na mniej jakiegoś większego wrażenia, ale jestem w stanie zrozumieć, dlaczego podejście na Przełęcz pod Chłopkiem uważa się za jeden z najtrudniejszych szlaków w Tatrach.
Aha, nie wspomniałem jeszcze o śniegu. Podczas gdy w niemal całych Tatrach zdążył się już stopić, tu trochę go jeszcze zostało. No cóż, miejsce jest zacienione i leży po stronie północnej, więc mogłem się tego spodziewać. Raków nie mam, jednak inni wydeptali tu już tyle stopni, że przez śnieżne płaty przechodzę ostrożnie, lecz bez pakowania się w kłopoty. Z zejściem będzie gorzej, ale póki co, staram się o tym nie myśleć.
W swojej górnej części, Galeryjka robi się mocno eksponowana. Momentami, ścieżka ma ledwie kilkadziesiąt centymetrów szerokości, co nawet u tych mniej lękliwych może włączyć lekkie poczucie zagrożenia.
Na końcu skośnego trawersu ściany Czarnego Mięgusza czeka mnie jeszcze przejścia przez wąską, skalną rynnę. Następnie szlak skręca w lewo i już dość płaską, choć znów bardzo eksponowaną ścieżką prowadzi w stronę przełęczy.
Na przełęczy wita mnie silny wiatr. Według prognoz miało być dziś około 35-40 km/h. I faktycznie, myślę, że wieje mniej więcej z podobną prędkością. Nic przyjemnego, ale nie przewraca i spokojnie da się wytrzymać. Oby tylko na grani nie było gorzej, bo tam czeka mnie trochę ekspozycji, a nie będę już tak dobrze osłonięty, jak na Galeryjce przed chwilą.
Póki co, jestem tu tylko ja. Rozsiadam się na kamieniu pod słupkiem granicznym i decyduję na chwilę przerwy. Trzeba coś zjeść, popić i zebrać siły przed dalszą wędrówką.
Siedzę i rozkoszuję widokami. Po obu stronach przełęczy wznoszą się Mięguszowieckie Szczyty: Czarny i Pośredni. Wierzchołki są skaliste, wydają się trudno dostępne. W kierunku obu widać jednać dość wyraźne ścieżki. Tę na Czarnego Mięgusza już znam, ale Pośredni jest dla mnie zagadką. I myślę, że będzie nią jeszcze przez długi czas, bo to on uchodzi za najtrudniejszy z całej trójki.
Ciekawa panorama rozciąga się również po słowackiej stronie. W dole widzę Wielki Hińczowy Staw oraz mnóstwo szczytów na czele w Koprowym Wierchem i Granią Baszt. Jest także ścieżka prowadząca tu od Doliny Hińczowej. Nielegalna, ale na tyle wyraźna, że na pewno wykorzystywana regularnie. I z tego co słyszałem, o wiele łatwiejsza niż podejście od strony polskiej.
W międzyczasie przychodzi parę innych turystów. Jeden z nich ma kask i jest obwieszony masą dość drogiego sprzętu. Zagaduję do niego. Pytam czy kończy na przełęczy, czy idzie jeszcze gdzieś dalej. Odpowiada, że jeszcze nie wie, więc dalej nie drążę tematu. No nic, chyba na szczycie będę sam, bo wszyscy inni wytrzymują tu tylko chwilę (pewnie przez ten wiatr), a później zaczynają schodzić.
Wejście na Mięguszowiecki Szczyt Czarny
Po chwili odpoczynku wstaję i ruszam w stronę Czarnego Mięgusza. Ogólny przebieg trasy jest prosty. Najpierw należy iść płaską ścieżką wzdłuż prawego zbocza góry (patrząc od strony Przełęczy pod Chłopkiem), ominąć kilka skalnych grzęd, wejść na jedną z nich, a następnie ruszyć do góry, w stronę grani. Pod koniec podejścia wejść do żlebu i po nim dostać się na grań. Tam skręcić w prawo i przejść na wierzchołek z charakterystycznym, „trójkątnym” kamieniem.
To ostatnie wspominam dla tych, którzy nie będą mieć pewności, gdzie jest wierzchołek. Bo tak na prawdę to Mięguszowiecki Szczyt Czarny posiada dwa: północny i południowy. Różnią się o 2 metry – wyższy jest ten na północy, czyli bliżej Przełęczy pod Chłopkiem. Ja będąc tam po raz pierwszy nie miałem pewności, który z wierzchołków jest tym głównym, więc chciałem zaliczyć oba. A szczerze mówiąc, przejście z jednego na drugi jest większych wyzwaniem niż cała reszta wycieczki.
Ok, tyle teorii, pora na praktykę. Początek drogi jest łatwy. Ścieżka po prawej stronie zbocza jest bardzo wyraźna i nie sposób na nią nie trafić. Pierwsze kilkadziesiąt metrów pokonuję bez problemów.
Później trasa staje się mniej oczywista. Ślad się zaciera, teren robi się pełen głazów i mniejszych kamieni. Wszystko dookoła wygląda podobnie. Wiem, że mam trawersować zbocze przez parę minut, ale ciężko dokładnie stwierdzić, jak daleko. Do wejścia na grzędę – ale którą? Po lewej stronie widzę sporo takich grzęd, żeberek i żlebów między nimi. Na pewno parę pierwszych trzeba obejść dołem, ale wybranie trasy tego obejścia też nie jest takie oczywiste. Niby wszędzie nietrudno, wariantów jest wiele, ale mam problem, by wypatrzeć ten właściwy.
Są kopczyki, oczywiście. Ale po pierwsze, w takim terenie nie zawsze łatwo jest je wypatrzeć, a po drugie – czasem jest ich za dużo. Wariantów wejścia na grań jest kilka, więc i kamiennych kopców trochę się namnożyło. Jeszcze inną sprawą jest ich znaczenie. Tu mam skręcić? Iść prosto? Czasem widzę jeden kopiec, ale za nim nie mogę wypatrzyć już nic. W pewnej chwili myślę nawet, że to wkurzeni Słowacy, bądź tatrzańscy przewodnicy porozwalali część z nich (ponoć takie przypadki się zdarzają).
W pewnym momencie po prostu olewam te kopce i postanawiam iść własną trasą. Wiem, że celem przejścia zachodnią stroną zbocza jest ominięcie Chłopka i początkowej, trudnej części grani. Muszę więc chwilę iść poniżej niej, a później dostać się do góry i tam już po grzbiecie góry przemieścić się na szczyt.
Idę i staram się po lewej stronie dostrzec jakieś dogodne miejsce do wejścia na grań. W pewnym momencie wybieram jeden ze żlebów i stwierdzam, że tu powinno się udać. Zaczynam podejście, a gdy nad sobą dostrzegam inną osobę, która szykuje się do schodzenia tędy, utwierdzam w przekonaniu, że wybrałem dobrze.
Mija parę minut, podejście robi się coraz bardziej strome i nieco kruche. Coś w stylu żlebu pod Hińczową Przełęczą w trakcie wejścia na Cubrynę. Do góry jeszcze jakoś idzie, ale schodzić bym tędy nie chciał.
Nie jestem tu pierwszy raz. Parę lat temu zdobyłem Czarnego Mięgusza i nie pamiętam, żebym się tam pchał tak stromym żlebem. Czyżbym skręcił ku grani za wcześnie? A może za późno? Jeśli tak, to czemu ktoś inny tędy idzie?
Gdy się spotykamy, do grani mam już niedaleko, więc pytam tylko o wiatr u góry. W odpowiedzi słyszę, że mocno wieje i trzeba naprawdę uważać. Nie to chciałem usłyszeć, szczególnie od osoby zauważalnie większej i cięższej ode mnie. Ale cóż, najwyżej dojdę tylko do szczytu i odpuszczę dalszą drogę na Czarnostawiańską Przełęcz.
Jakoś docieram do końca żlebu i staję na grani. Faktycznie wieje, ale nie jest tak źle, jak się spodziewałem. Obracam się w prawo i widzę, że szczyt jest już blisko. Ruszam w jego stronę po niesprawiających większych trudności blokach (na pewno jest już łatwiej niż w żlebie).
Przechodzę kilkanaście metrów i zauważam… łagodny, szeroki żleb, oznaczony kopczykiem i w dolnej części przechodzący w grzędę z wyraźnie wydeptaną ścieżką. Eh, czyli to tędy…
Poniżej zamieszczam parę zdjęć z najprostszej wersji podejścia na grań Czarnego Mięgusza (fotki zrobione podczas zejścia).
Cóż, gdybym szedł tym wariantem, na pewno byłoby nieco łatwiej. Przez za wczesne skręcenie ku grani straciłem trochę sił i wpakowałem się w odrobinę technicznych trudności. I właśnie dlatego uważam, że wejście na Mięguszowiecki Szczyt Czarny nie jest najprostsze orientacyjnie. Niby prosty schemat drogi, niby dużo kopczyków, ale w praktyce nietrudno pobłądzić. A przecież widoczność mam dziś świetną i w jakby nie patrzeć, parę lat temu już tutaj byłem!
Ok, jestem na grani, w miejscu, gdzie mój wariant podejścia schodzi się z tym prawidłowym (w sumie, to tylko kilkanaście metrów różnicy). Dalsza droga na szczyt wymaga przejścia przez parę skalnych bloków, w umiarkowanej ekspozycji. Tu już pobłądzić się nie da, choć dobrze nie mieć zbyt dużego lęku wysokości.
Mija parę minut przyjemnego przejścia i staję na wierzchołku, przy wspomnianym wcześniej, trójkątnym kamieniu. Wiatr faktycznie wieje, ale podobnie jak na przełęczy – nie zakłóca równowagi i jest spokojnie jest do wytrzymania.
Widoki są rewelacyjne, nawet lepsze niż te z przełęczy. Po stronie Hińczowej Doliny wielkiej różnicy nie ma, lecz na terenie naszego kraju podziwiać mogę o znacznie więcej. Przede wszystkim, za sobą mam piękny filar Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego. Uwielbiam tę górę i śmiało mogę przyznać, że wejście tam jest jednym z moich tatrzańskich marzeń.
Dobrze widzę też Orlą Perć, Niżnie Rysy, Rysy, grań prowadzącą od Rysów do szczytu, na którym się znajduję, a w tle również Gerlach, Wysoką i Kończystą. Jest co podziwiać!
Czarnostawiańska Przełęcz
Na szczycie nie robię zbyt długiej przerwy. Posiedzieć mam zamiar w drodze powrotnej, a teraz od razu ruszam ku Czarnostawiańskiej Przełęczy. Tam droga jest już bardzo oczywista, choć jej początek trochę wymagający pod względem technicznym.
Co sprawia trudności? Przede wszystkim, przejście pomiędzy wierzchołkami Czarnego Mięgusza. Grań bywa wąska, postrzępiona, a dwa miejsca są szczególnie niefajne i dla bardziej wrażliwych mogą być wręcz blokujące. Oczywiście, osoba wspinająca się tych trudności może nawet nie dostrzec. To wciąż jest wycena 0+, jednak zaznaczam, że ten tekst piszę z perspektywy kogoś, kto się nie wspina, a jedynie jest kimś w rodzaju „zaawansowanego turysty”, który ma za sobą niemal wszystkie znakowane szlaki i szuka wyzwań na odrobinę wyższym poziomie.
Po wejściu na drugi z wierzchołków kontynuuję marsz na południe. Tu trudności maleją. Przez chwilę schodzę po paru większych kamieniach, a później trafiam na w większości trawiasty teren. Poruszam się lewą stroną zbocza, aż do momentu, gdy dalszą drogę zagradza skalny uskok. Można go obejść z dwóch stron. Po lewej (patrząc od szczytu) są trawki i kamienie, po prawej skalna rynna. Ponoć to po lewej jest nieco łatwiejsze, ale na miejscu nie byłem pewny, jak dokładnie mam tędy schodzić. Skierowałem się więc na prawy wariant, gdzie po dość gładkiej rynnie zszedłem kilka metrów w dół. Przy suchej skale nie sprawia to problemów.
Za tymi niewielkimi trudnościami teren robi się w miarę płaski, a do samej przełęczy zostało kilkadziesiąt metrów. Na powyższym zdjęciu zaznaczyłem drogę, którą ja szedłem, choć niektóre kamienie można też spokojnie odejść od strony trawiastego zbocza.
Staję na przełęczy i patrzę w górę na Hińczową Turnię. Gdy robiłem rozpoznanie drogi, myślałem, że może i na nią uda mi się wejść. Nic z tego! Z dołu nie wydawała się duża, tu imponuje rozmiarami. To byłoby już konkretne wspinanie, zdecydowanie wymagające asekuracji (a przynajmniej od tej strony).
Poprzestaję więc na dotknięciu turni i podziwianiu widoków z przełęczy. Te są dość podobne, jak oglądane wcześniej ze szczytu, a nawet nieco bardziej ograniczone ze względu na bliskość turni i zbocza Mięgusza. Choć muszę przyznać, że jest w tym miejscu coś niezwykłego. Jeśli już ktoś włóczy się poza szlakiem, to przeważnie kończy wycieczką na Czarnym Szczycie. Dalej idzie naprawdę niewielu. Tu nie ma wyraźnej ścieżki czy kopczyków, a dookoła nie sposób dostrzec innych ludzi. Można się poczuć trochę odosobnionym.
Powrót na Przełęcz pod Chłopkiem
Po chwili odpoczynku i nacieszeniu się okolicą zaczynam drogę powrotną. Mógłbym bez większych problemów zejść na Słowację, do Doliny Hińczowej, ale po pierwsze: ta wersja nie jest legalna, a druga sprawa: jak ja potem z tej Słowacji wrócę? Wybieram więc wersję z wracaniem tą samą trasą.
Z Czarnostawiańskiej Przełęczy kieruję się w stronę trawiastego grzbietu Czarnego Mięgusza. Omijam parę większych kamienie, a gdy docieram do progu, ponownie wybieram wariant ze skalną rynną. Nic szczególnie trudnego, wchodzi się nawet łatwiej niż schodziło.
Dalej znów jest łatwo. Idę po trawkach, a później paru głazach w stronę południowego wierzchołka.
No, to teraz grań. Czuję lekki stres, bo dobrze pamiętam wszystkie trudne miejsca. Do tego wciąż wieje, a sił już zdecydowanie mniej niż na początku wycieczki.
Powoli i bardzo ostrożnie pokonuję każdy metr grani. Dokładnie sprawdzam chwyty, z wytężoną uwagę stawiam kroki. I jakoś to idzie. Ku mojemu zdziwieniu, było o wiele łatwiej niż w tamtą stronę. A przecież grań jest pozioma i trudności te same. Chyba po prostu się oswoiłem.
Po dotarciu na główny wierzchołek urządzam sobie obiecaną, nieco dłuższą przerwę. Znów jest jedzonko, picie i oglądanie widoczków. Tu czuję się już bezpieczny. Wiem, że zejście może być nieco zagmatwane, ale w końcu jakoś trafię na przełęcz.
Zejście zaczynam od przejścia kawałka grani. Ten, w porównaniu do odcinka między wierzchołkami, jest wręcz banalny. Później skręcam do żlebu (tego łatwego) i zaczynam zejście po wyraźnej ścieżce. Początkowo jest nieco krucha, później wszelkie problemy znikają.
Gdzieś pod koniec grzędy ścieżka skręca w prawie i po skałach sprowadza mnie w dół. I tutaj muszę ponarzekać na nadmiar kopczyków. Pod skalnym progiem są kopce prowadzące zarówno w lewo, jak i prawo. Te w lewo interpretuję jako ścieżkę, po której można zejść do Hińczowej Doliny (bo przecież wiem, że na MSC można też wejść od strony słowackiej). Natomiast te prowadzące w prawo wydają się iść w ku Przełęcz pod Chłopkiem.
No to idę w prawo. Początkowo poziomo, później coraz wyżej. W pewnym momencie, droga przestaje mi się podobać. Ja powinienem zejść poniżej poziomu przełęczy, a gdy na nią patrzę, jestem sporo nad nią. Co więcej, rzut oka w górę mówi, że do ponownego wejścia na grań zostało mi już naprawdę niewiele. Trzeba zawrócić…
Schodzę do rozdroża i wybieram drugą z kopczykowanych tras – tą, która wydawała się schodzić do Doliny Hińczowej. Podążam za nią przez chwilę. Nie, to jednak nie jest zejście na Słowację. Ścieżka wkrótce skręca w prawo i przez kamienisty teren faktycznie schodzi poniżej poziomu przełęczy. Niedługo później dróżka staje się wyraźna i już bez większych komplikacji docieram do początku zielonego szlaku.
Żeby było zabawniej, przypomina mi się, że identyczny błąd popełniłem przy poprzedniej wizycie na Czarnym. Też nie zszedłem odpowiednio nisko i później musiałem zawracać, szukając właściwego wejścia do podstawy grzęd. To nie są jakieś błędy o dużych konsekwencjach, ale kosztują trochę czasu, sił i mogą powodować frustrację. Tak więc, nie do końca zgadzam się z ludźmi, którzy twierdzą, że wejście jest proste orientacyjne i świetnie nadaje się na pierwszy poza-szlak. Moim zdaniem, o wiele lepsze będą Furkot czy Niżnie Rysy, gdzie drogi są zarówno proste technicznie, jak i oczywiste pod względem orientacji.
Po dotarciu na przełęcz znów robię sobie przerwę. Miała być krótka, ale wdałem się w kilka rozmów z innymi turystami, więc zeszło pewnie z 20-30 minut. Na zejście decyduję się dopiero, gdy idą wszyscy inni, a mnie zaczyna być zimno od nieustannie wiejącego wiatru.
Zejście do Palenicy
O ile eksponowana ścieżka w górnej części Galeryjki nie sprawia mi żadnych problemów, to późniejsze płaty śniegu dają trochę popalić. Zejście tędy okazuje się o wiele trudniejsze niż droga do góry. Jest bardzo ślisko, nie zawsze jest się czego chwycić, a przepaść po lewej stronie tylko czeka na najmniejszy błąd. Wlekę się w tempie parę metrów na minutę, ale ostatecznie się udaje. Widzę, że dla innych też nie była to łatwa przeprawa.
Dalej śniegu już nie ma albo da się go bez większych problemów obejść. No chyba, że ktoś jest wrażliwy na przepaście, bo jednak obejścia są od strony urwisk.
U podstawy północnej ściany Galeryjka się kończy i przechodzi w kamienistą, lekko eksponowaną grań prowadzącą przez Kazalnicę. Później szlak skręca w lewo i prowadzi przez opisane już wcześniej, skalne trudności ze sztucznymi ubezpieczeniami.
Tu nadal realizuję swoje założenie, by z żelastwa nie korzystać. I udaje się bez żadnych problemów – po graniowych trudnościach, te na szlaku nie robią już na mnie wrażenia. Nawet ta pionowa ścianka z klamrami okazała się całkiem łatwa.
Co dalej? Bandzioch, wilgotny żleb, przejście pod Kazalnicą, a później rumowiska i skalne chodniki prowadzące przez kosodrzewinę nad brzeg Czarnego Stawu pod Rysami. Raczej nie ma co tego opisywać zbyt dokładnie, bo trasa jest dokładnie ta sama, co przy porannym wejściu.
Nad Czarnym Stawem kolejna przerwa, po której zakosami schodzę w dół nad taflę Morskiego Oka. Później chwila spaceru jego brzegiem, a końcu schronisko i wlekące się w nieskończoność 9 kilometrów asfaltu do Palenicy. Gdzieś po drodze wysyłam SMS-a potwierdzającego zakończenie przejścia i wykreślenie się w książki wyjść taternickich.
Powrót do Krakowa
Wędrówkę kończę po niecałych 10-ciu godzinach od startu. Bus na parkingu już czeka, więc zajmuję miejsce i po chwili jestem już w drodze do Zakopanego.
Tam, niestety, nie poszło już tak sprawnie. Trafiłem na posezonową „dziurę” w kursach, przez co na objazd przyszło mi poczekać prawie 40 minut. Ale skoro miałem miejsce siedzące, to była już drobnostka. Ostatecznie, w domu znalazłem się około 20:30.
Podsumowanie wycieczki
Mięguszowiecki Szczyt Czarny zdobyty po raz drugi! Nie obyło się bez drobnych błędów i pomyłek, ale ostatecznie udało się wejść na szczyt, a także osiągnąć dodatkowy cel, jakim było odwiedzenie Czarnostawiańskiej Przełęczy.
Oba te miejsca są świetne i śmiało mogę je polecić wszystkim nieco bardziej zaawansowanym fanom tatrzańskich wędrówek. Napotkane trudności niewiele odbiegają od tych na zielonym szlaku, wyzwaniem może być tylko orientacja wśród plątaniny grzęd, żlebów, trawek, kamieni i zbyt dużej liczby kopczyków. Być może dobrze będzie zdobyć już wcześnie trochę pozaszlakowego doświadczenia, choć z drugiej strony, ja sam od Czarnego Mięgusza zaczynałem i raczej źle na tym nie wyszedłem. A wręcz przeciwnie: dość szybko nauczyłem się, że panujące poza szlakiem reguły trochę różnią się o tych, które spotkać można na znakowanych ścieżkach.
Na koniec muszę przyznać, że powoli zaczynam mieć problem. Bo bardzo chętnie bym się jeszcze gdzieś poza szlakiem powłóczył. Tylko gdzie? Bo na Słowacji legalnie nie można, a w Polsce chyba już odwiedziłem te wszystkie łatwiej dostępne miejsca. Czy została mi już tylko wspinaczka z asekuracją? A może jednak są jeszcze jakieś ukryte, mniej popularne miejsca, gdzie można zgodnie z prawem dostać się po drogach typu 0 / 0+? Chyba będę musiał poświęcić trochę czasu na przeglądanie przewodników i internetu w poszukiwaniu kolejnych, pozaszlakowych inspiracji.
Super opisy ten i z Czubryny, zwlaszcza zaznaczone orientacyjne szlaki na zdjeciach, gdzie mozna jeszcze znalezc takie „ topo” dla amatorow wlasnie tras z wycena 0+
Niestety, nie udzielę Ci jednoznacznej odpowiedzi. Bo o ile o typowo wspinaczkowe topo dość łatwo, to z mojego doświadczenia wynika, że takich 0, 0+ czy I to się trzeba nieco naszukać. Czasem się trafi u kogoś na blogu, czasem na grupie Facebookowej (tu polecam „Tatry – poza szlakiem”), czasem na jakimś portalu taternickim albo w przewodniku (np. W.H. Paryskiego). Można też obejrzeć filmiki na Youtube, choć tam też się trzeba przekopać przez dziesiątki materiałów niskiej jakości.
Generalnie, jak się chce do takiej wycieczki przyzwoicie przygotować, to trochę czasu będzie trzeba na to poświęcić.
Dzieki, na Twojej stronie i tak jest duzo wlasnie takich informacji, na poczatek ( najlatwiejszy) w Polskich Tatrach co moglbys polecic( oczywiscie zdaje sobie sprawe ze bedzie to Twoj pkt . Widzenia: Nizne Rysy, zadni Koscielec , Czubryna czy Mieguszowiecki Czarny) od czegos misze zaczac po przesjciu znakowanych szlakow
Tak totalnie najłatwiejszy, choć nie w Polsce: możesz na Słowacji wejść na Bystrą Ławkę, a później podejść jeszcze kawałek na Furkot. 5-10 minut i już pierwszy poza-szlakowy szczyt zdobyty.
Na nieco ambitniejszą wycieczkę mogę polecić Niżnie Rysy – dla mnie były bardzo łatwe, poza tym, że teren jest tam nieco kruchy. Inny dobry typ na początek to Zadni Kościelec.
Cubryna natomiast jest obok Lodowego Szczytu moją najtrudniejszą do tej pory zdobyczą – zostawiłbym ją na później.
W przyszłym sezonie pewnie pojawi się jeszcze kilka innych opisów z poza-szlaków. Parę pomysłów na trasy mam już rozpoznane, więc zostaje tylko czekać na powrót dobrych warunków.
Bardzo ciekawe opisy-gratuluję warsztatu i talentu. Czy Droga po Głazach jest dostępna obecnie?
pozdrawiam
Tomek
Hej, dzięki za uznanie.
Co do Drogi po Głazach: ona się znajduje po słowackiej stronie Tatr, a o ile dobrze kojarzę, przekraczanie granicy w celach turystycznych jest wciąż zabronione ze względu na epidemię.
Świetny, na prawdę świetny materiał (ten oraz pozostałe na stronie).
Wszystko usystematyzowane, zdjęcia bardzo dobrej jakości i konsekwencja w opisie (duży obiektywizm).
Dla kogoś, kto szuka „czegoś więcej” to na prawdę doskonaly punkt startowy.
Cześć Jarku.
Bardzo dziękuję za słowa uznania. Zależy mi właśnie na tym, by te teksty nie były jedynie zapisem moich wycieczek, ale mogły również służyć innym, którzy szukają w internecie informacji o danych szczytach lub drogach.
Bardzo szczegółowy opis, chyba najbardziej pomocny jaki znalazłem. Świetna robota.
Dzięki!
Chłopaku masz wielki talent do pisania.
Własnie szykuje się na MSC i dzięki Twojej relacji wejście będzie dużo łatwiejsze.
Mam pytanie, ponoć wejście na MSC jest możliwe z zielonego szlaku odbijając w którymś momencie w lewo, co o tym sądzisz?
Pozdrawiam
Tak, jest możliwość wejścia na MSC z pominięciem Przełęczy pod Chłopkiem. Odbija się w lewo idąc galeryjką gdzieś w jej dolnej części. Droga jest krótsza, ponoć o podobnym poziomie trudności, co ta opisana przeze mnie. Sam niestety jeszcze nie szedłem tym wariantem, choć mam go w planach na bliżej nieokreśloną przyszłość. Jeśli masz dostęp do przewodnika WHP, to tam on jest opisany jako droga numer 925.
Pozdrawiam i życzę powodzenia przy wejściu!
Mam jeszcze pytanie: czy da dojść do przełęczy pod Chłopkiem idąc granią MSC, czy też trzeba to robić idąc drogą opisana przez Ciebie?
Z góry dzięki za info . Pozdrawiam serdecznie
Dać się da, ale tam są już trudności typowo wspinaczkowe, o wiele większe niż na wersji opisanej w tym tekście.
Hej, dzięki za tak szeroki opis :)
czytałam regulamin wyjść taternickich, ale chciałam się upewnić… Dokonując takiego elektronicznego wpisu nie trzeba być członkiem jakiegoś związku, ani posiadać w inny sposób potwierdzonych umiejętności?
Nie, w Polsce nie trzeba nic ponad dokonanie wpisu.
Konieczność przynależności do klubu wysokogórskiego istnieje natomiast na Słowacji.
Witam serdecznie.
Dziękuję za wspaniały opublikowane s szlaku, „którego nie ma” .
Dokładnie czegoś takiego szukałem po przejściu wszystkich szlaków w opoplskiej części Tatr. Wiem, że przedemną kilometry szlaków na Słowacji, ale może je zostawię na przyszły rok. Teraz chciałbym w brać suw na Czarnego Miegusza i mam nadzieję, że dzięki Twojej pracy mi się to uda.
Dzięki wielki i pozdrawiam.
Dzięki i życzę powodzenia przy wejściu!
Zastanawiam się, czy z Mięguszowieckiej Przełęczy dałoby się w miarę prosty sposób wykonać taką trasę: zejść do Hińczowej Doliny, następnie przedostać się do Piarżystej Doliny (przez Cubrynkę albo Skrajną Piarżystą Przełęcz) i wrócić do Polski Wrotami Chałubińskiego? Jest jakiś prosty sposób na przedostanie się z jednej na drugą stronę pasma ciągnącego się między Cubryną a Koprowym Wierchem?
Hej! Nie eksplorowałem jeszcze tej grani, ale kojarzę, iż drogi na/przez Cubrynkę są już typowo wspinaczkowe (sama Cubrynka to była chyba wycena IV). Przez Piarżystą Przełęcz (zarówno Skrajną, jak i Zadnią) można przejść nieco prościej, choć wciąż będą to dość wymagające dla turysty trasy. Przewodnik WHP wycenia je na „nieco trudno”, czyli taternickie I.
Byłem tam, a czytając Twoją drobiazgową i rzetelną, ale przy tym jednocześnie wciągającą (mistrzostwo) relację, wróciłem na ten szlak poza szlakiem, siedząc w domu. Dzięki serdeczne, tak trzymaj!
Hej Łukasz, dzięki za niezwykle miły komentarz! :)
Hej. Jaki jest dystans między przełęczą a Czarnym Mięguszem? Ile metrów? Mniej więcej?
W linii prostej to będzie z 200, maksymalnie 300 metrów. Ale idzie się najpierw trawersem, a dopiero potem wchodzi od boku na grań. Choć i tak pewnie wychodzi poniżej 500 metrów.
Hej! Po lekturze twojego opisu dzisiaj udało mi się wejść na Czarnego. Twoja relacja bardzo dobrze oddaje zarówno trudności na szlaku, jak i pomaga się odnaleźć w nieznakowanym terenie. W ub. roku skorzystałem z twojego opisu wejścia na Niżne Rysy, więc twój blog jest dla mnie niejako źródłem inspiracji. Świetna robota i działaj dalej! Pozdrawiam.
No i super, że się przydaje. Kolejne relacje i opisy w drodze. Pozdrawiam i życzę kolejnych zdobytych szczytów!
Super opisy.. czytam wszystkie ,swietnie opisane trasy :
Własnie wybieram sie na pierwsza trase poza szlakiem na Miegusza Czarnego ..
Ma takie pytanie odnosnie tych wpisow do ksiazki online- Czy trzeba sie zalogowac ,czy wystarczy bez logowania wypelnic formularz,,, a po powrocie to zglaszam smsem ,czy trzeba osobiscie poinformowac.
Pozdrawiam serdecznie
Kiedyś nie trzeba się było logować. Ja mam konto, więc dawno nie sprawdzałem innej opcji, ale chyba wciąż się da.
We wpisie podajesz drogę, liczebność zespołu, godziny startu i powrotu (na oko, nie jest ważne precyzyjne).
Potem dostajesz na swój telefon potwierdzenie SMS. Wypisujesz się albo też online albo odpisując na ten SMS odpowiednim kodem (kod jest podany w pierwszym SMS-ie).
Proste ;)
Michal
Bardzo dziekuje za informacje i jeszcze raz Wielki szacun ,,
Pozdrawiam