Szatan – wejście od Doliny Młynickiej (droga, trudności, zdjęcia)
Szatan to mierzący 2421 metrów wysokości szczyt, położony w słowackiej części Tatr Wysokich. Jest najwyższym i najczęściej odwiedzanym punktem na pięknej i popularnej wśród taterników grani Baszt. W ramach tej wycieczki zdobywam go najpopularniejszą, niezbyt trudną drogą od Doliny Młynickiej.
Trwa wrzesień – miesiąc statystycznie najlepszej i najbardziej stabilnej pogody w Tatrach. W tym roku faktycznie aura sprzyja, więc w moje ulubione góry jeżdżę dość często, starając się wykorzystać niemal każdą nadarzająca się okazję.
Tak było i tym razem. Ledwo co wróciłem z niezwykle udanego wejścia na Mięguszowiecki Szczyt Wielki, a już wypatrzyłem obiecujące prognozy na zbliżający się weekend. Pomysłów było kilka, ale ostatecznie, dzięki jednej z Facebookowych grup górskich, padło na Szatana.
Szatan – podstawowe informacje o szczycie
Zacznijmy może od nazwy, bo ta bez wątpienia może budzić ciekawość. Szczyt zawdzięcza ją słowackim legendom, opowiadających o szatanie strzegącym cennych kruszców znajdujących się w jednym ze żlebów na zboczach masywu. Gdzieś trafiłem też wersję o diabłach zlatujących się tutaj w noc świętojańską. W każdym razie, tradycyjna nazwa przetrwała do dziś, a „szatańskie” nazewnictwo pojawia się również w innych, położonych niedaleko miejscach (mamy między innymi Szatani Żleb, Czarci Róg oraz Piekielnikową Turnię).
Szatan wznosi się na 2421 metry i posiada dwa wierzchołki o bardzo podobnej wysokości. Szczytowa tabliczka znajduje się na południowym, natomiast nieco lepsze widoki można obejrzeć z północnego. Dzieli jest niecałe 100 metrów, więc na pewno warto odwiedzić oba.
Na szczyt prowadzi kilka dróg dostępnych dla wprawnych turystów i taterników: dwie przez Grań Baszt (z południa i północy) oraz z pobliskiej Doliny Młynickiej. Ta ostatnia uchodzi za najłatwiejszą, jest też najbardziej popularną. Jej wycena nie przekracza 0+, a czas przejścia wynosi 1,5 – 2 godziny. Orientacja nie powinna sprawić większych problemów. Droga jest czytelna, często z wyraźną ścieżką pod nogami oraz licznymi kopczykami. To wszystko sprawia, że Szatan nieźle nadaje się nawet na jedną z pierwszych pozaszlakowych wycieczek.
Fakt położenia poza siecią szlaków może jednak sprawić parę innych problemów. Po pierwsze, by legalnie przejść opisywaną tu trasę, trzeba to zrobić w towarzystwie przewodnika. Jeśli go zabraknie, turysta ryzykuje mandat w wysokości nawet kilkuset euro (w praktyce jest to raczej dolne kilkadziesiąt).
Drugim problemem jest ubezpieczenie, które przy świadomym łamaniu przepisów może przestać obowiązywać. Jeśli więc zdarzyłby się wypadek, wysokie koszty akcji ratunkowej mogą zostać w całości przerzucone na pechowego turystę. Warto więc dobrze doczytać warunki polisy albo wybrać droższe, choć sprawdzone członkostwo w Alpenverein.
Szatan – relacja z wejścia drogą od Doliny Młynickiej
Dojazd Kraków – Szczyrbskie Jezioro
Na Słowację jedziemy z cztery osoby, które będą działać jako dwa niezależne zespoły. Ja z świeżo poznanym kolegą odwiedzimy Szatana, pozostali zostaną na szlaku i ruszą w stronę Koprowego Wierchu.
Spotykamy się w Krakowie, gdzieś w okolicach Ronda Matecznego. Jest godzina 4:20, więc jeszcze sporo przed wschodem słońca. Bez większych problemów opuszczamy miasto i po Zakopiance ruszamy na południe, aż do Nowego Targu. Jam odbijamy na Jugrów, ku polsko-słowackiej granicy.
Niedługo później jesteśmy już po drugiej stronie. Tam wyraźnie zwalniamy i zaczynany przejazd wzdłuż Tatr Bielskich. Kierunek zmieniamy dopiero za Tatrzańską Kotliną, gdzie odbijamy w prawo i po tak zwanej Drodze Wolności przez dłuższy czas jedziemy za południowy-zachód.
W pewnej chwili przy drodze pojawia się drogowskaz na Szczyrbskie Jezioro (Štrbské Pleso). Znów skręcamy w prawo i podjeżdżamy chwilę ku centrum tej turystycznej miejscowości. Zostawiamy samochód na jednym z licznych parkingów (6 euro za dobę), zakładamy plecaki i piechotą ruszamy ku swoim celom.
Żółtym szlakiem przez Dolinę Młynicką
Ekipa dzieli się już na starcie. Dziewczyny skręcają ku Koprowemu, my bez większego problemu odnajdujemy oznaczenia żółtego szlaku. Początek prowadzi chodnikiem, najpierw wśród licznych straganów, parkingów i pensjonatów, później przy narciarskich wyciągach, skoczniach oraz sporych rozmiarów wieży widokowej.
Niecały kilometr dalej żegnamy się z asfaltem i wchodzimy na szeroką, szutrową ścieżkę, która prowadzi nas chwilę w terenie pełnym krzewów i pojawiających się od czasu do czasu drzewek. Nachylenie nie jest duże, więc idzie się tędy bez większego wysiłku.
Niedługo później trafiamy do lasu, gdzie poruszamy się już nieco bardziej stromą ścieżką wśród licznych korzeni. Całkiem ładna okolica, choć gęste drzewa przesłaniają większą część górskich widoków.
Las z czasem rzednie i zamienia w kosodrzewinę. Z początku wysoką, później coraz niższą. Tu pod nogami mamy ułożony z kamieni chodnik, bardzo typowy dla wszystkich tatrzańskich szlaków.
Widoki poprawiają się z każdą minutą. Po obu stronach doliny wznoszą się piękne granie: z lewej Soliska, z prawej Baszt. Gdzieś na tej drugiej znajduje się cel naszej dzisiejszej wędrówki. Na przeciwko siebie, w oddali widzimy również trochę osamotniony masyw Szczyrbskiego Szczytu.
Środkiem doliny płynie Młynicki Potok, do którego wód czasem zbliża się nasz szlak. W oddali dostrzegamy też piękny wodospad, który wkrótce zaczniemy odchodzić z lewej strony. To pierwszy nieco bardziej wymagający odcinek tego podejścia.
Ponad progiem wodospadu trafiamy na niedługi, ubezpieczony łańcuchami odcinek. Najpierw prowadzi w poprzek pochyłych, dość gładkich i śliskich skałek, później odbija do góry ku kilku większym blokom skalnym.
Idąc dalej trafiamy na wypłaszczenie, gdzie znów zbliżamy się do Młynickiego Potoku, a także przechodzimy przy niewielkim stawie. Później, znów po wygodnym chodniku, kontynuujemy podejście w górę doliny.
Stopniowo obchodzimy widoczny na powyższym zdjęciu, „wał” składający się dużych, spękanych skał przetykanych trawkami. Gdzieś za nim powinno znajdować się odejście ścieżki prowadzącej na Szatana.
Wejście na Szatana
Jest! Zgodnie z tym, co miałem wcześniej okazję przeczytać i usłyszeć, moment zejścia ze szlaku ciężko przegapić. Znajduje się ono przy dużym kamieniu z biało-żółtą kropką. Wyraźna ścieżka prowadzi w stronę trawiastej „kopy”, położonej poniżej obu wierzchołków masywu. Stąd całkiem nieźle widać już przebieg całej drogi prowadzącej na szczyt.
Mimo wczesnej pory, nie jesteśmy tu sami. Przed nami na Szatana wchodzą już co najmniej dwie różne ekipy, co dodatkowo ułatwia orientację. Ruszamy po dobrze widocznej ścieżce i zaczynamy zbliżać do trawiastego pagórka.
Gdzieś u jego podnóża należy odbić w prawo i podążać dalej za licznymi kopczykami. My niestety przegapiamy ten moment i idziemy za wydeptaną w trawie dróżką. Ta prowadzi nas na lewe zbocze „kopy”
i gdzieś ginie, więc później już sami musimy kombinować z drogą pod górę. Nie jest to na szczęście nic ani stromego, ani trudnego technicznie. Można jedynie przemoczyć buty od pełnych porannej rosy trawek.
Po chwili podchodzenia docieramy na wypłaszczenie, którym (tu już za kopczykami) zbliżamy się do piargów zlokalizowanych pod ścianą Szatana. Gdzieś w ich pobliżu urządzamy sobie krótki postój na drugie śniadanie.
Zakończywszy postój ruszamy dalej, kierując się na prawą część rumowiska. Przechodzimy pomiędzy kamieniami, a następnie odbijamy jeszcze bardziej w prawo na szeroką, trawiastą półką w zboczu masywu.
Przez półkę ciągnie się wyraźna ścieżka, która prowadzi nas lekko pod górę w delikatnej ekspozycji. Gdzieś po drodze pojawia się kilka skałek, na których może wystąpić konieczność pomagania sobie rękami.
W pewnej chwili, po lewej stronie ścieżki pojawia się stromy, pełen traw i skałek żleb. Wiemy, że w pewnym momencie mamy odbić właśnie w tamtą stronę, jednak to miejsce wydaje się zbyt wymagające, jak na zapowiadane „łatwe 0+”. Decydujemy się więc iść dalej po wydeptanej ścieżce.
Droga wznosi się jeszcze przez moment, a później doprowadza nas do eksponowanego miejsca przy niemal pionowych skałkach. Ktoś z grupy idącej za nami podpowiada, że to jest właśnie to „jedynie trudne miejsce”, ale da się go obejść dołem. I faktycznie, kilka metrów niżej biegnie też inna ścieżka, już znacznie mniej eksponowana.
Teraz wszyscy decydujemy się na obejście. Mijamy strome skałki i chwilę później jesteśmy przy kolejnym żlebie. Ten jest szerszy, a także znacznie łagodniejszy. Tak, to teraz należy odbić w lewo – nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości.
Skręcamy i zaczynamy podejście. Ścieżka wciąż jest wyraźna i kopczykowana. Przez dłuższy czas prowadzi prawą stroną żlebu, gdzie idzie się o wiele przyjemniej niż po pełnym kruszyzny środku.
Tempo mamy dobre, idzie się całkiem fajnie. Przebieg drogi jest dość oczywisty, choć i tak zdarza nam się popełnić drobny błąd w postaci zgubienia kopczyków i niepotrzebnego zejścia do środka. Później jednak wracamy do prawej i podchodzimy już zgodnie z optymalnym wariantem.
W pewnej chwili żleb dzieli się na dwie części. Tu przekraczamy żleb i wchodzimy do jego lewej odnogi. Chwilę później natrafiamy na umiarkowanie stromą ściankę, gdzie znów potrzebna jest drobna pomoc rąk.
Później znów to samo. Podchodzimy żlebem, trzymając się wydeptanej ścieżki i licznych kopczyków. W pewnej chwili dostajemy wybór: odbić jeszcze bardziej w lewo ku pierwszemu z wierzchołków albo iść dalej w górę i dotrzeć do Przełęczy nad Czerwonym Żlebem. Teraz, nie znając jeszcze tak dokładnie pokonywanej trasy, decydujemy się na odbicie w stronę szczytu.
Docieramy w pobliże grani i trzyma się jej lewej strony. Skałki na chwilę robią się bardziej strome, lecz sama okolica szczytu nie sprawia już większych problemów. Idziemy jeszcze parę minut, po czym wdrapujemy się na południowy wierzchołek Szatana.
Na najwyższej ze skałek zauważamy metalową skrzynkę z nazwą szczytu, jego wysokością oraz szkicem masywu – taką samą, jak na wielu innych pozaszlakowych wierzchołkach. W środku jest opakowany wodoszczelnym workiem notes oraz ołówek, którym można wpisać się na listę zdobywców.
Widoki z Szatana należą do rozległych i praktycznie po każdej stronie mogą się podobać. Na zachodzie ciągnie się Grań Soliska, po jej prawej stronie wznoszą się Furkot i Hruby Wierch. Gdzieś w oddali wystaje również szpiczasty wierzchołek Krywania.
Po przeciwnej stronie mamy Dolinę Hińczową wraz z dwoma stawami, a także jedną z najpiękniejszych polskich (no, częściowo polskich) grani, gdzie znajdują się między innymi Cubryna, Mięguszowiecki Szczyt Wielki, Pośredni i Czarny, a także Wołowy Grzbiet i Wołowa Turnia.
Ciekawie prezentuje się również Grań Baszt, zarówno po stornie północnej, jak i południowej. Na północ od nas, w odległości niecałych 100 metrów wznosi też drugi wierzchołek Szatana.
Po chwili przerwy na południowym wierzchołku postanawiam przedostać się na północny. Do wyboru są dwa warianty: iść ściśle granią albo obejść jej trudności poniżej, po dość wyraźnie widocznej, choć nieco kruchej ścieżce.
Sam decyduję się na grań i ani przez chwilę nie żałuję tego wyboru. Jest nieco trudna (I) i eksponowana, ale czuję się tu dobrze i to kilkuminutowe przejście sprawia mi mnóstwo frajdy. Sam północny wierzchołek też jest warty uwagi – widoki stąd są nawet lepsze niż z południowego.
Siedzimy chwilę na północnym, potem wracamy na południowy, gdzie zbiera się coraz więcej osób. Jak na poza-szlak, to ludzi tutaj nie brakuje. Przez cały dzień liczba odwiedzających spokojnie mogła przebić nawet 50.
Zejście Szatan – Dolina Młynicka
Na Szatanie spędzamy niemal 2 godziny. Długo, ale zupełnie nie spieszy nam się na dół. Pogoda dopisuje, a poza tym wiemy, że i tak będziemy pewnie znacznie szybsi od reszty ekipy.
W końcu jednak zaczynamy zejście. Z wierzchołka ruszamy na południe i kierujemy się w stronę Przełęczy nad Czerwonym Żlebem. Tym razem nie mogę sobie odpuścić wizyty na niej.
Po krótkiej wizycie na przełęczy wracam do żlebu i już razem kontynuujemy zejście. Z góry bardzo wyraźnie widać prowadzącą tędy ścieżkę.
Kawałek dalej schodzimy kilkumetrowym progiem i docieramy do miejsca, gdzie łączą się obie odnogi żlebu. Później kontynuujemy wytracanie wysokości, cały czas trzymając się lewej strony.
Po opuszczeniu żlebu skręcamy w prawo i ruszamy ku prowadzącej wzdłuż masywu półce. Nim tam jednak wejdziemy, trzeba przedostać się przez tę stromą, eksponowaną ściankę. Tym razem decyduję się na wersję trudniejszą, wymagającą podstawiania dwóch czy trzech kroków nad przepaścią oraz mocnego przytrzymania się jednej ze skałek.
Później idzie już łatwo. Trafiamy na półkę i po wyraźnej ścieżce docieramy aż na jej koniec. Później schodzimy chwilę przez kamienne rumowisko, a resztę trasy pokonujemy po w większości trawiastej „kopce” nad doliną. Niedługo potem jesteśmy już przy szlaku, gdzie ściągamy kaski i urządzamy sobie dłuższą przerwę.
Powrót do Szczyrbskiego Jeziora
Po skończeniu postoju skręcamy w lewo i ruszamy w dół doliny. Przez chwilę idziemy łatwym, dość płaskim teren, po czym docieramy w okolicę Stawu nad Skokiem.
Mijamy staw, a kawałek za nim trafiamy na fragment z gładkimi kamieniami i łańcuchami. Tu tworzą się lekkie zatory, więc decydujemy się obejść to wszystko bokiem, nie korzystając ze sztucznych ułatwień.
Dalszy ciąg trasy to długa wędrówka przez dolne piętro Doliny Młynickiej. Początkowo w terenie otwartym, potem wśród coraz wyższej kosodrzewiny. Na końcu pojawiają się i drzewa.
Opuszczamy las i maszerujemy jeszcze chwilę po szutrowej ścieżce. Ta kończy się na granicy zabudowań miejscowości i zamienia w asfaltowy chodnik. Idziemy nim kawałek, po czym znajdujemy jakieś miejsce, gdzie można wygodnie usiąść i zaczekać aż reszta ekipy wróci z Koprowego Wierchu.
Telefon odzywa po kilkudziesięciu minutach. Dziewczyny są już niedaleko, więc udajemy się na parking i tam czekamy jeszcze krótką chwilę. W końcu, będąc już w komplecie, wsiadamy do środka i zaczynamy około 2,5-godzinny powrót do Krakowa.
Szatan od Doliny Młynickiej – podsumowanie
Patrząc wstecz, na swoje dotychczasowe wycieczki poza szlakiem, uważam, że wejścia na Szatana było jedną z łatwiejszych. Na opisywanej tu trasie nie występują ani szczególnie duże trudności techniczne, ani orientacyjne. Mógłbym nawet stwierdzić, że góra nieźle nadaje się na pierwsze w pełni pozaszlakowe wejście (przez „w pełni” rozumiem fakt, że trzeba jednak iść dość długo, a nie tylko podejść na jakiś wierzchołek oddalony o parę minut od szlaku).
Sam szczyt uważam zresztą za warty odwiedzenia niezależnie od poziomu czyjegoś pozaszlakowego doświadczenia. Podejście jest ciekawe i urozmaicone, a z obu wierzchołków roztaczają się fantastyczne widoki.
Kończąc ten tekst wspomnę jeszcze, że w przyszłości mam zamiar wrócić na Szatana. Na szczyt prowadzą też inne ciekawe drogi, na czele ze słynną Granią Baszt, stanowiącą atrakcyjne wyzwanie nie tylko dla bardzo doświadczonych taterników. Jeśli więc moje górskie umiejętności nadal będą się systematycznie rozwijać, może zawitam na niej już nawet w przyszłym sezonie.
Szatan ma to coś. Lekka, widokowa, krótka i łatwa trasa, z kapitalnym widokiem ze szczytu. No może z wyjątkiem tego fragmentu z głazem, który trzeba obejść „na misia” lub dołem. I tu takie moje spostrzeżenie. Tablicą ku pamięci osoby, która tam się zabiła (przy obejściu), obrazuje potęgę gór. Dlatego mając do dyspozycji obejścia, zawsze wybieram taki wariant. Może to pójscie na łatwiznę, może lenistwo, może tchórzostwo. W każdym razie subiektywnie zalecam obchodzenie tego miejsca dołem.
Moim zdaniem, to zależy od warunków. W dobrych można iść trudniejszym, przy gorszych ja sam też nie lubię ryzykować i wybieram łatwiejsze warianty.
No jestem pod wrażeniem: bardzo konkretny i fachowy opis drogi, piękne zdjęcia.
Proszę o więcej
Dzięki!
A więcej się tworzy cały czas ;)
Tak prosimy zwłaszcza te zdjęcia z oznaczeniem trasy mega dobra robota. Dzieki
Przydatny opis.A ile czasu zajęła cała trasa?
Hej, jeśli nie pisze w tekście, to niestety, przejście było już na tyle dawno, że nie pamiętam. Ale na pewno nie jest to trasa na cały dzień.