Lodowa Przełęcz i Czerwona Ławka zimą (plus Strzelecka Turnia)
Dwie popularne przełęcze i jeden niewielki, położony poza szlakiem szczyt. Choć pierwotny plan tego wyjazdu się nie powiódł, i tak przekuliśmy dzień w niemały sukces, odwiedzając kilka naprawdę ładnych miejsc. Gotowi na trochę zimowej eksploracji dolin Staroleśnej i Pięciu Stawów Spiskich? Jeśli tak, to zapraszam do przeczytania tej relacji.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
To drugi dzień naszego weekendowego wypadu na Słowację. Po udanym wejściu na Kieżmarski Szczyt w sobotę, spędzamy noc w jednym z popradzkich pensjonatów, gdzie mamy nadzieję zregenerować siły przed kolejnym dniem. Oryginalnie, celem na niedzielę miał być Lodowy Szczyt. Jak jednak widać po tytule artykułu, sprawy ułożą się nieco inaczej. O tym jednak w dalszej części tekstu.
Lodowa Przełęcz, Czerwona Ławka i Strzelecka Turnia zimą – podstawowe informacje
Lodowa Przełęcz znajduje się na głównej grani Tatr, w słowackiej części tych gór. Leży pomiędzy Małym Lodowym Szczytem a Lodową Kopą i oddziela od siebie Dolinę Jaworową oraz Dolinę Pięciu Stawów Spiskich. Lodowa Przełęcz wznosi się na wysokość 2372 metry, co czyni ją najwyższym tego typu miejscem dostępnym po znakowanym szlaku.
W okresie zimowym, czyli od 1 listopada do 15 czerwca, prowadząca przez Lodową Przełęcz trasa jest dla „zwykłych” turystów zamknięta. Chodzić mogą tam tylko skiturowcy oraz wpinacze, jeśli jest to dla nich dojście do jakiejś trudniejszej drogi. Złamanie zakazu może skutkować zawróceniem przez strażnika i mandatem w wysokości kilkudziesięciu euro. W praktyce, przełęcz i tak jest regularnie odwiedzana.
Czerwona Ławka jest położona kawałek dalej. Tym razem na jednej z bocznych grani, choć też w pobliżu Małego Lodowego Szczytu. Po drugiej stronie przełęczy znajduje się niewielka turnia o nazwie Spąga, a jej zbocza opadają do Doliny Staroleśnej oraz Pięciu Stawów Spiskich. Wysokość Czerwonej Ławki to 2305 metrów, a status prawny jest podobny, jak w przypadku Lodowej Przełęczy. Zimą zamknięta, jednak często odwiedzana zarówno przez pieszych, jak i narciarzy.
Strzelecka Turnia jest z kolei niewielkim, wznoszącym się 2130 metrów szczytem, położonym pośrodku górnego piętra Doliny Staroleśnej. Nie prowadzi tam żaden szlak turystyczny, jednak ze względu na położenie blisko żółtej trasy na Czerwoną Ławkę, czasem ktoś zdecyduje się tam zajrzeć. Ściany Strzeleckiej Turni cieszą się też pewną popularnością wśród wspinaczy.
Pod względem trudności, zimą kluczowe znaczenie mają panujące danego dnia warunki. Jeśli są odpowiednie, to na Strzelecką Turnię można się dostać łatwo i w dosłownie parę minut od zejścia ze szlaku (zimą oczywiście zamkniętego). Zagrożenie lawinowe jest niewielkie, trudności techniczne też praktycznie nie występują. No, może na ostatnich metrach przy wejściu na skały tworzące wierzchołek, ale z tym raczej każdy sobie poradzi.
Lodowa Przełęcz również nie powinna stwarzać dużych problemów, choć ta trasa wymaga już nieco zimowego doświadczenia i umiejętności oceny warunków. Zagrożenie lawinowe jest realne, podejście pod koniec dość strome, a szlak nie zawsze będzie przetarty.
Latem, szlak prowadzący przez Czerwoną Ławkę uchodzi za jeden z najtrudniejszych w słowackiej części Tatr. Sporo tam łańcuchów, klamer, niedawno powstała też via ferrata. Zimą, może być więc jeszcze trudniej, albo… znacznie łatwiej. Wszystko zależy od ilości śniegu i stopnia jego związania z podłożem. Jeśli trafi się w odpowiedni dzień, można tam po prostu wejść po stromych, śnieżnych stopniach. Choć z drugiej strony, są i dni, gdzie przetarcie tej trasy będzie niemożliwe albo skrajnie ryzykowne ze względu na zagrożenie lawinowe.
Aby wejść w dowolne z tych miejsc, konieczne będzie odpowiednie przygotowanie do wycieczki. Z pewnością przydadzą się raki i czekan (może być turystyczny), nie zaszkodzi również kask. Ze względu na przepisy o płatnym ratownictwie, warto także wykupić odpowiednią polisę ubezpieczeniową – i to najlepiej taką, która zadziała również na terenach nieudostępnionych dla turystów.
Zimowe wejście na Lodową Przełęcz, Czerwoną Ławkę i Strzelecką Turnię – relacja z wycieczki
Dojazd do szlaku
Po noclegu w Popradzie, z łóżek zrywamy się około 5:00. Nim jednak wszyscy się zbiorą, spakują, coś zjedzą i tak dalej, mija dobre półtorej godziny. W końcu schodzimy jednak na parking, wrzucamy rzeczy do samochodu i ruszamy w stronę Tatr.
Po trwającej kilkanaście minut jeździe na północ, docieramy do tak zwanej Drogi Wolności. Tam skręcamy w lewo i już po chwili jesteśmy w centrum Starego Smokowca. Teraz zostaje tylko znaleźć jakieś miejsce postojowe i można ruszać na szlak.
Dojście do Doliny Pięciu Stawów Spiskich
Auto zostawiamy na górnym parkingu przy hotelach. Zabieramy część rzeczy z bagażnika i udajemy się w stronę trasy oznaczonej na niebiesko. Idziemy nią parę minut, po czym kontynuujemy marsz częściowo leśną ścieżką, prowadzącą w bliskiej odległości od torów. Alternatywą byłoby po prostu pójście zielonym szlakiem, jednak ta opcja jest chyba nieco dłuższa i z pewnością mniej przyjemna.
Po upływie 20-kilku minut docieramy do zabudowań popularnego ośrodka Hrebienok. Tam standardowo robimy chwilę przerwy na jakieś szybkie przekąski, po czym zaczynamy zejście w dół Doliny Zimnej Wody. W to miejsce prowadzi nas oznaczony na czerwono fragment długodystansowej Magistrali Tatrzańskiej.
Kawałek dalej, na skrzyżowaniu kilku szlaków wciąż idziemy zgodnie z kolorem czerwonym. Od tego miejsca dołącza też zielony. Razem przekraczają mostek nad Staroleśnym Potokiem i zaczynają wspinać po pobliskim zboczu. Podejście jest łagodnie, a także pozwala się cieszyć coraz ciekawszymi widokami na okolicę.
Gdzieś po drodze mijamy niewielki wodospad, potem stopniowo zagłębiamy się w lesie. W końcu docieramy pod schronisko noszące nazwę Chata Zamkowskiego, gdzie żegnamy się z trasą czerwoną. Resztę podejścia w stronę Doliny Pięciu Stawów Spiskich będziemy pokonywać szlakiem zielonym.
Minąwszy budynek podchodzimy jeszcze chwilę w terenie zalesionym, potem roślinność zaczyna się przerzedzać. Wkrótce trafiamy na bardziej płaski odcinek doliny, gdzie występują odstępstwa od letniego przebiegu trasy. Zimowy biegnie nieco po lewej stronie, bliżej dna doliny.
Nieco niepokoi nas pogoda. Fakt, miało być częściowe zachmurzenie, ale tu jest po prostu ponuro. Nad naszym pierwotnym celem zalegają chmury, a ponadto nie wiemy, kiedy ostatni raz ktokolwiek się tam zapuszczał. Tu po raz pierwszy zaczynamy myśleć o zmianie planów.
Po pewnym czasie dochodzimy do końca płaskiego odcinka. Przed nami dobre 300 metrów podejścia po stromym, choć przedeptanym przez setki osób zboczu. Zakładamy raki, przygotowujemy resztę niezbędnego sprzętu i zaczynamy się wspinać.
Podejście trochę się ciągnie, choć nie jest jakoś szczególnie wymagające. Ot, trzeba po prostu stawiać kolejne kroki i zdobywać metr po metrze. Idzie całkiem sprawnie, więc w końcu docieramy do miejsca, gdzie nachylenie spada, a ścieżka zaczyna zakręcać lekko w prawo.
Za zakrętem nachylenie znów rośnie. Przed nami ostatnie podejście – również umiarkowanie strome, choć już zdecydowanie krótsze. Kończy się dosłownie po paru minutach, wraz z dotarciem w okolice Chaty Teryego. To najwyżej dostępne schronisko, do jakiego można dotrzeć w Tatrach zimą.
Chyba pora na jakieś decyzje. Lodowy Szczyt nadal w chmurach, w stronę góry nie ma żadnych śladów, a ponadto, na zboczu pod Lodowym Zwornikiem zalega sporo śniegu. To nie są dobre warunki na takie wejście. Chyba przełożymy próbę na inną okazję.
Oczywiście, nie będzie to oznaczać odwrotu. Pogoda powinna się niedługo poprawić, a w okolicy nie brakuje przecież atrakcyjnych celów. Trzeba tylko znaleźć coś, co zadowoli całą ekipę (albo chociaż pozwoli uformować jakieś sensowe podgrupy). Baranie Rogi? Część z nas była niedawno, więc szkoda powtarzać. Spiska Grzęda? Brzmi fajnie, ale też nie ma śladu i nie do końca znamy drogę. To może Durny Szczyt? Ślad jest, ale oprócz mnie raczej nie ma chętnych, by się na to porywać. Czerwona Ławka? Chyba za łatwo, lepiej coś poza szlakiem…
W końcu ktoś proponuje Lodową Kopę. I to jest strzał w dziesiątkę, na który wszyscy reagują z entuzjazmem. Ponad 2600, poza szlakiem i letnią wyceną 0+. Może być ciekawie!
Lodowa Przełęcz zimą – wejście przez Dolinkę Lodową
Zostawiamy schronisko za sobą i ruszamy w stronę Dolinki Lodowej. To stamtąd będziemy wchodzić na Lodową Przełęcz, a z niej atakować Lodową Kopę. Podejścia będzie sporo, być może również z jakimś przecieraniem. Zaraz się wszystko okaże.
Letni wariant do Dolinki Lodowej prowadzi przez Pięciostawiańską Kopę. Zimę nie widzimy jednak większego sensu się tam pchać. Lepiej zejść nieco niżej i obejść to wzniesienie od lewej strony. Dystans może nieco większy, ale wydaje się bezpieczniej.
Tę część trasy trochę improwizujemy. Do podstawy grzbietu schodzimy jakimś mało optymalnym wariantem, potem zbliżamy się do skał i zaczynamy jest okrążać. Ślady po innych turystach istnieją, ale zdecydowanie więcej jest tu odcinków nart.
U wylotu dolinki znajduje się niewielki próg, przez który musimy podejść. Nie jest jednak zbyt stromy, więc mimo grząskiego śniegu dość szybko sobie z nim radzimy. Później lekko skręcamy w prawo i zyskujemy podgląd na całe otoczenie. Z tego miejsca dobrze widać zarówno Czerwoną Ławkę, jak i Lodową Przełęcz. Na tę pierwszą podchodzi już parę osób, natomiast druga wydaje się nieprzetarta. No cóż, najwyżej sami będziemy musieli założyć tam ślad.
Dalsza część drogi na Lodową Przełęcz wydaje się prosta. Należy po prostu iść łagodnie wznoszącym się dnem doliny, aż do miejsca, gdy zrobi się stromiej, a potem pokonać resztę zakosami. Brzmi łatwo, jednak praktyka okazuje się trudniejsza. Dziś jest dość ciepło, więc śnieg z czasem staje się coraz bardziej miękki. W nieprzetartym terenie, nie idzie się więc zbyt dobrze.
Wkrótce okazuje się jednak, że będziemy mieć pomoc. Gdy wchodzimy głębiej w dolinkę, dostrzegamy jednego mężczyznę, który z nartami na plecach też zmierza z Lodową Przełęcz. Wkrótce docieramy do jego śladów (przyszedł chyba nieco innym wariantem niż my) i już w łatwiejszych warunkach zbliżamy się do bardziej stromego odcinka szlaku.
Po zboczu zaczynamy podchodzić zakosami. Początkowo dość szerokimi, potem coraz węższymi. Sam pewnie poszedłbym wprost do góry, ale skoro ktoś zakłada ślad, to szkoda byłoby nie skorzystać. Szczególnie, że w śnieg obok noga może wejść aż po kolano.
Z czasem zbocze się zwęża i robi trochę bardziej strome. Rożnice są jednak małe, a samo nachylenie nie jest tu żadnym zagrożeniem. Po prostu trzeba włożyć w to podchodzenie trochę wysiłku.
W pewnej chwili zbocze się kończy, a my wychodzimy na szeroką przełęcz z naprawdę fajnymi widokami. Największe wrażenie robi na mnie Jaworowy Mur, choć ciekawe krajobrazy są też po stronie Doliny Pięciu Stawów Spiskich, w kierunku Lodowej Kopy, a także grani ciągnącej się ku Małemu Lodowemu Szczytowi.
Po chwili przerwy postanawiamy ruszać dalej, w stronę szczytu Lodowej Kopy. Szybko zauważamy, że śniegu jest tam znacznie mniej niż na podejściu na przełęcz, co napawa nas optymizmem. Śladów co prawda nie ma, ale kojarzymy przebieg drogi, więc jakoś powinniśmy dać radę.
Pierwsze minuty nie przynoszą problemów. Dopiero, gdy teren zaczyna się wznosić, trudności mocno wzrastają. Ten przewiany śnieg prawie w ogóle nie jest związany! Raki wchodzą albo do samej skały, albo innej, bardzo twardej warstwy. Poruszanie się w takim terenie na pewno nie jest ani łatwe, ani szczególnie bezpieczne. Przez chwilę idziemy jeszcze z nastawieniem, że po prostu będzie trzeba „powalczyć”, ale potem decydujemy się odpuścić. Dalej będzie jeszcze stromiej, a schodzenie na pewno przyniesie jeszcze więcej problemów niż droga do góry. Pora na odwrót.
Zejście z Lodowej Przełęczy
Wraz z Markiem szybko schodzimy na przełęcz. Pozostała trójka upiera się, by jeszcze popróbować, jednak kilkanaście metrów dalej też zawrócą. Jednak ten moment na spore znaczenie dla dalszej części wycieczki. Ekipa podzieli się na dwie części: nasza dwójka będzie jeszcze chciała szukać innych celów, reszta zrobi dłuższą przerwę i zejdzie do Starego Smokowca tą samą drogą.
Ok, my działamy od razu. Południe dawno już minęło, ale marcowe dni są wystarczająco długie, by móc działać jeszcze długo. Postanawiamy, że spróbujemy teraz wejść na Czerwoną Ławkę, a jeśli to się uda, to może również zejść do Doliny Staroleśnej.
Zejście z Lodowej Przełęczy idzie nam znacznie szybciej niż droga pod górę. Wcześniej śnieg był męczący, teraz pozwala na szybkie i wygodne zbieganie. Całą wysokość stromego zbocza wytracamy w parę pojedynczych minut. Później, gdy robi się bardziej płasko, nasze tempo zwalnia, jednak do skrętu na Czerwoną Ławkę nie jest już daleko.
Wejście na Czerwoną Ławkę zimą
Przez moment próbuję jakiegoś skrótu, który pozwoliłby szybciej zbliżyć się do zbocza pod Czerwoną Ławką, jednak w końcu odpuszczam. Śnieg jest głęboki, a nachylenie rośnie, więc nieszczególnie warto to kontynuować. Skręcam w lewo i zaczynam schodzić do ścieżki, którą niedawno tu wydeptaliśmy.
Dotarłszy do śladów odbijam w prawo i idę kawałek w dół Dolinki Lodowej. Chwilę później stoimy z Markiem przy skręcie w stronę przełęczy. Dziś serio nie wygląda to źle. Mamy sporo stopni, twardy śnieg (kompletnie inny niż pod Lodową Przełęczą) i w sumie nie tak dużo do podejścia. Powinno się udać.
Przez pierwszych parę minut niemal nie czujemy trudności. Idziemy jak po schodach, i to nawet nieszczególnie stromych. Dopiero później nachylenie zaczyna rosnąć, choć wciąż nie sprawia nam żadnych problemów. Gdzieś po prawej stronie możemy też dostrzec wystające spod śniegu łańcuchy oraz stalowe linki via ferraty.
Stopniowo, trasa coraz bardziej zawija w prawo. Nachylenie wciąż rośnie i muszę przyznać, że w tej górnej części żlebu da się już odczuć „powagę” terenu. Trzeba nieco zwolnić i zwiększyć ostrożność, bo ewentualny upadek byłoby ciężko wyhamować.
Chwilę później jesteśmy już na przełęczy, pomiędzy niemal pionową ścianą Spągi, a pełnym śladów zboczem Małego Lodowego Szczytu. Pewnie dałoby się tam bez większych problemów wejść, jednak byłem dosłownie kilka miesięcy temu, więc postanawiamy inaczej zagospodarować pozostały czas.
Zejście do Doliny Staroleśnej
Po spędzeniu dłuższej chwili na Czerwonej Ławce, postanawiamy podejść jeszcze na Strzelecką Turnię. Jest blisko drogi zejściowej, ma niebieski trudności, a ponadto, żaden z nas nigdy tam nie był, więc warto będzie wykorzystać okazję.
Zbocze po stronie Doliny Staroleśnej jest wyraźnie mniej strome, niż to od Dolinki Lodowej. Z drugiej jednak strony, jest znacznie bardziej oświetlone, co skutecznie rozmiękcza zalegający śnieg. Schodzi się więc mniej wygodnie, nie ma co liczyć na stopnie, choć konsekwencje ewentualnego upadku na pewno nie będą zbyt duże.
Opuściwszy siodło przełęczy przechodzimy przy kilku skałach po lewej stronie, potem ruszamy w dół zbocza i przez parę pojedynczych minut wytracamy wysokość. Wygodniej nam trzymać się lewej strony, a na prawą przejść dopiero pod koniec tego odcinka, gdzie będzie trzeba skręcić poniżej dobrze widocznych skał.
Będąc już pod skałami poruszamy się w terenie o znacznie mniejszym nachyleniu. Przed chwilę idziemy pod ścianą Małego Lodowego Szczytu, potem zawijamy w lewo i kontynuujemy obniżanie się. Trudności tu nie ma, jednak ślad musimy zakładać samodzielnie – innych pieszych w dolinie nie stwierdzono, choć skiturowców raczej nie brakuje.
Strzelecka Turnia – wejście zimą
W pewnej chwili jesteśmy już niemal na wysokości skrętu na grań. Tam odbijamy w lewo i ruszamy na jej szeroki początek. Znów jest pod górę, jednak nachylenie jest łagodne i raczej nie spowoduje u nikogo zmęczenia.
Jak widać na powyższym zdjęciu, tu też ciężko o odciski ludzkich stóp. Są za to ślady nart, jednak idąc po nich i tak się zapadamy. No trudno, droga nie jest długa, więc bez problemu damy radę.
Z czasem grań lekko się zwęża, jednak ekspozycja i tak nie jest duża. Trzeba tylko nieco uważać na nawisy po lewej stronie. Tam zaliczamy też niewielkie podejście, za którym odsłaniają się już skały tworzące wierzchołek. Przez chwilę do nich podchodzimy, a następnie wdrapujemy się tam bez żadnych trudności. Strzelecka Turnia zdobyta – jak widać, dość szybko i sprawnie.
Choć sam szczyt nie jest szczególnie wybitny, rozciąga się z niego bardzo ciekawa panorama. Leży w środku doliny i niemal ze wszystkich stron otacza go coś wyższego, więc w sumie jest się czym zachwycić. Na mnie największe wrażenie zrobił Jaworowy Szczyt, ale akurat nim fascynuję się od dawna (i na pewno będzie obowiązkowym punktem programu na nadchodzące lato).
Powrót do Starego Smokowca
Po kilku, może kilkunastu minutach przerwy zaczynamy zejście. Z wierzchołka cofamy się tą samą, niezbyt długą granią, po czym odbijamy w lewo i zaczynamy się obniżać w stronę Zbójnickiej Chaty. Nie chcemy jednak docierać pod sam budynek – kawałek wcześniej znajduje się skrót, który pozwoli zaoszczędzić nieco czasu i sił w drodze powrotnej.
Torując szlak schodzimy przez niewielki, umiarkowanie stromy próg, po czym zbliżamy się do ściany Jaworowego Szczytu. Spędzamy przy niej krótką chwilę, a następnie odbijamy w lewo, na wspomniany wcześniej skrót. Nim przez moment trawersujemy tutejsze zbocze, potem ruszamy już prosto w dół doliny.
Ostatecznie, skrót i tak łączy się ze szlakiem. Potem, trzymając się dna doliny, obniżamy się jeszcze bardziej, schodząc w coraz mocniej zarośnięty teren. Końcówkę doliny pokonujemy wręcz lasem, który skutecznie przesłania większość widoków.
Po pewnym czasie, niebieski szlak dobiera końca. Na skrzyżowaniu z innymi trasami wybieramy kolor czerwony i nim przez kilkanaście minut podchodzimy w stronę Hrebienoka. Pod budynkiem czekamy chwilę na resztę ekipy, po czym wspólnie, używając tej samej ścieżki przy torach, co rano, schodzimy na parking. W tym miejscu miejscu kończymy przejście i zaczynamy powrót do Polski.
Lodowa Przełęcz, Czerwona Ławka i Strzelecka Turnia zimą – podsumowanie
Czy to była udana wycieczka? Wedle pierwotnych założeń, chcieliśmy zdobywać Lodowy Szczyt. Niestety, po ocenie warunków zrezygnowaliśmy bez nawet zbliżenia się do góry. Planem B była Lodowa Kopa, jednak tam wycofaliśmy się po przejściu niecałych 100 metrów. Fakt, nawet wtedy udało się znaleźć jakieś cele rezerwowe, jednak z pewnością czuliśmy po tym wszystkim pewien niedosyt.
Głupio byłoby jednak się tym wszystkim przejmować. Taka właśnie jest zima: plany i ambicje do jedno, lecz warunki skutecznie je weryfikują. Nie ma co żałować, lepiej cieszyć się z choćby połowicznego sukcesu i bezpiecznego powrotu. Na ponowne spróbowanie Lodowego też zresztą przyjdzie czas.
A co do faktycznie odwiedzonych miejsc, to muszę przyznać, że choć większość z nich dobrze znam z letnich przejść, miło było wrócić tam zimą. Zarówno Lodowa Przełęcz, jak i Czerwona Ławka okazały się stosunkowo łatwe, choć oczywiście sporą zasługę miały w tym założone przez innych ślady. W innej sytuacji, pewnie męczylibyśmy się trochę bardziej, albo po raz kolejny musieli zawrócić. Szczerze polecam też odwiedzenie Strzeleckiej Turni, która choć niepozorna, oferuje naprawdę ładne widoki na otoczenie Doliny Staroleśnej.