Spiska Grzęda – wejście od Doliny Pięciu Stawów Spiskich
W otoczeniu Doliny Pięciu Stawów Spiskich znajduje się wiele z najwyższych i najbardziej pożądanych gór w Tatrach: Łomnica, Durny Szczyt, Baranie Rogi, Lodowy Szczyt czy Pośrednia Grań. Są jednak i inne miejsca – mniej popularne, choć wciąż ciekawe i warte uwagi. I właśnie do takich należy opisywana tu Spiska Grzęda.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
W ciągu obecnego, a także wcześniejszego sezonu, kilka razy zdarzało mi się jeździć w Tatry „przed pracą”. Wyruszyć wczesną nocną, wystartować z parkingu parę godzin przed wschodem słońca i zdobyć górę niedługo po świcie. Takie podejście, w połączeniu z elastycznymi godzinami pracy, pozwalało mi wykonać jeszcze trochę zawodowych obowiązków w drugiej części dnia oraz oszczędzać cenny urlop.
Teraz postawiłem na odwrotną koncepcję: najpierw praca, potem góry. Chciałem zacząć możliwie wcześnie, skończyć około południa, a potem w miarę sprawnie dotrzeć w Tatry i wejść na jakiś szczyt jeszcze przez zachodem słońca. Przy letnich, dość długich dniach, jest to jak najbardziej wykonalne.
Spiska Grzęda – co warto wiedzieć
Spiska Grzęda znajduje się na Słowacji, na jednej z bocznych grani Tatr Wysokich. Po jej północnej stronie leży Dolina Dzika, po południowej rozciąga się Dolina Pięciu Stawów Spiskich. Szczyt posiada dwa, leżące blisko siebie wierzchołki, z których wyższy mierzy 2481 metrów.
Aby wejść na Spiską Grzędę należy albo udać się na wycieczkę z licencjonowanym przewodnikiem, albo być członkiem któregoś z klubów wysokogórskich i tak ułożyć trasę, by zawierała ona element wspinaczkowy o trudnościach co najmniej III w skali UIAA. W innym przypadku, można narazić się mandat za naruszenie przepisów TANAP-u oraz zawrócenie z trasy.
Dróg prowadzących na Spiską Grzędę jest co najmniej kilka, o zróżnicowanym stopniu trudności. Jedną z najłatwiejszych jest ta przedstawiona w niniejszym tekście, prowadząca z okolic Chaty Teryego, przez Spiski Kocioł, Spiskie Spady oraz Wyżnią Spiską Przełączkę. Generalnie, jest ona wyceniona na 0+, choć ze względu na mnogość wariantów przejścia przez Spiskie Spady nietrudno trafić na trudniejsze miejsca. Wariant, który opiszę, będzie bliższy wycenie I (na krótkim odcinku), choć łatwiejszy orientacyjnie niż inne. Trafienie na ten szczyt nie jest bowiem rzeczą trywialną i wymaga dobrej znajomości pokonywanego terenu.
Od zejścia ze szlaku (w okolicach schroniska) do wejścia na wierzchołek pokonuje się niecałe 500 metrów przewyższenia. Na przejście w obie strony dobrze założyć około 3 godzin, choć wiadomo, że w zależności od kondycji, może pójść szybciej lub wolniej.
Co do sprzętu, w dobrych warunkach asekuracja raczej nie będzie wymagana. Wystarczy więc kask, dobre buty i odpowiednia odzież. Wskazane jest także ubezpieczenie (działające też poza szlakiem!), bowiem górskie akcje ratunkowe na Słowacji potrafią słono kosztować.
Wejście na Spiską Grzędę – relacja z wycieczki
Dojazd do szlaku
Z Krakowa wyruszamy około południa. Jedziemy we dwójkę, z Ulą, którą znam już choćby z zimowego wejścia na Pośrednią Grań. O tej porze, opuszczenie miasta nie jest już tak proste, jak nocą. Trzeba trochę odstać w korkach, choć ostatecznie, udaje nam się dostać na Zakopiankę i ruszyć nią w stronę Nowego Targu.
Nim jednak dotrzemy do podhalańskiej stolicy, musimy się przemęczyć w jeszcze kilku innych korkach. Później, po odbiciu na przejście graniczne w Jurgowie, ruch staje się bardziej płynny. Szybko docieramy na teren Słowacji i tam przez jakiś czas objeżdżamy Tatry – najpierw od wschodu, później kawałek od południa. W końcu docieramy do miejscowości Tatrzańska Leśna, gdzie parkujemy samochód w jednej z przydrożnych zatoczek.
Podejście do Doliny Pięciu Stawów Spiskich
Wysiadamy, zabieramy plecaki i ruszamy w stronę żółtego szlaku, który zaczyna się kawałek dalej. Po odszukaniu oznaczeń, skręcamy na północ i zaczynamy przejście przez Dolinę Suchej Wody. Zdecydowanie, nie jest to najkrótszy wariant prowadzący do Doliny Pięciu Stawów Spiskich, jednak naszym zdaniem, dla darmowego parkingu warto przespacerować się nieco dłużej.
Praktycznie od samego początku poruszamy się lasem, po wygodnej ścieżce, czasem przechodzącej w kamienny chodnik. Po chwili, przy szlaku pojawia się strumień (o mało zaskakującej nazwie Zimna Woda), który będzie nam towarzyszył przez większość tego odcinka.
Generalnie, nachylenie trasy nie jest tu duże, więc szybko pokonujemy kolejne kilometry. Czasem mijamy niewielki wodospad, kiedy indziej trafiamy na fragment z ładnymi widokami na wyrastające w oddali szczyty (jak na przykład ten na zdjęciu powyżej). Ja idę dziś tym szlakiem po raz pierwszy, więc o nudzie i monotonii nie ma mowy.
Wkrótce zaczyna się odcinek, gdzie mieszają się szlaki różnych kolorów. Najpierw dołącza zielony, ciągnący się tu od Hrebienioka. Potem kończy się żółty, a jego miejsce zajmuje niewielki, mający swój początek z Tatrzańskiej Łomnicy i prowadzący do Doliny Staroleśnej. My, od tej pory, zamierzamy się trzymać zielonego, którym chcemy się dostać w okolice Chaty Teryego w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich.
Na kolejnym etapie czeka nas podejście pod Chatę Zamowskiego. Tu pod nogami wciąż mamy niezłej jakości chodnik, prowadzący po niezbyt stromym zboczu z niezłym widokiem na przebytą wcześniej dolinę.
Po około pół godzinie docieramy do budynku, gdzie urządzamy sobie parę minut przerwy. Następnie ruszamy dalej. Przez chwilę podchodzimy lasem, później wśród kosówki wchodzimy na otwarty i w miarę płaski teren Doliny Małej Zimnej Wody.
Stromiej robi się dopiero pod koniec, gdzie do przejścia jest ponad 300-metrowy próg. Odcinek jest dość wymagający kondycyjnie, jednak oferuje też ładne widoki na okoliczne szczyty oraz pobliski wodospad Złota Siklawa. Po drodze jest także krótkie wypłaszczenie, pozwalające chwilę odpocząć.
W końcu szlak ponownie robi się płaski. Próg zostaje za nami, a naszym oczom ukazuje się przepiękne otoczenie Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Myślę, że jest to jedna z ładniejszych tatrzańskich dolin, praktycznie ze wszystkich stron otoczona jakimiś olbrzymami. Wśród nich, Spiska Grzęda wydaje się dość niepozorna i niekoniecznie sprawa wrażenie najciekawszego z celów w okolicy.
Spiska Grzęda – wejście od Doliny Pięciu Stawów Spiskich
Przy tym schronisku robimy sobie kolejny, tym razem nieco dłuższy postój. Można odpocząć, coś zjeść, a przede wszystkim, przyjrzeć dalszej drodze. Z tej perspektywy wydaje się łatwa, choć wiem, że potem, przez większość czasu wierzchołek będzie poza zasięgiem wzroku. W takich sytuacjach lepiej dobrze znać kolejne punkty orientacyjne.
W końcu jesteśmy gotowi, by ruszyć dalej. Skręcamy na północ i przechodzimy przez pobliski potok. Dogodnych miejsc nie brakuje, więc po prostu wybieramy jedno z leżących blisko nas.
Na kolejnym odcinku obchodzimy Pośredni Staw Spiski. Do wyboru jest opcja tuż przy wodzie, albo nieco wyżej, z późniejszym zejściem. Wybieramy to drugie, częściowo z niewiedzy, że jednak da się jakoś przejść tam niżej. Wracać będziemy z użyciem pierwszej opcji.
Za stawem wchodzimy na trawki i przez chwilę idziemy nimi w stronę masywu Baranich Rogów. Trwa to jednak tylko chwilę. W pewnym momencie, po dotarciu do końca krótkiego, skalnego „murku”, skręcamy w prawo i wchodzimy na teren Spiskiego Kotła.
Tak właściwie, Spiski Kocioł ma aż trzy poziomy. Ten dolny, do którego obecnie się kierujemy opisano po prostu jako Spiski Kocioł. Wyżej, ponad stromymi Spiskimi Spadami znajduje się Pośredni Spiski Kocioł, a jeszcze wyżej, za kolejnym progiem, rozciąga się Wyżni Spiski Kocioł.
Przez najniższą część kotła idziemy terenem częściowo trawiastym, jednak im wyżej, tym więcej pojawia się tam kamieni. Jako, że teren odwiedzany jest raczej rzadko, nie jesteśmy w stanie wypatrzeć ani kopczyków, ani nawet śladów wyraźnej ścieżki. Być może są gdzieś dalej, choć z drugiej strony, ten odcinek jest dość intuicyjny, więc żadne dodatkowe wskazówki nie są nam potrzebne.
Obecnie, nasz kierunek marszu wyznacza widoczny na powyższym zdjęciu płat śniegu. Znajduje się on pod stromym uskokiem żlebu opadającego z Małej Durnej Przełęczy. Chcemy dojść w okolice lewej krawędzi płatu, pod prawy kraniec Spiskich Spadów. Tam zaczniemy przejście przez jeden z możliwych wariantów prowadzących przez tę formację.
Z czasem teren pod nogami składa się już wyłącznie z kamieni. Idziemy po nich jeszcze przez moment, aż docieramy do skał tworzących Spady. Jak wspominałem, można je przejść na kilka sposobów. My wybieramy wariant, który wydaje się najłatwiejszy orientacyjnie, choć niekoniecznie jest tym najprostszym technicznie.
Na końcu Spadów, już z oddali można dostrzec długą, skośną rysę. To nią będziemy się wspinać w kierunku Pośredniego Spiskiego Kotła. Trudności sięgną I, miejscami będzie też krucho, jednak osobiście, wolę takie problemy niż popołudniowe błądzenie w nieznanym terenie.
Dochodzimy do podstawy rysy i odbijamy do góry. Tu po raz pierwszy mamy okazję używać rąk. Teren jest „zeroplusowy”, choć stromy i składający z gładkich głazów, więc trzeba być ostrożnym.
Kilka ruchów i jesteśmy na półce ponad pierwszym odcinkiem. Z niej dostrzegamy inny prowadzący tu wariant, z którego zamierzamy skorzystać w drodze powrotnej. Póki co, kontynuujemy jednak podejście, kierując się na dobrze widoczny, stromy komin.
Parę następnych metrów pokonujemy po w miarę łatwych głazach. Za nimi wchodzimy do pochyłego komina z gładką płytą po lewej stronie. To właśnie tu znajduje się najtrudniejsze miejsce całej dzisiejszej drogi. Przechodzimy je po prawej stronie, uważając na małe stopnie i kruche chwyty. Myślę, że wartość I jest dość uczciwą wyceną dla tego fragmentu.
Wyżej mamy jeszcze trochę stromego terenu, choć w nim trudności nie są już tak wysokie. Chwytów i stopni jest pod dostatkiem, jednak wciąż trzeba jednak uważać na kruszyznę.
Wkrótce teren zaczyna robić się częściowo trawiasty. Schodzimy nieco do lewej i wydostajemy się ponad komin. Tu trudności techniczne się kończą – reszta drogi będzie już w miarę łatwa, raczej niewymagająca zbyt częstego używania rąk.
Po wyjściu ponad Spiskie Spady trafiamy w teren, który niekoniecznie należy do najłatwiejszych orientacyjnie. Wierzchołka nie widać, a potencjalnych miejsc do dalszego marszu jest kilka. Na szczęście, wystarczy jeszcze nieco podejść i sytuacja stanie się jaśniejsza.
Ruszamy do przodu, ku widocznym na powyższym zdjęciu trawkom. Tam odbijamy w prawo i podchodzimy kawałek po spękanych skałach. Teren wydaje się kruchy i nieco „wredny”, ale w rzeczywistości idzie się nim dość dobrze.
Z tego miejsca, na tle grani widać charakterystyczną, tak jakby zaokrągloną kopkę. Po jej prawej stronie, znajduje się natomiast krótki, nieco kruchy żleb, którym dostaniemy się ponad próg, na teren Wyżniego Spiskiego Kotła.
Zbliżamy się do żlebu i zaczynamy przez niego przechodzić. Można środkiem, można nieco po lewej lub prawej. Trudności są tu na poziomie 0, więc i przyzwoitych wariantów nie brakuje.
Górna część żlebu zakręca w lewo. Gdy dostajemy się ponad niego, naszym oczom ukazuje się piarżysty teren Wyżniego Spiskiego Kotła oraz fragment grani. Stąd widać już wierzchołek, więc pod względem orientacji, dalsza proga powinna być bezproblemowa.
Na szczyt można się dostać na parę różnych sposobów. My wybieramy ten chyba najłatwiejszy (choć inne też jakieś trudne nie są), prowadzący przez Wyżnią Spiską Przełączkę. Ta znajduje się po lewej stronie kotła, blisko krawędzi widocznego fragmentu grani.
Na przełączkę podchodzimy trzymając się lewej strony piarżystego terenu. Tam jest nieco mniej krucho, trafiamy też na coś, co mogłoby przypominać fragment ścieżki. Generalnie, idzie się dość wygodnie, w typowo „zerowych” trudnościach.
Po dotarciu na Wyżnią Spiską Przełączkę odbijamy w prawo, ku dwóm, położonym blisko siebie wierzchołkom. Na tym odcinku grań obchodzimy z prawej strony. Trwa to parę minut, aż docieramy do miejsca, gdzie można odbić albo w lewo, na główny wierzchołek, albo w prawo, na ten nieco niższy.
Ja najpierw postanawiam wejść na główny. Idąca nieco za mną Ula chce z kolei sprawdzić ten drugi. Potem i tak będziemy się jeszcze przemieszczać między nimi.
Na kilku, może kilkunastu końcowych metrach trudności wzrastają to poziomu niezbyt trudnego 0+. W paru miejscach można sobie pomóc rękami, choć pewnie dałoby się wejść i tez tego. W końcu staję na szczycie, mając dookoła siebie całkiem niezłe widoki na okolicę, a także niezłą przepaść po północnej stronie.
Po krótkim pobycie w najwyższym punkcie góry, postanawiam przejść na drugi z wierzchołków. Najłatwiej byłoby to zrobić cofając się kawałek w stronę przełączki, a następnie idąc dalej poniżej grani (tak jak pokazane na jednym ze zdjęć powyżej), jednak ja wybieram grań. Trudności dochodzą tu do I (pod sam koniec), jest też nieco ekspozycji, jednak zabawa jest znacznie lepsza.
W tym miejscu dołączam do Uli, z którą po chwilę jeszcze raz przechodzę na pierwszy wierzchołek. Tam zostajemy trochę dłużej – robimy zdjęcia, jemy, pijemy, a także obserwujemy powoli zachodzące słońce. Dziś raczej nie możemy tu siedzieć do oporu.
Zejście ze Spiskiej Grzędy
W końcu zaczynamy wracać. Opuszczamy wierzchołek i ruszamy w stronę Wyżniej Spiskiej Przełączki. Na nią samą jednak nie wchodzimy, lecz chwilę wcześniej odbijamy w dół, na piarżyste podłoże Wyżniego Spiskiego Kotła.
W tym momencie kierujemy się na żleb, którym wchodziliśmy do tej części kotła. Trafić dość łatwo, w razie problemów pomaga średniej wielkości kopczyk – jedyny, jaki udało mi się wypatrzeć na całej trasie.
Wchodzimy do żlebu, a następnie obniżamy się przez jego kruchy i wymagający ostrożności teren. Sam wybieram tu wersję po prawej, gdzie nieco więcej jest skały z przyzwoitymi stopniami niż luźnych i łatwo wyjeżdżających kamieni.
Schodząc przez Pośredni Spiski Kocioł trzymamy się z kolei lewej strony, idąc niedaleko stromej ściany. Kierujemy się na widoczne kawałek dalej trawki, położone ponad Spiskimi Spadami. Przy dobrej widoczności, wypatrzyć je nietrudno, jeśli jednak pogoda będzie gorsza, teren może stać się nieco zagmatwany.
Docieramy do Spadów i ostrożnie wchodzimy w ich stromy, czujny teren. Początkowo schodzimy po prawej stronie komina, później już nim samym. Z pewnością, jest to najtrudniejszy odcinek zejścia, gdzie każdy ruch wymaga nie tylko wcześniejszego przemyślenia, ale i sprawdzenia jakości chwytów i stopni.
Dostawszy się na trawiastą półkę, znajdującą się nad dolną częścią Spiskich Spadów, postanawiamy pokonać resztę nieco innym wariantem, niż wchodząc. Odbijamy w lewo i kawałek stromego teremu obchodzimy szerokim łukiem po trawkach z prawej strony. Resztę pokonujemy po dużych, choć nietrudnych głazach, doprowadzających nas na kruchą część dolnego piętra kotła.
Przez parę minut schodzimy wyłącznie po kamieniach, później częściowo po trawkach. Kierujemy się na pobliski staw, bez szczególnego zamartwiania o najbardziej poprawny wariant. W dół to i tak tylko parę minut marszu.
Dotarłszy do wypłaszczenia w pobliżu stawu, skręcamy w lewo i kierujemy się na obejście wschodniego brzegu. Tym razem czynimy to po kamieniach, niemal tuż przy tafli. Chwilę później przecinamy strumień i jesteśmy przy schronisku.
Powrót na parking
Reszta zejścia odbywa się już po szlakach, choć przy zapadającym zmroku. Schodzimy przez próg poniżej Doliny Pięciu Stawów Spiskich, następnie przez w miarę płaską część Doliny Małej Zimnej Wody kierujemy się w stronę terenu zalesionego. Nim z kolei schodzimy ku kolejnemu schronisku, Chacie Zamkowskiego.
Spod Chaty, chodnikiem i po szerokich zakosach dostajemy się do skrzyżowania tras w Dolinie Zimnej Wody. Tą ostatnią idziemy najpierw za kolorem zielonym, potem żółtym. Na parking docieramy sporo po zachodzie słońca, jednak zupełnie bezproblemowo.
Spiska Grzęda – podsumowanie wycieczki
Choć mało znana, Spiska Grzęda zrobiła na mnie naprawdę niezłe wrażenie. Szczyt jest całkiem fajnie położony, droga ciekawa, niebanalna orientacyjnie i niemal zupełnie „dzika”, bez jakichkolwiek wskazówek pod postacią kopczyków czy wydeptanych ścieżek. Być może, właśnie dlatego tak mi się spodobało – bardzo lubię odwiedzać w górach miejsca, gdzie praktycznie pewnym jest, że przez cały dzień nikogo się nie spotka.
Jeśli natomiast chodzi o formę, to pierwszy raz byłem w Tatrach tak późno. Wiem, że są wśród turystów fani górskich zachodów słońca, jednak w trudnym, pozaszlakowym terenie zawsze patrzę na takie rzeczy inaczej. Wolę mieć pewien zapas czasu, na wypadek pobłądzenia czy jakichś nieprzewidzianych sytuacji. Tu jednak wszystko poszło gładko, więc ta „rezerwowa” godzina, którą dysponowaliśmy przed zapadnięciem zmroku okazała się niepotrzebna.
Widzę też inne różnicę między wyjściami „bardzo wcześnie” a „bardzo późno”. Latem, to drugie często oznacza podejście w upale oraz spore korki podczas dojazdu. Nie trzeba za to wcześnie wstawać, więc… co kto lubi. Dla mnie obie formy mają swoją wartość i pewnie będę je jeszcze nieraz stosował w przyszłości.
Hej Michał zrobiłem już wiele szlaków w Tatrach w przeszłym sezonie chciałbym zacząć coś łatwego poza szlakiem. Podasz tak 4 najłatwiejsze szczyty poza szalikiem w Tatrach wysokich
Pierwsze do głowy to przychodzą Niżnie Rysy :)
jeszcze łatwiej Mięgusz Czarny, potem Niżnie, potem pozostałe Mięgusze i Cubryna… a potem… cała Słowacja czeka
Ja w tym roku byłem na Niżnych Rysach, zdecydowanie fajna propozycja na start, łatwa i intuicyjna trasa.