Żabia Lalka – wejście najłatwiejszą drogą (opis trasy, trudności, zdjęcia)
To jedna z najbardziej znanych turni w polskiej części Tatr, a także popularny cel wśród początkujących wspinaczy. Na zdobywających ją śmiałków czekają nie tylko ciekawe trudności i piękne widoki z wierzchołka, ale i sporo ekspozycji, a także długie, niebanalne podejście pod samą ścianę.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Choć wejście na Żabią Lalkę było od jakiegoś czasu na liście moich celów wspinaczkowych, nie sądziłem, że dojdzie do niego jeszcze w tym roku. Szczerze mówiąc, nie czułem się jeszcze w pełni przygotowany, głównie pod kątem topograficznym. Sytuacja zmieniła się podczas szukania celów na trzydniowy, tatrzański wyjazd pod koniec października. Część szczytów mogła być wciąż zasypana śniegiem, a ja trafiłem na informację, iż Żabia Lalka jest jednym z „wytopionych” pewniaków. Szkoda było więc nie skorzystać z okazji.
Żabia Lalka – podstawowe informacje
Mierząca 2095 metrów Żabia Lalka znajduje się po polskiej stronie Tatr, niedaleko grani, którą przebiega granica ze Słowacją. Jest turnią o dość charakterystycznym kształcie, niektórym kojarzącym się właśnie z lalką (choć są i tacy, którym bardziej przypomina kręgla).
Żabia Lalka leży na terenie udostępnionym do uprawiania taternictwa, jednak nie prowadzą tam żadne szlaki turystyczne. Najbliższa znakowana trasa to czerwony szlak na Rysy, od którego zazwyczaj zaczyna się podejście. Wiele osób chodzi tam z przewodnikiem, choć wspinaczka jest legalna dla każdego, kto po prostu wpisze się do Książki Wyjść Taternickich i posiada odpowiednie umiejętności.
Najłatwiejsza droga na Żabią Lalkę prowadzi od południa, przez Przełączkę pod Żabią Lalką. Trasa posiada wycenę III i z reguły jest pokonywana na dwa wyciągi. Ze szczytu wykonuje się zjazd, najczęściej również na dwa razy, choć są też opcje na więcej. Na szczycie jest stałe stanowisko z łańcucha, stany pośrednie to pętle i repy. Resztę asekuracji trzeba dokładać samemu.
Jaki sprzęt warto zabrać na taką wspinaczkę? My używaliśmy wyłącznie pętli i friendów (łącznie było ich 7), choć pomocne mogą być także kości. Oprócz tego konieczny jest zestaw ekspresów, kilka karabinków, repy i inne standardowe rzeczy potrzebne przy wspinaczce. Co do butów, moim zdaniem warto mieć wspinaczkowe, choć niektórzy lubią pokonywać łatwiejsze drogi w podejściówkach.
Pod kątem orientacji, sam przebieg wspinaczki jest dość czyteln, ale samo dojście pod ścianę będzie wymagać niezłej znajomości okolicy. Od skrętu w okolicy Czarnego Stawu czeka nas około 2 godziny podejścia, w niekoniecznie łatwym terenie. Po drodze ścieżka czasem dzieli się na kilka wariantów, więc zdecydowanie lepiej wiedzieć, gdzie należy podchodzić. Pod koniec będzie też naprawdę dużo ekspozycji, choć już bez technicznych trudności.
Wejście na Żabią Lalkę – relacja ze wspinaczki
Dojazd i parkowanie
Ponieważ to przejście jest częścią dłuższego wypadu w Tatry, tym razem nie startujemy z Krakowa. Nocujemy w aucie na parkingu w Ździarze Strednicy, skąd rano przemieszczamy się najpierw w stronę Tatrzańskiej Jaworzyny, a następnie na Łysą Polanę. Tam parkujemy po słowackiej stronie granicy (koszt 5 euro za dobę), jemy śniadanie i dopiero później zaczynamy marsz w stronę Palenicy Białczańskiej.
Szlaki nad Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami
Dojście do granicy parku narodowego zajmuje nam kilkanaście minut. Tam stoimy chwilę w kolejce po bilety, a następnie ruszamy czerwonym szlakiem do Morskiego Oka. To długi, około 9-kilometrowy odcinek asfaltu z czterema opcjonalnymi skrótami. Raczej nikt za nim nie przepada, jednak jest to konieczność, aby w tej okolicy móc dostać się gdzieś wyżej.
Gdy w końcu docieramy nad największe z tatrzańskich jezior, robimy chwilę przerwy pod schroniskiem, po czym schodzimy do tafli jeziora i zaczynamy odchodzić go od wschodu. Można też wybrać nieco dłuższą, choć mniej popularną opcję od zachodu – obie i tak ostatecznie połączą się w okolicy skrętu na Czarny Staw pod Rysami.
Przy Morskim Oku spędzamy kolejnych kilkanaście minut. Gdy dochodzimy do rozdroża po drugiej stronie jeziora, odbijamy na wspomniany przed chwilą Czarny Staw i zaczynamy podejście. Do tej pory było łatwo, tu musimy już włożyć w marsz trochę wysiłku.
Po około 20 minutach podejścia mijamy charakterystyczny krzyż oraz podchodzimy do tafli kolejnego z tatrzańskich jezior. Tu jest nieco spokojniej, choć i tak ludzi jest zdecydowanie więcej niż kilka. Szybko odbijamy więc w lewo i jeszcze przez chwilę idziemy czerwonym szlakiem w stronę Rysów.
Podejście pod Żabią Lalkę
Miejsce zejścia ze szlaku jest dość charakterystyczne, jednak trzeba umieć wypatrzeć parę punktów orientacyjnych. Dla mnie zawsze najbardziej oczywistych jest kilka w miarę okrągłych płatów kosodrzewiny. To ostatnie na tym poziomie, w dodatku znajdujące się powyżej niewielkiego progu skalnego. Dalej jest natomiast dość równe, choć strome zbocze pełne piargów i trawek.
Gdy podchodzimy bliżej opisanego powyżej miejsca, musimy wybrać konkretny moment opuszczenia wygodnego chodnika. Myślę, że dość dobrze nadaje się miejsce tuż za kilkumetrowym, kamiennym murkiem, choć wcześniej może też kusić pełne głazów, wyschnięte koryto. Oba warianty ostatecznie doprowadzą w to samo miejsce, jednak będą się różnić komfortem podejścia.
Opuszczamy szlak i po umiarkowanie stromym zboczu zaczynamy nabierać wysokości. Trawki są suche, więc nie trzeba się szczególnie martwić o poślizgnięcie czy przemoczenie butów. W nawigacji pomagają dość gęsto porozmieszczane kopczyki, choć tak naprawdę, nie jest to trudny odcinek – należy się po prostu kierować na wspomniany próg z płatami kosodrzewiny, do którego podchodzi się kruchym terenem od prawej strony.
Po dotarciu na wysokość progu przechodzimy przez suche, pełne kamieni koryto i wdrapujemy się kilka metrów po bardziej stromym podłożu. Tam trafiamy na kruchą ścieżkę wśród trawek i z jej pomocą podchodzimy jeszcze kawałek.
Wkrótce zaczynamy się rozglądać na niezbyt oczywistym skrętem w prawo. Jeśli go przeoczymy, czeka nas podchodzenie nieprzyjemnym, trawiastym żlebem. Oba warianty ostatecznie się połączą, jednak pierwszy będzie zdecydowanie wygodniejszy.
Przez parę następnych minut podejście nie sprawia większych problemów, jednak już wkrótce docieramy do jednego z najbardziej wymagających fragmentów. Tu mamy do pokonania skalny próg o wysokości kilkunastu metrów, którego trudności sięgają I. Przy suchej skale nie sprawia większych problemów, jednak gdy jest mokro, może być warto się tu przyasekurować. Do dyspozycji jest parę zamontowanych na stałe ringów, w tym dwa pełniące formę stanowiska do zjazdu.
Powyżej teren robi się łatwiejszy. Idziemy ścieżką wśród trawek, od czasu do czasu pokonując jakieś skalne odcinki. Droga jest w miarę czytelna i kopczykowana, choć są też miejsca, gdzie wydeptane ślady się rozdzielają. Wtedy należy po prostu trzymać ogólny kierunek na boczną grań Żabiego Mnicha, do której będziemy się zbliżać od prawej strony.
Nim dotrzemy pod grań, przechodzimy jeszcze przez parę miejsc, gdzie konieczna jest drobna pomoc rąk. Po przedostaniu się przez te trudności, trafiamy w końcu pod strome skały i idziemy kawałek po ich prawej stronie.
Kawałek dalej przechodzimy na drugą stronę żlebu opadającego spod Wyżniej Przełęczy Białczańskiej i tam kontynuujemy podejście. Ten fragment jest już łatwiejszy, a także bardziej intuicyjny. Przez kilkanaście minut po prostu podchodzimy zakosami, po nieco kruchej ścieżce wśród traw i kamieni.
Podczas nabierania wysokości dobrze widzimy już Żabią Lalką. Znajduje się na grani po lewej stronie, jednak nie możemy się dopatrzeć sposobu podejścia pod ścianę. Mniej więcej wiem, jak należy to zrobić, ale z tej perspektywy droga nie jest jeszcze oczywista.
Ostatecznie, podchodzimy niemal pod samą przełęcz, osiągając prawie tę samą wysokość, co Żabia Lalka. W miejscu, gdzie po raz kolejny przecinamy żleb idziemy jeszcze parę metrów w lewo, a później mamy rozdroże. Odbijając w górę, dostalibyśmy się na przełęcz, idąc dalej w lewo, pod Lalkę. Wybieramy więc tę drugą opcję, zaczynając już ostatni fragment tego długiego i niebanalnego podejścia.
Podchodzimy jeszcze kilka metrów, a potem zaczynamy się obniżać. Z początku trzeba sobie nieco pomóc rękami, potem w większości idziemy po wąskiej, trawiastej półce. Trudności są tu niewielkie, jednak ekspozycja robi wrażenie.
W pewnej chwili dostrzegamy pętlę zarzuconą na jednym z głazów w okolicy początku pierwszego wyciągu. Dość szybko stwierdzamy, że jeśli będzie w dobrym stanie, to użyjemy jej jako dolne stanowisko. Najpierw musimy tam jednak dojść, pokonując ostatni, przepaścisty odcinek po skałkach.
Żabia Lalka – wejście najłatwiejszą drogą
Docieramy pod miejsce widoczne na powyższym zdjęciu i tam zaczynamy przygotowania do wspinaczki. Wyciągamy uprzęże, linę, buty i resztę szpeju, a następnie przez kilka minut zakładamy to na siebie i porządkujemy. Kiedy wszystko jest gotowe, mogę przejść do prowadzenia pierwszego wyciągu.
Pierwsza dwa metry nad stanowiskiem prowadzą jeszcze po trawkach. Ten odcinek pokonuję szybko i bez dodatkowej asekuracji. Później chcę iść skalnym filarem po lewej stronie, jednak nim zacznę się po nim wspinać, korzystam z pętli wiszącej na czyjejś mocno zatartej kości i zakładam tam pierwszy przelot. Później odbijam na filar i zaczynam podejście w „około-dwójkowym” terenie.
Odcinek jest przyjemny i nie sprawia mi większych problemów. Po podejściu kilku metrów oraz założeniu kolejnego przelotu z frienda, docieram na półkę, gdzie znajduję stanowisko pośrednie z kawałka liny. Można go użyć jako stan pośredni przy zjeździe lub podchodzeniu w górę, jednak teraz wpinam tu tylko ekspres i ruszam dalej.
Powyżej tego miejsca przewijam się na lewą stronę jednego z głazów i podchodzę kawałek łatwiejszym terenem. Szybko wracam jednak do prawej, pod komin będący najtrudniejszym miejscem wyciągu. Nim w niego wejdę, montuję jeszcze jeden przelot, a później muszę chwilę powalczyć z tym ciasnym i delikatnie przewieszonym miejscem. Jeśli ktoś miałby tu problem, może skorzystać ze zwisającego z góry sznurka i wciągnąć się na nim. Sam, dla zachowania czystości stylu, postanowiłem tego jednak nie robić.
Po wyjściu z kominka jeszcze raz schodzę nieco do lewej, gdzie trafiam na łatwiejszy teren. Stąd dobrze widzę już Przełączkę pod Żabią Lalką, gdzie znajduje się koniec pierwszego, około 30-metrowego wyciągu. Prowadząca tam droga wydaje się już mniej stroma i raczej pozbawiona większych trudności. Jej pokonanie zajmuje mi tylko parę pojedynczych minut.
Na przełączce znajduje się sporo starszych i nowszych pętli, które można użyć do założenia stanowiska. Z tym uwijam się szybko, niestety dostępnym miejscem muszę się podzielić z ekipą, która właśnie zjeżdża ze szczytu. To jedyni ludzie, jakich spotkamy dziś na tej drodze, lecz niestety, miejsce i czas spotkania wyszły dość niefortunnie.
Po założeniu stanu zajmuję się asekuracją partnerki, której pokonanie wyciągu i zebranie sprzętu zajmuje kolejnych parę minut. Później postanawiamy zaczekać, aż ekipa z góry skończy zjazd i zwolni drugi, finalny wyciąg. Jego poprowadzenie również będzie moim zadaniem.
Gdy droga jest wolna, wznawiam wspinaczkę kierując się w lewo. Parę pierwszych metrów jest łatwych, później droga robi się bardziej pionowa. Tu trafiam na kolejną zatartą kość, którą postanawiam użyć do założenia przelotu.
Kolejny odcinek jest już trudniejszy i wymaga nieco kombinowania. Po chwili dostaję się jednak na wygodną półkę, gdzie trudności spadają, a ja mogę w wygodnej pozycji wcisnąć gdzieś jednego z mniejszych friendów. Kawałek dalej znajduje się też dwa stare haki, z których jeden zostaje moim kolejnym przylotem.
Przede mną krótka ścianka, na której nie brakuje jednak ani solidnych chwytów, ani dobrych stopni. Nad nią znajduje się z kolei płaska, nieduża platforma oraz skalny blok, z którego będę pokonywał ostatnie metry drogi na wierzchołek. Tu mógłbym też założyć jeszcze jeden dobry przelot, niestety nie dostrzegam zamontowanego na stałe punktu, a sam nie potrafię znaleźć żadnej szczeliny nadającej się na założenie frienda lub zatarcie kości.
Przez chwilę sprawdzam skałę, potem znajduję jakieś w miarę dobre chwyty i postanawiam podejść nieco wyżej. Tam robi się łatwiej i parę sekund później jestem już poza największą z trudności drugiego wyciągu. Zostało tylko odbić w prawo i wejść na najwyższy punkt turni.
Dobra, jestem na szczycie, więc teraz pora na asekurację Magdy. Wpinam się w stanowisko z łańcucha, przeciągam linę, podwieszam przyrząd i przez krótkofalówkę daję odpowiedni sygnał. Przejście na drugiego idzie jej sprawnie, więc chwilę później jesteśmy już razem na szczycie. Podobnie, jak przy ostatniej wspinaczce na Igłę w Osterwie, teraz też mamy wierzchołek tylko dla siebie – i w sumie dobrze, bo wiele więcej osób się tutaj nie zmieści.
Zjazd z Żabiej Lalki i powrót na szlak
Po nacieszeniu się szczytem i roztaczającymi z niego widokami, zaczynamy przygotowania do zjazdu. Będziemy go robić na dwa razy, z takim samym podziałek odcinków, jak podczas prowadzenia wyciągów na wierzchołek.
W obu przypadkach będę prowadził zjazdy, Magda pojedzie jako druga. Pierwszy odcinek wygląda mi na zjazd lekko po skosie, ale ostatecznie okazuje się, że nie ma z tym żadnych problemów. Drugi też idzie gładko, choć tutaj trzeba już nieco pomyśleć nad optymalną linią. Ta prowadzi bowiem nieco inaczej niż sam wyciąg, bardziej po prawej stronie.
Po skończeniu zjazdów i ściągnięciu liny, robimy porządek ze sprzętem i zaczynamy długi powrót na szlak. Jego pierwszym etapem jest eksponowany trawers, który pokonujemy z najwyższą ostrożnością, świadomi niezłej przepaści rozciągającej się po prawej stronie.
Dostawszy się niemal pod Wyżnią Przełęcz Białczańską, odbijamy w prawo, przechodzimy przez żleb i zaczynamy zejście łatwą, choć nieco kruchą ścieżką pełną zakosów. Przed sobą, cały czas mamy świetny widok na Czarny Staw pod Rysami.
Po kilkunastu minutach obniżania się, jeszcze raz przecinamy żleb, po czym zaczynamy skręcać nieco w lewo, kierując do coraz większych trudności tego odcinka. Najpierw parę razy mierzymy się z jakimiś zejściami za 0+, później docieramy do „jedynkowego” progu. Sam raczej nie rozważałbym tu dziś zjazdu, ale Magda nie czuje się zbyt pewnie, więc rozwijam linę, przeciągam przez dwa ringu u góry i przygotowuję jej wszystko, co potrzebne. Później, gdy zaczyna zjeżdżać, ja po prostu schodzę kawałek obok.
Gdy zjazd dobiega końca, po raz kolejny ściągam linę i przypinam ją do plecaka. Następnie, po lekko kruchej ścieżce kończymy zejście w stronę kamiennego koryta. Przecinamy go i trafiamy w łatwy, w większości trawiasty teren, którym parę minut schodzimy do czerwonego szlaku.
Zejście na parking
Po dostaniu się na znakowaną ścieżkę skręcamy w prawo i wygodnym chodnikiem idziemy w stronę „plaży” nad Czarnym Stawem. Tam mijamy drobny tłumek, po czym od razu zaczynamy zejście w stronę Morskiego Oka. W dół idzie to dość szybko, trzeba tylko uważać na nieco wyślizgane stopnie.
Dostawszy się nad położone niżej jezioro, obchodzimy jego brzeg przez kilkanaście minut i w końcu docieramy do schroniska. Tam postanawiamy zrobić sobie chwilę przerwy, a gdy mamy ją już za sobą, kończymy wycieczkę długim, asfaltowym zejściem do parkingu na Łysej Polanie.
Wspinaczka na Żabią Lalkę – podsumowanie
Szczerze mówić, nie sądziłem, że wejdę na ten szczyt jeszcze w 2022 roku. Bardzo dobre się złożyło, że trafiliśmy na informację o wytopieniu tej drogi i jej dostępności w wersji 100% letniej. Gdyby nie to, pewnie musielibyśmy się zdecydować na coś łatwiejszego.
Czy było ciężko? Na pewno nie była to moja najtrudniejsza wspinaczka. Mam już za sobą sporo trudniejszych wejść, zarówno pod kątem liczby wyciągów, jak i wyceny trasy. Tu mamy dwuwyciągową „trójkę”, z długim, choć mimo wszystko turystycznym podejściem. Myślę więc, że w kontekście moich dotychczasowych doświadczeń taternickich, jest to mniej więcej środek, choć pod kątem widoków i atrakcyjności przejścia bliżej będzie do czołówki. Żabia Lalka jest bez wątpienia bardzo atrakcyjnym celem dla początkujących i średnio-zaawansowanych wspinaczy, więc jeśli ktoś czuje się odpowiednio przygotowany, to zdecydowanie polecam ją kiedyś odwiedzić.