Czarny Staw Gąsienicowy i Kasprowy Wierch – wejście zimą
Tym razem coś praktycznie dla każdego. Dwa bardzo fajne, popularne i stosunkowo łatwe to odwiedzenia miejsca w Tatrach: Kasprowy Wierch oraz Czarny Staw Gąsienicowy. Jak wyglądają zimą i czego można spodziewać się w takich warunkach?
Kasprowy Wierch był dla mnie początkiem zimowej przygody z Tatry. Dobrze pamiętam, jak około 4 lat temu, już po zdobyciu pierwszych doświadczeń na Gorcach, Beskidzie Śląskim i Żywieckim, miałem ochotę sprawdzić, jak to jest chodzić po Tatrach zimą. Czy to faktycznie takie ekstremum, jak straszą media i niektórzy znajomi, czy wręcz przeciwnie – to też jest dla „zwykłych” ludzi i przy odrobinie dobrego przygotowania można się fajnie i bezpiecznie bawić?
To wtedy po raz pierwszy miałem na nogach raki, choć czekan nadal kojarzył mi się z taką nieco dziwną siekierą do rąbania w lodzie na prawie pionowych ścianach. Tamtego dnia szczyt zdobyliśmy bez problemu, a ja na dobre zakochałem się w wysokich, ośnieżonych szczytach.
Od tego czasu, zimą w Tatrach byłem już pewnie kolejnych 30 razy. Wiele z tych wycieczek obejmowało wejście na Kasprowy albo podejście nad zamarzniętą taflę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Zawsze chętnie tam wracam, a ponieważ parę dni temu, przy okazji wycieczki na Żółtą Turnię i Żółtą Przełęcz zrobiłem to ponownie, stwierdziłem, że może warto napisać jakiś osobny tekst poświęcony obu tym miejscom.
Czarny Staw i Kasprowy Wierch zimą – co trzeba wiedzieć i jak się przygotować
Kasprowy Wierch
To zdecydowanie jeden z najbardziej rozpoznawalnych i cieszących się największą popularnością polskich szczytów. Mierząca 1987 metrów góra leży blisko granicy Tatr Wysokich i Zachodnich, oferując bardzo ciekawe widoki na oba pasma.
Od 1936 roku na Kasprowym działa kolejka linowa, którą można dostać się na szczyt z pobliskich Kuźnic. Zimą, na zboczach góry funkcjonują też dwa wyciągi narciarskie z dobrze przygotowanymi stokami. Ta infrastruktura na pewno ma spory wpływ na popularność Kasprowego Wierchu. Wadą jest natomiast spora komercjalizacja miejsca. Przy dobrej pogodzie, w ciągu dnia wierzchołek spokojnie może odwiedzić ponad 1000 osób.
Czarny Staw Gąsienicowy
Leżący w Dolinie Gąsienicowej Czarny Staw jest jednym z największych tatrzańskich jezior w polskiej części gór. Znajduje się na wysokości 1624 metry, ma ponad pół kilometra długości oraz, w najniższym miejscu, 51 metrów głębokości.
Staw wciśnięty jest pomiędzy strome ściany Kościelca oraz nieco łagodniejsze zbocza Żółtej Turni. Na południu świetnie widać też kawałek słynnej Orlej Perci, szczególnie okolice Koziego Wierchu oraz Granatów.
Zimą tafla Czarnego Stawu Gąsienicowego na wiele miesięcy pokrywa się grubą warstwą lodu, co sprawia, że można bezpiecznie spacerować po jego powierzchni. I praktycznie każdy, kto przychodzi tam w zimie, chętnie z tej możliwości korzysta.
Szlaki
Na Kasprowy Wierch dostać można się na wiele sposobów. Pomijając wjazd kolejką, mamy do dyspozycji:
- zielony szlak z Kuźnic (około 3:15h marszu i niemal 1000 metrów pod górę)
- żółty szlak z Hali Gąsienicowej (około 1:40h i 500 metrów przewyższenia, choć jeśli nie śpimy w tamtejszym schronisku, to będzie trzeba też tam dojść, co w zależności od wybranej trasy zajmie kolejne 2 – 2,5 godziny i będzie wymagać podejścia dodatkowych 500 – 600 metrów)
- czerwony szlak od Przełęczy pod Kopą Kondracką (1:45h oraz około 340 metrów podejść. Zimą ten szlak jest dość trudny i niebezpieczny. Wymaga również dojścia na samą przełęcz, co z Kuźnic zajmuje około 3 godzin i wymaga podejścia około 850 metrów)
- czerwony szlak od południowego wschodu (to już opcja z dokładaniem sobie drogi, zimą raczej pozbawiona sensu, bo nawet jeśli chcieliśmy iść najpierw na dość trudną Świnicę, to pewnie zrobimy to właśnie przez Kasprowy, a nie od zagrożonej lawinami Świnickiej Przełęczy)
- żółty szlak przez Dolinę Cichą Liptowską (prowadzący od Słowacji, jednak w myśl obecnie obowiązujących przepisów, zimą nie można nim wchodzić na Kasprowy)
Wariantów jest więc sporo, choć tak na dobrą sprawę, największy sens mają pierwsze dwa. Moim zdaniem, najlepszą opcją jest wejście od Hali Gąsienicowej i zejście bezpośrednio do Kuźnic (lub w odwrotnym kierunku). W ten sposób nie dokładamy sobie zbyt wiele czasu ani trudności, a unikamy powtarzania tej samy trasy dwukrotnie.
Dla Czarnego Stawu wybór jest o wiele bardziej ograniczony. Do dyspozycji jest tylko jeden szlak, koloru niebieskiego, który prowadzi nad jezioro od Hali Gąsienicowej. Przejście nim zajmuje około 30-40 minut i wiąże się z podejściem około 150 metrów pod górę.
Oczywiście, najpierw trzeba dostać się na samą halę i teraz przyjrzymy się jeszcze prowadzącym tu szlakom. Wybór jest nastepujący:
- żółty z Kuźnic przez Dolinę Jaworzynkę, na Przełęcz Między Kopami, a następnie niebieski na Halę Gąsienicową (około 2:15h, 560 metrów w górę)
- niebieski z Kuźnic przez Boczań i Przełęcz Między Kopami (bardzo podobny czas i ilość przewyższeń po drodze)
- czarny z Brzezin (niecałe 2 godziny, około 500 metrów pod górę)
Jak widać, najłatwiejszą (choć nieznacznie) opcją jest szlak czarny. To również on uchodzi zimą za najbezpieczniejszy. Chodzić nim można nawet przy wysokich poziomach zagrożenia lawinowego. Sporą popularnością cieszy się również podejście niebieskim szlakiem przez Boczań. Ono także jest dość bezpieczne, a do tego zapewnia najciekawsze widoki podczas wędrówki. Zimą nie zaleca się natomiast chodzenia żółtym szlakiem przez Jaworzynkę. Z grzbietu, pod którym prowadzi szlak, często schodzą lawiny, więc jeśli obowiązuje cokolwiek wyższego niż 1 stopień zagrożenia, lepiej wybrać inną trasę.
Dojazd do szlaków
Pominę tu kwestię dostania się do Zakopanego. Są liczne autobusy, pociągi, a sporo ludzie jeździ też własnymi samochodami. Wszystko zależeć będzie od tego skąd kto rusza i na jak długo chce zostać w górach.
Dla zmotoryzowanych, w okolicach szlaków znajdują się parkingi, z reguły płatne około 20 – 30 złotych za całą dobę. W przypadku Brzezin jest to bezpośrednio przy wejściu na szlak, natomiast dla Kuźnic – nieco dalej, około 15 minut marszu od dolnej stacji kolejki linowej.
Osoby dojeżdżające komunikacją publiczną albo po prostu preferujące dojazd pod szlaki transportem zbiorowym (co jest na przykład o wiele tańsze) do dyspozycji mają gęstą sieć prywatnych połączeń. Najlepiej w tym przypadku zacząć z zakopiańskiego dworca. Busiki jeżdżą średnio co kilkanaście minut, od wczesnego poranka (około 7:00, czasem wcześniej, czasem później – bez sztywnych reguł) do jeszcze paru godzin po zachodzie słońca.
Chcąc jechać do Brzezin należy wsiąść do pojazdu z tabliczką „Morskie Oko”, startującego ze stanowiska po prawej stronie przy wyjeździe z dworca. Cena za przejazd (stan na styczeń 2020) wynosi 5 zł.
Za 3 zł dostaniemy się natomiast do Kuźnic. Tylko uwaga: te busy nie jeżdżą z terenu dworca, lecz przystanku położonego około 200 metrów na zachód od niego, za rondem. W razie problemów, każdy kierowca na pewno wskaże drogę do odpowiedniego miejsca.
Warunki i bezpieczeństwo
Tutaj bardzo dużo zależy od konkretnego dnia. W Tatrach zimą zmienność warunków jest bardzo duża i niemal codziennie są one nieco inne. Jednego dnia możemy mieć piękną pogodę i wygodne, świetnie przetarte szlaki, a kilka dni później w tym samym miejscu potrafi zalegać pół metra świeżego śniegu, przez który praktycznie nie będzie dało się przebrnąć.
Podejmując decyzję o wyjściu na szlak, dobrze jest najpierw sprawdzić prognozę pogody oraz komunikaty podawane przez TOPR. Znajdują się w nich informacje o aktualnym stopniu zagrożenia lawinowego, stanie pokrywy śnieżnej oraz innych czynnikach mogących wpływać na bezpieczeństwo turystów.
Z kolei dobra (typowo górska) prognoza pogody pozwoli sprawdzić, jakiej temperatury można spodziewać się u góry, jak mocno będzie wiało (a potrafi i 10 razy mocniej niż na dole) oraz czy chmury danego dnia przesłonią widoki na inne szczyty, czy będzie można podziwiać piękne, zimowe panoramy.
Jednym z największych zimowych zagrożeń w Tatrach są lawiny. To potężny żywioł, który niemal co roku pochłania tu kilka ludzkich żyć. Bądźmy jednak szczerzy – jak ktoś dopiero zaczyna swoją zimową przygodę z górami, to o lawinach zbyt wiele nie wie. Najlepszą opcją jest więc dokładnie czytać komunikaty TOPR-u i starać się dostosować do nich swoje plany.
Ja osobiście nie polecałbym wybierać się na opisywaną tu wycieczkę przy czymś wyższym niż 2 stopień zagrożenia. Choć tak na prawdę, to pełnej gwarancji bezpieczeństwa nigdy nie będzie. Jest śnieg – może zejść lawina! Śmiertelne wypadki zdarzały się już nawet przy pierwszym, najniższym stopniu zagrożenia.
Osobiście, zimą unikam również niskich chmur. Chodzenie w gęstej mgle po zasypanym szlaku sprawia, że nietrudno jest pomylić drogę. Kiedyś taka sytuacja przytrafiła mi się przy schodzeniu z Zawratu – przyszły chmury, widoczność spadła po paru metrów, a ja nie byłem w stanie odróżnić nawet śniegu od nieba. Wszystko dookoła było kompletnie białe.
Kolejnym ważnym aspektem bezpieczeństwa jest pilnowanie czasu. Zimowe dni są krótkie, a warunki na szlakach bywają cięższe niż latem. Dobrze jest więc zacząć wędrówkę możliwie wcześnie (nawet przed świtem) i co jakiś czas weryfikować swoje postępy na trasie względem założonego planu.
Sprzęt i wyposażenie
Zacznijmy od tego, co nakazuje zdrowy rozsądek. Zimą w górach jest dość… zimo, więc należy ubrać się odpowiednio do panujących warunków. Przy czym, jak już można domyślić się z rzeczy opisanych powyżej, informacji o tych warunkach raczej nie należy czerpać z wyszukania w Google frazy „pogoda Zakopane” – na szczytach zawsze będzie o wiele chłodniej i bardziej wietrznie.
Bez zagłębiania się w detale i wysyłania kogokolwiek na zakupy do specjalistycznych sklepów, napiszę do prostu, że dobrze jest mieć ubranie, które pozwoli nam komfortowo poruszać się (oraz robić przerwy!) przy temperaturach rzędu -15 lub -20 stopni. Dobrze również, jeśli to ubranie nie przemoknie od razu po kontakcie z mokrym śniegiem.
Z typowo zimowego sprzętu, konieczne będą stuptuty, czyli ochraniacze na buty i dolne części nogawek, a także raki bądź raczki. Żadne nakładki antypoślizgowe – one wiele nie dają i później tylko leżą gdzieś porozwalane na szlakach. Owszem, są takie dni, że pokrywa śnieżna pozwala wchodzić nawet na dwutysięczniki w „nieuzbrojonych” butach, ale to są wyjątki. Przeważnie jest mniej lub bardziej ślisko, więc raki bądź raczki muszą być. Jeśli ktoś nie chce kupować swoich, to może wypożyczyć w cenie około 15 – 20 zł / doba. W Zakopanem czy nawet samych Kuźnicach jest wiele miejsc, które użyczają sprzętu zimowego.
Kwestia czakana oraz kasku. Owszem, potrafiłbym znaleźć uzasadnienie, by mieć je ze sobą. Zimowe podejście zielonym szlakiem z Kuźnic ma jeden taki mniej fajny fragment, gdzie przy złych warunkach i braku uwagi można by zlecieć w dół. Wtedy czekan byłby przydatny. Kask też nigdy nie zaszkodzi. Ale bądźmy szczerzy – większość idących na Kasprowy czy nad Czarny Staw ludzi tego sprzętu nie ma (no chyba, że z tych miejsc idą jeszcze dalej, ale to już inna sytuacja). Więc pewnie spokojnie damy sobie radę bez.
Ważna jest natomiast latarka. Porządna, sprawdzona czołówka z pełną baterią. Nigdy nie wiadomo, co się stanie, a bez światła po zmroku będzie nam ciężko. Sam zabieram swoją absolutnie zawsze, gdy wybieram się poza miasto. Nawet na proste, beskidzkie szlaki, które wiem, że przejdę w maksymalnie 3-4 godziny.
Przydatne będą również okulary przeciwsłoneczne oraz krem z filtrem UV. Może i w górach jest zimno, ale w pełnym białego śniegu terenie słońce potrafi niezłe przypiec. No i oczywiście odpowiednie ilości jedzenia i picia, ale myślę, że o tym wiedzą już nawet bardzo początkujący turyści.
Relacja z zimowej wycieczki nad Czarny Staw Gąsienicowy i na Kasprowy Wierch
Dojazd
Do Zakopanego dostaję się autobusem startującym z krakowskiego dworca o 4:40. Jest wtorek, więc na pokładzie było niemal pusto. Wczesna pora sprawiła również, że obyło się bez jakichkolwiek korków przy wyjeździe z miasta oraz na Zakopiance. Pod Tatrami byłem więc już niecałe dwie godziny później.
Po opuszczeniu pojazdu udałem się na pobliski przystanek, z którego startują prywatne busiki do Kuźnic. Myślałem, że na pierwszy kurs przyjdzie mi trochę poczekać, jednak pojazd już stał, a środku siedziało parę osób. Wsiadam, chwilę czekam i później ruszamy w kilkukilometrową podróż pod dolną stację kolejki na Kasprowy Wierch.
Przez Boczań na Halę Gąsienicową
W Kuźnicach jestem niemal równo o 7-mej. Zimą o tej porze nie działa jeszcze punkt poboru opłat za wstęp do parku, więc po prostu mijam kasę i wchodzę na szlak.
Na Halę Gąsienicową postanawiam iść niebieskim szlakiem przez Boczań. To bezpieczniejsza trasa, choć tak na prawdę, nie ma dziś większego znaczenia. Jest lawinowa „jedynka” i dobra pogoda, więc na szlaku przez Jaworzynkę też będzie dziś sporo ludzi.
Początkowo niebieski szlak prowadzi razem z oznaczoną na zielono trasą na Nosal – dość niski i łatwy szczyt z fajnym widokiem na Giewont, Kuźnice i Zakopane. Dla mnie Nosal był pierwszym wierzchołkiem jaki w ogóle zdobyłem na terenie Tatr.
Kawałek po przejściu nad płynącym przez Kuźnice potokiem Bystra, szlak wchodzi do lasu i zaczyna piąć się do góry. Nic szczególnie stromego, ale jak człowiek jest jeszcze nie rozgrzany, to zadyszka może pojawić się dość szybko.
Po około 10 minutach docieram do rozdroża. Zielony szlak idzie prosto, niebieski odbija na południe, ku Hali Gąsienicowej. Skręcam i kontynuuję podejście. Niewiele się zmienia – nadal idę pod górkę, a las dookoła przesłania wszelkie widoki.
W końcu dochodzę do ostrego zakrętu. Las jest tu nieco rzadszy, więc jeśli kogoś zmęczyło podejście, może się na chwilę zatrzymać i pooglądać choćby pobliski Giewont, który z tej perspektywy przypomina wąską, bardzo stromą piramidę.
Za zakrętem ścieżka przez chwilę jest łagodniejsza, choć po kilku minutach ponownie zaczyna się wznosić. Od tego momentu las robi się coraz rzadszy, a po kolejnych kilkunastu minutach na dobre wychodzę spośród drzew. Czeka mnie teraz dość atrakcyjne widokowo przejście przez grzbiet Skupniów Upłaz.
Szlak delikatnie wspina się w stronę Przełęczy Między Kopami. Przede mną jeszcze jakieś pół kilometra ścieżki z widokiem na Wielką Królową Kopę, a następnie delikatny skręt w prawo i podejście w poprzek zbocza Kopy na szeroką przełęcz pomiędzy nią a sąsiednią Małą Królową Kopą.
Na przełęczy szlaki niebieski i żółty łączą się. Zostaje tylko kolor niebieski, prowadzący na Halę Gąsienicową oraz pod popularne schronisko PTTK Murowaniec.
Dalszy odcinek nie wymaga ode mnie zbyt wiele wysiłku. Najpierw zaliczam chwilę bardzo łagodnego podejścia na Królową Rówień (te wszystkie nazwy pochodzą od dawnego właściciela tych terenów, który nosił nazwisko Król), a później przez płaski, otwarty teren Równi schodzę w kierunku Hali Gąsienicowej. To tu po raz pierwszy mam okazję zachwycać się widokiem ośnieżonych wierzchołków Tatr Wysokich.
Pod koniec Równi szlak robi się trochę bardziej stromy i przez krótki, leśny odcinek sprowadza mnie na Halę Gąsienicową. Gdy ponownie wychodzę spomiędzy drzew, moim oczom ukazuje się szeroka panorama szczytów wznoszących się jakieś 2-3 kilometry na południe stąd. Zdaniem wielu, jest to jeden z najpiękniejszych widoków, jakie można oglądać w polskich Tatrach. Sam nie do końca się zgadzam – wolę jednak patrzeć na świat ze szczytów, choć nie sposób odmówić temu krajobrazowi uroku.
Po wejściu na halę, niebieski szlak rozdziela się na dwie wersje. Jedna prowadzi jeszcze kawałek w dół, pod Murowaniec, druga robi skrót omijający to popularne schronisko. Sam wybieram pierwszą wersję, choć później i tak nawet nie zatrzymuję się pod budynkiem, lecz od razu ruszam dalej.
Zimą nad Czarny Staw Gąsienicowy – niebieski szlak
Jakieś 100 metrów na zachód od schroniska znajduje się skrzyżowanie szlaków niebieskiego i żółtego. Pierwszym dotrę nad Czarny Staw Gąsienicowy (albo z powrotem do Kuźnic), drugim – w zależności od kierunku – na Kasprowy Wierch lub przełęcz Krzyżne.
Najpierw chcę ruszyć w stronę stawu, a Kasprowy odwiedzić w drugiej części dnia. Skręcam więc na południe i już po chwili ponownie wchodzę do lasu. Po drodze mijam tabliczkę z ostrzeżeniem przed lawinami. Cóż, przejście w stronę stawu jest nimi zagrożone, dlatego trasa, która prowadzi w stronę Czarnego Stawu zimą ma czasem inny przebieg niż latem.
Zadrzewiony odcinek nie jest długi. Mija parę minut i ponownie wędruję przez otwartą przestrzeń, mając przed sobą rozległe tereny Doliny Czarnej Gąsienicowej. Normalnie, szlak prowadzi dość wysoko ponad dnem doliny, po zboczu Małego Kościelca. I to właśnie ten odcinek jest narażony na osuwanie się śniegu. Zimą często chodzi się więc niżej, w pobliżu Czarnego Potoku Gąsienicowego. Dziś nie ma jednak takiej potrzeby i wszyscy wędrują po letniej wersji trasy.
Odcinek wzdłuż zboczy Małego Kościelca jest niemal płaski i nie sprawia żadnych problemów. Trzeba tylko uważnie stawiać kroki, bo wydeptana ścieżka jest wąska, a zbocze po lewej nieco strome. Lepiej nie stracić równowagi i nie upaść w tamtą stronę.
Gdy do stawu zostaje około 200 metrów, czeka mnie jeszcze kawałek umiarkowanie stromego podejścia. Zwalniam i powoli zdobywam wysokość, aż w końcu teren ponownie robi się płaski. Idę jeszcze przez moment po w miarę równym terenie i po chwili stroję już nad zamarzniętą taflą jeziora.
Czarny Staw Gąsienicowy nawet zimą cieszy się sporą popularnością i nie jest rzadkością trafić tu na dziesiątki innych turystów. Dziś mam jednak nieco szczęścia, choć nie przeczę, że sam mu trochę pomogłem. Wyruszyłem wcześnie, a tempo mojego marszu jest dość szybkie, więc w nagrodę mam całą okolicę dla siebie. Tylko gdzieś w oddali widzę skiturowca samotnie podchodzącego na Zawrat, ale poza tym – tylko ja i góry dookoła.
Schodzę na skutą ponad półmetrowym lodem taflę i przez chwilę napawam się widokami. Tu są jeszcze ładniejsze niż wcześniejsze, oglądane z Hali Gąsienicowej. Szczyty są bliżej, wyglądają na większe i potężniejsze. Niektóre, na przykład opadający tu niemal pionowymi ścianami Kościelec, potrafią zrobić naprawdę spore wrażenie.
W tym miejscu wspomnę, że podejście nad Czarny Staw było dziś dla mnie tylko wstępem do bardziej ambitnej wycieczki. Chciałem zdobyć leżące poza szlakiem Żółtą Przełęcz i Żółtą Turnię (są zaznaczone na powyższych zdjęciach), jednak to już cele dla bardziej zaawansowanych i lepiej wyposażonych turystów, więc ich opis w niniejszym tekście pominę. Jak ktoś jest zainteresowany, to niech klika w powyższy link i zapozna z osobnym artykułem, gdzie dość dokładnie opisuję prowadzące tam drogi i występujące na nich trudności.
Powrót na Halę Gąsienicową
W drogę powrotną ruszam po tej samej trasie, którą przybyłem nad staw. Jeśli nie mamy ochoty przechodzić przez wysokie, wyrastające w okolicy szczyty lub przełęcze, to innej opcji po prostu nie ma.
Schodzę z tafli, wychodzę kilka metrów nad brzeg, a potem ruszam w dół Doliny Czarnej Gąsienicowej. Najpierw umiarkowanie nachylonym zboczem, a później już dość beztrosko, długim trawersem po wschodnim stoku Małego Kościelca. Teraz nie jestem tu już sam, więc od czasu do czasu muszę wyminąć się z kimś zmierzającym w przeciwnym kierunku lub wyprzedzać osoby idące wolniej.
Po koniec tego odcinka wchodzę jeszcze na moment do lasu. Po paru minutach ponownie staję na skraju Hali Gąsienicowej, przy opisywanym wcześniej rozdrożu. Tu żegnam się z niebieskim szlakiem i przeskakuję na żółty.
Kasprowy Wierch – wejście zimą od Hali Gąsienicowej
Szczyt Kasprowego Wierchu widać stąd już całkiem dobrze. Wydaje się blisko, jednak droga tam wcale nie będzie taka szybka. Minięty przed chwilą drogowskaz podaje czas 1:20h.
Szeroką, uczęszczaną zarówno przez pieszych, jak i narciarzy ścieżką ruszam na zachód, przez rozległy, porośnięty kosodrzewiną teren Doliny Gąsienicowej. Jest koło południa, a górujące na bezchmurnym niebie słońce przygrzewa tam mocno, że chętnie pozbyłbym się mojej grubej, zimowej kurtki.
Po chwili marszu żółtym szlakiem, ścieżka łączy się z kolorem czarnym i teraz, przez jakiś czas, będą mnie wspólnie prowadzić przez dolinę. Teren na tym odcinku jest w miarę płaski i niezbyt wymagający. Mam więc okazję sporo gapić się na wyrastające po lewej stronie ścieżki szczyty.
Po kilkuset metrach, w okolicy dolnej stacji wyciągu narciarskiego, szlaki ponownie się rozdzielają. Czarny prowadzi ku zimą dość trudnej i zagrożonej lawinami Świnickiej Przełęczy, natomiast żółty skręca w prawo i zaczyna wspinać się po łagodnym zboczu Kasprowego.
Ze względu na działający tu zimą stok narciarski, żółty szlak ma nieco inny przebieg niż latem. Wiedzie cały czas po południowej stronie wyciągu i odgrodzonej taśmą trasy zjazdowej. Przeważnie dość blisko niej, co mi osobiście trochę psuje klimat górskiej wędrówki.
Podejście od tej strony nie jest zbyt urozmaicone. Przez większość czasu nachylenie jest umiarkowane i pozwala na mozolne podchodzenie raczej bez konieczności robienia przerw. Widoki również są podobne: stok, wyciąg i powoli zbliżający się wierzchołek z dwoma dużymi budynkami (stacja kolejki linowej oraz obserwatorium meteorologiczne).
Stopniowo zaczyna wyrastać przede mną dość strome zbocze. Szczyt jest już niedaleko, choć widzę, że końcówka będzie nieco bardziej wymagająca. Chociaż, może jednak nie? W pewnym momencie zauważam, że ślady dzielą się na dwie części. Jedne prowadzą prosto do góry, przez tak zwany Kasprowy Kocioł, drugie obijają nieco w lewo, na dłuższe, choć łagodniejsze podejście.
Nie zastanawiając się długo, wybieram pierwszą wersję. Jest bardziej stroma, ale w rakach nie powinna sprawić mi żadnego problemu. Innym rekomenduję jednak ten skręt w lewo. W sumie, to on jest tą „poprawną” i przy okazji bezpieczniejszą wersją szlaku. Ja poszedłem po prostu przez jakiś nieoficjalny skrót.
Im bliżej szczytu jestem, tym robi się stromiej. Marsz na wprost przeradza się w podchodzenie zakosami. Po paru minutach pojawia się również chłodny wiatr. Jeszcze niedawno chciałem zrzucać kurtkę, teraz zasuwam co się da i zakładam rękawiczki.
W końcu docieram na grań, pod skrzyżowanie szlaków w pobliżu szczytu. To również tu znajduje się początek opadającej do Doliny Gąsienicowej trasy zjazdowej, na którą co chwilę wchodzą nowo przybyli narciarze. Dowozi ich wyciąg z doliny, a także kolejka linowa z Kuźnic. Gdy śniegu jest więcej, na Kasprowym działa też drugi stok na północno-zachodnim zboczu góry. Jednak póki co, ta zima nie należy do zbyt śnieżnych, więc wszyscy muszą się jakoś pomieścić w jednym miejscu.
Ruszam dalej w kierunku wierzchołka. Najpierw zahaczam o okolice górnej stacji kolejki, a później wspinam się jakimś kolejnym, dziwnym skrótem pod obserwatorium. Tam odnajduję szczytową tabliczkę, a także charakterystyczną, kilkumetrową wieżę z dzwonem, który dawniej wykorzystywano do nadawania sygnałów przy złych warunkach pogodowych.
Ze szczytu Kasprowego mam dziś świetny widok na dziesiątki szczytów dookoła. Panorama jest bardzo zróżnicowana. Są tu góry zarówno polskie, jak i słowackie. Po lewej stronie dominują skaliste wierzchołki Tatr Wysokich, natomiast po prawej przeważają łagodnie zaokrąglone szczyty Tatr Zachodnich. Z kolei, gdy spojrzę na północ, widzę nieco osamotniony Giewont oraz równie wyobcowaną Babią Górę w oddali.
Zejście z Kasprowego do Kuźnic
Po zrobieniu tu dłuższej przerwy i nacieszeniu widokami, postanawiam schodzić. Początek zielonego szlaku odnajduję bez problemu. Tabliczka stoi w pobliżu budynku obserwatorium, a poza tym, dobrze widzę podchodzących na szczyt ludzi. Ruszam więc po prostu tą samą ścieżką w poprzednim kierunku.
Niemal od razu zaskakuje mnie ilość śniegu, jaka znajduje się po tej stronie góry. W niektórych miejscach wywiało go do samej skały. Jakże inaczej było tu jeszcze parę tygodni temu, kiedy z powodu ponad metrowych zasp śniegu musieliśmy zawrócić przed szczytem.
W pewnym momencie mam dość rysowania rakami o kamienie i postanawiam je ściągnąć. Co prawda teraz przyczepność nie jest już tak dobra, ale przy ostrożnym schodzeniu, buty spokojnie dają radę.
Górny odcinek szlaku wiedzie w pobliżu nieczynnego teraz wyciągu w Dolinie Goryczkowej, przeważnie po kamienistym zboczu. Tu jest nieco stromo, choć bardziej odczuwa się to wchodząc pod górę niż wracając. Później ścieżka trochę łagodnieje i zaczyna się długa seria nieregularnych zakosów, które sprowadzają mnie w okolice Suchej Czuby – mało wybitnego, choć dość charakterystycznego szczytu (a właściwie wygląda to jak kilka sąsiednich wierzchołków) na jednej z grani Kasprowego.
Zimą w okolicach Suchej Czuby można trafić się kilka niezbyt fajnych, stromych odcinków. W zależności od warunków danego dnia, przejście tam może być albo banalnym spacerkiem, podczas którego nawet nie zauważa się trudności (tak, jak na przykład dzisiaj), albo trudniejszą przeprawą, wymagającą sporej ostrożności (taką sytuację miałem z kolei wybierając się poprzedniej zimy na Czerwone Wierchy).
Później jednak wszystkie trudności się kończą. Stopniowo pojawia się coraz więcej roślinności, a nachylenie szlaku coraz bardziej łagodnieje. W końcu trafiam poniżej linii lasu i pokonuję ostatni odcinek dzielący mnie od Myślenickich Turni, gdzie znajduje się stacja przesiadkowa kolejki na Kasprowy Wierch. To mniej więcej połowa drogi.
Dalszy odcinek przez dłuższy czas wiedzie szeroką, leśną drogą. Nie ma tu wielu urozmaiceń, które warto by opisywać. Jest płasko, łatwo, a drzewa przesłaniają większość widoków.
Po kilkunastu minutach w lesie wychodzę na chwilę na dość długą polankę, z której mam podgląd na kilka wzniesień w reglowej części Tatr. Nie trwa to jednak długo – kilkaset metrów i znów jestem między gęstymi drzewami.
Mija kolejnych parę minut i trafiam na brzeg potoku Bystra, przy którym będę szedł już do samego końca tej wycieczki. Od pewnego czasu, równolegle do zielonego szlaku biegnie też jedna z otwartych na sezon zimowy nartostrad.
W pobliżu Kuźnic las się przerzedza, a na horyzoncie wyrasta Nosal. Stąd mam już niedaleko. Kilkaset metrów dalej szlak, którym idę łączy się z niebieską trasą prowadzącą od Kalatówek i Hali Kondratowej. Tu dookoła siebie mam już całkiem konkretny tłum. Nie wszyscy zachowują się rozsądnie. Tuż przed wejściem do Kuźnic byłem świadkiem sytuacji, jak jakieś zjeżdżające na sankach dziecko nie wyhamowało na oblodzonej drodze przed zakrętem, wyskoczyło na jednej z zasp i rozbiło się kilka metrów dalej.
Maszeruję w tym tłumku jeszcze krótką chwilę, a później trafiam między budynki na terenie Kuźnic. Wycieczka zakończona, zostało tylko jakoś wrócić do domu.
Powrót
Mimo, że rozszerzyłem tę wycieczkę jeszcze o parę nieopisanych tu, poza-szlakowych celów, w Kuźnicach udało mi się być dość wcześnie. Gdy kończyłem wędrówkę zegarek wskazywał kilka minut po 14-stej, więc o busik do Zakopanego nie było trudno. Parę już stało, wiec po prostu wsiadłem i praktycznie bez zbędnej zwłoki zostałem odwieziony w stronę dworca.
Powrót do Krakowa też obył się bez komplikacji. Chwila czekania na autobus, zakup biletu, zajęcie miejsca i można jechać. Przez korki na Zakopiance i przy wjeździe do miasta trochę do zajęło (około 2,5 godziny), ale ponieważ w pojeździe było całkiem wygodnie, to nie widziałem powodów do narzekania.
Kasprowy i Czarny Staw zimą – podsumowanie
Zarówno warunki śniegowe, jak i pogodę miałem dziś bardzo dobre. Bez problemu udało się więc zrealizować wszystko, czego oczekiwałem od tej wycieczki. A jeśli chodzi o jej część dotyczącą zimowych odwiedzin Czarnego Stawu Gąsienicowego i Kasprowego Wierchu, to szczerze mogę ją polecić wszystkich tym, który dopiero zastanawiają się nad chodzeniem po Tatrach o tej porze roku, albo mają już nieco doświadczenia, lecz jeszcze w tych miejscach nie byli.
Obie lokalizacje są bardzo ładne, łatwo dostępne i przy dobrych warunkach, stosunkowo bezpieczne. Jeśli pogoda sprzyja, a my mamy ze sobą odpowiedni sprzęt, to ciężko będzie się wpakować w jakiś większe tarapaty. Również wszystkie szlaki prowadzące do tych miejsc powinny być dość szybko przetarte nawet po dużych opadach.
Jak już wspominałem we wstępnie, dla mnie Kasprowy Wierch był początkiem zimowego wędrowania po Tatrach. Czarny Staw też nie musiał długo czekać na odwiedziny. Od tamtej pory bardzo polubiłem tatrzańską zimę i w oba te miejsca zaglądam regularnie. Nic również nie wskazuje na to, by w przyszłości miało się to zmienić. Ich okolica oferuje naprawdę wiele miejsc, które można podziwiać w dołu, albo wręcz przeciwnie – czynić z nich cele dla swoich coraz ambitniejszych wycieczek.
Mapa trasy opisanej w tym tekście: