Polana Stoły – wejście zimą
Wejście na Stoły może być ciekawym rozszerzeniem wycieczki po Dolinie Kościeliskiej. Trasa jest dość łatwa, niedługa, a polana oferuje ładne widoki na kilka okolicznych szczytów. Dziś po raz pierwszy odwiedzę ją zimą.
Hala Stoły to kolejne z miejsc, w jakie mam zamiar zajrzeć tej pełnej wrażeń soboty. Była już Dolina Chochołowska, fragment Drogi pod Reglami, Dolina Kościeliska ze Smreczyńskim Stawem oraz Wąwóz Kraków. Wciąż zostało mi jednak kilka godzin do zachodu słońca, które mam zamiar przeznaczyć na odwiedzenie kolejnego miejsca. Na Polanie Stoły byłem już co prawda rok temu, ale w zupełnie innych warunkach. Pora na wejście zimowe.
Zimą na Halę Stoły – trochę informacji
Zacznijmy od nazwy, bo tutaj chyba nie ma pełnej zgodności. W różnych źródłach pojawiają się określenia takie jak Polana Stoły, Hala Stoły, Polana na Stołach albo po prostu Stoły. Nie mam pojęcia, czy któraś z nich jest oficjalna, więc będę je stosował wymiennie.
Polana leży na niewielkiej górce o nazwie Stoły, wznoszącej się nieco ponad 400 metrów ponad Dolinę Kościeliską. Prowadzi na nią niebieski szlak, startujący w około 40% długości drogi do schroniska. Trasa ma niecałe 2 kilometry długości i wymaga pokonania 420 metrów przewyższenia. Przeciętnemu turyście jej pokonanie zajmuje około 1:20h pod górę i około godziny w dół. To oczywiście w warunkach letnich, bo wiadomo, że zimą te wartości mogą się każdego dnia nieco różnić.
Ciekawostką jest, że mało kto dociera do samego końca szlaku. Jego górny kraniec znajduje się gdzieś w środku lasu powyżej polany. Kiedyś sięgała ona tej wysokości (czyli 1412 metrów n.p.m.), obecnie częściowo zarosła i w zasadzie nie ma po co iść aż do samej góry, szczególnie, że nie jest to nawet szczyt tego wzniesienia.
Główną atrakcja szlaku jest oczywiście ładna, dość duża polana, z której podziwiać można między innymi Giewont, fragment Czerwonych Wierchów, a także mniej znane szczyty Tatr Zachodnich, takie jak Polski i Tomanowy Wierch oraz Tomanową Kopę. Na Hali Stoły znajdują się również trzy zabytkowe szałasy, które powstały na potrzeby prowadzonego tu kiedyś wypasu owiec. Dawnej było ich więcej, ale poznikały wraz z zanikiem pasterskich tradycji.
Czego można spodziewać się na tym szlaku zimą? Trasa jest dość popularna i znajduje się blisko tłumnie odwiedzanej Doliny Kościeliskiej, więc nawet po sporych opadach powinna być szybko przecierana. Na wycieczkę warto zabrać stuptuty oraz raki bądź raczki. O lawiny raczej nie trzeba się martwić.
Polana Stoły zimą – relacja z wejścia
Dojście do szlaku
Wystartujmy tę relację już z Doliny Kościeliskiej. Jak ktoś chce poczytać coś więcej o tym, jak się tutaj dostać albo co ona ciekawego oferuje, to odsyłam do artykułu, w którym dość dokładnie ją opisuję. Tu załóżmy, że już w dolinie jesteśmy, a wejście na Halę Stoły taktujemy jako dodatkowy punkt wycieczki.
Z mojej perspektywy, dzień powoli się kończy. Sporo pozwiedzałem, a pozostały czas chcę przeznaczyć właśnie na Stoły. Wracając przez Dolinę Kościeliską kolejno mijam jej atrakcje. Po przejściu przez tak znaną Bramę Kraszewskiego opuszczam wąski, skalny wąwóz i trafiam w bardziej otwarty teren. To właśnie tu, nieco ponad 2 kilometry od Kir znajduje się początek niebieskiego szlaku.
Zimą na Halę Stoły – wejście niebieskim szlakiem
Trasa wygląda na dobrze przetartą, ale od razu zauważam, że nie będzie się po niej wspinać zbyt dobrze. Śnieg jest miękki i nierówny. Raki niewiele tu pomogą, po prostu będzie trzeba cierpliwie wchodzić po czymś, co w dolnej części szlaku zachowaniem trochę przypomina piasek.
Ścieżka od razu startuje pod górę. Niezbyt stromo, ale dość jednostajnie. Teren jest częściowo zalesiony i szczerze mówiąc, umiarkowanie ciekawy. Taka sytuacja utrzymuje się przez kilka minut, po których docieram do zakrętu, który przekierowuje ten szlak z wąwozu na zbocze góry.
Dość szybko w oczy rzuca się duża liczna powalonych drzew. Pisałem już o nich rok temu i jak widać, sytuacja zupełnie się nie zmieniła. W kolejnych latach pewnie też będzie podobnie, bo jednak nie łatwo byłoby ściągnąć drewno z tego miejsca. Inna sprawa, że drzewka leżą tu już od 2013 roku, kiedy to przez dolinę przewaliła się wyjątkowo mocna wichura.
Odcinek po zboczu ciągnie się przez dłuższy czas. Nachylenie nadal jest na podobnym poziomie, co pozwala mi wyznaczyć i utrzymywać w miarę jednostajne tempo. Wysokość zdobywam dość szybko, zyskując przy tym coraz ciekawsze widoki na okoliczne pagórki.
Z czasem, wśród starej zdewastowanej wiatrem roślinności, zaczynają pojawiać się młode, niewielkie drzewka. Kawałek dalej szlak trochę odchodzi od stoku i kieruje mnie na niewielką polanę (Niżnia Polana na Stołach). Tu krajobraz jest już sporo ładniejszy.
Dalej znów na chwilę trafiam do lasu. Ty razem już zdrowego, gdzie przez biel śniegu przebija się trochę zieleni świerkowych igiełek. Ten fragment nie jest jednak długi. Po paru minutach znów wychodzę w otwarty teren i powoli docieram do głównej atrakcji tego szlaku, czyli Polany na Stołach.
Tu śniegu jest już zauważalnie więcej. Szlak nadal jest przetarty, ale czasem zapadam się w okolicy pojedynczych, stawianych dość głęboko odcisków czyichś butów. Do szałasów docieram jednak bez większych problemów.
Dalej szlaku nie ma. To znaczy… jest, ale pod śniegiem o grubości co najmniej pół metra. Decyzję podejmuję w sumie bez wahania. Do końca trasy zostało mi jakieś 300 – 400 metrów, drogę znam, więc po prostu spróbuję to przetrzeć.
Powoli ruszam w górę polany, nieco w poprzek, kierując się na jej południowo – zachodni kraniec. Kroki stawiam powoli i ostrożnie. Raz, by się nagle nie zapaść zbyt głęboki (co i tak się zdarza), dwa – przecieranie szlaku po niemal 30 kilometrach marszu jest już nieco męczące.
Kieruję się mniej więcej na drzewa widoczne na drugim planie powyższego zdjęcia. Kawałek przez nimi skręcam w prawo i zaczynam podejście w górę stoku. Wiem, że gdzieś tędy prowadzi letnia ścieżka. W sumie, nie mam większych problemów z nawigacją. Przebieg szlaku jest w miarę oczywisty i prowadzi po prostu pomiędzy drzewami.
Gdzieś po drodze odnajduję ślady nart. Na pewno nie dzisiejsze, bo już lekko zasypane, ale potwierdzają, że idę w dobrym kierunku. Stąd zresztą mam już niedaleko do końca trasy. Przeciskam się jeszcze chwilę pomiędzy drzewami i w końcu staję na niewielkiej polance z drewnianą tabliczką na środku.
Muszę przyznać, że końcówka była dla mnie już dość męcząca. Robiłem parę kroków, później chwilę przerwy i znów jakieś 5-10 metrów. Tak na raty, aż do celu. Łatwo nie było, ale satysfakcja z założenia śladu spora. Mam nadzieję, że ktoś skorzystał jeszcze dziś albo w kolejnych dniach.
Zejście do Doliny Kościeliskiej i powrót do domu
Po spędzeniu chwili pod tabliczką zawracam i tą samą drogą schodzę na główną polanę. W dół idzie się oczywiście o wiele łatwiej. Często nie podążam nawet po swoich śladach, tylko gdzieś obok, bo miękki śnieg fajnie wyhamowuje moje długie kroki.
Przy szałasach robię sobie kolejną przerwę na jedzenie i picie, po czym zaczynam powrót do doliny. Tu również zajmuje to sporo mniej czasu niż droga do góry. W ogóle, mam taką obserwację, że o ile zimą często podchodzi się wolniej, to przy sprzyjającym śniegu zejścia potrafią być naprawdę szybkie, a przy tym jeszcze bardziej łaskawe dla kolan niż dreptanie po twardych kamieniach.
Myślę, że dokładniejszy opis tego odcinka mogę sobie darować. Droga jest dokładnie ta sama, tyle że w odwrotnym kierunku. Choć widoki w zasadzie podobne, bo ścieżka gęsto wije się po zboczu, dając okazję do rozglądania się praktycznie na wszystkie strony.
Będąc już z powrotem w Dolinie Kościeliskiej skręcam w lewo i przez około 20 minut idę w stronę Kir, mijając po drodze kilka ciekawych polanek oraz wyprzedzając setki innych, wracających turystów.
Na parkingu wsiadam do postawionego busa i kieruję się w stronę Zakopanego. Na tamtejszym dworcu czeka mnie przesiadka, a później długi powrót do Krakowa. Niektóre województwa kończą właśnie ferie, co sprawia, że w paru miejscach Zakopianki tworzą się naprawdę spore korki.
Podsumowanie
Podtrzymam tutaj swoją opinię, że wejście na Polanę Stoły to fajna propozycja rozszerzenia spaceru po Dolinie Kościeliskiej. Jako cel samodzielnej wycieczki, moim zdaniem, nie jest aż tak ciekawa, choć na pewno znajdą się tacy, którym taka wersja wystarczy i da przy okazji wiele radości.
Ja z tego wejścia najbardziej zapamiętam przecieranie szlaku do końca trasy. Widoki z polany, owszem, całkiem fajne, ale jednak docieranie do miejsc, gdzie mało kto się zapuszcza, sprawia mi jeszcze więcej frajdy. W tym sezonie już któryś raz mam ku temu okazję i kto wie, może to nie był jeszcze ostatnie raz?
Polana Stoły – mapa szlaku z Doliny Kościeliskiej: