Sławkowski Szczyt – szlak ze Starego Smokowca

Po ponad półrocznej przerwie wracam w Tatry Słowackie, by zdobywać nowe szczyty i eksplorować nieznane wcześniej tereny. Dziś udajemy się z Krakowa do Starego Smokowca, skąd niebieskim szlakiem chcemy wejść na trzeci pod względem wysokości, dostępny turystycznie szczyt Tatr – Sławkowski Szczyt.

Przez sporą cześć roku słowackie szlaki wysokogórskie są niedostępne. TANAP zamyka trasy powyżej schronisk na czas od 1 listopada do 15 czerwca, co mocno ogranicza turystom legalny dostęp do, jakby nie było, większości Tatr.

Nic więc dziwnego, że ta połówka czerwca jest mocno oczekiwaną datą wśród fanów górskich trekkingów. Sam też nie mogłem się jej doczekać. I gdy tylko, pod koniec miesiąca, nadszedł w końcu pogodny weekend, wyruszyłem do naszych południowych sąsiadów, by zdobyć kolejny dwutysięcznik.

Sławkowski Szczyt – trochę informacji

Ta mierząca 2452 metry góra jest jedną z najwyższych, jakie można w Tatrach zdobyć idąc znakowanym szlakiem. Pod względem wysokości, przebijają ją tylko Rysy (2503 metry – główny wierzchołek) i Krywań (2495 m).

Na wierzchołek Sławkowskiego Szczytu prowadzi tylko jeden szlak: oznaczona kolorem niebieskim trasa ze Starego Smokowca. Do przejścia jest niemal 7 kilometrów, a znajdująca się przy początku ścieżki tabliczka głosi, iż zajmie to około 5 godzin 15 minut. Droga w obie strony, przeciętnemu turyście zajmie mniej więcej 9h.

Suma podejść w drodze na szczyt wynosi 1440 metrów, a więc niemało, choć są w Tatrach większe wyzwania. Dla porównania, wejście na Rysy to 1708 metry przewyższenia, na Kasprowy – 996 m. Nachylenie trasy jest dość jednostajne, praktycznie nie występują tu zejścia ani płaskie odcinki.

Mimo dużej wysokości Sławkowskiego, góra nie uchodzi za wymagającą. Trudności techniczne są niewielkie, nie ma ani jednego łańcucha czy klamry. Na trasie nierzadko można spotkać rodziny z dziećmi, co dobrze świadczy o tym, że góra stawia przed turystami głównie wyzwania kondycyjne.

Z innych przydatnych informacji: w przeciwieństwie do TPN, w słowackiej części Tatr nie są pobierane opłaty za wstęp. Trzeba się jednak liczyć z kosztami parkingu (5 – 6 euro) oraz ubezpieczenia (sam płaciłem teraz 3,33 zł). To ostatnie nie jest oczywiście obowiązkowe, ale ze względu na płatne akcje ratunkowe u Słowaków, raczej warto wydać te parę złotych.

Dojazd z Krakowa

Tym razem nie była to solowa wycieczka. Umówiłem się ze zmotoryzowanym znajomym, że tę górę zdobędziemy razem. Bez samochodu, na prawdę ciężko byłoby zorganizować słowacką jednodniówkę. Konieczna jest przesiadka w Zakopanem na autobus kursujący do Popradu, a później jeszcze jedna do elektrycznej kolejki jeżdżącej wzdłuż południowej granicy Tatr.

Z Krakowa ruszamy o 3-ciej w nocy. Wcześnie, ale spodziewamy się, że w ten ciepły weekend na szlakach będzie mnóstwo ludzi. Wolimy więc mijać się z nimi przy schodzeniu niż tłoczyć w drodze do góry.

Po wyjeździe z miasta, pustą o tej porze Zakopianką docieramy aż do Nowego Targu. Tam skręcamy na Jurgów, gdzie przekraczamy granicę i jedziemy dalej wgłąb Słowacji. Objeżdżamy Tatry Bialskie od wschodu, skręcamy na drogę 537 i kilkanaście minut później zostawiamy samochód na jednym z licznych parkingów w Starym Smokowcu. Całość trasy zajęła niewiele ponad 2 godziny.

Sławkowski Szczyt - Stary Smokowiec
Widok na masyw Sławkowskiego Szczytu ze Starego Smokowca.

Sławkowski Szczyt – wejście niebieskim szlakiem ze Starego Smokowca

Miejskimi uliczkami ruszamy na północ, gdzie po kilku minutach trafiamy na oznaczenia niebieskiego szlaku. Niedaleko wskazującej czas 5:15h tabliczki, zlokalizowana jest dolna stacja szynowej kolejki na Hrebienok. Z tego miejsca odchodzi też zielony szlak, którym mniej więcej rok temu, w tym samym składzie, szliśmy na jedną z trudniejszych tatrzańskich atrakcji – Czerwoną Ławkę.

Dziś przez cały czas będziemy trzymać się koloru niebieskiego. Po krótkiej chwili na asfalcie, przechodzimy na szeroką gruntową ścieżkę, która niemal od razu zaczyna delikatnie piąć się do góry.

Początkowy odcinek szlaku na Sławkowski Szczyt.

W dolnej części szlaku dominują iglaste drzewa oraz niewysokie zarośla. Lato w pełni, więc wszytko to już dawno kwitnie soczystą zielenią.

Ścieżka w paru miejscach zwęża się i wymaga odrobiny przeciskania między roślinnością. Dla jednej osoby to nie problem, jednak minięcie się z kimś schodzącym nie w każdym miejscu jest możliwe. Później, na szczęście, robi się nieco szerzej i problem znika.

Przez pierwszą godzinę wędrówki towarzyszą nam głównie niezbyt gęste lasy i zarośla.
Usiana kamieniami ścieżka cały czas pnie się do góry.
Jeden z nielicznych, w pełni zalesionych fragmentów.

Nabierając wysokości, dookoła mamy coraz ciekawsze widoki. Po prawej rozciąga się Dolina Staroleśna z płynącym przez środek potokiem oraz idącym wzdłuż niego szlakiem, którym dotrzeć można do położonego na 1960 metrach schroniska Zbójnicka Chata. Wcześniej, u wylotu doliny, widzimy inne schronisko (Reinerowa Chatka) oraz odejście paru szlaków, między innymi zielonego w stronę Chaty Teryego.

Oprócz doliny, ze szlaku możemy podziwiać rozciągającą się na południe od Tatr równinę usianą niewielkimi, zwarto zabudowanymi wioskami. Nieco dalej widać również Poprad wraz z małym lotniskiem. Na horyzoncie rysują się Niżne Tatry oraz Słowacki Raj.

Dolina Staroleśna - szlaki
Dolina Staroleśna wraz z plątaniną szlaków. W tle wylot Doliny Małej Zimnej Wody oraz masyw Łomnicy.
Równina na południe od Tatr.

Powoli wkraczamy w piętro kosodrzewiny. Skończyła się leśna ścieżka, teraz idziemy po typowym dla Tatr, kamiennym chodniku, złożonym z mniejszych lub większych głazów. Czasem przecinamy też niewielkie rumowiska, gdzie trzeba trochę uważać na luźne, chwiejące się kamienie.

Kosodrzewina zaczyna być dominującym typem roślinności.
Trafiają się też nieduże, skalne rumowiska.

Generalnie, szlak jest dość dobrze oznaczony, choć na wspomnianych rumowiskach, zdarzyło się nam parę chwil wątpienia. Trzeba było się zatrzymać i dobrze rozejrzeć za kolejnymi, biało-niebieskimi symbolami. Zawsze jednak udawało się znów je dostrzec. Zawracać nie musieliśmy ani razu.

Gdy i kosodrzewina zaczyna się przerzedzać, trafimy na moim zdaniem najtrudniejszy fragment. Należy pokonać kilka metrów po pochyłym, ubogo rzeźbionym głazie. Dziś jest sucho, więc o trudnościach nie mam mowy, ale po deszczu to miejsce z pewnością jest nieco bardziej wymagające. Znam szlaki, gdzie przy tego typu przeszkodach zdecydowano się poprowadzić łańcuchy.

Stromy, gładki kamień, po którym trzeba się kawałek wspiąć. Gdy jest mokro, może to być najcięższy odcinek całej trasy.

Chwilę później docieramy do miejsca, gdzie dobrze widać już szczyt oraz kilka występujących przed nim kulminacji. Wydaje się niedaleko, ale pewnie dopiero co przekroczyliśmy połowę.

Ten odcinek również jest nieco trudniejszy niż pozostałe. Najpierw trzeba przejść po niewielkiej grani, a następnie pokonać wąską, lekko eksponowaną po prawej stronie ścieżką. Nic trudnego, ale osoby z lękiem wysokości mogłyby się tu poczuć niepewnie.

Sławkowski Szczyt - trudności
Przejście po niewielkie, kamienistej grani.
Chwilę później czeka lekko eksponowana ścieżka. W prawym górnym rogu zdjęcia widać już wierzchołek góry, tymczasowo przykryty chmurami.

Dalej znów jest łatwo. Ścieżka prowadzi przez trawiasto – kamienisty teren, oferując coraz ciekawsze widoki i raz po raz odwiedzając kolejne rumowiska.

Sławkowski Szczyt - niebieski szlak
Jeden z najładniejszych odcinków szlaku na Sławkowski Szczyt.
Droga przez Sławkowski Grzebień.

Niestety, najwyższe szczyty znajdują się w chmurach. Sam Sławkowski też od czasu do czasu jest nimi przesłaniany. Jesteśmy nieco rozczarowani, bo mocno liczyliśmy na możliwość obejrzenia panoramy ze szczytu. Wszędzie piszą, że jest naprawdę ładna.

Dość często wydaje się nam, że szczyt jest już niedaleko i zaraz trasa się skończy. Szlak jednak wije się przy kolejnych, ledwie wybijających się z otoczenia kulminacjach, za którymi czają się coraz to nowe podejścia.

Nagle robi się jeszcze stromiej. Zgodnie z tym, co widzieliśmy z daleka, tak miało być własnie na ostatnim etapie. Czyżby już niedaleko? Nie mamy jednak pewności, bo szczyt znów otoczyła chmura, która ograniczyła nam widoczność do kilkudziesięciu metrów.

Podejście na spowity chmurami wierzchołek.

Tu jest już niemal wyłącznie skała. Same kamienie, mniejsze i większe, stabilne i uciekające spod nóg. Teren niebyt lubiany przeze mnie, ale jak się zaraz okaże, to już faktycznie końcówka.

Chmury albo chwilowo przeszły, albo wyszliśmy ponad ich pułap. W każdym razie, znów mamy świetną widoczność, co uświadamia nas, że lada chwila będziemy w najwyższym punkcie góry.

Ostatnie metry podejścia na Sławkowski Szczyt.

Czas: około 3 godziny i 30 minut, więc sporo szybciej niż podawał szlakowskaz. Ale z drugiej strony, tamta wartość może być lekko przesadzona, bo po szybkim przeliczeniu, widać, że zakłada on tempo marszu wolniejsze niż 1,5 km/h. A teren na prawdę nie jest tak trudny, by nie dało się iść szybciej. Po drodze wyprzedziło nas zresztą kilku biegaczy, którzy dawali radę truchtać pod to średnio 21-procentowe nachylenie. Inni, spotkani na szczycie turyści, też zresztą weszli szybciej niż to 5:15h.

Niestety, większość innych szczytów spowijają chmury. Co jakiś czas odsłania się Łomnica, wraz ze stacją kolejki i obserwatorium astronomicznym na szczycie.

Sławkowski Szczyt - widok na Łomnicę
Wysoka na 2634 metry Łomnica, od czasu do czasu wystająca spośród chmur.

Później do Łomnicy dołącza Gerlach i Staroleśny Szczyt. Następnie Zadni Gerlach, Mała Wysoka i kilka innych wierzchołków. Warstwa chmur wydaje się coraz cieńsza, więc postanawiamy trochę posiedzieć i poczekać na rozwój sytuacji.

Oprócz nas, jest tu paru innych Polaków, z którymi zamieniam kilka słów. Dowiaduję się, że jest z nimi jeden z biegaczy, który wyprzedził nas podczas wchodzenia. Okazuje się, że podczas tej wycieczki, pragnie on wbiec na Sławkowski Szczyt… dwukrotnie. Podziwiam kondycję, choć jak się później okaże, nie jest to jeszcze szczyt możliwości tego pana.

Polacy schodzą, lecz na szczyt dociera coraz więcej innych osób. Dobrze, że wystartowaliśmy koło tej 5-tej, bo teraz faktycznie na szlaku miejscami może być już tłoczno. Ta góra jest raczej jedną z popularniejszych.

Sprawdzając wcześniej prognozy pogody, na szycie miało być chłodno i wietrznie. Sprawdziło się tylko częściowo – wiatr faktycznie wiał i szybko wychładzał, ale wyłącznie od północnej strony. Wystarczyło schować się za jakimś kamieniem i wystawić na świecące od południa słońce, a od razu robiło się przyjemniej.

Chmur nad Tatrami ubywało z każdą minutą. Co prawda, od równin przyszły inne, zasłaniając widoki w stronę Popradu, ale to co najładniejsze powoli ukazywało się naszym oczom. W końcu po około 1,5 godzinie czekania, mogliśmy podziwiać niemal wszystkie tatrzańskie kolosy.

Sławkowski Szczyt - krzyż na szczycie
Krzyż na Sławkowskim Szczycie. Trzy dominujące w tle wierzchołki to od lewej: Lodowy Szczyt, Baranie Rogi oraz Durny Szczyt. Napis pod krzyżem zasłania otoczoną chmurami Łomnicę.
Sławkowski Szczyt - panorama ze szczytu
Widok na północ. Po prawej te same szczyty, co na wcześniejszym zdjęciu. Z lewej, ten nieco „klockowaty” kształt do Jaworowe Szczyty (od lewej: Pośredni i Wielki).
Sławkowski Szczyt - widoki ze szczytu
Widoki w stronę zachodnią i północno – zachodnią. Po lewej stronie dominują Gerlach i Zadni Gerlach. Na środku Staroleśny Szczyt, a obok niego Baniasta Turnia i Mała Wysoka. W prawej części zdjęcia, na najdalszym, planie można dostrzec fragment Orlej Perci.
Spojrzenie na przykryte chmurami południe. Na zdjęciu widać jedną z platform, służącą do biwakowania. Sławkowski Szczyt to dość popularne miejsce do oglądania wschodów i zachodów słońca.

Zejście ze Sławkowskiego Szczytu

Więcej już raczej nie zobaczymy. Czujemy się nasyceni widokami i podejmujemy decyzję, by schodzić. Chyba nigdy wcześniej nie siedziałem na szczycie aż tak długo.

Niestety, droga w dół jest tylko jedna, więc musimy wracać po własnych śladach. Idziemy chwilę przez składający się z większych i mniejszych głazów wierzchołek, a następnie wkraczamy w kruchy i umiarkowanie stromy teren. Wchodziło się nim całkiem dobrze, jednak zejście wymaga już więcej ostrożności.

Zejście z wierzchołka Sławkowskiego Szczytu.

Chmury, które jeszcze przed chwilą dominowały na południu, teraz nieco rzedną. Wygląda więc na to, że podczas drogi powrotnej znów będziemy mieć ciekawy widok na podtatrzańskie równiny.

Poniżej szczytu chmur jest już zdecydowanie mniej.

Ścieżka przez grzbiet góry jest dobrze widoczna i właściwie nie trzeba zwracać uwagi na jakiekolwiek oznaczenia szlaku. Idziemy więc bez przeszkód, łatwą trasą, dość jednostajnie wytracając wysokość.

Po chwili decydujemy się zdjąć kurtki, które wcześniej chroniły nas przed zimnym, północnym wiatrem. Tu już nam nie zagraża, a poza tym na przestrzeni ostatnich godzin wyraźnie się ociepliło.

Sławkowski Szczyt - podejście
Rzut oka za siebie. Teraz podejście na wierzchołek Sławkowskiego Szczytu nie jest już spowite w chmurach.

Podczas pakowania plecaków znów mija nas wspomniany wcześniej biegacz. To już czwarte spotkanie. Wygląda na to, że o wiele szybciej pokona trasę dwukrotnie niż my zdążymy zrobić to jeden raz. A przecież i tak nasze tempo jest wyraźnie szybsze szlakowego… Po chwili rozmowy, dowiaduję się jednak, że nie jest to pierwszy lepszy biegacz: gość okazał się zaprawionym w bojach ultrasem, mającym za sobą między innymi start w legendarnym UTMB. Oj, chciałbym mieć kiedyś choćby w połowie tak dobrą formę.

Rozstajemy się. On leci dalej, my schodzimy swoim tempem. Mijamy kolejne, dobrze znane już miejsca: poszarpaną grań Sławkowskiego Grzebienia, głazowiska z chwiejącymi się kamieniami, tą krótką i lekko eksponowaną ścieżkę.

Ludzi na szlaku przybywa, więc już nawet nie witamy się z mijanymi osobami. Po wkroczeniu w pasmo kosodrzewiny, zaczyna się ten mniej ekscytujący etap wycieczki, gdzie najlepsze mamy za sobą i teraz musimy tylko cierpliwie stawiać kolejne kroki, cały czas pamiętając o regularnym jedzeniu i piciu, by nie wyczerpać przedwcześnie swojego zapasu sił.

Przejście wzdłuż grani Sławkowskiego Grzebienia.
Szlak przez głazowisko z widokiem na Łomnicę.
Sławkowski Szczyt - ekspozycja
Najbardziej eksponowany fragment trasy.
Idąc w dół przez dłuższy czas mamy niezły widok na słowacką równinę położoną między Tatrami, a innymi pasmami leżącymi dalej na południe.

Za kosodrzewiną mamy trochę lasów i jeszcze więcej niskich krzewów przeplatanych rozmaitymi zaroślami. Końcówka już się dłuży, ale dajemy radę dobrzeć do samochodu bez żadnego kryzysu.

Leśny odcinek w dolnej części szlaku.

Powrót i podsumowanie wycieczki

Na parkingu jesteśmy po niemal 8 godzinach od startu. Wliczam w to jednak około 1,5-godziną przerwę na szczycie, więc czas, mimo braku pośpiechu, znów wyszedł bardzo przyzwoity. Obecnie jest dopiero 14-sta, więc mamy spore szanse na powrót bez korków.

Ani przy wjeździe, ani opuszczaniu parkingu, nikt nie chciał od nas pieniędzy. Budka strażnicza była zamknięta, więc mimo niedawnego otwarcia szlaków, można jeszcze trafić na darmowy postój. Rok temu, w tym samym miejscu, mieliśmy zresztą identyczną sytuację. 5 euro zostało w kieszeni.

Do Krakowa ruszamy taką samą trasą, jak rano. Drogą 537 na wschód, później skręt na północ, przekroczenie granicy w Jurgowie i obranie kierunku na Nowy Targ. Stamtąd już standardową Zakopianką aż do samego Krakowa. Faktycznie, stanie w korkach ograniczyło się tylko do jednego, trwającego parę minut epizodu, dzięki czemu w domu byłem już około 16:30.

Po powrocie nie czułem się nawet szczególnie zmęczony. Gdyby nie fakt zarwania nocy, nawet chętnie wróciłbym w Tatry kolejnego dnia. Niestety, do żadnej niedzielnej wycieczki nie doszło, więc na ponowny wypad w te piękne góry przyjdzie mi pewnie trochę poczekać. Pomysły na nowe trasy już są.

A wracając jeszcze na chwilę do Sławkowskiego: to ładna, a przy tym nietrudna góra, która można być dobrym wyborem na zaczęcie przygody z Tatrami Wysokimi, bądź początek eksploracji ich słowackiej części. Co prawda, szlak jest nieco wymagający kondycyjnie (sporo przewyższenia, brak płaskich odcinków), ale piękne widoki z wierzchołka na pewno wynagrodzą trudy wędrówki.

Mapa pokonanej dziś trasy wraz z profilem wysokościowym:

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *