Hińczowa Turnia – wejście od Czarnostawiańskiej Przełęczy (droga z obejściem grani)
Niezbyt popularny, choć dość ciekawy szczyt położony na terenie udostępnionym dla taterników w rejonie Morskiego Oka. W ramach tej wycieczki wchodzę tam dość łatwą drogą prowadzącą z Czarnostawiańskiej Przełęczy z obejściem grani od słowackiej strony.
Opisane w tym tekście przejście jest częścią nieco dłuższej wycieczki, której celem było też wejście na Mięguszowiecki Szczyt Czarny Drogą od Kazalnicy. Szczegółowy opis trasy znajduje się w tamtym artykule, choć nie jest on wymagany do lektury tego tekstu. Zakładam zresztą, że jak ktoś interesuje się takim szczytem, jak Hińczowa Turnia, to na „Czarnego Mięgusza” trafi pewnie bez większych problemów.
Relacja z całej wycieczki jest również dostępna w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Hińczowa Turnia – podstawowe informacje o szczycie
Hińczowa Turnia wznosi się 2372 metry n.p.m. Leży na głównej grani Tatr Wysokich, w rejonie Morskiego Oka, na granicy między Polską a Słowacją. Jest szóstym pod względem wysokości szczytem naszego kraju.
Na Hińczową Turnię nie prowadzą żadne szlaki turystyczne, jednak można tam wejście legalnie, zgłaszając wspinaczkę w tak zwanej Książce Wyjść Taternickich. Można to zrobić online, na stronie wspinanie.tpn.pl albo w jednym ze schronisk (w tym przypadku, będzie to schronisko nad Morskim Okiem).
Na szczyt wiedzie co najmniej kilka dróg wspinaczkowych, z których najłatwiejsza ma wycenę 0+ z pojedynczymi elementami I. W tym artykule opiszę jeden z jej wariantów, prowadzący od Czarnostawiańskiej Przełęczy z obejściem grani (wariant bezpośrednio z przełęczy jest bardzo stromy i wyceniony na II).
Choć droga ta nie należy do szczególnie trudnych, nie jest zbyt często odwiedzana, co skutkuje brakiem wydeptanej ścieżki oraz wskazujących drogę kopczyków. Wybierając się na Hińczową Turnię należy więc mieć dobrą orientację w terenie i być gotowym na samodzielne nawigowanie.
Pod względem sprzętu, moim zdaniem asekuracja nie jest tu konieczna. Spokojnie wystarczą przyczepne buty oraz kask. Ze względu na pokonywanie odcinków po słowackiej stronie i płatne akcje ratunkowe u naszych południowych sąsiadów, warto jednak zadbać o odpowiednią polisę ubezpieczeniową. Jest spora szansa, że jej koszt zmieści się w pojedynczych złotówkach za dobę.
A ile zajmuje przejście ten drogi? Generalnie, wejście na Hińczową Turnię od Czarostawiańskiej Przełęczy nie jest długie – w zależności od warunków będzie to 30 – 45 minut w jedną stronę. Warto jednak pamiętać, że sama przełęcz leży poza siecią siecią znakowanych ścieżek i tam też trzeba się jakoś dostać (z Doliny Mięguszowieckiej albo przez Mięguszowiecki Szczyt Czarny). Sumarycznie, poza szlakiem spędzi się dość dużo czasu.
Hińczowa Turnia – relacja z wejścia od Czarnostawiańskiej Przełęczy
Wejście na Mięguszowiecki Szczyt Czarny – droga od Kazalnicy
Nie będę tu opisywał całej trasy od Palenicy, przez Morskie Oko, Czarny Staw pod Rysami i zielony szlak na Przełęcz pod Chłopkiem. Zrobiłem to już w poprzednim artykule o Mięguszowieckim Szczycie Czarnym, więc tu zaczniemy na Kazalnicy Mięguszowieckiej, gdzie udało mi się dostać po niecałych trzech godzinach marszu. Stamtąd, na „Czarnego Mięgusza” mogę się dostać na dwa sposoby: standardową (przynajmniej latem) drogą przez przełęcz i trawers szczytu po stronie słowackiej albo drogą bezpośrednio z Kazalnicy, prowadzącą przez Rynnę Zaruskiego. Dziś wybieram tę drugą opcję. Powód jest prosty: po prostu nigdy wcześniej nią nie szedłem.
Z zielonego szlaku schodzę kawałek za skrętem na galeryjkę, później zaczynam podchodzić po coraz bardziej stromych trawkach i kamieniach. W pewnej chwili nachylenie ściany mocno rośnie, jednak zanim na dobre stracę pewność co do obranej drogi, trafiam do upragnionej rynny. Tam jest już łatwiej, zarówno pod kątem technicznym, jak i orientacyjnym.
W stronę grani podchodzę jeszcze kilkanaście minut, później odbijam w lewo i jej ostrzem kieruję się na szczyt. Końcówka jest krótka i nie sprawia technicznych problemów, choć pojawia się trochę ekspozycji. Po dotarciu na główny wierzchołek robię chwilę przerwy, a następnie przechodzę na ten niższy, położony kawałek dalej. Tu droga jest już nieco trudniejsza (wycena do I), a przepaście bardziej odczuwalne.
Powyższy opis był oczywiście dość pobieżny, a zainteresowanych detalami tej ciekawej, choć niekoniecznie przyjemnej drogi odsyłam do innego tekstu. W tym skupiam się głównie na Hińczowej Turni.
Zejście na Czarnostawiańską Przełęcz
Stojąc na niższym wierzchołku Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego, dobrze widzę drogę zejścia na leżącą kawałek dalej Czarnostawiańską Przełęcz. Jest oczywista pod względem orientacji i łatwa technicznie. Tylko jedno miejsce ma wycenę 0+ (być może i to da się jakoś obejść), reszta jest za 0.
Z wierzchołka schodzę po kamieniach, później coraz częściej pojawiają się trawki. Są łagodnie nachylone, a do tego suche, więc nie sprawiają problemów. Dopiero kawałek dalej robi się nieco trudniej, kiedy muszę zejść parę metrów stromym kominkiem. Problemem jest tu odrobina kruszyzny oraz gładkie płyty po bokach, ale generalnie, nie jest to jakieś wielkie wyzwanie.
Za kominkiem jest jeszcze trochę trawek, a później do wyboru: przejście bliżej skalistej grani albo łatwiejsze obejście jej dołem. Dziś decyduję się na pierwszą, odrobinę szybszą opcję. Za skałkami pokonuję jeszcze krótki, płaski odcinek i docieram pod ścianę Hińczowej Turni, która w tym miejscu wznosi się niemal pionowo.
Hińczowa Turnia – wejście drogą z obejściem grani
Po krótkiej przerwie na przełęczy odbijam w prawo i trzymając się dość blisko ściany, zaczynam kierować się w dół. Teren szybko robi się kruchy, chwilę później również nieco stromy, a gdy dostaję się do cienia, trawki i kamienie stają się mokre. Wycena wciąż waha się pomiędzy 0 a 0+, lecz i tak muszę poruszać się wolno i bardzo ostrożnie.
Wkrótce zaczynam odbijać w lewo. Cały czas trzymam się blisko ściany, schodząc w dół tylko wtedy, kiedy jest tam wyraźnie łatwiej. Generalnie, droga jest tu do wykombinowania samemu – nie ma ani wydeptanej ścieżki, ani kamiennych kopczyków. Raczej nie jest to często odwiedzany teren, choć z drugiej strony, przebieg opisywanej trasy jest w miarę oczywisty.
Dobrym punktem orientacyjnym jest grań Wołowca Mięguszowieckiego. To ten niezbyt wysoki szczyt, który widać w lewej części powyższego zdjęcia. Owa grań w pewnym miejscu łączy się z granią Wołowego Grzbietu, którego częścią jest Hińczowa Turnia. Można więc po prostu kierować się w stronę Wołowca Mięguszowieckiego, choć warto mieć na uwadze, że nie trzeba dochodzić aż tak daleko.
Idąc po ścianą Hińczowej Turni warto patrzeć w lewo i szukać momentu, gdzie w dość łatwy sposób będzie się dało odbić do góry. Takie miejsce pojawia się kawałek przed wspomnianą przez chwilą granią. W tym miejscu zmniejsza się również ilość trawek, a podłoże staje bardziej skaliste. Początkowo jest to całkiem przyjemna, lista skała.
Po chwili podchodzenia skałkami trafiam do kruchego żlebu, który zdaje się prowadzić aż na grań. Z dołu nie mam jeszcze co do tego pewności, jednak pójście tam wydaje się całkiem dobrą opcją i raczej nie ma wielu alternatyw.
Z czasem kamienie stają się coraz drobniejsze. Jeśli ktoś będzie miał ich dość, może odbić nieco w prawo, gdzie występuje więcej litej skały. Samo podejście oceniłbym natomiast jako umiarkowanie strome i łatwe technicznie.
W górnej części ściany teren staje się bardziej trawiasty. Podchodzę jeszcze kawałek, po czym docieram do Hińczowej Przehyby. Po prawej stronie mam teraz Hińczowy Zwornik (tu z granią Wołowego Grzbietu łączy się grań Wołowca Mięguszowieckiego), z lewej znajduje się dalsza część drogi na Hińczową Turnię.
Gdy z Hińczowej Przehyby patrzę w stronę Hińczowej Turni, mam przed oczami stromy, skalisty teren. Do pokonania jest Hińczowa Turniczką, przez którą prowadzi krótki, nieco eksponowany odcinek o wycenie I. Osobiście, nie uważam jednak, by był on trudniejszy niż przejście między wierzchołkami „Czarnego Mięgusza”. Do góry idzie całkiem łatwo, największe wyzwanie jest na szczycie turniczki, gdzie trzeba się obrócić, przytrzymać rękami i opuścić na lekko pochyłą płytę.
Dalej jest już w miarę prosto. Schodzę z turniczki na Hińczową Szczerbinę, po czym obchodzę parę skałek od lewej strony, docierając do stromego, choć dobrze urzeźbionego żlebku. Tam czeka mnie kolejnych parę minut wspinaczki z użyciem rąk. Nie ma jednak ekspozycji, a na brak stopni i chwytów nie można narzekać.
Gdy żleb dobiega końca, wychodzę na szeroką, trawiastą grań. W jej najwyższym punkcie, dość blisko owego wyjścia, znajduje się wierzchołek Hińczowej Turni. A więc udało się, szósty najwyższy szczyt Polski zdobyty! Teraz można chwilę odpocząć, a także cieszyć się spokojem i pięknymi widokami.
Z innych ciekawostek, na wierzchołku Hińczowej Turni znajduje się niewielki, zakręcany pojemnik, w którym zauważam parę kartek, długopis, ołówek i trochę innych drobiazgów. Jak ktoś chce, może się śmiało wpisać jako zdobywca tego pięknego szczytu. Choć jak patrzę na zamieszczone daty, to dochodzę to wniosku, że raczej nie ma tu wielu gości.
Powrót na Czarnostawiańską Przełęcz i Mięguszowiecki Szczyt Czarny
Po trwającej dłuższą chwilę przerwie postanawiam wracać. Tą samą drogą, tyle że w odwrotnym kierunku. Może nie jest to najciekawsza opcja, ale jeśli chcę łatwymi drogami dostać się na polską stronę, to raczej nie mam innego wyjścia.
Z grani obniżam się stromym żlebkiem, następnie przechodzę przez Hińczową Szczerbinę i w umiarkowanej ekspozycji wspinam się na Hińczową Turniczkę. W górę – zgodnie z przypuszczeniami – jednak nieco łatwiej niż wcześniej. Za turniczką znów trochę schodzę po pełnej niezłych chwytów skale i jestem na Hińczowej Przehybie.
Odbijam w prawo i zaczynam schodzić w dół początkowo trawiastego żlebu, który jednak szybko zapełnia się kruszyzną. To tu odkrywam, że lepiej trzymać się jego lewej (w zejściu) krawędzi, gdzie skała jest bardziej lita, a ryzyko poślizgnięcia mniejsze.
Schodzę parę minut, pod koniec rozglądając się za miejscem, gdzie mógłbym skręcić w prawo i zacząć przejście pod stromymi ścianami Hińczowej Turni. W końcu trafia się odpowiedni moment i wychodzę ze żlebu. Chwilę później, z przyjemnością odkrywam, że trawki zdążyły już nieco wyschnąć.
Droga powrotna na Czarnostawiańską Przełęcz jest dość oczywista, ale konkretny wariant wymaga trochę kombinowania. Tutejszy, skalno – trawiasty teren ma to do siebie, że łatwo pokusić się na jakiś skrót, z którego potem będzie trzeba się cofnąć. Mi takie coś zdarzyło się dzisiaj ze dwa razy. W żadnym przypadku nie było to jednak więcej niż parę kroków.
W pewnej chwili droga zaczyna się wnosić, pojawiają się też pojedyncze odcinki, gdzie muszę sobie pomóc rękami. Nie trwa to jednak długo, a kawałek za tym bardziej stromym podejściem jestem już w pobliżu przełęczy. Nie zamierzam jednak iść aż do jej siodła. W stronę „Czarnego Mięgusza” skręcam nieco wcześniej, gdy tylko wypatruję jakąś wygodną linię przejścia.
Kolejny odcinek również nie należy do ciężkich. Początkowo podchodzę po trawkach, później pokonuję ten kilkumetrowy kominek z gładkimi płytami. Za nim znów jest trochę zieleni, a tuż przed wierzchołkiem jeszcze parę skałek.
Dotarłszy na niższy z wierzchołków „Czarnego Mięgusza” idę dalej po zwężającej się grani. Jest tu kilka trudności i odrobina ekspozycji, ale mam je dobrze oswojone z kilku poprzednich wypadów w to miejsce. Po paru minutach jestem już w najwyższym punkcie góry.
Dalszy ciąg wycieczki
Z tego miejsca drogi są dwie (pewnie więcej, ale w tym momencie rozważam te „turystyczne”): albo przez Przełęcz pod Chłopkiem, albo bezpośrednio na Kazalnicę. Rano wchodziłem tą drugą, teraz też decyduję się na ten wariant. Jest trudniejszy, ale nie jest to nic, co by mnie przerastało, więc postanawiam spróbować. O dokładnym przebiegu zejścia oraz dalszej, już nie tak ciekawej części powrotu do Palenicy można poczytać tutaj.
Wejście na Hińczową Turnię – podsumowanie
Choć nie jest to ani najwyższy, ani najpiękniejszy ze szczytów tej okolicy, bardzo się cieszę, że miałem go okazję odwiedzić. Lubię takie spokojne miejsca, gdzie nawet w letni, pogodny dzień ciężko kogokolwiek spotkać. Tu naprawdę mało kto dociera, a jeśli już, to raczej są to osoby, które dokładnie wiedzą, gdzie i po co idą.
Zdobywając Hińczową Turnie miałem poczucie zapuszczania się w nieznane i eksploracji czegoś nowego. Z pewnością pomagał z tym brak jakiejkolwiek ścieżki i okopczykowania drogi. Na trasie musiałem radzić sobie sam, a przed wycieczką spędzić trochę czasu nad mapą i opisami. I myślę, że to właśnie takie rzeczy najbardziej pociągają mnie w chodzeniu poza szlakiem.
Witaj Michale!
Jak zawsze klasa, świetnie przedstawione przejście, które właśnie wskakuje na moją listę przyszłych planów.
Czekamy na relację z Łomnicy.
Pozdrawiam!
Relacja w trakcie tworzenia, za maksymalnie kilka dni będzie gotowa :)
Witaj
Dzięki tak wspaniałemu opisowi trasy postanowiłem odwiedzić ten szczyt w przyszłym roku w lecie
Pytanko .Czy przejscie z jednego wierzchołka na drugi Miegusza Czarnego jest bardzo trudne a także pokonanie hińczowej turniczki ?
Nadmienie że mam juz jakieś doswiadczenie poza szlakiem ( Niżnie Rysy , Miegusz Czarny , Cubryna, Zabi Wyżni ,gran od Mylnej do Zawratowej Turni , Grań Wrota – Gładka przełecz , Zadni Koscielec ,poza tym szczyty na Słowacji .W zeszłym roku Wysoka . Chodze sam .
Pozdrawiam
Hej, z takim bagażem doświadczeń bez problemu ogarniesz i przejście między wierzchołkami, jak i Hińczową Turniczkę. To dużo łatwiejsze miejsca niż te, z którymi mierzyłeś się na grani Mylna Przełęcz – Zawratowa Turnia.
Powodzenia!
Dzięki wielkie
Pozdrawiam serdecznie.
Jeszcze raz podkreślę. Pięknie i czytelnie opisana trasa. To rzadkość.
Hejka
Jeszcze jedno pytanko odnosnie tej drogi. Czy przejście z H. Turni przez Wolowcowa Przełęcz jest do ogarnięcia. Rozkminiam temat i widzę że warto tam zajrzeć będąc w tym rejonie.
Pozdrawiam
Tak, przejście z okolic Hińczowej Turni na Wołowcową Przełęcz jest raczej bezproblemowe. To łatwiejsza droga niż ta opisana w moim tekście.
Oki
Dzięki
Nie do pisałem że z próba wejścia na Wołowiec Mięguszowiecki.
Pozdro