Podsumowanie roku 2018, plany na 2019
Rok 2018 powoli staje się historią. Końcówka grudnia to zawsze dobra okazja, by na chwilę się zatrzymać, spojrzeć wstecz i jakoś podsumować to, co wydarzyło się w ciągu minionych 12 miesięcy. To również świetna pora na snucie przyszłorocznych planów i wyznaczanie sportowych celów.
Ze względu na tematykę bloga, skupię się tu jedynie na sprawach, nazwijmy to, sportowo – podróżniczych. Sferę zawodową i osobistą pozostawię dla siebie, wspominając jedynie, że raczej mam w nich szczególnych powodów do zmartwień i życzyłbym sobie, aby nadchodzący rok był równie udany. Ok, do rzeczy.
Podsumowanie roku 2018
Góry
Szczególnie zadowolony jestem z dwóch rzeczy. Na początku roku, zimą udały się 3 bardzo satysfakcjonujące wycieczki w Tatry. W styczniu wszedłem na Świnicę i Zawrat, początkiem marca zdobyłem Rysy. To ostatnie uważam za jedno z największych osiągnięć tego roku. Wejście na Rysy zimą od dawna było moim marzeniem, a jeszcze wcześniej czymś, co uważałem za wręcz niewykonalne dla amatorów mojego pokroju. A jednak, udało się.
Druga sprawa: w końcu zacząłem eksplorację słowackiej części Tatr. Myślę, że po zdobyciu wszystkiego, co dostępne szlakiem po naszej stronie, była to naturalna kolej rzeczy. W mniejszych lub większych zespołach wchodziłem na Małą Wysoką, Czerwoną Ławkę, Jagnięcy Szczyt oraz Bystrą Ławkę w komplecie z Furkotem i Hrubym Wierchem. Nie zawsze dopisywały widoki, ale i tak każdą z tych wycieczek uważam za bardzo udaną.
Po Tatrami, trochę działałem również w niższych górach. Wiosną po raz pierwszy odwiedziliśmy z Martyną Góry Stołowe, w sezonie wakacyjnym Beskid Sądecki. Po raz 9-ty i 10-ty zdobyłem Babią Górę. Spędziłem też dwie samotne noce pod namiotem (Mogielica oraz Szczebel). Łącznie na górskich szlakach pokonałem ponad 518 kilometrów.
Co nie wyszło? Wyjazd w Bieszczady (zostawianie rezerwacji noclegu na ostatnią chwilę to wyjątkowo zły pomysł), przejście całej grani Rohaczy w ciągu jednego dnia (chyba nie da się dostać komunikacją publiczną na początek szlaku o takiej porze, by jednodniowe przejście było realne) oraz 50-kilometrowa wyrypa (tu w sumie nie mam wymówki, po prostu chyba aż tak mi na tym nie zależało i wybierałem do realizacji inne pomysły).
Bieganie
Jako jeden z głównych celów sportowych na rok 2018 wyznaczyłem sobie coś, co nazwałem „19/40/90”. Co kryję się pod tymi liczbami?
- przebiegnięcie 5 km w czasie poniżej 19 minut
- przebiegnięcie 10 km w czasie poniżej 40 minut
- przebiegnięcie półmaratonu w czasie poniżej 90 minut
Ostatecznie, 19/40/90 zakończyło się sukcesem, choć nie mogę powiedzieć, że przyszedł on łatwo. Po drodze było kilka porażek i drobnych problemów zdrowotnych, jednak pisząc ten tekst pod koniec roku, jestem posiadaczem następujących życiówek:
Aby dojść do takich wyników, w 2018 roku wykonałem 227 treningów i łącznie przebiegłem lekko ponad 2500 kilometrów. Średnia prędkość biegów nie była jednak zbyt duża – wynosiła około 5:30 min/km (co w sumie potwierdza, że aby biegać szybko na zawodach, wcale nie trzeba się zajeżdżać na każdym treningu).
Co oprócz tego? Poprawiłem życiówkę na 1000 metrów (3:10), nie udało się jednak pobić dotychczasowych rekordów ani na 400 metrów, ani w Teście Coopera. Najdłuższy przebiegnięty jednorazowo dystans wynosił 23,13 km, a w bardziej intensywnym tygodniu pokonałem 85,16 km.
Rower
W marcu kupiłem pierwszą w życiu szosę. Triban 520, bo na taki model padło, przejechał ze mną 2486 kilometrów, rozbitych na 37 jazd. Podczas tego czasu nie doszło do ani jednej awarii, więc mogę tylko napisać, że jestem bardzo zadowolony z wyboru.
Muszę się jednak przyznać do porażki. Jednym z moich tegorocznych celów było przejechanie w ciągu jednego dnia odległości 200 km. Ostatecznie doszedłem jedynie do 134 km podczas wycieczki na górę Żar. Na więcej niestety brakło… czasu. Zbliżały się różne zawody, na których mi zależało, a takie długie jazdy wymagały solidnej regeneracji, co utrudniało treningi w innych dyscyplinach.
Cieszę się natomiast ze sporej liczby wycieczek po podkrakowskich okolicach. W ramach projektu „Rowerem po Małopolsce” odwiedziłem sporo nowych szlaków i zobaczyłem mnóstwo nieznanych mi wcześniej miejsc.
Generalnie, nie jestem jednak w tym roku „kolarsko usatysfakcjonowany”. W poprzednich latach jeździłem więcej i to pomimo znacznie gorszego sprzętu. Ale cóż, rozpaczać nie będę, bo to nie wina lenistwa. Po prostu coś trzeba było wybrać.
Triathlon
W roku 2018 zaplanowałem tylko jedne zawody. Co więcej, nie były one dla mnie nawet jakimś szczególnym sportowym priorytetem. Start w podkrakowskim Iron Dragon potraktowałem przygodowo, bez nastawiania się na imponujący komukolwiek wynik. Chciałem tylko ukończyć w dobrym zdrowiu i z uśmiechem na twarzy. Obie rzeczy się udały, więc do dziś miło wspominam te zawody.
Plany na 2019
Przez ostatnich parę tygodni miałem okazję ułożyć sobie różne pomysły i cele na przyszły rok oraz spróbować je tak przefiltrować, żeby wyszło fajne, ambitnie, ale i z szansami na realne wykonanie tego wszystkiego (albo przynajmniej większości).
Góry
Tu będzie najwięcej celów. Kocham góry i chcę szukać tam coraz ambitniejszych wyzwań, a także uczyć się nowych rzeczy i przy okazji poznać nowe zakątki świata.
Zimą chcę wrócić w Tatry, by zdobyć kilka nowych (o tej porze roku) szczytów. Polowanie na odpowiednie warunki już rozpoczęte, choć niestety w okresie świąteczno-noworocznym pogoda była wybitnie niesprzyjająca.
Na dalszą eksplorację czekają również Tatry Słowackie. Szalki na obszarze TANAP-u otwierają dopiero w czerwcu, ale gdy już to nastąpi, będę chciał odwiedzić co najmniej Krywań, Sławkowski Szczyt, Koprowy Wierch i Banikov. Być może spróbuję też jednodniowego przejścia Grani Rohaczy, jeśli tylko w końcu rozpracuję logistykę dostania się tam.
Z poprzedniego roku „przechodzi” również wyjazd w Bieszczady. Pora je wreszcie odwiedzić, bo przecież na około tak chwalą, że aż głupio przyznawać, że się ich nigdy nie widziało.
Myślę o zmierzeniu się z Głównym Szlakiem Świętokrzyskim. To chyba dobry początek na przygodę w wielodniowymi wędrówkami. Chciałbym go pokonać w 3-dni, w wariancie z noclegami pod namiotem. Jeśli mi się spodoba, być może w podobny sposób podejdę do przejścia Małego Szlaku Beskidzkiego.
No i w końcu – Alpy! Najwyższa pora wejść na coś wyższego niż tatrzańskie szczyty. Wstępnie planuję 3 wypady: „na pierwsze trzytysięczniki”, „na via ferraty” oraz „na coś ambitniejszego” (tu chodzi mi po głowie np. austriacki Grossglockner).
Bieganie
Nie będzie tak szeroko zakrojonego planu, jak wspomniane wcześniej 19/40/90. Ale to nie znaczy, że rezygnuję z ambitnych celów. Wręcz przeciwnie, mierzę dość wysoko, choć chcę postawić na krótsze trasy i szybsze bieganie. Wierzę, że w przyszłych latach będzie z tego większy pożytek niż gdybym teraz obrał za cel np. maraton lub biegi ultra.
Celem numer 1 zostaje więc złamanie 18 minut w biegu na 5 km. Do ścięcia z obecnej życiówki jest 41 sekund, czyli lekko ponad 8 na każdym kilometrze. Sporo, ale jeśli zdrowie pozwoli, raczej do zrobienia. Będzie się trzeba po prostu zacząć oswajać z tempem 3:35 min/km…
Rower
Koniecznie będę chciał jeździć więcej. W tym roku już nie odpuszczę tego 200 km, zbyt długo zwlekam. Żeby jednak wypracować odpowiednią formę, nie wystarczy jedna, weekendowa wycieczka. Dwa, a najlepiej trzy treningi w tygodniu to minimum, żeby realnie myśleć o tej dwusetce oraz innych, wymagających sporej wytrzymałości celach.
Będę chciał także powoli wdrażać się w wielodniowe jazdy oraz wyprawy rowerowe. Na początek jakieś krótsze po Małopolsce i okolicach, ale docelowo na 2019 roku planuję dość ambitną, trwającą 5-6 dni wycieczkę z Krakowa nad morze Bałtyckie.
Triathlon
Będą 2, maksymalnie 3 starty, jednak ponownie głównie dla zabawy i bez nastawiania się na wyniki. Biorąc pod uwagę resztę planów, raczej nie byłoby szans na solidne przygotowanie do triathlonowej rywalizacji (szczególnie w części pływackiej).
Na pewno będę chciał wrócić na trasę Iron Dragona. Oprócz tego, wiem, że na podkrakowskich Brzegach planowana jest zupełnie nowa impreza. Póki co, nie ma o niej wiele informacji, ale jeśli zapisy faktycznie ruszą, to chętnie zmierzę się z tymi zawodami.
I to w sumie tyle. Jestem niemal pewny, że coś na tej liście pewnie się zmieni (bo zmienia się zawsze), ale jeśli uda mi się choć połowę z tych celów wykonać, to będę zadowolony.
Udanego Nowego Roku wszystkim czytelnikom!