Beskid Sądecki – Jaworzyna Krynicka i Runek czerwonym szlakiem

W ramach krótkiego urlopu spędzanego w Krynicy Zdroju, pierwszego dnia weszliśmy na dwa z najbardziej popularnych szczytów w okolicy: Jaworzynę Krynicką oraz Runek. Trasa wydawała się ciekawa i niezbyt długa, a pogoda zdecydowanie zachęcała do wędrówek.

Postanowiliśmy z Martyną wybrać się w końcu w góry na coś dłuższego niż jednodniowa wycieczka. Oryginalnym pomysłem były Bieszczady, ale problem z rezerwacją noclegów w sierpniu (trzeba by zabrać się za to wcześniej niż niecały tydzień przed wyjazdem) i niechęć do wyjazdu „w ciemno” sprawił, że zmieniliśmy plany. Ostatecznie padło na wypad do Krynicy Zdroju, leżącej na pograniczu Beskidu Sądeckiego i Beskidu Niskiego.

W góry z Krynicy

Ten wpis jest częścią większej serii, będącej relacją z czterodniowego urlopu spędzonego w Krynicy Zdroju. Poniżej pełna lista tekstów opisujących nasze górskie wycieczki zrealizowane podczas tego wyjazdu:

  1. Beskid Sądecki – Jaworzyna Krynicka i Runek czerwonym szlakiem
  2. Żółtym szlakiem wokół Krynicy
  3. Beskid Sądecki – Jaworzyna Krynicka zielonym szlakiem
  4. Beskid Niski – Lackowa od zachodu

Dojazd z Krakowa do Krynicy Zdroju

Szczerze mówiąc, nie jest to nic trudnego. Jest paru przewoźników autobusowych, którzy realizują bezpośrednie połączenia (Szwagropol, Voyager, Flixbus). Czas dojazdu wynosi około 3 godziny. Do Krynicy można się również dostać koleją, choć zajmie to trochę dłużej. Częstotliwość połączeń jest na tyle wysoka, że można bez obaw jechać nawet szczycie sezonu bez rezerwowania biletu. Dla dojeżdżających z innych miejsc kraju, dobrą opcją będzie dotarcie najpierw do Nowego Sącza i tam przesiadka na autobus do Krynicy.

Warto tylko mieć na uwadze jedną rzecz: nie wszyscy przewoźnicy jadą w to samo miejsce. W mieście są dwa różne przystanki końcowe – dworzec PKP oraz osiedle Czarny Potok. Z tego właśnie powodu, zrezygnowaliśmy z przejazdu cichym i wygodnym Flixbusem na rzecz Szwagropola – Czarny Potok był zdecydowania za daleko naszego noclegu.

Z Krakowa wyjechaliśmy około 6-tej, na miejsce dotarliśmy lekko po 9-tej. Z przystanku w centrum poszliśmy do pensjonatu, by oddać dużą torbę (właścicielka nie robiła żadnego problemu z zostawieniem bagażu w ośrodku poza dobą hotelową), a następnie, wyposażeni już tylko w lekkie plecaki, rozpoczęliśmy wędrówkę.

Z Krynicy na Jaworzynę Krynicką

Tak na prawdę, to pierwszego dnia chcieliśmy wejść na Lackową – dziś miała być najpewniejsza pogoda, więc dobra okazja na trasę wymagającą dojazdu i powrotu komunikacją publiczną. Niestety, po niemal godzinie czekania na autobus, okazało się, że on, wbrew temu co wynikało z rozkładu jazdy oraz informacji z serwisu e-podróżnik.pl, wcale nie zatrzymuje się w miejscowości Wysowa Zdrój). Byliśmy więc zmuszeni tymczasowo porzucić marzenia o Lackowej i wymyślić coś innego. Więc padło na Jaworzynę Krynicką. Oraz Runek, bo niedaleko i w sumie też się jeszcze zmieści w planie dnia.

Szybko odnajdujemy czerwony szlak (Główny Szlak Beskidzki) i podążamy za oznaczeniami. Najpierw prowadzi nas przez główny miejski deptak (całkiem ładne miejsce, choć bywa zatłoczone niczym Krupówki), a następnie wyprowadza dość ruchliwą drogą do południowej części miasta. W końcu skręca jednak w prawo, ku spokojniejszej, jednorodzinnej zabudowanie, a później wreszcie wchodzi na dłużej do lasu.

Przy deptaku w Krynicy.
Charakterystyczna cerkiew Świętego Równego Apostołom Księcia Włodzimierza Wielkiego.
W końcu wchodzimy do lasu, co daje nam nieco osłony przed rosnącym z godziny na godzinę upałem.

Przez około godzinę idziemy wśród drzew najpierw lekko pod górę, a następnie w dół, by w końcu trafić na główną drogą prowadzącą przez osiedle Czarny Potok. Trafiamy tam na imponujących rozmiarów kompleks hotelowo – rozrywkowy, który ciągnie się za ogrodzeniem przez dobre kilkaset metrów.

W drodze do Czarnego Potoku wielokrotnie mijamy tabliczki z informacjami o życiu i twórczości Nikifora – znanego, żyjącego tu kiedyś malarza.
Wędrówka wśród zieleni.

Później znów skręcamy w las i zaczyna się wspinaczka po zboczu Jaworzyny. O dziwo, na początku szlaku trafiamy na informację o jego tymczasowym zamknięciu. Brakuje jednak informacji o powodzie, czy proponowanym obejściu, a w dodatku wyraźnie widać tam ślady butów trekkingowych – więc ktoś i tak nim chodzi (w końcu to GSB, więc zupełnie mnie to nie dziwi). Ruszamy i my.

Początkowo musimy się trochę przedzierać wśród gęstych zarośli, ale chwilę później idziemy już po wygodnej łące z widokiem na budynki na szczycie góry. Wydaje się niedaleko, ale wiemy, że czeka nas jeszcze jakieś 2 godziny marszu.

Szczyt już w zasięgu wzroku.

Później tracimy cel z oczu i razem ze ścieżką znikamy w lesie. Spędzamy w nim trochę czasu. Gdy znów wychodzimy na otartą przestrzeń, jesteśmy na stoku narciarskim. Krynica to jedno z większych centrów sportów zimowych w kraju, więc stoki i wyciągi łatwo znaleźć właściwie na każdej okolicznej górze.

Szczyt coraz bliżej.

Wspinając się po lekko stromym zboczu warto czasem spojrzeć za siebie. Dobrze widać Krynicę otoczoną ze wszystkich stron górami, a także dalsze, ciągnące się po horyzont pasma. Widokowy odcinek jest jednak krótki. Chwilę później do naszego (czerwonego) szlaku dołącza zielony i razem z nim znów prowadzi nas wąską leśną ścieżką.

Diabelski Kamień – ciekawa formacja skalna, którą można obejrzeć idąc szlakiem na Jaworzynę.

W pewnym momencie, całkiem blisko szczytu, szlak znów wchodzi w gęste zarośla. Musimy uważać, aby nie poparzyć odsłoniętych nóg i rąk pokrzywami. Trochę dziwimy się stanem trasy – w końcu to odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego, prowadzący na najpopularniejszą górę w okolicy!

Szlak czasami bywa ciężki do przejścia.

Kilkanaście minut później docieramy na szczyt. O ile na szlaku nie spotkaliśmy niemal nikogo, u góry jest już pełno ludzi. Znaczna większość pewnie wjechała tu kolejką linową, która startuje z okolic osiedla Czarny Potok. Oprócz górnej stacji wyciągu, jest tu również pełno knajp i sklepów z pamiątkami. Chyba nie spodziewałem się, że miejsce będzie aż tak skomercjalizowane. Skojarzenie z zakopiańską Gubałówką potwierdza nawet stojąca na szczycie wysoka wieża nadajnika telewizyjnego.

Na szczycie Jaworzyny Krynickiej.
Górna stacja kolejki linowej.
Widok ze szczytu.

Siadamy na chwilę, by coś zjeść i odpocząć przed dalszą wędrówką. Ja oprócz tego idę dokupić butelkę wody, bo zaczynam się obawiać, że 1,5 litra, które zabrałem ze sobą nie wystarczy nawet na połowę trasy. Chwilę później ruszamy w stronę Runka.

Dla porównania: tak wyglądało wejście na Jaworzynę Krynicką dwa dni później.

Z Jaworzyny na Runek

Oba szczyty są oddalone od siebie o jakąś godzinę marszu. Trasa zdecydowanie nie należy do wymagających. Praktycznie cały czas idzie się szeroką i wygodną leśną drogą, pozbawioną większych zejść czy podejść. Ot, taki miły, spokojny spacer, podczas którego można odpocząć po podejściu na Jaworzynę.

Początek zejścia z Jaworzyny w stronę Runka.

Szlak na Runek prowadzi przeważnie wygodną, leśną ścieżką.

Gdy schodzimy z Jaworzyny, przez chwilę towarzyszy nam zielony szlak, który jednak po paru minutach skręca w prawo ku schronisku PTTK Jaworzyna Krynicka. Dalej, kilkadziesiąt minut idziemy samotnym czerwonym. Później, w miejscu zwanym Runek Czubakowski, dołącza kolor niebieski, którym pójdziemy dalej na Runek oraz kawałek dalej w stronę Szczawnika.

Na Runku Czubakowskim.
Ostatnia prosta w stronę Runka.

Trzeba przyznać, że Runek nie jest zbyt imponującą górą. Gdyby nie oznaczenie i szlakowskazy na szczycie, pewnie nie zorientowalibyśmy się, że zdobyliśmy jakiś samodzielny wierzchołek. Widoki też nie zachwycają. Szczyt jest pełen drzew, które skutecznie przesłaniają panoramę niemal we wszystkich kierunkach.

Runek – tabliczka na szczycie.

Odcinek Runek – Szczawnik

Po paru minutach rozpoczynamy zejście w stronę Szczawnika. Początkowo idziemy leśną ścieżką o niewielkim nachyleniu w dół, a później trafiamy na dużą, ładną polanę, gdzie szlak oznaczono wysokimi tyczkami wbitymi w grunt.

Początek zejścia z Runka.

Niedługo później znów dreptamy leśną ścieżka w stronę schroniska Bacówka nad Wierchomlą. Tam trafiamy na pokaźną grupę emerytów śpiewających jakieś zupełnie nieznane mi piosenki oraz paru innych, spokojniej zachowujących się osobników.

Ciekawa kapliczka napotkana w drodze do schroniska.
Bacówka nad Wierchomlą.

Z polany przy schronisku ponoć dobrze widać Tatry. Niestety, mimo ładnej pogodny, dziś przejrzystość powietrza pozwalała jedynie zobaczyć delikatny zarys ich odległych, postrzępionych grani. Pozostało cieszyć się widokami bliższych szczytów, które też tworzą miły krajobraz w tej okolicy.

Jeden z licznie występujących tam koników polnych.

Dalsza wędrówka to na zmianę krótkie leśne odcinki, duże polany i zbocza stoków narciarskich. Okazało się, że od strony Wierchomli i Szczawnika też jest ich całkiem sporo. Mimo późnego popołudnia napotkaliśmy też o wiele więcej turystów niż wcześniej.

Szlak zejściowy nie przedstawia praktycznie żadnych trudności. Wszystkie zejścia są łagodne, ścieżki szerokie, a oznaczenia trasy czytelne. Jest dużo łatwiej niż podczas pierwszej części naszej wycieczki, podczas podejścia na Jaworzynę.

W końcu z leśnych ścieżek przeskakujemy na utwardzaną małymi kamieniami drogę. Zabudowania też są już coraz bliżej, co świadczy o tym, że został nam ostatni odcinek zejścia do Szczawnika.

Owce pasące się przy szlaku – te już bez futra.

Niedługo później jesteśmy na dole. Pozostało nam znaleźć najbliższy przystanek i poczekać na autobus. Jest piątek, więc na szczęście jeżdżą jeszcze dość często (w ciągu godziny jedzie 1 lub 2. Całą okoliczną komunikację obsługuje firma Rafatex – dokładne rozkłady jazdy do znalezienia na jej stronie internetowej).

Mija może kilkanaście minut i udaje nam się wsiąść. Ze Szczawnika do Krynicy jedzie się około pół godziny, które spędzamy mając niemal cały autobus dla siebie. Wysiadamy w centrum i realizujemy ostatnie na dziś cele: obiadokolacja, zakupy oraz odpoczynek przed kolejną wycieczką.

Mapa przebytej trasy (na podstawie serwisu mapa-turystyczna.pl)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *