3 podjazdy rowerem na Przełęcz Glisne
Glisne to szeroka przełęcz położona pomiędzy masywami Szczebla i Lubonia Wielkiego. Kojarzę to miejsce dość dobrze, jak pewnie i większość turystów włóczących się po terenach Beskidu Wyspowego. Dziś, dla odmiany, wjechałem tam rowerem. I to nie raz, lecz aż trzykrotnie – po każdej z prowadzących na nią dróg.
Chęć na tę wycieczkę narodziła się podczas mojego niedawnego, ponad 50-kilometrowego przejścia po Beskidzie Wyspowym. Schodząc czerwonym szlakiem z Lubonia Wielkiego trafiłem na malowniczo położoną przełęcz z asfaltową drogą. Jako, że miejsce nie leży aż tak daleko od Krakowa (50 – 60 km), to stwierdziłem, że kiedyś chętnie wjechałbym tu rowerem.
Po powrocie do domu siadłem nad mapą i szybko zauważyłem, że na Przełęcz Glisne prowadzą aż 3 drogi. Która najlepsza? Tego wiedzieć nie mogłem, więc po prostu postanowiłem odwiedzić je wszystkie po kolei. Fakt, trochę to zajmie, będzie męcząco, ale raczej nie bardziej niż podczas niedawnego wypadu do Zakopanego.
Przełęcz Glisne – podstawowe informacje
Glisne wnosi się na wysokość 634 metry n.p.m. Jest szeroką, niezalesioną przełęczą pomiędzy masywami Lubonia Wielkiego i Szczebla. Na jej terenie oraz nieco poniżej znajdują się zabudowania wsi o tej samej nazwie.
Przez Glisne przebiega droga łącząca Tenczyn z Mszaną Dolną. Po wschodniej stronie przełęczy, kilkadziesiąt metrów poniżej, znajduje się skrzyżowanie w inną trasą, prowadzącą tu od Raby Niżnej. Razem daje to aż 3 asfaltowe opcje dotarcia na przełęcz.
Najdłuższy i zarazem najłagodniejszy podjazd prowadzi od Zakopianki, najkrótszy z Raby Niżnej. Najbardziej wymagającym jest jednak ten od Mszany Dolnej. Pierwsza dwa wiążą się z pokonaniem około 230 metrów w pionie, w ostatnim przypadku wartość ta jest bliższa 250.
Z Krakowa w Beskid Wyspowy – dojazd rowerem
Dzień zapowiada się dość upalnie: ze 27 stopni w cieniu, w słońcu może być i o 10 więcej. Takich temperatur nie lubię, średnio je znoszę, więc wolę wstać wcześniej i dłużej cieszyć się chłodnym porankiem. W tym przypadku wcześniej oznacza 4:00.
Pobudka, toaleta, jedzenie, pakowanie. O 4:47 jestem już z rowerem przed blokiem. Wsiadam na siodełko, startuję zegarek i ruszam na południe. Najpierw opuszczam gęstą zabudowę osiedla, później wjeżdżam na niedawno rozbudowana ścieżkę rowerową w okolicach krakowskiego Ronda Matecznego.
Na następnym odcinku kontynuuję jazdę DDR-em wzdłuż Zakopianki. Idzie gładko, poza jednym rozkopanym fragmentem, gdzie muszę bardzo ostrożnie poruszać się po nierówno ułożonych, betonowych płytach. Kawałek dalej zmieniam stronę drogi i udaję się w okolicę stacji PKP Kraków Sanktuarium.
Niedługo później opuszczam Borek Fałęcki i wkraczam na tereny dzielnicy Swoszowice. Kluczę chwilę między jednorodzinną zabudową, po czym przejeżdżam wiaduktem nad autostradą A4. W pobliżu Swoszowickiego centrum skręcam na Lusinę. Chwilę później opuszczam granice małopolskiej stolicy.
Po kilku, może kilkunastu minutach jestem przy skrzyżowaniu z drogą prowadzącą do Wrząsowic. Skręcam w prawo i zaczynam długi, choć niezbyt trudny podjazd. Początkowo prowadzi widokową serpentyną, później już w nieco mniej ciekawym, zabudowanym terenie.
Minąwszy centrum, wytracam trochę wysokości, jednak tylko po to, by później musieć ponownie się wspinać. Tym razem nawet nieco więcej, choć nachylenie jest tu jeszcze mniejsze. Ot, jadę sobie po prostu powoli pod górkę, nie męcząc się za bardzo.
Parę kilometrów dalej jestem już w Świątnikach Górnych, ciesząc ze sprzyjającej dziś pogody. Gdy jechałem przez to miejsce ostatni raz, byłem już po dwóch seriach opadów, burzy i właśnie rozglądałem się za miejscem do przeczekania kolejnych problemów. Tym razem idzie wyjątkowo gładko.
Na rondzie w centrum skręcam w lewo, jadę kawałek główną ulicą, po czym ponownie odbijam na południe, zaczynając zjazd do Sieprawia. Długi, przyjemny, częściowo zalesiony. Choć również dość chłodny, bo w tym obniżeniu terenu zawsze jest o parę stopni mniej. Jednak wciąż nie na tyle, by chciało mi się wygrzebywać kurtkę z plecaka.
Centrum Sieprawia mijam nieco od zachodu. Na jednym z tamtejszych skrzyżowań skręcam zgodnie z drogowskazem na Myślenice. Potem znów mam pod górkę. Kawałek dalej podjazd staję się dość stromy. Jednak to nie o męczącej wspinaczce teraz myślę. Znów wracają wspomnienia w niedawnej wycieczki do Zakopanego. To właśnie w tym miejscu stałem bezsilny, w centrum trwającego kilkanaście minut oberwania chmury.
Za górką robi się trochę bardziej widokowo. Zjeżdżam w stronę Zawady, mając już przed oczami niewielkie szczyty otaczające Myślenice. Sam mam tam już zresztą niedaleko. Po paru kolejnych kilometrach opuszczam Zawadę, wkraczając na tereny lekko pofałdowanej Polanki.
Do Myślenic wjeżdżam niedługo później. Zabudowa gęstnieje, krajobraz robi się typowo miejski. Pokonuję skrzyżowanie z jedną z głównych ulic miasta, po czym ruszam w stronę ładnej dzielnicy Zarabie. Do niej samej jednak nie docieram – skręcam chwilę przed prowadzącym tam mostem i trafiam na dość spokojną drogę prowadzącą dłuższą chwilę wzdłuż Zakopianki.
Trasa szybko robi się widokowa. Po obu stronach mam zalesione pagórki, gdzieś w dole po lewej spokojnie płynie Raba. Jest też, co prawda, ruchliwa droga ekspresowa, ale to gdzieś dalej, za barierką, więc aż tak mnie nie dotyczy.
Po paru kilometrach docieram do Stróży. Pokonuję tamtejsze skrzyżowanie, po czym wracam na przyklejoną do ekspresówki ulicę, kontynuując jazdę w kierunku Pcimia, a później Lubnia.
Na rondzie w tej ostatniej miejscowości jadę prosto i zaczynam przejazd przez centrum. Jadę kilka kilometrów wśród dość gęstej zabudowy, po czym docieram do skrzyżowania ze starym, choć wciąż mocno ruchliwym odcinkiem Zakopianki. Fakt, w końcu będę musiał na nią wjechać, ale to dopiero później. Póki co zjeżdżam w jakąś boczną uliczkę, przekraczam metalowy mostek i zaczynam objazd, unikając krajowej 7-mki tak długo, jak się tylko da. Ostatecznie, nie wiem czy miało to sens, bo alternatywa może i była spokojna, lecz momentami wyjątkowo kiepskiej jakości.
Na kolejnym ze skrzyżowań skręcam w lewo, ponownie przejeżdżam na drugi brzeg jakiegoś lokalnego potoku i w końcu włączam się do ruchu na drodze krajowej numer 7. Nie trwa to jednak długo, bo już kilkaset metrów dalej, przez stacją benzynową w Tenczynie, ponownie wjeżdżam w jedną z bocznych dróg.
3 podjazdy na Przełęcz Glisne
Jestem po górą, można zaczynać podjazdy. Plan jest następujący: na Glisne chcę wjechać najpierw od Zakopianki, po czym zjechać do Mszany Dolnej. Na przełęcz wrócę tą samą trasą i zjadę do Raby Niżnej. Stamtąd ponownie do góry i w końcu zjazd w stronę Zakopianki, do miejsca, gdzie znajduję się obecnie. W ten sposób uda mi się zaliczyć podjazd i zjazd po każdej z możliwych dróg.
Przełęcz Glisne od Zakopianki
Przewyższenie: 227 metrów, średnie nachylenie: 4,9%.
Podjazd startuje od razu przy skrzyżowaniu z Zakopianką. Początkowo, nachylenie nie jest jednak duże. Mijam stację benzynową, kościół, a potem zaczynam spokojną wspinaczkę wśród zabudowań Tenczyna.
Domy towarzyszą mi przez dłuższy czas przejazdu tą całkiem dobrej jakości drogą. Dopiero po pewnym czasie pojawiają się jakieś krótkie, leśne odcinki. Na horyzoncie wyrasta również Luboń Wielki, z charakterystyczną wieżą nadajnika radiowo – telewizyjnego na szczycie.
Nachylenie drogi stopniowo rośnie, choć różnica nie jest jeszcze mocno odczuwalna. Brakuje jednak wypłaszczeń, gdzie można by na chwilę zmienić tempo jazdy.
Gdzieś w 2/3 podjazdu trafiam w okolicę lokalnego kamieniołomu. Teren wciąż jest eksplorowany, o czym świadczą między innymi liczne, stojące tam maszyny. Kawałek dalej wjeżdżam do lasu na nieco dłużej. Tam zaczyna się ostatni, najbardziej stromy odcinek.
Po paru minutach wyjeżdżam z lasu i ponownie trafiam między zabudowania. Chwilę później osiągam przełęcz i mijam tabliczkę z napisem „Glisne”.
Na przełęczy jest sporo otwartego terenu. Dominują łąki, jest trochę pól uprawnych. Stoi też kilka domków, a na niektórych drzewach można znaleźć drogowskazy tutejszych szlaków turystycznych. Najciekawszy widok mam oczywiście na południu, gdzie góruję gęsto porośnięty drzewami masyw Lubonia Wielkiego.
Poniżej kilka zdjęć ze zjazdu tą trasą:
Przełęcz Glisne od Mszany Dolnej
Przewyższenie: 249 metrów, średnie nachylenie: 5,4%.
Ten podjazd rozpoczynam spod skrzyżowania z drogą krajową 28, w zachodniej części Mszany Dolnej. Kawałek dalej przekraczam rzekę Rabę niedużym mostem, a następnie jadę jeszcze kawałek po w miarę płaskiej drodze.
Potem zaczyna się pierwszy i od razu najbardziej stromy odcinek podjazdu. Mijany znak informuje mnie o 14%-owym nachyleniu drogi. I faktycznie, dość szybko zaczyna się prawdziwa wspinaczka. Przez kilkaset metrów podjeżdżam szerokimi serpentynami wśród niezbyt gęstej zabudowy. Łatwo nie jest, ale za to widoki dookoła mam bardzo fajne. W ogóle, ten podjazd jest chyba najciekawszy pod względem krajobrazów.
Po paru minutach wzmożonego wysiłku droga łagodnieje. Wkrótce robi się płasko, a później muszę nawet trochę zjechać. Poruszam się teraz w bardzo ładnym terenie – przeważnie otwartym, choć czasem również z leśnymi odcinkami. Z paru miejsc mam również niezłe widoki na okoliczne szczyty.
Czas na odpoczynek powoli dobiega końca. W oddali dostrzega kolejny znak, tym razem ostrzegający mnie przez nachyleniem dochodzącym do 13%. Zwalniam, zrzucam parę biegów i rozpoczynam zmagania. Znów w lekko zabudowanym terenie, przez centralną część wsi Glisne. Pod koniec tej wspinaczki mijam skrzyżowanie z inną trasą prowadzącą na przełęcz. Dalej biegną już razem.
Ja tymczasem wdrapuję się powyżej centrum i kontynuuję jazdę w ku najwyższemu punktowi. Przed sobą mam oczywiście rosnący z minuty na minutę Luboń.
Łagodnym łukiem skręcam w prawo i po już zauważalnie mniej nachylonej drodze pokonuję ostatni odcinek podjazdu. Kończę go gdzieś pomiędzy domkami otaczającymi szczytowy punkt przełęczy.
Poniżej parę fotek ze zjazdu w stronę Mszany:
Przełęcz Glisne od Raby Niżnej
Przewyższenie: 227 metrów, średnie nachylenie: 5,7%.
Ta wersja podjazdu również startuje ze skrzyżowania z DK28. Znajduje się ono jednak nieco dalej na południe, w miejscowości Raba Niżna. Droga prowadzi początkowo w polnym terenie, a następnie zbliża do paru pojedynczych domków.
Na tym odcinku nachylenie nie jest jakoś szczególnie odczuwalne. Rośnie dopiero później, gdy droga po raz pierwszy wchodzi do lasu. Zaczyna się tu całkiem fajny odcinek, gdzie wzdłuż drogi płynie niewielki strumień, będący jednym z licznych dopływów Raby.
Las ciągnie się jeszcze przez chwilę. Później rzednie, a droga wprowadza mnie na teren kolejnego małego osiedla. Mająca parę odgałęzień ulica wije się przez chwilę w bardziej otwartym, w miarę płaskim terenie.
Kawałek dalej zaczyna się kolejny, leśny odcinek. Droga wystrzeliwuje w górę i przez parę minut muszę się trochę pomęczyć z rosnącym nachyleniem. Pnę się do góry powoli, w końcowym odcinku trafiając na ciasne serpentyny.
Po pokonaniu tego odcinka docieram do skrzyżowania, gdzie droga, którą jadę łączy się z trasą od Mszany Dolnej. Skręcam w lewo, wspinam się jeszcze przez chwilę, a później pokonuję ostatni, już wyraźnie łatwiejszy fragment na szczyt przełęczy.
Zdjęcia ze zjazdu tą wersją trasy:
Powrót
Po pokonaniu trzech podjazdów i odpowiadających im zjazdów, ponownie znajduję się Zakopiance w Tenczynie. Pora wracać do domu. Nie będę się tu jednak silił na oryginalność – wybieram tę samą, najkrótszą i najłatwiejszą logistycznie trasę.
Najpierw wjeżdżam na Zakopiankę i jadę nią chwilę aż do najbliższego skrętu w lewo. Później przejazd przez Lubień, aż do ronda, gdzie skręcam w tę przyjemną, prowadzącą wzdłuż Zakopianki drogę. Jadę nią kilkanaście kilometrów, ciesząc się niewielkim ruchem oraz fajnymi widokami na Rabę i znoszące się po obu stronach górki.
Po dotarciu do Myślenic przebijam się przez centrum, a następnie ruszam na północ odwiedzając po drodze kilka mniejszych lub większych miejscowości: Polankę, Zawadę, Siepraw, Świątniki Górne, Wrząsowice i Lusinę. Z tej ostatniej dostaję się do Krakowa, gdzie na moje osiedle docieram najpierw ulicami dzielnicy Swoszowice, a później głównie ścieżkami rowerowymi przy Zakopiance. Końcówka to już kluczenie mało ciekawymi uliczkami wewnątrz blokowiska.
Podsumowanie wycieczki
126 kilometrów, ponad 1800 metrów w górę (choć tu Strava może trochę przesadzać. Google Maps i pomiar z zegarka pokazywały wartości bliższe 1600). Czyli całkiem konkretna wycieczka, choć zdecydowanie był to satysfakcjonujący wyjazd. Lubię góry, więc i chętnie włóczę się po nich na rowerze. A ze względu na dużą liczbę dróg i górskich miejscowości, Beskid Wyspowy nadaje się do tego celu wyjątkowo dobrze.
Co do samych podjazdów na Glisne: najbardziej podobał mi się ten od Mszany Dolnej. Świetne widoki, niezbyt gęsta zabudowa. Fakt, parę miejsc jest tam dość stromych, ale nie są długie, a ponadto dzieli je w miarę płaski odcinek, pozwalający chwilę odsapnąć.
Opcja od Raby Niżnej też jest godna uwagi. Nie aż tak stroma i z paroma ładnymi odcinkami. Nieco rozczarował mnie natomiast pojazd od Zakopianki przez Tenczyn. Owszem, to najłatwiejsza droga na Glisne, ale moim zdaniem, jest też najmniej ciekawa. Praktycznie cały czas jedzie się terenem zabudowanym, bez jakichś porywających widoków. Jest zauważalnie gorzej niż na dwóch pozostałych trasach.
Niezależnie od wybranej opcji, zachęcam jednak, by Przełęcz Glisne kiedyś odwidzieć. Czy to piechotą, czy na rowerze, miejsce jest ładne i warte pewnie niejednej wycieczki. Sam byłem tam już parę razy, zarówno latem, jak i zimą, a jestem pewny, że i na tym się nie skończy.
Na koniec jeszcze mapka całego przejazdu.