Myślenice – szlaki na Górę Chełm i Uklejną
Niedługa i dość łatwa wycieczka z położonych u podnóża Beskidu Wyspowego Myślenic. Tym razem, moim celem było odwiedzenie dwóch przechodzących przez tę miejscowość szlaków turystycznych: zielonego na Górę Chełm oraz czerwonego na Uklejną.
Drugi dzień weekendu również przyniósł całkiem dobrą pogodę. I choć w sobotę przeszedłem niemal 40 kilometrów, nadal miałem ochotę na trochę wypoczynku na świeżym powietrzu. Tym razem w bardziej górskim terenie, choć ze względu na silny wiatr nie było co porywać się na jakieś wyższe szczyty. Padło więc na Myślenice oraz około 5-godzinną pętlę po szlakach położonych w pobliżu tej miejscowości.
Góra Chełm i Uklejna – trochę informacji
Na początek może nieco kontrowersyjnych informacji, choć pewnie grono osób, które będą tymi kontrowersjami zainteresowane jest niewielkie. Napisałem we wstępnie, że oba te szczyty leżą w Beskidzie Wyspowym. I takie podejście jest raczej powszechne, choć niektóry zaliczają te tereny już do Beskidu Makowskiego, a jeszcze inni wyodrębnili w tej okolicy region o nazwie Beskid Myślenicki.
Ale ok, mniejsza z regionalizacją. Faktem jest, że obie góry leżą na grzbietach pasma Lubomira i Łysiny oraz stanowią jedne z najbliższych kulminacji tego pasma w okolicy Myślenic. Chełm mierzy 614 metrów, natomiast Uklejna wznosi się na 677.
Przez Chełm przebiega zielony szlak turystyczny. Jego początek znajduje się w myślenickiej dzielnicy Zarabie, a koniec pod schroniskiem PTTK Kudłacze. Na szczycie góry zbudowano cieszący się sporą popularnością ośrodek sportowo – turystyczny. Jest wyciąg narciarski, dwa stoki, trasy zjazdowe dla rowerzystów, parę szlaków, wieża widokowa (choć ogrodzona i osobiście nigdy nie widziałem jej otwartej), obserwatorium astronomiczne, restauracja oraz wiele miejsc, gdzie można po prostu usiąść i odpocząć.
Uklejna ma zupełnie inny charakter. Okolice szczytu są praktycznie całkowicie zalesione, a sam wierzchołek znajduje się kawałek od czerwonego szlaku. Nie wiedząc gdzie iść, można go łatwo ominąć. Gdy jednak ktoś świadomie zdecyduje się nadłożyć trochę drogi, trafi na ciekawe miejsce z parometrowym kopcem, usypanym z niewielkich kamieni. Poświęcono go byłemu papieżowi, Janowi Pawłowi II.
Obie góry cieszą się dużą popularnością, głównie dzięki bliskości Myślenic oraz stosunkowo krótkiemu czasowi, jaki trzeba poświęcić, by je odwiedzić. Łącząc ze sobą zielony i czerwony szlak można otrzymać pętlę, której przejście zajmie około 5 godzin.
Dojazd do szlaków nie powinien sprawić problemu. Własny samochód można zostawić w wielu miejscach na Zarabiu, natomiast prywatne autobusy z Krakowa do Myślenic kursują od wczesnego rana do późnego wieczora, czasem nawet co kilka minut.
Z Myślenic na Górę Chełm i Uklejną – relacja z wycieczki
Dojazd Kraków – Myślenice
Dziś zupełnie mi się nie spieszy. Wstaję trochę po 7-mej, spokojnie jem śniadanie i pakuję niezbędne rzeczy do plecaka. Wychodząc z mieszkania, nie sprawdzam nawet rozkładu jazdy. Wiem, że z krakowskiego Ronda Matecznego do Myślenic autobusy jeżdżą dosłownie co chwilę. Tylko podczas trwającej kilkanaście minut drogi na przystanek minęły mnie dwa.
Na rondzie czekam chwilę i w końcu pojawia się kolejny kurs. Wsiadam, kupuję bilet i mam około pół godziny wolnego. W Myślenicach jestem trochę po 8:30.
Zielonym szlakiem na Górę Chełm
Na szlak mam stąd jednak jeszcze kawałek. Busik zatrzymał się na położonej kilkaset metrów od centrum obwodnicy, więc musiałem dołożyć trochę drogi.
Do myślenickiego rynku jednak nie docieram. Na jednym ze skrzyżowań odnajduję oznaczenia czerwonego szlaku (Mały Szlak Beskidzki), który odbija tu w lewo i prowadzi na Zarabie. Skręcam i podążam jego śladem przez trochę ponad kilometr.
Chwilę po przejściu przez rzekę Rabę docieram do kolejnego skrzyżowania i tam trafiam na początek zielonego szlaku. Od teraz będę trzymał się właśnie jego.
Ruszam na zachód chodnikiem wzdłuż jednej z ulic miejscowości. Czeka mnie kolejne półtora kilometra w średnio ciekawym, zabudowanym terenie. Znam jednak alternatywę, która prowadzi niedaleko szlaku, a jest o wiele przyjemniejsza. Na tym odcinku lepiej iść po prostu parkiem nad brzegiem Raby. Ładniej, spokojniej, a ostatecznie i tak dojdzie się w to samo miejsce, bo zielony szlak ostatecznie schodzi z chodnika i końcówkę tego odcinka pokonuje po terenach zielonych nad rzeką.
W pewnym miejscu ścieżka skręca w lewo i wchodzi na zalesione zbocze. Bardzo ciężko pominąć to miejsce – w zasięgu wzroku mam chyba kilkanaście biało-zielonych symboli. W ogóle, na gęstość oznaczeń tutejszych szlaków nie można narzekać.
Po dłuższym czasie spędzonym na płaskim terenie, zaczyna się pierwsze podejście i to od razu dość strome. W górę idę po wyraźnie wydeptanej ścieżce, choć sporo jest na niej korzeni i błota. Wysokość zdobywam szybko, ale z pewnością jest to też odcinek, gdzie łatwo można dostać zadyszki. W zasadzie, to najbardziej strome podejście, jakie dziś pokonam.
Z czasem nachylenie zbocza łagodnieje. Puls spada, znów można nieco przyspieszyć. Niestety, spadają również walory krajobrazowe. Gęsty, pełen brązów i zieleni las zamienia się w mniej ciekawe zarośla. Z czasem na ścieżce pojawia się też dużo grząskiego błota, które miejscami ciężko nawet obejść. Ale cóż, niedawno stopniał śnieg, w nocy trochę padało, więc czego innego miałem się tu spodziewać?
Kawałek dalej trafiam na parę pojedynczych domków, wyglądających na zamieszkane nawet zimą. Po ich minięciu mam przed sobą krótkie podejście. Za nim jest już łatwo – szeroka, w miarę równa droga, prowadząca przez miły dla oka las.
Idę w takim otoczeniu przez kilkanaście minut. Wysokość nabieram powoli, bez męczenia się. Nawet błota nie ma tu zbyt wiele, a pogoda dopisuje, z czegoś chętnie korzystają okoliczni biegaczy, który czasem wyprzedzają mnie na podejściu.
W pewnym momencie docieram do pierwszego ze stoków narciarskich zbudowanych na zboczu tej góry. Dziś nie ma tu jednak ani grama śniegu. Jest tylko szeroka na kilkadziesiąt metrów, pusta polana, z której dobrze widzę położony kawałek dalej na północ masyw Uklejnej.
Idę jeszcze trochę pod górkę, aż w końcu osiągam szczyt. Tam trafiam na drugi stok, który dla odmiany jest czynny i pełen (pewnie sztucznego) śniegu. Wyciąg kursuje, po zboczu regularnie zjeżdżają narciarze. Nawet dwa ratraki czekają w pogotowiu, by od czasu do czasu wyrównać pokrywę śnieżną.
Na Chełmie znajduję też restaurację, parking dla samochodów (spokojnie da się tutaj dojechać nawet osobówką), a także kilka drogowskazów i mapę regionu. Zrobiwszy rundkę po okolicy, udaję się na krawędź stoku i tam urządzam sobie parę minut przerwy.
Zejście na rozdroże pod Śliwnikiem
Idąc dalej trafiam na asfaltową drogę, która przez chwilę prowadzi mnie częściowo zalesionym terenem. Po paru minutach marszu docieram do czegoś, co w wielu źródłach opisywane jest jako tutejsza wieża widokowa. Niestety, mimo bycia w tym miejscu wiele razy, nigdy nie widziałem jej czynnej, a fakt, że wejście jest ogrodzone płotem z drutem kolczastym może sugerować, że raczej nie jest to konstrukcja przeznaczona dla turystów.
Po kilkuset metrach dalszego marszu asfaltem trafiam na następną ciekawostkę. Jest nią niewielkie, prywatne obserwatorium astronomiczne. Niestety, chyba nieczynne i wyglądające na zaniedbane. Po zaczerpnięciu informacji w sieci, też nie trafiłem na opinię, żeby to jeszcze działało. A szkoda, bo pewnie dałoby się jeszcze coś fajnego wyciągnąć z tego obiektu.
Kawałek dalej asfalt zamienia się w drogę szutrową, lecz parę minut później znów wraca, i to w jakości jeszcze lepszej niż wcześniej. Mijam przydrożną kapliczkę, a następnie idę tą drogą przez całkiem przyjemny, leśny odcinek.
Później robi się jednak mniej ciekawie. Trafiam na większa osadę i przez prawie kilometr idę wśród domków. W pewnej chwili wyskoczył na mnie jakiś średniej wielkości pies (to chyba rzecz, której w górach najbardziej nie znoszę), ale na szczęście tylko chwilę poszczekał i odpuścił.
W sumie, to dość dobrze kojarzę ten fragment z rowerowego podjazdu na Górę Chełm. Robiłem go parę razy, ale na pewno ciekawszy jest z perspektywy dwóch kółek. Gdy poruszam się po górach piechotą, tereny zabudowane z asfaltową nawierzchnią raczej mnie nie cieszą.
Kawałek za skrzyżowaniem utwardzana nawierzchnia się kończy, a ja trafiam najpierw na skraj lasu, a potem już między drzewa. Parę minut później dochodzę do momentu, gdzie zielony szlak krzyżuje się z kolorem czerwonym.
Czerwony szlak na Uklejną
Skręcam w lewo i praktycznie od razu zaczynam podejście. Trochę wymagające, ale niezbyt długie. Już po jakichś 300 metrach docieram na Śliwnik – lokalny wierzchołek, którego jednak nie oznaczono w żadem sposób. Poznaję go tylko po tym, że w pewnym momencie kończy się droga do góry i zaczyna w dół.
Nierówna, nieco kamienista ścieżka doprowadza mnie do o wiele lepszej drogi gruntowej. Tu jest szeroko, gładko i w zasadzie dość płasko. Przez chwilę idzie się całkiem wygodnie.
Później, dla odmiany mam betonowe płyty, które ciągną się przez parę minut. W końcu i one zostają w tyle, zamieniając się w lekko kamienistą szutrówkę w pół otwartym terenie.
Trafiam do lasu, którym będę się teraz poruszał przez dłuższy czas. Całkiem fajna okolica. Najpierw czeka mnie tu kawałek zejścia, a później zaczynam już wspinanie się na Uklejną. Chociaż termin „wspinanie” to jednak zdecydowana przesada. Po prostu podchodzę sobie bokiem zbocza, po południowo-zachodniej stronie szczytu. Czasem ledwo wyczuwam nachylenie, ale trafia się też parę odcinków, gdzie tętno może przyspieszyć.
Czerwony szlak nie prowadzi bezpośrednio na wierzchołek góry, lecz mija go w odległości 100 – 150 metrów. Jeśli ktoś chce się dostać w tamto miejscu, będzie musiał wypatrywać skrzyżowania z nieoficjalnym, żółtym szlakiem. Czemu nieoficjalnym? Bo osobiście nie znalazłem go na żadnej mapie, a tabliczki i oznaczenia wyglądają na amatorską robotę. Choć trzeba przyznać, że spełniają swoją rolę i trafienie na szczyt nie powinno nikomu sprawić problemu.
Podążając za żółtymi symbolami trafiam na kolejny drogowskaz oraz miejsce z paroma ławkami i pozostałościach po licznych ogniskach. Na pobliskim drzewie wisi również tablica wyjaśniająca nazwę tego szczytu.
Idę jeszcze kawałek po wąskiej ścieżce i docieram do kilkumetrowego, usypanego z kamieni kopca z krzyżem na szczycie. Wiedzę tu również polską flagę oraz parę zniczy. Zgodnie z napisem na miniętym wcześniej drogowskazie, sam również dokładam do kopca jakiś niewielki kamień.
Po wróceniu się kilkadziesiąt metrów na skrzyżowanie, postanawiam jeszcze zajrzeć na północne zbocze góry, gdzie ponoć znajduje się punkt widokowy. Schodzę kawałek po stromym stoku, jednak nie trafiam na nic wartego szczególnej uwagi. Owszem, dobrze widać zabudowania Myślenic oraz Jezioro Dobczyckie, ale po pierwsze, nie są to jakieś spektakularne panoramy, a dwa – widok i tak jest częściowo zasłonięty przez szybko zarastające zbocze.
Zejście do Myślenic
Wracam do góry, a następnie po żółtych symbolach schodzę kawałek do czerwonego szlaku. Na kolejnym odcinku dalej poruszam się lasem po zboczu Uklejnej. Zmienia się niewiele, dochodzi jedynie trochę błota pod nogami.
Chwilę po minięciu stojącego w pobliżu szlaku krzyża zaczyna się zejście. Od teraz będzie już właściwie wyłącznie w dół. Szlak staje się kręty, a miejscami również stromy. Są też odcinki, gdzie błota leży naprawdę dużo i wygodniej jest już przeciskać się przy krzewach i pociętych gałęziach na bokach ścieżki.
Później sytuacja się normuje, choć i krajobraz traci nieco uroku. Znika ten fajny las, który towarzyszył mi w okolicach Uklejnej. Zastępuje go nieco niższy drzewostan, pełen rozmaitych krzewów. Na tym odcinku spotykam również najwięcej spacerujących ludzi. Nawet na łatwiej dostępnym Chełmie nie było ich aż tylu.
Po pewnym czasie, w sumie już pod koniec schodzenia z górskiego grzbietu, trafiam na teren niewielkiego rezerwatu, noszącego nazwę Zamczysko nad Rabą. Utworzono go w roku 1962, a ochronie podlegają ruiny zamku, który kiedyś znajdował się w Myślenicach. Obecnie zostały już tylko rozsypane po okolicy resztki, których przeznaczenia można się jedynie domyślać.
Po obejściu pozostałości po zamku zaczynam ostatnie, umiarkowanie strome zejście, które doprowadza mnie do ulicy w dość ekskluzywnej dzielnicy Myślenic.
Wspomnianą ulicą ruszam na północ i po kilku minutach dochodzę do skrzyżowania z bardziej ruchliwą drogą. Odbijam w lewo, idę kawałek do mostu, po czym przekraczam Rabę i pokonuję ostatni odcinek prowadzący w stronę centrum miasta.
Powrót do domu
Zatrzymuję się na przystanku przy jednej z większych ulic w Myślenicach. Mógłbym co prawda iść do obwodnicy, gdzie busy do Krakowa jeżdżą dosłownie co chwilę, ale wiem, że stąd też coś złapię. I faktycznie, nie mija nawet 10 minut, jak podjeżdża niewielki, prawie pusty busik. Wsiadam i po chwili ruszamy. Pół godziny później jestem już z powrotem w Krakowie.
Podsumowanie wycieczki
Zarówno Góra Chełm, jak i Uklejna to miejsca, które uważam za warte odwiedzenia. Szczególnie w takie dni jak ten, gdzie pogoda jest niezła, ale nie aż tak dobra, by porywać się na bardziej ambitne cele. Tutejsze szlaki są krótkie, niezbyt wymagające i świetnie oznaczone. W sam raz na kilkugodzinną wycieczkę, którą można wypełnić pół wolnego dnia lub nawet jakieś dłuższe popołudnie.
Mi osobiście bardziej podoba się Uklejna. Chełm to miejsce mocno skomercjalizowane, z rozbudowaną infrastrukturą turystyczno – sportową i asfaltowym dojazdem. Lubię tam wjeżdżać rowerem, ale dla szukającego spokoju piechura są pewnie przyjemniejsze okolice.
Z Uklejnej najmilej zapamiętam leżący poza głównym szlakiem wierzchołek oraz tę całą pół-amatorską otoczkę szczytu. Własnoręcznie wykonane znaki, drogowskazy i tablice mają w sobie coś sympatycznego. Raz, że ja lubię taką pozaszlakową eksplorację i zwiedzanie mniej znanych miejsc, a dwa – bardzo doceniam pracę ludzi, którzy poświęcają swój własny czas, by o to wszystko dbać i udostępniać innym.
Mapa opisywanej tu trasy:
wyszlem ostatnio na uklejne zoltym ”szlakiem”od strony buliny fajne podejscie nawet ktos kto chodzi po gorach troszke je poczuje idac szybkim tempem bez odpoczynku
Jedna z moich ulubionych tras, zwlaszcza- tak jak piszesz- jesli nie ma sie do dyspozycji calego dnia.
Obecnie tabliczki z informacjami o Ukleju już są prawie nieczytelne – wymagają poprawienia
Punkt widokowy również nieczynny – urosły drzewa
Kiedy relacja została opisana?
Ostatnio zrobiliśmy trasę w odwrotnym kierunku, fragmentami poza szlakiem.
Pozdrawiam
Wpis jest z lutego 2020 roku, więc faktycznie mogło się trochę pozmieniać.