Beskid Wyspowy – Lubomir, Kudłacze i fragment Małego Szlaku Beskidzkiego

Który to już wypad w Beskid Wyspowy w tym roku? Straciłem rachubę, ale faktem jest, że w te położne najbliżej Krakowa góry jeżdżę ostatnio dość często. Tym razem idę z miejscowości Lubień do Myślenic, odwiedzając po drodze obserwatorium astronomiczne na Lubomirze oraz fragment Małego Szlaku Beskidzkiego.

Oryginalny pomysł na ten dzień był inny. Rano okazało się jednak, że Martyna kiepsko się czuje i nie chce ryzykować doprawienia się w górach. Więc ona zostaje pod ciepłą kołdrą, a ja lekko zmieniam plany i wybieram coś dłuższego na solowe przejście.

Decyduję się na trasę Lubień – Myślenice przez Lubomir i Kudłacze. Według mapy to około 25 kilometrów i 1000 metrów podejścia do zrobienia w czasie niewiele ponad 8 godzin. Jestem w miarę wypoczęty, a kolejnego dnia mogę się spokojnie regenerować, zatem mogę sobie pozwolić na taki nieco dłuższy spacerek po górach.

Planowana trasa:

Lubień i Myślenice – dojazd z Krakowa

Jeśli zamierza się dostać na szlak krakowską komunikacją publiczną, to akurat Lubień jest jedną z najłatwiejszych destynacji. Autobusy kierujące się do Zakopanego, Szczawnicy, Rabki Zdrój czy Mszany Dolnej jeżdżą tamtędy dosłownie co chwilę. Podróż trwa godzinę lub nawet mniej, jeśli wsiada się na jednym z późniejszych przystanków.

Z Myślenic wrócić jeszcze łatwiej. Wszystkie busy kierujące się na Lubień jadą również przez tę miejscowość. Do tego dochodzą połączenia kończące się w Myślenicach lub jadące na przykład do Jordanowa. Trzeba tylko mieć na uwadze, że część z nich wjeżdża do centrum, a inne zatrzymują się tylko przy Zakopiance, która okrąża miasto od wschodu. Odcinek Myślenice – Kraków to (dla mnie mieszkającego na południu) około 30-40 minut jazdy. O ile nie ma korków, bo te niestety się zdarzają, szczególnie w niedzielne popołudnia lub po długich weekendach.

W sobotę, wybierając się na tę wycieczkę, do autobusu wsiadłem parę minut po 6-tej. W Lubniu byłem o równej 7-mej, co nawet przy krótkich, listopadowych dniach dawało sporo czasu na wędrówkę.

Lubomir – wejście żółtym szlakiem od strony Lubnia

Szlak odnajduję od razu w okolicach przystanku. Żółty kolor prowadzi mnie pod Zakopianką i chwilę przy ruchliwej drodze 958 w kierunku Mszany Dolnej. Później skręca na północny-wschód, przekracza rzekę Rabę i ciągnie przez jakiś czas wśród niezbyt gęstej, jednorodzinnej zabudowy.

Początkowy odcinek szlaku, niedługo po przejściu przez Rabę.

Parę kolejnych zakrętów i rozpoczynam podejście. Niedługo później znika asfalt i kończą się domy. Zawsze z radością witam ten moment – w końcu przyjechałem tu cieszyć się górami, a nie włóczyć po wsiach.

Po chwili podejścia mam ładny widok na Szczebel oraz drogę prowadzącą do Mszany.
Na pierwsze odcinki wśród przyrody nie trzeba długo czekać.

Trzeba przyznać, że szlak prowadzący z Lubnia na Lubomir jest dość długi. Liczy ponad 10 kilometrów i wymaga podejścia nieco ponad 700 metrów w pionie. Według mapy-turystycznej to dobre 4 godziny marszu, choć wydaje mi się, że nawet idąc dość spokojnie można to zrobić szybciej (prędkość marszu powyżej 2,5 km/h nie powinna być wielkim wyzwaniem).

Na szczęście nie jest nudno. Podejścia mieszają się z płaskimi odcinkami, czasem bywa też lekko z górki. Raz idzie się w zachwycającym jesiennymi kolorami lesie, kiedy indziej wśród łąk i polan oferujących mniej lub bardziej rozległe widoki. Po kamieniach, przysypanej suchymi liśćmi ścieżce, a nawet asfaltowej drodze prowadzącej do niewielkiej osady położonej trochę za połową podejścia.

Poranne mgły przesłaniające widok na Lubogoszcz (to ten płaski grzbiet po prawej stronie zdjęcia).
Wędrówka wśród otwartych przestrzeni – jest ich trochę na tym szlaku.
Płaskich odcinków też nie brakuje.
Zdarza się nawet trafić na asfalt.
Albo kapliczkę. Tę akurat poświęcono Świętemu Bernardowi – partonowi alpinistów i ratowników górskich.
Patryja – niewielki wywyższenie na szlaku, niedaleko przed ostatnim podejściem w kierunku Trzech Kopców.
Uroki jesiennego lasu.

Do skrzyżowania z czerwonym szlakiem dotarłem w około 2 godziny i 40 minut. Nie forsowałem tempa, a mimo to ściąłem ponad godzinę. Ale fakt, warunki na trasie, jak i pogoda były póki co bardzo dobre, więc szło się przyjemnie. Pomimo tego, na trasie było niemal pusto. Do tej pory minąłem tylko jedną osobę.

Skręcam w prawo i ruszam w kierunku Lubomira. Od tej chwili poruszam się po Małym Szlaku Beskidzkim – liczącej 137 kilometrów trasie prowadzącej z Bielska-Białej na Luboń Wielki. Po drodze pokonuje on trzy górskie pasma: Beskid Mały, Makowski oraz Wyspowy. Dziś przejdę nim jednak tylko kilkanaście kilometrów. Kiedyś chciałbym całość w ramach jednej wyprawy, ale to raczej temat na kolejne lata.

Od skrzyżowania do wierzchołka mam jakieś 10-15 minut. W większości po płaskim i szerokim, więc nie jest to żadne wyzwanie. Po drodze są dwa warte nieco większej uwagi miejsca. Pierwsze to szczyt o nazwie Trzy Kopce (894 metry n.p.m.), który jednak nie wyróżnia się z otoczenia niczym szczególnym. Gdyby nie prowizoryczna „tabliczka szczytowa” zrobiona z zafoliowanej kartki, nie widziałbym, że na tym w pełni zalesionym fragmencie trasy znajduje się jakikolwiek wierzchołek.

Trzy Kopce – szczyt mijany w drodze na Lubomir.

Drugi to punkt widokowy znajdujący się kilkanaście metrów od szlaku. Warto skręcić i zajrzeć, a może nawet usiąść na chwilę i przy ładnej pogodzie rozkoszować się fajnym widokiem na północny-wschód. W moim przypadku większość panoramy zasłaniały chmury, więc poprzestałem tylko na krótkiej, paru-minutowej przerwie.

Widok na północny-wschód z punktu widokowego pomiędzy Trzema Kopcami a Lubomirem.
Niestety, przez nisko zawieszone chmury, nie miałem tego dnia zbyt wiele do oglądania.

Chwilę później docieram na szczyt. Liczy 904 metry i również jest zalesiony. Nie ma więc co liczyć na widoki, ale skłamałbym mówiąc, że nie ma nic ciekawego. W roku 1922 postawiono tu niewielkie obserwatorium astronomiczne. W czasie wojny uległo jednak zniszczeniu i obecnie ze starego obiektu pozostało tylko kilka kamiennych fragmentów.

Nowe, większe obserwatorium postawiono w latach 2006-2007 i wyposażono w sporo nowoczesnych instrumentów badawczych. Obiekt można zwiedzać, choć trzeba dobrze trafić. Otwarty jest tylko przez parę miesięcy w roku, głównie z sezonie letnim i to nie we wszystkie dni tygodnia. Ponoć regularnie są też organizowane wieczorne pokazy nieba.

Na szczycie Lubomira.
Pozostałości starego obserwatorium (w prawym dolnym rogu zdjęcia) oraz wieża będąca jego współczesną rekonstrukcją (na głównym planie).
Nowy budynek Obserwatorium Astronomicznego na Lubomirze.
Inne ujęcie budynku. Dobrze widać dwie kopuły obserwacyjne.

Na szczycie spotykam dwie inne osoby. Sam kręcę się chwilę przy zabudowaniach i tabliczkach szczytowych. Później jeszcze coś zjadam, piję i udaję w dalszą wędrówkę.

Odcinek Lubomir – Myślenice, czyli fragment Małego Szlaku Beskidzkiego

Odcinek do skrzyżowania z żółtym szlakiem już przed chwilą przeszedłem. Teraz muszę pokonać go ponownie, w odwrotnym kierunku. Na szczęście nie zajmuje to długo. Mija 10 minut i mam go za sobą. W międzyczasie spotykam kolejnych ludzi. Robi się później, jestem też coraz bliżej schroniska na Kudłaczach, więc wcale nie jest to dla mnie zaskoczeniem.

Szlak żółty i czerwony idą przez chwilę razem. Na niebyt wybitnym szczycie o nazwie Łysina (891 metrów) żółty skręca na północ. Dochodzi natomiast czarny prowadzący przez Kudłacze do Pcimia, jednak i on za chwilę zbacza na inną ścieżkę.

Czerwonym szlakiem w stronę schroniska Kudłacze.
Skrzyżowanie szlaków na Łysinie.

Nagle zauważam przed sobą „białą ścianę”. Gęste chmury zaczynają się gdzieś pośrodku lasu. To chyba te same, które przesłaniały mi wcześniej widok z punktu widokowego przy Trzech Kopcach. Musiało je przywiać ze wschodu.

Do tej pory widoczność miałem niezłą. Wygląda jednak na to, że sytuacja zaraz ulegnie zmianie.
No cóż, w chmurach też fajnie.

Zejście do schroniska zajmuje mi kilkadziesiąt minut. Szlak jest łatwy, w dodatku niemal cały czas prowadzi lekko w dół. Pod budynkiem, jak zawsze krząta się mnóstwo osób. Część przyszła piechotą, inni dojechali samochodami niemal pod sam budynek (parkingi są niewiele niżej). Są też kolarze. Podjazd pod Kudłacze jest długi i umiarkowanie stromy, ale skoro sam byłem tu już rowerem dwukrotnie, to znaczy, że każdy z nieco lepszą kondycją da radę. Jedzie się przeważnie po dobrym asfalcie i ogląda ładne widoki, więc śmiało mogę polecić taką wycieczkę.

Przed schroniskiem znów schodzi się wiele szlaków.
Schronisko PTTK na Kudłaczach.

Pod schroniskiem nie zatrzymuję się zbyt długo. Nie lubię tłumów w górach, więc tylko siadam na chwilę, by coś przekąsić i ruszam dalej. Nadal we mgle, i wygląda na to, że prędko mnie ona nie opuści.

Zejście spod schroniska w stromę Myślenic.

Szczerze mówiąc, ten fragment nie należy do najciekawszych. Po wyjściu z lasu, trafiam na asfaltowy odcinek, a potem pomiędzy zabudowania na obrzeżach miejscowości Poręba. Otoczenie trafi górski klimat, znów czuję się jakbym szedł przez wioskę.

Asfaltowy odcinek na szlaku (okolice Poręby).

W pewnym momencie dołączam do zielonego szlaku i idę nim przez kolejne 20-30 minut. Pojawiają się otwarte przestrzenie: pola, łąki, ogrodzone pastwiska. Jest również sporo błota i rozjeżdżonych przez wszelkiego rodzaju pojazdy dróg. Również niezbyt piękny odcinek.

Wygląda na to, że najciekawsze fragmenty szlaku mam już za sobą.

Docieram do kolejnego rozdroża. Zielony szlak skręca w lewo, ja nadal trzymam się Małego Beskidzkiego. Koniec zejść i chodzenia po płaskim. Znów muszę nabrać trochę wysokości na podejściu pod Śliwnik. To szczyt z rodzaju takich, które zauważa się tylko na mapie, a w terenie można przejść zupełnie nie zauważając dotarcia na jakiś znaczący wierzchołek. Podobnie zresztą jest ze znajdującą się kawałek dalej Uklejną.

Polskie góry kapliczkami stoją. Praktycznie nie da się wyjść na szlak i nie spotkać choć kilku.
Myślenice coraz bliżej. Szlak rzadko stawia przede mną jakiekolwiek trudności.

Ten odcinek na szczęście jest już nieco przyjemniejszy. Częściej idę przez las, gdzie gęsta roślinność skutecznie przesłania znajdujące się w pobliżu ludzie osady. Od czasu do czasu kogoś spotykam, choć generalnie nie ma dziś w górach tłumów. A przynajmniej nie w tych górach.

Wędrówka przez taki las to czysta przyjemność.

Od rozdroża z zielonym szlakiem, mniej więcej przez godzinę było płasko lub lekko pod górkę. Teraz pora na ostateczne wytracenie wysokości. Schodzę przez kilkadziesiąt minut tylko od czasu do czasu trafiając na fragment, gdzie muszę nieco bardziej uważać. I to nawet nie ze względu na nachylenie, a raczej błoto i śliskie liście.

Tuż przed Myślenicami. Przy szlaku zalega sporo ściętych drzew.

Z lasu wychodzę niemal od razu do miasta. Idę chwilę przez okolicę pełną luksusowych domów, po czym drugi tego dnia raz przekraczam Rabę i kieruję się w stronę centrum. Na przystanek docieram parę minut po 13-stej, co oznacza, że tę około 26-kilometrową trasę pokonałem w odrobinę ponad 6 godzin.

Podsumowanie wycieczki i ocena trasy

Wyjazd oczywiście zaliczam do udanych. Bez problemów pokonałem całą trasę, nie zaniedbując jedzenia, picia, ani odpoczynku. Zobaczyłem parę fajnych rzeczy i miło spędziłem czas na świeżym powietrzu.

Niestety, co do samej trasy mam mieszane uczucia. O ile odcinek Lubień – Lubomir był ciekawy i śmiało mogę go polecać innym, to już zejście czerwonym szlakiem ku Myślenicom mnie nie porwało. Szczególnie fragment Kudłacze – Myślenice: za dużo tam monotonii, za mało widoków, czułem się zbyt blisko ludzkich osad. Zarówno na Małym Szlaku Beskidzkim, jak i w Beskidzie Wyspowym jest wiele ciekawszych tras. Na tę raczej prędko nie wybiorę się ponownie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *