Świstowy Szczyt zimą – wejście od Dzikiej Kotliny
Choć na tym szczycie byłem dosłownie parę miesięcy temu, już wracając z tamtej wycieczki wiedziałem, że kiedyś będę chciał go odwiedzić również zimą. Urzekł mnie świetnymi widokami z wierzchołka, ciekawymi drogami, a przy okazji całkiem nieźle nadawał się nawet na nieco trudniejsze warunki. I to właśnie z powodu tych ostatnich Świstowy Szczyt stał się celem jednego z naszych styczniowych wyjazdów.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Idzie weekend. W niedzielę ma być w większości słonecznie, bez opadów, z niedużym wiatrem. Niestety, zewsząd płyną również komunikaty o twardym śniegu i dużej ilości upadków. Ciężko więc będzie zrobić coś ambitnego, ale szkoda też odpuszczać. Nad celem dyskutujemy dość długo, co jakiś czas zmieniając koncepcję. Na Świstowy pada dopiero dzień przed wyjazdem, jednak ta propozycja spotyka się z szybką aprobatą całego, tym razem trzyosobowego – zespołu. A więc postanowione.
Świstowy Szczyt w zimie – co warto wiedzieć
Trochę na temat Świstowego Szczytu napisałem już moim tekście sprzed kilku miesięcy. Że leży na Słowacji, ma 2383 metry wysokości, trzy wierzchołki, nie prowadzą tam żadne szlaki turystyczne i tak dalej. Tu raczej nie wiedzę sensu w powtarzaniu tych podstaw. Skupię się raczej na tym, co dotyczy zdobywania tej góry zimą.
Zacznijmy do przepisów. Od 1 listopada do 15 czerwca na terenie Tatr Słowackich większość szlaków powyżej schronisk jest zamknięta. W Dolinie Staroleśnej można więc dojść maksymalnie do Zbójnickiej Chaty i zawrócić, a niebieski szlak na Rohatkę oraz żółty na Czerwoną Ławkę są dla turystów niedostępne. Te zasady nie dotyczą jednak taterników. Jak ktoś ma zamiar się wspinać, nadal może chodzić wszędzie (poza ścisłymi rezerwatami), o ile oczywiście spełnia parę stawianych takim osobom warunków:
- posiadanie legitymacji jakiegoś klubu wysokogórskiego,
- posiadanie odpowiednich umiejętności (w praktyce niesprawdzalne) oraz wyposażenia (brak ścisłej definicji),
- poruszanie się drogą o trudnościach co najmniej III w skali UIAA.
Jeśli ktoś wybierze drogę łatwiejszą (a do takich należy między innymi ta opisana w niniejszym artykule), może narazić się na mandat od TANAP-owego strażnika oraz cofnięcie z trasy. W praktyce, ludzie i tak chodzą, a o wiele bardziej niż „filanca” należy bać się lawin lub możliwości pobłądzenia.
Spośród trzech najbardziej popularnych dróg na Świstowy Szczyt, zimą najczęściej wybierana jest ta najłatwiejsza, prowadząca przez Dziką Kotlinę. Jej techniczne trudności wyceniono na 0, a stoki są nachylone dość łagodnie, więc praktycznie nie ma tu miejsc, by konieczna była pomoc rąk. Trudniej jest tylko na grani pomiędzy wierzchołkami, gdzie spotkamy się z umiarkowaną ekspozycją oraz jednym, nieco bardziej stromym odcinkiem za Pośrednim Świstowym Szczytem.
W kwestii wyposażenia, polecam zabrać ze sobą kask, raki oraz czekan turystyczny. Asekuracja raczej nie będzie konieczna, szczególnie jeśli pójdzie się przy w miarę dobrych warunkach. Nie należy jednak zapominać o polisie ubezpieczeniowej, i to takiej, która zadziała również przy wypadkach poza szlakiem.
Wejście na Świstowy Szczyt zimą – relacja z wycieczki
Dojazd do Starego Smokowca
Wstaję w środku nocy, ogarniam co trzeba i znoszę rzeczy do samochodu. Spod bloku startuję około 4:00, kierując się do innej dzielnicy miasta, aby zgarnąć Marka w umówionym punkcie. Później opuszczam Kraków i ruszam Zakopianką na południe. Po kilku kilometrach zjeżdżam w stronę Biertowic, zabieram Adama i wracam na opuszczoną wcześniej trasę.
Naszym kolejnym celem jest Nowy Targ, gdzie odbijamy na polsko-słowackie przejście graniczne w Jurgowie. Po jego drugiej stronie jedziemy jeszcze jakiś czas prosto, za Tatrzańską Kotliną skręcamy na zachód i przez dłuższą chwilę objeżdżamy Tatry Wysokie od południa. Zatrzymujemy się w miejscowości Stary Smokowiec, na jednym z licznych, choć dość drogich parkingów. Za całodzienny postój musimy zapłacić aż 10 euro.
Dojście do Zbójnickiej Chaty
Opuszczamy rejon parkingów, wchodzimy na przebiegający w pobliżu zielony szlak i zaczynamy podejście asfaltową drogą. Ta prowadzi pod turystyczno-sportowy ośrodek Hrebienok, jednak dziś nie przejdziemy jej w całości. Zamiast tego, stawiamy na pozwalające zaoszczędzić trochę czasu, leśne skróty.
Około pół godziny później jesteśmy już przy budynkach. Robimy tu krótką przerwę na jakieś powyjmowane z plecaków przekąski, po czym ruszamy dalej. Tym razem stawiamy na szlak czerwony, który dość szybko, przy pomocy szerokiej drogi gruntowej sprowadza nas na dno Doliny Zimnej Wody. Po dotarciu tam kilkanaście minut później, odbijamy na trasę niebieską i ruszamy wgłąb Doliny Staroleśnej.
Minąwszy drogowskaz, znów zaczynamy lekko podchodzić. Poruszamy się teraz w terenie częściowo zalesionym, momentami zagłębiając się w nieco gęstszym drzewostanie. Potem las znika, a w jego miejsce pojawia się coraz niższa kosodrzewina.
Po obu stronach doliny wznoszą się strome ściany pełne skał, śniegu i lodospadów. Na tych ostatnich można czasem dostrzec trenujących wspinaczy. My tymczasem poruszamy się łatwą ścieżką, powoli nabierając wysokości. Podejście tym szlakiem jest raczej długie (czuć to szczególnie w drodze powrotnej), choć krajobrazem ciężko byłoby się znudzić.
W pewnej chwili trochę wnosimy się ponad dno doliny, później przechodzimy na zbocze po jej drugiej stronie i pokonujemy kilka bardziej stromych odcinków. To gdzieś tu większość ekipy podejmuje decyzję o ubraniu raków.
Po przejściu progów teren znów łagodnieje. Idziemy jeszcze kawałek trawersując zbocze po prawej stronie, z czasem zyskując widok na położone niedaleko schronisko. W końcu docieramy pod budynek, gdzie reszta grupy domaga się kolejnego postoju.
Zimowe wejście na Świstowy Szczyt
Po przerwie zostawiamy budynek schroniska w tyle i schodzimy kawałek w stronę skrzyżowania z żółtym szlakiem. Mimo sezonowego zamknięcia tych tras, w to miejsce prowadzi co najmniej kilka dość świeżych śladów.
Na rozdrożu skręcamy w lewo, obierając kurs w stronę Świstowego Grzbietu, którym na szczyt wchodziliśmy jesienią zeszłego roku. Następnie obchodzimy go od lewej strony i zagłębiamy się w klimatyczne tereny Kotliny pod Rohatką.
Tereny kotliny nie są szczególnie strome, więc nabieranie wysokości jest tutaj dość powolne. Po prostu, przez dłuższy czas idziemy jej dnem z tendencją do lekkiego skręcania w prawo. W międzyczasie, mamy naprawdę sporo okazji do podziwiania okolicznych szczytów oraz prowadzących tam dróg.
W końcu, mniej więcej na wysokości przełęczy Rohatka, skręcamy mocniej w prawo, wchodząc na tereny jeszcze wyższego piętra Doliny Staroleśnej: Dzikiej Kotliny. W tym miejscu podejście robi się nieco bardziej wymagające, trzeba też uważać na mocno zmrożony i śliski śnieg.
Będąc już w Dzikiej Kotlinie, początkowo idziemy jej dnem, z czasem wchodzimy na zbocze po prawej stronie. Tam nabieranie wysokości przyspiesza, a my zaczynamy się rozglądać za dogodnym miejscem do skrętu w stronę grani. To ostatnie w pewnym momencie narzuca się samo – po prostu zauważmy umiarkowanie stromy, kamienisty grzbiet, którym w łatwy sposób da się dojść tam, gdzie chcemy.
Za skrętem znów trafiamy na sporo twardego śniegu, jednak nachylenie tego zbocza nie jest na tyle duże, by czuć się tu niepewnie. Po prostu podchodzimy, samodzielnie obierając optymalny wariant (są ślady poprzednich przejść, ale nie zawsze chcę się nam ich trzymać), a także obserwując kilka innych osób, które kręcą się w pobliżu wierzchołków.
Kawałek przed dojściem do grani decydujemy się na skręt w lewo i ścięcie kawałka trasy. Pewnie wiele w ten sposób nie zaoszczędziliśmy, jednak w tamtej chwili decyzja wydawała się dobra. W końcu i tak wchodzimy na grań, którą pokonujemy resztę drogi.
Pierwszy w wierzchołków góry nosi nazwę Mały Świstowy Szczyt. Jest najniższy z całej trójki, jednak z kilku względów najczęściej odwiedzamy. Po pierwsze: jest najbliżej. Druga rzecz: jest najłatwiejszy technicznie. No i w końcu: to tam postawiono charakterystyczny triangular, sugerujący jakąś wyjątkowość tego miejsca. Część wchodzących tu turystów pewnie nawet nie wie, że najwyższy punkt znajduje się kawałek dalej.
Po krótkiej przerwie na pierwszym z wierzchołków ruszamy w stronę kolejnych. Ten odcinek będzie zdecydowanie bardziej wymagający niż teren pokonywany do tej pory, choć z drugiej strony, trudności techniczne wciąż pozostaną w okolicach 0. Pojawi się jedynie ekspozycja oraz krótki kawałek stromego zejścia.
Zejście z Małego Świstowego Szczytu na przełączkę Świstowy Zawracik nie sprawia praktycznie żadnych problemów. Podobnie jest w wejściem na położony kawałek dalej Pośredni Świstowy Szczyt. Ot, parę pojedynczych minut łatwego podejścia i jesteśmy na wierzchołku.
Trudności zaczynają się na zejściu. Parę razy trzeba sobie pomóc rękami (ewentualnie czekanem), później do pokonania mamy kilkumetrowy, stromy fragment. Na tym odcinku lepiej jest się nam poruszać twarzą do zbocza, choć ja w pewnym momencie zmieniam plan i po prostu trawersuję do jakichś skałek po prawej stronie. Tam dalsze zejście jest już bezproblemowe.
Przełęcz pomiędzy Pośrednim a Wielkim Świstowym Szczytem nosi nazwę Świstowa Szczerbina. Przejście przez nią nie sprawia kłopotów, dalej w sumie też jest łatwo. Idąc niezbyt szeroką granią pokonujemy parę drobnych kulminacji i w końcu docieramy na ostatni, najwyższy wierzchołek. Jego najwyższy punkt oznaczono niewielkim, kamiennym kopczykiem.
Ciężko mi powiedzieć, z którego wierzchołka rozciągają się najlepsze widoki. Są na tyle blisko siebie, że ogólne wrażenie jest podobne, choć i na tyle daleko, że z różnych lepiej widać nieco inne szczyty i ściany. Myślę więc, że jeśli warunki na to pozwalają, zdecydowanie warto podejść na wszystkie.
Zejście do Doliny Staroleśnej
W tym miejscu powtarza się sytuacja z moich kilku ostatnich wycieczek. Jest słonecznie, widoki super, ale zimno i dość wietrznie, więc nie zostaniemy w tym miejscu zbyt długo. Ot, kilkanaście minut, by coś zjeść, wypić, porobić zdjęcia i filmy. Potem pakujemy plecaki i rozpoczynamy powrót na Mały Świstowy Szczyt.
Wracamy tą samą granią i identycznym wariantem, jak wcześniej. Zejście z Wielkiego Świstowego Szczytu jest łatwe, podejście na Pośredni nieco bardziej wymagające. W drodze do góry idzie to jednak szybko i już po minucie czy dwóch stajemy na wierzchołku. Kolejnym etapem jest przejście na Mały Świstowy Szczyt, co nie sprawia już żadnych problemów.
Na ostatnim z wierzchołków spotykamy jednego z górskich znajomych, który również postanowił odwiedzić to miejsce. Chwilę gadamy, później postanawiamy razem schodzić w stronę Starego Smokowca. A póki co, pora na jeszcze parę zdjęć i ostatnie spojrzenia na zachwycającą panoramę okolicy.
Opuściwszy Mały Świstowy Szczyt schodzimy kawałek granią, później w dogodnym miejscu skręcamy w prawo i zaczynamy kierować się w stronę dna Dzikiej Kotliny. Tu wydaje mi się, że idziemy nieco inaczej niż podczas podejścia, jednak różnice nie są duże.
Początkowo zbocze jest w większości zaśnieżone, później coraz częściej pojawiają się kamienie. Robi się też nieco bardziej stromo, jednak fragment nie jest długi. W tym miejscu ścinamy go lekko w lewo i w parę minut dostajemy się na dno kotliny.
Na następnym odcinku kierujemy się w stronę wyjścia do Kotliny pod Rohatką. Nachylenie terenu spada, śnieg też nie jest już tak twardy, jak rano. Idzie się dobrze, więc do kolejnej z kotlin docieramy dość szybko. Później, w podobnych warunkach kontynuujemy zejście w stronę Zbójnickiej Chaty.
Minąwszy wejście na Świstowy Grzbiet podchodzimy jeszcze kawałek do rozdroża szlaków, później odbijamy w prawo i w parę minut docieramy do schroniska. Tam schodzimy nad taflę pobliskiego stawu, znajdujemy jakąś osłonę przed wiatrem i robimy chwilę przerwy na ugotowanie czegoś ciepłego.
Powrót do Starego Smokowca
Po posiłku zaczynamy dalsze zejście, tym razem już po części szlaku otwartej przez cały rok. Mijamy schronisko, przechodzimy w okolicach Długiego Stawu Staroleśnego, a później rozprawiamy się z przejściem przez dwa bardziej strome odcinki.
Niedługo, słońce zaczyna się chować się za horyzontem. Obserwujemy całkiem ładny zachód, później stopniowo zapada zmrok. Przez większość tego czasu schodzimy w coraz bardziej zarośniętym terenie: początkowo przez kosówkę, potem typowo leśnym terenem. Do skrzyżowania szlaków na dnie Doliny Zimnej Wody docieramy już w niemal pełnych ciemnościach.
Spod skrzyżowania ruszamy w górę, na łatwe i niezbyt długie podejście pod Hrebienok. Tam znów robimy parę minut postoju, po czym zaczynamy zejście zielonym szlakiem. Tym razem w większości po asfalcie, który miejscami okazuje się bardzo śliski. Praktycznie każdy zalicza tu jakoś drobną wywrotkę, jednak ostatecznie, na parking docieramy cali i zdrowi. Po tym wszystkim, zostaje już tylko długi, niedzielny powrót do Polski.
Świstowy Szczyt zimą – podsumowanie
To było moje drugie wejście na Świstowy Szczyt w ciągu paru ostatnich miesięcy. Warunki były jednak zupełnie inne niż wcześniej, różniła się także obrana droga. Nie miałem więc uczucia powtarzania czegoś. A nawet gdyby, to i tak góra jest na tyle ładna, że zdecydowanie warto odwiedzić ją więcej niż raz. Śmiało więc polecam wszystkim fanom pozaszlakowych wycieczek, którzy posiadają już trochę zimowego doświadczenia.
Myślę, że tym wpisem kończy się moje styczniowe włóczenie po Tatrach. Niedługo po powrocie z tej wycieczki pogoda załamała się na dobre. Spadło sporo śniegu, wzrosło zagrożenie lawinowe, a przez większość dni mocno wieje. W takich warunkach ciężko zrobić coś nawet średnio ambitnego. Mam jednak nadzieję, że tej zimy trafi mi się jeszcze co najmniej kilka dobrych okien pogodowych, pozwalających zajrzeć w jakieś ciekawe i rzadziej odwiedzane miejsca.
Michał, dzieki za opis! Jak zawsze bardzo pomocny. Powiedz jak czasowo okreslilbyś calą trasę?
Zależy od warunków na trasie i kondycji ;)
Ale załóżmy, że to jest jakieś 3h do schroniska i potem 2h na szczyt.