Sarnia Skała zimą
Sarnia Skała słynie przede wszystkim z fantastycznego widoku na północną ścianę Giewontu. Jednak wycieczka na ten szczyt to nie tylko okazja do podziwiania jednej z najbardziej znanych polskich gór. To również sposób na lepsze poznanie mniej popularnych, choć równie uroczych zakątków reglowej części Tatr.
Ostatnie dni zimy przyniosła ze sobą słoneczną pogodę i dość spore ocieplenie. Choć w wyższych partiach Tatr oznaczało to wzrost zagrożenia lawinowego, niżej stwarzało okazję do całkiem przyjemnych wędrówek. My z tej okazji postanowiliśmy odwiedzić Sarnią Skałę i Wielki Kopieniec, położone z okolicach Kuźnic. Ten tekst poświęcony jest pierwszemu ze szczytów.
Sarnia Skała w zimie – szlaki, trudności, sprzęt
Szczyt położony jest o kilka minut marszu od Czerwonej Przełęczy, leżącej na Ścieżce nad Reglami – szlaku turystycznym przebiegającym przez porośnięte lasem pagórki w północnej części Tatr (regle). Wspomniana ścieżka rozpoczyna się przy Polanie Kalatówki i prowadzi do Doliny Chochołowskiej. Sarnia Skała znajduje się w pobliżu jej wschodniego krańca, co sprawia, że najłatwiej dostać się tam z okolic Zakopanego.
Największy sens ma wejście przy pomocy któregoś z następujących wariantów:
- z Kuźnic niebieskim szlakiem, potem przy Polanie Kalatówki czarnym aż do Czerwonej Przełęczy i Sarniej Skały,
- żółtym szlakiem przez Dolinę Białego, a następnie czarnym na zachód do przełęczy i szczytu,
- czerwonym szlakiem przez Dolinę Strążyską, później czarnym na wschód.
Opcji jest oczywiście nieco więcej. Ścieżką nad Reglami można iść aż od Doliny Kościeliskiej lub Chochołowskiej, albo wręcz odwiedzić Sarnią Skałę przy okazji powrotu z jakiegoś ambitniejszego szczytu, na przykład po zdobyciu Giewontu.
Pod względem trudności, raczej nie należy spodziewać się wielu problemów. Choć oczywiście zimą mogą zdarzyć się dni, gdy ścieżka po dużych opadach śniegu będzie wręcz nie do przejścia. Aczkolwiek, przy sprzyjających warunkach pogodowych trasa nadaje się nawet dla początkujących, dopiero zaczynających poznawać Tatry zimą.
Zagrożenie lawinowe występuję lokalnie, na paru niedługich fragmentach. Więc choć poruszamy się głównie pod linią lasu i na stosunkowo małej wysokości, nie można go zupełnie lekceważyć.
Co do koniecznego sprzętu, wiele będzie zależeć od dnia i stanu pokrywy śnieżnej. Uważam jednak, że należy zabrać ze sobą raki lub choćby raczki. Czekan można zostawić w domu – nie przyda się. Oprócz tego, warto wyposażyć się w stuptuty, odpowiednie ubranie i inne, pozwalające na bezpieczne przebywanie w górach rzeczy (mapa, latarka, folia NRC, zapasowe rękawice, naładowany telefon, itd.).
Sarnia Skała zimą – relacja z wejścia
Na Sarnią Skałę z Kuźnic
W Kuźnicach byliśmy parę minut po 7-mej. Z Krakowa wyruszyliśmy moim ulubionym autobusem o 4:58, co pozwoliło dotrzeć do zimowej stolicy Polski w niecałe dwie godziny. Później szybka przesiadka do zawożącego na szlaki busika, kolejne 10 minut jazdy i możemy zaczynać wędrówkę.
Startujemy niebieskim szlakiem, który prowadzi ku Polanie Kalatówki, a następnie przez Dolinę Kondratową na Giewont. Aż tak daleko się jednak nie zapuścimy. Tuż przed wejściem na polanę, po chwili marszu śliską, pokrytą cienką warstwą śniegu drogą, skręcamy na Ścieżkę nad Reglami.
O ile do tej pory na szlaku towarzyszyło nam parę innych osób, po skręcie zostajemy sami. O tak wczesnej porze zainteresowanie niższymi partiami Tatr nie jest widocznie zbyt duże.
Pomimo wczorajszych oparów, szlak wciąż jest dobrze przetarty, więc nie mamy problemu z odnalezieniem śladów. Zresztą, nawet gdyby ich nie było, w zalesionej części gór mamy też do dyspozycji liczne symbole narysowane na drzewach.
Dziś większym problemem jest śliska nawierzchnia. Choć spodziewamy się, że za parę godzin słońce zacznie ją mocno nadtapiać, rano nie idzie się po niej zbyt przyjemnie. Martyna od razu ubiera raki. Ja jeszcze zwlekam, ale po kilkudziesięciu minutach też zacznę z nich korzystać.
Po początkowym podejściu, ścieżka łagodnieje i prowadzi na przemian lasem lub niewielkimi polanami. Niektóre z otwartych przestrzeni powstały w wyniku strat w zalesieniu – połamanych i wyciętych drzew tu nie brakuje. Odcinki te zapewniają jednak atrakcyjne widoki na bliższe lub dalsze okolice.
Choć różnice wysokości nie są duże, sporo tu niewielkich podejść i zejść. Na późniejszych odcinkach mamy też do czynienia z trawersowaniem dość pochyłych zboczy, co wymaga odrobiny ostrożności, by się nie poślizgnąć i nie zjechać kilka, kilkanaście metrów w dół. To właśnie przed jednym z takich fragmentów decyduję się założyć raki.
Idąc Ścieżką nad Reglami przechodzimy też przez parę drewnianych mostków czy pomiędzy rozmieszczonymi tu i ówdzie skałami. Zimą jeszcze tędy nie szedłem, więc choć widoki są ograniczone, nie ma nowy o nudzie.
Po około dwóch godzinach marszu docieramy do skrzyżowania z żółtym szlakiem. To nim zamierzamy schodzić. Teraz jednak ruszamy dalej, na niedługie podejście, które wyprowadza nas na Czerwoną Przełęcz. Stamtąd na Sarnią Skałę już tylko około 10 minut.
Przez chwilę znów idziemy lasem. Później wychodzimy na niewielką polanę, skąd szczyt widać w całej okazałości. Robi się stromiej. Końcówka to już dość mocno nachylone podejście po przysypanych śniegiem kamieniach. Na szczęście, niezbyt długie, więc zanim zdążymy się zmęczyć, jesteśmy u celu.
Choć Sarnia Skała mierzy ledwie 1377 metrów, widoki z niej mogą robić wrażenie. To najlepsze znane mi miejsce do podziwiania imponującej, północnej ściany Giewontu. Stąd wypełnia ona większość południowego krajobrazu. Po bokach górującego nad Zakopanem kolosa, możemy zobaczyć parę innych szczytów Tatr Wysokich i Zachodnich. Na północy świetnie widać natomiast miejskie zabudowania, Babią Górę, Pilsko, a także wiele innych beskidzkich pagórów.
Zejście przez Dolinę Białego
Oprócz nas, na szczycie nie było nikogo. Spędziliśmy więc tam dłuższą chwilę, rozkoszując się pięknymi widokami, miło grzejącym słońcem i niemal bezwietrzną (na tej wysokości) aurą. W końcu jednak postanowiliśmy wracać.
Pierwszy etap to zejście po własnych śladach na Czerwoną Przełęcz, a potem jeszcze chwilę czarnym szlakiem na wschód. Po około 15 minutach docieramy do wspomnianego już wcześniej skrzyżowania z żółtym szlakiem prowadzącym przez Dolinę Białego.
Skręcamy w lewo i kontynuujemy wytracanie wysokości. Trudności praktycznie brak, poza tym, że nadal jest ślisko, przez co w pewnym momencie Martyna zalicza efektowną, choć na szczęście niegroźną wywrotkę. Na tym odcinku zaczynamy też spotykać innych turystów. I to od razu w dość licznych grupach.
Gdy docieramy do dna doliny, zaczyna się najładniejszy odcinek żółtego szlaku. Ścieka prowadzi wzdłuż strumienia, co jakiś czas przeskakując z jednej strony na drugą po krótkich, drewnianych mostkach. Po bokach nierzadko mamy strome, choć niezbyt wysokie skały.
Wąwóz jest na prawdę uroczy i przywodzi na myśl takie miejsca, jak choćby znane z Pienin Homole. Aż mi szkoda, że nigdy wcześniej nie zapuściłem się w to miejsce. Najlepszy dowód na to, że proste, łatwo dostępne szlaki też mogą być ciekawe i warte odwiedzenia.
Choć na powyższych zdjęciach tego nie widać, ludzi w dolinie było całkiem sporo. Co chwilę mijaliśmy jakichś spacerowiczów udających się albo na Sarnią Skałę, albo tylko krótką przechadzkę wąwozem.
Dobrze widać natomiast oznaki nadchodzącej wiosny. W niższych partiach Tatr śniegu jest już niewiele, a takie dni jak dziś jeszcze bardziej tę ilość zmniejszają. Niestety, to co zostało jest dość śliskie, więc decydujemy się zostawić na nogach raki, godząc z tym, że czasem będą się tępić o kamienne podłoże,
Jednym z ciekawszych punktów w Dolinie Białego jest zamknięta drewnianą kratą grota. Początkowo myślałem, że jest to jaskinia z zasilającym potok źródłem, do której ze względu na ujęcie wody ograniczono dostęp turystom. Okazało się jednak, że to pozostałość po dawnej sztolni uranowej, gdzie w latach 50-tych prowadzono poszukiwania tego cennego, choć niebezpiecznego surowca. Samej wypływającej stamtąd wody też lepiej nie tykać – cechuje się nieco podwyższonym stężeniem pierwiastków promieniotwórczych.
Po niedługim czasie dalszej wędrówki docieramy do wylotu doliny. Mijamy kasy strzegące wejścia do parku narodowego i przechodzimy na Drogę nad Reglami – inną (dużo łatwiejszą) ścieżkę spacerową poprowadzoną przez północe obrzeża Tatr. Tam w końcu ściągamy raki i ruszamy na wschód.
Mija parę minut i wchodzimy w typowo miejski teren. Od razu robi się o wiele głośniej i ciepłej, a w zasięgu wzroku pojawiają się setki ludzi. Klimat górskiej wycieczki znika na dobre. W takiej, niestety niezbyt przez nas lubianej atmosferze ruszamy w stronę Kuźnic, gdzie mamy zamiar wrócić na szlak i zdobyć kolejny tego dnia szczyt: Wielki Kopieniec.
Podsumowanie wycieczki
11,5 kilometra, nieco ponad 4 godziny marszu. W sam raz na lekką, choć przyjemną i obfitującą w różne atrakcje wycieczkę. Dla początkujących, średnio – zaawansowanych, albo tych, którzy w wyższych górach niejedno już zdobyli, ale danego dnia mają ochotę na coś innego. Czyli w zasadzie dla każdego – tak mógłbym podsumować propozycję wypadu zarówno na Sarnią Skałę, jak i do Doliny Białego. Nam bardzo się podobało i myślę, że w oba miejsca będziemy jeszcze w przyszłości wracać.
Mapa przebytej trasy:
Jest to jedna z ładniejszych tras przez dolinę białego. Szczególnie fajnie jak strumyk leci z boku. Niestety dobra trasa tylko rankiem, potem robi się tam bardzo dużo turystów.
Jak większość tras w polskiej części Tatr…