Kopa Kondracka – wejście zimą (szlaki, trudności, zdjęcia)
To jeden z najczęściej odwiedzanych polskich dwutysięczników, który można zdobyć ciekawymi szlakami z dolin Kondratowej lub Małej Łąki. Latem nie jest to szczególnie trudne, zimą może stanowić wyzwanie i wiązać się ze sporym ryzykiem. Co jest tego przyczyną i jak dostać się tam bezpiecznie?
Niniejszy tekst jest bezpośrednią kontynuacją opisu przejścia przez Dolinę Małej Łąki (a konkretniej, przez jej dolne piętra). Tamto nastąpiło z kolei po wizycie na Iwaniackiej Przełęczy i odwiedzinach dolin Chochołowskiej oraz Kościeliskiej. Długi dzień, sporo wysiłku, ale tak jest przecież najfajniej, prawda?
Kopa Kondracka w zimie – co trzeba wiedzieć
Kopa Kondracka leży na głównej grani Tatr Zachodnich i wznosi się na wysokość 2005 metrów. Należy do popularnego masywu Czerwonych Wierchów i jest najniższym w tych czterech szczytów. Z względu na niewielkie trudności oraz dogodne położenie jest bardzo często odwiedzana przez turystów.
Na Kopę Kondracką prowadzi kilka szlaków turystycznych. Do najpopularniejszych wariantów wejścia należą:
- zielony szlak z Hali Kondratowej plus czerwony szlak od Przełęczy pod Kopą Kondracką
- żółty szlak przez Dolinę Małej Łąki, a potem przez Kondracką Przełęcz
- niebieski szlak z Hali Kondratowej plus żółty od Kondrackiej Przełęczy
- czerwony szlak od Kasprowego Wierchu
- czerwony szlak od któregoś z innych szczytów należących do Czerwonych Wierchów
Jak widać, opcji jest wiele, a latem każda z nich jest używana regularnie. Zimą sytuacja nieco się zmienia. Szlak od Kasprowego Wierchu staje się dość trudny, podobnie jak niebieska trasa na Kondracką Przełęcz, przez co obie te opcje tracą na popularności. Zimą na Kondracką Przełęcz najczęściej wchodzi się szlakiem zielonym od Hali Kondratowej albo od strony innych Czerwonych Wierchów. Czasem stosuje się też wariant od Doliny Małej Łąki, nierzadko łącząc taką wycieczkę z wejściem na Giewont.
Wybierając się na Kopę Kondracką w zimie, koniecznie należy zwracać uwagę na sytuację lawinową. Niestety, większość prowadzących tam szlaków przebiega przez tereny zagrożone, więc mimo niewielkich trudności technicznych, jest to szczyt przeznaczony raczej wyłącznie na sprzyjające warunki śniegowe. Chcąc wybrać się tam w mniej bezpiecznych dniach, konieczna będzie spora wiedza i doświadczenie w ocenie warunków i wytyczaniu trasy. Aktualny poziom zagrożenia lawinowego można sprawdzić pod tym adresem.
Pod względem wyposażenia, obowiązkowe wydają się raki oraz czekan turystyczny, a także reszta zimowego ekwipunku: stuptuty, odpowiednie buty i odzież, latarka, telefon, mapy, okulary przeciwsłoneczne, folia NRC oraz oczywiście odpowiednia ilość jedzenia i picia. Nie zaszkodzi również posiadanie lawinowego ABC (detektor, sonda, łopata), choć nie jest tajemnicą, że w Polsce naprawdę mało kto w taki sprzęt inwestuje.
Wejście na Kopę Kondracką zimą – relacja z wycieczki
Plan na to wejście był następujący: start z Gronika, wejście żółtym szlakiem na Kondracką Przełęcz, a następnie dojście na wierzchołek Kopy Kondrackiej. Stamtąd zejście czerwonym szlakiem na Przełęcz pod Kopą Kondracką, a dalej zielonym do Doliny Kondratowej i niebieskim w stronę Kuźnic.
Wycieczki nie zacząłem jednak w Groniku. Rano startowałem z Doliny Chochołowskiej, potem odwiedziłem Iwaniacką Przełęcz i Dolinę Kościeliską. Dopiero później skręciłem na Drogę pod Reglami i na piechotę dotarłem do wylotu Doliny Małej Łąki.
Dolina Małej Łąki zimą – wejście na Kondracką Przełęcz
Podchodzę do kasy, pokazuję zakupiony rano bilet i idę dalej, niemal od razu trafiając do lasu. Ścieżka jest wygodna i początkowo w miarę płaska. Dość blisko szlaku płynie niewielki Małołącki Potok, a sama okolica może się podobać.
Powoli nabieram wysokości, mijając po drodze kilka drewnianych mostków, a także rozdroże szlaków, gdzie kolor niebieski, prowadzący to tej pory wspólnie z „moim” żółtym, odbija w stronę Przysłopu Miętusiego, a potem ciągnie się dalej na Małołączniak.
Za skrzyżowaniem robi się nieco stromiej, choć ani nie trwa to długo, ani nie jest szczególnie męczące. Podchodzę jeszcze kawałek leśną ścieżką, po czym docieram do jednej z głównych atrakcji tej doliny – Wielkiej Polany Małołąckiej. To niemal kilometrowej długości otwarty teren ze świetnym widokiem na skaliste ściany masywów Giewontu i Małołączniaka.
Wielka Polana Małołącka cieszy się sporą popularnością wśród turystów, którzy chętnie robią tu dłuższe przerwy. Dla wielu jest to wręcz główny cel wycieczki. Sam zatrzymuję się jednak tylko na chwilę, po czym ruszam dalej, za śladem prowadzącym przez środek polany.
Docieram do końca otwartej przestrzeni, po czym ponownie trafiam między drzewa. Chwilę wcześniej mijam znak informujący o wejściu na teren zagrożony lawinami. No tak, na tym szlaku ryzyko jest realne, więc zawsze warto czytać komunikaty i odpowiednio dopasować trasę.
Przez ten niezbyt gęsty las idę parę minut, aż trafiam na kolejną polanę z fantastycznym widokiem na kilka turni w masywie Małołączniaka. Kawałek dalej można też pooglądać fragmenty Giewontu.
Minąwszy ten krótki, choć niewątpliwie atrakcyjny odcinek, wracam między drzewa i zaczynam nieco bardziej strome podejście. Trwa to jakieś kilkanaście minut, podczas których jeszcze bardziej przybliżam się do Giewontu.
Potem teren się zmienia. Gęsty las zostaje w tyle, a ja dochodzę w okolice jakieś żlebu, gdzie kilkuosobowa grupa akurat ćwiczy hamowanie czekanem. Tu w końcu postanawiam założyć raki, bo dalsze podejście jest już naprawdę strome.
Żleb najpierw okrążam lewą stroną, potem wchodzę do środka i podchodzę w wyraźnym zwężeniu między skałami. To kolejny bardzo ładny odcinek na tej trasie.
W górnej części żleb zaczyna się rozszerzać. Wspinam się jeszcze kawałek, po czym zaczynam skręcać w lewo. Tu pojawiają się dwa rodzaje śladów. Jedne idą prosto, w kierunku letniego czerwonego szlaku, drugie w prawo, bezpośrednio ku Kondrackiej Przełęczy.
Oryginalnie, zamierzałem od razu udać się na tę przełęcz. Jednak dzisiejsze warunki sprawiają, że bezpieczniej wygląda na pierwsza wersja. Tam prowadzi też znacznie więcej śladów, a sama ścieżka jest mniej stroma. Cóż, w takiej sytuacji warto lekko zmodyfikować plany i wybrać tę dłuższą, choć pewniejszą opcję.
Kontynuuję podejście, stopniowo zbliżając się najpierw do Małego Giewontu, a potem do kopuły szczytowej głównego szczytu. Szlak podchodzi tu dość wysoko, dopiero później odbijając w kierunku Wyżniej Kondrackiej Przełęczy.
Ten odcinek daje mi nieco popalić. Miejscami jest dość stromo, a na rozmiękczone słońcem podłoże trzeba trochę uważać. Generalnie, nie są to zbyt optymalne warunki do pokonywania tej trasy.
W końcu docieram jednak na grań między Giewontem a Kopą Kondracką, w miejsce znajdujące się trochę ponad Wyżnią Kondracką Przełęczą. Robię tu chwilę przerwy, po czym skręcam w prawo i zaczynam nietrwające zbyt długo zejście na Kondracką Przełęcz.
Zejście trwa tylko parę minut i nie przysparza mi żadnych trudności. Stąd dobrze widzę już położony w oddali szczyt Kopy Kondrackiej. Niestety, wbrew prognozom, wierzchołek jest przykryty cienką warstwa chmur, pechowo występujących akurat w tej okolicy.
Zimowe wejście na Kopę Kondracką
Kondracką Przełęcz mijam niemal bez zatrzymania (pomijając zrobienie kilku zdjęć). Zaraz za nią zaczyna się kolejne podejście. Niezbyt strome, po dobrze zmrożonym śniegu, więc jego pokonanie nie jest szczególnie wymagające. Sprawnie nabieram wysokości, od czasu do czasu oglądając się za siebie, gdzie mam naprawdę fajny widok na również otoczony chmurami Giewont.
Droga pod górę trochę się ciągnie, z czasem stając się bardziej płaska. Odcinek jest dość ciekawy, szczególnie teraz, gdy po lewej stronie mam okazję oglądać kilka sporej wielkości nawisów. Kawałek dalej, interesująco robi się też po stronie prawej, gdzie teren zaczyna stromo opadać ku Dolinie Małej Łąki.
Wierzchołek jest coraz bliżej, niestety wciąż lekko przesłonięty chmurami. Pokonuję resztę tego w miarę płaskiego kawałka, po czym zaczynam finalne podejście. Znów jest stromiej, lecz nie na tyle, by chciało mi się odpinać czekan od plecaka.
Po kilku kolejnych minutach stoję już na wierzchołku, tuż obok szczytowej tabliczki. Chwilę wcześniej minąłem się z paroma schodzącymi osobami, więc teraz, tymczasowo zostałem tu sam. Nie trwa to jednak długo, bo kolejne osoby zbliżają się zarówno od Małołączniaka, jak i Przełęczy pod Kopą Kondracką.
Eh, chmury. Coś tam pomiędzy nimi widać, ale zdarzało mi się mieć z tego szczytu ciekawsze widoki. Początkowo myślę, że przeczekam, ale z czasem tracę nadzieję. Trudno, dziś nie będzie pełnej panoramy. W Tatrach, nawet przy najlepszych prognozach, zawsze jest to mniejsza lub większa loteria.
Trochę zaskakują mnie panujące tutaj warunki. Jeszcze niedawno, na podejściu z Doliny Małej Łąki, dosłownie gotowałem się od grzejącego słońca. Tu jest z kolei dość chłodno i wietrznie. Różnica w odczuwalnej temperaturze spokojnie przekracza 20 stopni, co upewnia mnie w przekonaniu, że nie warto zbyt długo czekać na cudowne rozejście się chmur.
Zejście na Przełęcz pod Kopą Kondracką
Po skończonym pobycie na wierzchołku odbijam na wschód i zaczynam niezbyt długie zejście w kierunku Przełęczy pod Kopą Kondracką. Prowadząca tam ścieżka jest umiarkowanie stroma, łatwa orientacyjnie, a jej przebycie zajmuje nie więcej niż kilkanaście minut.
Na szeroką, łagodnie wciętą przełęcz docieram dość szybko. Oprócz mnie, znajduje się tu parę innych osób, z których część chowa się przed wiejącym na grani wiatrem w zagłębieniach terenu. Widoki są podobne do tych oglądanych z Kopy, może poza kilkoma szczegółami wynikającymi z przemieszczenia się o około pół kilometra.
Zejście do Doliny Kondratowej
Przede mną jeden z trudniejszych odcinków. Oczywiście, nie pod względem technicznym, lecz zagrożenia lawinowego, które na tym zboczu bywa spore. Na szczęście, dzisiejsza sytuacja nie jest zła. Śniegu po tej stronie grani nie ma dużo, a samo zbocze przez większość dnia (a także teraz) pozostaje w cieniu.
Pod przełęczą najwięcej jest dziś skiturowców, choć i pieszych turystów da się bez większych problemów wypatrzyć. Zejście na dół jest przetarte gdzieś po lewej stronie, jednak sam decyduję się na nieco inny wariant – bardziej po prawej, gdzie śniegu wydaje się być najmniej, a także w pewnej odległości od innych ludzi. Z przełęczy odchodzę więc jeszcze kawałek w stronę Suchego Wierchu Kondrackiego, po czym zaczynam schodzić.
Droga w dół przebiega całkiem sprawnie. Staram się poruszać pomiędzy wystającymi spod śniegu fragmentami skał i unikać miejsc z większą ilością śniegu. Nie jest zbyt stromo, choć tu już bez wahania sięgam po czekan i wykorzystuję go do asekuracji.
Z czasem stok staje się łagodniejszy, a ja docieram do pierwszych, wystających spod śniegu drzewek. Tu czuję się już bezpieczniej, więc schodzę do przedeptanej ścieżki, gdzie poruszają się inni turyści oraz skiturowcy.
Choć pokonałem już największą stromiznę, czeka mnie jeszcze kawał drogi przez Dolinę Kondratową. Szlak cały czas prowadzi w dół, nie prezentując już szczególnych trudności ani zagrożeń.
W końcu robi się na tyle płasko, że postanawiam zdjąć raki. Po chwili jestem już na skraju dużej polany, przez którą prowadzi mocno przechodzona i przejeżdżona droga do schroniska. Kilka minut później jestem już pod budynkiem, dość blisko niemal zawsze przesiadującego tu tłumu.
Powrót do Kuźnic
Sprawnie mijam schronisko, idę jeszcze kawałek w otwartym terenie, po czym trafiam do lasu. Tam początkowo poruszam się trasą wspólna dla pieszych i narciarzy. Dopiero gdzieś dalej obie trasy się rozdzielają, a niebieski szlak kieruje mnie na wyraźnie węższą, nieco śliską ścieżkę.
Wkrótce trafiam na ładny, charakterystyczny dla tego szlaku odcinek. Ścieżka trawersuje tu strome zbocze, pełne wysokich, prostych pni. W zimie wygląda to naprawdę fajnie, choć nie trwa niestety zbyt długo.
Kawałek za tym odcinkiem, niebieski szlak rozdziela się dwa warianty. Pierwszy skręca w lewo i kieruje się pod hotel na Polanie Kalatówki, inny to miejsca omija, prowadząc wschodni skrajem polany. Dziś decyduję się na tę drugą wersję, która jest krótsza i chyba też trochę spokojniejsza.
Minąwszy polanę idę jeszcze chwilę lasem, po czym docieram do tak zwanej Drogi św. Alberta – szerokiej szosy, łączącej Kuźnice ze wspomnianym powyżej hotelem. W okolicy skrzyżowania jest także odejście krótkiego, żółtego szlaku, którym można się dostać pod Klasztor Albertynów.
Dalszy odcinek nie sprawia już żadnych trudności. Droga prowadzi lekko w dół, po pewnym czasie łącząc się z zielonym szlakiem, ciągnącym się tutaj z Kasprowego Wierchu. Ostatnie parę minut to marsz w stronę centrum Kuźnic, w otoczeniu coraz liczniejszej zabudowy pełnej różnych restauracji, sklepów i wypożyczalni.
W tym miejscu górska część wycieczki dobiega końca. Spod szlakowych drogowskazów udaję się na pobliski parking, gdzie czeka już parę busów, pozwalających szybko dostać się na zakopiański dworzec. Tam jeszcze tylko przesiadka na autobus do Krakowa i około 2,5-godzinny, dość nudny powrót do domu.
Kopa Kondracka zimą – podsumowanie
O ile dobrze kojarzę, to podczas tej wycieczki po raz pierwszy wchodziłem na Kopę Kondracką szlakiem od Kondrackiej Przełęczy. I szczerze mówiąc, bardzo mi się ten wariant podobał. Nie jest szczególnie trudny, za to dość ciekawy widokowo i stanowi atrakcyjną alternatywą dla podchodzenia i wracania tą najkrótszą, oznaczoną na zielono trasą.
Wejście uważam więc za bardzo udane, choć trochę szkoda mi braku pełnych widów z wierzchołka. Ale jak już pisałem wcześniej, w Tatrach zawsze jest to pewnego rodzaju czynnik losowy. Może przy kolejnej wizycie będzie lepiej.
Tu jeszcze mapka z zaznaczoną trasą przejścia i jej profilem wysokościowym (choć uwaga, rzeczywisty, opisany w tym tekście wariant nieco różnił się od tego standardowego, „letniego” przebiegu).