Mięguszowiecki Szczyt Czarny – droga od Kazalnicy (WHP 925)
„Czarny Mięgusz” jest bez wątpienia jednym z najczęściej odwiedzanych szczytów pozaszlakowych po polskiej stronie Tatr. W sumie, nie ma w tym nic dziwnego: góra jest wysoka, oferuje piękne widoki, a najpopularniejsza droga jest krótka i dość łatwa. Sam też byłem tam już parę razy. Dziś wracam po raz kolejny, tym razem mniej znaną drogą prowadzącą bezpośrednio od Kazalnicy Mięguszowieckiej.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Gdy parę lat temu zaczynałem swoją przygodę z chodzeniem poza szlakiem, moim pierwszym celem był własnie Mięguszowiecki Szczyt Czarny. Podobnie, jak większość osób, wybrałem się tam popularną, kopczykowaną drogą od Przełęczy pod Chłopkiem, która trawersuje wierzchołek od słowackiej strony.
Nie jest jednak jedyna opcja. Jeśli rozważamy opcje pozaszlakowe, to praktycznie na każdą górą prowadzi wiele różnych dróg. Jedne łatwiejsze, inne trudne i dostępne jedynie dla zaawansowanych wspinaczy. W przypadku „Czarnego Mięgusza” są i inne łatwe opcje. O jednej z nich, prowadzącej drogą od Kazalnicy Mięguszowieckiej dowiedziałem się w zeszłym roku. Szybko zrobiłem rozpoznanie, a potem już tylko czekałem na okazję, by sprawdzić ją samodzielnie.
Mięguszowiecki Szczyt Czarny i droga od Kazalnicy – podstawowe informacje
Ten położony w rejonie Morskiego Oka szczyt mierzy 2410 metrów i jest czwartą co do wysokości górą Polski. Jest częścią większego masywu Mięguszowieckich Szczytów, leży pomiędzy Czarnostawiańską Przełęczą oraz Mięguszowiecką Przełęczą pod Chłopkiem. Ze względu na bliskość tej ostatniej, jest dość częstym celem pozaszlakowych wycieczek. Co więcej, ponieważ szczyt leży na terenie udostępnionym dla taterników, takie wejście może być całkiem legalne.
Na Mięguszowiecki Szczyt Czarny nie prowadzi obecnie żaden znakowany szlak turystyczny, jest za to parę mniej lub bardziej wymagających dróg wspinaczkowych. Wśród najprostszych dominuje ta od Przełęczy pod Chłopkiem, którą opisałem w innym artykule. Tu skupię się na mniej popularnej, choć też stosunkowo łatwej drodze od Kazalnicy Mięguszowieckiej. Trasa znana jest również jako WHP 925, co nawiązuje do jej numeru w słynnej serii przewodników Witolda Henryka Paryskiego.
Droga wyceniana jest na 0+, co oznacza, że czasem będzie trzeba pomagać sobie rękami. Wariantów jest jednak dużo, a stopnie i chwyty wygodne. Techniczne trudności nie stanowią więc większego problemu. Wyzwanie leży gdzie indziej. Ta ściana jest pełna trawek, kruchych skał i luźno leżących kamieni, a samo podejście dość strome. Nie ma też co liczyć na wydeptaną ścieżkę i kopczyki. Generalnie, przebieg drogi nie jest skomplikowany, ale „na miejscu” ciężko o jakieś charakterystyczne punkty orientacyjne. Więc jak ktoś pobłądzi, to może łatwo wpakować się w teren, z którego ciężko się będzie wycofać.
Podejście do góry zajmuje około 30 minut. W dół, ze względu na teren i wymaganą ostrożność zakładałbym podobną wartość. Pod względem sprzętu warto mieć zaufane, przyczepne buty oraz kask. W gorszych warunkach można też rozważyć linę i sprzęt do asekuracji – podczas podejścia widziałem tam kilka założonych stanowisk, najprawdopodobniej pozostałych po zimowych wycieczkach.
Aby wejść na Mięguszowiecki Szczyt Czarny legalnie, należy wpisać się do tak zwanej Książki Wyjść Taternickich. Można to zrobić w schronisku (w tym przypadku w Morskim Oku) albo online, na stronie wspinanie.tpn.pl. Rejestrując wejście, podaje się dane zespołu, zakładane godziny startu i powrotu oraz wskazuje drogę. Po zejściu ze szczytu należy to oczywiście zgłosić – do wyboru jest wykreślenie wpisu (w przypadku papierowej Księgi) albo SMS lub zaznaczenie powrotu na podanej wyżej stronie (dla wpisów elektronicznych).
Wejście na Mięguszowiecki Szczyt Czarny od Kazalnicy – relacja z wycieczki
Dojazd do Palenicy Białczańskiej
Dziś decyduję się na autobus. W przypadku jednoosobowego wypadu taka opcja jest nieco tańsza, choć oczywiście mniej wygodna. Do wyboru mam jednak sporo połączeń, a w środku tygodnia autobusy nie są nawet w połowie pełne. Powinno się więc udać dość komfortowo dojechać i wrócić.
Wstaję o 3:15, coś zjadam, pakuję rzeczy i idę na dworzec. Autobus rusza około 4:40, w Zakopanem jestem 2 godziny później. Tam szybka przesiadka na busik do Palenicy, chwila czekania i znów jedziemy. Bilet wstępu do parku kupuję o 7:20 – w sam raz, by mieć naprawdę dużo czasu na tę wycieczkę.
Szlaki nad Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami
Jak każdy wypad w ten rejon Tatr, wycieczka zaczyna się od przejścia 9-kilometrowego odcinka asfaltu, który prowadzi nad szalenie popularne wśród turystów Morskie Oko. Mimo wczesnej pory, na trasie są już tłumy, więc nie jest to zbyt przyjemny fragment. Na szczęście, korzystając ze wszystkich dostępnych skrótów, udaje mi się go pokonać dość sprawnie. Mija niecałe półtorej godziny i jestem pod schroniskiem.
Pod budynkiem schodzę nad taflę jeziora i zaczynam go obchodzić od wschodu. Gdy po kilkunastu minutach marszu jestem na drugim brzegu, skręcam zgodnie z drogowskazem na Czarny Staw pod Rysami i zaczynam podejście. Nie jest ono zbyt długie, ale po długim dreptaniu łatwą, łagodnie nachyloną drogą, stromizna może dać trochę w kość.
Po nabraniu niecałych 200 metrów wysokości dochodzę na charakterystycznego krzyża, a zaraz potem trafiam nad brzeg tego pięknie położonego jeziora. Tu schodzę z czerwonego szlaku i robię chwilę przerwy przed dalszą wspinaczką. Zaraz zacznie się jej znacznie ciekawsza część.
Zielony szlak na Kazalnicę Mięguszowiecką
Odpocząwszy parę minut wstaję i zaczynam podejście zielonym szlakiem. Niemal od razu jest ono dość strome. Wąska ścieżka prowadzi mnie tu kamiennym chodnikiem wśród kosodrzewiny i niewielkich skałek. Od czasu do czasu pojawiają się też odcinki, gdzie konieczna może być pomoc rąk.
Wysokość nabieram dość szybko. Wkrótce kamienny chodnik przechodzi w skalne rumowisko, po którym zbliżam pod jedną ze ścian Kazalnicy Mięguszowieckiej. Gdzieś tu trafiam na duży płat śniegu, będący pozostałością po wyjątkowo długiej w tym roku zimie. Na szczęście, da się go łatwo obejść, więc raki mogą zostać na dnie plecaka.
Kawałek dalej czeka mnie przejście przez krótki żleb, którym zawsze płynie mniej lub więcej wody. Dziś trafiam na tę drugą sytuację. Roztopy wciąż trwają, więc najpierw czeka mnie przejście przez niewielki strumień, a potem odrobina wspinania po częściowo mokrych kamieniach.
Ponad żlebem trafiam na łatwiejszą ścieżkę, prowadzącą w okolicy polodowcowego Kotła Mięguszowieckiego, pospolicie zwanego Bandziochem. Później szlak odbija na południowy-wschód i wiedzie mnie w rejon największych tutejszych trudności. Najpierw czeka mnie stroma ścianka, gdzie regularnie muszę pomagać sobie rękami, później krótki, choć mocno eksponowany fragment ubezpieczony dwoma klamrami. Tuż za nim znajduje się parę łańcuchów, a jeszcze dalej kolejny zestaw klamer.
Zabawa wśród sztucznych ułatwień trawa tylko chwilę. Później znowu jest łatwiej. Wraca kamienny chodnik, który w umiarkowanie stromym terenie prowadzi na szczyt Kazalnicy. Na jej położony przy szlaku, mało wybitny wierzchołek docieram parę minut później.
Wejście na Mięguszowiecki Szczyt Czarny po drodze WHP 925
Na Kazalnicy ponownie robię chwilę przerwy. Jestem teraz niedaleko zejścia ze szlaku, więc chcę dobrze przyjrzeć się wschodniej ścianie „Czarnego Mięgusza” i porównać ją ze schematami drogi, które zapisałem w telefonie. Z tego miejsca jej przebieg nie wydaje trudny, ale widzę też, że teren posiada mało punktów charakterystycznych, na które mógłbym się kierować. Obawiam się, że kiedy podejście bliżej ściany, mogę poczuć się lekko zagubiony.
No dobra, pora ruszać. Wstaję, biorę plecak i wchodzę na niezbyt szeroką, pełną skałek grań, którą prowadzi zielony szlak. W parę minut zbliżam się do ściany Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego, po czym odbijam w prawo, na tak zwaną galeryjkę, która ciągnie się na Przełęcz pod Chłopkiem.
W stronę przełęczy idę jakieś kilkadziesiąt metrów, później zaczynam szukać okazji do skrętu w lewo. Niestety, nie ma co liczyć ani na wyraźną ścieżkę, ani na kamienne kopczyki. Miejsce trzeba wybrać samemu, choć szczerze mówiąc, to nie ma ono większego znaczenia. Trzeba po prostu wejść na trawki i zacząć nabierać wysokości.
Dość szybko robi się stromiej, a pomiędzy trawkami pojawiają się coraz większe kamienie. I tu dochodzę do wniosku, że stało się dokładnie to, o czym myślałem na Kazalnicy. Teren wygląda zupełnie inaczej niż na zdjęciu z oddali, a ja nie mam pojęcia gdzie iść. To znaczy – kierunek znam, ale dokładny wariant muszę wykombinować samemu.
Póki co, postanawiam po prostu pochodzić do góry. Wiem, że w pewnym momencie trafię na wklęsłą formację zwaną Rynną Zaruskiego. Pytanie tylko, czy wcześniej nie wpakuję się w jakiś teren, z którego ciężko się będzie wycofać. W tej chwili, choć z minuty na minutę nachylenie ściany rośnie, sytuacja nie wygląda źle. Potwierdza się po prostu to, co wcześniej o tej drodze czytałem – jest stroma, krucha i niekoniecznie przyjemna.
W końcu, i tak dopadają mnie wątpliwości. Patrzę w dół i widzę, że jestem dość wysoko nad zielonym szlakiem, a rynny dalej nie widać. Czy aby nie pobłądziłem? Rozglądam się po okolicy i… dostrzegam stanowisko do zjazdu. Czyli jednak dobrze! Pewnie zostało po zimie, bo przy dużej pokrywie śnieżnej to właśnie ta droga na „Czarnego Mięgusza” uważana jest za bezpieczniejszą.
Z jednej strony, czuję się lepiej. Mam potwierdzenie, że nie pobłądziłem i idę poprawnym wariantem. Ale z drugiej – skoro ktoś robił tu zjazdy, to co czeka mnie dalej? Jeśli będzie jeszcze stromiej, to może zrobić się niefajnie. Póki co, idę jednak dalej w górę ściany.
Mija minuta, może dwie i trafiam do Rynny Zaruskiego. Ot, wszedłem pomiędzy parę kamieni i dotarło do mnie, że to ta nieco wklęsła, charakterystyczna formacją, którą niedawno oglądałem z Kazalnicy i porównywałem ze zdjęciami. Co więcej, tu jest już mniej stromo, a droga do góry wydaje się dość oczywista.
Początkowo, próbuję iść dnem rynny, jednak po chwili dochodzę do wniosku, że nie jest to optymalne. Miejscami jest stromo, a do tego zalega sporo luźnych kamieni, więc często odbijam gdzieś na bok. Trawki są dziś suche, więc wiele problemów nie sprawiają – przynajmniej w drodze do góry.
Wyżej rynna staje się nieco płytsza, choć wciąż wiem, gdzie należy się kierować. Muszę po prostu podchodzić po skałach i trawkach aż do grani, która z minuty na minutę jest coraz bliżej. Na tym odcinku nie ma już żadnych technicznych trudności, trzeba tylko uważać na ewentualnie poślizgnięcia oraz zrzucanie kamieni (a potencjalnych ofiar jest sporo, bo poniżej drogi przebiega szlak na Przełęcz pod Chłopkiem).
Na grań wychodzę dość nagle. Dopiero parę metrów wcześniej nabrałem pewności, że „wyżej już nic nie ma”. Tam dostrzegam jeden z słupków granicznych oraz dalszą część drogi na szczyt. Są też świetne widoki na Dolinę Mięguszowiecką po słowackiej stronie oraz na dwa pozostałe „Mięgusze”: Pośredni i Wielki.
Skręcam w lewo i zaczynam przejście granią. Stąd na wierzchołek już niedaleko, choć końcowy odcinek jest eksponowany i potrafi dostarczyć trochę wrażeń. Są miejsca, gdzie trzeba pomóc sobie rękami i uważać na przepaście, nie ma natomiast żadnych problemów z orientacją.
Parę minut później stoję już na wierzchołku. Jednym z dwóch, bo kawałek dalej znajduję się jeszcze inny, ale ten pierwszy jest wyższy, a co za tym idzie, główny. Nie mogę sobie jednak odpuścić pójścia dalej. Dziś jestem na „Czarnym Mięguszu” po raz trzeci i zawsze idę dalej. Przejście jest krótkie, ale bardziej przepaściste i z jednym trudniejszym odcinkiem (wycena I). Kiedyś robił na mnie spore wrażenie, teraz pokonuję go bez większych emocji, choć wciąż ze sporą przyjemnością.
Przejście tej grani trwa tylko parę minut, po których bez problemu osiągam drugi z wierzchołków. Widoki mam stąd naprawdę niezłe, i to zarówno po polskiej, jak i słowackiej stronie Tatr. Wciąż dobrze widać pozostałe „Mięgusze”, a także niektóre z tych najwyższych szczytów: Rysy, Wysoką, Kończystą czy Gerlach. Po stronie Doliny Mięguszowieckiej mam niezły widok na Hińczowe Stawy, a także na popularny wśród turystów Koprowy Wierch.
Grań, na której się teraz znajduję ciągnie się dalej na południe. Niedaleko szczytu leży Czarnostawiańska Przełęcz, dalej wznosi się stroma ściana Hińczowej Turni. Oba te miejsca będę chciał za chwilę odwiedzić, jednak to wejście opiszę już w innym tekście.
Droga w dół
Po powrocie z Hińczowej Turni znów jestem na niższym wierzchołku Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego. Pora wracać, choć przez moment waham się nad wyborem drogi. Ta, którą podchodziłem jest stroma i krucha, przez co zdecydowanie mniej przyjemna w zejściu. Łatwiej byłoby dostać się do Przełęczy pod Chłopkiem, ale mimo wszystko postanawiam spróbować. Po prostu ciekawi mnie, jak to będzie.
Najpierw muszę jednak wrócić na główny wierzchołek, a także przejście kawałek grani za nim. Dokładnie tą samą drogą, co wcześniej, tyle że w odwrotnym kierunku. Idzie szybko i daje sporo frajdy. Zdecydowanie wolę takie 0+/I na litej skale, niż nawet 0, ale w kruchym terenie.
W pewnej chwili docieram do miejsca, gdzie wydaje mi się, że powinienem skręcić na ścianę. Odbijam więc w prawo, ostrożnie schodzę parę metrów i… nie, to nie było tutaj. Teren zrobił się trudny, więc wracam, idę jeszcze kawałek granią i dopiero potem schodzę na ścianę. Tym razem dobrze – faktycznie, jest coś, co przypomina wklęsłą formację Rynny Zaruskiego.
Na tym odcinku orientacja nie sprawia problemów, ale muszę mocno uważać na każdy stawiany krok. Po pierwsze, żeby samemu się nie poślizgnąć, po drugie, aby nie zrzucić kamieni na turystów mogących znajdować się niżej. Do góry jakoś to szło, w dół jest wyraźnie ciężej i nieco nerwowo. Parę razy zdarza mi się nawet wycofać parę metrów, by wybrać jakiś łatwiejszy, bezpieczniejszy wariant.
Ostatecznie, bez większych problemów docieram do miejsca, gdzie parę godzin wcześniej wchodziłem do rynny. Tu widzę, że ciągnie się ona dalej w prawo. A może zejście tamtędy byłoby prostsze? Nie waham się długo i nadal schodzę rynną, łudząc się, że w ten sposób uniknę tego najbardziej stromego odcinka. W pewnej chwili dochodzę jednak do wniosku, że nie ma to większego znaczenia. Ten teren wszędzie jest podobny i ciężko byłoby odszukać jakiś wyraźnie łatwiejszy wariant. W końcu, niedaleko przez zagradzającym dalszą drogę płatem śniegu, wychodzę z rynny, skręcam w lewo i zaczynam zejście po wymyślanej na bieżąco trasie. Byle w dół.
Do wydeptanej ścieżki docieram w innym miejscu niż z niej schodziłem. Tak, jak pisałem wcześniej, panuje tu pewna dowolność. Na szlaku skręcam w prawo i ruszam ku Kazalnicy. Tu nie muszę się już martwić ani orientacją, ani sypkim podłożem.
Dotarłszy do Kazalnicy od razu skręcam w lewo i zaczynam zejście po niezbyt stromej ścieżce. Wkrótce dochodzę do najtrudniejszego odcinka całego szlaku: są klamry, łańcuchy i odrobina ekspozycji. Później jeszcze parę minut stromego zejście bez zabezpieczeń i na dobre trafiam z łatwiejszy teren.
Znów przechodzę przez żleb ze strumieniem, później odchodzę resztki śniegu po głazowisku, a następnie kontynuuję zejście nad brzeg Czarnego Stawu pod Rysami. Obecnie jest tam już znacznie więcej ludzi niż w godzinach porannych.
Co dalej? W sumie, nic szczególnie porywającego. Najciekawsza część przejścia za mną, teraz emocje opadają, a mnie dopada monotonia długiego powrotu. Najpierw nieco strome zejście nad brzeg Morskiego Oka, później przejście pod schronisko, a na deser 9-kilometrowy powrót do Palenicy. Tam marsz się kończy, a ja przesiadam się na autobusy, którymi z przesiadką w Zakopanem mam zamiar dostać się do Krakowa.
Mięguszowiecki Szczyt Czarny od Kazalnicy – podsumowanie
Na przejście tej drogi miałem ochotę od zeszłego roku. Cieszę się, że w końcu się udało, ale szczerze mówiąc, nie jestem nią zachwycony. Pod względem technicznym jest łatwa, ale teren, w którym należy się poruszać, jest po prostu nieprzyjemny. Stromo, krucho, często może być również ślisko. Trzeba mocno uważać przy wejściu i jeszcze bardziej schodząc w dół, a odrobiną nieuwagi można ściągnąć kłopoty nie tylko na siebie, ale i turystów poniżej. Warto też wspomnieć o braku jakiejkolwiek ścieżki i kopczyków oraz możliwych problemach orientacyjnych.
Osobiście uważam, że na Mięguszowiecki Szczyt Czarny lepiej wybrać się klasyczną drogą od Przełęczy pod Chłopkiem. Pod względem technicznych trudności jej wycena jest podobna, ale mamy tam o wiele łatwiejszą orientację i mniej kruchy teren. No i są kopczyki, dużo kopczyków (powiedziałbym, że miejscami nawet za dużo). Ja raczej na drogę od Kazalnicy nie wrócę. Była fajnym wyzwaniem raz, ale teraz uważam ją zbędne ryzyko dla siebie i innych. Przynajmniej latem, bo w warunkach zimowych często jest to jedyna rozsądna opcja, by dostać się na ten szczyt.
Witam,
Na dzień dobry gratuluję naprawdę fajnej (i bardzo pożytecznej) strony i bardzo ciekawych opisów. Chciałbym się przy okazji odnieść do opisu wejścia. Tak się składa że w ostatnią sobotę (11 września 2021) zainspirowany Twoim opisem popełniłem tę trasę i muszę przyznać że było to dla mnie, przyznaje żółtodzioba jeśli chodzi o wejścia poza szlakowe, chyba najbardziej wymagające doświadczenie spośród moich dotychczasowych wypraw górskich. Było naprawdę ciężko i patrząc na już ponownie z Kazalnicy (po zejściu z Chłopka) na trasę którą wykonałem wcześniej idąc do góry sam się sobie dziwiłem że dałem radę wejść na grań. Ocenianie tego podejścia na Czarnego Mięgusza na tym samym poziomie (0+) co podejścia od strony Chłopka to moim zdaniem jakieś nieporozumienie. Podejście od strony Chłopka to taki trochę trudniejszy spacer, podejście od Kazalnicy to regularna wspinaczka po zboczu o nachyleniu, na moje niewprawne oko, około 70-80%
Kilka uwag które być może okażą się pożyteczne to innych zainteresowanych tą trasą:
1. Próbowałem podejść dwa razy. Za pierwszym razem we mgle. Stanowczo odradzam. Ja skończyłem na skałach z których chyba tylko Boża Opatrzność pozwoliła mi się wycofać bez poważniejszego uszczerbku na zdrowiu.
2. Nawigacyjnie trasa jest trudna do odnalezienia. Tak jak pisał Michał: wszedłem na Kazalnicę (za drugim razem) przekonany że idę po swoje, patrzę na zbocze i okazuje się zdjęcia które zamieścił Michał w ogóle nie pasują do tego co widzę (moim zdaniem wynika to z tego że w zależności od oświetlenia, tzn pory dnia i pory roku, ściana wygląda zupełnie inaczej i ciężko jest porównać to co na zdjęciu z tym co się widzi). Na moje szczęście akurat w momencie gdy dumałem nad tym jak iść, z trasy na Chłopka odbiło dwoje wspinaczy i po prostu poszedłem na ich „azymut”. Samemu chyba bym sobie nie poradził ze znalezieniem drogi.
3. Jeśli chodzi o samo podejście to moim zdaniem zdjęcia Michała nie oddają stromizny zbocza. Zaczynając wchodzić sądziłem że wejdę sobie jak na paradzie, może od czasu do czasu pomagając sobie rękami. Tymczasem na 40 minut podchodzenia 35 minut to regularna wspinaczka po 70-80% stromiźnie. Dodatkowo, tak jak pisał Michał, kamienie są kruche i się odrywają a kępki ziemi potrafią się osunąć pod stopą. Miałem taki moment że po oderwaniu się kępki trawy na której oparłem stopę zawisłem dosłownie na samych rękach. Wspinanie na tej trasie to generalnie lawirowanie pomiędzy rynną a trawkami obok rynny.
4. Po takich doświadczeniach wolałem już zejście „klasyczną” trasą przez Chłopka i szczerze mówiąc podziwiam Cię Michale że mając do dyspozycji alternatywne zejście zdecydowałeś się wracać po takie stromiźnie.
5. I na koniec uwaga dla tych co być może spróbują kiedyś tej trasy. Analizując już ponownie z Kazalnicy trasę mojego wejścia mogę sugerować aby w celu zidentyfikowania trasy jako punkt odniesienia przyjmować żleb który jest dość wyraźnie widoczny z Kazalnicy (tylko Broń Boże nie wchodzić do niego bo to pułapka w którą wpadłem za pierwszym razem) i kierować się na prawo od niego. Dodatkowo należy szukać zielonych połaci trawek bo wydaje mi się na całym zboczu rosną one tylko wzdłuż rynny którą można wejść na grań.
Pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję pomysłu na stronę.
„Ocenianie tego podejścia na Czarnego Mięgusza na tym samym poziomie (0+) co podejścia od strony Chłopka to moim zdaniem jakieś nieporozumienie.”
Problem z wyceną 0+ jest taki, że to baaardzo pojemna cyfra. I dzięki temu mamy tę samą wycenę na Czarnego Mięgusza od Chłopka, jak i Lodowy Szczyt drogą przez ogromnie eksponowanego Lodowego Konia. Wycena tyczy się tylko ruchów wspinaczkowych, nie bierze pod uwagę ekspozycji, typu terenu, jego nastromienia czy trudności orientacyjnych. Stąd często problemu typu „jak trasa A może mieć tę samą wycenę co trasa B, skoro na A jest trudniej?”.
Sam w ostatnim rozdziale artykułu napisałem, że subiektywnie uważam ten wariant za bardziej wymagający niż od Chłopka. I pewnie wiele osób się z tym zgodzi, choć znam co najmniej jeden przypadek, gdzie ktoś woli iść tym wariantem.
Bardzo dziękuje za uwagi. Na pewno będą przydatne dla innych, szczególnie tych mniej doświadczonych osób, które chcą iść na MSC jako jeden ze swoich pierwszych szczytów poza szlakiem.
Pozdrawiam!
Witam,
Dziękuję za odniesienie się do mojego wpisu.
Czytając mój komentarz ponownie odniosłem wrażenie że może on zostać odebrany jako nieco konfrontacyjny (a to że oznaczenie szlaku jest nieporozumieniem, a to że zdjęcia nie oddają stromizny itp.). Jeśli ktoś odebrał mój wpis w ten sposób to oczywiście bardzo przepraszam bo absolutnie nie było to moją intencją. Moją intencją było zwrócenie uwagi potencjalnym turystom zainteresowanym chodzeniem poza szlakiem na to że, moim zdaniem, opisane wejście to jest już nieco inna półka niż wchodzenie od strony Chłopka, czy wejścia na Niżne Rysy, Gładką Przełęcz czy Hińczową Przełęcz (pomimo że większość tych wejść ma również oznaczenie 0+).
Ponieważ jednak nie ukrywam że prowadzona przez Ciebie strona jest dla mnie bardzo istotną wskazówką przy planowaniu kolejnych wypraw (a wiem że nie jestem w tym wyjątkiem), zastanawiam się czy nie pokusiłbyś się o to aby podaną przez Ciebie listę zdobytych pozaszlakowo szczytów, oprócz „oficjalnej wyceny” , uzupełnić swoją własną oceną skali trudności (oczywiście jak najbardziej subiektywną) w skali, powiedzmy, od 1 do 10. Mnie osobiście ułatwiło by to podejmowanie decyzji co do następnych celów. Co Ty na to?
Pozdrawiam,
Hej, co do skali 1-10 widzę pewien problem. Co to jest 10? 10 to ekstremalnie trudne drogi wspinaczkowe, które mają tylko parę pojedynczych powtórzeń? Tu byłoby ciężko, bo wtedy większość tego, co opisuję mieściłoby się na samym dole skali.
A jeśli 10 to maksimum dla przeciętnego pozaszlakowca, to na jakim poziomie jest przeciętny pozaszlakowiec? Zahaczamy już o wspinanie z asekuracją? A jeśli tak, to na jakim poziomie? Do IV, może V?
Bardzo ciężko o uniwersalną skalę. Sam podaję właśnie te oficjalne (choć i tam są drobne różnice w zależności od źródła) plus listę własnych uwag dotyczących np. długości trasy, kruszyzny czy ekspozycji.
Witam,
Proponowałbym aby 10 była trasa (którą przeszedłeś i opisałeś na stronie) którą uważasz za najtrudniejszą (np: Lodowy), a 1 (względnie 0) trasa którą uważasz za najłatwiejszą (np: Gładka). Wszystkie pozostałe trasy mieściły by się zatem w tej skali. Oczywiście nie chodziło by mi o klasyfikowanie wszystkich istniejących tras, ale tylko tych które przeszedłeś i opisałeś na stronie.
Przykład: w moim wypadku jedynką byłaby Gładka a dziesiątką Mięgusz przez Kazalnicę. W tej sytuacji Niżne Rysy czy Mięgusz od Chłopka sklasyfikowałbym jako 3 a np: Hińczowską Przełęcz jako 6 (żeby uzupełnić przykład o regularne szlaki to np: Orla miałaby u mnie 5 a Rohacze 4).
Przynajmniej dla mnie taka klasyfikacja ułatwiłaby wybieranie następnych celów.