Otargańce – opis szlaku, relacja z przejścia
Otargańce to bardzo ciekawe miejsce w słowackiej części Tatr Zachodnich. Grań leży nieco na uboczu i wciąż jest mało znana wśród naszych turystów. Potrafi jednak zachwycić spokojem, różnorodnością i pięknymi widokami na okoliczne szczyty. Zobaczmy więc, jak wygląda poprowadzony tamtędy zielony szlak turystyczny.
Ciężko nie zauważyć, że wyjazdy w Tatry stały się modne. Z roku na rok odwiedza je coraz więcej turystów, a tłok na szlakach staje się realnym problemem. Co gorsze, sytuacja dotyczy również Tatr Słowackich, które jeszcze do niedawna uchodziły za dość spokojne.
Na szczęście, są jeszcze miejsca, gdzie ludzi jest niewiele, a zatory nie zdarzają się nawet w szczycie sezonu. Gdzie ich szukać? Oczywiście w słowackiej części Tatr Zachodnich, które wcale nie kończą się na bliskim otoczeniu Doliny Rohackiej. Tamten region oferuje bowiem znacznie więcej szczytów i dolinek, które mimo swojego uroku, nie zdobyły jeszcze popularności wśród fanów tatrzańskich wędrówek. Jednym z takich miejsc jest właśnie Grań Otargańców, na której przejście miałem od jakiegoś czasu niemałą ochotę.
Otargańce – podstawowe informacje
Otargańce to nazwa jednej z bocznych grani w Tatrach Zachodnich na Słowacji. Zaczyna się na Jarząbczym Wierchu i ciągnie na południe, przebiegając przez kilka ciekawych szczytów i przełęczy. Najwyższym z nich jest wnosząca się na 2194 metry Jakubina (znana też pod nazwą Raczkowa Czuba), będąca przy okazji drugim pod względem wysokości szczytem Tatr Zachodnich. Do wartych zapamiętania miejsc należą też trzy Magury (Niżnia, Pośrednia i Wyżnia) oraz dwuwierzchołkowy Ostredok.
Grań Otargańców jest częściowo skalista, o stromych zboczach i położona wysoko ponad otaczającymi ją dolinami. Jej szczytem przebiega zielony szlak turystyczny. Nie jest trudny technicznie, ale miejscami lekko eksponowany i ze względu na duże przewyższenia (ponad 1500 metrów na całej trasie), dość wymagający kondycyjnie.
Przejście Otargańców najczęściej odbywa się z południa na północ, zaczynając z parkingu w Dolinie Wąskiej i wracając którymś ze szlaków przez Dolinę Raczkową (żółty) lub Dolinę Jamnicką (niebieski). Cała wycieczka przeciętnej osobie zajmie od 8 do 10 godzin.
Planując wycieczkę warto mieć też na uwadze fakt, iż szlak przez Otargańce jest zamknięty poza sezonem letnim. Podobnie jak na innych, położonych nieco wyżej trasach w Tatrach Słowackich, legalne wejście możliwe jest tylko w okresie 15.06 – 31.10.
Jednym z czynników powodujących małą popularność tego regionu jest mocno utrudniony dojazd. Dla osób podróżujących z Małopolski jest to chyba najciężej dostępny zakątek Tatr. Z tego co wiem, na komunikację publiczną nie ma co liczyć i jedyną rozsądną opcją jest długi dojazd własnym autem. Na samym parkingu w Dolinie Wąskiej niełatwo zresztą trafić na samochód z polską rejestracją.
W kwestii owego parkingu, warto wiedzieć o jeszcze jednej rzeczy. Postój jest płatny, kosztuje 4 euro za dobę (stan na wrzesień 2020 roku), jednak zakup biletu może być pewnym wyzwaniem. Nie ma parkomatu ani osoby pobierającej opłaty. Stoi za to tablica informująca o płatności SMS-em albo przez jakąś słowacką aplikację. I tu pojawiają się problemy, bo aby zadziałało pierwsze, konieczny jest numer od słowackiego operatora, a drugie – dostęp do internetu, który w tamtych okolicach może być nieco utrudniony.
Na koniec wspomnę jeszcze o ubezpieczeniu. W przeciwieństwie do Polski, tamtejsze ratownictwo górskie jest płatne. Warto więc wykupić polisę, która uchroni przed ewentualnymi kosztami, bo te, przy użyciu śmigłowca, mogą sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy euro. Dostępnych ofert jest wiele, a ich cena przeważnie nie przekracza kilku pojedynczych złotówek na dobę.
Grań Otargańców – relacja z przejścia
Dojazd do Doliny Wąskiej
Na wyjazd umawiamy się w 5 osób, za pośrednictwem jednej z grup na Facebooku. Destynacja dość rzadka, a do tego wyjazd w weekend, więc wolne miejsca znikają bardzo szybko. Na szczęście udaje mi się załapać, co niewątpliwie cieszy, bo na Otargańce poluję od samego początku tego sezonu.
Z Krakowa wyruszamy wcześnie, ja sam wsiadam w okolicach 3:20. Później zgarniamy resztę i kierujemy się na Zakopiankę, którą jedziemy na południe, aż do Nowego Targu. Tam odbijamy na Jugrów, gdzie niedługo później przekraczamy polsko-słowacką granicę.
Zaczyna się objazd Tatr, najpierw Zachodnich od wschodu, później Wysokich od południa. Po drodze 537 mijamy kilka mniejszych i większych miejscowości turystycznych, a po pewnym czasie docieramy do Przybliny. Skręcamy w prawo i przez chwilę jedziemy na północ po nieprzyjemnej, pełnej dziur drodze.
Na jej końcu, przy ulicy znajduje się parking. Płatny 4 euro za dobę, ale z nietypową, opisaną już wcześniej metodą zakupu biletu. Niestety, nikt z nas nie ma ani słowackiego numeru telefonu, ani możliwości pobrania i zasilenia aplikacji do płatności przez internet. Co więc robimy? Dogadujemy się z jakimś Słowakiem, by wysłał SMS z naszą rejestracją i oddajemy mu gotówkę.
Dolina Wąska i dojście do szlaku na Otargańce
Po spędzeniu dłuższej chwili na parkingu wchodzimy na szlak i ruszamy na północ. Pierwsze parę minut idziemy za kolorami czerwonym i zielonym, później odbijamy na niebieski, który prowadzi w górę Doliny Wąskiej.
Poruszamy się szeroką, szutrową drogą o niewielkim nachyleniu. Po prawej stronie płynie Raczkowy Potok, w pewnym miejscu przecięty wysoką zaporą. Wzdłuż szlaku trafiamy też na ławki i wiaty, gdzie można wygodnie odpocząć lub znaleźć schronienie przez deszczem.
Tą trasą przemierzamy niecałe 2 kilometry. Później docieramy do rozdroża, gdzie niebieski szlak ciągnie się wgłąb Doliny Jamnickiej, a po prawej stronie zaczynają się żółty i zielony, prowadzące odpowiednio do Doliny Raczkowej i na Grań Otargańców.
Odbijamy w prawo i maszerujemy jeszcze parę minut. Kilkaset metrów dalej trafiamy na kolejne skrzyżowanie. Przy ławce i drogowskazie po lewej stronie ścieżki zielona trasa skręca w lewo, ku stromemu i porośniętemu lasem zboczu.
Zielonym szlakiem przez Grań Otargańców
Schodzimy z drogi i po wąskiej, leśnej ścieżce zaczynamy nabierać wysokości. Idzie szybko, ale skłamałbym pisząc, że jest to łatwe zadanie. Tempo zwalnia, grupa się rozciąga, od czasu do czasu pojawiają się prośby o chwilę przerwy.
Las z czasem staje się coraz niższy, a przez drzewa przebijają się pierwsze ładne widoki na okoliczne szczyty. Z tego miejsca można oglądać również dwie doliny ciągnące się po obu stronach grani.
Wąska ścieżka dość długo wije się po stromym pagórku. W pewnym momencie las znika, a my poruszamy się wśród traw i przekwitniętej wierzbówki. To chyba najbardziej dający w kość odcinek całej trasy. Ciekawie musi się tędy podchodzić po jakichś większych opadach, gdy gruntowa ścieżka robi się pełna śliskiego błota. My, na szczęście, mamy dziś suchą nawierzchnię i dobrą, stabilną pogodę.
Wspinając się wyżej ponownie docieramy do lasu. Tam zbocze łagodnieje, a podejście robi się przyjemniejsze. Robimy chwilę przerwy w jakimś zacienionym miejscu, po czym kontynuujemy wchodzenie wśród drzew i pojawiającej się od czasu do czasu kosodrzewiny.
W końcu wysoka roślinność zostaje za nami. Docieramy na odsłoniętą grań i zdobywamy dwuwierzchołkowy szczyt Ostredok. Stąd mamy też bardzo ładny widok na dalszą część dzisiejszej trasy.
Po chwili ruszamy dalej po prostej, w miarę płaskiej grani. Ten krótki odcinek nazywany jest czasem Małymi Otargańcami. Mijamy drugi wierzchołek Ostredoka, schodzimy nieco niżej, a później zaczynamy podejście na Niżnią Magurę.
Tu znów robi się trochę stromiej. Ścieżka przez pewien czas wije się po zboczu wśród niskiej kosówki, prowadząc nas ciekawą trasą z dobrymi widokami na sąsiednie granie i doliny.
Po zakończeniu liczącego ponad 200 metrów podejścia, docieramy na skalistą grań, która wprowadza nas na szczyt Niżniej Magury. Tu zaczyna się najciekawszy odcinek Otargańców. Będzie chodzenie po kamieniach, lekka ekspozycja oraz parę miejsc, gdzie może być warto pomóc sobie rękami (szczególnie przy mokrej skale).
Z wierzchołka roztacza się bardzo ładny widok na dalszą część szlaku. Dobrze widać szczególnie Pośrednią Magurę oraz prowadzącą na nią, trawiasto-skalistą grań.
Z Niżniej Magury obniżamy się trochę na jakąś (najprawdopodobniej) nienazwaną przełęcz, po czym znów zaczynamy nabierać wysokości. W drodze na Pośrednią Magurę po raz pierwszy tego dnia przekraczamy granicę 2000 metrów.
Po dotarciu do pierwszego ze spiętrzeń grani, szlak łagodnieje i przez chwilę prowadzi nas wygodną, trawiastą ścieżką. Osobiście uważam okolice Pośredniej Magury za jeden z najpiękniejszych odcinków na Otargańcach.
Po wejściu na szczyt zauważamy parę kolejnych, skalistych spiętrzeń, przez które prowadzi zielony szlak. Przejściu przez nie towarzyszą nieznaczne ekspozycje, a także parę okazji do używania rąk. Za wierzchołkami zaczynamy zejście na Rysią Przełęcz, która oddziela Pośrednią i Wyżnią Magurę.
Za przełęczą znów podchodzimy. Najpierw przy stromych skałkach ku jakiemuś lokalnemu spiętrzeniu, później trawiastym zboczem, a w końcu ścieżką prowadzącą na wierzchołek przez skalne rumowisko. Nie jest zbyt stromo, więc idzie się tędy całkiem wygodnie.
Wyżnia Magura jest najwyższą ze wszystkich Magur występujących na Otargańcach. Mierzy 2095 metrów, podczas gdy pozostałe wznoszą się na wysokość 2050 (Pośrednia) i 1920 (Niżnia) metrów. Ze szczytu dobrze widać już resztę grani prowadzącej na Jakubinę, a także położony kawałek dalej Jarząbczy Wierch.
Przechodzimy przez wierzchołek i krótką chwilę schodzimy na Jakubińską Przełęcz. Później, po raz kolejny tego dnia, zaczynamy odzyskiwać wysokość i dorzucać do niej jeszcze kilkadziesiąt dodatkowych metrów. Ścieżka na tym odcinku nie jest zbyt stroma, więc wspinaczka idzie nam całkiem sprawnie.
W dwie osoby docieramy na szczyt, siadamy na kamieniach i czekamy na resztę ekipy, która trochę się rozciągnęła. Po kilku minutach jesteśmy już w komplecie. Zgodnie z pierwotnym planem, decydujemy się zrobić tu nieco dłuższą przerwę. Jest to w końcu najwyższe miejsce na całej trasie.
Oprócz nas, na szczycie znajduje się parę innych osób. W większości Słowaków, choć w pewnym momencie wchodzą też dwie osoby z Polski, które tuż po zdobyciu szczytu zaczynają montować tutaj… antenę do komunikacji krótkofalowej. Składają jakiś maszt, przywiązują do widocznego na powyższym zdjęciu słupka z tabliczką i podpinają słuchawkę. Później zaczynają wywoływać się wzajemnie z innymi pasjonatami tego rodzaju aktywności. Nie wiem o co dokładnie chodziło, próbowałem trochę wypytać, ale niestety, rodacy nie byli zbyt wylewni.
My skupiamy się na jedzeniu i podziwianiu widoków. A jest co oglądać, bo jak się okazuje, Jakubina to całkiem fajny punkt obserwacyjny. Doskonale widać stąd między innymi Bystrą, Baraniec oraz większość szczytów głównej grani Tatr Zachodnich, na czele z Jarząbczym Wierchem, Starorobociańskim Wierchem, Wołowcem i Rohaczami. Bez większych trudności można też rozpoznać Krywań oraz dziesiątki innych wierzchołków z położonych nieco dalej Tatr Wysokich.
Po zakończonym postoju ruszamy dalej w stronę Jarząbczego. Schodzimy między kamieniami na płytką przełęcz, a następnie podchodzimy jeszcze chwilę na położony kawałek dalej wierzchołek. Tu pod nogami mamy już głównie przyjemną, trawiastą ścieżkę.
Na Jarząbczym Wierchu trafiamy na znacznie więcej ludzi. W tym miejscu są to już głownie osoby z Polski, które weszły na górę łatwiej dostępnymi szlakami od Wołowca lub Kończystego Wierchu. Sam szczyt jest jednak o tyle ciekawy, że i tu postanawiamy zatrzymać się na krótką przerwę.
Co do Jarząbczego, pozwolę sobie jeszcze zamieścić pewną ciekawostkę. Wiele wchodzących tu osób tak naprawdę nie zdobywa szczytu. Docierają jedynie do tabliczki, która z jakiegoś powodu znajduje się na polsko-słowackiej granicy, a nie na samym wierzchołku, położonym kilkadziesiąt metrów wgłąb Słowacji. Nie zmienia to jednak faktu, że z obu miejsc rozpościerają się bardzo fajne widoki na główną grań Tatr Zachodnich.
Fragment głównej grani Tatr Zachodnich
Nacieszywszy się Jarząbczym Wierchem, skręcamy w prawo i zaczynamy zejście w stronę Jarząbczej Przełęczy, która znajduje się pomiędzy tym szczytem, a położonym dalej Kończystym Wierchem. Ścieżka jest raczej łagodna, choć występują na niej pojedyncze miejsca, gdzie niektórzy mogą potrzebować pomocy rąk.
W drodze na przełęcz mijamy jeszcze Kopę Prawdy, czyli niewielkie spiętrzenie na grani. Chwilę później docieramy do najniższego punktu, za którym ponownie zaczynamy podchodzić. Na Kończysty Wierch wprowadza nas szeroka, nieco kamienista ścieżka.
Tu również trafiamy na niewielki tłumek. Dla niektórych to miejsce jest głównym celem wycieczki, lecz większość traktuje je jako przystanek przed dalszą wędrówką na Jarząbczy lub Starorobociański Wierch.
Po kolejnym, niezbyt długim postoju odbijamy w stronę Starorobociańskiego Wierchu i schodzimy kawałek ku płytkiej Starorobociańskiej Przełęczy. Tam, przy słowackim drogowskazie skręcamy w prawo i żółtym szlakiem zaczynamy zejście do Doliny Raczkowej.
Zejście żółtym szlakiem przez Dolinę Raczkową
Z przełęczy, po trawiastym zboczu sprowadza nas wyraźna, niezbyt stroma ścieżka. Zejście trochę trwa, a miejscami warto uważać na drobne kamienie. Wygodniej schodzi się po trawkach obok, co większość turystów zauważa dość szybko. W efekcie, zamiast pojedynczej ścieżki, czasem mamy do wyboru nawet trzy o różnych stopniu wytarcia podłoża.
Idąc w dół mamy świetny widok na masyw Jakubiny, a także położone poniżej niego Raczkowe Stawy. Przeważnie są trzy, ale dziś jeden z nich jest praktycznie wyschnięty.
Z czasem ścieżka łagodnienie i sprowadza nas na najwyższe z pięter Doliny Raczkowej. Idziemy nim przez chwilę, głównie pośród trawek i pojedynczych krzewów kosodrzewiny. W pewnej chwili mamy też blisko siebie Raczkowy Potok.
Wkrótce znów robi się stromiej, a my obniżamy się do kolejnego, niższego piętra. Tam natrafiamy na skrzyżowanie z zielonym szlakiem, którym można dostać się na pobliski Siwy Zwornik. Mijamy rozdroże, nadal podążając za kolorem żółtym.
Kawałek dalej trafiamy na kilka ławek, wiatę i jakąś tablicę, które razem tworzą całkiem kuszący punkt odpoczynku. Mijamy go jednak, nadal kierując się w dół doliny. Z czasem docieramy do pierwszych drzewek, które później często mieszają się z kosówką i inną, niezbyt wysoką roślinnością.
W pewnej chwili typowo turystyczna ścieżka zamienia się w szeroką, szutrową drogę. Idziemy nią chwilę przez las, a później w nieco bardziej otwartym terenie spacerujemy pomiędzy wznoszącymi się po obu stronach pagórkami.
Pod koniec żółtego szlaku mijamy miejsce, gdzie rano skręcaliśmy na zielony, prowadzący w górę Grani Otargańców. Chwilę później docieramy do kolejnego skrzyżowania, tym razem z niebieskim szlakiem. Odbijamy na południe i kierujemy się w stronę parkingu. Ostatnie 2 kilometry również pokonujemy po wygodne szutrówce, prowadzącej wzdłuż Raczkowego Potoku.
Powrót do Polski
Przy samochodzie jesteśmy po około ośmiu godzinach od startu. Poszło więc dość szybko, mimo dużej ekipy i sporej liczby przerw. Ale trzeba też przyznać, że dzisiejszy skład raczej zawierał osób początkujących.
Przebieramy się, wrzucamy sprzęt do bagażnika i wsiadamy do auta. Po chwili opuszczamy parking, kierując się najpierw do drogi 537, a później w stronę granicy w Jurgowie. Stamtąd jedziemy do Nowego Targu, wjeżdżamy na Zakopiankę i trzymamy się jej aż do Krakowa, gdzie następuje rozwożenie uczestników wycieczki w pobliże ich miejsc zamieszkania.
Otargańce – podsumowanie wycieczki
Bardzo fajny wyjazd! Choć muszę też przyznać, że jak na ten sezon, to dość nietypowy. Po raz pierwszy od dawna jechałem w Tatry bez kasku, na trasę praktycznie pozbawioną technicznych trudności. Uznaję to jednak za miłą odmianę i okazję do bezstresowego relaksu wśród pięknych, wczesnojesiennych krajobrazów. Ale przede wszystkim, cieszy mnie fakt poznania nowego zakątka Tatr, którego nie miałem jeszcze okazji odwiedzić.
Tych ostatnich zostało mi jeszcze parę i pewnie też będę chciał kiedyś je poznać. Obawiam się jednak, że bez opcji samodzielnego dojazdu będzie to dość ciężkie zadanie – niektóre z tych szczytów, przełęczy i dolinek są bowiem jeszcze mniej popularne niż opisana tutaj Grań Otargańców. Ale cóż, zobaczymy.
Czy polecam Otargańce innym fanom górskich wycieczek? Oczywiście! Trasa nie jest ani szczególnie długa, ani trudna technicznie. Świetnie nadaje się dla wszystkich, co najmniej średnio zaawansowanych turystów, którzy mają już za sobą pierwsze doświadczenia z tatrzańskimi dwutysięcznikami. Jeśli więc ktoś ma możliwość dostania się w okolice Przybliny i Doliny Wąskiej, niech jedzie bez wahania. Rozczarowania raczej nie będzie.
Na zakończenie jeszcze mapa i profil wysokościowy opisanej trasy:
znalazłem Ciebie kilka dni temu w sieci -fajnie opisujesz wycieczki nawet wręcz fachowo. Szkoda że nie jezdzisz sam autem ( wtedy pewnie byłbyś wszędzie hehe) Pozdrowienia i dalszych przygód życzę a ja będę sie wzorował na Twoich podróżach.
Dzięki! Z autem jest tak, że obecnie jego posiadanie kompletnie mi się nie opłaca. Pracuję zdalnie, mieszkam w Krakowie na osiedlu z problemtycznym parkowaniem. Jeździłbym niby pewnie tylko w góry.
Ale pewnie przyszłości sytuacja się nieco zmieni, więc i jakieś auto chcąc nie chcąc będę musiał kupić.
Cześć,
interesują mnie fragmenty trasy, w których trzeba wspomóc się rękami. Osoba z „dysfunkcją” jednej ręki da radę przejść?
Mamy w planach Tatry Zachodnie po słowackiej stronie we wrześniu br.
Hej,
Myślę, że się uda bez problemów. Dla pewności, można celować w dzień z suchą skałą.
Pozdrawiam i życzę udanej wycieczki!
Świetna trasa – byłem w sobotę, po polskiej stronie tłumy wszędzie, na Otargańcach przez cały dzień przy pięknej pogodzie spotkaliśmy może 15-20 osób max.
mały update odnośnie parkingu – Słowacy chyba się ogarnęli i teraz można pobrać aplikację ParkDots i nią zapłacić – podajesz nr karty, dane samochodu, na mapie wybierasz Dolinę Raczkową i gotowe – z tego co widziałem to działa to również w paru innych miejscach na Słowacji
parking za cały dzień 4 EUR
Opcja z aplikacją nie jest nowa. Jak byliśmy rok temu, to też się tak dało, tyle że na parkingu nie było zasięgu i nie za bardzo było jak pobrać. Trzeba by było o tym wiedzieć wcześniej.
Odnośnie parkowania w Dolinie Rackowej jest jeszcze jeden tańszy i prostszy wariant : zostawia się samochód na kempingu 300 m przed wejściem na szlak (Autocamp Račkova dolina, po lewej stronie drogi ) . Za cały dzień 2,5 EUR, pan daje kwitek , zapłata gotówką, po ludzku :)
Bardzo cenne info! Dzięki :)