Wąwóz Kraków zimą – szlak, trudności, sporo zdjęć
Wąwóz Kraków to niewielka, choć bardzo ciekawa odnoga Doliny Kościeliskiej. Wytyczony na jego terenie szlak prowadzi między innymi przez wąski, skalny kanion oraz jaskinię z dwoma otworami. Nawet latem nie jest to jednak łatwa wycieczka, na trasie której spotkamy łańcuchy, klamry i kilkumetrową drabinę. A jak wygląda takie przejście zimą?
Choć już samo przejście przez Dolinę Kościeliską jest wartą uwagi propozycją tatrzańskiej wycieczki, to taki spacer można dodatkowo urozmaicić. Z doliny startuje bowiem kilka krótkich szlaków, którymi można odwiedzić wiele godnych uwagi miejsc. Jednym z moich ulubionych jest Wąwóz Kraków. Prowadzący przez niego szlak to ma tylko nieco ponad kilometr długości, ale potrafi dostarczyć wrażeń, które na długo zostaną w pamięci. Latem byłem tam już kilka razy, teraz pora na zimową wizytę.
O Wąwozie Kraków – garść informacji
Wąwóz ma około 3 kilometrów długości i położony jest we wschodniej części Doliny Kościeliskiej. Początek znajdziemy kawałek na Polaną Pisaną (około 4 kilometry od Kir), natomiast górną część gdzieś wysoko w zachodnim zboczu Ciemniaka. Na jego terenie znajdziemy wiele wąskich przejść o stromych, nierzadko przewieszonych ścianach, kamieniste, czasem mokre dno oraz wiele jaskiń.
Do zwiedzania udostępniona została dolna część wąwozu, przez który prowadzi jednokierunkowy, żółty szlak turystyczny. Na przejście tej mierzącej 1,3 kilometra trasy warto zarezerwować sobie mniej więcej 30-60 minut, w zależności od kondycji oraz tego, jak długo będziemy zatrzymywać się przy najciekawszych atrakcjach.
Na trasie przejścia znajduje się kręty korytarz jaskiniowy, znany pod nazwą Smocza Jama. Mierzy 44 metry długości, jest dość stromy i na całej długości zabezpieczony łańcuchami. To jednak nie jedyne sztuczne ułatwienia, jakie znajdziemy na tym szlaku. Na podejściu do jaskini trafimy na inne łańcuchy oraz kilkumetrową drabinę.
Dla niechętnych do zwiedzania Smoczej Jamy dostępne jest obejście, choć i tam nie obędzie się bez trudności. Początek zabezpieczony jest paroma klamrami, a dalej czeka jeszcze kilka odcinków łańcuchów. Jak widać, raczej nie jest to wycieczka dla początkujących turystów.
Zimą, zgodnie z przypuszczeniami, wcale nie będzie łatwiej. Po pierwsze, teren wąwozu jest zagrożony lawinami. Raczej niezbyt dużymi, ale w pełni bezpiecznie nie jest, o czym informuje znak przy wejściu na szlak. Kolejnym wyzwaniem są strome odcinki w okolic jaskini oraz fakt, że sztuczne ubezpieczenia mogą być pod śniegiem. Wtedy przejście może być naprawdę trudne.
Zagrożenia czają się również na dole wąwozu. Jego dnem często spływa woda, co sprawia, że łatwo można się poślizgnąć lub zamoczyć buty. Warto uważać również na sople, które w wielu miejscach zwisają z przewieszonych skał nad głowami turystów.
Co zabrać ze sobą na taką wycieczkę? Bardzo dużo zależeć będzie od panujących danego dnia warunków. Na pewno warto mieć latarkę (część jaskini jest spowita całkowitymi ciemnościami), stuptuty i raki. Nie zaszkodzi również kask oraz czekan, choć pewnie większość osób wchodzi na teren wąwozu bez tego sprzętu.
Wąwóz Kraków zimą – relacja z przejścia
Dojście do Polany Pisanej
Tego dnia jestem już w trasie od ponad 4-ech godzin. Zdążyłem już przejść całą Dolinę Chochołowską, kawałek Drogi pod Reglami, a teraz spaceruję przez Dolinę Kościeliską. Chcę przejść przez jej całą udostępnioną turystycznie długość, a także odwiedzić parę pobliskich atrakcji.
Szczegółowej drogi do Polany Pisanej nie będą tu opisywał. To standardowe przejście po łatwej, szerokiej drodze biegnącej dnem doliny. Od Kir jest tu mniej więcej 4 kilometry, co przekłada się na niecałą godzinę marszu. Zainteresowanych dokładniejszą relacją odsyłam do tekstu o przejściu Doliny Kościeliskiej zimą.
Docierając do polany, maszeruję jej dolnym krańcem i zauważam, że droga powrotna z Wąwozu Kraków jest dziś przetarta. A ponieważ wiem, że ten szlak jest jednokierunkowy, to pewnie i dolna część wąwozu była niedawno odwiedzana. Poza sprawdzić samemu.
Mijam polanę i na odcinku kilkudziesięciu metrów przechodzę jeszcze przez dwa niewielkie mostki nad Kościeliskim Potokiem. Tuż za nimi trafiam na rozdroże szlaków: zielony biegnie dalej przez Dolinę Kościeliską, żółty skręca w stronę Wąwozu Kraków.
Zimowe przejście przez Wąwóz Kraków
Przy wejściu stoi znak ostrzegający przed lawinami. Dziś jest drugi, umiarkowany poziom zagrożenia, więc myślę, że akurat w tym terenie nic szczególnego mi nie powinno mi się stać.
Ruszam przed siebie i przez pierwsze parę minut poruszam się płaską ścieżką w zalesionym terenie. Jadąc tu rano, zastanawiałem się, czy będzie przetarta, jednak wyraźnie widać, że szło tędy już co najmniej kilka osób.
W pewnej chwili na szlaku pojawiają się pierwsze skały. Mierzą kilka-kilkanaście metrów i tworzą wąski kanion, pomiędzy którym wije się ścieżka. W jednej z nich zauważam niewielką wnękę z kapliczką i kwiatami. Nie wiem, czy to nowość, czy zawsze tu była, ale szczerze mówiąc, wcześniej jakoś jej nie zauważyłem.
Niektóre ze skał są przewieszone, czyli o kącie nachylenia powyżej 90 stopni. Zimą jest to o tyle ważne, że z góry zwisa mnóstwo sopli, których raczej nie chciałoby się mieć strąconych na głowę. Dlatego właśnie parę akapitów wcześniej pisałem o kasku.
Z czasem dno wąwozu robi się bardziej kamieniste. Małe i duże głazy licznie wystają spod śniegu, a środkiem szlaku płynie woda. To jeden z trudniejszych odcinków, gdzie chwila nieuwagi może kosztować poślizgnięcie i „utopienie” buta. Być może warto na ten odcinek uzbroić się w raki lub raczki.
Po pokonaniu tego fragmentu mogę chwilę odetchnąć. Kolejny etap to łatwe, leśne przejście, które zajmuje parę pojedynczych minut. Dalej czeka jednak następny skalny kanion, choć ten nie ma już śliskiego i podmokłego dna.
Chwilę później docieram na niewielką, trochę bardziej otwartą przestrzeń, którą otaczają wysokie na kilkadziesiąt metrów ściany. Tutaj kończy się udostępniona turystycznie część wąwozu. Nie oznacza to jednak, że będzie trzeba zawrócić. Teraz pora nieco się powspinać.
Przy skale po lewej stronie stoi stalowa drabina. Jej stopnie są odkopane, więc powinno się bez problemu udać wejść do góry. Zastanawiam się, czy ubierać raki. Do tej pory dobrze radziłem sobie bez nich. Tu się pewnie przydadzą, ale w jaskini śniegu nie będzie i musiałbym ściągać. Trochę mi się nie chce, więc postanawiam, że póki się da, to idę bez, ale gdy tylko zrobi się trudniej, to od razu ubieram (ostatecznie, nie ubrałem ani razu).
Zgodnie z przypuszczeniem, okrągłe stopnie drabiny okazały się dość śliskie, ale tę przeszkodę udało pokonać się bez żadnych problemów. Wyżej czekały na mnie zwisające ze skał łańcuchy. Na szczęście, również odkopane. Cóż, gdyby nie były, to bez raków i czekana pewnie nie dałoby się iść dalej.
Ten śnieżno-skalny teren również okazał się śliski i wymagał ode mnie mocnego trzymania się żelastwa, jednak już po kilku kolejnych minutach stałem przez wejściem do jaskini. Szczerze mówiąc, świetna zabawa! Być może najlepsza dzisiejszego dnia.
Zatrzymuję się, wyciągam z plecaka czołówkę i zakładam na czapkę. Początek przejścia przez tunel nie wymaga jeszcze własnego światła, ale wiem, że już po kilku metrach zrobi się ciemno. Co do śniegu – faktycznie, przy wejściu go nie ma, ale jest za to trochę lodu. Znów łapię więc za łańcuchy i ostrożnie zdobywam kolejne metry.
Po kilku metrach tunel zaczyna odchylać się w lewo. Później zakręt robi się wyraźniejszy, choć nie trwa to zbyt długo. Parę metrów i znowu zmiana kierunku – tym razem w prawo. To właśnie na tym fragmencie przydaje się latarka.
Za zakrętem wraca światło naturalne. Powoli docieram do drugiego otworu, choć do pokonania zostaje jeszcze najbardziej stromy kawałek korytarza. Jego końcówka jest przykryta śniegiem.
Po chwili wydostaję się z otworu i ponownie staję na płaskim. To w tym miejscu trasa przez jaskinię łączy się z jej obejściem. Właśnie, obejście! Ciekawe, czy ktoś nim ostatnio szedł? Co prawda są ślady w tamtą stronę, ale po kilku metrach się urywają. Czyli teren nieprzetarty. Myślę, że pora to zmienić.
Zastanawiam się tylko, czy przecierać to schodząc, czy wrócić przez jaskinię i torować od dołu. Chyba wolę jednak od razu brać się do roboty. Pochodzę więc do końca śladów i zaczynam badać teren. Jest stromo, ale łańcuchy nie są w całości przysypane. Powinno udać się je wyszarpać spod śniegu.
Schodzę kawałek, schylam po łańcuch, pociągam i faktycznie, grzecznie wychodzi na powierzchnię. Obracam się i zaczynam drogę w dół. Powoli, ostrożnie, bo urwisko po prawej stronie nieco straszy, a poruszając po zasypanym śniegiem terenie, nie za bardzo wiem, co mam pod nogami.
Gdy jeden łańcuch się kończy, sięgam po następny i kontynuuję zejście. Bez problemów, choć przyznam, że z dość wysokim poziomem adrenaliny. W końcu docieram do klamer. Śniegu mniej, ale za to bardziej ślisko. Na szczęście łańcuchy wciąż zwisają po boku i ułatwiają zejście. W końcu staję z powrotem przy dolnym otworze jaskinie. Fajni było! A więc, w nagrodę jeszcze raz – tym razem do góry.
Aha, w sumie tym szlakiem nie wolno schodzić – jest jednokierunkowy. Jednak teraz w wąwozie nie ma nikogo poza mną, więc mam nadzieję, że to drobne wykroczenie zostanie mi wybaczone.
Pora na zejście. Tu trudności się kończą i na kolejnych etapach emocje będą już wyłącznie opadać. Pierwszy kawałek prowadzi wąską ścieżką po lekko pochyłym zboczu. Widoków nie ma, ale zasypany śniegiem las tworzy całkiem fajny klimat.
Po przejściu przez las trafiam na górę Polany Pisanej. Stąd szlak prowadzi już prosto w dół, jej lewym skrajem. Trwa to kilka minut, podczas których mam fajne widoki na zbocza Kominiarskiego i Suchego Wierchu.
Dalszy ciąg wycieczki
Po zejściu jestem z powrotem na szerokiej drodze prowadzącej przez Dolinę Kościeliską. Mógłbym tu skręcić w prawo i ruszyć w stronę Kir, jednak zdecydowanie nie mam jeszcze dość. Wiem, że tego dnia da się odwiedzić jeszcze parę innych, ciekawych miejsc. Ruszam więc w górę doliny, mając w planie dotarcie na Halę Ornak, nad Smreczyński Staw, a w drodze powrotnej jeszcze wejście na Polanę Stoły.
Podsumowanie
Szlak niby krótki, ale przyznam, ze zabawy było mnóstwo. Choć tego dnia przeszedłem po tatrzańskich ścieżkach ponad 35 kilometrów, to właśnie ten jeden kilometr na terenie Wąwozu Kraków dał mi najwięcej frajdy.
Był nie tylko ciekawy krajobrazowo, ale także dostarczył paru fajnych wyzwań i okazji do lekkiej wspinaczki. No i mimo bliskości cieszącej się ogromną popularnością Doliny Kościeliskiej, mogłem tu znaleźć naprawę wiele spokoju. Podczas całego przejścia wąwozem nie spotkałem ani jednej osoby.
Czy polecam innym? Oczywiście, że tak! Ale jednak nie wszystkim, bo przejście przez Wąwóz Kraków zimą łatwe nie jest i wiąże się z paroma zagrożeniami. Warto mieć już trochę doświadczenia oraz dobrze wiedzieć, w co się pakujemy. Tylko wtedy taka wycieczka będzie bezpieczna, a zamiast stresu i zbędnego ryzyka turysta będzie mógł w pełni cieszyć się tą pełną atrakcji okolicą.
Wąwóz Kraków – mapa przejścia: