Żabi Koń – wejście granią od Żabiej Przełęczy (droga, trudności, zdjęcia)
To jeden z najbardziej charakterystycznych tatrzańskich szczytów. Jego wąską, ostrą jak brzytwa grań kojarzy praktycznie każdy taternik lub bardziej zaawansowany turysta. Dla dla mnie, od wielu lat był to ambitny, mocno pożądany cel, który chciałem osiągnąć na jednym z etapów swojego górskiego rozwoju. I wygląda na to, że w końcu się udało.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Zanim zacząłem się wspinać, byłem po prostu tatrzańskim turystą. Chodziłem po szlakach, często rozglądając się po okolicy i podziwiając te trudniejsze, niedostępne szczyty. Czasem, na którymś z nich pojawiali się ludzie o wielkie sile, wyposażeni z liny i kilogramy innego sprzętu, którego działanie nie za bardzo rozumiałem.
Tak było właśnie z Żabim Koniem. Gdy w pogodny dzień idzie się na Rysy od słowackiej strony, nietrudno zobaczyć co najmniej kilka zespołów pokonujących jego szalenie eksponowaną grań. Pamiętam, że wtedy zrobiło to na mnie spore wrażenie, a z punktu widzenia własnych umiejętności, wydawało się czymś kompletnie nierealnym.
Lata jednak mijały, a ja uczyłem się w górach coraz więcej. Z czasem Żabi Koń stał się marzeniem, później celem, a w końcu konkretnym planem, który postanowiliśmy zrealizować wraz z kolegą oraz jednym z jego znajomych. Oto relacja z tej wspinaczki.
Żabi Koń – co warto wiedzieć
Żabi Koń to mierząca 2291 metrów turnia znajdująca się na Głównej Grani Tatr. Znajduje się między Doliną Mięguszowiecką a Doliną Rybiego Potoku, na granicy polsko-słowackiej. Nazwa szczytu pochodzi częściowo do Żabiej Doliny Mięguszowieckiej (będącej górną częścią Doliny Mięguszowieckiej, a częściowo od formacji zwanej koniem skalnym, która stanowi znaczną część grani tego szczytu.
Żabi Koń jest jednym z najtrudniej dostępnych tatrzańskich szczytów. Na wierzchołek nie prowadzą żadne szlaki turystyczne, są wyłącznie drogi wspinaczkowe. Dzięki tym trudnościom, litej skale oraz bardzo dużej ekspozycji występującej na wschodniej grani, szczyt cieszy się sporą popularnością wśród polskich i słowackich taterników.
Zdecydowanie, najbardziej popularną drogą prowadzącą na Żabiego Konia jest ta przez wschodnią grań (i to właśnie ta trasa zostanie tu opisana). Jej trudności według różnych źródeł wynoszą III, III+ albo IV. W mojej prywatnej opinii, najbliższa prawdy jest ta środkowa wartość, choć tak na prawdę, dotyczy ona tylko jednego miejsca na drugim wyciągu.
Na Żabim Koniu dość trudne jest również dojście do drogi oraz zejście ze szczytu. Kto wie, czy te rzeczy nie są nawet bardziej wymagające niż sama wspinaczka wschodnią granią. Na podejściu występują bowiem trudności dochodzące do III, a zjazdy wykonywane są na skos. Jest to więc szczyt przeznaczony wyłącznie dla osób, które posiadają już trochę doświadczenia w górskiej wspinaczce.
Pod względem asekuracji, droga jest częściowo „obita”. Każdy z czterech wyciągów kończy się punktami umożliwiającymi założenie stanowiska. Ponad Żabią Przełęczą mamy też gotowe stanowisko z łańcucha, ułatwiające zjazd do miejsca, gdzie zaczyna się pierwszy wyciąg na grani. O punkty do zjazdów ze szczytu też nie trzeba się jakoś szczególnie martwić, natomiast o przeloty na wyciągach musimy już zadbać samodzielnie.
Jeśli chcemy podchodzić na grań drogą normalną, czyli prowadzącą od słowackiej Żabiej Doliny Mięguszowieckiej, powinniśmy pamiętać o tamtejszych zasadach dotyczących chodzenia poza szlakiem. Aby było to legalne, należy posiadać ze sobą legitymację członkowską któregoś z klubów wysokogórskich oraz niezbędny sprzęt. Wymóg wspinania się drogą o trudnościach co najmniej III w skali UIAA jest w przypadku Żabiego Konia spełniony zawsze.
W kwestii sprzętu, przydadzą się:
- lina 2×60 metrów (ewentualnie 2×50 też powinno wystarczyć),
- kask, uprząż, przyrząd asekuracyjno-zjazdowy, repy, kilka karabinków,
- trochę pętli różnej długości,
- zestaw kości i/lub friendów (akurat friendy „siadają” tam bardzo dobrze),
- buty wspinaczkowe, choć co bardziej zaawansowani pewnie z nich zrezygnują.
Ze względu na działanie na terenie Słowacji, warto też wykupić odpowiednią polisę ubezpieczeniową, rozszerzoną o wspinaczkę poza szlakiem.
Wejście na Żabiego Konia – relacja z wycieczki
Dojazd i parkowanie
Opisywana wspinaczka ma się odbyć w zespole trzyosobowym, jednak każdy z nas mieszka w nieco innym miejscu. Najpierw musimy więc zebrać ekipę, co rozpoczyna się od mojego spotkania z Markiem gdzieś w centralnej części Krakowa.
Po tym spotkaniu opuszczamy małopolską stolicę, wjeżdżamy na Zakopiankę i kierujemy się nią na Nowy Targ. Tam odbijamy na Jurgów, jednak nim przekroczymy polsko-słowacką granicę, w Białce Tatrzańskiej zgarniamy Bartka.
Niedługo później jesteśmy już na Słowacji, gdzie zostaje nam objechać Tatry od wschodu oraz częściowo od południa. Po drodze przejeżdżamy przez kilka niewielkich, górskich miejscowości, aż w końcu docieramy do skrętu na Popradzki Staw. Tam znajduje się najbardziej dogodny parking, jednak tego dnia postanowimy skorzystać z położonej nieco ponad kilometr dalej, darmowej alternatywy. Zostawiamy więc auto przy Drodze Wolności, w szutrowej zatoczce kawałek za wspomnianym skrętem. Nie jesteśmy zresztą jedynymi, którzy postąpili w ten sposób.
Szlaki nad Popradzki Staw i do Żabiej Doliny Mięguszowieckiej
Opuszczamy samochód, zabieramy plecaki i ruszamy asfaltem w stronę niebieskiego szlaku. Po kilkunastu minutach trafiamy na oznaczenia, które kierują nas na jeszcze mniejszą, już wyłączoną z ogólnego ruchu drogę. To nią będziemy podchodzić w okolice Popradzkiego Stawu.
Odcinek nie jest szczególnie stromy, choć ciężko byłoby go też nazwać płaskim. Jest tu parę serpentyn, trochę mniejszych zakrętów oraz kilka prostych odcinków. Teren wiedzie częściowo przez las, częściowo otwartym terenem, który oferuje niezłe widoki na kilka okolicznych szczytów i grani. Samego Żabiego Konia niestety stąd jeszcze nie widać.
Po około 40 minutach marszu tym szlakiem docieramy w okolicę Popradzkiego Stawu. Pora na parę minut przerwy nad jeziorem, gdzie znajduje się też popularne, malowniczo położone schronisko. Potem wracamy do pobliskiego skrzyżowania szlaków i skręcamy w stronę Doliny Mięguszowieckiej.
Na dalszym odcinku idziemy kawałek lasem, później już głownie wśród kosodrzewiny. Dość szybko docieramy do kolejnego rozdroża, gdzie wybieramy skręt na Rysy, zgodnie z kolorem czerwonym. To za nim pokonamy resztę szlakowej części wycieczki.
Wkrótce zaczynają się podejścia. Najpierw jeszcze wśród kosówki, potem już głównie niskich trawek. Idziemy zakosami, od czasu do czasu korzystając z nieoficjalnych skrótów, pozwalających ściąć kilka z tych zakrętów.
Wkrótce pokonujemy próg doliny i dostajemy się na jedno z jej wyższych pięter znane jako Żabia Dolina Mięguszowiecka. Tam maszerujemy chwilę po kamiennym, pozbawionym trudności chodniku, aż docieramy na wysokość Żabich Stawów Mięguszowieckich. Z tego miejsca całkiem nieźle widzimy już Żabiego Konia oraz prowadzącą na niego drogę.
Tak właściwie, to dogodnych miejsc do opuszczenia szlaku jest sporo. My wybieramy wariant z minięciem stawów po czerwonym szlaku, pójściem jeszcze kawałek dalej i dopiero tam zejściu na niewielką „kopkę” leżącą po lewej stronie szlaku.
Podejście na Żabią Przełęcz
Po krótkiej przerwie na wspomnianej kopce, schodzimy nieco w dół, na teren pełen trawek i luźno leżących kamieni. Gdzieś w pobliżu, nieco po prawej stronie, dostrzegamy ścieżkę oraz kopczyki nawigujące nas na piarżysko pod ścianą opadającą z okolic Żabiej Przełęczy.
Na tym odcinku kierujemy się na bardziej lewy z dwóch kominów występujących po prawej stronie przełęczy. Są dość charakterystyczne, więc przy dobrej widoczności ciężko byłoby je przeoczyć. Nim tam jednak dotrzemy, przez kilkanaście minut mierzymy się z niezbyt przyjemnym, a pod koniec również dość stromym terenem piarżyska.
W końcu docieramy pod ścianę i po chwili rozpoznania terenu dookoła, zaczynamy wspinać kominem. Tu na dobre zaczynają się trudności drogi. Wycena tego pierwszego odcinka znajduje się w granicach I. Jest stromo, choć nie brakuje ani stopni, ani chwytów. Trzeba tylko uważać na śliski mech porastający niektóre z kamieni.
Powyżej komina teren na chwilę robi się łatwiejszy. Nie trzeba używać rąk, choć porastające zbocze trawki mogą być zdradliwe. Kroki stawiamy więc bardzo ostrożnie, kierując się coraz bardziej w prawo, do kolejnego skalistego odcinka.
Wkrótce znów robi się stromo. Trudności wzrastają do I, miejscami może II. Najtrudniejszy fragment jest jednak dopiero przez nami. W drugim, górnym kominie znajduje się jedno miejsce „trójkowe”, gdzie może być warto zastosować asekurację. My postanawiamy jednak spróbować bez niej i w sumie udaje się bez problemów. Przyznam jednak, że była to najbardziej wymagająca rzecz, jaką robiłem do tej pory „na żywca”. Więcej bym już chyba nie chciał.
Powyżej ów trudnego miejsca teren robi się coraz łatwiejszy. Przez chwilę wspinamy się w trudnościach około I, potem skręcamy w lewo i po częściowo trawiastym trawersie przechodzimy w miejsce znajdujące się kilka metrów ponad Żabią Przełęczą.
Będąc na miejscu musimy chwilę poczekać w kolejce do zjazdów. Nad przełęczą znajduje się gotowe stanowisko z łańcucha, jednak w tak ładne dni, jak dzisiaj, chętnych na tę drogę jest tak dużo, że zatory w tym miejscu są normą. Niektórzy będą musieli czekać nawet parę godzin.
Podczas tej wymuszonej przerwy mamy czas założyć uprzęże, przewinąć liny i przygotować resztę niezbędnego sprzętu. Możemy też całkiem nieźle przyjrzeć się czekającej nas drodze – z tego miejsca brzytwa grani Żabiego Konia prezentuje się naprawdę imponująco.
W końcu stanowisko się zwalnia, więc przekładamy przez nie własną linę i zaczynamy zjeżdżać. Najpierw Marek, później Bartek, na końcu ja. Trwa to parę minut, po których trafiamy na przełęcz, gdzie przygotowujemy się do pierwszego wyciągu drogi.
Żabi Koń – wejście wschodnią granią
Poprowadzenie początkowego odcinka przypada mi. Pierwsze metry polegają na obejściu kilka głazów i pokonaniu niewielkiego uskoku. Powyżej niego zaczyna się jeden z najciekawszych fragmentów drogi – skośna, gładka i mocno eksponowana płyta. Ten odcinek nazywa się często Dolnym Żabim Koniem i choć wygląda groźnie, nie jest szczególnie trudny. Sucha skała zapewnia bardzo dobre tarcie, a krawędź płyty oferuje zarówno mnóstwo chwytów, jak i miejsc do zakładania asekuracji. Tu, podobnie jak na większości drogi, najlepiej sprawdzają się różnych rozmiarów friendy.
Gdy płyta się kończy, obchodzę jeden z wystających głazów po lewej stronie i tam zakładam stanowisko, korzystając z zamontowanych na stałe spitów. Po chwili ściągam do siebie partnerów i przekazuję trochę sprzętu Markowi, który będzie prowadził kolejny odcinek.
Drugi wyciąg startuje stromym uskokiem, który przez wielu uznawany jest najtrudniejszy odcinek całej grani. Przechodzimy go częściowo od strony Doliny Rybiego Potoku, ze sporą ilością powietrza pod nogami. Według różnych opinii, wycena waha się tutaj między III a IV. Moim zdaniem, III+ jest dość sprawiedliwym kompromisem.
Nad uskokiem teren robi się znacznie łatwiejszy. Po prostu idziemy granią, nieco po jej lewej stronie, aż docieramy do kolejnego miejsca, gdzie można założyć stanowisko bazujące na gotowych punktach. Tam następuje kolejna zmiana prowadzenia – wyciąg trzeci znów poprowadzę ja.
Na tym fragmencie czeka mnie wspinaczka przez Górnego Żabiego Konia. Poruszam się wzdłuż grani, po stronie słowackiej. Teren jest „trójkowy”, a skała bardzo lita i dobrze urzeźbiona. Na brak chwytów i stopni zdecydowanie nie można narzekać. W kwestii asekuracji, znów bazuję głównie na friendach, choć zdarza mi się też użyć jakiejś większej pętli.
Czwarty, ostatni wyciąg należy do Marka. Zaczyna się krótkim uskokiem, za którym trudności stopniowo maleją. Wkrótce grań się rozszerza oraz staje bardziej pozioma. Po kilku kolejnych metrach można już iść w pozycji wyprostowanej, bez korzystania z pomocy rąk.
Na szczycie czeka metalowa skrzynka z wygrawerowaną nazwą i wizerunkiem szczytu oraz trochę przestrzeni pomiędzy głazami, gdzie spokojnie zmieści się parę osób. W tym miejscu można też bez większych obaw przerwać asekurację.
Pora na chwilę przerwy. Nawet dość długą chwilę, bo pogoda jest dzisiaj bardzo dobra, a nam w sumie nigdzie się nie spieszy. Mamy więc okazję odpocząć, coś zjeść oraz podziwiać widoki, jakie roztaczają się z wierzchołka. Nie jest to może tatrzański top, choć i tak jest na czym zawiesić oko.
Żabi Koń – zjazdy i zejście do Żabiej Doliny Mięguszowieckiej
Po skończonej przerwie postanawiamy schodzić ze szczytu. A raczej zjeżdżać, bo to właśnie w taki sposób pokonuje się pierwszy odcinek drogi w dół. Nie jest to jednak łatwy zjazd. Istnieje tu kilka opcji, a my niekoniecznie wybraliśmy najlepszą z nich. Myślę, że za drugim razem zrobiłbym te zjazdy nieco inaczej.
Za pierwsze stanowisko służy nam ring połączony repem z pętlą zarzuconą na jeden z głazów na wierzchołku. Przekładamy przez to linę i po kolei zjeżdżamy na przełączkę kilkanaście metrów niżej. Po drodze mijamy pośrednie stanowisko. Co prawda, znajduje się ono tylko parę metrów poniżej wierzchołka, jednak jest warte rozważenia, bo daje dużą wygodniejszą pozycję do drugiego zjazdu. Dziś, będąc nieświadomi tych wszystkich niuansów, zjeżdżamy na przełączkę poniżej.
Z przełączki przechodzimy jakieś 2-3 metry w stronę Żabiej Przełęczy Wyżniej. Obchodzimy tu jeden z głazów, w lekkiej ekspozycji oraz przy około „jedynkowych” trudnościach. Tam znajdujemy kolejne stanowisko i zaczynamy kolejny zjazd. Ten okazuje się długi i dość wymagający. Jedzie się na mocno skos, cały czas ze sporym ryzykiem wahadła. Właściwie, bardziej jest do ostrożne schodzenie po skale niż typowy zjazd. Praktycznie cały czas trzeba się czegoś trzymać i uważać, żeby nie rzuciło w prawo.
W końcu udaje mi się jednak dostać na trawki poniżej grani. Reszta pojawia się tu parę minut później, również stwierdzając, że był to jeden z gorszych zjazdów, z jakimi przyszło się im mierzyć. Ogólny schemat tego odcinka przedstawiam na zdjęciu poniżej. Kolejnymi numerami oznaczone są różne dostępne stanowiska.
Myślę, że na chwilę uwagi zasługuje też stanowisko numer 4, znajdujące się bezpośrednio na Żabiej Przełęczy Wyżniej. Zjazd stamtąd byłby zdecydowanie najwygodniejszy, jednak dostanie się tam wymaga przejścia kawałka dość trudnej i eksponowanej grani. Jak więc widać, opcji jest wiele, a każdy posiada jakieś zalety i wady.
Po dostaniu się na ścieżkę, ściągamy liny i zaczynamy schodzić po trawiastym zboczu. Jest ono strome, miejscami eksponowane, jednak technicznych trudności nie ma tu za wiele. Sama ścieżka posiada natomiast kilka wariantów, w różny sposób prowadzących do podstawy ściany. Są też miejsca, gdzie można wykonać dodatkowe zjazdy – te mogą być pomocne w gorszych warunkach pogodowych.
Po kilkunastu minutach schodzenia dostajemy się na piarżysko u podstawy ściany. Tam schodzimy częściowo po dużych głazach, częściowo po kruchej ścieżce, aż do miejsca, gdzie w pewnej chwili łączymy się z wariantem, którym podchodziliśmy parę godziny wcześniej.
Z tego miejsca nieźle widzimy już przebiegający niedaleko szlak na Rysy. Prowadzący tam teren jest łatwy, choć pełen luźnych kamieni, więc wciąż musimy poruszać się bardzo ostrożnie. Ostatecznie, nie mija jednak dużo czasu, aż pojawiamy się na znakowanej ścieżce.
Powrót na parking
Po chwili przerwy, poświęconej głównie na zrzuceniu z siebie zbędnego już sprzętu wspinaczkowego, skręcamy w prawo i zaczynamy zejście do Doliny Mięguszowieckiej. Przez chwilę jest płasko, potem zaczynają się zakosy, które ochoczo ścinamy przy pomocy licznych skrótów.
Będąc niżej, coraz więcej czasu spędzamy w otoczeniu kosodrzewiny. Wkrótce docieramy do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim, gdzie przeskakujemy na ten właśnie kolor. Po kolejnych, około 20 minutach, jesteśmy już na asfaltowej drodze niedaleko schroniska nad Popradzkim Stawem.
Ten ostatni etap zejścia zawsze trochę się dłuży. Idziemy szosą, pokonując jej kolejne zakręty i stopniowo oddalając od gór. W pewnych chwili docieramy do końca niebieskiego szlaku, choć dla nas, nie jest to jeszcze finał marszu. Samochód zostawiliśmy przecież na darmowym, choć położonym ponad kilometr dalej parkingu. Coś za coś.
Grań Żabiego Konia – podsumowanie
No i kolejne górskie marzenie spełnione. Szczyt, który kiedyś wydawał mi się kompletnie poza zasięgiem, teraz stał się jedną z pozycji w moim „górskim CV”. I myślę, że będzie to bardzo wartościowa, często wspominana pozycja. Bo jednak niewiele jest w Tatrach aż tak pięknych i charakterystycznych szczytów.
Porwę się jednak na opinię, że w wejściu na Żabiego Konia, sam Żabi Koń nie jest szczególnie wymagający. Wspinamy się po łatwej orientacyjnie drodze, o litej skale i z gotowymi stanowiskami. Te cztery wyciągi na wschodniej grani to wręcz esencja taternictwa – w takim terenie chciałoby się przebywać jak najczęściej. Znacznie gorzej jest z dojściem do początku drogi oraz powrotem ze szczytu. Dostanie się na grań sięga trudności III, a zjazdy są jednymi z mniej przyjemnych, jakie miałem okazję robić. Więc choć sama droga jest wyceniona na około III+, to całe przejście uważam za przeznaczone wyłącznie dla kogoś, kto trochę już w górach przewspinał.
A jakie kolejne cele? Bo nie ukrywam, że po wejściu na Żabiego Konia będzie mi potrzebne kolejne ambitne, wymarzone przejście. Myślę, że w tej roli całkiem nieźle może się sprawdzić Grań Wideł (trudności IV lub V, w zależności od kierunku), jednak na nią na pewno nie jestem jeszcze gotowy. Trzeba się sporo nauczyć i zdobyć jeszcze więcej doświadczenia. Jednak za parę lat – kto wie, może i ta droga kiedyś zmieni się z marzenia w historię.