Via ferrata na Czerwoną Ławkę – opis trasy, trudności, zdjęcia
O poprowadzeniu via ferraty w Tatrach Słowackich mówiło się już od wielu lat. Pomysłów było kilka, o różnej długości, lokalizacji oraz stopniu trudności. Ostatecznie, skończyło się na krótkiej, dość łatwej trasie wytyczonej na przełęcz Czerwona Ławka. Jak wyszło i czy warto się tam wybrać? Odpowiedź, a także relację z przejścia znajdziecie w tym artykule.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
W europejskich górach via ferraty nie są niczym nowym. Wiele krajów, szczególnie tych alpejskich, od dawna ma ich całe mnóstwo, inne szybko nadrabiają zaległości. Do tej ostatniej grupy należy również Słowacja, która w ostatnich latach otworzyła u siebie kilka krótkich via ferratach. Większość z nich miałem zresztą okazję odwiedzić w tym oraz zeszłym roku.
Do tej pory, były to jednak skromne początki, gdzie trasy nie posiadały typowo górskiego charakteru. O czymś bardziej zbliżonym do alpejskich standardów mówiono od dłuższego czasu, jednak dość długo istniały problemy z otrzymaniem niezbędnych pozwoleń. Udało się dopiero w roku 2021, a gdy otwierano ją początkiem sierpnia, od razu wiedziałem, że kiedyś będę chciał się nią przejść.
Czerwona Ławka – podstawowe informacje o przełęczy i via ferracie
Czerwona Ławka tu wąska, dwusiodłowa (2309 oraz 2305 metrów) przełęcz znajdująca się w słowackiej części Tatr Wysokich. Leży na jednej z grani Małego Lodowego Szczytu, pomiędzy Doliną Staroleśną a Doliną Pięciu Stawów Spiskich. W sezonie letnim jest często odwiedzana przez turystów.
Przez Czerwoną Ławkę poprowadzono żółty szlak turystyczny, łączący obie wspomniane wcześniej doliny. Trasa jest dość stroma, eksponowana i posiada sporo sztucznych ułatwień w postaci klamer i łańcuchów. Uchodzi za jedną z najtrudniejszych na terenie Tatrach Słowackich.
W roku 2021 przez Czerwoną Ławkę wytyczono również 400-metrową via ferratę. Jej większa część prowadzi po stronie Doliny Pięciu Stawów Spiskich, dosłownie kilka metrów od „starego” szlaku turystycznego. Po drugiej stronie przełęczy sytuacja jest podobna, choć odcinak jest wyraźnie krótszy i łatwiejszy. Trasa jest jednokierunkowa – poprawny wariant przejścia to start z Doliny Pięciu Stawów Spiskich i zejście do Doliny Staroleśnej.
Trudności nowej via ferraty zostały wycenione na A/B, co oznacza, że dobrze nadaje się ona nawet dla początkujących. Cały odcinek posiada liczne ubezpieczenia w postaci stalowej liny do wpinania karabinków, a także metalowych klamer i podestów. Teren, w którym przyjdzie nam się wspinać jest stromy i w większości skalisty, choć miejscami pojawiają się również trawki. Czas przejścia ferraty, w zależności od doświadczenia, powinien się zmieścić w zakresie 30 – 60 minut.
Pod względem sprzętu, na przejście via ferratą warto wyposażyć się w kask, uprząż oraz lonżę z dwoma karabinkami. Co prawda, bardziej doświadczone osoby z pewnością dadzą sobie radę bez asekuracji, ale nie będę publicznie zachęcał do takich praktyk. Wspomniany zastaw wiele nie waży, więc w eksponowanym terenie lepiej mieć go ze sobą.
Na koniec jeszcze parę słów o ubezpieczeniu. Ze względu na fakt, iż górskie akcje ratunkowe są na Słowacji płatne, przed wycieczką należy wykupić choćby jednodniową polisę. Przy czym uwaga: niektóre towarzystwa ubezpieczeniowe uznają wspinaczkę po via ferratach za sport ekstremalny lub wysokiego ryzyka, więc warto sprawdzić, czy nie będzie trzeba również dopłacić za odpowiednie rozszerzenie.
Via ferrata na Czerwoną Ławkę – relacja z wycieczki
Dojazd do Starego Smokowca
Na ten wyjazd wybieram się z kolegą mieszkającym poza Krakowem. Dziś będę miał transport praktycznie spod bloku, gdzie umawiamy się na godzinę 3:00. Samochód pojawia się punktualnie, więc od razu wsiadam i ruszamy w nieco ponad dwugodzinną drogę na Słowację.
Dojazd jest standardowy i doskonale mi już znany z wielu poprzednich wycieczek. Najpierw opuszczamy Kraków, później Zakopianką docieramy do Nowego Targi i odbijamy na leżący przy granicy Jurgów. Będąc już na Słowacji jedziemy główną drogą aż za Tatrzańską Kotlinę, gdzie skręcamy na zachód i objeżdżamy Tatry przez kolejne kilkanaście kilometrów. W końcu zatrzymujemy się w Starym Smokowcu, gdzie zostawiamy auto na jednym z dużych, miejskich parkingów.
Szlak do Doliny Pięciu Stawów Spiskich
Na miejscu jesteśmy kilkanaście minut po piątej, gdy dookoła panuje jeszcze pełna noc. Bierzemy plecaki, włączamy czołówki i ruszamy w stronę Hrebienoka, który stanowi pierwszy „punkt kontrolny” tej wycieczki. Zielony szlak prowadzi tam częściowo asfaltem, częściowo leśnymi skrótami, jednak te drugie teraz odpuszczamy. Ostatecznie, pod ośrodkiem i tak jesteśmy w 20-kilka minut.
W okolicy Hrebienoka zajmujemy jedną z ławek i robimy tam przerwę na szybkie śniadanie. Później wracamy do marszu i po czerwonym szlaku zaczynamy zejście na dno Doliny Zimnej Wody. Na tym odcinku również poruszamy się wygodną drogą, tym razem w większości szutrową. Będąc już na dole, trafiamy na rozdroże, gdzie niebieski szlak startuje w stronę Doliny Staroleśnej, a zielony z czerwonym ciągną się w stronę Doliny Małej Zimnej Wody. My wybieramy tę drugą opcję.
Chwilę po skręcie przechodzimy niewielkim mostkiem przez Staroleśny Potok, następnie zaczynamy podejście po kamiennym chodniku. Po kilku minutach nabierania wysokości docieramy do jednej z większych atrakcji tej okolicy, którą stanowi Wodospad Olbrzymi. Niedługo później wchodzimy w teren częściowo zalesiony i w nim kontynuujemy podejście ku schronisku Chata Zamkowskiego.
Ten budynek mijamy bez zatrzymania. Dalej mamy jeszcze trochę lasu, później już tylko kosówkę. Powoli zbliżamy się do terenu Doliny Małej Zimnej Wody, która na tym fragmencie ma w miarę płaskie dno. Kolejny odcinek pokonujemy więc dość szybko, mogąc podziwiać wschodzące powoli słońce oraz dwie piękne granie po obu stronach doliny.
W pewnej chwili łatwy teren się kończy. Teraz do pokonania będzie ponad 200-metrowy próg doliny. Podejście odbywa się gęstymi, choć niezbyt stromymi zakosami, w terenie pełnym piargów i nieco większych bloków skalnych. Po drodze mijamy wodospad Złota Siklawa, a także piękną, popularną wśród wspinaczy Żółtą Ścianę. Kawałek dalej teren znów robi się płaski. Wchodzimy do Doliny Pięciu Stawów Spiskich, w której dolnej części znajduje się schronisko Chata Teryego.
Podejście pod via ferratę
Przy popularnej „Terince” startuje żółty szlak, którym przez Czerwoną Ławkę można się dostać do Doliny Staroleśnej. To nim będziemy podchodzić pod via ferratę, a także kontynuować wycieczkę za nią. Początkowo, w tym samym kierunku wiedzie też szlak zielony, jednak on w pewnym momencie skręci ku Lodowej Przełęczy.
Po minięciu budynku przez chwilę idziemy przy Pośrednim Stawie Spiskim, kawałek dalej zaczynamy podejście na Pięciostawiańską Kopę. Tam stopniowo robi się bardziej stromo, a w pewnym momencie pojawiają się nawet łańcuchy. Ten odcinek jest jednak na tyle łatwy, że nie widzimy większego sensu w ich używaniu.
Ponad żelastwem podchodzimy jeszcze kawałek, okrążamy Kopę od południa, a następnie zaczynamy schodzić w stronę Dolinki Lodowej. Ten odcinek pokonujemy najpierw po trawkach, później dominują piargi, wśród których ułożono wygodny chodzik.
Po paru minutach zejścia docieramy do kolejnego rozdroża. Tu żółty i zielony szlak się rozdzielają. My, zgodnie z oznaczeniami koloru żółtego, odbijamy w tym miejscu w lewo. Stąd, aż do Czerwonej Ławki, będzie już tylko do góry.
Ku Czerwonej Ławce wciąż podchodzimy po wygodnym chodniku ułożonym wśród piargów. Do pokonania jest kilka umiarkowanie szerokich zakosów, co pozwala nam regularnie nabierać wysokości. Wkrótce, po kilku, może kilkunastu minutach podejścia, docieramy pod ścianę zbudowaną z jaśniejszych skał, gdzie znajduje się początek otwartej niedawno via ferraty.
Via ferrata przez Czerwoną Ławkę
Tuż przy pierwszych ułatwieniach znajduje się metalowa tabliczka z opisem trasy. Teksty zamieszczono w trzech językach: słowackim, polskim i angielskim. Są informacje o trudnościach, zasady bezpieczeństwa, przydatne numery telefonu, a do tego parę rysunków ułatwiających zrozumienie treści. Co ciekawe, w jednej części tablicy wycena ferraty wynosi A/B, w innym już tylko A (moim zdaniem, to drugie jest bliższe prawdy).
Podchodzimy pod ścianę i zakładamy sprzęt: kaski, uprzęże, lonże z karabinkami. Do tego rękawiczki, bo w dzisiejszych temperaturach lepiej nie dotykać zimnego metalu gołymi rękami. Zajmuje to parę minut, potem jesteśmy gotowi do drogi.
Trasa zaczyna się od pojedynczego podestu, później dominują pionowo ułożone klamry. No, może nie zupełnie pionowo, ale jest bardzo stromo, więc te metalowe stopnie zdecydowanie pomagają. Obok nich biegnie stalowa linka, która co parę metrów jest przymocowana kotwami do skały.
Po kilku przepięciach (między odcinkami stalowej liny) stroma płyta się kończy. Tu pojawia się odrobina trawek, a także trochę innego skalistego terenu. Ten jest już mocniej urzeźbiony, więc częściej niż żelastwa trzymam się po prostu skały. Nieco zmienia się również podstać stopni, bo tu, oprócz standardowych klamer, pojawiają się również niewielkie podesty.
Generalnie, via ferrata prowadzi w bliskiej odległości od żółtego szlaku. Czasem dystans między wariantami zmniejsza się wręcz do pojedynczych metrów. Jeśli więc ktoś nie czułby się na siłach kontynuować przejścia, ma co najmniej kilka okazji, by „przeskoczyć” do trasy turystycznej.
Na kolejnych odcinkach sytuacja niewiele się zmienia. Wciąż dominuje podchodzenie po stromych (czasem niemal pionowych) skałach po klamrach lub podestach. Odległości pomiędzy kotwami są dość krótkie, co przy niewielkich trudnościach sprawia, że czasem więcej czasu spędzam na przepisaniu się niż na samym podchodzeniu.
Zmiana następuje dopiero po dojściu w okolice przełęczy, gdzie teren skalny miesza się z trawiastym. Tu częściej poruszamy się poziomo i przy naprawdę niedużych trudnościach. Na szczęście, sytuacja nie trwa długo – wkrótce znów pojawiają się strome płyty, które wyprowadzają nas ponad Czerwoną Ławkę, na skały tworzące masyw Małego Lodowego Szczytu.
Po dostaniu się ponad przełęcz zaczynamy ją obchodzić od strony północnej. Tam znów jest łatwo: poziomo i częściowo po trawkach, więc świadomie rezygnuję z pełnej asekuracji i wpinam się tylko jednym karabinkiem, co pozwala mi na nieco szybsze poruszanie się.
Kawałek dalej odbijam w dół i zaczynam obniżać się ku przełęczy. Tu poziom trudności odrobinę wzrasta, choć dobra rzeźba skały znacznie ułatwia schodzenie. Po kilku minutach jestem już na wyższym siodle Czerwonej Ławki, gdzie trafiam na kolejną tabliczkę z opisem tej trasy.
W tym miejscu moglibyśmy zacząć schodzenie do Doliny Staroleśnej. Dziś mamy jednak nieco inne plany. Chcemy na chwilę zboczyć ze szlaku i zdobyć wznoszący się w pobliżu Mały Lodowy Szczyt. To wejście opiszę jednak w innym artykule.
Po powrocie z Małego Lodowego Szczytu pojawiamy się na Czerwonej Ławce po raz drugi i robimy tu chwilę przerwy. Miejsca nie ma co prawda za wiele, ale jakoś udaje się nam znaleźć kawałek dla siebie. Mamy okazję coś zjeść, trochę odpocząć, a także pooglądać panoramę, jaka rozpościera się z tej przełęczy. Choć szczerze mówiąc, spora jej część jest zasłonięta przez skały, więc moim zdaniem Czerwona Ławka nie należy do najlepszych tatrzańskich punktów widokowych.
Po zakończonym postoju ruszamy w dół, ku Dolinie Staroleśnej. Wciąż idziemy via ferratą, choć po tej stronie przełęczy jej trudności znacznie spadają. Teren jest mniej stromy, liczba klamer i podestów spada. Jest za to sporo kruszyzny, mogącej nieco utrudniać zejście.
O ile wcześniej ferrata prowadziła równolegle z żółtym szlakiem, tutaj często te dwie trasy się pokrywają. Na szczęście, nie dochodzi do kolizji z turystami niekorzystającymi ze stalowej linki – ci idą obok, po jeszcze łatwiejszym terenie.
Po chwili niezbyt wymagających trawersów ferrata skręca w lewo i po dość stromej, częściowo ubezpieczonej klarami skale, schodzi kilka metrów dalej. Tu trasa dobiera końca, co sygnalizuje również kolejna, metalowa tabliczka z jej opisem.
Powrót przez Dolinę Staroleśną
Po wypięciu się z metalowej liny robimy krótki postój na zdjęcie zbędnego już sprzętu i schowanie go do plecaków. Później zaczynamy kolejny etap wycieczki, mający na celu przejście Doliny Staroleśnej i powrót na parking. Wiemy jednak, że przed nami jeszcze dobre parę godzin marszu.
Teren za ferratą jest już dość łatwy technicznie, pozbawiony ekspozycji i niewymagający pomagania sobie rękami. W pierwszej kolejności przechodzimy pod ścianą Małego Lodowego Szczytu, a później w pewnego odległości od Ostrego Szczytu, który uchodzi za jeden z trudniejszych do zdobycia na terenie Tatr (brak drogi turystycznej, wszystkie wymagają umiejętności wspinaczkowych). Tu w większości poruszamy się już wygodnym, kamiennym chodnikiem.
Z czasem zaczynamy wytracać trochę wysokości. Docieramy do Siwych Stawów, przechodzimy ścieżką między nimi, a później maszerujemy pod stromymi ścianami Jaworowego Szczytu. Obchodzimy go od południa, stopniowo zyskując widok na inne ciekawe szczyty położone na głównej grani Tatr. Wśród nich znajduje się między innymi odwiedzony parę tygodni wcześniej Świstowy Szczyt.
Idąc dalej docieramy do miejsca, gdzie czeka nas pewna decyzja: maszerować dalej do Zbójnickiej Chaty, czy skorzystać z nieoficjalnego, choć dobrze widocznego skrótu omijającego schronisko? Dziś chyba pora na drugą opcję. Skręcamy na wyraźną ścieżkę i trawiastym, choć częściowo zasypanym kamieniami żlebem zaczynamy się obniżać w stronę koryta Staroleśnego Potoku.
Szybko docieramy do strumienia, w dogodnym miejscu przechodzimy na jego drugą stronę i kontynuujemy obniżanie się. W tym miejscu poruszamy się po wyraźnie przedreptanym wariancie, od czasu do czasu mijając innych podchodzących turystów. Wkrótce żleb się kończy, a my idziemy jeszcze kawałek po płaskim podłożu.
Skrót kończy się przy metalowym mostku, którym ponownie przechodzimy nad wodami Staroleśnego Potoku. W tym miejscu jesteśmy już z powrotem na znakowanym szlaku, gdzie kontynuujemy zejście w dół doliny. Do przejścia został jeszcze krótki odcinek z łańcuchami, a później już niezbyt wymagające fragmenty wśród kosówki. Pod koniec niebieskiego szlaku mamy nawet kawałek lasu.
Po pewnym czasie dochodzimy do końca Doliny Staroleśnej. Tu trafiamy na skrzyżowanie z paroma innymi szlakami, spośród których do dalszej wędrówki wybieramy czerwony. To nim podchodzimy kawałek w stronę Hrebienioka, tu będąc już w licznym towarzystwie innych turystów.
Dotarłszy pod ośrodek, mijamy budynek bez zatrzymania i zaczynamy ostatni etap pieszej wycieczki. Skręcamy na zielony szlak, schodzimy na przebiegającą w pobliżu, asfaltową drogę i zaczynamy kierować się w stronę Starego Smokowca. Teraz, w przeciwieństwie do sytuacji sprzed świtu, chętnie korzystamy ze wszystkich możliwych skrótów.
W Smokowcu bez problemu odnajdujemy nasz samochód, płacimy parkingowemu za postój i zaczynamy powrót. Przez system jednokierunkowych uliczek zjeżdżamy do pobliskiej Drogi Wolności, skręcamy na wschód i zaczynamy objazd Tatr. Po około pół godzinie jazdy jesteśmy już za polsko-słowacką granicą w Jurgowie. Stamtąd kierujemy się na Nowy Targ, a później na prowadzącą do Krakowa Zakopiankę. O dziwo, udaje się praktycznie bez korków.
Via ferrata na Czerwoną Ławkę – podsumowanie
Fajnie było znów przejść się po Tatrach, a także wrócić na via ferraty. Te bardzo mi się w ostatnich latach spodobały, więc dobrze widzieć, jak coraz więcej powstaje ich w stosunkowo bliskiej odległości od mojego miejsca zamieszkania. Niestety, tą poprowadzoną na Czerwoną Ławkę nie czuję się w pełni usatysfakcjonowany. Mówiąc konkretniej, mam z nią 3 problemy:
- jest dość krótka – te 400 metrów to dla mnie nie więcej niż pół godziny zabawy;
- jest bardzo łatwa – wycena A (lub według innych źródeł A/B) to trasa dla naprawdę początkujących. Szkoda, że z dyskutowanych we wcześniejszych latach trudności C nic nie wyszło;
- poprowadzono ją tuż przy żółtym szlaku, co sprawia, że nie odkrywa się tu żadnego nowego terenu.
Całość wygląda więc na totalnie „pójście na łatwiznę” i okrojenie pomysłu na tatrzańską ferratę do absolutnego minimum. Nietrudno znaleźć inne głosy mówiące o mniejszym lub większym rozczarowaniu. Choć z drugiej strony, sam nie będę za bardzo narzekał. Bawiłem się tu dobrze, a sam fakt wytyczenia w Tatrach via ferraty bardzo cieszy. W ogóle, ostatnimi laty Słowacy niemal co roku otwierają gdzieś nową trasę. Więc może to tylko skromny początek i w przyszłości zobaczymy w tych górach również inne, trudniejsze i ciekawiej poprowadzone trasy? Ja na pewno nie miałbym nic przeciwko.
Wprost nie nadążam za świeżynkami, a praktycznie wszystkie z moich ukochanych wysokich, surowych szczytów, dodatkowo możesz ” dotknąć” chmur…, gratuluję ,podziwiam, pozdrawiam serdecznie.
Dzięki :)
Ja z kolei nie nadążam z pisaniem, bo na chwilę obecną mam jeszcze 5 tekstów do stworzenia ;)
Pozdrawiam!