Po półtorej tygodnia niejeżdżenia wracam na rower i udaję się na południowy-zachód, by przejechać kolejny ze znakowanych szlaków położonych blisko Krakowa. Tym razem padło na oznaczoną czarnym kolorem, około 10-kilometrową trasę „Wokół Woli Radziszowskiej”.
Korzystając z nieco krótszego dnia w pracy, po powrocie z biura wskakuję na rower i kieruję się na południe, by przejechać szlak „Świątnicko – mogilańska górzysta pętla”. Trasa jest krótka, dość przyjemna, choć niekoniecznie łatwa. Wrażeniami z wycieczki dzielę się w poniższym tekście.
Pora wrócić na rower i korzystając z pięknego, jesiennego weekendu pozwiedzać trochę okolicy! Tym razem coś krótkiego, choć niekoniecznie łatwego – szlak o nazwie „W sercu Pogórza Wielickiego”, czyli pętla prowadząca po podkrakowskich pagórkach ulokowana kilkanaście kilometrów na południe od miasta.
8 września o godzinie 12:00 stanąłem nad brzegiem kryspinowskiego zalewu. Razem z prawie 500 innymi osobami, pełen nerwów i adrenaliny odliczałem sekundy do startu. Przez najbliższe kilka godzin będziemy ścigać się w wodzie, na rowerze i biegiem. Lada chwila rozpocznie się Iron Dragon – drugi w moim życiu triathlon.
Mimo nienajlepszych doświadczeń w jeździe rowerem szosowym po znakowanych szlakach, postanowiłem wybrać się na kolejny. I to znowu pod Wieliczkę. Ostatnio byłem tam na zielonej pętli, teraz przyszła pora na czerwoną – nieco dłuższą, choć o podobnym poziomie trudności.
Kolejna rowerowa wycieczka znakowanym szlakiem położonym w pobliżu Krakowa. Tym razem coś krótkiego: oznaczona zielonym kolorem pętla po gminie Wieliczka. Trasa, choć ma tylko kilkanaście kilometrów, potrafi nieźle zmęczyć dużą liczba przewyższeń i nierzadko trudnym terenem.
Tym razem coś krótkiego: sobotni wypad do zalanego kamieniołomu w Zabierzowie. Niezbyt popularne, ale urocze miejsce, położone zaledwie parę kilometrów od Krakowa. Idealne na krótką, weekendową lub nawet popołudniową wycieczkę.
W ten weekend po raz pierwszy wybrałem się na dwudniową wycieczkę. Chciałem nie tylko przebyć większy niż przeważnie dystans, ale i sprawdzić jak organizm zareaguje w sytuacji, gdy po jednym dniu intensywnej jazdy, będzie trzeba znów wsiąść na rower. Za cel wybrałem zdobycie góry Żar położonej w Beskidzie Małym.
Mimo bardzo deszczowego tygodnia, weekend znów okazał się ładny i sprzyjający wychodzeniu z domu. Nie miałem dylematu, co z tym zrobić – wsiadłem na rower i pojechałem ustrzelić kolejną „setkę”. Tym razem na północny – zachód, w stronę największej i najsławniejszej z polskich pustyń.
O takiej trasie myślałem już od dość dawna. Zabrać rower, wsiąść do pociągu, pojechać gdzieś daleko i potem wracać do domu przez tereny, gdzie raczej nie dotarłbym organizując wycieczkę w formie pętli. Na pierwszy raz wybrałem wyjazd do Bielska – Białej i powrót przez malownicze przełęcze Beskidu Małego.