Rowerem po Małopolsce – kamieniołom w Zabierzowie

Tym razem coś krótkiego: sobotni wypad do zalanego kamieniołomu w Zabierzowie. Niezbyt popularne, ale urocze miejsce, położone zaledwie parę kilometrów od Krakowa. Idealne na krótką, weekendową lub nawet popołudniową wycieczkę.

W sytuacji, gdy już około 9-tej rano temperatura potrafi przekroczyć 30 stopni, zupełnie nie mam ochoty na spędzanie pół dnia na rowerze. Nawet wczesne wstawanie wiele nie pomoże, bo po paru godzinach i tak będzie okropnie. Inna sprawa, że dobrym pomysłem będzie trochę przerwy w cotygodniowych setkach, żeby dać organizmowi trochę wytchnienia. Z oby tych powodów, postanowiłem w tym tygodniu wybrać się w jakieś bliskie miejsce, tak aby całą wycieczkę zamknąć mniej więcej w 50-ciu kilometrach.

Kamieniołom w Zabierzowie – dojazd z Krakowa

Od mojego bloku, położonego w centralnej części miasta, mam do Zabierzowa około 20 kilometrów. Możliwości dojazdu jest kilka – ja wybrałem ten wymagający chyba najmniej kombinowania. Czyli wiślanymi wałami na zachód, a potem na północ drogą 774 przez Kryspinów i okolice lotniska w Balicach.

Wyruszając sporo przed 7-mą rano wały są niemal puste, ale na 774 jest spory ruch, szczególnie w okolicach Balic i samego Zabierzowa. Jest za to płasko i z dobrym asfaltem, więc nie ma co narzekać.

Wały wzdłuż Wisły prowadzące na zachodni kraniec Krakowa.

W końcu docieram do skrzyżowania z drogą 79 łączącą Kraków ze Śląskiem. Wjeżdżam na nią i przez około 2 kilometry jadę na zachód, głównie lekko pod górkę. Później, na wysokości kolorowego znaku restauracji „Grube Ryby” skręcam w lewo.

Parędziesiąt metrów dalej napotykam rozdroże. Asfalt po prawej prowadzi do wspomnianej restauracji, droga gruntowa po lewej do kamieniołomu. Skręcam w lewo i trafiam na kolejne rozwidlenie. Schodzę w roweru, mijam szlaban i jestem na miejscu.

Zjazd do kamieniołomu z drogi krajowej 79.
Zejście do kamieniołomu jest za szlabanem po lewej stronie.

Zbiornik wodny i inne atrakcje zabierzowskiego kamieniołomu

Tutejszy kamieniołom otwarto w roku 1922 i prowadzono wydobycie wapienia. Prace trwały aż do roku 1992, kiedy to zakończono eksploatację, a później zalano wyrobisko i przekształcono w staw. Z czasem powstało tu trochę infrastruktury do wypoczynku i uprawiania turystyki. W okolicy są szlaki piesze i rowerowe, a także parę altanek i ławek. Oficjalnie nie jest to kąpielisko, jednak wiem, że istnieją plany jego uruchomienia w przyszłości.

Za szlabanem z powyższego zdjęcia znajduje się punkt widokowy oraz zejścia nad samą wodę. Najpierw udaję się na punkt, później schodzę na dół. Tam szwendam się po okolicy, robię trochę zdjęć, jem coś. Później nawet ściągam buty i wchodzę na chwilę do wody. Ciepła, ale w sumie nie spodziewałem się dziś niczego innego.

Oprócz mnie, nie ma tu nikogo. Częściowo z powodu wczesnej pory (około 8-mej rano w sobotę), częściowo dlatego, że po prostu dobrze trafiłem. Przed moim zjazdem na dół i później, gdy już opuszczałem teren, jacyś inni ludzie się tu kręcili. Zakładam, że jest to miejsce dobrze znane wśród okolicznych mieszkańców. Niestety, nie każdy z nich potrafi po sobie posprzątać – w okolicy wala się sporo śmieci, choć okolice samego stawu są dość czyste.

Poniżej parę zdjęć znad wody:

Po powrocie przed szlaban, jadę jeszcze do góry drugą odnogą kamienistej drogi. Mijam dwie altanki i w końcu trafiam na duży, otwarty teren dawnego wyrobiska. Jest otoczony wapiennymi skałami i lasami. Świetny teren na rower, choć raczej nie szosowy. Pamiętam jednak, że byłem tu kiedyś na MTB i bawiłem się całkiem nieźle eksplorując okoliczne ścieżki i pagórki.

Powrót

Na tym kończę zwiedzanie. Ostrożnie zjeżdżam w dół po nierównej, pełnej kamieni dróżce i skręcam z powrotem na drogę 79. Postanowiłem wracać tą samą trasą, czyli kawałek prosto, potem w prawo na 774, na południe przez Balice i Kryspinów, a na końcu wałami aż do centrum.

Zrobiłem tylko dwa odstępstwa przy kopiowaniu porannego przejazdu. Najpierw zajrzałem na tak zwaną „górkę spotterską” (popularne miejsce, skąd można oglądać startujące z balickiego lotniska samoloty – niestety, przez parę minut, które tam spędziłem, nie trafiłem na żaden), a następnie zrobiłem chwilę przerwy nad innym zalewem – tym razem w Kryspinowie.

Widok na pas startowy lotniska.
Zalew na Piaskach w Kryspinowie (ok, właściwie to nie leży na terenie Kryspinowa, ale i tak każdy mówi na to miejsce „Kryspinów”).

Razem wyszło niewiele ponad 47 kilometrów jazdy. W porównaniu do poprzednich weekendów niewiele, ale w sumie nie miałem ochoty na więcej. Za ciepło, nadrobię innym razem. Na koniec jeszcze mapka:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *