Wszystkie kopce w Krakowie – wycieczka rowerowa
Ile jest obecnie kopców w Krakowie? Kopiec Kościuszki kojarzy praktycznie każdy. Mieszkańcy miasta znają też pewnie Kopiec Piłsudskiego, Krakusa, a może i Wandy. Na tym jednak nie koniec. Ostatnio dowiedziałem się, że kopców jest nieco więcej. Postanowiłem więc wsiąść na rower i w ramach jednej wycieczki odwiedzić je wszystkie.
Na zadane we wstępie pytanie odpowiem od razu. Kopców jest 6. Jedne większe, inne mniejsze. Od zadbanych, będących wręcz wizytówką miasta, po zarośnięte i zapomniane. Na różnorodność na pewno nie można narzekać.
Mimo połowy grudnia, pogoda na zbliżającą się niedzielę wygląda nieźle. Ma być ciepło, bez opadów, z małym wiatrem. Chcę więc wsiąść na rower i pozwiedzać trochę miasto, w którym mieszkam już dobrych parę lat. Niektóre kopce oraz dzielnice, w których się znajdują znam już nieźle. Inne miejsca będą jednak dla mnie nowością.
Krakowskie kopce postanawiam odwiedzać startując z zachodniej strony miasta i powoli przemieszczając się na wschód. W ten sposób zacznę od tych bardziej znanych, zostawiając na koniec te mniej popularne lub wręcz nieznane. Tak będzie chyba ciekawiej.
Kopiec Piłsudskiego
Wycieczkę chcę zacząć o wizyty w Lesie Wolskim. Po wydostaniu się z plątaniny uliczek mojego osiedla, obieram kurs na most Zwierzyniecki i przekraczam Wisłę. Po chwili wjeżdżam na wały przeciwpowodziowe na jej północnym brzegu i po ścieżce rowerowej kieruję na zachód.
Po kilku kilometrach zatrzymuję się i znoszę rower do poziomu ulicy (niestety, nie ma tu dogodnego zjazdu). Po włączeniu się do ruchu podjeżdżam kawałek do góry ulicą Księcia Józefa, a następnie skręcam w prawo i wjeżdżam na teren Lasu Wolskiego.
Stąd do kopca jeszcze kawałek, choć bardziej niż odległość, w kość daje przewyższenie. Aleja Wędrowników jest dość stroma, to jeden z najtrudniejszych podjazdów w Krakowie.
Wdrapuję się na górę, dojeżdżam w okolicę zoo, a później aleją Do Kopca docieram… no właśnie, do kopca. A konkretnie na Polanę na Sowińcu, bo to na niej go wzniesiono.
Kopiec Piłsudskiego to największy z krakowskich kopców. Ba, to również największy ze wszystkich polskich kopców. Mierzy 35 metrów wysokości i pochodzi z 1934 roku.
Historia budowli jest dość burzliwa. Ze względu na jej patriotyczne znaczenie (inna, często używana nazwa tego miejsca to Kopiec Niepodległości), obce władze parę razy chciały się go pozbyć lub celowo uszkadzały. Nie pomagała również pogoda, która nieraz obfitymi ulewami niszczyła jego zbocza. Zawsze jednak udawało się przywracać kopcowi dawną świetność.
Na Kopiec Piłsudskiego można wejść po brukowanym chodniku. I zdecydowanie warto włożyć w to trochę wysiłku, bowiem jego szczyt jest fantastycznym punktem obserwacyjnym. Dobrze widać niemal cały Kraków oraz okoliczne miejscowości. Można też podziwiać startujące z okolicznego lotniska samoloty, a przy dobrej widoczności bez problemu da się dostrzec Tatry.
Kopiec Kościuszki
Po wizycie na pierwszym z kopców, wracam w okolicę zoo i zaczynam zjazd do podstawy Lasu Wolskiego. Tym razem w drugą stronę, aleją Kasy Oszczędności Miasta Kraków (no super nazwa, nie ma co), a następnie ulicą Leśną. Później skręcam w prawo i delikatnym podjazdem zmierzam w stronę Przegorzalskiej Przełęczy.
Dojeżdżam do miejsca, gdzie po lewej stronie mam chodnik z czerwonej kostki brukowej. Wrzucam najniższy bieg, skręcam i zaczynam stromy, niezbyt przyjemny podjazd. Kawałek dalej chodnik się kończy i zastępuje go leśna droga pełna kamieni i korzeni.
Ten odcinek też nie jest jednak długi. Ma może 100-200 metrów, po czym zamienia się asfalt. Nierówny i dziurawy, ale zawsze to lepsze niż jazda po tym wcześniejszym. W takich warunkach przejeżdżam przez wzgórze Sikornik, a następnie kieruję w stronę Góry św. Bronisławy. To na jej szczycie znajduje się Kopiec Kościuszki.
To chyba najbardziej znany z krakowskich kopców. Trochę niższy od tego opisywanego przed chwilą (ma 34 metry), ale bardziej rozpoznawalny i częściej odwiedzany. Do tego sporo starszy – budowę zaczęto w 1820 roku.
W tym przypadku również mamy do czynienia z ciekawą historią obiektu. Jego konstrukcja była wydarzeniem niemal na skalę narodową. W połowie XIX wieku Górę św. Bronisławy zajęli Austriacy i zaczęli militaryzować okolicę. Powstał fort, który później wykorzystywano podczas działań wojennych. Po II Wojnie Światowej chciano te umocnienia rozebrać, ale prac nigdy nie dokończono. Obecnie, część jest odrestaurowana i udostępniona do zwiedzania. Od jakiegoś czasu na terenie kopca działa RMF FM – jedna z największych rozgłośni radiowych w Polsce.
Wejście na Kopiec Kościuszki jest płatne. Koszt biletu to obecnie 14 złotych. W cenie dostajemy jednak możliwość podziwiania naprawdę fajnych widoków i możliwość zajrzenia do paru położonych przy kopcu muzeów.
Ja tym razem nie wchodzę. Byłem już kiedyś, dziś wystarczy mi wizyta u jego podstawy. Zresztą, z rowerem i tak by pewnie nie wpuścili.
Kopiec Jana Pawła II
Ten niewielki, mało znany kopiec leży całkiem niedaleko od miejsca, w którym się obecnie znajduję. Z Góry św. Bronisławy zjeżdżam ulicami Wodociągową oraz Jacka Malczewskiego, a następnie mostem Zwierzynieckim przedostaję się na południową stronę Wisły.
Po ścieżce rowerowej jadę parę minut wzdłuż głównej, ruchliwej ulicy, aż docieram do niebieskiego płotu otaczającego teren Zgromadzenia Księży Zmartwychwstańców. Za ogrodzeniem rośnie sporo drzew, ale w pewnym momencie można dość łatwo dostrzec niewielką „górkę” z krzyżem na szczycie.
Kopiec można obejrzeć przez płot albo też z bliższa, próbując dostać się na teren obiektu. Dwie bramy (jedna od liceum, druga od seminarium) znajdują się od strony ulicy Księdza Stefana Pawlickiego. Wejść można przez którąkolwiek, oba tereny i tak się łączą.
Kopiec Jana Pawła II wzniesiono w 1997 roku na pamiątkę wizyty papieża w Polsce. To najmłodszy z krakowskich kopców. Jest również jednym z najmniejszych. Nie licząc krzyża na szczycie, ma tylko 7 metrów wysokości.
Stan budowli jest, delikatnie mówiąc, średni. Zbocza kopca są zarośnięte, a teren dookoła trochę zaniedbany. Bezpośrednio przy nim stoi parę śmietników, natomiast alejka z tujami, która miała do niego prowadzić od wschodu, zamieniła się w taki gąszcz, że przedarcie się nią jest praktycznie niemożliwe. Eh, papież to chyba jednak zasługiwał na nieco więcej.
Kopiec Krakusa
Opuszczam teren seminarium i ruszam skrajem osiedla Podwawelskiego w stronę Wisły. Przy moście Grunwaldzkim zjeżdżam na bulwary i jadę nimi przez parę minut na wschód.
Po przekroczeniu Wilgi udaję się w stronę ulicy Kalwaryjskiej, którą jadę przez moment, aż do wysokości Rynku Podgórskiego. Tam skręcam w prawo i po chwili zaczynam niewygodny, brukowany podjazd ulicami Rękawka i Parkową.
Kawałek dalej pojawia się asfalt i Parkowa robi się bardziej znośna. Docieram do jej końca, tam skręcam w lewo i jadę przez chwilę pomiędzy blokami a dźwiękoszczelnymi ekranami. Potem wjeżdżam na kładkę pieszo-rowerową i przedostaję się na drugą stronę alei Powstańców Śląskich.
Z kładki mam już dobry widok na Kopiec Krakusa. By się jednak do niego dostać muszę jeszcze pokluczyć paroma niewielkimi uliczkami oraz pokonać szutrowy podjazd na szczyt Wzgórza Lasoty.
Na wzgórzu znajduje się duża, trawiasta polana, a na jej środku stoi 16-metrowy kopiec. Znany i dość lubiany, ze względu na położenie w sercu miasta oraz świetne widoki na praktycznie cały Kraków. Na szczyt można dostać się po gruntowej ścieżce.
Wiek i pochodzenie kopca nie są znane. Mimo licznych badań archeologicznych, nie udało ustalić daty jego usypania. Mówi się jednak, że jest to co najmniej 1000-letnia konstrukcja.
Według legend, kopiec miał być miejscem pochówku Kraka – założyciela miasta. Nie potwierdziły tego jednak prowadzone wykopaliska. Wiele rzeczy związanych z tym miejscem do dziś pozostaje więc tajemnicą.
Kopiec Wandy
Kolejne kopce na mojej trasie znajdują się we wschodniej części miasta. Czeka mnie więc trochę jazdy brzegiem Wisły oraz przeprawa przez Nową Hutę.
Zaczynam od powrotu na bulwary. Zjeżdżam ze wzgórza, dojeżdżam do kładki nad alejami Powstańców Śląskich i zjeżdżam na Rynek Podgórski. Stamtąd kieruję się na Kładkę Bernatka, którą przedostaję się na drugi brzeg rzeki.
Bulwarami jadę na wschód aż do stopnia wodnego Dąbie. Później chwila na ścieżce rowerowej w parku, a po dotarciu do brzegu strumienia Prądnik wyjazd na aleję Pokoju. Tam spędzam jednak tylko krótką chwilę. Od razu za mostem znoszę rower po schodach w dół i wałem kontynuuję jazdę na wschód.
Szutrowa droga szybko zamienia się w świetnej jakości asfalt. Czeka mnie ponad 5 km bezproblemowej jazdy. Ta oddana całkiem niedawno do użytku ścieżka to zdecydowanie jeden z najlepszych terenów do jazdy rowerem po Krakowie.
Z wału zjeżdżam kawałek przed mostem Wandy. Kolejne 3 km to już jazda w ruchu ulicznym. Cały czas prosto, tak jak droga prowadzi. Niestety, robi się coraz bardziej ponuro. Raz, że krajobraz staje się bardziej industrialny, dwa – wbrew prognozom niebo zasnuło się chmurami i zaczęło kropić.
Docieram do skrzyżowania z dość dużą ulicą Igołomską. Czekam chwilę na światłach, a następnie przedostaję na jej drugą stronę. Tam ruch maleje niemal do zera.
Asfaltową ulicą ruszam przed siebie i z lekkim przeważeniem obserwuję jak z każdym metrem nawierzchnia staje się coraz gorsza. Popękany asfalt i nierówne, betonowe płyty to tutaj norma. W dodatku okolica jest naprawdę brzydka.
W końcu, gdy już zaczynam wątpić w obraną trasę, zauważam niewielką polanę z 14-metrowym kopcem. Jego zbocza porasta kilka drzew, a na szczyt prowadzi nierówna, lekko błotnista ścieżka. Ale myślę, że i tak warto się tam wdrapać. Na górze znajduje się rzeźba orła z napisem „Wanda” i trochę barierek. Widoki są średnie – głównie na ulicę, stację kolejową oraz parę okolicznych osiedli.
Powstanie Kopca Wandy datuje się na VII lub VIII wiek, co może czynić go najstarszym w Krakowie. Ze względu na nieznane pochodzenie Kopca Krakusa, nie ma jednak w tej kwestii pewności. Według legend, kopiec ma być mogiłą córki Kraka, Wandy (tej, co to „Niemca nie chciała”). Póki co, nie udało się jednak potwierdzić lub odrzucić tej teorii.
Kopiec Lutrów
Po zejściu z kopca ruszam dalej na północ. Najpierw wąską alejką w stronę ulicy Ujastek Mogilski, a następnie nią samą aż do skrzyżowania z aleją Solidarności.
Skręcam w stronę Kombinatu, przed wjazdem na jego teren odbijam na północ, a kawałek dalej zjeżdżam w ulicę Mrozową. Mniej więcej w jej połowie należy skręcić w lewo (ja niestety przegapiłem i musiałem się trochę wracać), a następnie jechać prosto aż do skrzyżowania za przejazdem kolejowym.
Za torami w prawo i przez parę minut ulicą Lubocką aż do skrzyżowania z Łuczanowicką. Jadąc tą ostatnią, czuję, że powoli opuszczam miasto. Zabudowania znikają, w okolicy dominują pola i łąki. Aż ciężko uwierzyć, że to wciąż Kraków.
Droga prowadzi delikatnie pod górę. W oddali, na szczycie wzniesienia widzę już ostatni cel swojej wycieczki – kilkumetrowy kopiec otoczony niewielkim lasem.
By jednak do niego dotrzeć, muszę jechać jeszcze chwilę ulicą Łuczanowicką, a następnie skręcić w lewo na Aleksandra Orłowskiego. Tam czego mnie jeszcze jeden podjazd.
Na jego końcu asfalt się urywa. Do Kopca Lutrów zostało jeszcze kilkadziesiąt metrów. Zsiadam z roweru i prowadzę go po trawie zmierzając w stronę płotu.
Kopiec znajduje się na terenie starego cmentarza ewangelickiego. Teren jest ogrodzony, a brama zamknięta na kłódkę, więc nie będę tam wchodził – pooglądam tylko co się da przez płot.
Na niewielkim terenie cmentarza dostrzegam krzyż, parę nagrobków oraz kamienny sarkofag. No i oczywiście kopiec. Czterometrowy, z obeliskiem na szczycie. Cmentarz pochodzi z 1626 roku, sam kopiec usypano w 1787. W jego wnętrzu znajduje się grobowiec rodziny Żeleńskich. Przez długi czas obiekt był w złym stanie, odnowiono go dopiero pod koniec minionego stulecia. Obecnie teren wygląda na opuszczony i lekko zapomniany, ale nie nazwałbym go zaniedbanym. Zdecydowanie ma swój klimat i jest warty odwiedzenia.
Do domu wracam bardzo podobną trasą, jak ta, którą tu przyjechałem. Opuszczam Łuczanowice, przejeżdżam przez Nową Hutę, a następnie bulwarami kieruję się w stronę centrum miasta. Skąd już tylko chwila na moje osiedle. Razem, cały przejazd liczył nieco ponad 76 kilometrów i zajął mi około 5 godzin.
Inne, nieistniejące już kopce
Cóż, w tym miejscu mógłbym skończyć niniejszych tekst. Uważam jednak, że temat krakowskich kopców nie został jeszcze wyczerpany. Szukając materiałów do tej wycieczki dotarłem bowiem to informacji o paru innych, nieistniejących już kopcach, które kiedyś był atrakcjami małopolskiej stolicy.
Kopiec Esterki
Kilkumetrowy (szacunki mówią o 5-ciu do 7-miu metrach) kopiec położony w Łobzowie, usypany w XIV wieku, prawdopodobnie z rozkazu króla Kazimierza Wielkiego na cześć jego ukochanej – Esterki. Dotrwał do połowy XX wieku, kiedy to doszło do jego zniszczenia podczas pobliskich prac budowlanych. Obecnie mówi się jednak o możliwości jego odtworzenia.
Kopiec Wawelski
Kolejny niewielki kopiec, który znajdował się kiedyś na Wzgórzu Wawelskim. Datę powstania szacuje się na VII lub VIII wiek, a usunięcie na początek wieku XIX. O samym kopcu i jego roli nie wiadomo niestety zbyt wiele. Dominujące teorie mówią o funkcjach religijnych, choć nie wyklucza się również sądowych. Za zniszczenie kopca odpowiadają Austriacy, którzy zburzyli go prawdopodobnie wraz z paroma wawelskimi kościołami.
Kopiec Rzeczypospolitej Krakowskiej
Ten niewielki (również kilkumetrowy) kopiec istniał kiedyś na krakowskich Plantach. Zbudowano go w 1822 roku i przez lata cieszył się dużą popularnością wśród mieszkańców miasta. Na szczycie kopca znajdował się biało-niebieski słup (barwy Krakowa) oraz herb Wolnego Miasta Krakowa.
Po upadku Powstania Krakowskiego symbole jednak usunięto, co zmniejszyło znaczenie obiektu. Parę dekad później, w roku 1874 kopiec ostatecznie usunięto. Współcześnie, w miejscu jego istnienia znajduje się pomnik Floriana Straszewskiego – jednego z założycieli Plant.
Podsumowanie
No, teraz już naprawdę koniec. To była całkiem fajna wycieczka, dzięki której mogłem nie tylko spędzić parę godzin na świeżym (serio było dość świeże – mimo słynącego ze smogu sezonu grzewczego) powietrzu, a także poznać trochę historii związanej z miastem, w którym mieszkam już od paru lat.
Poznałem również tereny, w które bez konkretnej okazji pewnie nigdy bym się nie zapuścił. I choć nie wszędzie było ładnie (ach, te okolice nowohuckiego kombinatu), to i tak cieszę się, że miałem fajny pretekst by trochę sobie pozwiedzać.
Ze wszystkich krakowskich kopców ja najbardziej lubię Kopiec Piłsudskiego. Jest największy, świetnie położony i moim zdaniem oferuje najciekawsze widoki. W dodatku, można na niego wejść zupełnie za darmo.
Za Kopcem Kościuszki nie przepadam ze względu na otaczającą go komercję, tłumy turystów oraz konieczność płacenia za dostanie się na szczyt. Byłem raz i raczej więcej tam nie zajrzę. Choć nie przeczę, że widoki stamtąd też należą do bardzo atrakcyjnych.
Kopiec Jana Pawła II to raczej tylko ciekawostka. Dobrze wiedzieć, że istnieje, można go raz czy dwa obejrzeć, ale szczerze mówiąc, na tym możliwości się kończą. No i jednak trochę przykro, że mimo bycia najmłodszym, jest również najbardziej zaniedbanym z krakowskich kopców.
Kopiec Krakusa to kolejny z moich ulubieńców. I chyba nie tylko moich, bo cieszy się sporą popularnością wśród okolicznych mieszkańców. Zadbany, dogodnie położony i z fajnymi widokami. Czegóż chcieć więcej?
Na Kopcu Wandy byłem po raz pierwszy. I na tym raczej się skończy, bo choć jego znaczenie historyczne jest bardzo duże, to jednak niezbyt ciekawe położenie, kiepski dojazd i średnie widoki ze szczytu sprawiają, że nie mam szczególnej ochoty tam wracać.
Natomiast Kopiec Lutrów ma w sobie coś fajnego. Położony na uboczu, nieco zapomniany, niedostępny. Mało kto wie nawet o jego istnieniu. Ba, ja sam dowiedziałem się dopiero niedawno. Ale to właśnie dzięki Kopcowi Lutrów w mojej głowie zrodził się pomysł te tę wycieczkę oraz niniejszy artykuł.
Cześć bardzo ciekawy wpis, mógłbyś udostępnić ślad gpx?
Jasne, wysłałem Ci na maila.
Cześć! Dysponujesz jeszcze śladem trasy?
Tak, właśnie wysłałem na maila.
Hej, wyślesz trasę na maila
Poszło :)
cześć, mógłbyś wysłać ślad gpx?
Wysłane.
Cześć!
mógłbyś mi też wysłać ślad gpx?
Jak oceniasz też samą trasę? Chcemy ją pokonać pieszo w większej grupce z kilkoma osobami poruszającymi się na wózkach i zastanawiałem się jak jest wymagająca.
Pozdrawiam
Hej, właśnie wysłałem Ci GPX na maila.
Trasa jest dość długa jak na pieszą wycieczkę (60-70 km chyba wyszło). Wiele odcinków prowadzi drogami publicznymi, niektóre przez lasy. Jest sporo podjazdów. Zdjęcia w artykule mniej więcej dobrze pokazują, czego się można spodziewać.
Nie wiem, jakim sprzętem będziecie dysponować, ale dla takiego standardowego wózka to może być momentami ciężko.
Pozdrawiam i powodzenia!
Dzień dobry dodałabym jeszcze kopiec Grunwaldzki który jest co prawda w Niepołomicach ale też bliskie okolice. Ja kiedyś też miałam taki właśnie pomysł żeby odwiedzić wszystkie kopce w Krakowie plus ten w Niepołomicach ale zajęło mi to niestety parę dni chociaż dysponowałam samochodem a nie rowerem.. o tym kopcu Lutrow dowiedziałam się z internetu …hura niech żyje ten nośnik wiedzy…. Z tym że ja miałam szczęście mogłam wejść na teren tego cmentarza i miałam przewodnika w sobie mieszkańca.. Pozdrawiam
Hej, w tym tekście uwzględniłem tylko te kopce, którą leżą w granicach administracyjnych miasta Kraków. Ale masz rację, Kopie Grunwaldzki też warto znać. W sumie wspomniałem o nim w innym tekście, poświęconym atrakcjom Niepołomic.
Pozdrawiam! :)
Hej Michał, masz jeszcze ten ślad .gpx? Ciekawią mnie przewyższenia czy trasa jest na moje możliwości i do pokonania gravelem :)
Mam, wysłałem Ci właśnie na maila.
Przewyższeń nie ma jakoś bardzo dużo. Gravelem przejedziesz bez problemu. Ja jechałem szosą i tylko w niektórych miejscach było trudniej.
Cześć. Jeśli można to ja też poproszę ślad .gpx.
Hej, właśnie wysłałem.
Hej, właśnie w tym roku pomyślałem ze zrobię sobie 4kopce, miałem zamiar każdy z osobna, ale zaciekawiło mnie zrobienie tego w jeden dzień. Poproszę o ślad gpx i zmierzę siły na zamiary ;) thx
Wysłałem na maila.
Powodzenia!