Szlak Twierdzy Kraków – część północna
Wytyczony po obrzeżach małopolskiej stolicy Szlak Twierdzy Kraków to całkiem niezła propozycja na wycieczkę pełną historyczną atrakcji. Dosłownie parę dni temu zwiedzałem południowy odcinek tej trasy, dziś przyszła pora na nieco dłuższą, północną. Czym się różnią i która jest ciekawsza? Odpowiedź wraz z obszerną relacją znajdziecie w tym artykule.
Myślę, że motywacji do wybrania się z tę wycieczkę nie muszę specjalnie wyjaśniać. Niedawno przejechałem południową część Szlaku Twierdzy Kraków, która całkiem mi się spodobała. Kwestią czasu było więc pokonanie północnej, która także zaczyna się całkiem niedaleko mojego miejsca zamieszkania. I podobnie, jak wcześniej, tu też postanowiłem zwiedzać na rowerze.
Szlak Twierdzy Kraków – co warto wiedzieć
Szlak Twierdzy Kraków to trasa oprowadzająca turystów po – tu zaskoczenia nie będzie – Twierdzy Kraków, czyli zespole XIX-wiecznych fortyfikacji utworzonych w Krakowie i na jego obrzeżach przez Austriaków. W jej skład wchodziły liczne schrony, forty, magazyny, szańce i tym podobne zabudowania. Miała bronić miasta przed najazdem obcych wojsk i faktycznie, odegrała pewną rolę w starciach obu Wojen Światowych.
W czasach obecnych stan fortyfikacji jest mocno zróżnicowany. Naprawdę mocno. Część obiektów zaadaptowano do celów cywilnych, inne są w remoncie, reszta została sprzedana prywatnym właścicielom lub wręcz leży gdzieś porzucona, zarasta i niszczeje pod wpływem czasu oraz ludzkiej dewastacji.
Wytyczona trasa ma kolor zółto-czarny, co jest nawiązaniem do barw austriackiej dynastii Habsburgów. Nadaje się zarówno na wycieczkę pieszą, jak i rowerową, choć ze względu na pewną ilość dróg szutrowych i gruntowych, niekoniecznie na każdy typ roweru. Otoczenie, w jakim porusza się turysta, to w większości zabudowane obszary Krakowa i sąsiednich miejscowości albo tereny zielone w postaci parków czy lasów.
Główną atrakcją szlaku są wspomniane fortyfikacje obronne. Niektóre znajdują się bezpośrednio przy trasie, do innych będzie trzeba kawałek podejść lub podjechać. Przeważnie, takie miejsca są oznaczone dodatkowymi tabliczkami. Co do samych obiektów, niektóre można swobodnie zwiedzać, inne są udostępniane od czasu do czasu (przeważnie po wcześniejszym umówieniu), reszta jest szczelnie ogrodzona i w ogóle niedostępna.
Szlak Twierdzy Kraków podzielono na dwie części: południową i północą. Pierwsza, opisana w jednym z poprzednich artykułów, mierzy około 40 kilometrów, druga ma ich niecałe 60. Ile czasu potrzeba na zwiedzanie? To, niestety, będzie dość ciężko określić, bo wiele zależy od wybranego środka transportu (własne nogi lub jednoślad) oraz indywidualnej chęci na eksplorację poszczególnych atrakcji. Mi, w przypadku rowerowego zwiedzania, średnia prędkość wyszła gdzieś w okolicach 10 km/h. Niezbyt szybko, ale staram się choć pobieżnie obejrzeć każdą wartą uwagi rzecz, na jaką tylko trafię przy szlaku.
W tym tekście skupię się na północnym fragmencie STK. Mapę pokonanej trasy oraz listę i lokalizacje odwiedzonych atrakcji można zobaczyć na poniższym obrazku.
Szlak Twierdzy Kraków – relacja z przejazdu częścią północną
Na tę wycieczkę udaję się w wielkanocny poniedziałek, zaraz po powrocie do Krakowa z moich rodzinnych stron. Jest dość ciepły, kwietniowy poranek, więc z przyjemnością, bez obawy o przemarznięcie, startuję jeszcze przed godziną 9:00. Pakuję plecak, znoszę rower przed blok i kieruję się na północny-zachód. Po przejechaniu 3 kilometrów jestem już przy jednym z krańców szlaku.
Żółto-czarna kropka znajduje się przy skrzyżowaniu ulic Księcia Józefa i Świętej Bronisławy na Krakowskim Salwatorze, a drogowskaz kieruje mnie w górę brukowanego podjazdu. Mijam tutejszy kościół, potem trochę jednorodzinnej zabudowy. W międzyczasie pod kołami pojawia się asfalt, który prowadzi w okolicę dużego cmentarza.
Na dalszym odcinku mam do czynienia bardziej z parkową alejką, będącą miejscem licznych spacerów i przebieżek. Zbliżam się do Kopca Kościuszki – jednej z najpopularniejszych atrakcji Krakowa. Przy kopcu istnieje również jeden z fortów Twierdzy Kraków, noszący nazwę Kościuszko. Jest dobrze zachowany, obecnie pełni rolę siedziby radia RMF FM. Dawną fortyfikację można zwiedzać praktycznie w dowolnym terminie, po kupieniu biletu wstępu.
Pod Kopiec Kościuszki docieram najpierw wspomnianą alejką, później schodami, które doprowadzają mnie pod jego wysokie mury. To jednak tyle, jeśli chodzi o kontakt tego szlaku z najsłynniejszym krakowskim kopcem. Jeśli ktoś chce dokładniej pozwiedzać, musi nieco zejść ze znakowanej ścieżki i rozejrzeć się samodzielnie.
Minąwszy fort Kościuszko, kontynuuję przejazd Aleją Jerzego Waszyngtona, która prowadzi grzbietem wzgórza Sikornik. To również dość popularne tereny rekreacyjne, pełne spacerowiczów, rowerzystów i biegaczy. Większość trasy jest asfaltowa, choć końcówka wymaga zjazdu na drogę gruntową, a później niezbyt przyjemnego przejazdu po kostce brukowej.
Po zakończonym zjeździe docieram na Przełęcz Przegorzalską. Przejeżdżam przez prowadzącą tamtędy drogę i trafiam na teren Lasu Wolskiego – największego i zdecydowanie najładniejszego ze wszystkich w Krakowie oraz jego bliskich okolicach. Nie jest to jednak teren ani płaski, ani łatwy. Ścieżki są strome, pełne korzeni, czasem również błota, więc parę razy jestem zmuszony zsiąść z roweru i przeprowadzić go przez trudniejsze fragmenty.
Po kilkunastu minutach dość męczącego nabierania wysokości docieram pod ZOO, które znajduje się w centralnym punkcie lasu. Lam odbijam w lewo i przez chwilę okrążam teren ogrodu zoologicznego, poruszając się znacznie łatwiejszymi, asfaltowymi drogami. Po pewnym czasie dojeżdżam pod średniej wielkości schron amunicyjny, stanowiący część umocnień zbudowanych na terenie tego lasu.
Chwilę po minięciu schronu ponownie zjeżdżam z utwardzanej nawierzchni. Szlak prowadzi mnie systemem leśnych ścieżek, pokazując inne relikty danej twierdzy. Pierwszym jest bateria Ostra Góra, drugim szaniec Gumańczy Dół. Z obu nie zostało jednak zbyt wiele. Dostrzec można jedynie zarośnięte fosy i ziemne wały. Gdyby nie żółto-czarne tabliczki, pewnie nietrudno byłoby to wszystko przeoczyć.
Po obejrzeniu szańca trafiam na Polanę Bielańską – jedną z większych i najbardziej popularnych na terenie Lasu Wolskiego. Jadę chwilę jej skrajem, a następnie odbijam w stronę Klasztoru Ojców Kamedułów. Po dotarciu pod bramę wjazdową mam okazję zobaczyć kolejne, niemal wchłonięte przez przyrodę pozostałości, tym razem po baterii Srebrna Góra. Korzystając z okazji, zaglądam też na teren klasztoru.
Na kolejnym odcinku zbliżam się do granicy lasu. Szybko wytracam wysokość, w końcu dostaję się na drogę przebiegającą jego południowym skrajem. Na asfalcie nie zostaję jednak zbyt długo, bo już po kilkuset metrach dostrzegam kolejną atrakcję. Tu przybiera ona postać fortu Krępak. Nieźle zachowane ruiny można obejść, choć ciężko byłoby dostać się do środka. Dla chętnych, od czasu do czasu organizowane jest oficjalne zwiedzanie.
To, co widać na powyższym zdjęciu, jest tylko częścią rozproszone instalacji. Kolejna znajduje się nieco dalej, przy jednej z ulic tutejszego osiedla domków jednorodzinnych. Szlak prowadzi jednak i tam, więc parę minut później mogę obejrzeć resztę. Ta jest w nieco gorszym stanie – bardziej zarośnięta, zaśmiecona, wygląda też na wyraźnie mniejszą (chyba, że po prostu nie widzę części podziemnej).
Zobaczywszy, co się da, wracam na spokojne uliczki osiedla i docieram nimi do głównej drogi. Przejeżdżam nią przy pobliskiej winnicy, a kawałek dalej odbijam w pagórkowatą ulicę Orlą, która prowadzi po zachodniej stronie Lasu Wolskiego. Po paru kolejnych minutach dojeżdżam pod kolejny fort, noszący nazwę Skała. Tego nie można niestety obejrzeć. Teren należy obecnie do Uniwersytetu Jagiellońskiego, który zaadaptował go na potrzeby swojego obserwatorium astronomicznego.
Za obserwatorium poruszam się głównie terenem zabudowanym, gdzie mam po pokonania kilka podjazdów i zjazdów. W pewnej chwili docieram do miejsca, gdzie asfalt się urywa, a szlak wydaje się ciągnąć dalej trawiastym terenem. Przez moment mam wątpliwości, czy nie przegapiłem jakieś skrętu, jednak droga okazuję się poprawna. Kawałek dalej trafiam zresztą na kolejną drobnostkę związaną z twierdzą. Tym razem jest to tradytor (schron dla działa) jednego z szańców.
Za schronem szlak skręca do lasu i prowadzi w dół stromą ścieżką. Tu raczej nie da się bezpiecznie zjeżdżać, więc zsiadam z roweru i ostrożnie sprowadzam go do pobliskiej drogi. Kawałek dalej docieram do jakiejś większej ulicy, a na najbliższym rondzie odbijam na północ, w stronę mostku nad Rudawą.
Po drugiej stronie rzeki przejeżdżam przez tory, jadę chwilę gęściej zabudowanym terenem, po czym jeszcze raz przecinam sieć kolejową. Za nią w końcu zjeżdżam z asfaltu i po drogach gruntowych docieram do fortu Mydlniki. Ten okazuje się być w średnim stanie, pełen śmieci i potłuczonego szkła. Choć z drugiej stromy, można go swobodnie zwiedzać, zaglądając w większość zakamarków.
Na zwiedzanie fortu poświęcam parę minut. Później wracam na polne ścieżki, którymi przez dłuższą chwilę poruszam się po okolicy. Gdy ten etap się kończy, jestem w przy ogródkach działkowych, gdzie ponoć znajduje się fort Bronowice Małe. Teren jest jednak ogrodzony, a mi nie udało się dostrzec tam nic ciekawego.
Kończę poszukiwania, wracam na szlak i ruszam na północ. Po przejechaniu około kilometra docieram do jakiejś naprawdę dużej i ruchliwej drogi. Skręcam w lewo, a niedługo później w prawo, na tereny wciąż powstającego Osiedla Starego Dębu. Tam w pewnej chwili zjeżdżam z utwardzanej nawierzchni i trafiam na niewielki, leśny teren, który uznaję za niezłe miejsce na parę minut przerwy.
Za laskiem wraca asfalt, a także trochę zabudowań. Nieco dalej czeka mnie przeprawa przez kolejną dużą drogę, a za nią długi, niezbyt interesujący przejazd ulicą Gaik. Na kolejnym odcinku wracają atrakcje związane z Twierdzą Kraków. W pewnej chwili, po lewej stronie drogi dostrzegam nie najgorzej zachowany, niewielki schron amunicyjny. Ciężko go jednak dokładniej zwiedzić, więc tylko się przyglądam i ruszam dalej.
Wkrótce odbijam na północ, w dość spokojną ulicę, która prowadzi mnie w okolice fortu Tonie. Nie jest on tuż przy szlaku, trzeba zjechać w jedną z bocznych uliczek. Oczywiście próbuję, jednak tylko po to, by dotrzeć do zamkniętej, wysokiej bramy, przez którą niewiele widać.
Wracam na ulicę, jadę nią jeszcze kawałek, po czym żółto-czarne oznaczenia kierują mnie w jakąś boczną, mocno kamienistą drogę. Przy niej znajduje się kolejny fort, noszący nazwę Pękowice. Niestety, i on jest niedostępny dla zwiedzających, choć tym razem z innego powodu. Na terenie obiektu trwa remont, choć patrząc na to, co powstaje, bardziej pasuje określenie „kompletna przebudowa”.
Kontynuuję przejazd kamienistą drogą, po paru minutach docierając do asfaltu. Nim jednak skręcę zgodnie z oznaczeniami szlaku, kręcę się chwilę po drugiej stronie ulicy, gdzie dostrzegam nieznacznie wystające z ziemi pozostałości po schronie amunicyjnym fortu Pękowice.
Później odbijam na wschód i ruszam w stronę miejscowości Zielonki. To jeden z tych odcinków, gdzie Szlak Twierdzy Kraków prowadzi poza granicami małopolskiej stolicy. Dość szybko docieram do centrum. Tam na moment zatrzymuję się na rynku, po czym skręcam w ulicę Galicyjską i zaczynam długi, nieco stromy podjazd.
W pewnej chwili, po lewej stronie drogi, dostrzegam trzy niewielkie, wkopane w ziemię budowle. To pozostałości po bateriach pobliskiego fortu Zielonki. Miejsce nie jest zbyt duże, ale dość ciekawe i nieźle zachowane. Nim ruszę dalej, postanawiam spędzić tu parę minut.
Sam fort znajduje się kawałek dalej, w pewnej odległości od szlaku. Zjazd jest oznaczony, jednak teren obiektu jest ogrodzony i z reguły niedostępny. Ograniczam się więc do zrobienia kilku zdjęć przez płot oraz… wymiany dętki uszkodzonej gdzieś na tym dojeździe.
Po naprawie cofam się kawałek do szlaku, który prowadzi mnie później bocznymi drogami w stronę kolejnej instalacji obronnej. Fort Bibice, bo taką nosi ona nazwę, znajduje się blisko żółto-czarnej trasy, jednak by go zwiedzić, trzeba nieco zejść ze ścieżki na pobliskie wzgórze. Przy czym uwaga – teren jest oznaczony jako niebezpieczny, więc ewentualna eksploracja może wiązać się z pewnym ryzykiem.
Za tym fortem szlak prowadzi mnie chwilę po szutrach. Później wydostaję się na jakąś lokalną drogę i ruszam nią na południe. Ten kierunek trzymam przez jakieś półtora kilometra, a przy drodze mam okazję obejrzeć jeszcze jeden schron amunicyjny, obecnie znajdujący się na ogrodzonym terenie szpitala okulistycznego.
Wkrótce docieram do skrzyżowania, gdzie zauważam drogowskaz na relikty starej prochowni. Ta, według znaku, znajduje się 700 metrów od szlaku. Nie jest to duża odległość, więc postanawiam zajrzeć. Zjeżdżam chwilę z górki, potem jadę jeszcze kawałek i zatrzymuję pod tabliczką informacyjną. Sama prochownia to faktycznie tylko pozostałości. Dziś obiekt składa się z paru kilkumetrowych wałów, pomiędzy którymi wytyczono różne ścieżki. Teren nie jest mały, objechanie wszystkie zajmuje mi parę minut, jednak ciężko powiedzieć, by było tu coś godnego szczególnej uwagi.
Po powrocie na szlak jestem w centrum krakowskich Witkowic. Tam odbijam na wschód i trafiam do dużego parku leśnego. Po jego terenie poruszam się wąskimi ścieżkami, nierzadko pełnymi błota. Znów są fragmenty, gdzie wygodniej jest mi rower prowadzić niż jechać na siodełku.
Za parkiem trafiam na wielki plac budowy, gdzie obecnie powstaje północna obwodnica Krakowa. Przez kilka minut przedzieram się rozkopanymi dróżkami, a następnie ulicami jednego z osiedli dojeżdżam w okolice fortu Węgrzyce. Ten obecnie jest odremontowany i wykorzystywany do celów cywilnych.
Tuż za fortem przejeżdżam pod drogą krajową numer 7, po czym trafiam na dwa kolejne obiekty. Pierwszym jest ostróg fortu Węgrzyce – niewielki, trochę zdewastowany schron, drugim fort Łysa Góra, obecnie będący w rękach prywatnego inwestora i niedostępny dla zwiedzających.
Minąwszy fort Łysa Góra trzymam jeszcze chwilę kierunek południowo-wschodni, po czym docieram w rejon torów kolejowych. By je przeciąć, muszę odbić na moment na zachód, po czym wrócić drogą prowadzącą przy sporych rozmiarów cmentarzu na Prądniku Czerwonym.
Kawałek za cmentarzem, po drugiej stronie ulicy, znajduje się fort Sudół. Jego stan jest dość kiepski, ale za to zwiedzać można z pełną swobodą. Do obejrzenia jest niezbyt duży, dwukondygnacyjny budynek oraz kilka pomniejszych atrakcji rozsianych po terenie otaczającego fort parku.
Wracam na drogę, objeżdżam cmentarz od wschodu, po czym ruszam w kierunku Parku Mistrzejowickiego. Szlak prowadzi tam po schodkach, więc znów czeka mnie trochę prowadzenia roweru. Będąc już na parkowym wzgórzu jeżdżę chwilę tamtejszymi uliczkami, aż trafiam pod fort Batowice. To kolejny z tych łatwo dostępnych dla zwiedzających, w dodatku dość duży. Jak ktoś chce zajrzeć w każde możliwe miejsce, to znajdzie zajęcie nawet na godziny.
Skończywszy pobieżne zwiedzanie Batowic, jeżdżę jeszcze chwilę parkowymi alejkami, po czym trafiam na mistrzejowickie blokowiska. Gdzieś pomiędzy nimi znajduje się kolejny fort, noszący nazwę Mistrzejowice. Też dość spory, też otwarty dla chętnych eksploratorów. Trzeba tylko uważać na śmieci i szkło, ale to chyba domena wszystkich łatwo dostępnych, niezagospodarowanych ruin.
Na dalszej trasie znów czeka mnie trochę osiedli. Najpierw w Mistrzejowicach, później już na Wzgórzach Krzesławickich. Na tych ostatnich, w pewnej chwili przejeżdżam przy forcie Dłubnia. Ten, w odróżnieniu od kilku wcześniejszych, jest ogrodzony i niedostępny, więc praktycznie od razu wracam na rower i kontynuuję przejazd na wschód.
Na kolejny obiekt nie muszę długo czekać. Już po kilkuset metrach jestem przy forcie Krzesławice – ładnie odremontowanym i przeznaczonym do użytkowania cywilnego. Kawałek dalej, w bezpośrednim sąsiedztwie fortu, znajduje się też zbiorowy grób oraz pomnik ofiar egzekucji, które podczas II Wojny Światowej odbywały się na tym terenie.
Za krzesławickim fortem spędzam jeszcze trochę czasu między blokami. Potem docieram do tamtejszej pętli tramwajowej i odbijam na południe. W tym miejscu, tuż przy szlaku znajduje się wejście na teren fortu Grębałów. Ten należy jednak do grupy obiektów przeważnie niedostępnych, a obecnie na jego terenie znajduje się szkółka jeździecka i siedziba jednej z organizacji pozarządowych.
Za fortem, żółto-czarne oznaczenia przez pewien czas ciągną się wzdłuż ruchliwej drogi 776. Dopiero kawałek dalej trafiam na skręt w nieco spokojniejsze, ale niezbyt piękne okolice nowohuckiego kombinatu. Najpierw jeżdżę głównie wśród jednorodzinnej zabudowy, później przez niewielki park, a w końcu znów przy jakichś większych drogach. Trwa to dłuższą chwilę, aż do miejsca, gdzie szlak każe mi przeciąć remontowane właśnie tory. Przenoszę rower nad szynami, po czym jadę kilkaset metrów w stronę Kopca Wandy.
Minąwszy kopiec zaczynam niezbyt przyjemny zjazd po betonowych płytach. Na dole czeka mnie okolica pełna jakichś rur, krzaków i blaszanych garaży. Gdzieś pomiędzy nimi znajduje się ostatni z fortów północnego odcinka: Mogiła. Pod obiekt można się dostać bez przeszkód, jednak wszystkie okna i drzwi są szczelnie zamknięte. Sam fort jest w dość dobrym stanie i od czasu do czasu istnieje możliwość jego zwiedzenia.
Po oddaleniu się od tego fortu szlak ciągnie się jeszcze tylko przez kilkadziesiąt metrów. Żółto-czarna kropka znajduje się przy pobliskiej drodze ekspresowej, w pobliżu przystanku tramwajowego.
Ok, zwiedzanie zakończone, pora wracać do domu. Stąd mam tam jakieś 15 kilometrów, niestety niemal w całości pod wiejący dziś mocno wiatr. Cofam się do tych nieszczęsnych, betonowych płyt, potem przeskakuję na wygodniejszy asfalt. Ruszam nim na południe, przecinam drogę krajową 79 i po dość spokojnej, bocznej uliczce docieram w okolice Mostu Wandy. Tam odbijam na zachód i wałami wiślanymi ruszam w kierunku centrum Krakowa. W domu jestem po około 7,5 godzinie jazdy.
Szlak Twierdzy Kraków – podsumowanie
Podobnie jak w przypadku części południowej, tu też cieszę się, że zdecydowałem się na pokonywanie szlaku rowerem. Choć samo zwiedzanie fortów w ten sposób jest nieco mnie praktyczne, dużo łatwiej i przyjemniej przemieszczać się miedzy nimi jednośladem. Na tym szlaku naprawdę sporo jest miejskich, gęsto zabudowanych fragmentów, których pokonywanie na piechotę niekoniecznie sprawiałoby mi frajdę.
Samą trasę oceniam natomiast całkiem pozytywnie i w sumie dobrze wyszło, że po paru latach świadomości istnienia tego szlaku, w końcu zdecydowałem się go przemierzyć. Pokazał mi Kraków z nieco innej strony i choć nie jestem osobą, która mocniej interesuje się historią, to ta strona całkiem mi się podobała. Parę fortów chętnie zwiedziłbym nawet dokładniej, poświęcając im więcej czasu i uwagi niż tylko pobieżne obejście okolicy lub wręcz przejechanie obok.
A jak porównać ze sobą oba odcinku Szlaku Twierdzy Kraków? Północna jest z pewnością dłuższa i bardziej czasochłonna, ale myślę, że ich atrakcyjność jest zbliżona. Na obu trafimy na trochę fortów zamkniętych, parę ogólnodostępnych oraz kilka takich obiektów, gdzie ciężko doszukać się jakichkolwiek pozostałości. Jeśli więc komuś spodoba się jedna, druga też powinna dostarczyć trochę frajdy.
Bardzo przydatny wpis. Na pewno przyda się na kolejne wyprawy :) Pozdrawiamy!
Dzięki za opis i zdjęcia. Przydadzą się