Tatry Bielskie – szlaki na Szeroką Przełęcz i Przełęcz pod Kopą
To niewielka, choć pełna uroku część Tatr położona na ich wschodnim krańcu. Niestety, żadnego z położonych tam szczytów nie można już dziś odwiedzić szlakiem turystycznym. Da się jednak przejść przez parę dolin i przełęczy, co również można stanowić ciekawą i pełną wrażeń wycieczkę. Dziś, startując ze słowackiego Zdziaru, zaglądam na dwie z nich: Szeroką Przełęcz oraz Przełęcz pod Kopą.
Choć Tatry znam dość dobrze, wciąż jest tam parę regionów, w które nie miałem jeszcze okazji zajrzeć. Jednym z nich są właśnie Tatry Bielskie, które wcześniej pomijałem ze względu na brak dostępnych szczytów oraz tak lubianych przeze mnie górskich trudności. W końcu postanowiłem jednak pozapełniać te białe plamy na prywatnej mapie, a spisując cele i pomysły na ten rok stwierdziłem, że odwiedzenie położonej w tym paśmie Szerokiej Przełęczy będzie jednym z moich głównych szlakowych planów na sezon letni.
Tatry Bielskie – co warto wiedzieć
Tatry Bielskie są dość wyraźnie oddzielone od reszty tych gór. Mają inną budowę geologiczną, są odseparowane głębokimi dolinami, a ich grań przebiega prostopadle w stosunku do Tatr Wysokich i Zachodnich. W porównaniu do nich, są również niewielkich rozmiarów, osiągając powierzchnię około 70 kilometrów kwadratowych.
Wśród wierzchołków Tatr Bielskich najbardziej w oczy rzucają się Hawrań (najwyższy szczyt – 2152 metry wysokości), Płaczliwa Skała, Szalony Wierch, Nowy Wierch, Murań oraz Jatki. Niestety, w obecnych czasach żadne z tych miejsc nie jest udostępnione dla turystów.
Przez masyw Tatr Bielskich prowadzi właściwie tylko jeden szlak: oznaczona na czerwono trasa przez Szeroką Przełęcz. Można też trochę pospacerować u podnóża tych gór korzystając z tras wytyczonych w Dolinie Zadnich Koperszadów i Dolinie Białych Stawów oraz z zielonego szlaku Tatrzańska Kotlina – Wielki Biały Staw. Inne, prowadzące na niektóre szczyty trasy, TANAP pozamykał w latach siedemdziesiątych.
Wszystkie obecnie istniejące szlaki w Tatach Bielskich są raczej łatwe (choć występują pojedyncze, śliskie odcinki ubezpieczone łańcuchami) i dobrze nadają się dla turystów na każdym poziomie zaawansowania. Ci mogą również odwiedzić jedyne w Tatrach Bielskich Schronisko pod Szarotką.
Jednym z najdogodniejszych punktów startu w Tatry Bielskie jest duży, darmowy parking w Strednicy (część Zdziaru). Inne miejsca to na przykład Tatrzańska Jaworzyna, centrum Zdziaru, Tatrzańska Kotlina albo parking przy Białej Wodzie Kieżmarskiej. Pomiędzy większością z tych miejsc kursuje słowacka komunikacja autobusowa, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by przejście zacząć i skończyć w różnych, nawet mocno oddalonych od siebie punktach.
Wybierając się w Tatry Słowackie, zawsze warto pamiętać o ubezpieczeniu. Zgodnie z tamtejszym prawem, górskie akcje ratunkowe są płatne, a w przypadku użycia śmigłowca koszty idą w dziesiątki tysięcy złotych. Warto więc zakupić przed wyjazdem odpowiednią polisę. Ich koszty nie są duże – najtańsze można dostać nawet poniżej 1 Euro za dobę, a cały proces da się sfinalizować przez internet.
W ramach tego artykułu opisuję wspomniany wcześniej czerwony szlak, a także dwie pięknie położone przełęcze: Szeroką oraz Pod Kopą. Obie oferują świetne widoki na Tatry Bielskie i Wysokie. Patrząc na przeciętne czasy, wycieczka „tam i z powrotem” powinna zająć około 8-9 godzin oraz wiązać się z pokonaniem 1300 metrów podejść. Na mapie wygląda to w ten sposób:
Przejście przez Tatry Bielskie – relacja z wycieczki
Dojazd do Zdziaru
W przeciwieństwie do kilku ostatnich wyjazdów, w tę trasę udaję się w pojedynkę. Wstaję o 3:30, jem śniadanie, pakuję co trzeba i wsiadam do auta. Sprawnie opuszczam swoje osiedle, niedługo później granice Krakowa i trafiam na Zakopiankę. Tą ostatnią dojeżdżam w okolice Nowego Targu, gdzie odbijam na przejście graniczne w Jurgowie.
Na Słowacji jestem kilkadziesiąt minut później. Wjeżdżam bez kontroli i ruszam w stronę znajdującego się kawałek dalej Zdziaru. Przed dotarciem do centrum zjeżdżam jednak na parking w Strednicy. Zimą jest to popularny ośrodek narciarski, w innych porach roku dobre miejsce startu w Tatry Bielskie. Postój jest bezpłatny, a miejsca dość dużo. Zostawiam więc samochód, biorę plecak i ruszam w stronę szlaku.
Zielony szlak przez Dolinę Bielskiego Potoku
Charakterystyczne, żółte tabliczki znajdują się przy wjeździe na parking (widać je na zdjęciu powyżej). Tam patrzę na kierunek zielonego szlaku i zaczynam iść zgodnie z jego wskazaniem. Kolejne symbole są na pobliskich budynkach, a kawałek dalej zauważam strzałkę, która kieruje na trawiaste zbocze po lewej stronie.
Po trawkach schodzę w dół zbocza i wkrótce trafiam na ścieżkę prowadzącą miedzy zarośla. Idąc jej śladem przechodzę pod nieczynnym obecnie wyciągiem narciarskim, po czym docieram nad brzeg Strednickiego Potoku. Na dalszym odcinku znów jest z górki, choć tym razem delikatniej i po dość wygodnej, przeważnie szerokiej ścieżce.
Kawałek dalej Strednicki Potok wpada bo Bielskiego Potoku, a oznaczona na zielono ścieżka prowadzi teraz dnem jego doliny. Od czasu do czasu pojawiają się jakieś wiaty, a ścieżka wciąż jest w większości bardzo wygodna. Tylko jeden, prowadzący blisko wody fragment okazał się nieco węższy i kamienisty.
Wkrótce, po jednym z drewnianych mostków przechodzę na drugi brzeg rzeki, a kawałek dalej trafiam na skrzyżowanie szlaków. W to miejsce dociera również oznaczona na czerwono trasa z centrum Zdziaru. To nią będę się dalej poruszał w stronę Szerokiej Przełęczy.
Szeroka Przełęcz – wejście czerwonym szlakiem
Skręcam ostro w prawo i po szerokiej, wysypanej kamieniami ścieżce zaczynam podejście. Właśnie minąłem najniżej położony punkt dzisiejszej trasy, więc teraz czeka mnie głownie odzyskiwanie wysokości. Na Szeroką Przełęcz mam stąd niemal 900 metrów w pionie.
Wkrótce ścieżka wchodzi do lasu i zbliża do kolejnego strumienia. Tym razem jest to Reglany Potok – węższy od wcześniejszych, o kamienistym dnie oraz z licznymi wodospadami. Samo podłoże też staje się coraz bardziej nierówne, choć w dolnej części szlaku nie jest jeszcze szczególnie wymagające.
Nie wiem czy to standardowa cecha tej trasy, czy po prostu trafiłem na taki dzień, ale na ścieżce zalega spora ilość błota. Wszystko jest mniej lub bardziej wilgotne, a buty regularnie zapadają się w grząskim podłożu. Niektóre fragmenty szlaku są wręcz pełne płynącej wody.
Z czasem podejście staje się coraz bardziej wymagające. Robi się węziej, stromiej, na jednym z kamieni zauważam nawet stary łańcuch. Choć ten ostatni wisi w taki sposób, że ciężko mi sobie wyobrazić jakieś korzyści z jego używania.
Kawałek dalej podejście łagodnieje. W zamian pojawia się trochę zarośli, które o tej porze roku bywają nieco uciążliwe. Rano lub po deszczu nietrudno o przemoczenie ubrań, a ktoś mniej ostrożny może się poparzyć pokrzywami. Na szczęście, odcinek nie jest zbyt długi, a przejściu towarzyszy ładny widok na jedną z tutejszych turni.
Na następnym odcinku ścieżka skręca w prawo i widzie mnie na kolejne wymagające podejście. Las rzednie, a widoki robią się coraz ciekawsze. Po lewej stronie szlaku pojawia się wąski, choć dość wysoki wodospad Reglana Siklawa.
Wkrótce zaczyna się najtrudniejszy odcinek szlaku. Wciąż jest dość stromo, ale kłopoty sprawia głownie podłoże. Skały są gładkie, śliskie, a do tego wciąż pełno tu błota. Stawianie kroków wymaga naprawdę dużej ostrożności, szczególnie gdy schodzi się tędy w dół. Żeby ułatwić turystom poruszanie się, jedno z tych bardziej wymagających miejsc ubezpieczono łańcuchem.
Trudniejszy odcinek chwilę się ciągnie, później znów robi się łatwiej. Roślinność dookoła zaczyna się kurczyć, a nachylenie ścieżki spadać. Gdzieś pod koniec tego fragmentu czeka mnie jeszcze przejście po wystających ze strumienia kamieniach, a później mam ciekawe krajobrazowo przejście przez Dolinę Szeroką. O tej porze roku jest po prostu piękna! Trawiaste dno usiane jest tysiącami kwiatów, a po obu stronach łagodnie opadają zbocza Płaczliwej Skały i Szalonego Wierchu.
Stąd do Szerokiej Przełęczy nie mam już daleko. Przez jakiś czas podchodzę łagodnym dnem doliny, pod koniec wspinam się po kamiennych schodkach i docieram na przełęcz. Wciąż jest dość wcześnie, więc mam miłą okazję być tu samemu.
Panorama z Szerokiej Przełęczy też może się podobać. Nadal dobrze widzę Szalony Wierch i Płaczliwą Skałę (ta druga prezentuje się nawet lepiej niż poprzednio), jest też mnóstwo szczytów Tatr Wysokich, które zaczynają się po zachodniej stronie przełęczy i ciągną przez kilkanaście kolejnych kilometrów.
Przejście na Przełęcz pod Kopą
W dalszą drogę ruszam praktycznie bez żadnej przerwy. Kolejnym celem jest położona jakieś 1,5 kilometra stąd Przełęcz pod Kopą. Ona również jest świetnym punktem widokowym, a prowadzący tam szlak nie jest zbyt długi, więc zdecydowanie warto zajrzeć.
Początek odcinka to delikatne podejście szeroką ścieżką, która wkrótce zamienia się w trochę bardziej wymagający trawers. Miejscami robi się wąsko, a zbocze po prawej stronie opada daleko w dół. Na tym fragmencie lepiej nieco zwiększyć ostrożność.
Po przejściu odcinka widocznego na poprzednim zdjęciu docieram na Szalony Przechód – płytką przełęcz, będącą najwyższym punktem opisywanej w tym tekście trasy. Przechód jest również świetnym punktem widokowym, więc może być warto podejść na pobliskie skałki i nieco rozejrzeć się po okolicy.
Za Szalonym Przechodem zaczynam zejście. Ścieżka początkowo prowadzi mnie z dół trawiastego, niezbyt pochyłego zbocza, później rozdziela się na dwa warianty. Pierwszy skręca w lewo i dość łagodnie schodzi na Przełęcz pod Kopą kilkukrotnie zmieniając kierunek. Drugi jest „nieoficjalny”, szybszy, bardziej stromy i na przełęcz ciągnie się niemal w linii prostej. Teraz, nieco nieświadomie, wybieram ten drugi – po prostu widzę przełęcz i prowadzącą tam ścieżkę, więc zakładam, że tak właśnie trzeba.
Utrata wysokości idzie całkiem sprawnie. Mija parę minut i docieram na przełęcz, gdzie właśnie odpoczywa parę osób. Jest tu też niewielka tablica informacyjna, parę drogowskazów oraz oczywiście świetne widoki. Oprócz tego, co opisywałem wcześniej, stąd bardzo ładnie prezentuje się Jagnięcy Szczyt oraz prowadząca ku niemu Koperszadzka Grań.
Dalsza część wycieczki
Tak na prawdę, dojście na Przełęcz pod Kopą było tylko jednym z moich dzisiejszych celów. Stąd będę chciał dostać się na Jagnięcy Szczyt pewną pozaszlakową drogą prowadzącą przez wspomnianą przed chwilą Koperszadzką Grań. Myślę jednak, że ten temat wykracza poza ramy niniejszego wpisu. O przejściu opowiem więc w innym tekście, który można przeczytać pod tym adresem.
Powrót
Ostatecznie, na Jagnięcy Szczyt docieram bez problemu, później schodzę nad brzeg Zielonego Stawu Kieżmarskiego i czerwonym szlakiem wracam na Przełęcz pod Kopą. Teraz, w porównaniu do sytuacji sprzed około trzech godzin jest tu znacznie więcej ludzi. Pojawiły się też chmury, który na szczęście nie przesłaniają widoków, lecz jedynie dodają uroku wykonywanym zdjęciom.
Minąwszy przełęcz zaczynam podejście na Szalony Przechód. Tym razem, zgodnie z poprowadzonym szlakiem, decyduję się na podejście łagodniejszym, pełnym zieleni zboczem. Idzie wolniej, ale nie żałuję, bo nie dość, że widoki ładne, to jeszcze jest jakaś odmiana.
Za Przechodem czeka mnie zejście na Szeroką Przełęcz. Tu znów jest wąsko i z delikatną ekspozycją, a dodatkowe trudności sprawia konieczność wymijania się z innymi, podchodzącymi lub wolniej schodzącymi turystami. Ostatecznie, na przełęcz docieram jednak dość szybko.
Na Szerokiej Przełęczy skręcam w prawo i zaczynam zejście przez Dolinę Szeroką. Cały czas jest to dokładnie ta sama trasa, co wcześniej, tyle że pokonywana w odwrotnym kierunku i wśród większej liczby turystów. Praktycznie non stop kogoś mijam, uświadamiając sobie, że wbrew pierwotnym przypuszczeniom, ten region Tatr też jest dość popularny.
Za Doliną Szeroką trafiam w coraz wyższą roślinność. Mam także do pokonania ten odcinek z dużą ilością błota i śliskich kamieni. Tu trochę zwalniam i ostrożnie schodzę w dół tego niezbyt przyjemnego fragmentu. Później jest już łatwiej, a dzięki płynącemu przy szlaku strumieniowi wciąż bardzo ładnie.
Po przejściu przez zarośla mam już przed sobą same łatwe odcinki. Bez problemu pokonuję resztę czerwonego szlaku, a na rozdrożu przy bufecie skręcam w lewo i przeskakuję na zielony. Tu znów jest pod górkę, choć nie jest to mocno odczuwalne nachylenie.
Przez pewien czas idę brzegami Bielskiego, a później Strednickiego Potoku. Następnie docieram w okolice nieczynnego wyciągu i zaczynam ostatnie podejście w stronę parkingu – najpierw wśród niezbyt uciążliwych zarośli, później po trawiastym zboczem. Chwilę później dochodzę do samochodu, gdzie moja wędrówka dobiega końca.
Wycieczka w Tatry Bielskie – podsumowanie
Muszę przyznać, że Tatry Bielskie zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Być może dobrze trafiłem z porą roku i warunkami pogodowymi, ale tamtejsze, pełne soczystej zieleni krajobrazy z pewnością zapamiętam na długo. Fakt, dla osób szukających górskich trudności nie ma tam zbyt wiele wyzwań, ale jeśli ktoś lubi napawać się pięknymi panoramami, to z pewnością będzie zadowolony.
Żałuję tylko, że w tym paśmie bardzo mało jest terenu udostępnionego dla turystów. Legalnie można odwiedzić tylko parę położonych blisko siebie przełęczy albo przejść się dolinami poniżej. Istniejące kiedyś szlaki zostały dawno zlikwidowane i raczej nie zanosi się na ich ponowne otwarcie. Szkoda, bo teren jest naprawdę atrakcyjny i aż prosi się, by móc eksplorować go nieco dokładniej.
Tak, ten szlak zawsze jest błotnisty i bardzo śliski. Taki urok.
Jest ciekawa graniówka pomiędzy płaczliwą skałą a hawraniem. Może kiedyś będzie opis?pozdrawiam serdecznie
Może kiedyś będzie ;)
Ale kiedy konkretnie, to najmniejszego pojęcia nie mam.
Jaką długość trasy pokonałeś od Strednicy na Jagnięcy, przez Zielony Staw i z powrotem, oraz w jakim czasie?
Całą trasa to jakieś 22, może 23 kilometry.
Czasu nie pamiętam dokładnie, ale chyba nie było to więcej niż 9 godzin.