Trasa Kraków – Katowice rowerem

Dwa województwa, dwie stolice i sporo innych atrakcji po drodze. Razem ponad 100 kilometrów pokonanych na rowerze podczas jesiennej wycieczki z Krakowa do Katowic. Zapraszam na relację z przejazdu oraz krótkiego zwiedzania największego ze śląskich miast.

Jeszcze jakiś czas temu byłem pewny, że sezon na długie, rowerowe wycieczki dobiegł końca. Dni coraz krótsze, temperatury coraz niższe. Rano ledwie parę kresek powyżej zera, co większość osób uważa za po prostu nieprzyjemne. Sam też niezbyt lubię tak marznąć, jednak jakoś udało znaleźć się jeden, trochę bardziej przyjazdy dzień, który postanowiłem wykorzystać na pokonanie trasy Kraków – Katowice. Kto wie, może to ostatnia okazja na ponad 100-kilometrową wycieczkę w tym roku. Szkoda było ją marnować.

Założenia wycieczki

Trasę chciałem pokonać w stylu, który ostatnio praktykuję bardzo często. Start z Krakowa, większość dnia na siodełku, powrót pociągiem. W tym roku udało mi się w ten sposób odwiedzić całkiem sporo okolicznych miast. Kolej skutecznie zwiększa mój zasięg, pozwalając po prostu jechać przed siebie, nie martwiąc się zbytnio koniecznością powrotu.

Z Krakowa do Katowic jest niecałe 100 kilometrów. Zakładając przejazd raczej bocznymi drogami, trochę zwiedzania i rezerwę na nieprzewidziane sytuacje, wyjdzie pewnie 100-kilka, może 100-kilkanaście. W moim „wycieczkowym” tempie to jakieś 6-7 godzin jazdy. Jak na drugą połowę jesieni – w sam raz.

Oprócz dotarcia do śląskiej stolicy, chciałem poświęcić trochę czasu na jej zwiedzanie. Wiem, że godzina czy dwie to praktycznie nic, ale myślę, że lepiej tak, niż od razu udać się na dworzec. Wybrałem kilka celów, zapisałem, stwierdziłem, że może uda mi się jakoś dotrzeć do większości z nich. Kilka atrakcji znajdowało się również poza Katowicami, na trasie przejazdu lub w jej pobliżu.

Pociągów relacji Katowice – Kraków nie brakuje. Jeżdżą niemal cały dzień, w składach obsługiwanych przez różnych przewoźników. Sporo z nich zabiera na pokład rowery. Czas przejazdu tych tańszych to trochę poniżej dwóch godzin. Cena – około 20 złotych. Dziś zdecydowałem się na ten ruszający o 15:54.

Z Krakowa do Katowic rowerem – relacja z przejazdu

Wstaję około 7:00. Wyglądam za okno, sprawdzam prognozy pogody. Nadal wydają się niezłe, więc kupuję bilet powrotny i zaczynam przygotowania do wyjazdu. Obfite śniadanie, prowiant na drogę, picie, narzędzia, ciepłe ubrania. Czyli wszystko, co może się przydać na nieco dłuższej trasie.

Startuję około 8:40, co daje mi trochę ponad 7 godzin na dotarcie do celu. Opuszczam moje osiedle i kieruję ku najbliższej ścieżce rowerowej, która prowadzi mnie na Most Zwierzyniecki. Po nim przedostaję się na drugi brzeg Wisły, a następnie kieruję na wały przeciwpowodziowe. Tamtejszy DDR jest jednym z moich ulubionych na terenie całego miasta. Długi, prosty, niezłej jakości, a do tego z fajnymi widoki na rzekę, Las Wolski oraz kilka innych, krakowskich terenów zielonych.

Kraków, ścieżki rowerowe
Krakowska ścieżka rowerowa na wiślanych wałach przeciwpowodziowych.

Po kilku kilometrach opuszczam wały. Brak tu wygodnego zjazdu, więc po prostu znoszę rower po schodkach i włączam do ruchu na pobliskiej ulicy. Kawałek dalej trafiam na podjazd, który prowadzi mnie przy zachodnim krańcu Lasu Wolskiego. Niedługo później opuszczam granice miasta.

Las Wolski, winnice
Przejazd przy Lesie Wolskim z widokiem na tamtejsze winnice oraz kawałek klasztoru Kamedułów.

Za Krakowem odwiedzam Kryspinów. Szybko przejeżdżam przez centrum, a następnie kieruję na drogę przy pobliskim kąpielisku. To pełne uroku i bardzo popularne miejsce, choć późną jesienią ciężko spodziewać się tu tłumów. Zaglądam na chwilę za bramę, w środku zauważając tylko parę spacerujących osób.

Zalew Kryspinów
Kąpielisko nad Zalewem Kryspinów.

Wracam na drogę i kontynuuję przejazd na zachód. Dziś wieje stamtąd umiarkowany wiatr, z który będę pewnie walczył przez większość drogi. Póki co, nie przejmuję się tym za bardzo. Zapas sił jest jeszcze spory.

Mijam miejscowość Cholerzyn, kawałek dalej skręcam na Mników. Tamtejsza droga prowadzi przez ładną dolinę, pełną lasów i wapiennych skałek. Kiedyś zwiedzałem to wszystko dokładniej (polecam na przykład rezerwat Zimny Dół), dziś jedynie podziwiam z perspektywy drogi.

Baczyn
Przejazd przez Dolinę Mnikowską.
Zimny Dół, skałki
Jedna z najciekawszych skałek na skraju rezerwatu Zimny Dół.

Na terenie doliny często zmagam się z niewielkimi podjazdami oraz kiepskiej jakości drogami. Choć muszę też przyznać, że jedną ostatnio odremontowali i teraz jedzie się nią bardzo przyjemnie.

Mników, Baczyn
Nowa droga w lesie niedaleko Frywałdu.

Opuściwszy Dolinę Mnikowską obieram kurs na znajdującą się kawałek dalej miejscowość Zalas. Niestety, chwilę później popełniam błąd na skrzyżowaniu i zupełnie na darmo zaliczam około kilometrowy podjazd. No cóż, zdarza się. Zawracam, zjeżdżam i skręcam w poprawną ulicę.

W drodze na Zalas mogę lepiej przyjrzeć się tamtejszym kopalniom odkrywkowym. Zniszczona okolica na szczęście nie ciągnie się zbyt długo. Wkrótce pojawiają się zabudowania miejscowości, a ja wspinam się jeszcze trochę na położony w okolicy centrum pagórek.

Zalas, kościół św. Marii Magdaleny
Kościół św. Marii Magdaleny w centrum miejscowości Zalas.

Opuszczam wioskę, kierując się na następny w kolejności Grojec. Przez chwilę zjeżdżam, potem mozolnie odzyskuję wysokość. Po obu stronach mam sporo terenów rolnych, od czasu do czasu jakieś zabudowania. Gdzieś w oddali widzę również zamek Tenczyn położony na wzgórzu w miejscowości Rudno.

Zamek Tenczyn
Widok na położony kilka kilometrów dalej zamek Tenczyn.
Grojec
Niewielki skwer w centrum miejscowości Grojec.

Dalsza droga na chwilę zbliża się do autostrady, pokazując mi między innymi leżące po drugiej stronie futurystyczne budynki kompleksu Alvernia Planet – byłej wytwórni filmowej, obecnie przekształconej na centrum edukacyjno-rozrywkowe.

Alwernia
Droga w okolicy autostrady A4. W oddali zabudowania kompleksu Alvernia Planet.

Teraz, dla odmiany mam głównie w dół. Kieruję się na Chrzanów, po drodze odwiedzając między innymi Nieporaz i Bolęcin. Później wjeżdżam na drogę wojewódzką 781, która prowadzi mnie do centrum miasta.

Leśny odcinek gdzieś pomiędzy miejscowościami Nieporaz i Bolęcin.

W Chrzanowie nie spędzam zbyt wiele czasu. Robię chwilę przerwy na rynku, oglądam jego bliskie otoczenia, a potem ruszam w dalszą drogę. Miasto opuszczam po dość ruchliwej drodze krajowej 79, która parę kilometrów dalej przecina autostradę.

Chrzanów, rynek
Rynek w Chrzanowie.
DK 79
Droga krajowa numer 79 po pewnym czasie od opuszczenia miasta.

Z krajówki zjeżdżam kilka minut później, gdzieś na przedmieściach Jaworzna. Chcę objechać jego centrum od południa, poruszając się po sąsiednich wsiach i ościennych dzielnicach. Jedną z nich jest Jeleń, gdzie robię sobie przerwę w niewielkim parku, ozdobionym – a jakże by inaczej – rzeźbą ryczącego jelenia.

Objazd Jaworzna od strony południowej.
Jeleń
Tematyczna rzeźba i stara studnia w dawnej miejscowości Jeleń, obecnie będącej jedną z dzielnic Jaworzna.

Po krótkim postoju opuszczam park i obieram kierunek na położony niedaleko stąd zbiornik Dziećkowice. Powstał na potrzeby górnictwa, obecnie pełni funkcje rekreacyjne oraz ujęcia wody pitnej. Całkiem fajne miejsce, które warto odwiedzić będąc gdzieś w pobliżu.

Zbiornik Dziećkowice
Zbiornik Dziećkowice, jeden z największych na terenie Śląska.
Zalew Dziećkowice
Wyłożona betonowymi płytami ścieżka spacerowa wzdłuż brzegu zbiornika.

Wracając z okolic zalewu postanawiam nieco skrócić dalszą drogę, korzystając z poprowadzonej wzdłuż autostrady szutrówki. Dość szybko okazuje się jednak, że nie była to najlepsza decyzja. Pełno tu dziur i drobnych kamieni, więc szosówką jedzie mi się po prostu ciężko. Choć muszę też przyznać, że widoki stąd bywają całkiem ciekawe.

Elektrownia Jaworzno
Przez dłuższą chwilę na horyzoncie dominują dwie elektrownie w Jaworznie.
A tu już nieco spokojniejsza i pełna uroku okolica.

Ten odcinek zajął mi trochę dłużej niż się spodziewałem. Bez bawienia się w „skróty” pewnie byłoby znacznie szybciej. Ale cóż, taki urok wyjazdów w niepoznane wcześniej tereny. Ważne, że w końcu wracam na asfalt, którym objeżdżam od południa inne śląskie miasto – Mysłowice.

Objazd Mysłowic
Przyjemny leśny odcinek pokonywany podczas objazdu Mysłowic.

W pewnym momencie zauważam na horyzoncie wysoki maszt, nieco podobny do tego w leżącej pod Krakowem Chorągwicy. Tyle, że ten wydaje się nawet wyższy. Teraz, kilka dni po powrocie z tej wycieczki wiem, że faktycznie tak było. Co więcej, maszt RTCN Katowice – Kosztowy jest obecnie najwyższą budowlą na terenie całej Polski! Wygląda więc na to, że zupełnie przypadkowo natknąłem się na nie lada atrakcję.

RTCN Katowice-Kosztowy
Mierzący ponad 358 metrów maszt RTCN Katowice – Kosztowy. Obecnie jest to najwyższa budowla na terenie Polski.

Nacieszywszy się masztem wracam na drogę i ruszam w kierunku mysłowickiej dzielnicy Wesoła, gdzie mam okazję przejechać przy jednej z bardziej znanych w okolicy kopalni. Jest również rondo z odrestaurowanym kołem wieży wyciągowej oraz średniej jakości ścieżka rowerowa, na której jestem zmuszony spędzić parę chwil.

Ścieżka rowerowa w południowo-zachodniej części Mysłowic.
Rondo Górników KWK Wesoła
Rondo imienia górników KWK Wesoła.

Z Wesołej kieruję się na długą, prowadzącą praktycznie cały czas lasem ulicę Beskidzką. To po niej wjeżdżam do Katowic, choć póki co jedynie okrążam miasto od południa.

Katowice, ul. Beskidzka
Ulica Beskidzka na południu Katowic.

To gdzieś tu uświadamiam sobie, że moje tempo jest wolniejsze od zakładanego. Może to przez wiatr, może robię za dużo przerw na zaglądanie w różne miejsca. Faktem jest jednak, że moja rezerwa do odjazdu pociągu znacznie się skurczyła. Chyba będzie trzeba nieco przyspieszyć.

Katowice – zwiedzanie na rowerze

Przecinam drogę krajową 86-kę i kieruję się w stronę numeru 81. Już teraz jestem w Katowicach, choć do centrum jeszcze daleko. Poruszam się po jakichś ościennych dzielnicach, w częściowo przemysłowym krajobrazie.

Kilka kilometrów dalej jestem już przy krajówce. Skręcam i włączam się do całkiem sporego ruchu. Po obu stronach dwa pasy, czasem nawet więcej. Jazda nie jest zbyt przyjemna, ale studiując mapę ciężko było mi znaleźć lepszy wjazd.

Katowice, DK81
Do centrum Katowic prowadzi mnie droga krajowa numer 81.

Z krajówką żegnam się kilka minut później. Skręcam w prawo i obieram kurs na Katowicki Park Leśny – pierwszą z atrakcji, którą chcę tu zobaczyć. Jadę chwilę wśród domków, potem trafiam na wąską, niezbyt równą ścieżkę, która szybko znika między drzewami. Dość blisko przebiegają tu tory kolejowe, więc nie jest to może typowa „oaza spokoju”, ale po liczbie ludzi widzę, że i tak cieszy się wśród miejscowych sporą popularnością.

Katowicki Park Leśny
Przejazd przez Katowicki Park Leśny.

Park dość płynnie przechodzi w tak zwaną Dolinę Trzech Stawów – inny z katowickich terenów rekreacyjnych. Ten jest jeszcze większy i jeszcze bardziej zatłoczony. Nazwa parku pochodzi od trzech, dość sporych zbiorników wodnych, które znajdują się na jego terenie. Oprócz nich są tu liczne ścieżki rowerowe, spacerowe oraz tory dla rolkarzy.

Dolina Trzech Stawów
Katowicka Dolina Trzech Stawów – jeden z głównych terenów zielonych na terenie śląskiej stolicy.
Katowice, Dolina Trzech Stawów
Na terenie parku coś dla siebie znajdą fani naprawdę wielu dyscyplin sportu.

Niestety, nie mogę dziś poświęcić Dolinie Trzech Stawów zbyt wiele czasu. Do odjazdu pociągu została mi około godzina, a chciałbym jeszcze pokręcić się po ścisłym centrum. Wiele z tutejszych zakamarków muszę więc dziś pominąć.

W pewnych chwili, moja sytuacja jeszcze się pogarsza. Rower zwalnia, pedałuje się coraz ciężej. Spoglądam na tylne koło i uświadamiam sobie, że praktycznie nie ma w nim powietrza. Pewnie przebiłem dętkę, ale póki co, mam jeszcze nadzieję, że powietrze schodzi wolno, wystarczy tylko dopompować i do końca wycieczki wystarczy.

Zjeżdżam na bok, wyciągam podręczną pompkę, wykonuję kilkadziesiąt ruchów. Wracam na rower, pokonuję może 100 metrów i sytuacja się powtarza. No pięknie…

Dobra, jednak muszę tę dętkę wymienić. Zapasowa jest, narzędzia są, brakuje jedynie czasu. Tylko, że przejmowanie się obecnie nic nie da, należy po prostu działać. Zdejmuję koło, robię co trzeba, 10 minut później montuję go z powrotem. Ręce brudne od smaru, w plecaku bałagan, ale to już zmartwienia na później.

Póki co pompuję koło, wsiadam na rower i próbuję jechać. 100 metrów, 200, 500. Chyba się udało, powietrze nie schodzi. Byle do dworca. Chociaż nie, jednak chciałbym zobaczyć tu coś jeszcze. Zostało około 40 minut, może warto je wykorzystać.

Docieram na północ parku, skręcam w ścieżkę miedzy dwoma stawami, jeden z nich objeżdżam od zachodu. Z pomocą GPS-u kieruję się na katowicki Spodek. Po drodze trafiam jeszcze na ciekawy, zbudowany w stylu gotyckim Kościół Mariacki.

Katowice, kościół Niepokalanego Poczęcia NMP
Kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Katowicach.

Końcówka drogi do Spotka okazuje się dość zawikłana. Muszę przebijać się przez jakieś podziemne przejścia, schodki i podjazdy, ale w końcu jestem. Przede mną przypominający UFO obiekt, jeden z symboli Katowic. Tuż obok powstaje jakieś nowoczesny biurowiec, chyba najwyższy na terenie śląskiej stolicy. Próbując się tu dostać minąłem także Pomnik Powstańców Śląskich, wzniesiony na wybrukowanym placu po drugiej stronie drogi.

Biurowce KTW
Pomnik Powstańców Śląski, katowicki Spodek oraz powstające w sąsiedztwie biurowce KTW.
Katowice, Spodek
Spodek z bliska. Budowla może się podobać lub nie, ale z pewnością jest jednym z symboli tego miasta.

Parę minut oglądania i niestety, pora wracać. Przez chwilę zmagam się z podziemiami, starając się odwrócić pokonaną wcześniej trasę. Następnie obieram kurs na rynek, przez który właściwie tylko przemykam, na moment zatrzymując się jedynie przy pomniku poświęconym harcerzom poległym w pierwszych dniach II Wojny Światowej.

Pomnik Harcerzy Września
Pomnik Harcerzy Września.

Powrót pociągiem Katowice – Kraków

Ostatnim etapem katowickiej eksploracji jest tutejszy dworzec główny. Przez parę minut nie mogę jednak znaleźć żadnego dogodnego wjazdu. Próbuję nawet kogoś dopytać, ale w pobliżu trafiam wyłącznie na nietutejszych. Z pomocą znów przychodzi GPS.

Na peronie pojawiam się kilkanaście minut przed odjazdem. Uff, było blisko, ale wygląda na to, że skończy się szczęśliwie. Po raz pierwszy zdarzyło mi się przepalić niemal całą zaplanowaną rezerwę (co w sumie udowadnia, że zawsze warto takową mieć).

Pociąg pojawia się chwilę później. Wsiadam, wstawiam rower, zajmuję miejsce. Ruszamy punktualnie, a ja mogę cieszyć się ciepłym przedziałem, który dziś mam cały dla siebie. Trwająca niecałe 2 godziny droga powrotna mija szybko i przyjemnie. Po dotarciu do Krakowa wysiadam na ostatnim przystanku, wracam na rower i ruszam w stronę domu. Jakieś 15 minut później wycieczka jest oficjalnie skończona.

Kraków - Katowice rowerem, mapa
Mapa i profil wysokościowy pokonanej tego dnia trasy Kraków – Katowice.

Podsumowanie wycieczki

Myślę, że podczas tego wyjazdu miałem zarówno trochę pecha, jak i sporo szczęścia. Nie doceniłem spowalniającego mnie wiatru, po drodze zbyt chętnie trwoniłem czas na liczne przerwy. Pomogła jednak umyślnie zaplanowana rezerwa oraz zdobyte wcześniej doświadczenie w radzeniu sobie z awariami.

Choć tak na prawdę, to moja sytuacja wcale nie była taka zła. Były przecież kolejne pociągi, więc bez problemu mógłbym kupić kolejny bilet. To przecież miasto wojewódzkie, a nie jakieś totalne odludzie, skąd nie da się wydostać po zmroku.

Ok, abstrahując od problemów, ta trasa całkiem mi się podobała. Trafiłem na parę fajnych atrakcji, z przyjemnością zwiedziłem kawałek Katowic. Żałuję jedynie, że nie mogłem tam spędzić więcej czasu. Bo jestem pewny, że to miasto ma do zaoferowania więcej niż parę popularnych budynków i parkowych alejek. Myślę jednak, że po prostu potraktuję to jako dobry pretekst, by kiedyś tam jeszcze wrócić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *