Jaroszowicka Góra: żółty szlak Klecza Górna – Gorzeń Górny
Leżąca na wschodnim skraju Beskidu Małego Jaroszowicka Góra to ciekawy cel na dłuższy spacer lub niezbyt wymagającą, górską wycieczkę. W tym tekście opisuję wejście na szczyt żółtym szlakiem prowadzącym z Kleczy Górnej oraz zejście do Wadowic przez Gorzeń Górny i Goryczkowiec.
Po intensywnej, spędzonej na Wiślanej Trasie Rowerowej sobocie, w drugi dzień weekendu miałem ochotę na coś mniej wymagającego. Oczywiście, szkoda siedzieć w domu, szczególnie gdy prognozy pogody zapowiadają naprawdę ładną niedzielę. Jako cel wycieczki wybrałem więc Jaroszowicką Górę – jest dość blisko, dawno nie byłem, a i ludzi na tym szlaku przeważnie nie ma zbyt wielu.
Jaroszowicka Góra – informacje, szlaki, dojazd z Krakowa
Szczyt leży na granicy Beskidy Małego i Makowskiego. Choć jego przynależność budzi trochę kontrowersji, najczęściej zalicza się go do pierwszego z pasm. Wysokość też nie jest do końca jasna: niektóre źródła podają 541 metrów, choć szczytowa tabliczka informuje o wartości 544 m n.p.m.
Przez masyw prowadzą dwa szlaki turystyczne (kolor żółty i czarny), co sprawia, że na szczyt można dostać się czterema wariantami:
- żółtym szlakiem z Kleczy Górnej,
- żółtym z Gorzenia Górnego,
- czarnym z Łękawicy,
- czarnym z okolic Świnnej Poręby.
Żadna z opcji nie należy do szczególnie wymagających. Drogi na szczyt są łatwe, pozbawione długich i męczących podejść, a ich pokonanie to około 1 – 1,5 godziny marszu. Z zejściem pójdzie jeszcze szybciej.
Na Jaroszowicką Górę można też dojść bezpośrednio z Wadowic, jednak wtedy do wariantu drugiego dokłada się parę kilometrów na wędrówkę czarnym szlakiem przez wzgórze o nazwie Goryczkowiec.
Jadąc własnym samochodem, nietrudno będzie znaleźć darmowe miejsce postojowe przy szlakach. W przypadku komunikacji publicznej, można polegać na bardzo często kursujących busach relacji Kraków – Wadowice (wtedy łatwo o start z Kleczy Górnej lub Wadowic) albo jeżdżących nieco rzadziej połączeniach Wadowice – Sucha Beskidzka (dla zaczynających z Gorzenia Górnego lub Świnnej Poręby). Do Łękawicy, niestety, dostać się dość trudno. Z Krakowa nie jeździ tam chyba nic, więc zostają przesiadki i poleganie na ewentualnych lokalnych połączeniach.
Na Jaroszowicką Górę żółtym szlakiem z Kleczy Górnej
Dojazd busem z Krakowa poszedł bardzo sprawnie. Droga w niedzielny poranek zajęła niecałą godzinę i obyła się bez żadnych niedogodności. W Kleczy Górnej wysiadłem parę minut po 9-tej i od razu udałem w stronę dworca kolejowego, gdzie zaczyna się szlak.
Minąłem stary, nieco zaniedbany budynek i łatwo odnalazłem żółte oznaczenia. Niewiele dalej natknąłem się też na tabliczkę szlakowskazu informującą, że na Jaroszowicką Górę mam 1 godzinę marszu (moim zdaniem, dość optymistyczny szacunek, portal mapa-turystyczna podaje tu 1:30h, co jest bliższe możliwościom przeciętnego wędrowca).
Przekraczam krótki mostek nad rzeką Kleczanką, a następnie wchodzę pomiędzy zabudowania miejscowości. Po lewej stronie cały czas mam wysoki, kamienny mur – to ogrodzenie lokalnego zabytku, który stanowi dwór z XIX wieku wraz ze sporych rozmiarów ogrodem. Niestety, nie znalazłem okazji, by zajrzeć na teren posiadłości. Więcej o niej dowiedziałem się dopiero w domu.
Później wychodzę na drogę łączącą Kleczę z Łękawica, jednak już po kilku minutach znów skręcam pomiędzy pola i jednorodzinną zabudowę. Do lasu coraz bliżej. Szczyt góry też mam cały czas w zasięgu wzroku.
Z przyjemnością wchodzę pomiędzy drzewa. Podejście zaczyna się niemal od razu, jednak nie jest szczególnie strome. Większym problemem jest stan szlaku. Choć na oznaczenie nie można narzekać, to ścieżka chyba nie jest zbyt często używana. Pełno na niej zarośli i połamanych gałęzi. Po chwili przedzierania się przez to wszystko, poddaję się i wyznaczam jakieś obejście po prawej stronie w odległości kilkunastu metrów od oficjalnego przebiegu trasy.
Ten problematyczny odcinek nie był jednak długi. Po kilkuset metrach trafiam już na „normalną”, szeroką drogę gruntową. Dzięki ostatnim słonecznym dniom nie ma na niej nawet wiele błota. Łagodnieje też nachylenie zbocza, więc idzie się zdecydowanie łatwiej.
Niedługo później docieram do miejsca oznaczonego tabliczką z napisem „Bystra”. To jakiś pomniejszy szczyt? Przełęcz? Nie wygląda na żadne z nich. W internecie też ciężko znaleźć jakieś informacje.
Kolejne kilkaset metrów marszu i żółty szlak łączy się z czarnym, prowadzącym od Łękawicy. Równoległe z tą trasą idzie też małopolski fragment Drogi Świętego Jakuba oznaczony białą muszlą na niebieskim tle. Ten symbol będzie mi dziś towarzyszył aż to Wadowic (choć nie zawsze szlaki będą się pokrywać).
Stąd na szczyt już tylko kilkanaście minut. Najpierw powoli nabieram wysokości, później trochę schodzę, by w końcu zaliczyć ostatnie podejście na wierzchołek . A właściwie na jeden z kilku wierzchołków, bo ponoć Jaroszowicka Góra ma ich aż cztery. W każdym razie, ja wchodzę na ten najwyższy, oznaczony tabliczką z wysokością 544 m. n.p.m.
Na szczycie spotykam 4-osobową grupę. To pierwsi ludzi, na jakich trafiłem od wyjścia z busa. Jak widać, nawet przy ładnej pogodzie szlak nie należy do szczególnie popularnych. Choć może po prostu jest jeszcze zbyt wcześnie? Ledwo minęła 10-ta, a biorąc dodatkowo pod uwagę wczorajszą zmianę czasu, dla wielu może to być dopiero poranek.
Jaroszowicka Góra – Gorzeń Górny, zejście żółtym szlakiem
Chwila odpoczynku, jedzenie, picie, zdjęcia. Widoków niestety brak, ponieważ cały masyw jest gęsto zalesiony. Bez przeciągania, po zaledwie paru minutach od wejścia, odbijam na północ i kieruję się w stronę Gorzenia Górnego.
Na pierwszych kilkuset metrach wysokość wytracam dość szybko. Po dojściu do kapliczki na chwilę robi się łagodniej, ale później ścieżka znów zaczyna ostrzej opadać.
Zejście okazuje się dość szybkie. Droga cały czas jest szeroka i wygodna, choć więcej jest tu luźnych kamieni, wymagających trochę ostrożności przy stawianiu kroków. Szczególnie jedno miejsce zapamiętałem jako mniej przyjemne. Na szczęście, gdy ten odcinek się kończy, szlak już do podstawy góry nie sprawia żadnych problemów.
Po niecałej pół godzinie marszu wychodzę z lasu, niemal nad samym brzegiem rzeki Skawy. Zmianę krajobrazu odbieram pozytywnie, choć wiem też, że przez najbliższe kilkadziesiąt minut czeka mnie sporo łażenia po asfalcie i zwiedzania wiejskich zabudowań.
Najpierw ruszam wzdłuż Skawy po publicznej, choć niezbyt ruchliwej drodze. Na pobliskim moście przechodzę na drugi brzeg i zagłębiam się w jednorodzinną zabudowę Gorzenia Górnego. Okolica jest na szczęścia dość zadbana. Nie straszy rozlatującymi się stodołami, stertami śmieci i wyskakującymi znienacka psami (no cóż, takie mam skojarzenia z niektórymi położonymi w górach wioskami). Generalnie, turystyczna infrastruktura też ma się nieźle. Spotkałem paru ludzi na rowerach i wyruszających na piesze wędrówki.
W pewnym momencie szlak przecina ruchliwą drogę krajową 28, a później znów wkracza pomiędzy zabudowania Gorzenia. Niewiele dalej żegnam się z żółtymi oznaczeniami. Od teraz, aż do centrum Wadowic będę trzymał się koloru czarnego.
Czarnym szlakiem przez Goryczkowiec (Dzwonek) do Wadowic
Już na samym początku muszę być bardzo uważny. Po ledwie kilkudziesięciu metrach szlak zbacza z ulicy i skręca między domy. Wygląda to dosłownie jak wejście na czyjeś podwórko. Czarna strzałka co prawda jest, ale nisko nad ziemią i już trochę wytarta. Łatwo przegapić, co zresztą zdarzyło mi się w parę lat temu.
A więc, komuś na podwórko. Choć właściwie, to jedynie przez czyjś dojazd do garażu. Dalej szlak prowadzi skrajem pola uprawnego w stronę lasu. Trochę dziwny fragment, ale cóż – i takie się w naszych górach zdarzają.
Po wejściu do lasu ścieżka wyrywa ostro w górę. Podejście, choć krótkie, może dać trochę w kość. Na szczęście, tylko początek jest bardziej stromy, dalsza droga na szczyt Goryczkowca nie stanowi już wyzwania.
Na szczyt docieram po kilku, może kilkunastu minutach marszu. Nie jest to duża góra, od podstawy do szczytu nie ma nawet stu pionowych metrów. Towarzyszy mi oznaczona niebieskim kolorem ścieżka edukacyjna, którą wytyczono po lesie porastającym pagórek.
Na wierzchołku ciężko znaleźć jakiekolwiek atrakcje. Brakuje nawet tabliczki z nazwą i wysokością. Skręcam więc za oznaczeniem szlaku i po chwili wychodzę z lasu na otwarty teren. Z polany mam ciekawy widok na niektóre szczyty Beskidu Małego, więc to tu przystaję na chwilę przerwy.
Można powiedzieć, że tu kończy się ciekawa część wycieczki. Dalej mam jeszcze około godziny marszu przez zabudowania Gorzenia Dolnego oraz Wadowic. Niemal wyłącznie asfaltowymi drogami lub chodnikiem. Nic szczególnie przyjemnego, ale jakoś do autobusu trzeba się dostać.
Po paru kilometrach przedzierania się przez domki na obrzeżach i osiedla bliżej centrum, docieram na rynek w Wadowicach. To dość znane miejsce, ładne i pełne turystów o chyba każdej porze dnia. Sam też zatrzymuję się na chwilę.
Czarny szlak prowadzi dalej w stronę dworca autobusowego. Nie chcę tam jednak iść. Znam bliży przystanek, z którego łatwo będzie mi się dostać do Krakowa. Idę kawałek wzdłuż ulicy Lwowskiej, a stamtąd, po ledwie paru minutach czekania, wsiadam na pokład prawie pustego busa, który zabiera mnie w stronę domu.
Podsumowanie wycieczki
Razem wyszło niecałe 3 godziny chodzenia. Więc faktycznie (nawet biorąc pod uwagę moje dość żwawe tempo), jest to krótka, niezbyt wymagająca wycieczka, z którą nawet początkujący turysta da sobie radę.
Czy warto wybrać się na Jaroszowicką Górę? Myślę, że tak, choć należy mieć na względzie, że nie ma tam jakichś wielkich atrakcji. Szczyt wśród drzew, brak widoków po drodze, konieczność przejścia paru kilometrów przez wioski. Na pewno są ładniejsze miejsca w polskich górach.
Zaletami Jaroszowickiej Góry są natomiast dobre oznaczenie trasy, brak tłoków na szlaku oraz dogodny dojazd z Krakowa. Gdy ktoś mieszka w pobliżu, albo dużo chodzi po górach i szuka miejsca, w którym jeszcze nie był, raczej się nie rozczaruje.
Mapa przebytej trasy: