Na Małym Szlaku Beskidzkim – odcinek Palcza – Myślenice

Ostatnie dni były dla mnie dość luźne. Niby jestem w głównej fazie treningu pod marcowy półmaraton, ale ten tydzień miałem „wypoczynkowy”, więc i weekend nie chciałem się wymęczyć. Z drugiej strony, szkoda siedzieć w domu, gdy pogoda dopisuje. Co prawa Kraków cały w smogu, ale w górach powinno być lepiej. W sam raz na jakiś lekki, kilkugodzinny spacer.

Miałem oczywiście przygotowanych parę tras na tę okazję. Jedną z nich był odcinek Palcza – Myślenice, będący fragmentem Małego Szlaku Beskidzkiego. Chciałem go kiedyś przebiec w ramach treningu albo przedreptać z Martyną jako przygotowanie pod dłuższe wędrówki, jednak ona obecnie chora, więc zapadła decyzja, że jadę teraz.

Cele nie były zbyt ambitne: spokojne przejście, aktywny wypoczynek, poznanie okolicy i kontakt z przyrodą. Nic więcej – nie zawsze musi być wyrypa ;)

Opis trasy i logistyka

Odcinek ma około 20 kilometrów długości. Zaczyna się w Palczy, kończy w Myślenicach. Idzie się 564 metry w górę i 733m w dół. Trasa ma tę zaletę, że prowadzi w większości przez las. Nie trzeba iść zbyt długo „przez wiochy”, za czym ja osobiście nie przepadam. W Małopolsce (pewnie gdzie indziej również) pełno jest właśnie takich szlaków, gdzie na początku trzeba iść parę kilometrów wśród zaniedbanych domów, uważając na bezpańskie psy i znosząc podejrzliwe spojrzenia miejscowej starszyzny. Im mniej takich doświadczeń, tym lepiej.

Tak więc: zaczyna się niemal od razu przy lesie, a kończy w całkiem cywilizowanych Myślenicach. Po drodze tylko na krótkim odcinku występują jakieś inne zabudowania. Nie należy się też spodziewać tłumów na tym szlaku.

Najwyższym punktem na trasie jest Babica (728 metrów) – lokalny szczyt, ale ciężko powiedzieć coś więcej o tej górze. Nawet wpis na Wikipedii o niej ma tylko 1 akapit. Wierzchołek jest zalesiony, a podejście na tyle łagodne, że gdyby nie tabliczka na szczycie, to ciężko byłoby się zorientować, że doszło się w jakieś szczególne miejsce.

Dojazd i powrót z Krakowa busami jest banalnie prosty. Do Palczy jeździ paru przewoźników (kursy na Zawoję, Suchą Beskidzką, Żywiec, niektóre busy do Jordanowa), a w niektórych porach dnia odjazdy są nawet co kilkanaście minut. Jedzie się godzinę lub nieco dłużej, w zależności od miejsca wsiadania.

W drugą stronę też łatwo. Myślenice są na trasie wszystkich połączeń z Zakopanego, Rabki Zdrój, Mszany Dolnej, Szczawnicy i pewnie jeszcze paru innych miast. Jest też wiele mniejszych przewoźników kursujących bezpośrednio z Myślenic do Krakowa. Jedyne (choć drobne przy gęstej sieci połączeń) problemy są takie, że istnieje kilka różnych tras przejazdu tych busów przez miejscowość (część przez Zakopiankę, część przez centrum), a te dalekobieżne niekiedy bywają przepełnione. Czas jazdy do Krakowa to jakieś 30-45 minut, chyba, że trafią się korki na Zakopiance, wtedy górny limit nie istnieje (dlatego lepiej nie wracać na przykład w niedzielę wieczorem po długim weekendzie lub końcówce ferii).

Wrzucam jeszcze mapki ze znanej i lubianej Mapy Turystycznej. Jak widać, zakładany przez nią czas przejścia odcinka wynosi 5 godzin i 50 minut.

Relacja

Na tak krótką trasę, nie ma potrzeby zrywać się wcześniej z łóżka. Wstaję standardowo o 6:00, spokojnie coś zjadam i przygotowuję prowiant oraz inne niezbędne rzeczy. W sumie zabieram około 1500 kcal jedzenia i 2,5 litra picia (2 termosy z herbatą plus 1 mała butelka z kranówką). Wychodzę z mieszkania sporo po 7-mej i postanawiam złapać transport z przystanku na Rondzie Matecznego.

Czekam niecałe 5 minut i wsiadam do busa jadącego na Jordanów. Zajmuję pierwsze wolne miejsce, obok jakieś osoby. Okazuje się to być pozytywnie nastawiony do życia starszy pan, z którym da się całkiem miło pogadać. Godzina podróży mija szybko i przyjemnie. Pod koniec wyciągam telefon i włączam GPS, żeby nie przegapić przystanku – standardowa procedura, gdy jadę w nowe miejsce.

Wysiadam w Palczy około 8:30. Pierwszym co czuję, to okropny smród smogu. A myślałem, że w Krakowie jest dziś źle… Choć w sumie czemu ja się dziwię? Wioska pomiędzy górami, dzień bez wiatru, sezon grzewczy. U moich rodziców mieszkających na wsi w płaskim terenie też jest w zimie nieciekawie, więc problem z pewnością dotyczy całego regionu.

No nic, byle dotrzeć jak najszybciej do lasu. Przystanek na którym wysiadłem nie jest niestety tuż przy szlaku, więc muszę kawałek podejść wzdłuż drogi 956. Dobrze, że jest chodnik. Po paru minutach docieram do miejsca, gdzie pojawiają się biało-czerwono-białe oznaczenia (przy kapliczce). Skręcam w lewo i mogę powiedzieć, że oficjalnie zaczynam wędrówkę Małym Szlakiem Beskidzkim. Idę delikatnie pod górę asfaltową drogą i mijam parę zabudowań (zawsze w takich momentach trochę się boję, że wyleci na mnie jakiś mniejszy lub większy pies). Kończą się one jednak równie szybko, jak asfalt. Gruntową drogą wchodzę do lasu i w końcu mogę odetchnąć w miarę świeżym powietrzem.

Wbrew temu, co się spodziewałem, śniegu jest bardzo mało, grunt jest pokryty jedynie świeżą, cienką warstwą (może to szron po nocy?). I po co te stuptuty brałem? Okażą się pewnie równie nieprzydatne, co grube rękawiczki i zapasowa bluza. Ale cóż, myślę, że lepiej nieść trochę więcej, niż potem żałować, że brakuje.

Na szlaku idzie praktycznie cały czas idzie się szeroką drogą gruntową
Chociaż jest środek zimy, śniegu nawet w górach jest bardzo mało

Po niecałej półgodzinie marszu znów trafiam na zabudowania. To jakiś przysiółek Harbutowic (wioska na drodze do Palczy) położony w nieco trudniej dostępnym terenie. Powiedziałbym, że całkiem urocze miejsce do zamieszkania, gdyby nie to, że ponownie czuję smród z kominów. Nieco przyspieszam kroku, aby jak najszybciej minąć domy.

Parę minut i mam je za sobą. O ile dobrze kojarzę z mapy, kolejne budynki powinny być dopiero w Myślenicach. Za tą osadą ponownie wchodzę do lasu i rozpoczyna się pierwsze mocniejsze podejście. Niedługie, ale w końcu da się poczuć, że jest pod górę. Szlak szybko łagodnieje i później prowadzi mnie na Babicę Zachodnią. Miejsce nie wyróżnia się niczym szczególnym, oprócz paru szlakowskazów. Jeden z nich mówi na przykład, że do Myślenic jeszcze 4 godziny drogi. Można również odbić niebieskim szlakiem na południe. Swoją drogą, ten niebieski to kawał szlaku – prowadzi z Brzeźnicy do miejscowości Kacwin (nie wiem, jak to odmienić – Kacwinu? Kacwina?) i ma ponad 140km długości. Czyli podobnie, jak Mały Szlak Beskidzki, choć jest zdecydowanie mniej znany.

Idę dalej i trafiam na całkiem fajne miejsce. Z jednej strony zadaszony stolik z ławkami, z drugiej spora polana z ładnym widokiem na kilka górek Beskidu Makowskiego. Dobre miejsce na chwilę przerwy. Jem, piję, podziwiam widoki i bawię się aparatem, próbując zrobić jakieś choć przyzwoite zdjęcia – wiem, że mam w tym temacie sporo do nauki przed sobą.

Spojrzenie na południe. W oddali widać nawet Babią Górę

Z tego miejsca, do Babicy, będącej najwyższym punktem na trasie, mam już niedaleko. Podejście pod szczyt jest bardzo łagodne, a sam wierzchołek nie jest specjalnie uroczy. Ot, szczyt zalesionego pagórka. Na jednym z drzew wisi żółta tabliczka z napisem „Babica” oraz podaną wysokością 728m n.p.m. Nie prowadzi tu żaden inny szlak, więc można albo wracać, albo iść dalej czerwonym.

Tabliczka na szczycie Babicy

Ja wybieram to drugie. Przede mną teraz długi leśny odcinek, przeważnie delikatnie nachylony w dół. Czasem trafia jakaś polana albo mniej gęsty las i można rzucić okiem na inne grzbiety górskie. Pomiędzy nimi powoli gromadzą się chmury. Zaczynając wycieczkę miałem niemal czyste niebo, teraz pogoda trochę się pogarsza.

W pewnym momencie zaczyna mi się dłużyć. Szlak jest niestety dość monotonny – cały czas prowadzi szeroką drogą gruntową i oferuje jednorodne widoki. O jakichkolwiek trudniejszych fragmentach też nie ma mowy.

Mija trochę czasu zanim docieram do kolejnego jakoś wyróżniającego się punktu. To skrzyżowanie szlaków Pod Sularzową (sama Sularzowa była nieco wcześniej – mały lokalny wierzchołek, nawet w żaden sposób nie oznaczony, więc dowiedziałem się o nim dopiero w domu z mapy). Zaczyna się tam zielony szlak prowadzący między innymi na Kotoń Zachodni, będący podobnie wysoką górą jak te, które zdobywam dzisiaj.

Krajobraz i szlak cały czas są raczej niezmienne
Pod koniec pogoda nieco się pogorszyła i chmury ograniczały widoczność

Z tego miejsca do Myślenic mam już około godziny (no, może nieco więcej, zakładając umiarkowane tempo marszu). Droga prowadzi już niemal wyłącznie w dół, pod koniec nawet stromiej niż gdziekolwiek do tej pory. Krajobraz nie zmienia się aż do wyjścia z lasu, gdzie muszę jeszcze przejść jakiś kilometr wśród otaczających miasto pól uprawnych. Jedyną atrakcją na tym odcinku jest dziurawy pień wielkiego, starego drzewa, przez którego środek można bez problemów przejść (i patrząc na to, jak wydeptana jest ścieżka, wiele osób tak właśnie robi).

W końcu wchodzę pomiędzy zabudowania. Pozostaje mi jedynie znaleźć przystanek, skąd będę mógł wrócić do Krakowa. Ku mojemu zaskoczeniu, mam z tym nieco problemów, choć byłem już w Myślenicach wiele razy. Trochę błądzę w okolicach rynku, potem poddaję się i pytam kogoś o drogę. W sumie byłem już całkiem blisko, ale dzięki podpowiedzi w parę minut docieram do celu. Autobus przyjeżdża chwilę później, praktycznie cały pusty.

Podsumowanie

Zrobiłem całą trasę w około 4 godziny. Ściąłem więc prawie 1/3 czasu, ale szczerze mówiąc nie czuję, żebym szedł szczególnie szybko. Może Mapa Turystyczna nieco przeszacowuje ten odcinek. Wydaje mi się, że w 5h spokojnie każdy da radę (oczywiście jeśli nie ma dużo śniegu, grząskiego błota, czy innych utrudniaczy). Ciężko też mówić o jakimś zmęczeniu – miał być wypad regeneracyjny i był.

Zastanawiam się jednak, czy mogę komuś polecić tę trasę. Z jednej strony jest to całkiem przyjemny, spokojny spacer wśród drzew, z drugiej – na szlaku nie ma nic szczególnie ciekawego. Po pewnym czasie może znudzić monotonią. Oczywiście, nie żałuję pójścia tamtędy, ale wydaje mi się, że jest w okolicy parę ciekawszych tras. Jako przykład mogę podać odcinek żółtego szlaku położonego nieco na północ. Start w Sułkowicach, koniec w Myślenicach. Jest krótszy, ale ma fajne podejścia i oferuje nieco więcej atrakcji. Palcza – Myślenice można natomiast zrobić przy okazji wędrówki całym Małym Szlakiem Beskidzki. Będzie miłym odpoczynkiem po bardziej wymagających górach w Beskidzie Małym i przed szczytami Beskidu Wyspowego.

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *