Grań Fajek – przejście z Żółtej Przełęczy na Skrajny Granat
Krótka, niezbyt trudna, z litą skała i sporą ekspozycją – tak można by w skrócie opisać Grań Fajek, znajdującą się w otoczeniu Doliny Gąsienicowej. Myślę, że jest to dość ciekawa propozycja dla początkujących taterników i to właśnie relacji z jej przejścia zostanie poświęcony niniejszy artykuł.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Odkąd zacząłem się wspinać, Tatry stały się dla mnie większe. Mam teraz dostęp do wielu szczytów, grani i ścian, o których wcześniej mogłem tylko pomarzyć. Fakt, wciąż jestem bardzo początkującym taternikiem, jednak wycena I nie jest już limitem moich możliwości oraz granicą bezpieczeństwa, której wolałbym nie przekraczać. Z coraz większą śmiałością patrzę na cyfry II, III, może nawet IV, dostrzegając, jak wiele można zrobić w tym zakresie. To zupełnie nowy świat, które eksploracja zajmie mi długie lata.
Od czegoś trzeba jednak zacząć. Pierwsze kroki nie powinny być zbyt ambitne i lepiej niech nawiązują do tych już poczynionych w przyszłości. A że w poprzednim sezonie udało mi się między innymi wejść na Mnicha i przejść Grań Kościelców, to teraz, wraz z Markiem decydujemy się na coś o podobnych trudnościach: położoną w otoczeniu Doliny Gąsienicowej, Grań Fajek.
Grań Fajek – podstawowe informacje
Grań Fajek ciągnie się od Żółtej Przełęczy po Pańszczycką Przełęcz, choć jej główne trudności skupione są wokół wierzchołków Wierchu pod Fajki. Droga posiada wycenę II, co czyni ją jedną z łatwiejszych propozycji dla taterników chcących się wspinać w okolicach Doliny Gąsienicowej.
Oprócz niewielkich trudności, Grań Fajek posiada inne cechy sprzyjające początkującym. Jest dość krótka, łatwo dostępna, ma litą skałę i gotowe stanowiska do zjazdów. Oprócz tego, jest prostu ładna oraz oferuje ciekawe, urozmaicone wspinanie w miejscami sporej ekspozycji. W sam raz, by nabrać doświadczenia przed jakimiś ambitniejszymi przejściami.
Wierch pod Fajki oraz prowadząca przez niego grań znajdują się w terenie udostępnionym do uprawiania taternictwa. Zgodnie w przepisami TPN, działać może tam każdy, pod warunkiem zamieszczenia odpowiedniego wpisu w Książce Wyjść Taternickich (online lub w którymś ze schronisk, gdzie znajdują się papierowe wersje Książki). Po skończonym przejściu, należy oczywiście zgłosić powrót.
Grań Fajek można pokonywać w dwie strony, choć wydaje mi się, że częściej spotykanym kierunkiem jest ten od Żółtej Przełęczy po Pańszczycką Przełęcz. Na pewno jest to wariant nieco łatwiejszy, gdzie dwa bardziej wymagające uskoki pokonuje się przy pomocy zjazdów. To właśnie ten kierunek zostanie opisany w niniejszym artykule.
A co zabrać ze sobą na Grań Fajek? Na pewno przyda się uprząż, kask, co najmniej 30-metrowa lina (moim zdaniem 40-50 metrów będzie optymalne, jeśli chcemy iść z pojedynczą), przyrząd asekuracyjno-zjazdowy, repsznur, karabinki, parę pętli, zestaw kości i kilka friendów. Droga jest bardzo dobrze asekurowalna i praktycznie co chwilę znajdziemy tam dobre miejsce do osadzenia jakiegoś przelotu.
Przejście Grani Fajek – relacja z wycieczki
Dojazd do Brzezin
Na ten wypad wybieramy się dwójkę. Startujemy z Krakowa w godzinach nocnych, szybko opuszczamy miasto i po Zakopiance kierujemy się na południe. Tą drogą docieramy aż do Poronina, gdzie odbijamy na Murzasichle, a po minięciu tej miejscowości jedziemy jeszcze parę kilometrów na południe. Samochód zostawiany w okolicy Brzezin, na przydrożnym parkingu.
Dojście na Halę Gąsienicową
Po wejściu na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego trafiamy na czarny szlak, którym będziemy się chcieli dostać na Halę Gąsienicową. To najłatwiejsza z prowadzących tam tras, jednak jeśli mogę sobie pozwolić na szczerość, również najmniej ciekawa. Praktycznie cały czas idzie się szeroką, niezbyt stromą drogą, prowadzącą przez Dolinę Suchej Wody. Nasze przejście zajęło około 1 godziny i 20 minut, jednak zaczęło się dłużyć znacznie wcześniej.
Szlaki nad Czarny Staw Gąsienicowy i na Skrajny Granat
Po minięciu schroniska na Hali Gąsienicowej zmieniamy kolor prowadzącego nas szlaku na niebieski i ruszamy w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Szybko docieramy do pobliskiego rozdroża, tam odbijamy na południe i wchodzimy wgłąb doliny, ciesząc się coraz ładniejszym otoczeniem.
Po chwili marszu wzdłuż zbocza Małego Kościelca docieramy nad Czarny Staw. Tam robimy sobie krótki postój, a następnie, nadal trzymając się niebieskiego koloru, obieramy kierunek na Zawrat. Na samą przełęcz nie zamierzamy oczywiście wchodzić. Mija parę minut i będąc mniej więcej w połowie obejścia wschodniego brzegu, dochodzimy do kolejnego skrzyżowania.
Skręcamy na żółty szlak, zaczynając podejście w kierunku Skrajnego Granata. Zanim zejdziemy ze szlaku i odbijemy w stronę naszej dzisiejszej drogi wspinaczkowej, będziemy musieli pokonać około połowy tego podejścia. Pod względem technicznym, będzie to łatwiejsza połowa, jednak i tak będzie okazja się zmęczyć.
Najbardziej wymagający jest chyba sam początek. Podchodząc stromymi zakosami wśród kosówki, szybko nabieramy wysokości, zostawiając za sobą taflę Czarnego Stawu. Potem, gdy trawersujemy zbocze Żółtej Turni, robi się nieco łagodniej. W pewnych miejscach trzeba nawet nieco zejść, choć tylko po to, by zaraz później z nawiązką odzyskać wytracone metry.
Wejście na Żółtą Przełęcz
Ze szlaku schodzimy po dotarciu na wysokość Żółtej Przełęczy. Miejsce jest dość charakterystyczne. Na przełęcz prowadzi szeroki, w większości trawiasty żleb, a dodatkowym punktem orientacyjnym może być skalna fajka wyrastająca po prawej części podejścia (widać ją na środku poniższego zdjęcia).
Opuszczając żółty szlak warto pamiętać, by nie robić tego zbyt wcześnie. Lewa część żlebu jest bowiem znacznie bardziej krucha i nieprzyjemna. Lepiej chwilę poczekać i podejść jeszcze kawałek, aż do trafienia na dość wygodną i łatwo rozpoznawalną ścieżkę, prowadzącą ku przełęczy.
Podejście jest umiarkowanie strome, dość wygodne i pozwala na szybkie nabieranie wysokości. Idziemy wąskimi zakosami, sprawnie docierając na wysokość wspomnianej wcześniej fajki. Gdzieś w jej okolicy teren robi się bardziej kruchy, a nachylenie zbocza wzrasta. Dodatkowo, żleb rozgałęzia się na dwie części, co może zasiać odrobinę wątpliwości w kwestii dalszej drogi. Warto więc pamiętać, że aby trafić na przełęcz, w tym miejscu należy skończyć z trzymaniem się prawej strony i obrać kierunek na lewą odnogę żlebu.
W górnej części podejścia idziemy jeszcze po średniej wielkość kamieniach, natomiast sama końcówka jest już trawiasta i łagodniej nachylona. Generalnie, od momentu zejścia ze szlaku, na przełęcz docieramy dość szybko i bezproblemowo.
Grań Fajek – od Żółtej Przełęczy, przez Wierch pod Fajki, po Pańszczycką Przełęcz
Na Żółtej Przełęczy robimy sobie dłuższą przerwę. Najpierw coś jemy i uzupełniamy płyny, potem postanawiamy się „oszpeić”. Zakładamy uprzęże, przypinamy do nich ekspresy, kości, friendy, pętle i inny niezbędny sprzęt. Buty wspinaczkowe oraz liny zostają jeszcze w plecach – te rzeczy przydadzą się dopiero później, gdy trudności zaczną wymagać stosowania asekuracji.
Gdy wszystko jest gotowe, ruszamy na południe i zaczynamy przejście grani. Jej początek wita nas kilkumetrowym uskokiem, który obchodzimy po skośnej, lekko eksponowanej półce po lewej stronie. Powyżej teren znów jest trawiasty i przez jakiś czas pozbawiony trudności.
Ten fragment można przejść ścieżką po trawkach albo odbić nieco w prawo i próbować „szukać wyzwań” na grani. My staramy się robić to drugie, choć szczerze mówiąc, nie jest to zbyt ambitny teren. Oprócz skalnych bloków wciąż jest tu sporo trawek, aczkolwiek pobliska przepaść prezentuje się całkiem nieźle.
Z czasem grań zaczyna się zwężać. Jej trudności wciąż można omijać przy pomocy ciągnącej się kilka metrów niżej ścieżki, jednak taka sytuacja nie utrzyma się już zbyt długo.
W pewnej chwili, między dwoma blokami tworzącymi grań dostrzegamy zarzuconą na głaz pętlę. Widząc, że na dalszym odcinku trudności wyraźnie rosną, postanawiamy się tu zatrzymać, wyjąć liny i rozpocząć wspinaczkową część przejścia. Ja dodatkowo decyduję się na założenie butów wspinaczkowych (te jednak nie są tu niezbędne), podczas gdy Marek chce kontynuować w podejściówkach.
Prowadzenie pierwszego odcinka przypada mi. Wchodzę na skały tworzące wąską grań i ostrożnie poruszam się do przodu. Teren jest lekko nachylony do góry, jednak nie jest to duży kąt. Przez kilka pierwszych metrów, grani towarzyszy jeszcze ścieżka obejściowa, lecz teraz nawet nie rozważam jej używania. Po prostu bawię się na skale, od czasu do czasu zakładając jakiś przelot z kości czy frienda.
Po kilku minutach docieram do niewielkiego wcięcia w grani, które pokonuję bez większego problemu. Kolejny głaz obchodzę od prawej strony, gdzie dostrzegam solidne stanowisko z dwóch spitów. Wygląda na to, że właśnie dotarłem na niższy, północno-zachodni wierzchołek Wierchu pod Fajki.
Wpinam się do stanowiska, po czym zajmuję asekuracją idącego „na drugiego” partnera. Gdy jesteśmy już razem, przechodzimy do zjazdu. Ten nie jest wysoki (ma tylko parę metrów), więc idzie nam dość sprawnie. W międzyczasie, mijamy się z jakimś TOPR-owcem, który pokonuje Grań Fajek w przeciwnym kierunku, bez używania asekuracji.
Drugi wyciąg prowadzi Marek. Odcinek wiedzie na główny, nieco wyższy wierzchołek Wierchu pod Fajki i również nie jest zbyt długi. Trudności sięgają I, więc nie jest to szczególnie wymagające wspinanie, choć praktycznie cały czas przebywa się w bardzo przepaścistym terenie.
Podczas dzisiejszego przejścia, jak zresztą na większości wspinaczek, stosujemy krótkofalówki. Dzięki nim, nawet przy wietrznej pogodzie albo po stracie partnera z oczu, komunikacja jest bezproblemowa i obywa się bez irytujących krzyków. Gdy więc dostaję przez krótkofalówkę sygnał, że Marek skończył swój wyciąg, sam zaczynam przygotowywać się do przejścia.
Pierwszy fragment prowadzi po wąskiej grańce, gdzie dobrze sprawdziły się przeloty z pętli. Na następnym odcinku muszę obejść jeden wystający blok, a po czym odrobinę zejść. Parę metrów dalej znów wspinam się do góry, trafiając na kolejny, mocno przepaścisty odcinek. Jego główną atrakcją jest „ścięty”, gładki głaz, który przechodzi się trzymając ręce na górnej krawędzi.
Za tym miejscem grań odbija do góry. Do przewspinania jest stromy uskok o jedynkowych trudnościach. Skała jest tu dobrze spękana, więc z osadzaniem przelotów nie powinno być żadnego problemu.
Pokonawszy ściankę, docieram do Marka, który założył tu stanowisko z pętli zarzuconej na jeden z głazów. Jesteśmy obecnie na południowo-wschodnim wierzchołku Wierchu pod Fajki, w najwyższym (2138 metrów) miejscu całej Grani Fajek.
Po przekazaniu sprzętu zamieniamy się prowadzeniem i zaczynamy trzeci wyciąg. Jego początek jest dość łatwy i prowadzi szeroką, obniżającą się granią. Zeroplusowy teren ciągnie się przez kilkanaście metrów, aż do wyraźnego wcięcia, za który wyrasta potężny, pionowy i niemal zupełnie gładki blok. Jego trudności wydają się być zdecydowanie poza moim zasięgiem (a na pewno poza dwójkową wyceną grani), więc nawet nie próbuję się z nim mierzyć, lecz od razu szukam obejścia z lewej strony.
Po lewej stronie bloku ciągnie się wygodna, trawiasta ścieżka. Idę nią przez parę metrów, cały czas rozglądając się na miejscem pozwalającym wrócić na górę. W końcu coś znajduję, choć wydaje mi się, że trudności są tu większe niż II. Mimo wszystko, postanawiam spróbować. Dopiero później dowiem się, że łatwiej byłoby dotrzeć do końca obejścia i tam wyjść na grań.
Gdy udaje mi się wdrapać na ten wielki, skalny blok, teren robi się o wiele łatwiejszy. Idąc po szerokiej grani, przez chwilę się obniżam, potem docieram do głazu, na który zarzucona jest duża pętla z liny. To tu zakładam stanowisko kończące wyciąg.
Prowadzenie kolejnego, ostatniego już odcinka przejmuje Marek. Nie jest to długi wyciąg, jednak posiada parę ciekawych trudności. Najpierw mierzy się z nimi mój partner, a gdy po kilkunastu minutach dostaję sygnał, że stanowisko jest gotowe, ja też mam okazję trochę się „pobawić”.
Na pierwszych metrach tego fragmentu poruszam się nieco poniżej ostrza grani, po jego lewej stronie. Potem dochodzę do bloku, który z jakiegoś powodu kojarzy mi się z wybitym zębem. Jest wyraźnie odchylony w prawo i aby go pokonać, należy wykonać parę kroków w całkiem sporej ekspozycji. Technicznie, nie jest to jednak żadne większe wyzwanie.
Za „wybitym zębem” jest jeszcze kawałek łatwego, choć wąskiego terenu, a dalej kilkumetrowa turnia, powszechnie zwana Fajką. Można ją obejść od lewej strony (w dużej ekspozycji), jednak znacznie ciekawe jest wejście na samą górę. Moim zdaniem, nie jest to jednak trudność „dwójkowa”, lecz co najmniej poziom wyżej.
Jak można zauważyć na zdjęciu powyżej, na Fajce znajdują się dwa stanowiska. To niżej składa się z dwóch haków, wyższe ze spitów. Oba pozwalają zjechać na zachodnią stronę grani, dolne daje też okazję do poprowadzenia jeszcze jednego wyciągu, obchodzącego Fajkę. Co lepiej zrobić? Pewności nie mam, jednak my zdecydowaliśmy się zjeżdżać. Dalej i tak jest tylko parę metrów wspomnianego obejścia, a później stanowisko i również zjazd pod grań.
Kilkanaście metrów poniżej grani znajduje się wygodna, trawiasta ścieżka. Po skończeniu zjazdu ściągam linę ze stanowiska i zaczynam ją zwijać. Dziś już się raczej nie przyda.
Dojście na Pańszczycką Przełęcz, będącą miejscem kończącym Grań Fajek zabiera mi jedną, może dwie minuty. Poza delikatną ekspozycją, nie ma tu większych trudności. Gdy ów odcinek mamy już za sobą, postanawiamy zrobić chwilę przerwy i zdjąć z siebie resztę sprzętu.
Przejście przez Pańszczyckie Czuby
Z tego miejsca, do znakowanego szlaku mamy jeszcze kawałek. Opcje są dwie: zejście niezbyt przyjemnym żlebem w stronę żółtego szlaku na Skrajny Granat, albo dojście do pobliskiej Orlej Perci, wejście na wierzchołek Skrajnego Granata i dopiero wtedy zejście żółtym szlakiem. Druga z opcji jest nieco bardziej czasochłonna, jednak wydaje się wygodniejsza.
Ruszamy więc dalej na południe, w stronę dwóch niewielkich spiętrzeń grani, zwanych Pańszczyckimi Czubami. Pierwsza jest Skrajna, druga Zadnia. Obie o podobnych trudnościach, określonych cyfrą 0. Można więc je zdobyć dość łatwo, a przy okazji obejrzeć trochę ładnych widoków na Orlą Perć oraz pokonaną właśnie Grań Fajek.
Po prawej stronie Czub znajdziemy też ścieżkę, która pozwala je obejść. To może być dobra opcja dla osób, które są tu już któryś raz i nie chcą tracić sił na ponadprogramowe podejścia. Ja jednak obie Czuby chciałem odwiedzić, więc odrobina dodatkowego zmęczenia wcale mi nie przeszkadzała.
Po zdobyciu obu Pańszczyckich Czub zaczynam się obniżać i po krótkiej chwili docieram do Pańszczyckiej Przełączki Wyżniej. Z niej, goniąc Marka, który postanowił obejść Czuby, kieruję się w stronę Orlej Perci. Dojście do niej nie jest długie, jednak ścieżka ma trochę kruchych miejsc i nie należy do najprzyjemniejszych.
Wejście na Skrajny Granat
Wróciwszy na szlak, skręcamy w prawo i zaczynamy podejście w stronę wierzchołka Skrajnego Granata. Stąd nie mamy już daleko – ot, parę minut po kilkukrotnie zmieniającym kierunek szlaku, którego znaczna część została ubezpieczona łańcuchami.
Po chwili docieramy na wierzchołek. Chyba mamy sporo szczęścia, bo mimo wolnego dnia i ładnej pogody, nie ma tu teraz zbyt wielu osób. Możemy się więc rozsiąść i w spokoju uzupełnić stracone siły. Podczas przejścia grani raczej nie odżywialiśmy się zbyt regularnie.
Zejście ze Skrajnego Granata
W końcu postanawiamy schodzić. Po Orlej Perci cofamy się dosłownie kawałeczek, potem odbijamy na żółty szlak i zaczynamy się obniżać. Myślę, że skoro ten tekst jest poświęcony głównie przejściu Grani Fajek, to powrotu po szlakach raczej nie ma sensu już zbyt dokładnie opisywać. Mam zresztą inne artykuły poświęcone tej górze.
Wspomnę jedynie, że jest to szlak z kategorii tych umiarkowanie wymagających: miejscami stromy, czasem kruchy, z kilkoma łańcuchami w środkowej części. Pod wieloma względami jest jednak ciekawy i podczas schodzenia oferuje nam świetny widok na Czarny Staw Gąsienicowy oraz otaczające go szczyty.
Po zejściu w okolice stawu, skręcamy w prawo i niebieskim szlakiem udajemy się pod schronisko Murowaniec, położone w sercu Hali Gąsienicowej. Tam mijamy budynek praktycznie bez zatrzymania i schodzimy do Brzezin szlakiem koloru czarnego. Myślę, że pod kątem psychicznym, to właśnie ten odcinek był dla nas najbardziej wyczerpujący.
Grań Fajek – podsumowanie
Dobrze pamiętam, jak parę lat temu zainteresowałem się tym fragmentem polskich Tatr. Wierch pod Fajki znajdował się terenie udostępnionym do wspinaczki, więc szybko trafił na moją listę celów do odwiedzenia w bliżej lub dalszej przyszłości. Okazało się jednak, że na swoją kolej musiał trochę poczekać. Ze względu na kilka eksponowanych i technicznie wymagających fragmentów, raczej nie jest do góra dla „zwykłych” turystów, którzy szukają pozaszlakowych wrażeń. Tu warto mieć już trochę sprzętu i umiejętności, a nabycie tych ostatnich zajęło mi trochę czasu.
Czy było warto czekać? No pewnie, że tak! Może i Wierch pod Fajki nie jest ani jednym z najwyższych, ani jednym z najbardziej popularnych szczytów, jednak wciąż ma sporo do zaoferowania. Prowadząca przez niego grań jest bez wątpienia ciekawa, a do tego nie tak zatłoczona jak na przykład szalenie popularna Grań Kościelców. Moim zdaniem, to miejsce świetnie nadaje się na zbieranie taternickiego doświadczenia, również dla osób, które dopiero zaczynają zabawę z tą dyscypliną.