Wejście na Gerlach – droga przez Batyżowiecką Próbę (opis, trudności, zdjęcia)

Gerlach to szczyt, który kojarzy chyba każdy fan górskiej turystyki. Najwyższy nie tylko w Tatrach, ale i na terenie całych Karpat. Piękny, potężny, budzący pożądanie. Choć niedostępny szlakami turystycznymi, często odwiedzany przez wspinaczy oraz grupy wiedzione przez słowackich przewodników. Po wielu latach marzeń wchodzę tam i ja, korzystając z popularnej drogi prowadzącej przez tak zwaną Batyżowiecką Próbą.

Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.

Wejście na Gerlach kusiło mnie odkąd tylko zacząłem się bardziej interesować Tatrami. Nie jestem tu pewnie wyjątkiem – najwyższe szczyty dość łatwo przyciągają uwagę. Niestety, szybko dotarły do mnie również panujące tam realia: że trzeba przewodnika, że droga niełatwa i można pobłądzić, że nie lubią tam Polaków, pilnują, karzą mandatami i w ogóle jest nieprzyjemnie. Skrajnością były wręcz informacje o jakichś pobiciach albo wzywaniu helikoptera po samodzielnie wchodzących turystów. Nie wiem ile w tym prawdy, ale to wszystko przez długi czas skutecznie mnie zniechęcało do traktowania Gerlacha jako realnego celu.

Z czasem podejście zaczęło ewoluować. Rosły moja wiedza i górskie doświadczenie, udało się zdobyć sporo innych, najwyższych tatrzańskich szczytów. Zaczynałem rozumieć, że i Gerlach może być w zasięgu, jeśli odpowiednio się taką akcję zorganizuje. Oczywiście samodzielnie, bo do wchodzenia z przewodnikiem zupełnie mnie nie ciągnęło.

Gerlach bez przewodnika – podstawowe informacje

Zacznijmy może od kwestii dotyczących chodzenia poza szlakiem w Tatrach Słowackich. Można to robić legalnie, jednak trzeba spełnić kilka warunków:

  • poruszać się po terenie udostępnionym (czyli poza obszarami o najwyższym poziomie ochrony),
  • należeć o klubu wysokogórskiego i mieć przy sobie ważną legitymację,
  • wspinać się po drodze o wycenie co najmniej III w skali UIAA,
  • posiadać odpowiedni sprzęt i umiejętności (tu nie ma ścisłych definicji).

Jeśli nie spełnia się wszystkich tych warunków łącznie, należy wynająć licencjonowanego przewodnika górskiego albo pogodzić się z faktem, że przejście jest nielegalne i można dostać mandat. Ile? To już zależy spotkanego strażnika – może być pouczenie, może 20 euro, może nawet 360 euro (choć te górne wartości to już raczej za grubsze przewinienia niż zejście ze szlaku).

Chcąc iść na Gerlach bez przewodnika, do wyboru jest parę więc dróg wspinaczkowych o różnym poziomie trudności albo ryzykowanie na drogach łatwiejszych, dość licznie odwiedzanych przez słowackich vodców. Ja wybrałem ten drugi wariant, jednak niekoniecznie polecam powtarzanie tej trasy – dość łatwo spotkać parkowca albo wejść w drogę słowackim przewodnikom, którzy niektóre drogi uznali za „swoje” i nie lubią tam konkurencji (nawet w postaci legalnie pracujących przewodników zza granicy).

Ok, jakie są więc te drogi na Gerlach? Spośród najpopularniejszych, do wyboru mamy:

  • droga Wielickim Żlebem (przez Wielicką Próbę) – latem standardowa droga wejściowa o wycenie 0+ (I UIAA).
  • droga Batyżowieckim Żlebem (przez Batyżowiecką Próbę) – latem standardowa droga zejściowa o wycenie 0+ (I UIAA), zimą również droga wejściowa.
  • droga przez Urbanowe Turnie – droga, którą zdobyto Gerlach po raz pierwszy. Obecnie rzadko używana, mimo wyceny 0+ (I UIAA).
  • droga Martina – długa, popularna droga graniowa o wycenie II (III UIAA, więc legalna).
  • droga Tatarki (przez Gerlachowską Próbę) i Przełęcz Tetmajera o wycenie II (III UIAA).
  • droga przez Walowy Żleb i Przełęcz Tetmajera o wycenie II (III UIAA).

Do tego dochodzi oczywiście cała masa innych, trudniejszych dróg wspinaczkowych. Da się jednak zauważyć, że „bez sprzętu” najczęściej wchodzi się właśnie przez Wielicką lub Batyżowiecką Próbę i niemal zawsze schodzą tą drugą drogą, której poświęcony jest ten artykuł.

Teraz może parę słów o wyzwaniach, jakie stawia droga przez Batyżowiecką Próbę:

  • Technicznie nie jest ona szczególnie wymagająca. Trudności są na poziomie wysokie 0+ / niskie I, choć dużo zależy od wyboru wariantu przejścia. Za pierwszym razem ciężko będzie trafić na ten optymalny.
  • Najtrudniejsze odcinki drogi (głównie Batyżowiecka Próba) są ubezpieczone metalowymi klamrami. Pod szczytem jest również kilka metrów łańcucha. Sztuczne ułatwienia są jednak w średnim stanie, a z roku na rok jest ich coraz mniej.
  • Pod względem nawigacji nie jest zbyt ciężko, ale nie jest to również oczywista trasa. Trzeba dobrze poznać parę punktów orientacyjnych, a także umieć na bieżąco „czytać drogę” i samemu wyszukiwać dogodne warianty.
  • W dolnej części drogi, na podejściu pod ścianę istnieje wiele wydeptanych ścieżek, a co za tym idzie – wariantów drogi. Kilka z nich prowadzi różnymi opcjami pod Batyżowiecką Próbę, ale są też takie, które kierują w inne części masywu.
  • Da się trafić na jakieś kopczyki, jednak w 90% droga nie jest w ten sposób oznaczona (ponoć przewodnicy regularnie je niszczą).
  • Na drodze występuje sporo stromych odcinków, więc jest dużo wspinania z użyciem rąk.
  • Ekspozycji nie ma zbyt wiele – przepaście pojawiają się jedynie pod koniec drogi, w przypadku wybrania wariantu graniowego.
  • Podejście znad Batyżowieckiego Stawu jest długie i wymagające kondycyjnie. Różnica poziomów to niemal 800 metrów (z Wyżnich Hagów będzie pewnie z 1600 metrów podejścia na szczyt).
  • Przeciętny czas wejścia na Gerlach znad Batyżowieckiego Stawu wynosi około 2,5 – 3 godziny.
  • W dobrych warunkach pogodowych drogę przez Batyżowiecką Próbę można pokonać bez sprzętu do asekuracji. Przy mokrej lub oblodzonej skale lina może się jednak przydać. W okolicach i poniżej Batyżowieckiej Próby występuje sporo punktów, które można wykorzystać do zjazdu lub założenia przelotu.

Na koniec jeszcze parę słów o ubezpieczeniach. Ze względu na płatne akcje ratunkowe w słowackich górach, zawsze warto wykupić odpowiednią polisę. Ich koszt to przeważnie kilka złotych za dobę, choć trzeba uważać na regulaminy – sporo z nich nie zadziała w przypadku celowego łamania przepisów parku narodowego. Również przy wyborze legalnej, wspinaczkowej drogi, konieczne może być dokupienie jakiegoś rozszerzenia na sporty ekstremalne lub wysokiego ryzyka.

Wejście na Gerlach – relacja z wycieczki

Mam plan. Chyba wiem, jak wejść na Gerlach i zminimalizować ryzyko tak zwanego przypału. W sumie, nie jest to takie trudne. Potrzeba tylko: dnia w środku tygodnia, wczesnego wschodu słońca, dobrej pogody rano i mocnej kondycji, by dostać się na szczyt odpowiednio szybko. Chcę po prostu zejść ze szlaku o świcie i być na wierzchołku przed wszystkimi przewodnikami. Czyli dokładnie ten sam styl, co parę tygodni temu na Łomnicy.

Przez długi czas myślałem, że takie wejście nadaję się do zrobienia wyłącznie solo. Okazało się jednak, że Irek, znajomy, z którym byłem już kiedyś poza szlakiem, miał na Gerlach bardzo podobny pomysł i odpowiednią formę. Udało się więc dogadać w kwestii połączenia sił i zdobywania najwyższego szczytu Tatr w dwójkowym zespole.

Dojazd do Wyżnich Hagów

Z Krakowa wyruszam dzień wcześniej, około godziny 17:40. Wyjazd z zakorkowanego o tej porze miasta zajmuje mi więcej czasu, niż bym sobie życzył, jednak potem idzie już sprawnie. Przynajmniej przez jakiś czas, bo później zaczynają się ulewne deszcze, które będą mi towarzyszyć przez resztę dnia. Na jazdę nie ma to jednak większego wpływu.

Zakopianką docieram w okolice Nowego Targu, tam skręcam na Jurgów i przez kolejnych kilkadziesiąt minut zmierzam w stronę przejścia granicznego. Na Słowację wjeżdżam bez żadnej kontroli ani innych niespodzianek i tam kontynuuję jazdę drogą krajową numer 66.

W miejscowości Tatrzańska Kotlina skręcam na zachód, a następnie zaczynam objazd Tatr od południa. Na tej trasie mijam sporo niewielkich, turystycznych miejscowości, które dobrze kojarzę ze swoich poprzednich wypadów. Dziś zatrzymuję się w tej noszącej nazwę Wyżnie Hagi. Na miejsce docieram około 21:00. Samochód parkuję (bezpłatnie) w jednej z zatoczek, którą od drogi osłania trochę drzew.

Na dziś wystarczy. Składam tylne siedzenia, wyciągam matę, śpiwór i zbieram się do spania. A Irek? Też śpi, tyle że w kolebie w Dolinie Batyżowieckiej. Przyjechał tu wcześniej i wybrał taką formę nocowania. Spotkamy się rano, gdzieś nad brzegiem Batyżowieckiego Stawu.

Żółty szlak nad Batyżowiecki Staw

Noc mija bezproblemowo, choć szczerze mówiąc, nie wysypiam się zbyt dobrze. Gdy o 3:00 dzwoni mój budzik, od dłuższego czasu jestem już przytomny i tylko czekałem na ten alarm. Nie było jednak sensu ruszać zbyt wcześnie – na Gerlach znad stawu i tak mieliśmy ruszać dopiero przy dziennym świetle.

Po budziku szybko się zbieram, jem półtorej kanapki i robię porządek w aucie. O 3:10 jestem już gotowy do marszu. Zamykam samochód, biorę plecak i opuszczam parking, ruszając na drugą stronę pobliskiej drogi. Tam czeka inna ulica, a po 30, może 50 metrach skręt w jeszcze jedną. I tu po raz pierwszy trafiam na oznaczenia żółtego szlaku.

Ruszam lekko pod górę, terenem wśród pojedynczych zabudowań. Asfalt ciągnie się jeszcze przez parę minut. Później trafiam na kamienistą, choć wciąż dość szeroką leśną drogę. O tej porze widzę tylko to, co oświetla moja niewielka czołówka, więc te kilka wstawionych poniżej zdjęć pochodzi oczywiście z drogi powrotnej.

Wyżnie Hagi
Pierwszy fragment podejścia żółtym szlakiem z Wyżnich Hagów. W oddali, na środku zdjęcia widać Kończystą. Gerlach po prawej, choć teraz jest niestety przykryty chmurami.
Wyżnie Hagi, żółty szlak
Kamienista, leśna droga oraz późniejsze zejście na węższą ścieżkę (w lewo).

Za ową kamienistą drogą czeka mnie mniejsza ścieżka. Wciąż niezbyt stroma, ale miejscami nieprzyjemna z powodu mokrych trawek i inne roślinności. To chyba nie jest zbyt popularny szlak, skoro nawet w szczycie sezonu dróżka jest zarośnięta.

Po pewnym czasie docieram do niewielkiej polany z zadaszoną wiatą (wydaje mi się, że ktoś tam spał, ale nie podchodziłem zbyt blisko, by się upewnić), później kontynuuję podejście przez las. Tu nachylenie zbocza trochę rośnie, a szlak daje dwa warianty do wyboru: zarośnięta ścieżka albo szersza, wygodniejsza droga obok. Niestety, oznaczenia są przy tej pierwszej, więc nie znając zbyt dobrze terenu, trochę męczę się w tych nieszczęsnych trawkach.

Wyżnie Hagi, szlak żółty
Gdzieś w środkowej części podejścia żółtym szlakiem.

Im wyżej, tym mniej drzew, a więcej kurczącej się kosówki. Pojawiają się też widoki na okolicę, choć o tej porze widzę głównie światła leżących niżej miejscowości i powoli czerwieniejące niebo. Gdzieś w przodu jest również łagodnie nachylona, południowa grań Kończystej.

Wyżnie Hagi, szlak nad Batyżowiecki Staw
Przejście przez odcinek z kosówką.

Niestety, nie spełniają się moja założenia co do poprawy stanu szlaku wraz z nabieraniem wysokości. Przez dłuższy czas łudziłem się, że mokre trawki zaraz się skończą, a coraz bardziej przemoczone buty i nogawki zaczną wysychać. W końcu jednak daję za wygraną i przebieram spodnie na przeciwdeszczowe. Z lekkimi butami trailowymi niestety nie mam za bardzo co zrobić, więc w konsekwencji będą pewnie nieco wilgotne przez parę kolejnych godzin.

Po porośniętym kosówką zboczu idę jeszcze przez jakiś czas. Wkrótce docieram do połączenia z czerwonym szlakiem Magistrali Tatrzańskiej, a później, zgodnie z oboma kolorami idę jeszcze kawałek nad brzeg Batyżowieckiego Stawu. Jest w okolicach piątej rano, za kilkanaście minut wschód, więc akurat zaczyna robić się trochę jaśniej.

Batyżowiecki Staw, Gerlach
Nad Batyżowieckim Stawem. Kolorem czerwonym zaznaczyłem początek drogi na Gerlach.
Batyżowiecki Staw, droga na Gerlach
Wcześniejsze zdjęcie jest oczywiście z drogi powrotnej – rano sytuacja wyglądała w ten sposób.

Dotarłszy w okolicę stawu, maszeruję jeszcze parę minut jego południowym brzegiem. Potem dochodzę do końca żółtego szlaku, co oznaczone jest kilkoma TANAP-owskimi tabliczkami. W tym miejscu mam zamiar zejść ze znakowanej ścieżki i ruszyć wgłąb Doliny Batyżowieckiej.

Batyżowiecki Staw, żółty szlak
Koniec żółtego szlaku nad Batyżowieckim Stawem.

Gerlach – wejście przez Batyżowiecką Próbę

Według mapy, gdzieś tu miała być widoczna ścieżka. Bezpośrednio przy znaku są jednak tylko kamienie, więc przejście jest do wykombinowania samemu. Nie jest to jednak skomplikowane – idę ostrożnie po głazach, trzymając się parę metrów powyżej brzegu.

Batyżowiecka Dolina
Początkowy, kamienisty odcinek przejścia przy Batyżowieckim Stawie.

Idąc tym odcinkiem, w pewnej chwili trafiam na… namiot. Mały, chyba jednoosobowy, schowany za jakimś większym kamieniem. Ktoś tu nocował i pewnie chciał od rana atakować jakiś szczyt. Początkowo myślałem, że również Gerlach, jednak później się to nie potwierdziło.

Kamienie kończą się po paru minutach. Później faktycznie mam pod nogami wygodną ścieżkę, którą docieram na drugi brzeg. Gdzieś tu miałem spotkać się z Irkiem. Miejsce dobre, godzina też, jednak z pobliżu nikogo nie widzę. No cóż, może jest jeszcze w kolebie. Szybko rozglądam się po okolicy, obchodzę kilka większych głazów, ale bez efektu. Dopiero chwilę później dostrzegam go kawałek dalej.

Batyżowiecka Dolina, droga na Gerlach
Ścieżka przy jeziorze oraz dalsza droga na wyższy próg Batyżowieckiej Doliny.

Schodzimy się, witamy i bez ociągania ruszamy w stronę góry. Początkowo wymaga to powrotu na opuszczoną przed chwilą ścieżkę, później idziemy już za wyraźnie wydeptanym śladem. W tym momencie kierujemy się po prostu wgłąb doliny, nieopodal wyschniętego koryta Batyżowieckiego Potoku.

Gerlach od Batyżowieckiego Stawu
Marsz wgłąb Batyżowieckiej Doliny.

Po pewnym czasie docieramy do pokrytego kamieniami zbocza (dobrze je widać na zdjęciu powyżej). Tam skręcamy w prawo i zaczynamy podejście. Na tym odcinku śladów jest co najmniej kilka, jednak konkretny wariant nie ma większego znaczenia. Trzeba po prostu wspinać się w stronę ściany masywu Gerlacha. My w pewnym miejscu przecinaliśmy też niewielki strumień przy wodospadzie.

Gerlach, droga od Batyżowieckiego Stawu
Kamieniste podejście w stronę ściany masywu.

Dotarłszy pod ścianę odbijamy w lewo i obieramy kurs na pobliskie trawki. Są charakterystyczne, więc w lecie, przy dobrzej widoczności, ciężko byłoby je przeoczyć. Podchodzimy tam wymyślanym na bieżąco wariantem, po czym przecinamy je, ciągle wspinając się pod górę.

Gerlach od Doliny Batyżowieckiej
Przejście przy ścianie oraz dalsza droga przez trawki.

Za płatem zieleni czeka kolejne rumowisko. Bardziej kruche, z mniejszymi kamieniami, a także jakimiś wydeptanymi ścieżkami. Wchodzimy na którąś z nich i niedługo potem zaczynamy odbijać w prawo, ku pobliskiej ścianie. To tam zaczyna się podejście pod Batyżowiecką Próbę oraz ten bardziej wymagający etap wycieczki.

Miejsce można rozpoznać po kilku charakterystycznych elementach. Mamy wyraźnie jaśniejsze skały, skośne pęknięcie w ścianie po ich lewej stronie, a na widocznej nad pęknięciem grani są 3 podobnej wielkości „piramidy”. Wszystkie te elementy dobrze widać na dwóch poniższych zdjęciach.

Gerlach z Doliny Batyżowieckiej
Kolejne rumowisko oraz skręt w stronę ściany.
Gerlach, dojście do Batyżowieckiej Próby
Podejście pod Batyżowiecką Próbę.

Dochodzimy do wspomnianych przed chwilą, jaśniejszych skałek i po raz pierwszy na tej drodze musimy zacząć używać rąk. Początkowo wspinamy się w lewo, później kilkukrotnie zmieniamy kierunek. Droga jest dość intuicyjna, a w orientacji pomagają odnajdywane od czasu do czasu metalowe ułatwienia. Część z nich została już powyrywana, jednak te zabezpieczające kluczowe miejsca wciąż są w nie najgorszym stanie.

Gerlach, dojście pod Batyżowiecką Próbę
Wejście na „jaśniejsze skałki”.
Dojście do Batyżowieckiej Próby
Kilka starych klamer.
Dojście pod Batyżowiecką Próbę
Jedna ze skalnych półek, którymi poruszamy się na tym odcinku.

Nad opisanymi wcześniej skałkami trafiamy do żlebu, gdzie teren robi się bardziej stromy. Tu niemal cały czas podchodzimy z użyciem rąk. To najtrudniejszy teren do tej pory i wymagający sporo ostrożności. Dookoła nietrudno dostrzec założone przez przewodników punkty do zjazdów.

Żleb pod Batyżowiecką Próbą
Podejście pod Batyżowiecką Próbę. Tu idzie się po prostu do góry, zgodnie z tym jak „puszcza” teren.

Po chwili „zeroplusowej” wspinaczki w końcu docieramy pod Próbę. To kilkumetrowa skalna ścianka ubezpieczona metalowymi klamrami. Kiedyś prowadziła tędy znakowana ścieżka, było też więcej klamer oraz łańcuchy. Dziś, w czasie gdy Gerlachem zawładnęli przewodnicy z klientami, żelastwa zostało już niewiele, choć dla bardziej zaawansowanych turystów jest to ilość zupełnie wystarczająca.

Batyżowiecka Próba
Pierwsza część Batyżowieckiej Próby.

Trudności w Batyżowieckiej Próbie podzielone są na dwie części. Pierwszą widać na zdjęciu powyżej, drugą pokażę za chwilę. Przejście przez obie jest dość szybkie i nie sprawia większych problemów, choć są miejsca, gdzie trzeba wysoko sięgnąć lub zrobić trochę większy krok. Osobiście uważam, że miejsce jest tylko trochę trudniejszego od tego, co znamy ze szlaku Orlej Perci.

Batyżowiecka Próba, trudności
Kolejna porcja metalowych ułatwień w Batyżowieckiej Próbie.

Ponad Próbą teren robi się łatwiejszy. Idziemy jeszcze kawałek, z lekkim odchyleniem w lewo, aż docieramy do miejsca, skąd dobrze widać już większość dalszej drogi. Prowadzi ona Batyżowieckim Żlebem, w stronę jednej z przełączek w grani. Miejsce jest charakterystyczne i później niemal cały czas widoczne, więc może służyć na dobry punkt orientacyjny.

Nad Batyżowiecką Próbą
Teren nad Batyżowiecką Próbą. Należy iść do przodu, z lekkim odchyleniem w lewo.
Gerlach, droga przez Batyżowiecki Żleb
Droga przez Batyżowiecki Żleb.

Kawałek dalej wchodzimy do żlebu i znów zaczynamy intensywniejszą wspinaczkę. Jest tu też trochę samodzielnego kombinowania. Nie ma ani wydeptanej ścieżki, ani kamiennych kopczyków, więc warto umieć „czytać teren” i samodzielnie wytyczać wariant przejścia. Generalnie, cały czas trzeba trzymać się blisko żlebu, choć rzadko warto iść samym dnem. W dolnej części wygodniej trzymać się jego lewej strony, w górnej raczej prawej (piszę z perspektywy osoby wchodzącej). W razie czego, strony można dogodnie zmieniać w bardzo wielu miejscach. Warto tylko pamiętać, by nie oddalać się zbyt daleko od żlebu, bo nietrudno wbić się w bardziej stromy i mniej przyjazny teren.

Droga przez Batyżowiecki Żleb
Droga przez Batyżowiecki Żleb.
Gerlach przez Batyżowiecki Żleb
Zdjęcie z odcinka położonego nieco wyżej. Tu wciąż kierujemy się na wspomniane wcześniej wcięcie w grani (Wyżnie Gerlachowskie Wrótka).

Wspinaczka żlebem trochę trwa i jest dość wymagająca kondycyjnie. Choć w drugiej strony, po bokach żlebu nie ma zbyt wiele kruszyzny, a wariantów do wyboru nie brakuje, więc idzie się bardzo przyjemnie. Sprawnie nabieramy wysokości, a w pewnej chwili Irek informuje mnie, że właśnie przekroczyliśmy 2600 metrów.

Gerlach przez Batyżowiecką Próbę
Wciąż do góry i blisko dna Batyżowieckiego Żlebu.

Wkrótce docieramy do rozdroża, gdzie do wyboru mamy dwa warianty wejścia na szczyt. Możemy:

a) kontynuować podejście Batyżowieckim Żlebem aż do Wyżnich Gerlachowskich Wrótek (wcięcie w grani, które do tej pory było naszym punktem orientacyjnym), a następnie skręcić na grań prowadzącą w stronę szczytu.
b) wejść w lewą, bardziej stromą odnogę żlebu i dostać się bezpośrednio na wierzchołek. Końcówka tego wariantu jest ubezpieczona dwoma łańcuchami.

W tamtej chwili niezbyt wiemy, co czeka nas w lewym wariancie, więc wybieramy lekkie odbicie w prawo i kontynuowanie podejścia na Wrótka. Jest nieco kruche, ale za to krótkie i niezbyt strome. Idzie się nim dość dobrze, więc już po paru minutach docieramy do wąskiego wcięcia w południowej grani Gerlacha.

Wejście na Wyżnie Gerlachowskie Wrótka
Podejście na Wyżnie Gerlachowskie Wrótka.

Stojąc na Wrótkach obracamy się w lewo. Teraz mamy przed oczami stromą, skalistą grań. Wygląda nieco groźnie, jednak gdy zaczynamy się wspinać, nie sprawia większych problemów. Skała jest lista, a wygodnych stopni i chwytów nie brakuje.

Gerlach, grań
Początek przejścia granią w stronę wierzchołka.

Po pokonaniu pierwszego, pokazanego na powyższym zdjęciu fragmentu, grań robi się bardziej pozioma. Czasem idziemy jej ostrzem, kiedy indziej po jego lewej stronie. Jest odrobina ekspozycji, choć trudności z reguły nie przekraczają 0+. Tylko jeden odcinek, gdzie trzeba było pokonać niewielki uskok, uznałbym za trochę bardziej wymagający (najprawdopodobniej da się go również obejść poniżej grani).

Gerlach od Wyżnich Gerlachowskich Wrótek
Trawers po lewej stronie grani.
Gerlach, na grani
Odrobina ekspozycji na grani Gerlacha.

W końcu naszym oczom ukazuje się najwyższy punkt góry, a na nim metalowy, około metrowej wysokości krzyż. To chyba pierwszy raz na tej drodze, kiedy dostrzegamy wierzchołek – niecałe 3 minuty przed jego osiągnięciem.

Gerlach, szczyt
Końcówka grani oraz wierzchołek Gerlacha.

Po pokonaniu łatwego, finalnego odcinak grani docieram pod krzyż, wchodzę na najwyższą ze skałek i dotykam metalowej konstrukcji. Jest 7:03, a nam właśnie udało się zdobyć najwyższy szczyt Tatr. Obaj marzyliśmy o tym dość długo, więc satysfakcja jest ogromna.

Gerlach, krzyż
Krzyż na Gerlachu.

Oprócz krzyża, na szczycie jest też metalowa skrzynka, a w niej między innymi zeszyt i długopisy do wpisania się jako zdobywca góry. Obaj chętnie korzystamy z tej możliwości, a następnie przez dłuższą chwilę robimy zdjęcia i cieszymy się widokami ze szczytu. Panorama w Gerlacha może nie jest najlepszą w całych Tatrach, ale i tak jest co podziwiać.

Gerlach, skrzynka na szczycie
Skrzynka na szczycie.
Gerlach, widoki
Widok na południe, w stronę grani, którą pokonaliśmy ostatnie minuty drogi na szczyt.
Gerlach, widok ze szczytu
Grań w stronę północną.
Widoki z Gerlacha
Spojrzenie na wschód. Stąd widać między innymi Tatry Bielskie oraz 3 inny szczyty, które przekraczają 2600 metrów wysokości: Lodowy Szczyt, Durny Szczyt oraz Łomnicę.
Gerlach, widoki ze szczytu
A taki krajobraz mamy po stronie zachodniej.

Póki co – zgodnie z planem na tę wycieczkę – jesteśmy na szczycie sami. Niestety, patrząc na północ zauważamy, że właśnie zbliża się tutaj kolejna ekipa. Co gorsza, wyglądają na parę przewodnik – klient. Niedobrze! Byłem przekonany, że przed ósmą raczej nikogo tu nie będzie. Trzeba by wystartować w nocy i mieć niezłe tempo, ale z drugiej strony nie mamy przecież wyłączności na taki styl. No trudno, może nie będą się bardzo czepiać.

Ostatecznie, żadnym problemów nam nie robili, choć ciepłego przywitania też nie dostaliśmy. Ot, krótkie Dobrý deň i każdy zajmuje się swoimi sprawami. Mimo to, atmosfera trochę się psuje, więc postanawiamy wkrótce schodzić.

Gerlach
Autor bloga na Gerlachu. W tle słowacki przewodnik z klientem, pokonujący ostatni fragment (innej niż nasza) drogi na szczyt.

Zejście z Gerlacha nad Batyżowiecki Staw

Tym razem nie wracamy granią. Ze szczytu nietrudno wypatrzeć wariant ze sztucznymi ułatwieniami, więc w drodze powrotnej mamy ochotę go przetestować. Wchodzimy w żleb i po jego kamiennym dnie obniżamy się parę metrów. Później docieramy do stromej skały, na której powieszono dwa odcinki łańcuchów.

Gerlach, zejście ze szczytu
Początek zejścia z Gerlacha.
Gerlach, łańcuchy
Stroma skała z łańcuchami pod szczytem.

Pod żelastwem nadal jest stromo, więc momentami poruszamy się twarzą do zbocza, ale nie sprawia to już większych problemów. Po paru minutach docieramy do skrzyżowania z wariantem prowadzącym na Wyżnie Gerlachowskie Wróka, który wybraliśmy w drodze do góry.

Na dalszym odcinku po prostu schodzimy Batyżowieckim Żlebem. Początkowo po lewej, później głównie prawą stroną (tym razem piszę o kierunkach dla osoby schodzącej). Konkretny wariant wybieramy na bieżąco i szybko zauważamy, że jest on nieco inny niż ten, którym pięliśmy się do góry. Nie ma to jednak większego znaczenia – tu opcji jest naprawdę dużo.

Gerlach, zejście przez Batyżowiecki Żleb
Górna część zejścia Batyżowieckim Żlebem.
Gerlach, zejście Batyżowieckim Żlebem
Batyżowiecki Żleb nieco niżej.

Około ósmej w dolinie zaczyna pojawiać się trochę chmur. Do tej pory pogodę mieliśmy praktycznie idealną, ale faktycznie – dzisiejsze okno pogodowe było dość wąskie. Lada chwila widoczność się pogorszy, po południu może nawet popadać. Choć wtedy pewnie obaj będziemy już domach.

Pod koniec żlebu skręcamy w lewo i docieramy do miejsca, gdzie schodzi się ponad Batyżowiecką Próbę. Zejście jest strome, a miejsce, w którym należy to zrobić jest oznaczone kopczykiem (nie gwarantuję jednak, że zostanie tam na zawsze). Znów trochę „macamy skałę”, potem schodzimy przez Próbę przy pomocy klamer. To jeden z najtrudniejszych elementów drogi powrotnej, choć szczerze mówiąc – również jeden z dających najwięcej frajdy.

Zejście z Gerlacha
Dolna część żlebu, niedługo będziemy odbijać w stronę Batyżowieckiej Próby.

Pokonawszy Batyżowiecką Próbę trafiamy na kolejny stromy odcinek, którym nierzadko schodzimy przodem do zbocza. Przy mokrej skale byłoby tu dość ciężko, na szczęście dziś ten problem nie występuje. Po paru minutach docieramy więc do „jasnych skałek”, które stanowią ostatni etap zejścia do doliny.

Gerlach, zejście Batyżowiecką Próbą
Stromy żleb pod Batyżowiecką Próbą.

Trafiwszy na piargi odbijamy w lewo i zaczynamy powrót nad Batyżowiecki Staw. Najpierw po kamieniach, później trawkami, w końcu znów głazowiskiem przez próg doliny. Dość luźno trzymamy się wytyczonych ścieżek, więc i w tym miejscu schodzimy nieco innym wariantem niż szliśmy pod górę.

Dolina Batyżowiecka, Gerlach
Pod ścianą Gerlacha. Pora wracać nad Batyżowiecki Staw.
Dolina Batyżowiecka
Droga zejściowa przez Dolinę Batyżowiecką (jeden z możliwych wariantów) oraz dojście do żółtego szlaku.

Gdzieś pod koniec zejścia trafiamy jeszcze na dwóch innych turystów, którzy też chcą dziś zdobywać Gerlach. Mają jednak zamiar wchodzić inną, nieco trudniejszą drogą niż my. Mijamy się, a chwilę później spacerujemy już dnem doliny. Dojście do stawu zajmuje parę kolejnych minut.

Tym razem Batyżowiecki Staw zamierzam obejść od drugiej strony. Ten wariant też ma swoją ścieżkę (choć nie była ona zaznaczona na mapie), a jest nieco krótszy. Przy okazji mam okazję odprowadzić Irka w stronę jego koleby, gdzie rano zostawił trochę swojego sprzętu. On zostaje jeszcze trochę w górach, ja muszę dość pilnie wracać do domu (praca czeka…).

Powrót nad Batyżowiecki Staw
Przejście zachodnim brzegiem Batyżowieckiego Stawu.

Powrót do Wyżnich Hagów

Chwilę później jestem już na żółtym szlaku. Skręcam w prawo i zaczynam zejście w stronę Wyżnich Hagów. Ścieżka początkowo prowadzi dość łagodnie wzdłuż zbocza, potem kieruje się w dół. Szybko wraca kosówka i inna roślinność. O tej porze jest już na szczęście mniej morka niż przed świtem.

Zejście do Wyżnich Hagów
Początek zejścia do Wyżnich Hagów.

Na dalszym etapie trafiam do lasu, którym kontynuuję zejście (momentami zbieganie) w stronę parkingu. Idzie dość sprawnie, a ja po raz pierwszy tego dnia zaczynam regularnie spotykać turystów. Przy samochodzie jestem kilkanaście minut po dziesiątej, czyli odrobinę ponad 7 godzin od startu przejścia. Całkiem sprawnie to poszło.

Gerlach przez Batyżowiecką Próbę – podsumowanie

Kolejny górskie marzenie zrealizowane! Tym razem jedno z większych i chyba też najważniejszych na ten sezon. Bo o Gerlachu myślałem od naprawdę dawna, tylko nie do końca wiedziałem, jak mam się za niego zabrać. Ostatecznie, niemal wszystko poszło zgodnie z planem, a wycieczka dała nam mnóstwo frajdy. Myślę również, że to nie ostatni raz, kiedyś wybieram się z Irkiem na jakiś bardziej ambitny szczyt.

Co do samej drogi przez Batyżowiecką Próbę, to muszę przyznać, że bardzo mi się spodobała. Może nie jest to najpiękniejsza z tras na Gerlach, ale i tak ma sporo ciekawych miejsc. Również jej poziom trudności jest dobrze dopasowany do tego, co obecnie daje mi w górach najwięcej radości. Czy polecam innym? Z jednej strony tak – jak ktoś się czuje na siłach i chce samodzielnie wejść na najwyższy z tatrzańskich szczytów, to może to być odpowiedni wybór. Ale z drugiej, trzeba być świadomym letnich zastosowań tej drogi oraz problemów, w które można się tu wpakować.

A ja sobie na ten Gerlach jeszcze wrócę. Tyle że inną drogą, nieco trudniejszą. Od pewnego czasu coraz bardziej ciągnie mnie do wspinania i trochę się już zacząłem rozwijać w tym kierunku. Więc kto wie, może jednym z moich celów na kolejne sezony stanie się ta słynna Droga Martina?

19 komentarzy

Skomentuj Michał Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *