Wiślana Trasa Rowerowa (WTR) – odcinek Wisła – Oświęcim

Powrót na Wiślaną Trasę Rowerową! Tym razem poznaję głównie jej początkową, śląską część, pokonując odcinek pomiędzy Wisłą a Oświęcimiem. W tekście relacja z przejazdu, opis aktualnego stanu szlaku oraz sporo zdjęć z wycieczki.

Jakoś tak wyszło, że w tym roku mocno zainteresował mnie temat Wiślanej Trasy Rowerowej. To projekt długodystansowego szlaku rowerowego, prowadzącego od źródła Wisły do jej ujścia w Bałtyku. Choć idea ma już trochę lat (a konkretnie, to już ponad 20 lat), budowa na dobre zaczęła się dopiero w ostatnim czasie. Częściowo gotowe są fragmenty na południu i północy Polski, w województwach Śląskim, Małopolskim oraz Kujawsko-Pomorskim. Plany rozbudowy szlaku istnieją również na Pomorzu. Niestety, w centralnej części kraju, póki co nic się w temacie WTR-ki nie dzieje.

Dla mnie łatwiej dostępne są oczywiście fragmenty położone na południu. W marcu przejechałem z odcinek Kraków – Oświęcim, w maju Kraków – Szczucin. Został więc jeszcze tylko ten początkowy kawałek, prowadzący od miejscowości Wisła do Oświęcimia. Niby niedługi, bo mierzący niecałe 100 kilometrów, jednak o ponoć mocno zróżnicowanej nawierzchni (co mnie jako szosowca trochę zniechęcało) oraz z trudniejszym dojazdem dla kogoś mieszkającego w Krakowie.

Jednak i na te problemy znalazł się sposób. Pewnego dnia, szukając pomysłu na zbliżający się weekend, postanowiłem w końcu przejechać ten brakujący fragment. Nie zamierzałem jednak korzystać z publicznej komunikacji, lecz do celu i w powrotem również dotrzeć rowerem. Daleko? Owszem, jest kawałek, ale warto pamiętać, że weekend to nie tylko sobota i niedziela, lecz również kawałek piątku i poniedziałku. Przy odpowiednim planowaniu, można w tym czasie przejechać całkiem sporo i to bez nadmiernego zajeżdżania organizmu.

Dojazd do Wisły

W piątek kończę pracę około godziny 14-stej. Chwilę później jestem już spakowany i gotowy do drogi. Znoszę rower przed blok i obieram kurs na Oświęcim, pod którym mieszka moja rodzina i który będzie moim pierwszym przystankiem w trakcie tej weekendowej wycieczki.

Jadę drogą wojewódzką numer 780. To chyba najszybsza opcja, jednak podróżowanie tamtędy ma niewiele wspólnego z przyjemnością. W tygodniu ruch jest duży, w dodatku pełno tam busów i ciężarówek. Ale cóż, alternatywą była jazda równie fajną 44-ką albo dojazd po Wiślanej Trasie Rowerowej. Ta ostatnia opcja jest na pewno najciekawsza, jednak w ten sposób dołożyłbym sobie jakieś 30 kilometrów jazdy. Średni pomysł na niezbyt długie już dni.

Jeszcze przed 18-stą melduję się w rodzinnym domu, gdzie spędzam resztę dnia. Nazajutrz, ruszam w kierunku Wisły, do której docieram wczesnym popołudniem. Po drodze zaliczam jeszcze niezbyt fajną przygodę z wbitym w oponę szkłem i koniecznością dwukrotnej wymiany dętki oraz zdobywam podjazd na Równicę (bo rowerem tam jeszcze nie byłem).

Po zjeździe z tej położonej pod Ustroniem góry, jadę jeszcze kawałek do Wisły, gdzie bez problemów znajduję nocleg w pobliżu stacji kolejowej Wisła Uzdrowisko – to właśnie tam zaczyna się Wiślana Trasa Rowerowa.

Przejazd Wiślaną Trasą Rowerową na odcinku Wisła – Oświęcim

W niedzielę wstaję parę minut przed 7-mą, jem śniadanie przyrządzone z zakupionych poprzedniego dnia produktów i szykuję prowiant na resztę dnia. Później pakuję wszystko do plecaka i około 7:30 opuszczam pensjonat.

Do dworca mam dosłownie kilkaset metrów, więc docieram tam błyskawicznie. O tej porze jest jeszcze pusto, więc mogę bez problemu rozejrzeć się po jego terenie. Szukam jakiejś symbolu początku szlaku, tablicy informacyjnej albo czegoś podobnego. Niestety, bez skutku. Jest tylko drogowskaz z wypisanymi odległościami do najbliższych miast postawiony przy wyjeździe z placu przed dworcem.

Dworzec PKP w Wiśle. To tu zaczyna się Wiślana Trasa Rowerowa.
To pierwsze szlakowe oznaczenie, jakie znalazłem – drogowskaz z odległościami do paru położonych przy trasie miast.

Opuszczam teren dworca i ruszam na północ. Początkowo jadę główną ulicą, ale już po kilkuset metrach szlak skręca w lewo i szutrową drogą prowadzi mnie po terenach rekreacyjnych położonych nad brzegiem Wisły.

Kawałek po zjeździe z asfaltu. Co prawda krajobraz jest górzysty, ale WTR-ka jest tu kompletnie pozbawiona podjazdów.

Jadę chwilę widocznym na powyższym zdjęciu szutrem, a później na moment wracam na główną drogę. Przejeżdżam przez most (szosa jest akurat w remoncie i panuje ruch wahadłowy), a później znów skręcam w boczne uliczki. Wkrótce asfalt się kończy i znów poruszam się leśną ścieżką.

Leśna droga w kierunku Ustronia. Wraz z Wiślaną Trasą Rowerową, poprowadzono tędy też kilka innych szlaków.

Takich odcinków będzie dziś bardzo dużo. Cóż, czytałem gdzieś, że śląski odcinek WTR-ki nie nadaje się do jazdy szosą. A jednak, jestem tu właśnie na rowerze szosowym i przez większość dzisiejszego dnia będę tę opinię weryfikował.

W okolicy Ustronia znowu mam chwilę jazdy po niezłej jakości, utwardzanej nawierzchni. Mijam miejski park, następnie na moment włączam się do ruchu ogólnego, jednak już parę minut później znów jestem na pokrytych szutrem wałach.

Przejazd przez park w Ustroniu.
I znów wały. Póki co, na nawierzchnię raczej nie narzekam. Nawet szosą jedzie się tędy dość dobrze.
Po prawej stronie mogę oglądać rzekę Wisłę z jej licznymi, sztucznymi wodospadami.

Wały ciągną się aż w okolice Harbutowic. Z czasem jednak, ich nawierzchnia się pogarsza. Drobny, nieszkodliwy żwirek zastępują o wiele mniej przyjemne kamienie, na które muszę już nieco bardziej uważać. To pierwszy odcinek, gdzie raczej nie rekomenduję jazdy szosą. Jak się później okaże – niestety nie jedyny.

Wały z kamienistą nawierzchnią.

Po dotarciu do wąskiego, betonowego mostku, przejeżdżam na prawy brzeg Wisły, a następnie kieruję się w stronę Brennicy, którą też trzeba będzie jakoś pokonać. W tym celu jadę chwilę wałami na południowy – wschód i parę minut później, na najbliższej przeprawie zmieniam brzeg, po czym z powrotem zmierzam w stronę Wisły.

Po chwili przerwy wracają kamienie, które wymuszają na mnie powolną i ostrożna jazdę. Dość szybko zauważam, że na szlaku takie fragmenty są dodatkowo oznaczone tabliczką z dwoma fałdkami.

Oznaczenie odcinków Wiślanej Trasy Rowerowej z gorszą nawierzchnią.

Chwilę po powrocie nad brzeg Wisły mijam niewielką zaporę, a parę minut później przejeżdżam pod wiaduktem, którym prowadzi droga ekspresowa S52. Tam to jest dopiero kiepska nawierzchnia!

Niewielka zapora w Harbutowicach.
Kawałek dalej czekał mnie nieprzyjemny przejazd pod drogą ekspresową.

Za ekspresówką znów mam wały: najpierw takie z kamieniami, a później już z przyjemnym, dobrej jakości asfaltem, który prowadzi mnie najpierw przez Skoczów, a później jeszcze dalej, aż do wsi Ochaby Wielkie.

Wały za Harbutowicami. Najpierw chwila kamieni…
…a później już całkiem fajny asfalt przez dobrych parę kilometrów.

W tym miejscu opuszczam wały i oddalam się od Wisły. Trochę czasu minie zanim znów na nie wrócę. Teraz czeka mnie przejazd przez parę wiosek. W większości wśród pól lub lasów, w rzadko zabudowanym terenie i po mało ruchliwych drogach. Asfaltowych, ale jakość tej nawierzchni, jak to we wsiach bywa, czasem pozostawia trochę do życzenia.

Na tym odcinku WTR-ka często prowadzi niemal pustymi drogami wśród pól.
Albo przez lasy.
Od czasu do czasu pojawia się jakaś zabudowa, jednak nie ma jej szczególnie dużo.
Tu, w okolicy wsi Chybie, jadę przez chwilę po głównej, umiarkowanie ruchliwej drodze.

Z tej większej drogi zjeżdżam chwilę po dotarciu do wsi Landek. Parę minut poruszam się mieszaniną gruntówek i różnej jakości asfaltu, aż docieram do szlabanu przed wjazdem do lasu. I tu niespodzianka, bo dalszą drogę zagradza znak zakazu wjazdu. Teoretycznie, za niego wjechać mi nie wolno. W praktyce, wszyscy i tak wjeżdżają, o czym świadczy bardzo wyraźny ślad po lewej stronie szlabanu.

Polne drogi we wsi Landek.
Szlak prowadzi wgłąb lasu, choć zgodnie z prawem, dalej jechać nie wolno.

Leśny, kilkusetmetrowy odcinek, pokonuję bez problemów. Później jednak mylę drogę i zamiast zjechać na polną drogę prowadzącą wzdłuż torów, skręcam w prawo na asfaltówkę. Błąd uświadamiam sobie parę minut później, gdy docieram do skrzyżowania bez żadnego drogowskazu. Do tej pory, każde rozdroże było bardzo dobrze oznaczone, więc sygnał jest oczywisty: zawaliłem i muszę zawrócić.

Wracam i już prawidłowo skręcam w tę polną, niezbyt oczywistą drogę. Nie wiem, czy ktoś tam przekręcił znak, czy pomylono się podczas montowania oznaczeń, ale moim zdaniem pomarańczowy symbol niezbyt jasno wskazuje tam drogę.

Dalej też nie jest lepiej, bo przez cały polny odcinek nie widzę ani jednego oznaczenia WTR-ki. Po raz pierwszy (i jedyny, jak się później okazało) tego dnia odpalam nawigację, by upewnić się, że faktycznie dobrze jadę.

Polna droga wzdłuż torów w miejscowości Zabrzeg. Niestety, przez długi czas bez żadnych oznaczeń.

Pomarańczowe symbole wracają wraz z końcem leśnego odcinka. Tu jednak zaczyna się najbrzydszy fragment całej trasy. Najpierw przeprawa przez jakieś stare, kolejowe zabudowania, a później nawrotka i jazda fatalną, pełną głębokich dziur drogą po drugiej stronie torów. Na deser jest jeszcze trochę bruku, gdzie decyduję się zsiąść z roweru i przez chwilę go poprowadzić.

Niezbyt piękny fragment WTR-ki w Zabrzegu.
Wspomniany przed chwilą, brukowany kawałek. Na szczęście, ma tylko kilkadziesiąt metrów długości.

Za brukiem czeka mnie chwila jazdy po wygodnej, leśnej drodze, a później trafiam już w okolice utworzonej na Wiśle zapory w Goczałkowicach-Zdrój. Wiślana Trasa Rowerowa prowadzi tu dołem, po drodze gruntowej. Osobiście polecam jednak wjechać na koronę zapory i zjechać z niej dopiero na wysokości parkingu (mniej więcej połowa drogi na koronie). W ten sposób będziemy jechać nie tylko po dużo lepszej nawierzchni, ale i mieć fantastyczne widoki na ogromne Jezioro Goczałkowickie.

A jeśli już chcemy być purystami i jechać w 100% zgodnie z przebiegiem szlaku, to i tak warto w okolicy tego parkingu wejść na koronę (jest wydeptana ścieżka) i pooglądać krajobraz.

Szlak wzdłuż korony zapory w Goczałkowicach.
Jezioro Goczałkowickie oglądane z jego wschodniego brzegu.
Asfaltowa ścieżka na koronie zapory.

Na wysokości wspomnianego już parkingu pod zaporą, szlak odbija w prawo i zmierza w kierunku Czechowic-Dziedzic. Najpierw po asfaltowych uliczkach, później przez dłuższą chwilę szutrową, choć wygodną ścieżką na wałach. Ta jednak w pewnym momencie się urywa i zamienia w wąską dróżkę przez dość gęste zarośla.

Wałami w stronę Czechowic.
Przez wjazdem do miasta czeka mnie jednak chwila przebijania się przez chaszcze.

Zarośla na szczęście nie ciągną się zbyt długo. Parę minut później jestem już na asfalcie i zaczynam przejazd przez Czechowice-Dziedzice. Szlak wytyczono tu spokojnymi drogami, w większości przez osiedla domków jednorodzinnych i nielicznych bloków. Tylko parę razy trzeba przeciąć jakąś większą ulicę.

Przejazd przez Czechowice.

Za miastem robi się spokojniej. Kolejnym etapem jest przejazd przez Kaniów, czemu towarzyszą w większości dobrej jakości, mało uczęszczane drogi. Poruszam się głównie wśród pól i nielicznych zabudowań.

Za Czechowicami mam parę naprawdę niezłych dróg.
Pola kukurydzy w okolicach Kaniowa.

Za Kaniowem kończy się śląski odcinek WKR-ki. Mijam znak witający na terenie Małopolski i zaczynam przejazd przez Jawiszowice. Szczególnie pierwszy odcinek jest tu ciekawy, gdy szlak prowadzi przy kilku malowniczo położonych stawach.

Przejazd przy stawach na południu Jawiszowic.

Nie mogę się jednak zbyt długo cieszyć tym krajobrazem. Mija parę minut i trafiam w bardziej zurbanizowany teren. Wiślaną Trasę Rowerową poprowadzono przez osiedla mieszkalne na terenie Jawiszowic i Brzeszcz. Atrakcyjność spada, jednak drogi są dobre, więc nie będę zbytnio narzekał.

WTR czasem prowadzi również przez mało atrakcyjne osiedla.

Po wyjeździe z Brzeszcz jadę jeszcze chwilę wśród rzednącej zabudowy, a później znów trafiam między stawy. I tu jest naprawdę pięknie. To chyba jeden z najładniejszych momentów na pokonywanej dziś trasie. Asfaltu co prawda nie ma, ale ubity szuter nie przeszkadza nawet delikatnym kołom roweru szosowego. Zresztą, nie ma się co spieszyć – warto tu zwolnić i delektować krajobrazem.

Przejazd wśród stawów pod Brzeszczami.
We wczesnojesiennych barwach naprawdę mogą się podobać!

Opuszczam teren stawów i ruszam w okolice wsi Harmęże. Przez centrum jednak nie przejeżdżam, lecz tylko mijam go bocznymi drogami od północnego-zachodu, praktycznie nie zbliżając się do zbyt wielu zabudowań.

Przyjemna droga w okolicy wsi Harmęże.

Dalej zahaczam jeszcze o Brzezinkę, a później już prostą drogą (a właściwie brukowaną ścieżką rowerową wzdłuż tej drogi) zmierzam w kierunku Oświęcimia.

Przy wjeździe do miasta znajduje się tak zwane Miejsce Obsługi Rowerzystów – punkt odpoczynku, gdzie można przysiąść i zrobić przerwę przed dalszą podróżą.

Miejsce Obsługi Rowerzystów (MOR) w Oświęcimiu.

Kierując się za oznaczeniami szlaku trafiam na ścieżkę rowerową w pobliżu brzegu rzeki Soły, którą jadę przy zabudowaniach Muzeum Auschwitz-Birkenau. Nie jest to jednak to samo, co słynny obóz koncentracyjny. Ten znajduje się na terenie Brzezinki, kawałek dalej i nie bezpośrednio przy szlaku. Żeby się tam dostać, trzeba kawałek zjechać, kierując się na przykład licznymi drogowskazami rozstawionymi na terenie całego miasta.

Tym razem, zbaczać z trasy nie zamierzam. Pod obóz podjechałem podczas poprzedniej wizyty w Oświęcimiu, więc teraz już nie czuję takiej potrzeby. Jadę dalej w stronę centrum miasta.

Ścieżka rowerowa przy Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Wiślana Trasa Rowerowa prowadzi przez Oświęcim trzymając się lewego brzegu Soły. Omija więc centrum i nie pokazuje zbyt wielu tutejszych atrakcji. Po przejeździe wałami i pod dwoma mostami w środku miasta, szlak kieruje mnie na północ. Brukowaną ścieżką rowerową jadę jeszcze wzdłuż niedużego blokowiska, a potem opuszczam Oświęcim.

I tu na dobrą sprawę mógłbym skończyć wycieczkę. Cel osiągnięty, dalszy fragment w stronę Krakowa już znam. Decyduję się jednak jeszcze przejechać przez wieś Broszkowice i dotrzeć do pobliskiego mostu na Wiśle. Dziś też zamierzam nocować u rodziny, a stamtąd mam dość blisko do ich domu.

Przejazd przez wały w Broszkowicach.
Kolejny wały, tuż za mostem nad Wisłą. Stąd można wygodnie kontynuować podróż do Krakowa. Opis tego odcinka dostępny tutaj.

Powrót

W niedzielę nie wracam do Krakowa. Zgodnie z założeniami, kieruję się do rodzinnego domu, gdzie spędzam popołudnie oraz noc. Dopiero w poniedziałek rano pakuję się i wracam do swojego mieszkania w stolicy Małopolski. Zwów wybieram tę nieszczęsną drogę numer 780 – to najszybsza opcja, a ja przecież muszę dziś jeszcze przepracować 8 godzin.

WTR Wisła – Oświęcim, podsumowanie

Tym sposobem, kończę poznawanie południowej części Wiślanej Trasy Rowerowej. Przejechałem odcinki zarówno w województwie śląskim, jak i małopolskim. Kolejne dostępne są dopiero w kujawsko-pomorskiem, więc to byłaby już nieco dalsza wycieczka. Choć kto wie, może i na nią kiedyś się zdecyduję.

Parę słów o przejechanym właśnie fragmencie. Pod względem krajobrazowym oceniam go całkiem pozytywnie. W większości jest ładnie, jedynie te kolejowe okolice w Zabrzegu nie przypadły mi do gustu. Oznaczenie szlaku również jest bardzo dobre. Tylko raz, również w rejonie nieszczęsnego Zabrzegu zdarzyło mi się zjechać z trasy i musieć wracać. Poza tym, chyba każde jedno skrzyżowanie jest opisane bezbłędnie.

Raczej zgadzam się z przeczytaną wcześniej opinią, że śląski odcinek WTR-ki nie nadaje się do jazdy rowerem szosowym. Owszem, można – przecież właśnie to zrobiłem – ale niekoniecznie warto. Spora część dróg nie posiada asfaltowej nawierzchni, więc lepiej jednak mieć rower z nieco grubszymi i bardziej wytrzymałymi oponami.

Pozostaje jeszcze kwestia organizacji takiej wycieczki. Bo na pewno nie każdy ma rodzinę po drodze, czy też chce przeznaczać parę dni na rowerowe dojazdy i powroty.

W takim wypadku, najlepiej postawić na kolej. Pociągiem można dotrzeć do samej Wisły (jednak nie ma tam zbyt częstych połączeń) albo na przykład do pobliskiego Bielska-Białej, skąd na początek Wiślanej Trasy Rowerowej można na dwóch kółkach dojechać w około 2 godziny.

W kwestii powrotu jest już nieco lepiej, bo z Oświęcimia pociągów jeździ całkiem sporo. No chyba, że wcale nie chcemy tu kończyć wycieczki. Osoby z dobrą kolarską formą mogą przecież po WTR-ce jechać jeszcze o wiele dalej, do Krakowa lub nawet Szczucina, gdzie kończy się małopolski odcinek tego szlaku.

Mapa śląskiej części Wiślanej Trasy Rowerowej:

Inne mapy południowej części WTR dostępne są tutaj (opracowane przez Velo Małopolska) – aby zobaczyć odcinek śląski, należy kliknąć po lewej stornie w opcję „Pozostałe trasy VeloMałopolska”.

6 komentarzy

Skomentuj Małgorzata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *