Trasa Kraków – Rzeszów rowerem
To pomysł, który siedział mi w głowie od dobrych kilku miesięcy. Wsiąść na rower i przejechać te niemal 200 kilometrów z Krakowa do stolicy Podkarpacia. Realizacja wymagała trochę planowania i zbudowania odpowiedniej formy, ale w końcu się udało – Rzeszów został zdobyty, a ja ustanowiłem nowy rekord dziennego dystansu.
Ostatnio naprawdę dużo jeżdżę na rowerze. Od początku roku zrobiłem już ponad 4000 kilometrów, a sam lipiec udało mi się zamknąć z wynikiem przekraczającym 1000. Forma rośnie i pozwala bez większego problemu robić nawet „setki” dzień po dniu. Nabrałem więc pewności, że ten pomysł z wyjazdem do Rzeszowa może być jak najbardziej do zrealizowania.
Widząc, że zbliżający się piątek ma być całkiem ładny, wziąłem dzień urlopu i zacząłem rozgryzać trasę. Ta, na pierwszy rzut oka, nie była niestety oczywista. Do wyboru albo główne, mocno ruchliwe arterie, albo zawiła sieć lokalnych dróg pomiędzy mniejszy miejscowościami. Zdecydowałem się na to drugie, choć wytyczenie optymalnego wariantu trochę mi zajęło.
Rzeszów – Kraków na rowerze – relacja z przejazdu
To miał być długi dzień, więc chciałem zacząć go możliwie wcześnie. W planie być wyjazd o świcie, więc większość niezbędnych rzeczy przygotowałem poprzedniego dnia, by rano tylko szybko coś przekąsić, spakować plecak i ruszać w drogę.
Wystartowałem około 4:50. Jeszcze przed wschodem słońca, jednak było już na tyle jasno, że dało się jechać bez oświetlenia. Pierwszym etapem było wydostanie się z mojego osiedla i obranie kursu na Niepołomice.
W związku z pracami budowlanymi na bulwarach nie mogę jechać bezpośrednio brzegiem rzeki, więc do mostu Kotlarskiego docieram pobliskimi uliczkami. Tam wjeżdżam na ścieżkę rowerową przy jednej z głównych ulic miasta. Kraków upuszczam jadąc kolejno wzdłuż: Kuklińskiego, Lipskiej, Surzyckiego, Rybitwy, Botewa, Śliwiaka oraz Traktu Papieskiego.
Trasa łatwa, w zasadzie jedzie się cały czas prosto. Narzekać można jedynie na walory krajobrazowe, bowiem okolica jest tam mocno przemysłowa. Mówiąc wprost: brzydko i wolałbym jak najszybciej wyjechać z miasta.
Ciekawiej robi się dopiero w okolicy miejscowości Brzegi. Tam mam okazję oglądać ładny wschód słońca nad pokrytymi mgłą łąkami, a także ciekawy, wykonany ze słomy model Kościoła Mariackiego, dobrze znanego z krakowskiego rynku.
Na rondzie w Brzegach odbijam na północny – wschód i przez Grabie jadę do Niepołomic. To dość często odwiedzany przeze mnie odcinek – praktycznie obowiązkowy, gdy chcę dostać się do Puszczy Niepołomickiej czy na Wiślaną Trasę Rowerową. Drogi są raczej dobre, a ruch umiarkowany, więc jedzie się całkiem miło.
Po wjeździe do Niepołomic kieruję się na pobliską puszczę. A gdy jestem już na terenie tego największego z podkrakowskich kompleksów leśnych, niemal natychmiast czuję zmianę klimatu. Jest bardzo wilgotno, a do tego dość chłodno jak na letni poranek. Po kilkudziesięciu minutach jazdy moje dłonie są mokre i lekko zmarznięte.
Choć i tak uważam, że to był jeden z najprzyjemniejszych odcinków. Asfaltowe drogi w puszczy są przeważnie bardzo dobrej jakości, a o tej porze miałem je zupełnie na wyłączność. Do tego bujna zieleń i przeświecające przez korony drzew poranne słońce tworzyły naprawdę fajną atmosferę.
Wyjeżdżając z lasu, z przyjemnością witam powracające ciepło. Pora trochę rozgrzać zmarznięte dłonie. Tam też zatrzymuję się na chwilę i po raz pierwszy sięgam po nawigację w telefonie. Każdy kolejny kilometr będzie przeze mnie pokonywany po raz pierwszy w życiu, a wolałbym nie musieć błądzić zbyt wiele.
Na skrzyżowaniu jadę prosto i kluczę chwilę uliczkami miejscowości. Parę minut później jestem już na drodze, która przez Wyżyce i Bieńkowice ma mnie doprowadzić do drogi 964.
Ten odcinek również bardzo dobrze wspominam. Ruch niemal zerowy, drogi w większości zadbane, a ponadto mnóstwo otwartej przestrzeni dookoła. Tu gęstość zabudowy jest już znacznie mniejsza niż ta znana z podkrakowskich miejscowości. Miła odmiana.
Po dotarciu do skrzyżowania z 964-ką, skręcam w prawo i chwilę później przekraczam rzekę Rabę. Teraz będę jechał głównie prosto przez siebie, trzymając się najpierw wspomnianego wyżej numeru drogi, a później przeskakując na 965-tkę.
Trasa okazała się prosta i dobrej jakości, jednak moim zdaniem średnio ciekawa. Mijane miejscowości, jak i tereny między nimi nie wyróżniają się niczym szczególnym. Ot, taki sobie przejazd przez wioski, dość licznie odwiedzany też przez wszelkiego rodzaju ciężarówki.
Jedynym obiektem, który mnie jakoś bardziej zainteresował, był pomnik pamięci ofiar wypadków komunikacyjnym w Zabawie. Całkiem pomysłowa konstrukcja – rzadko spotyka się monument, do którego można sobie po prostu wejść.
W Żabnie na chwilę pojawia się niezłej jakości ścieżka rowerowa, jednak w innych sytuacjach, gdy napotykałem infrastrukturę o podobnym przeznaczeniu, przeważnie był to po prostu wydzielony kawałek niezbyt równego chodnika. Na szczęście, to nie drogi dla rowerów, lecz ciągi pieszo – rowerowe, więc nie było obowiązku korzystać.
Wjeżdżając do Dąbrowy Tarnowskiej mam na liczniku około 90 kilometrów. Czyli około połowy, jednak zdaję sobie również sprawę, że drugi etap będzie trudniejszy: pojawią się lekkie pagórki, a moje zmęczenie będzie tylko narastać. Na szczęście, choć wiatr jest dziś moim sprzymierzeńcem, bo ze względu na zbliżające się południe, z listy sojuszników zdążyłem już skreślić temperaturę.
Na chwilę skręcam w drogę krajową 73 i kieruję się nią na północ. Tą dość ruchliwą arterią, łączącą Tarnów i Kielce, jadę na szczęście tylko kilkaset metrów. Później odbijam na wschód, przejeżdżam przez centrum miejscowości i ulicą Jagiellońską opuszczam Dąbrowę.
Od teraz, aż do samego Rzeszowa, będę jechał wyłącznie lokalnymi drogami. Na szczęście, większość z nich jest nieźle opisana, więc można śmiało polegać na drogowskazach. Kolejny etap: dotrzeć do Radomyśla Wielkiego przez Radogoszcz.
W Radomyślu bardzo ładnie prezentuje się rynek. Zadbany, z wybrukowanym herbem, kwiatami, licznymi ławkami do siedzenia oraz przede wszystkim – zabytkowym samolotem PZL M-2. Postały tylko 2, więc mamy tu prawdziwie unikalny eksponat.
Następnie, po opuszczeniu miasteczka, kieruję się na Przecław. To również oznacza jadę lokalnymi, choć przyzwoicie oznaczonymi i utrzymanymi drogami.
Niestety, dotarcie tam zajęło mi o wiele więcej czasu niż zakładałem. Musiałem zrobić nieco dłuższą przerwę. Nie było tu ani szczególnego zmęczenia, ani problemów z rowerem. Po prostu… rozładowała się bateria w sportowym zegarku, więc musiałem sięgnąć po powerbank i trochę ją dokarmić. A że używać i ładować jednocześnie się nie da, więc zatrzymałem się w jakiejś wiacie przystankowej i jakoś przenudziłem te około 40 minut. Jedynym urozmaiceniem były przejeżdżające od czasu do czasy grupy kolarzy biorących udział w rowerowej pielgrzymce na Jasną Górę.
Gdy nabrałem pewności, że baterii wystarczy na parę kolejnych godzin jazdy, odpiąłem zasilanie, ubrałem zegarek i ruszyłem dalej. Parę kilometrów później minąłem Przecław, a po wyjeździe w miejscowości odbiłem na chwilę na drogę 985.
Ta okazała się nadzwyczaj ruchliwa, jak na tę dość spokojną okolicę. Na szczęście, nie musiałem tam spędzać dużo czasu. Niecałe 2 kilometry dalej, znów skręciłem na wschód. Teraz również byłem na drodze krajowej, jednak o wiele mniej uczęszczanej.
W Woli Ocieckiej trafiam na ładny dworek, więc na moment zjeżdżam z trasy, by lepiej mu się przyjrzeć. Później kontynuuję jazdę w stronę Ocieki, gdzie wjeżdżam w boczną drogę i robię skrót do miejscowości Kamionka. Po drodze mijam jeszcze sporych rozmiarów i ciekawy architektonicznie kościół pod wezwaniem świętej Katarzyny Aleksandryjskiej.
Nad zalewem w Kamionce skręcam w prawo i przez parę kilometrów jadę na południe, aż do skrętu na Boreczek. Później znów na wschód przez małe miejscowości zlokalizowane dość blisko autostrady. Tak właściwie, to A4-kę często widzę po swojej prawej stronie. Wiem, że ten kawałek mógłbym również przejechać po jej drogach serwisowych, jednak nie jestem pewny, czy byłoby to możliwe w całości. Z tego, co wcześniej czytałem w internecie, i tak miejscami trzeba by kombinować. Poza tym, co to za frajda jechać dziesiątki kilometrów wzdłuż autostrady?
Przez Boreczek docieram do Czarnej Sędziszowskiej, gdzie zaczyna się droga powiatowa 1333R. Tam już ciężko się zgubić. Przejeżdżam przez kilka niewielkich miejscowości z coraz nowocześniejszą zabudową, co dobrze świadczy o tym, że zbliżam się do dużego miasta.
W pewnym momencie droga krzyżuje się z autostradą. Przejeżdżam pod nią krótkim tunelem i dalej kieruję w stronę stolicy Podkarpacia. Mijam miejscowość Mrowla, a następnie mostem przekraczam drogę S19. Później jeszcze tylko Rudna Wielka, Miłocin i docieram do zielonej tabliczki z napisem „Rzeszów”.
Chwilę później zatrzymuję się przed skrzyżowaniem z dużą, dwupasmową ulicą. To ona doprowadzi mnie to centrum, jednak najpierw muszę się jakoś odnaleźć w tym zgiełku. Parę minut jadę wśród pędzących znacznie ponad dozwoloną prędkość samochodów, a potem, przy pierwszej możliwej okazji, zjeżdżam na chodnik przy przejściu dla pieszych i przeprowadzam rower na drugą stronę. Tam czeka na mnie świetnej jakości droga dla rowerów, którą już bez większych trudności przemieszczam się wgłąb miasta.
Co prawda, nie jestem wielkim fanem zwiedzania miast, ale skoro już tu jestem, to zobaczę sobie parę bardziej znanych rzeczy. Odwiedzam między innymi słynny Pomnik Czynu Rewolucyjnego (wysoki jest! Spodziewałem się czegoś o wiele mniejszego), pobliski park z fontanną, a także rynek z zabytkową studnią (mnóstwo ludzi i koszmarna nawierzchnia do jazdy rowerem, ale w sumie dość klimatyczne miejsce).
Później obieram kurs na ostatni cel dzisiejszego przejazdu: dworzec PKP. Udaje się bez problemu, ale zakup biletu odbywał się już z pewnymi komplikacjami. Pociągów do Krakowa jeździ stąd co prawda sporo, jednak we wszystkich najbliższych miejsca na rower były już wykupione. Ostatecznie (za namową pani sprzedającą bilety), zdecydowałem się na powrót z przesiadką w Tarnowie.
Odcinek Rzeszów – Tarnów pokonałem w komfortowym, choć niemal pełnym pociągu. Trochę stresowała mnie jednak wspomniana przesiadka. Miałem na nią tylko 6 minut, a lekkie opóźnienie pociągu jeszcze ten czas zmniejszyło. Później okazało się, że jednak (mimo zapewnień kasjerki z Rzeszowa) pociąg nie czeka na tym samym peronie. Musiałem więc biegać z rowerem po tarnowskim dworcu i desperacko szukać pociągu, który miał lada chwila odjechać. Dałem radę, ale zdążyłem dosłownie „na styk”.
Dalsza podróż już nie stwarzała problemów. Pociąg co prawda mniej wygodny, ale dla odmiany niemal zupełnie pusty. Przez całą drogę miałem cały wagon tylko dla siebie.
W Krakowie wysiadam na przystanku Zabłocie, skąd do domu mam już tylko 2 kilometry. Niewiele, jednak zmęczony organizm po przerwie ciężko zmusić do ponownego wysiłku. Mimo wszystko, jakoś się toczę w kierunku miejsca zamieszkania. Wycieczkę kończę niemal równo o 20-stej, ponad 15 godzin od startu.
Podsumowanie
Podczas przejazdu Kraków – Rzeszów udało mi się pokonać 184,72 km (według GPS, więc wiadomo, że jakiś margines błędu tam jest). Jest to mój nowy rekord życiowy. Bardziej ucieszył mnie jednak fakt, że po zakończeniu jazdy wciąż czułem się dobrze i miałem zapas sił. Owszem, ta trasa była w większości płaska, a przez większość czasu wiatr wiał w plecy, ale i tak czuję, że jestem już gotowy, by atakować moje wymarzone 200 km. Zostaje tylko dobrze odpocząć i czekać na sprzyjające warunki.
O wyjeździe do Rzeszowa myślałem od dawna. Teraz udało się ten plan zrealizować. Czy czuję się więc zadowolony? Pewnie, że tak! Co prawda wybrany przeze mnie wariant trasy nie był jakoś szczególnie piękny, ale i tak udało mi się zobaczyć mnóstwo nowego terenu i odwiedzić kilka fajnych miejsc. Jest też oczywiście satysfakcja z powodu nowej życiówki oraz, co by nie było, przejechania całkiem sporego kawałka Polski za jednym razem.
Mapa przebytej trasy:
Wspaniała trasa! Najważniejsze, że masz ochotę na więcej i już coś znowu planujesz :) Piękny wschód słońca Cię zastał! Zdjęcia z pewnością nie oddają tego, jak to wszystko wyglądało w rzeczywistości :)
Dzięki!
Pomysłów na nowe trasy mam faktycznie bardzo dużo. Aż brakuje wolnych dni na realizację wszystkich pomysłów ;)
A wschody słońca uwielbiam. Nieraz zdarzało mi się wstawać w środku nocy czy wręcz spać gdzieś w górach, by upolować jakiś ładny wschód.
witaj przyjacielu, czy robisz do swoich tras pliki gpx? Interesuje mnie trasa Kraków Szczucin. Polecam Ci gpsies.com. Mój name to Kapitan Planeta. Paweł
Z większości tras mam zapis GPS.
Plik .gpx z tej wycieczki wysłałem Ci na maila.
Witam!,
Możesz mi przesłać ślad trasy w .gpxie na maila ? Pozdrawiam ! Krystian
Jasne, wysłane.
Super! Dzięki wielkie !!
Cześć
Fajnie było to przeczytać tyle tylko ze pojechałem w druga strone tj z Rzeszowa do Krakowa.
Kiedys na studiach obiecywałem sobie że tak pojade (mieszkałem na Żabincu, Os. Złotej Jesieni czy tez Wzgorzach Krzesławickich. Pojechałem po 18 latach ale sie udało. D wygodnie pozniej poprawiłem wyjazdem do Piotrkowa Trybunalskiego wie ponad 300km
300 km to już niezły wyczyn. Kto wie, może i mi się kiedyś uda. Pomysł na trasę o tej długości już nawet mam :)
podeslij GPX na maila jak możesz :) ta trasa (z tym, że w przeciwnym kierunku) to jeden z moich rowerowych planów na rok 2020. Pozdrawiam
Hej, plik wysłałem na Twój email. Powodzenia w realizacji!
Siema, mógłbyś podesłać gpx na email. Dzięki
Jasne, poszło na email.
Witaj
trasę bardzo fajnie i dokładnie opisałeś, wiele z tego wykorzystam w mojej wyprawie w przeciwnym kierunku. Czy mógłbyś mi opisać po krótce co zabrałeś na drogę? Chodzi mi o ilość picia i jedzenia oraz dodatkowy sprzęt w razie awarii czy zepsucia pogody.
Ja zwykle zabieram w dłuższą trasę balast (ciuchy,jedzenie,dętkę,łatki i jakiś multitool) w sumie jakieś 6 kg ale na taką długą trasę to nie wiem jak się przygotować.
Hej! Jasne, już postaram się wymienić. Dużo zależy jednak od pory roku i prognoz pogody.
Jeśli o jedzenie, to staram się, żeby było w miarę różnorodnie. Mam klasyczne kanapki (np. z serem żółtym lub szynką i sałatą albo pomidorem), owoce (banany, jabłka), jakieś batoniki, czekoladę, orzechy, migdały. Nie wszystko razem, oczywiście, po prostu biorę z domu co jest albo kupuję, na co mam ochotę.
Na trasie jem regularnie, średnio co pół godziny (np. banana lub kanapkę). Fajnie, jak ze 300 kalorii na godzinę wpadnie.
Co do picia, to zabieram 2 – 4 litry, zależnie od pogody i długości trasy. Czasem można dokupić albo uzupełnić po drodze. Piję często, małymi łykami, nawet jak mi się nie chce pić. W różnych butelkach / bidonach mam izotonik, wodę z rozpuszczonymi elektrolitami oraz zwykłą wodę (ta oprócz do picia, czasem przydaje się również, żeby coś umyć).
W kwestii awarii: mam ze sobą pompkę, 2 dętki, łyżki do dętek, skuwacz do łańcucha, spinkę do łańcucha oraz multitool. Póki co, jedyne awarie jakie miałem wiązały się z przebiciem dętek.
Jeśli jest ryzyko opadów, zabieram ze sobą kurtkę i spodnie przeciwdeszczowe oraz ochraniacze na buty. W chłodniejszych miesiącach też rękawiczki, czasem 2 pary.
Z innych rzeczy to czołówka, trochę gotówki, telefon, aparat, powerbank + kable, okulary przeciwsłoneczne. W lecie również krem z filtrem UV. Jeżdżę z 20-litrowym plecakiem, mój bagaż na długie, jednodniowe trasy też pewnie waży coś koło 6 kilo lub nawet trochę więcej. Ale później, z każdą godziną jazdy jest lżejszy.
Pozdrawiam i życzę udanych wypadów.
Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, to śmiało :)
Dzięki! Sporo tego :) Widzę, że tak jak ja wyznajesz zasadę, przezorny zawsze ubezpieczony hehe. Ale podziwiam, że wszystko ładujesz do plecaka. Ja osobiście wolę bagażnik na sztycę założyć i tam wszystko do sakwy upchać+jakaś torebka trójkątna na ramę. Co do ilości wody to tak czułem, że wiecej trzeba zabierać na cały dzień.
Jeszcze mam pytanko, jak mógłbyś mi doradzić, bo szukam spodenek z dobrą wkładką, do tej pory nie używałem ale ostatnio jak się porwałem na 150 km to cztery litery bolały jak diabli.
Jakie Ty używasz, czy jesteś zadowolony. Jakieś większe masz doświadczenie z takimi produktami?
Nie jestem na pewno gotowy na każdą okazję. Tak się chyba nie da. Ale fakt, jeśli wiem, że będę ponad 100 km od domu, to wolę być gotowy na rozwiązywanie tych bardziej prawdopodobnych problemów.
Jazda z plecakiem może i najwygodniejsza nie jest, ale w sumie przywykłem. Może to od chodzenia po górach, gdzie czasem mam go przy sobie przez nawet kilkanaście godzin. Myślę o zakupie dużej torby podsiodłowej, ale póki co się jeszcze nie zdecydowałem. Sakwy do roweru szosowego mnie jakoś nie przekonują.
Co do spodenek, to ja w sumie nie wiem, co posiadam. Jakiś tani, podstawowy model, pewnie nawet nie markowy. Mi się wydaje, że cztery litery trzeba po prostu przyzwyczaić do jazdy. Kiedyś, po przesiadce na szosę, w tych samych spodniach mnie bolało po 50 km. Teraz mogę i ponad 150 przejechać bez bólu. Ale z drugiej strony wiem też, że problemem może być dobór lub ustawienie siodełka. Może to warto sprawdzić?
Dzięki bardzo, porady wykorzystane – zrobiłem swoje pierwsze 200 km ;)
Serdeczne gratulacje i życzę powodzenia przy kolejnych wyzwaniach!
Hej,
Bardzo fajny opis trasy. Początek trasy robiliśmy podobny rok temu. Mieliśmy problem ze znalezieniem wjazdu trasę WTR z Krakowa słabe oznaczenia są od mostu Grunwaldzkiego w stronę Niepolomic
Czy mogłabym prosić o gpx z tej trasy?
Oczywiście, właśnie wysłałem plik na maila.
Niestety, od tamtego roku niewiele się poprawiło z oznaczeniami WTR w pobliżu i na terenie Krakowa. Bez mapy ani rusz, choć wiem, że w najbliższym czasie mają ruszyć niektóre inwestycje. Więc być może za kilka lat będziemy mieli kompletną WTR-kę w całej Małopolsce :)
Super – ja również wybieram się niebawem z Krakowa do Rzeszowa – W Rzeszowie nocleg – wypoczynek i ruszam na Przemyśl. Powodzenia na wyprawach !
I wzajemnie! :)
Cześć, zamierzam wybrać się za niedługo z Rzeszowa w kierunku Krakowa, chętnie obczaiłbym Twoją traskę, mógłbyś mi podesłać GPX’a na maila? Z góry dziękuję <3
Jasne, właśnie wysłałem.
Cześć,
planuje w piątek o 8:15 (04.09.2020) byc w Krakowie i smignąć tę trasę. Podesłałbyś gpx’a na e-mail?
Oczywiście jeżeli ktoś planuje to bardzo chętnie złapie sie lasso i samemu kogoś przyjmę :P
Pozdrower!
Hej, właśnie wysłałem na maila. Powodzenia!
Cześć;
Czy również mogę prosić o wysłanie gpx na maila?? Z góry dziękuję napewno opiszę swoje wrażenia jak podejmę to wyzwanie :)
Oczywiście, właśnie wysłałem.
Cześć Michał. Ciekawie opisana trasa. W przyszłym roku chciałabym z pod Rzeszowa wyskoczyć do Krakowa. Robię rozeznanie tras. Czy mogłabym prosić o wysyłkę na email tej Twojej? Pozdrawiam
Oczywiście, wysłałem plik na email.
Witam mógł prosić o gpx z wycieczki. Pozdrawiam
Jasne, właśnie wysłałem.
Siemka, trasa wygląda mega imponująco. Czy mógłbyś podeslac na maila traske? Z góry wielkie dzięki, mam nadzieję że w tym roku się uda aczkolwiek póki co jestem w trakcie przygotowań
Wysłane na Twój email. Powodzenia w przyogotowaniach i udanej wycieczki ;)
siemano, w takim razie i ja poproszę o ślad gpx :-). Można też pomyśleć o wklejaniu gpx pod artykułem. pozdrawiam
Poszło. W sumie dobry pomysł z dodaniem, bo co chwilę ktoś prosi o tę trasę. O dziwno, praktycznie tylko o tą, choć na blogu jest ich opisanych kilkadziesiąt ;)
Cześć Michał! Mógłbyś mi wysłać trasę w jakimś pliku? To mój cel na ten rok z tym że z Jarosławia do Krakowa. Trasa prowadzi cały czas przez drogi asfaltowe?
Wysłałem.
O ile pamiętam, to był w 100% asfalt.
Super wyprawa. Mam w planach przejechanie w tym roku trasy Kraków – Rzeszów na szosie, ale myślałem o drodze serwisowej A4.
Czy mozesz mi przesłać swoją trasę na
maila? Będę bardzo wdzięczny :)
Pozdrawiam
Jasne, wysłane.
Cześć, czy mógłbyś przesłać trasę w pliku gpx na maila?:) 4golda4@gmail.com
Pewnie. Właśnie poszedł mail.
Cześć,
Czy mogę prosić o ślad GPX. Z góry dzięki.
Chce przejechać KRK-JAROSŁAW i planuje trasę.
Pozdrawiam
Jasne, wysłałem na maila.
Hej, mógłbym prosić o ślad? Wybieram się w taką podróż za tydzień. ;-)
Wysłane.
hej, też poproszę o gpx :)
Wysłane.
cześć, poproszę o gpx. Jestem z Rzeszowa i mam zamiar w tym roku przejechać tę trasę z Krakowa do Rzeszowa.
Siemanko! Mógłbym prosić o gpx’a? :)