Stary szlak Karb – Świnicka Przełęcz
Choć szlaków w Tatrach nie brakuje, kiedyś było ich jeszcze więcej. Na przestrzeni lat, wiele z nich zamknięto, choć na terenie parku wciąż można trafić na ich ślady. Jedną z takich tras był zielony szlak z Karbu na Świnicką Przełęcz. Sprawdźmy, czy ciężko go odnaleźć i jak obecnie wygląda.
Przyznam, że o istnieniu tej trasy dowiedziałem się od jednego z czytelników bloga. Później sam zacząłem zgłębiać temat zamkniętych tatrzańskich szlaków, równocześnie wkurzając się na władze parku (bo zamknęli tego dobre kilkadziesiąt, nie oferując w zamian praktycznie nic nowego) oraz nabierając ochoty na ich samodzielne odszukanie. Na realizację tych planów musiałem jednak poczekać do kolejnego sezonu.
O starym szlaku Przełęcz Karb – Świnicka Przełęcz
Ścieżkę wytyczyło w 1902 roku Polskie Towarzystwo Tatrzańskie, znakując ją zielonymi symbolami. Szlak łączył ze sobą dwie popularne przełęcze, prowadząc w dość łatwym terenie najpierw pod ścianami Kościelców, później Świnicy, po drodze mijając w pewnej odległości brzeg Zadniego Stawu Gąsienicowego. Trasa była dość prosta i oczywista, z tylko jednym bardziej wymagającym odcinkiem, który zabezpieczono klamrą.
Szlak zamknął TPN po II Wojnie Światowej. Niestety, w sieci ciężko trafić na informacje o dokładnej dacie czy przyczynie. Faktem jest jednak, że ścieżka do dziś jest wyraźna i wykorzystywana. Choć raczej nie przez turystów, lecz taterników, którzy używają jej do podejścia pod trudniejsze drogi. Po dokładniejszym przyjrzeniu się, można ją nawet wypatrzeć na zdjęciach satelitarnych.
Pojawia się więc pytanie: czy przejście tą ścieżką jest w ogóle legalne? Niestety, odpowiedź nie jest oczywista. W teorii, znajduje się ona na terenie udostępnionym do uprawiania taternictwa. Co więcej, w przeciwieństwie do na przykład Słowaków, regulamin TPN nie definiuje wspinaczki zbyt precyzyjnie. Parę związanych z parkiem osób potwierdzało nawet, że można spokojnie „wspinać się” po najprostszych drogach, jeśli uprzednio wpiszemy się do książki wyjść taternickich. I faktycznie, nie słyszałem, by ktoś dostał w takim wypadku mandat.
Jednakże, ta konkretna, opisywana tu ścieżka nie prowadzi na żaden szczyt lub przełęcz. To zwykła, niemal płaska droga, której fragmentów używa się by dość pod trudniejsze cele. Przejście samo w sobie naprawdę ciężko będzie podciągnąć pod jakąkolwiek formę taternictwa. Osobiście uważam więc, że taka wycieczka będzie bardziej nielegalna niż legalna, choć są oczywiście w Tatrach miejsca, gdzie „nie wolno o wiele bardziej”.
Szlak z Karbu na Świnicką Przełęcz – relacja z przejścia
Dojście na Przełęcz Karb
Opis tej wycieczki rozpocznę znad brzegu Czarnego Stawu Gąsienicowego. O wszystkim, co wydarzyło się wcześniej można przeczytać we wpisie poświęconym wejściu na Mylną Przełęcz i Zawratową Turnię. Kończąc tamto przejście, schodziłem z Zawratu w okolice stawu, przy którym właśnie stoję. Poszło mi sprawie, do końca tego letniego dnia było jeszcze mnóstwo czasu, a ja miałem spory zapas sił, wody i jedzenia. Postanowiłem więc dołożyć coś ekstra.
Przy północno – zachodnim, cieszącym się największą popularnością, brzegu Czarnego Stawu łatwo dostrzegam skrzyżowanie niebieskiego i czarnego szlaku. Podchodzę pod drogowskaz, mijam go i ruszam w stronę Karbu.
Początek trasy prowadzi po niesprawiającym większych problemów, kamiennym chodniku. Idę chwilę wśród niskiej kosodrzewiny, później trafiam na nieduże rumowisko skalne. Przechodzę przez niego z umiarkowaną ostrożnością, po czym zaczynam wspinać się zakosami po zboczu Małego Kościelca.
Z czasem teren robi się coraz bardziej stromy. Podejście niby nie jest długie, ale potrafi zmęczyć. Wielu turystów nie daje rady zrobić go bez przerw, niektórzy stają gdzieś na środku szlaku, wstrzymując ruch na węższych odcinkach. Trochę to irytuje, ale na szczęście nie trwa zbyt długo. Mija kilkanaście minut i teren znów staje się łatwiejszy. Chwilę później jestem już na grani Małego Kościelca, przez którą prowadzi końcówka tego szlaku.
Przejście granią nie sprawia większych trudności. Minimalnie eksponowana ścieżka prowadzi głównie w dół, czasem kierując mnie na duże, kamienne bloki. Parę minut później docieram na przełęcz.
Nim jednak tam stanę, na grani zauważam coś, co dziś wyjątkowo mnie interesuję. Na jednym z kamieni dostrzegam stary, biało – zielony symbol. Dokładnie taki, jakim znakowano szlak z Karbu na Świnicką Przełęcz. Czyżby ta trasa zaczynała się gdzieś jeszcze wcześniej?
Przejście dawnym szlakiem z Karbu na Świnicką Przełęcz
Stojąc na Karbie mam do wyboru dwa szlaki. Mogę iść dalej czarnym w stronę szczytu Kościelca albo zejść niebieskim w stronę Zielonego Stawu Gąsienicowego. Obecnie, nie interesuje mnie żaden z nich. Wybieram trzeci wariant, którzy zaczyna się po prawej stronie znaku ostrzegającego przed – uwaga – schodzeniem ze szlaku.
Co ciekawe, można tam wejść całkiem legalnie, jeśli mamy zamiar iść choćby na Kościelcową lub Mylną Przełęcz. Myślę, że mojej trasy to nie dotyczy, choć rozprawa o legalności tego przejścia pojawiła się już we wcześniejszych akapitach. Nie widzę sensu powtarzać jej po raz drugi.
Wchodzę na dość wyraźną, trawiasto – kamienistą ścieżkę i idę chwilę w stronę zachodniej ściany Kościelca. Teren jest łatwy, w miarę płaski, bez ekspozycji.
Będąc na wysokości pierwszych skałek, mijam je od prawej i idę jeszcze przez moment. Potem docieram na rozdroże, gdzie powinienem łagodnie odbić w prawo. Ścieżka po lewej (ta pod górę) prowadzi dalej na Kościelcową lub Mylną Przełęcz.
Przyglądając się dokładniej okolicznym kamieniom, nietrudno będzie dostrzec zamalowane na szaro oznaczenia. Szczerze mówiąc, w tej formie też całkiem nieźle pomagają mi w nawigacji.
Kawałek za rozdrożem trafiam na niewielkie rumowisko. Przejście nie stanowi problemu – niektóre kamienie wciąż układają się w wygodny chodnik, który w oczywisty sposób sugeruje przebieg trasy.
Za rumowiskiem mam krótki odcinek po ścieżce wśród trawek, a później kolejną kupę kamieni do przejścia. Tym razem w orientacji pomagają też całkiem spore kopczyki.
Na następnym fragmencie otoczenie nieco się zmienia. Zamiast iść przy zboczu, trafiam w łagodniej nachylony teren, pełen zielonej trawy, kamienny płyt i luźnych, często dość sporych głazów. Kawałek od trasy, po swojej lewej stronie dostrzegam też niewielki Zadni Staw Gąsienicowy, którego opływ w pewnym momencie przecinam.
Zbliżając się w okolicę widocznych na powyższym zdjęciu skałek, trafiam w najtrudniejsze miejsce dawnego szlaku. No dobra, w jedyne trudniejsze miejsce, bo reszta jest naprawdę banalna. Po prawej stronie owych skałek znajduje się pochyła, częściowo morka płyta, przez której górną część prowadził szlak.
Pod względem technicznym, nie jest to nic szczególnie wymagającego, ale ze względu na ekspozycję trzeba nieco bardziej uważać. Ewentualne poślizgnięcie mogłoby się zakończyć kilkadziesiąt metrów niżej. Jeśli ktoś nie czuje się na siłach, albo woli nie ryzykować, może to miejsce bardzo łatwo obejść od lewej strony, po wspomnianych już skałkach lub nawet jeszcze większym łukiem.
Z nielicznych odszukanych opisów wiem, że gdzieś w tym miejscu powinna znajdować się metalowa klamra ułatwiająca przejście. Niestety, mimo dość dokładnych oględzin, nie udało mi się jej odnaleźć (i z tego, co później pytałem, nie tylko mi). Być może TPN postanowił ją usunąć przy okazji zamazywania starych oznaczeń.
Cóż, klamry nie ma, ale bez problemu można sobie poradzić bez niej. Idę chwilę górną częścią płyty, a przed jej końcem odbijam w lewo i z niewielką pomocą rąk wspinam na parę nietrudnych skałek. Kilka ruchów i stoję już bezpieczny powyżej płyty.
Kawałek za tym nieco trudniejszym odcinkiem, ścieżka dzieli się na dwie wersje. Nie wiem, z czego to wynikło, ale faktem jest, że następne kilkadziesiąt metrów można przejść albo idąc prosto, albo skręcając w lewo, podchodząc kawałek zarośniętą ścieżką przy skalnym murku, a potem schodząc trawkami pod dużą, skośną płytą.
Oba warianty łączą się kawałek dalej, w okolicach niewielkiego rumowiska. Patrząc na zamalowane oznaczenia, można jednak dojść do wniosku, że to ten ze skrętem w lewo był oficjalny.
Przejście przez rumowisko jest jednym z ostatnich etapów tej trasy. Spędzam krótką chwilę wśród kamieni, resztę pokonuję wyraźną ścieżką wśród trawek. Kawałek dalej jestem już na czarnym szlaku.
Będąc już na czarnym szlaku, patrzę w tył i próbuję ogarnąć wzrokiem cały pokonany przede mnie (poza)szlak. W sumie, nie jest to nic trudnego – z tego miejsca widać go dość wyraźnie.
Od tego momentu, na Świnicką Przełęcz zmierzam już w pełni legalną trasą. Niestety również w tłumie innych turystów, co trochę zabiera mi przyjemność z wycieczki.
Wygodnym, kamiennym chodnikiem docieram do postawy ściany, po czym przez chwilę podchodzę na nią zakosami. Później szlak „przykleja” się do zbocza i prowadzi nim skośnie w górę.
Tu chodnik staje się mniej wyraźny. Zastępują go mniejsze i większe głazy, po których idzie się już w większą ostrożnością. Szlak jest bardziej stromy, czasem pojawia się lekka ekspozycja. Nie jest to jakoś szczególnie trudny fragment, ale potrafi zmęczyć.
Po kilku kolejnych minutach wdrapuję się na przełęcz. Jest tu kilkadziesiąt osób, rozrzuconych po całym terenie tej łagodnej, dość ładnie położonej okolicy. Przez chwilę rozważam, czy nie warto by podejść jeszcze na Świnicę, ale gdy dostrzegam, jak dużo ludzi znajduje się na tym szlaku, to chęci znikają. Zajrzę tam kiedy indziej, góra nie ucieknie.
Czerwony szlak na Liliowe
Spędzam chwilę na przełęczy, po czym ruszam w dalszą drogę. Tym razem będzie to czerwony szlak, prowadzący w kierunku Tatr Zachodnich. Początkowo miałem plan, by schodzić przez Kasprowy Wierch, jednak w trakcie przejścia wpadłem na lepszy pomysł – dojdę do Przełęczy Liliowe, a później zejdę na Halę Gąsienicową zielonym szlakiem.
Co w tym lepszego? Widzę dwa powody: po pierwsze mniej ludzi, po drugie (i dla mnie ważniejsze) tą trasą jeszcze nigdy nie szedłem, więc szkoda byłoby zmarnować okazję.
Kieruję się na północny – zachód. Szlak prowadzi mnie na zbocze Pośredniej Turni, którą trawersuję niezbyt wymagającym, kamiennym chodnikiem. Za Pośrednią jest jeszcze jeden wierzchołek – Skrajna Turnia. Mało wybitna, ale o tyle ciekawa, że można na nią dość łatwo wejść. Końcówka daje też okazję do przejścia króciutką, lekko eksponowaną granią, na co oczywiście nie trzeba mnie było namawiać.
Po zejściu ze Skrajnej Turni idę jeszcze chwilę banalnym, szerokim szlakiem, który w końcu doprowadza mnie na Przełęcz Liliowe. Tam skręcam w prawo i zaczynam schodzić zgodnie z zielonymi oznaczeniami.
Zejście na Halę Gąsienicową i powrót do Kuźnic
Z Przełęczy Liliowe dobrze widzę już cały przebieg zielonego szlaku. Tak naprawdę, to nic więcej niż łatwa ścieżka poprowadzona w dół łagodnego, pełnego zieleni zbocza. Schodzi się szybko i wygodnie, a przy okazji można obejrzeć parę fajnych widoczków.
Sielanka trwa aż do połączenia z żółtą trasą, która na Halę Gąsienicową prowadzi z Kasprowego. Tędy chodzi już znacznie więcej turystów. Z rzeczy bardziej na plus – niedługo po przejściu pod w wyciągiem krzesełkowym nachylenie trasy spada i idzie się już praktycznie bez wysiłku.
Kawałek dalej żółtym szlak łączy się z czarnym – tym samym, po którym wcześniej podchodziłem końcówkę trasy na Świnicką Przełęcz. Teraz idę nim w drugiem kierunku, aż do skrzyżowania z niebieskim, kawałek od schroniska Murowaniec.
Po skręcie na trasę niebieską, podchodzę kilkanaście minut w kierunku Przełęczy Między Kopami. Tam muszę natomiast podjąć decyzję co do dalszej trasy w stronę Kuźnic. Do wyboru mam przejście przez Skupniów Upłaz i Boczań albo zejście Doliną Jaworzynką. Pierwszą wersję zaliczałem rano, więc teraz, dla urozmaicenia, pada na tę druga.
Skręcam na żółty szlak i zaczynam zejście przez las. Trwa to dłuższą chwilę, ścieżka parę razy zmienia kierunek, dość często muszę kogoś wyprzedzać. Niezbyt fajny odcinek, ale w sumie, nie spodziewałem się niczego innego. Zbyt często tędy wracam, by nie wiedzieć, co dzieje się w pogodne popołudnia sezonu letniego.
Z czasem robi się bardziej płasko. Kończy się las, resztę trasy pokonuję w pobliżu potoku Jaworzynka, po drodze mijając jeszcze ładnie położoną polanę ze starymi, drewnianymi szałasami. Niedługo później docieram do Kuźnic, gdzie zajmuje miejsce w czekającym już busiku do Zakopanego. Na tamtejszym dworcu przesiadam się na połączenie do Krakowa i bez większych problemów pokonuję resztę drogi do domu.
Posumowanie
Bez wątpienia, była to bardzo ciekawa wycieczka. Poznałem nowy zakątek Tatr, do którego pewnie nie zajrzałbym, gdyby ktoś nie napomknął mi o istnieniu takiej szlaku. To zresztą nie pierwszy raz, gdy ktoś – czy to na żywo, czy w internecie – sugeruje mi jakąś trasę, którą później zamieniam z godnego uwagi pomysłu na bezcenne wspomnienia.
Choć już wielokrotnie włóczyłem się poza tatrzańskimi szlakami, po raz pierwszy miałem przyjemność przejść się śladem starej, zlikwidowanej kiedyś trasy. Mam jednak świadomość, że jest ich więcej, a niektóre wyglądają naprawdę kusząco. Kto wie, może na jednej takiej wycieczce się nie skończy.
W którym dokładnie roku zamknięto ten szlak?
Pisząc ten tekst próbowałem się dokopać do tej informacji, ale niestety bez sukcesu. Generalnie, ciężko znaleźć jakieś porządne informacje o starych szlakach w Polsce i na Słowacji.
Ile czasu zajmuje przejście tego starego szlaku (tylko tego kawałka od Karbu do czarnego szlaku)?
:)
Niewiele. Pół godziny powinno wystarczyć.
Dziękuje :)