Mięguszowiecki Szczyt Pośredni – wejście od Pośredniej Ławki
Spośród trzech Mięguszowieckich Szczytów, to właśnie Pośredni uważany jest za najtrudniejszy. Zdobycie głównego wierzchołka wymaga zmierzenia się z trudnościami orientacyjnymi, stromą wspinaczką oraz kilkoma mocno eksponowanymi odcinkami. A jak dokładnie wygląda droga na szczyt? Tego dowiecie się z niniejszego tekstu, gdzie odpisuję wejście od strony Pośredniej Ławki Mięguszowieckiej.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Mam do tego masywu szczególny sentyment. Wejście na Mięguszowiecki Szczyt Czarny było dla mnie pierwszą pozaszlakową wycieczką, natomiast zdobycie Wielkiego wymagało wielu przygotowań i dało tyle satysfakcji, że do dziś jest to mój ulubiony szczyt. Pisząc te słowa mam już za sobą trzy wizyty na MSC oraz dwie na MSW. Bardzo chętnie tam wracam i dobrze wiem, że w przyszłości te liczby będą jeszcze rosnąć.
Dobrze jednak wiedziałem, że miedzy dwoma wspomnianymi szczytami jest jeszcze jeden – najniższy z całej grupy, najrzadziej odwiedzany, ale i najbardziej wymagający. Ciągnęło mnie tam od dawna, choć przez długi czas nie czułem się jeszcze gotowy. Wszak nietrudno znaleźć opinie, że na MSP zaciera się granica między turystyką pozaszlakową a taternictwem. A mimo pewnego doświadczenia i sporych ambicji, za tego drugiego się jeszcze nie uważam.
Choć miałem pewne obawy, postanowiłem, że spróbuję. Do tego momentu sezon rozwijał się bardzo dobre. Skończyłem Wielką Koronę Tatr, zrobiłem kilka dróg o wycenie I, zacząłem się nawet trochę wspinać w skałach. Umiejętności rosły, w międzyczasie wchłonąłem chyba wszystkie dostępne informacje o „Pośrednim Mięguszu”, a pewnego wrześniowego dnia stwierdziłem, że pora wykorzystać dobrą pogodę w nadchodzący weekend i po prostu zmierzyć się z tą górą.
Mięguszowiecki Szczyt Pośredni – co warto wiedzieć
Szczyt znajduje się w Tatrach Wysokich, na ich głównej grani, między dolinami Hińczową i Rybiego Potoku. Należy do masywu Mięguszowieckich Szczytów, wraz z Mięguszowieckim Szczytem Czarnym oraz Mięguszowieckim Szczytem Wielkim. Posiada trzy wierzchołki o wysokościach 2389, 2383 i 2388 metry, spośród których najwyższym jest ten północno-zachodni.
Na Mięguszowiecki Szczyt Pośredni nie prowadzą i nigdy nie prowadziły żadne szlaki turystyczne. Jest on jednak dobrze znany wśród taterników, którzy mogą się tam dostać licznymi drogami wspinaczkowymi. Popularnym wariantem jest zdobywanie go granią, w ramach przejścia tak zwanej „Grani Mięguszy”. Nie jest to jednak najprostszy wariant – ten prowadzi od strony południowej, przez Pośrednią Ławkę Mięguszowiecką i to właśnie na nim skupi się niniejszy artykuł.
Choć Mięguszowiecki Szczyt Pośredni leży poza szlakami, znajduje się również na terenie udostępnionym do uprawiania taternictwa powierzchniowego. Można więc wejść tam zupełnie legalnie, pod warunkiem zamieszczenia odpowiedniego wpisu w Książce Wyjść Taternickich. Pewne kontrowersje może jedynie budzić obchodzenie wierzchołka od strony słowackiej, jednak w praktyce, nikt się takiej przygranicznej działalności nie czepia.
Warto mieć jednak odpowiednie ubezpieczenie, gdyż ewentualny wypadek po południowej stronie granicy może okazać się naprawdę kosztowny (bez polisy rachunek może sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy euro). Za parę złotych można wykupić wariant jednodniowy, choć ze względu na zejście ze szlaku może być wymagane jego odpowiednie rozszerzenie.
Droga, która prowadzi na Mięguszowiecki Szczyt Pośredni przez Pośrednią Ławkę została wyceniona na I. Choć nie jest długa – czas przejścia od Przełęczy pod Chłopkiem wynosi jakieś 40, może 50 minut) – występuje tam szereg różnych trudności, wśród których możemy wyróżnić:
- wymagającą orientację w terenie – trzeba kojarzyć co najmniej kilka punktów orientacyjnych oraz umieć samodzielnie wyszukiwać dogodne warianty do przejścia między nimi (mam tu na myśli szczególnie zejście na Pośrednią Ławkę Mięguszowiecką oraz okolice wierzchołka).
- kilka mocno eksponowanych odcinków, na czele z Trawersem Westwalewicza, wąską półką pod szczytem oraz kawałkiem grani pod sam koniec drogi.
- stromą, choć niedługą wspinaczkę po skałach tworzących wierzchołek.
- kruchy i nieco uciążliwy teren w dolnej części Pośredniej Ławki.
To wszystko sprawia, że wejście na Mięguszowiecki Szczyt Pośredni raczej nie jest przygodą dla początkujących. Idąc tam, warto mieć na koncie co najmniej kilka innych dróg o trudnościach I, dobrze przestudiować drogę (mam nadzieję, że ten artykuł okaże się w tym zakresie wystarczający) oraz być pewnym swojej odporności na ekspozycję. Nie zaszkodzi również odrobina wspinaczkowych umiejętności oraz stabilna pogoda bez oblodzeń, opadów oraz niskich chmur.
Pod względem sprzętu, przydatne będą zaufane, przyczepne buty oraz kask. Błędem nie będzie też zabranie liny (30-40 metrów powinno wystarczyć) oraz innych rzeczy umożliwiających zjazd (stałych stanowisk nie ma, jednak w co najmniej dwóch miejscach widziałem pętle z repsznurów) i może również asekurację w trudniejszych miejscach. W dobrych warunkach pewnie nie będzie to konieczne, jednak kiedy indziej może się jak najbardziej przydać.
Wejście na Mięguszowiecki Szczyt Pośredni – relacja z wycieczki
Dojazd do szlaku
Na tę wycieczkę jedziemy w trójkę, w zespole, który już znam i co do którego zdążyłem zbudować trochę zaufania. Mieszkamy jednak w różnych miejscach, więc dojazd okazuje się nieco skomplikowany i czasochłonny. Dawid startuje z Częstochowy, zabiera mnie z Krakowa, a potem udajemy się do Budzowa po Adama. Stamtąd, przez Jordanów wracamy na Zakopiankę i jedziemy nią do Nowego Targu.
W podhalańskiej stolicy skręcamy na Jurgów, do którego jednak nie docieramy, bo kawałek wcześniej odbijamy na Łysą Polanę. Tam przekraczamy polsko-słowacką granicę i jakieś 200 metrów za nią zostawiamy auto ma niewymagającym rezerwacji parkingu. Płacimy 6 euro, zabieramy plecaki i kilkanaście minut przed szóstą jesteśmy gotowi do marszu.
Szlaki nad Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami
Z parkingu do wejścia na szlak mamy nieco ponad 1,5 kilometra. Idzie się jednak płaskim, wygodnym poboczem drogi, więc odcinek nie jest szczególnie uciążliwy. Przy okazji, można się też trochę rozgrzać, bo mimo bardzo dobrych prognoz, dzisiejszy poranek jest dosyć chłodny.
Docieramy do kas, kupujemy wejściówki (7 zł za osobę) i wchodzimy na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego. Na kolejnym odcinku czeka nas długie podejście nad Morskie Oko, które pokonujemy bardziej z konieczności niż dla czerpania jakiejkolwiek przyjemności z wędrówki. Odhaczamy więc kolejne „punkty kontrole” w postaci Wodogrzmotów Mickiewicza, początku skrótów, końca skrótów i Włosienicy, aż w końcu, po około 1,5 godzinie marszu, docieramy nad największy w tatrzańskich stawów.
Pod schroniskiem robimy chwilę przerwy, następnie schodzimy nad brzeg jeziora i obchodzimy je od wschodu. Przez kilkanaście minut spacerujemy po kamiennym chodniku, podziwiając zbliżające się „Mięgusze” oraz ciesząc się, że jesteśmy tu jeszcze przed tłumami.

W pewnym momencie docieramy do miejsca, gdzie wschodnie obejście stawu łączy się z zachodnim. Na dalszym odcinku oba warianty się łączą i prowadzą pod górę, w stronę Czarnego Stawu pod Rysami. Tu, po przejściu kilkunastu kilometrów, po raz pierwszy czeka nas jakiś bardziej wymagający odcinek. Tempro marszu trochę spada, choć generalnie, po około 20 minutach jesteśmy już u góry.
Wejście na Przełęcz pod Chłopkiem
Nad Czarnym Stawem robimy kolejny krótki postój, na następnie wchodzimy na zielony szlak i zaczynamy podejście na Przełęcz pod Chłopkiem. Wśród turystów, ta trasa uchodzi za dość trudną, choć w kontekście naszych dzisiejszych planów, ciężko mówić o jakimś szczególnym wyzwaniu.

Początek szlaku prowadzi nas stromą ścieżką wśród niezbyt gęstej kosówki. Później przechodzimy przez rumowisko, a następnie, idąc chodnikiem pod stromą, skalną ścianą, zbliżamy się w stronę Mięguszowieckiego Kotła, pospolicie zwanego Bandziochem.

Pomijając miejscami duże nachylenie ścieżki, do tej pory trudności były niewielkie. Dopiero na następnym odcinku musimy się zmierzyć z krótkim, częściowo mokrym żlebkiem, gdzie po spękanej skale podchodzimy parę metrów do góry. To miejsce jest również ostatnią okazją, by uzupełnić zapasy wody.

Kawałek dalej skręcamy w lewo i przez chwilę podchodzimy do kolejnych trudności. Tam najpierw czeka nas trochę wspinaczki z użyciem rąk, później docieramy do najsłynniejszego miejsca na zielonym szlaku – wąskiej półki, którą zabezpiecza parę klamer i łańcuchów.
Za półką jest jeszcze jeden stromy fragment, gdzie w przejściu również pomaga trochę żelastwa – najpierw w postaci powieszonych parę lat temu łańcuchów, później niewielkiego zestawu klamer. Dalej jest już łatwiej. Skręcamy w stronę Kazalnicy i w kilkadziesiąt minut docieramy tam po umiarkowanie stromej ścieżce.


Po trwającym chwilę odpoczynku na Kazalnicy, ruszamy w stronę ściany „Czarnego Mięgusza”, a następnie odbijamy w prawo, na tak zwaną Galeryjkę. Tu znów trudności na chwilę rosną – robi się stromiej, czasem trzeba używać rąk, a do tego występuje lekka ekspozycja. Pod koniec trafiamy również na resztki śniegu, który spadł w Tatrach początkiem mijającego tygodnia.

Po zakończeniu lekko zalodzonego trawersu docieramy na przełęcz, gdzie zielony szlak dobiega końca. Tu mamy zamiar się rozdzielić. Dawid z Adamem chcą iść granią ze sprzętem do asekuracji, mnie bardziej ciągnie, by sprawdzić ten najłatwiejszy wariant, który prowadzi od Pośredniej Ławki Mięguszowieckiej. Żegnamy się więc na chwilę, z założeniem, że w ciągu godziny spotkamy się na głównym wierzchołku.
Mięguszowiecki Szczyt Pośredni – wejście od Pośredniej Ławki
Z Przełęczy pod Chłopkiem ruszam w stronę „Pośredniego Mięgusza”. Ku grani prowadzi tu wyraźna ścieżka, jednak zanim podejście stanie się bardziej strome, odbijam w lewo, za nieco mniej przetartym śladem. To tu zaczyna się Droga po Głazach – jedna z najpopularniejszych tras prowadzących na Mięguszowiecki Szczyt Wielki. Dziś użyję jej fragmentu, by dostać się w okolicę głównego wierzchołka MSP.


Ścieżko lekko się wznosi, a po paru pojedynczych minutach doprowadza mnie do pierwszych trudności. By przejść dalej, muszę się przytrzymać skałek i zrobić kilka kroków w ekspozycji. Później odbijam w prawo, przechodzę na drugą stronę skalnego żeberka i zauważam kolejne wyzwanie w postaci Trawersu Westwalewicza.


Nim jednak dotrę do Trawersu Westwalewicza, muszę jeszcze odbić w prawo, przejść kawałek trawiastą półką, a potem zejść kilka metrów po skałkach. Sam trawers ma postać wąskiej, skalnej półeczki, gdzie ledwo mieści się jeden but. Na szczęście, stopień nie jest w żaden sposób pochylony, więc w dobrych warunkach nie powinien sprawiać problemów. Oczywiście pod warunkiem, że psychika „puści” (ale jak nie puści tutaj, to raczej nie ma się co dalej pchać na MSP).



Minąwszy trawers, przechodzę przez kolejne żeberko. Stąd widzę już Pośrednią Ławkę Mięguszowiecką, na którą będę się musiał teraz dostać. Czeka mnie trochę wytracania wysokości (tak z kilkadziesiąt metrów), a potem wejście na dolną, żwirową część Ławki.
Choć cel wydaje się oczywisty, sama droga już taka nie jest. Co prawda kopczyków tu nie brakuje, jednak znaczą one kilka możliwych wariantów, z których nie wszystkie są optymalne. Warto więc umieć samemu „czytać teren” i schodzić tak, by nie trafić na jakiś uskok lub gładkie płyty.

Po udanym zejściu zaczynam wspinać się tym kruchym, stromym i nieprzyjemnym terenem. Najlepiej jak najszybciej odbić w lewo i dobrzeć do trawiastej części Ławki. Tam znajdziemy również kolejne kopce oraz częściowo wydeptaną ścieżkę. Warto jednak wiedzieć, że istnieją jej dwa warianty. Jeden prowadzi w górę, do końca Ławki, drugi odbija nieco w lewo. Dziś interesuje mnie ten pierwszy. Drugi to znana mi już z poprzedniego roku Droga po Głazach, którą można się dostać na Mięguszowiecki Szczyt Wielki.

Po dojściu do trawek ruszam prosto w górę i zaczynam dość szybko nabierać wysokości. Gdzieś tu spotykam również parę osób, które schodzą w dół Ławki. Początkowo myślałem, że były na szczycie, jednak po krótkiej rozmowie okazuje się, że po prostu szukali drogi na MSW i zabłądzili. Daję im więc kilka wskazówek, po czym mijamy się i każdy idzie ku swojemu celowi.

Wygodna, choć stroma ścieżka wkrótce się kończy i znów jestem na kruchym, mniej stabilnym podłożu. Na szczęście, z tego miejsca nie ma już daleko do końca Ławki. W ogóle, ten fragment lekko mnie zaskoczył swoją długości – spodziewałem się, że przejście Ławki zajmie mi więcej niż parę pojedynczych minut.

Podchodząc, po prawej stronie mam skalisty, bardzo stromy wierzchołek Mięguszowieckiego Szczytu Pośredniego. Z tej strony ciężko byłoby się na niego dostać, choć wiem, że optymalne wejście znajduje się gdzieś kawałek przed końcem Ławki. Mam jednak zamiar dojść na sam koniec, a potem cofać się, szukając miejsca, które pozwoli dostać się wyżej bez przekraczania „jedynkowych” trudności.
Wkrótce mijam najwyższy wierzchołek i idę jeszcze kawałek przy obniżającej się grani. Pod koniec lekko zakręcam w prawo i w łagodnie nachylonym, niezbyt eksponowanym terenie docieram na trawiasty taras na końcu Pośredniej Ławki. Z tego miejsca dobrze widzę stromy, trudny teren opadający w stronę Mięguszowieckiej Przełęczy Wyżniej, a dalej również najwyższy z Mięguszowieckich Szczytów, czyli Wielki. Po drugiej stronie mam z kolei grań, którą można się dostać na główny wierzchołek Mięguszowieckiego Szczytu Pośredniego. Choć jej przejście też jest wyceniane na I, teren jest ponoć nieco trudniejszy i bardziej eksponowany niż w wariancie, którego zaraz będę szukał.


O wariancie zaznaczonym na powyższych zdjęciach jeszcze nie wiem. To znaczy, znam jego ogólny przebieg z różnych opisów, ale dokładną drogę muszę odszukać samodzielnie. Zacząć zamierzam od znalezienia miejsca, gdzie należy odbić pod ścianę i zacząć się wspinać w stronę grani.
Wiem, że ma to być jakieś kilkanaście metrów od tarasu na końcu Pośredniej Ławki. Cofam się więc o taką odległość i patrzę w lewo. Dość łatwo zauważam teren za 0+, którym mógłbym podejść parę metrów do góry. Przy prowadzącej przez Ławkę ścieżce widzę także pojedynczy kopczyk, który potwierdza, że może faktycznie tego miejsca szukałem.

Bez problemu podchodzę kilka metrów, później zaczynam rozglądać się za dalszą drogą. Po chwili, na jednym z kamieni dostrzegam założoną pętlę, co sugeruje, że ktoś tu czasem dociera i używa jej do zjazdu. Jestem więc w dobrym miejscu.
Na prawo od pętli rozpoznaję kolejny charakterystyczny punkt tej drogi: wąską, mocno eksponowaną półkę, którą trzeba jakoś przejść, a potem ponownie odbić do góry. Widziałem wcześniej jej zdjęcia i szczerze mówiąc, to właśnie tego momentu najbardziej się obawiałem.

Wdrapuję się ponad kamień z pętlą, a potem wchodzę na półkę. Faktycznie, miejsca na nogi nie ma za wiele, po prawej zionie przepaść, jednak wbrew obawom, kamień po lewej nie okazuje się całkowicie gładki. Da się w nim znaleźć jakieś chwyty, a i sama półeczka nie ma więcej niż 2-3 metry długości. Całość przechodzę więc sprawnie i już po chwili stoję w jakimś pewniejszym miejscu.
Teraz pora odbić pionowo w górę. Jest stromo, trudności sięgają I, ale tu na brak chwytów i stopni nie można już narzekać. Wspina się bardzo przyjemnie, choć po kilku metrach docieram do miejsca, gdzie nie wiem, czy należy iść w lewo, czy w prawo. Wybieram to drugie i niemal od razu nabieram pewności, że była to dobra decyzja. Stoję teraz na małym kawałku częściowo trawiastego terenu, z którego widzę już grań oraz spękaną płytę, którą mogę się na nią dostać.


Po wciąż dość stromej, choć mocno spękanej płycie podchodzę skośnie w lewo i już po chwili jestem na grani. Tam patrzę w prawo i zauważam, że główny wierzchołek jest już naprawdę niedaleko. Został tylko kawałek w miarę poziomego, choć mocno eksponowanego przejścia po kamiennych blokach.

Choć początkowo teren nie wygląda przyjaźnie, przejście tego odcinka nie sprawia już wielu problemów. Droga jest oczywista, a bloki ułożone tak, że łatwo znaleźć chwyty i miejsca na nogi. Tylko jeden z kamieni decyduję się przejść okrakiem, resztę obchodzę nieco poniżej ostrza grani, od strony Doliny Hińczowej.
Chwilę później jestem już przy głazie, na którym biało-czerwoną farbą namalowano punkt graniczny. Nietrudno jednak zauważyć, iż nie jest wcale najwyższym miejscem na tym wierzchołku. Ten znajduje się jeszcze kawałek dalej, a dojście tam wymaga pokonania grani o podobnej trudności, jak wcześniej.


Bez problemu docieram do najwyższych kamieni i ostrożnie na nich staję. Potem wracam na grań i idę nią aż do uskoku znajdującego się jeszcze parę metrów dalej. By dostać się niżej, potrzebowałbym liny do zjazdu, albo nieco większych umiejętności, które pozwoliłyby mi zejść po niewiele mniej stromym obejściu owego miejsca.
Tuż przed uskokiem grań jest jednak na tyle szeroka, że to ten kawałek góry wybieram sobie jako miejsce odpoczynku. Póki co, wierzchołek mam cały dla siebie, jednak spodziewam się, że wkrótce przyjdą tu również Dawid z Adamem, który zdecydowali się na wariant ściśle graniowy. Ostatecznie, wspinającym się na lotnej asekuracji chłopakom idzie dość powoli, więc czekam na nich jeszcze dobre dwie godziny. Trochę długo, jednak dzięki temu mam mnóstwo czasu, by podziwiać genialną panoramę, która rozpościera się z głównego wierzchołka Mięguszowieckiego Szczytu Pośredniego.




Mięguszowiecki Szczyt Pośredni – zejście ze szczytu
W sumie, na szczycie spędzam jakieś 3 godziny. Dwie samotnie, jedną z resztą ekipy, która też chce się nacieszyć tutejszymi widokami. Później postanawiamy schodzić. Już razem, tym samym wariantem, których na szczyt wchodziłem ja.
Z wierzchołka wracamy się kawałek granią, aż do miejsca, gdzie da się skręcić na spękaną płytę po lewej stronie (lewej z perspektywy osoby schodzącej). Obniżamy się nią parę metrów, kierując się skośnie w lewo, a następnie odbijamy nieco w prawo i schodzimy stromą ścianką aż na wysokość opisywanej wcześniej, eksponowanej półki. To znaczy, ja schodzę, bo chłopaki wolą skorzystać z założonych pętli i zjechać te kilka metrów.



Wbrew lekkim obawom, przejście przez półeczkę wcale nie było teraz trudniejsze. Ona sama jest dość pozioma, więc jak już się do niej dojdzie, to sam trawers jest tak samo wymagający w obie stromy. A że teraz już wiem w co się pakuję, to obywa się bez zbędnego stresu.
Za półką czeka mnie jeszcze parę metrów niezbyt wymagającego zejścia za 0+. Pokonuję go bez problemu, po czym dostaję się z powrotem na Pośrednią Ławkę Mięguszowiecką. Teraz zostaje tylko zaczekać aż reszta ekipy skończy zjazd i można wracać na Przełęcz pod Chłopkiem.

Wkrótce robi się bardziej stromo. Początkowo idziemy lekko kruchym teren, potem po trawkach, na końcu znowu po niezłej kruszyźnie. Następnie, w dogodnym miejscu odbijamy w lewo i kończymy wytracanie wysokości.


Po zejściu z Ławki zaczynamy podejście, które można pokonać na parę różnych sposobów. Wydaje mi się jednak, że lepiej trzymać się umiarkowanie wyraźnej ścieżki z prawej strony, która w końcu doprowadza nas do przejścia przez skalne żeberko. Za nim kryje się eksponowany Trawers Westwalewicza, a później jeszcze trochę podejścia do kolejnego żeberka.

Co do Trawersu Westwalewicza, to ponoć istnieje jego obejście górą, ale jakoś nie miałem nigdy potrzeby go szukać. Przechodzimy ten fragment „standardowo” i przewijamy się przed żeberko, za którym widzimy już Przełęcz pod Chłopkiem. Ostatni etap to jeszcze jeden lekko eksponowany fragment przy skałkach, a później już tylko kilkadziesiąt metrów łatwej ścieżki.

Na przełęczy zgadujemy się z inną ekipą, która właśnie wróciła z Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego. Chwilę rozmawiamy, po czym stwierdzamy, że część osób zarówno od nich, jak i od nas nie była jeszcze na „Mięguszu Czarnym„. Bez większego wahania postanawiamy więc tam podskoczyć po klasycznej drodze od przełęczy. Łącznie z przerwą na wierzchołku, dodaje to do przejścia niewiele ponad godzinę. Zdecydowanie było warto, udało się trafić bez błądzenia, ale ponieważ dla mnie to już czwarte wejście na ten szczyt, nie będę do tutaj opisywał.
Powrót do Palenicy
Po ponownym powrocie na Przełęcz pod Chłopkiem ruszamy w dół Galeryjki, a później lekko eksponowaną ścieżką na Kazalnicę. Jest już późno, słońce powoli chyli się ku zachodowi, a na dole przelewa się właśnie morze chmur. Rzadko mam okazję oglądać w górach tak piękne widoki.

Z Kazalnicy odbijamy w lewo i schodzimy kawałek niezbyt wymagającą ścieżką. Później docieramy do fragmentów, które są ubezpieczone klamrami i łańcuchami. Mimo mokrej skały pokonujemy je bez problemów, a potem kontynuujemy marsz przy Mięguszowieckim Kotle. Niżej czeka jeszcze niewielkie głazowisko, a później ostatnie zejście po stromej ścieżce wśród kosówki.

Nad Czarnym Stawem spotykamy się z jeszcze inną pozaszlakową ekipą, która odwiedziła właśnie Niżnie Rysy. Robimy tu chwilę przerwy, a później, przy ostatnich promieniach słońca, schodzimy nad Morskie Oko, okrążamy jest w po ciemku i docieramy pod budynek schroniska.
Po kolejnym, tym razem nieco dłuższym postoju wchodzimy na asfalt i zaczynamy półtoragodzinny, męczący powrót do Palenicy, gdzie docieramy po dobrych 15 godzinach od startu wędrówki. Oczywiście, dałoby się to przejść szybciej, ale my, jako zespół, po prostu niesamowicie się wlekliśmy i robili sporo przerw.
Co prawda, nasze auto znajduje się jeszcze kawałek dalej, jednak w tej kwestii mamy trochę szczęścia – jedna z osób, z którą wracaliśmy stała bliżej wejścia do parku i zgodziła się nas podwieźć te ostatnie 1,5 kilometra. Tam zdejmujemy plecaki, wsiadamy do samochodu i zaczynamy ostatni etap tej wycieczki, czyli rozwożenie ludzi do ich miejsc zamieszkania.
Mięguszowiecki Szczyt Pośredni od Pośredniej Ławki – podsumowanie
Zdecydowanie, nie było to szybkie przejście. Wystartowaliśmy wcześnie rano, wrócili około północy. Na obu „Mięguszach” mieliśmy jednak mnóstwo frajdy, świetne widoki i rewelacyjną atmosferę. Choć sezon jeszcze trwa, już teraz mogę stwierdzić, że będzie to jedna z moich ulubionych wycieczek w tym roku.
Cieszy mnie również, że właśnie udało mi się skompletować wszystkie trzy Mięguszowieckie Szczyty. Zaczęło się od Czarnego, skończyło cztery lata później na Pośrednim. Trochę to trwało, ale w międzyczasie odwiedziłem mnóstwo innych, pozaszlakowych wierzchołków, poznałem spory kawałek Tatr, a przy okazji bardzo dużo się nauczyłem. Wiem również, że nie jest to dla mnie ostatni wypad w te rejony. Do masywu „Mięguszy” mam ogromny sentyment i z pewnością będę tu od czasu do czasu wracał. Wszak każdy z tych pięknych szczytów można zdobywać również innymi, nieco trudniejszymi drogami, a i powtarzanie tych znanych potrafi dać sporo przyjemności.
Na koniec wrócę jeszcze do trudności MSP. Bo według wielu opinii, jest on najtrudniejszym szczytem z całej trójki. I ja w większości się z tym zdaniem zgadzam, ale nie w stu procentach. Pod względem trudności technicznych oraz ekspozycji, faktycznie, na Mięguszowieckim Szczycie Pośrednim jest najbardziej wymagająco. Ścianka pod szczytem jest stroma, a przejście przez wąską półkę potrafi przyspieszyć tętno. Jednak tych trudności nie ma aż tak dużo, jak na drogach prowadzących na MSW. Również orientacja jest nieco łatwiejsza, bo opada przejście pomiędzy Pośrednią a Wielką Ławką Mięguszowiecką (na Drodze po Głazach) albo błądzenie przy przejściu poniżej grani prowadzącej od Hińczowej Przełęczy.
Osobiście stawiam więc Pośredniego ponad Wielkim, ale tylko nieznacznie – uważam, że ten szczyt jest przeznaczony dla osób o większych umiejętnościach technicznych, jednak samo przygotowanie do wycieczki jest mniej wymagające. Choć generalnie, to wszystkie „Mięguszę” są piękne i warte uwagi, a ich odwiedzanie może stanowić kolejne etapy czyjejś pozaszlakowej przygody.
Imponujesz mi jedna rzecza, a mianowicie, ze chce Ci sie juz ktorys raz isc te 10 km asfaltem do Morskiego Oka w tym roku i zdobywac szczyty wokol Doliny Rybiego Potoku. Nie mowiac juz o wczesnym wstawaniu i dojezdzie z Krakowa na kazdy taki wyjazd.
Nie myslales, zeby przy kilkudniowym okienku pogodowym po prostu wziac 2-3 noce w schronisku przy Morskim Oku i kazdego dnia spokojnie zdobywac sobie szczyty wokol?
Ja nie mialbym tyle samozaparcia, zeby 'co chwila’ chodzic tym asfaltem, bo to jednak bardzo irytujace. ;) O wiele bardziej wole krotszy asfalt nad Staw Popradzki.
E tam, ten asfalt to tylko 1:20h marszu. Poza tym, ja raczej rzadko miewam problemy z „nie chce mi się” ;)
Bardziej irytuje jest jak się prognoza popsuje i trzeba wyjazd przełożyć. Jak już idę tym asfaltem to się cieszę, że zaraz będzie jakaś fajna akcja!
Cześć,
no nie wiem ciężko ocenić, bo z jednej strony moim zdaniem to ten asfalt właśnie jest swego rodzaju błogosławieństwem na „podejściu” i już na powrocie kiedy to wraca się umęczonym z jakiejś górskiej akcji. To odcinek-miejsce gdzie można nikłym nakładem sił przebyć długą drogę którą i tak by trzeba było przebyć. Dodatkowym plusem jest to, że można na nim włączyć autopilota i odpłynąć w przysłowiowe gdziekolwiek mijając sobie przy okazji ludzkie tabuny. I tutaj właśnie dochodzimy do momentu gdzie tenże asfalt należy jak to się mówi zdisować: bo to jest trochę tak jakby wypalić sobie na ciele bliznę i nie dać się jej zagoić. Tak właśnie funkcjonuje ta trasa w Parku Narodowym, ponieważ dzięki swojej przystępności przemierzają ją dzikie ludzkie tabuny w te i we wte, a jakie są skutki i jakie generują sytuacje to chyba pisać nie muszę…więc fajnie ale i przykro
A pro po Pośredniego Mięgusza, to ostatnio chciałem się tam przespacerować, ale idąc wspomnianym asfaltem już z jego poziomu widziałem, że nikczemne prognozy mnie okłamały. Jednak stwierdziłem, że dojdę na przełęcz żeby się na własne oczy i uszy przekonać i trochę też w oczekiwaniu na jakiś niepokalany cud, który miałby specjalnie dla mnie nastąpić…oczywiście nic takiego nie miało miejsca (czego do tej pory nie mogę zrozumieć ;) ) – i zły postanowiłem zawrócić bo nie chciałem, żeby mnie zwiało z grani do samego Krakowa ;)
w tym roku udało się zdobyć MSP oraz MSW. Rzeczywiście wejście na MSP bardziej techniczna ale przyjemne chwyty (dla mnie najtrudniejsze to zejście i ostatnie chwyty aby dostać się na tą półeczkę) i fajna grań. MSW to znowu wielkie głazy na gierani no i szukanie drogi do Wielkiej Ławki Mięguszowieckiej. Teraz w planach Zawratowa Turnia, ciekawe jak oceniasz stopień trudności względem powyższych szczytów. Dzięki wielkie, dzięki twoim opisom i zdjęciom , najpierw narodził się pomysł że można a potem udało się je zdobyć. Nawet nieliczni spotkani na szlaku, czerpali wiedze z twoich opisów, także super robota. Pozdrawiam i życzę kolejnych ciekawych przejść w Tatrach.
Hej, dzięki za komentarz. Miło czytać takie rzeczy!
Co do Zawratowej Turni, to zależy od której strony chcesz iść. Z Zawratu to jest 15 minut po trudnościach 0+. Z Mylnej Przełęczy jest I, więc technicznie podobnie jak na Mięgusza, choć trudnych miejsc nie ma tam wiele (może ze 3), no i orientacyjnie jest dość łatwo. Trzeba tylko uważać, żeby za bardzo na lewą stronę nie schodzić.
Powodzenia :)