Groniczki, Gaiki i Przełęcz u Panienki – pętla z Lipnika
Dzięki zwartości masywu oraz gęstej sieci szlaków w Beskidzie Małym, nietrudno jest tam wytyczyć krótką i łatwą trasę w formie pętli. Dziś, startując z przedmieść Bielska-Białej, wybieram się na taką właśnie wycieczkę. Celem jest wejście na Gaiki, Groniczki, a także Przełęcz u Panienki.
Choć kalendarzowa wiosna trwa już niemal miesiąc, w górach znów pojawiły się trudne, zimowe warunki. Spadło sporo śniegu, a prognozy na zbliżający się weekend były co najwyżej średnie. Mimo to, postanowiłem spędzić wolne dni aktywnie, eksplorując nieco mniej znane szlaki Beskidu Małego.
Przełęcz u Panienki, Groniczki i Gaiki – podstawowe informacje
Wszystkie te miejsca znajdują się w północno-zachodniej części Beskidu Małego, niedaleko Bielska-Białej. Leżą dość blisko siebie, przez co wygodnie można je odwiedzić podczas jednego spaceru. Nie musi być on zresztą zbyt długi – cała opisana tu trasa zajmuje mniej więcej 3 godziny i wymaga przejścia około 9 kilometrów. Mapa wraz z profilem wysokościowym wygląda następująco:
Najwyższym punktem na trasie są Groniczki – mierzący 833 metry n.p.m. szczyt o całkowicie zalesionym wierzchołku. Przebiega przez niego dość ważny, znakowany czerwoną farbą Mały Szlak Beskidzki, jednak samo miejsce nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie ma widoków, nie ma innych atrakcji, sam nie widziałem nawet żadnych oznaczeń, choć w warunkach, w jakich zdobywałem tę górę, nietrudno byłoby je przeoczyć.
Niedaleko Groniczek znajduje się Przełęcz u Panienki, która swoją nazwę zawdzięcza stojącej tam, XIX-wiecznej kapliczce z obrazem Matki Boskiej. Przełęcz znajduje się na wysokości 739 metrów (albo 750 według innych źródeł) i jest skrzyżowaniem kilku szlaków turystycznych:
- czerwonego na Groniczki i Gaiki (Mały Szlak Beskidzki),
- czerwonego (również MSB) i żółtego na Hrobaczą Łąkę,
- żółtego do miejscowości Kozy,
- czarnego do bielskiej dzielnicy Lipnik.
Innym odwiedzonym podczas tej wycieczki węzłem szlaków są Gaiki – szczyt o wysokości 808 metrów, również całkowicie porośnięty lasem i pozbawiony widoków. Przez wierzchołek przebiega wspomniany już wcześniej, oznaczony na czerwono Mały Szlak Beskidzki, a także niebieski szlak pozwalający zejść do Lipnika lub na Przełęcz Przegibek. W tym miejscu zaczyna się również trasa zielona, ciągnąca się do zapory w Porąbce.
Groniczki, Gaiki i Przełęcz u Panienki – relacja z wycieczki
Lipnik – dojazd i parking
Na tę wycieczkę wyruszam z Krakowa, własnym samochodem. Do bielskiej dzielnicy Lipnik jadę przez Skawinę, Zator, Andrychów i Kęty. Za tymi ostatnimi jest jeszcze miejscowość Kozy, po minięciu której skręcam w prawo i zostawiam auto na parkingu pod lokalnym kościołem. Stąd do szlaku nie mam już daleko – pierwsze czarne oznaczenia znajdują się przy pętli autobusowej, po przeciwnej stronie drogi.
Czarny szlak na Przełęcz u Panienki
Przechodzę koło pętli, a następnie odbijam w stronę przejścia przez drogę krajową 52. Za nią wchodzę w jakąś boczną uliczkę i przez nieco ponad kilometr poruszam się asfaltem w terenie zabudowanym. Gdzieś po prawej stronie szumi potok Pisarzówka, jednak generalnie, ten odcinek nie należy do najciekawszych.
Po kilkunastu minutach dochodzę do granicy lasu, gdzie startuje ta ciekawsza część wycieczki. Mijam czerwoną tabliczkę informującą o wejściu na teren rezerwatu, a następnie zaczynam podejście. Ślad jest założony, jednak nocne opady trochę go przysykryły i wymaga odświeżenia.
Na tym odcinku muszę trochę uważać, by nie wdepnąć w płynący pod śniegiem strumyk. Temperatury są dodatnie, wszystko się topi, więc wody na szlaku będzie dziś naprawdę sporo. Myślę, że przemoczenia butów też nie uda się uniknąć, więc pozostaje mi jedynie odwlekanie tego jak najdłużej.
Na kolejnym odcinku dość długo podchodzę leśną drogą, prowadzącą w górę zbocza Groniczek. Ten fragment jest całkiem przyjemny, choć pozbawiony widoków. Samo nachylenie też nie sprawia większych problemów. Po prostu idę i cierpliwie zdobywam wysokość, przy okazji obserwując gęstniejące chmury.
Wraz z upływem czasu natrafiam na coraz większą ilość śniegu. Szczerze mówiąc, jest go tu nawet więcej, niż spodziewałem się przed wyjazdem. Fakt, coś tam dosypywało przez parę ostatnich dni, ale miejscami jest tu nawet 30-40 centymetrów świeżego puchu (a raczej białej, lepkiej brei, bo takie mamy dzisiaj podłoże).
W pewnej chwili, do czarnego szlaku dołącza trasa żółta, która na Przełęcz u Panienki prowadzi z miejscowości Kozy. Stamtąd też ciągną się jakieś pojedyncze ślady, więc wyżej będę miał już odrobinę łatwiej. Do samej przełęczy nie zostało zresztą daleko – jakieś pół kilometra, które w dzisiejszych warunkach zajmie mi kilkanaście minut.
Po chwili podchodzenia we wciąż gęstniejącej mgle docieram na przełęcz. Jest tu kapliczka z obrazem Matki Boskiej, której miejsce zawdzięcza swoją nazwę, zdjęcia Jana Pawła II w towarzystwie papieskich flag, a także drogowskaz z opisem przebiegających tędy szlaków.
Mały Szlak Beskidzki – przejście przez Groniczki i Gaiki
W tym miejscu czarny szlak się kończy. Dalej będę poruszał się za czerwonymi oznaczeniami Małego Szlaku Beskidzkiego. Z Przełęczy u Panienki odchodzi on w obie strony, ja wybieram tą ciągnącą się na zachód. Skręcam więc w prawo i zaczynam podążać za wydeptanym śladem pieszym oraz narciarskim.
Mija parę minut, po których zauważam lekko podejrzany brak oznaczeń trasy. Zgubiłem się? Ale przecież są ślady… Wyciągam telefon, odpalam mapę i sprawa się wyjaśnia. Normalnie, szlak biegnie lasem po lewej stronie drogi, którą obecnie podchodzę. Jednak ze względu na warunki, dziś ślad wytyczony jest łatwiejszym, mniej więcej równoległym wariantem. Oba i tak powinny połączyć się kilkaset metrów dalej, więc postanawiam nie zawracać i kontynuować marsz za istniejącymi odcinkami butów.
Po połączeniu wariantów szlak skręca do lasu i prowadzi kawałek po w miarę równym terenie. Gdzieś tu mijam Groniczki, jednak ciężko jest mi dokładnie określić moment, w którym to nastąpiło. Mam kiepską widoczność, a drzewa są oblepione śniegiem, więc nawet jeśli była tu jakaś tabliczka, to po prostu ją przeoczyłem.
Za Groniczkami szlak zaczyna się obniżać. Nie schodzę jednak dużo – jakieś 40 metrów, po których znów czeka mnie chwila nabierania wysokości. Znów łagodnie, znów bez żadnych kondycyjnych wyzwań. Te ostatnie są raczej z gatunku orientacyjnych. W tym miejscu widoczność rzadko przekracza 50 metrów, a nie wszystkie oznaczenia szlaku są widoczne, więc gdyby nie założony ślad, pewnie czułbym się trochę niepewnie.
Ścieżka między Groniczkami a Gaikami prowadzi niemal w całości lasem, tylko czasem odwiedzając jakieś niewielkie, półotwarte przestrzenie. Mimo dużej ilości śniegu, idzie się tędy całkiem dobrze, więc do kolejnego z punktów orientacyjnych docieram dość szybko. Tym razem jest to skrzyżowanie z zielonym szlakiem, który spod Gaików ciągnie się na wschód, najpierw w okolice Jeziora Międzybrodzkiego, a później dalej, przez niemal cały masyw Beskidu Małego.
Za czerwonym i zielonym szlakiem idę jeszcze kilka pojedynczych minut, po których docieram na szczyt Gaików. Podobnie, jak wszystko w tej okolicy, tu też mam ścianę drzew dookoła. Z rzeczy wartych uwagi są chyba tylko żółto-czarna tabliczka z nazwą góry oraz kilka drogowskazów.
Gaiki – zejście niebieskim szlakiem
Po krótkiej przerwie na Gaikach idę jeszcze kawałek czerwonym szlakiem, któremu teraz towarzyszy również kolor niebieski. Przez chwilę lekko schodzę, po czym docieram do kolejnego skrzyżowania, gdzie druga z tras odbija na północ.
Tu charakter szlaku nieco się zmienia. Do tej pory chodziłem głównie szerokimi, leśnymi drogami, teraz czeka mnie wejście na wąską ścieżkę, wijącą się między ośnieżonymi drzewami. Ze śladem sytuacja jest podobna, jak przy starcie wycieczki – coś jest, ale niedzisiejsze i w połowie zasypane.
Momentami, muszę się tu przeciskać przez nisko wiszące gałęzie, pełne mokrego i lepkiego śniegu. Na ziemi też jest go więcej niż wcześniej, co dodatkowo przyspiesza przemakanie moich butów. Schodzi się jednak dość szybko, a krajobraz leśnego, zamglonego zbocza decydowanie mi się podoba. Może i jest ciężko, ale przynajmniej w ładnym, zimowym otoczeniu.
Po wytraceniu kilkuset metrów nachylenie trasy łagodnieje, a widoczność zaczyna się poprawiać. Kontynuuję zejście terenem pełnym starszych i młodszych drzew, aż trafiam na szerszą, leśną drogę. Tu śniegu jest już mniej, jednak to, co leży jest zmieszane z wszechobecną wodą, którą z każdym krokiem rozchlapuję dookoła.
Po gruntówce pokonuję kilkaset metrów. Gdzieś pod koniec mijam starą leśniczówkę, a następnie parking na granicy lasu. Tu kończy się fajna część tego szlaku. Na kolejnym odcinku poruszam się już głównie w terenie zabudowanym, z krótką przerwą na spacer pełną wody alejką oraz przeprawę przez niewielki, drewniany mostek nad Niwką.
Za strumieniem mijam jeszcze parę domków, po czym dochodzę do drogi krajowej 52. W tym miejscu niebieski szlak skręca w lewo, jednak dziś nie jestem już zainteresowany jego dalszą częścią. Skręcam w prawo i przez ponad kilometr wracam w stronę kościoła w Lipniku. W międzyczasie, wbrew wcześniejszym prognozom, zaczyna padać deszcz.
Niedługo później jestem już w samochodzie. Po niemal 3 godzinach chodzenia w głębokim śniegu buty są totalnie przemoczone. Ściągam je razem ze skarpetami i przez chwilę suszę nogi, ciesząc się wracającym ciepłem. Dobrze, że wziąłem drugi zestaw na przebranie.
Ok, ta wycieczka skończona, jednak nie wiem, co zrobić z resztą dnia. Oryginalnie, planowałem przejść jeszcze jedną pętlę, ale w związku z załamującą się pogodą zaczynam mieć wątpliwości. Chmury wiszą coraz niżej, deszcz też wzmaga się z każdą minutą. Nie wiem, czy miałbym wiele frajdy z takiego łażenia. Chyba lepiej odpuścić i zostawić te suche buty na jutro.
Przełęcz u Panienki, Groniczki i Gaiki – podsumowanie
Trzeba przyznać, że warunki panujące podczas tego przejścia były dalekie od idealnych. Klimat dość ponury, w górach trudna dla wędrowców odwilż. „Pogoda dla koneserów” – jak to się czasem mówi. Nie każdemu coś takiego przypadnie do gustu, choć z drugiej strony, są i zalety. Ja widzę głównie trzy:
- Po pierwsze, mało ludzi na szlakach. Był weekend, chodziłem po regularnie odwiedzanych trasach blisko dużego miasta, a mimo to spotkałem tylko parę pojedynczych osób. A że tłumów nie lubię, to bardzo mi się ten stan podobał.
- Kolejna rzecz: nauka. To właśnie na trudnych trasach i przy złej pogodzie można się najwięcej nauczyć (niestety, często na własnych błędach), sprawdzić swój sprzęt oraz wiedzę, a także wyciągnąć wnioski na przyszłość. Trzeba tylko uważać, żeby nie przesadzić i zawsze pamiętać o bezpieczeństwie. Ja sam na takie wypady wybieram głównie trasy krótkie i nieodchodzące zbyt daleko od cywilizacji.
- No i mimo wszystko, klimat! Owszem, we mgle trudno o cieszące oczy widoczki i ładne zdjęcia ze szczytu, ale takie góry też mają swój urok. No i zawsze to coś innego, ciekawa odmiana od chodzenia w dobrych warunkach.
Z wycieczki jestem więc całkiem zadowolony. Znałem warunki i świadomie dobrałem do nich taką, a nie inną trasę. Myślę jednak, że dobrze nadaje się ona też na lepszą pogodę. Jest dość krótka, nietrudna i posiada parę atrakcji. W sam raz na kilkugodzinny spacer w formie pętli.
Świetnie, wchodzę na Twój blog regularnie. Nie ukrywam głównie ze względu na Twoje relacje z Tatr. Planujesz w najbliższym czasie jakąś wyprawę w te góry? W tym roku rozpoczynam moją przygodę z pozaszlakowymi trasami. Nie ukrywam, dzięki informacjom zdobytym na tym blogu. Pozdrawiam!
Hej! Oczywiście, że będzie powrót w Tatry, ale raczej dopiero w okresie letnim. Nie przepadam za sezonem przejściowym, plus moim zdaniem średnio się nadaje pod jakiejś ambitniejsze wejścia. Więc pewnie w czerwcu się zaczną pojawiać kolejne teksty i filmy z tych gór (mam nadzieję, że również z ich słowackiej części). Na wiosnę planuje głównie chodzenie po innych górach oraz trochę wycieczek rowerowych.
Gaiki są super:)