Beskid Wyspowy – Ostra, Jasień i noc na Polanie Wały
Pierwszy w tym roku wypad pod namiot i kolejna wycieczka z serii „nie trzeba urlopu ani weekendu, by zrobić coś fajnego w górach”. Zaraz po pracy zabieram plecak i ruszam podkręcić się trochę po Beskidzie Wyspowym. Celem jest wejście na Ostrą, Jasień oraz spędzenie nocy w bazie namiotowej na Polanie Wały.
Na ten wyjazd ochotę miałem już od naprawdę wielu tygodni. Zrobienie w tym roku paru wycieczek ze spaniem w namiocie było jednym z moich postanowień na ten rok. Odkąd więc zrobiło się cieplej (czyli tak co najmniej 5 stopni w nocy, biorąc pod uwagę mój obecny sprzęt), zacząłem wypatrywać odpowiedniej okazji.
Niestety, najpierw przeszkadzała epidemia, później pogoda. Przed ostatni miesiąc lub nawet dłużej, mieliśmy w południowej Polsce dosłownie kilka dni z dobrą, stabilną aurą. I jakoś tak wychodziło, że zawsze sięgałem wtedy po inne aktywności. Namiot musiał czekać.
Ale ostatecznie, nadeszła pora i na taką wycieczkę. Pewnego poranka rutynowo sprawdzam górskie prognozy pogody i zauważam, że wszystkie zgodnie przewidują spokojną noc w Beskidzie Wyspowym. Co prawda jest środek tygodnia, ale i tak mam pomysł na organizację takiego wypadu. Wyjazd zaraz po pracy, parę godzin wieczornego chodzenia, później z 6 godzin snu, zejście i poranny powrót do domu. To mogło się udać.
Jasień, Ostra i baza na Polanie Wały – trochę informacji
Jasień to trzeci pod względem wysokości szczyt Beskidu Wyspowego. Mierzy 1062 metry i w tym paśmie przewyższają go jedynie Mogielica oraz Ćwilin. Leży pomiędzy miejscowościami Lubomierz, Szczawa i Półrzeczki, z których każda posiada szlaki umożliwiające wejście na wierzchołek tej góry. On sam nie jest jednak zbyt charakterystyczny. Łagodny, w większości zalesiony i pozbawiony widoków. Te ostatnie o wiele lepiej oglądać z paru położonych w pobliżu szczytu polan.
Ostra to z kolei jeden z dwóch szczytów niewielkiego masywu położonego kawałek na wschód od Mszany Dolnej. Mierzy 780 metrów i choć trochę ustępuje leżącemu poza szlakiem wierzchołkowi Ogorzała (806 metrów), to przez nią prowadzi zielony szlak turystyczny, wytyczony od Lubogoszcza, przez Mszanę Dolną, po opisany przed chwilą Jasień. Na szczycie Ostrej znajdziemy niewielką tabliczkę szczytową oraz częściowo przesłonięte drzewami widoki na okoliczne górki. Tu również lepsze okazje do podziwiania krajobrazów znajdują się poniżej wierzchołka.
Polana Wały znajduje się niedaleko (około pół godziny marszu) od Jasienia, na zboczach sąsiedniego szczytu Krzystonów. Nie jest ani duża, ani nie oferuje szczególnie ciekawych widoków. Znana jest natomiast z kameralnej bazy namiotowej, prowadzonej w miesiącach wakacyjnych przez Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich w Katowicach. W sezonie oferuje ona wodę, toaletę, możliwość przyrządzania posiłków oraz noclegi w namiotach bazowych. Cena za noc wynosi obecnie 10 złotych. Poza sezonem wygód nie ma, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by tam przyjść i przenocować korzystając z własnego sprzętu.
Relacja z wycieczki
Wycieczkę podzieliłem na parę etapów. Najpierw było dostanie się pod górę, później przejście przez Ostrą na Jasień, zakończone zejściem do bazy na Polanie Wały. To ponad 16-kilometrowa trasa, wyliczona niemal 6 godzin marszu. Aż tyle czasu nie miałem, ale znając swoje możliwości, byłem w stanie ocenić, że zrobię to szybciej, pewnie w około 4,5 – 5 godzin.
Drugi dzień miał być już spokojniejszy. Pobudka w okolicach wschodu słońca, zwinięcie obozu i zejście do Rzek – dzielnicy Lubomierza (około 7 km), skąd już łatwo wrócić do Krakowa. W domu chciałem być nie później niż 11:00, co akurat dawało mi spory zapas czasu.
Dojazd z Krakowa do Mszany Dolnej
Autobusy na tej trasie kursują dość często, załóżmy, że średnio co pół godziny. Część w Mszanie kończy, inne jadą dalej, najczęściej w stronę Szczawnicy. Czas przejazdu to (licząc od dworca) nieco ponad godzina plus ewentualne korki. Koszt biletu wynosi kilkanaście złotych.
Wyliczyłem, że pod tę wycieczkę, najlepiej będzie mi rozpocząć marsz około 16:00, co jednocześnie umożliwiało normalne skończenie pracy, jak również zostawiało 5 godzin na wędrówkę przy dziennym świetle. I tak też się stało. Wsiadłem na najbliższym mojemu mieszkaniu przystanku około 15:10, niecałą godzinę później byłem już w Mszanie Dolnej. Dojazd udany, można zaczynać tą ciekawszą część dnia.
Zielonym szlakiem przez Ostrą
Trasa na Ostrą nie zaczyna się jednak bezpośrednio przy dworcu. Do zielonego szlaku muszę kawałek dojść. Najpierw przy głównej drodze tej miejscowości, później przez most nad Mszanką.
Kawałek dalej trafiam na zielone symbole mojej dzisiejszej trasy. Skręcam w prawo i schodzę nad brzeg rzeki. I tu niestety oznaczenia się urywają. Kawałek dalej wrócą, ale generalnie, jest na tym szlaku trochę braków. Mapa lub nawigacja z wgranym śladem są raczej koniecznością.
Przez pierwszych parę minut poruszam się asfaltem, później schodzę na polną drogę nieco bliżej Mszanki. Idzie się nią dość dobrze, choć w niektórych obniżeniach wciąż zalega woda po niedawnych podtopieniach.
Po przejściu około 2 kilometrów docieram do skrzyżowania z nieco większą drogą. Skręcam w lewo i idę chwilę poboczem umiarkowanie ruchliwej szosy, aż do trafienia na niewielki mostek nad Łostówką. Przechodzę przez niego i trafiam pomiędzy zabudowana jednego z osiedli Mszany Górnej. Tu zaczyna się pierwsze podejście. Początkowo jeszcze asfaltowe, później przybiera formę polnej drogi, dość gęsto posypanej kamieniami.
Opuszczam teren zabudowany, trafiając pomiędzy łąki. W końcu mam dookoła trochę otwartej przestrzeni z ciekawymi widokami na okoliczne pagórki. Wraz z nabieraniem wysokości warto również czasem oglądać się za siebie.
Z upływem czasu, coraz bardziej zbliżam się do lasu. W końcu wchodzę między drzewa, choć szczerze mówiąc, nie jest to zbyt piękne otoczenie. Dodatkowo, droga jest pełna błota i miejscami zarośnięta. Widać, że nie jest to jakaś szczególnie popularna trasa.
Po paru minutach trafiam na jakąś polanę bez wyraźnego oznaczenia dalszej drogi. Po raz kolejny sięgam po nawigację, która kieruje mnie w lewo. Tam trafiam do kolejnego lasu, który tym razem będzie towarzyszył mi dłużej. W tym jest również o wiele ładniej.
Najpierw idę trochę na północ, później ścieżka odbija na wschód. Początkowo jest nieco stromo, jednak już kawałek nachylenie staje się mniej uciążliwe.
Po kilkunastu, może 20-paru minutach las trochę się przerzedza. Przed sobą zauważam też niewielką, pozbawioną większych drzew kopkę. Czyżby wierzchołek? Idę jeszcze chwilę i faktycznie, trafiam na tabliczkę szczytową z nazwą góry i jej wysokością (780 metrów n.p.m.).
Widoki nie są zbyt imponujące. Da się dostrzec fragmenty okolicznych masywów, jednak w większości przesłaniają je drzewa. Lepsze okazje do podziwiania górskich krajobrazków będę miał dopiero później.
Nie robię tu żadnej przerwy. W sumie nie widzę większego sensu, bo ani nie ma tu żadnej infrastruktury (poza wspomnianą tabliczką), ani ciekawych widoków. Mijam wierzchołek i zaczynam zejście.
Szlak początkowo prowadzi mnie kamienistą ścieżką wśród niskich drzewek. Kawałek dalej las się zagęszcza, choć nie na długo. Chwilę później znów jestem przy niskiej roślinności. Tym razem już z ciekawymi widokami na parę najwyższych szczytów Beskidu Wyspowego. Bez większych problemów mogę rozpoznać Mogielicę, Ćwilin czy Jasień, który będzie moim kolejnym, dzisiejszym celem.
Przez kilka następnych minut idę jeszcze głównie terenem zalesionym. Później trafiam na bardziej otwartą przestrzeń, przez którą poruszam się polnymi, rzadko uczęszczanymi drogami. Tu również kilka razy muszę sięgać po nawigację, a także uważać na nieco podmokły teren.
Kolejne półtora kilometra upływa mi na poruszaniu się wśród łąk i niewielkich lasów. Teren jest dość ładny i często daje okazje do podziwiania okolicznego, mocno pofałdowanego krajobrazu.
Wejście na Jasień
Kawałek dalej szlak krzyżuje się z asfaltową drogą łączącą pobliskie miejscowości Łętowe i Wilczyce. Przechodzę przez nią i po chwili podchodzę już kamienistą ścieżką przez niewielki lasek. Następnie mijam jeszcze parę łąk, a później wchodzę do lasu, gdzie – pomijając przejście przez parę polan – zostanę już do końca dnia.
Szlak szybko zaczyna piąć się do góry. Jest nieco stromo, a środkiem ścieżki spływa woda. Czyli niby niełatwy odcinek, ale mi idzie się nim bardzo przyjemnie. To chyba najfajniejsze podejście, które robię tego dnia.
Tak właściwie, to nie idę jeszcze na Jasień. Obecnie poruszam się zboczami mierzącej 901 metrów Kiczory. Zielony szlak omija jednak jej wierzchołek, więc o istnieniu tego szczytu wiem jedynie z oglądanej od czasu do czas mapy. W pewnym momencie przechodzę około 100 metrów od niego, wiedząc tylko, że jest gdzieś tam pomiędzy drzewami z lewej.
Ścieżka z czasem łagodniejsze. Las też robi się rzadszy, momentami ukazując mi jakąś niewielką polanę. Po minięciu Kiczory trasa na jakiś czas robi się wręcz płaska i pozbawiona jakichkolwiek trudności.
Kawałek dalej docieram na Polanę Folwarczą. Ta jest nieco większa i oferuje ciekawy widok między innymi na położone na południu Gorce. Tu trafiam również na skrzyżowanie z czarnym szlakiem, który na polanę wspina się od pobliskiego Lubomierza.
Za polaną idę jeszcze kawałek po szerokiej, wygodnej gruntówce. Później zmienia się ona jednak w wąską, stromą ścieżkę, która chwilę prowadzi mnie przez zarośla. Co ciekawe, tą samą trasą wytyczono również czerwony szlak rowerowy. Nie wiem, jak inni, ale ja niezbyt sobie wyobrażam podjeżdżanie tędy.
Za tym podejściem, po paru minutach, znów robi się szerzej. Idę jeszcze chwilę przez las, po czym napotykam kolejną z tutejszych polan. Przed dotarciem na nią muszę trochę podejść, co sprawia, że przez moment błędnie uznaję ją za szczyt. Wkrótce jednak spawa się rozjaśnia – dalej też jest pod górkę, a do wierzchołka Jasienia będę musiał jeszcze chwilę dreptać.
Wchodzę do lasu i przez kilka minut podchodzę pełną kamieni ścieżką. W końcu docieram do skrzyżowania z żółtym szlakiem, prowadzącym na Jasień od Rzek. Zielony, którym szedłem do tej pory, w tym miejscu się kończy.
Miejsce, gdzie teraz stoję nie jest jednak szczytem góry. Ten znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej na północny – wschód. Idę tam i trafiam na mało charakterystyczne miejsce, dookoła otoczone lasem. Widoków nie ma, jest za to standardowa dla Beskidu Wyspowego tabliczka z zielono – żółtymi akcentami oraz pozostałości po palonym niedawno ognisku.
Noc w bazie namiotowej na Polanie Wały
Tu również nie robię zbyt długiego postoju. Po chwili jestem już w dalszej drodze, której celem jest dotarcie do bazy namiotowej, położonej na Polanie Wały, około 30 minut drogi stąd.
Po krótkim zejściu opuszczam las i trafiam na następną z polan. Ta nosi nazwę Skalne i jest chyba największą w okolicy. Na jej północnym krańcu stoi kapliczka, mapa okolicy oraz tabliczka szczytowa mało wybitnego wierzchołka Kutrzyca. Są też ładne widoki w kierunku południowo – wschodnim. Tak na dobrą sprawę, to miejsce jest o wiele ciekawsze niż sam Jasień.
Za polaną kontynuuję zejście, trzymając się oznaczeń żółtego szlaku. Miejscami jest umiarkowanie stromo, choć nigdy takie odcinki nie trwają dłużej niż parę pojedynczych minut. Później znów mam płasko lub nawet muszę nieco podejść.
W pewnym momencie docieram do skrzyżowania z zielonym szlakiem, innym niż ten, którym szedłem wcześniej od Mszany. Skręcam w prawo, schodzę kawałek po krętej ścieżce i po chwili stoję już na skraju Polany Wały. To tu mam zamiar spędzić dzisiejszą noc.
W sezonie wakacyjnym na polanie znajduje się baza namiotowa prowadzona przez Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich w Katowicach. Są duże namioty sypialne, dostęp do toalet, picia oraz możliwość przyrządzania posiłków. Dziś to wszystko jest jeszcze nieczynne. Drewniany szałas stoi opuszczony, podobnie jak ławki, miejsce na ognisko oraz… metalowa rama, na której można powiesić dwie huśtawki.
Rozbijam się w górnej części polany, na skraju lasu. W kilka, może kilkanaście minut rozkładam namiot, po czym przygotowuję karimatę i śpiwór. Potem wchodzę do środka i zasuwam zamki – wolę odciąć się od tych uciążliwych owadów, które od paru godzin latają mi koło głowy.
Jem niewielką kolację, ściągam brudne rzeczy, przebieram skarpety i wchodzę do śpiwora. Na zewnątrz właśnie chowa się słońce (niestety, stąd nie mam możliwości obejrzenia zachodu), więc za niedługo powinno się ściemniać. To dobrze, bo przy dziennym świetle dość ciężko mi zasnąć.
Noc mija spokojnie. Jest ciepło, bez wiatru i opadów. Zasnąłem pewnie trochę po 22-giej i aż do 3-ciej spałem bez przerwy. Potem parę razy się wybudzałem i zasypiałem ponownie. W końcu, trochę po 4-tej zaczęło świtać, a mi odeszła ochota na dalsze spanie. Nastawiony na 4:30 budzik okazuje się zbędny.
Zejście do Rzek
Po rozsunięciu zamków moim oczom ukazuje się gęsta mgła. Widoczność jest pewnie w okolicach 100 metrów, a stąd nie widzę nawet drugiego końca polany. Z prognoz wiem jednak, że w trakcie dnia sytuacja powinna się poprawiać.
Przed wyjściem z namiotu jem jeszcze dwie kanapki na śniadanie, a potem zaczynam zwijać obóz. Mija kilkanaście minut i jestem gotowy do dalszej drogi. Zejście powinno mi zająć około 2 godzin.
Nim jednak zacznę wytracać wysokość, muszę wrócić na Jasień. Robię to dokładnie taką samą trasą, po jakiej tu przybyłem. Czyli najpierw do góry na skrzyżowanie z żółtym szlakiem, potem w lewo aż do Polany Skalne, a w końcu i na zalesiony wierzchołek Jasienia.
Za Jasieniem w końcu zaczynam schodzić. Początkowo wśród rzadkich drzewek, później już gęstym, naprawdę ładnym lasem. To kolejny z fragmentów tej wycieczki, które najbardziej mi się podobały.
Przez pewien czas schodzę głównie lasem, od czasu do czasu mijając jakąś niewielką polankę. Przeważnie nic jednak na nich nie widzę, gdyż mgła wciąż przesłania większość widoków.
W pamięć na pewno zapadnie mi Polana Okólczyska. Jednak nie ze wzgledu na jakiś spektakularne krajobrazy, ale głupi błąd, który przy niej popełniłem. Zagapiłem się, źle skręciłem i zacząłem schodzić w dół po dość stromej ścieżce. Zorientowałem się dopiero parę minut później, co skutkowało koniecznością ponownego wdrapania się na wysokość polany. Razem straciłem tu co najmniej kilkanaście minut, co praktycznie wypaliło moją całą rezerwę do autobusu, którym miałem zamiar wrócić. Jeśli się na niego spóźnię, na kolejny poczekam niemal godzinę dłużej.
Po powrocie na szlak, schodzę już zgodnie z oznaczeniami. Mija parę minut, wychodzę z lasu i trafiam w okolice Przełęczy Przysłopek. Tu jestem już poniżej chmur, więc widoki mam trochę rozleglejsze.
Polna droga prowadzi mnie w dół, do skrzyżowania z asfaltem. Za nim znów zaczynam podejście. Najpierw pośród łąk, później już standardowo – lasem. Przez jakiś czas szlak prowadzi teraz do góry, po zboczach lokalnego szczytu Myszyca. Na wierzchołek jednak nie docieram, lecz mijam go praktycznie niezauważenie od południowego – zachodu.
Kolejny warty uwagi punkt na trasie to Polana Nowa. Dość duża, z fajnymi widokami, choć akurat dziś większość przesłaniają niskie chmury. Obchodzę ją skrajem lasu od wschodu, po czym kontynuuję zejeście do Rzek.
Za polaną mam jeszcze do przejścia krótki leśny odcinek. Za nim teren się otwiera, a na horyzoncie wyrastają pojedyncze zabudowania, do których docieram polną drogą. Później pojawia się asfalt, pozwalający mi zejść na sam dół, do głównej drogi prowadzącej przez miejscowość.
Powrót
Przystanek znajduję się jakieś 100 metrów na zachód. Idę tam, zatrzymuję i zaczynam oczekiwanie na autobus. Wyrobiłem się niemal idealnie. Pojazd nadjeżdża parę minut później. O tej porze jest praktycznie pusty, więc do Krakowa wracam w spokoju i całkiem niezłym komforcie.
Drzwi do mieszkania otwieram około 8:30. Wycieczka skończona, ale tak naprawdę, mój dzień dopiero się zaczyna. Jest czwartek, normalny dzień roboczy. Urlopu nie brałem, więc pora się umyć, rozpakować, coś przekąsić, a później zabierać za zawodowe obowiązki.
Podsumowanie wycieczki
Pierwsze tegoroczne namiotowanie w górach uważam za bardzo udane. Praktycznie wszystko poszło zgodnie z planem. Dojazdy, pogoda, czasy przejść oraz oczywiście samo spanie. Fakt, parę razy zboczyłem z trasy, ale takich pobłądzeń naprawdę ciężko uniknąć, szczególnie na mniej popularnych i gorzej oznaczonych szlakach.
Cieszy mnie również, że tego rodzaju zabawę można uprawiać w ciągu „zwykłego” tygodnia. Mam dość elastyczne godziny pracy, więc pomiędzy skończeniem jednego dnia i zaczęciem drugiego, mogę mieć nawet 20 godzin wolnego. A to, szczególnie na przełomie wiosny i lata, wcale nie jest tak mało czasu.
Wrócę jeszcze na chwilę do odwiedzonych dziś miejsc. Dla mnie sporo z nich było nowych. Ani na Ostrej, ani na Jasieniu jeszcze nie byłem, więc cieszę się, że miałem ku temu okazję. Polanę Wały już co prawda odwiedzałem, ale jednak spanie w takim miejscu to zupełnie inne przeżycie niż zwykłe przejście tamtędy.
Gdybym jednak miał być bardziej obiektywny, to niestety, nie są to jakieś szczególnie godne uwagi szczyty. Oba ani nie oferują ciekawych widoków, ani nie posiadają jakichś unikalnych cech. Ot, zwykłe chodzenie przez lasy i polanki. Miejscami jest fajnie, ale jednak jest w Beskidzie Wyspowym wiele ciekawszych miejsc. Tego typu przejście to raczej propozycja dla ludzi, którzy albo już dużo widzieli i chcą również poznać te mniej popularne górki, albo szukają na szlaku cieszy i spokoju – bo tak szczerze mówiąc, to podczas tej całej wycieczki nie udało mi się spotkać ani jednego, innego turysty.
Mapa pokonanej trasy:
Długa i interesująca relacja. W dodatku bardzo ciekawe zdjęcia. Gratulujemy i pozdrawiamy!
Dziękuję! :)
Świetna relacja i gratulacje za wycieczkę, piękna sprawa.
Dzięki! Do dziś bardzo miło wspominam tę trasę.
Fajny patent z tym, żeby jechać bo po pracy i rano szybko wrócić ;-) Choć jednak chyba wolałabym weekend, bo wstawanie o 4 to nie moja bajka :-D
Jak na góry, to wstawanie o 4:00 wcale nie jest taką wczesną godziną… ;)
Pozdrawiam!